Od śmierci Hisany minęły trzy dni.
Stoję teraz nad jej nagrobkiem i przeklinam sam siebie. Za to, że nie byłem
lepszym mężem, że tak długo się wahałem, ale przede wszystkim za to, że nie
umiałem jej pomóc, uratować. Nie umiem nawet spełnić jej ostatniej prośby. Nie
odnalazłem jeszcze Rukii, jej młodszej siostry, którą zostawiła w Rukongai, by rozpocząć
naukę w Shino.
Nawet tyle nie mogłem dla niej
zrobić. Nie zdążyłem odnaleźć dziewczynki, dla której Hisana została shinigami.
Gdyby nie to, nigdy nie poznałbym Hisany. I może tak byłoby lepiej? Nie czułbym
się taki samotny i zagubiony. Jestem najgorszy… Jak w ogóle mogę tak myśleć? To
ja powinienem umrzeć, a nie ona. Miała tyle marzeń…
A teraz nie potrafię uronić nawet
jednej łzy nad grobem ukochanej kobiety. Jedynej, dla której warto było żyć.
Tuż obok widzę jeszcze jeden nagrobek ze znajomym imieniem. Ichimaru Saki…
Zginęła niecały miesiąc wcześniej. Pomnik postawiony został symbolicznie,
podobno na prośbę Ichimaru Gina.
Jego siostra i moja przyjaciółka,
zginęła podczas badania sprawy mordercy, którego nadal nie złapano. O zaginięcia
kapitanów oskarżono Uraharę Kisuke, ale mało kto wierzy w jego winę. Na pewno
nie Setsuko, którą co rusz przesłuchują w tej sprawie, bo była pod jego opieką.
Cały czas zapiera się, że to nie on, ale prawda jest taka, że uciekł. Jak
tchórz.
Wzdycham ciężko. Nic tu po mnie. Hisana
i tak już odeszła. Nigdy więcej jej nie zobaczę. Spoczęła obok Saki. Sterczenie
tu dłużej nie ma sensu, więc odwracam się, by wrócić do oddziału. W oddali
dostrzegam jakąś sylwetkę w stroju kadeta. Najwyraźniej Setsuko znów wymknęła
się z zajęć.
Używam shunpo, żeby ją dogonić.
Tarasuję jej drogę, gdy próbuje umknąć z nadzieją, że jeszcze jej nie
zauważyłem. Na mój widok robi przerażoną minę. Chyba jej głupio. I dobrze, bo powinna
być teraz na zajęciach, a nie marnować czas.
– Hej? – mówi niemrawo.
– Co tutaj robisz? – pytam z powagą. –
Powinnaś być teraz na zajęciach.
– Wiem…
– To co tu jeszcze robisz?
– Byłam u ciebie w biurze, ale nie było cię
tam. Poszłam cię szukać – wyjaśniła.
– I znalazłaś – stwierdzam. – Potrzebujesz
czegoś?
– Nie, chciałam zobaczyć, co u ciebie...
– To samo co wczoraj, to samo co
przedwczoraj…
– Może napijemy się razem herbaty? – pyta z
nadzieją w głosie. – Pogadamy.
– Nie mam czasu. Muszę wypełnić dokumenty. A
ty natomiast powinnaś być teraz w Shino. Jak chcesz zaliczyć rok, jeśli ciągle
wagarujesz?
– Wiem… Martwiłam się o ciebie po prostu.
– Niepotrzebnie – mruczę.
– Ale tym razem nie tylko ja… – oznajmia
cicho. – Tylko Hotarubi wolała zaczekać u ciebie w biurze. Kazuma mówił, że się
trochę spóźni.
– Będziecie tylko przeszkadzać. Wracajcie na
zajęcia – rozkazuję. – Czy Kazuma nie wie, że zwłaszcza teraz nie może marnować
czasu?
– Czy troska o przyjaciela naprawdę jest
stratą czasu? – pyta z żalem Setsuko.
– Tak, bo mam się dobrze.
– Tak mówisz, ale…
– Setsuko, wracaj na zajęcia. Natychmiast.
– Nie wyżywaj się na niej – słyszę i
spomiędzy drzew wyłania się Kazuma. – Wszyscy się o ciebie martwimy.
– Już mówiłem, że nic mi nie jest. Wracajcie
do Shino.
– Daj spokój, chcemy ci pomóc – upiera się. –
Poza tym, zgadzam się z Setsuko. Powinieneś z kimś porozmawiać. Ostatnio
niewiele sypiasz. Nic dziwnego, po tym wszystkim, co się wydarzyło.
***
Siedzę w swoim gabinecie, wypełniając
dokumenty. Nie przyzwyczaiłem się jeszcze do obowiązków kapitana, chociaż idzie
mi lepiej, niż myślałem. Dziadek dobrze mnie przygotował. Tylko, że teraz nie
mam do tego głowy. Minął zaledwie miesiąc od śmierci Hisany… Tak bardzo za nią
tęsknię. Odeszła na zawsze. Mieliśmy tyle planów, a teraz wszystko to
przepadło. Jedyne, co po niej zostało to jej siostra. Malutka dziewczynka,
chociaż tak łudząco podobna do mojej ukochanej żony.
Znalazłem Rukię tydzień po śmierci Hisany
i pokochałem jak własną siostrę od pierwszego spotkania. Ale nie potrafię jej
tego okazać. Patrzenie na nią jest dla mnie trudne, gdy wciąż widzę w niej
swoją zmarłą żonę. Nie potrafię się pogodzić z tym, co ją spotkało. Może nie
czułbym się tak fatalnie, gdybym posłuchał rodziny i nie wziął ślubu.
W nawale obowiązków zapomniałbym o
Hisanie i nie czułbym się teraz tak straszliwie samotny. Nie chcę skrzywdzić
Rukii, ale naprawdę nie potrafię… Dobrze, że rekrutacja do akademii Shino
jeszcze się nie skończyła. Dzięki temu mogłem ją wysłać do szkoły. Zostanie
shinigami, będzie się uczyć i mieszkać w internacie. Zobaczę ją dopiero podczas
świątecznych dni wolnych.
Wzdycham ciężko, bo prawdę mówiąc
i to jest mi nie w smak. Rukia jest wciąż młoda. Spokojnie mogłaby poczekać rok
lub dwa, zanim pójdzie do Shino. Nie będzie miała łatwo. Niemniej, by stać się
godną dziedziczką rodziny Kuchiki, musi się postarać. Tam nauczą ją
wszystkiego. Jest w dobrych rękach. Tak myślę…
Słyszę pukanie do drzwi i zanim
mam okazję cokolwiek odpowiedzieć, ktoś wchodzi do środka. Wiem, kto przyszedł,
gdy tylko dostrzegam blond czuprynę. Wracam do lektury dokumentów, bo z nią tym
bardziej nie chce mi się rozmawiać. Jest zawsze wesoła i uśmiechnięta. To
straszliwie irytujące. Może dlatego, że sam nie potrafię tak optymistycznie
patrzeć na przyszłość.
Setsuko siada naprzeciw mnie na
krześle. Nic nie mówi. Tylko siedzi, wpatrując się we mnie, przez co nie mogę
się skupić na dokumentach. Wzdycham po raz kolejny. Ona robi to samo,
przyglądając mi się. Najwyraźniej wyczekuje reakcji z mojej strony, ale
naprawdę nie mam ochoty z nią rozmawiać.
– Halo? Ziemia do Byakuyi – odzywa się w
końcu. Spoglądam na nią pytająco. – Ignorujesz mnie?
– Nie – odpowiadam po chwili wahania. – Masz
do mnie jakąś sprawę?
– Przyszłam zobaczyć, jak sobie radzi młody
kapitan szóstego oddziału Gotei 13 – mówi z dumą. – Wciąż trochę nie mogę
uwierzyć, że tak szybko zostałeś kapitanem, ale widzę, że sobie radzisz –
stwierdza z zadowoleniem. – Chociaż nie spodziewałam się tutaj piętrzących pod
sufit dokumentów. Nie w twoim biurze.
– Nie mogę sobie pozwolić na zaległości.
– Rzuciłeś się w wir pracy – zauważa Setuko i
marszczy brwi. – To niedobrze…
– W nic się nie rzucam – odpowiadam z powagą.
– Po prostu mam obowiązki, które chcę wypełnić jak najlepiej.
– Jassssssne.
– Jeśli przyszłaś mi przeszkadzać, idź już –
mówię ostro. – Nie mam czasu na głupoty.
– Przyszłam, bo się martwię. Wszyscy się
martwimy. W końcu jesteśmy przyjaciółmi.
– Jak widzisz, mam się doskonale. Możesz już
iść – mruczę, lekko poirytowany uporem Setsuko.
Czasami zastanawiam się, czy potrafi
czytać w myślach, bo im bardziej staram się udawać, że wszystko jest w
porządku, tym bardziej zmartwioną minę robi. Jakby wiedziała, że coś ukrywam. W
zasadzie wygląda nawet na trochę smutną, ale ja przecież nie potrzebuję jej
współczucia. Sam sobie poradzę. Jestem teraz kapitanem, nie mogę okazać
słabości.
– Byakuya, ja mówię poważnie – odzywa się po
dłuższej chwili milczenia. – Wiem, że cierpisz… Chciałabym ci jakoś pomóc, ale
nie wiem jak.
– Nie ma takiej potrzeby.
– Byakuya… Przy przyjaciołach nie musisz
udawać silnego. Wiem, że się starasz, że dajesz z siebie wszystko. Wszyscy to
wiedzą – ciągnie dalej Setsuko. – Nikt nie będzie cię winić, tylko dlatego, że
jesteś w żałobie. Nie bądź dla siebie taki surowy. – Jej głos jest naprawdę
delikatny, a w oczach widzę głęboką troskę. Mimowolnie zaciskam dłonie w
pięści. – Powinieneś trochę odpocząć. Porozmawiać z nami. Poczujesz się lepiej.
– Czuję się doskonale.
– Byakuya…
– Zajmij się swoimi sprawami. Nie masz
własnych problemów? – pytam, nie kryjąc gniewu, który kumuluje się we mnie
przez jej nieustępliwość. – Sprawa Urahary wciąż nie została zamknięta. Możesz
się tak szlajać, kiedy wciąż cię przesłuchują?
– Przypominam ci, że przesłuchują mnie w roli
świadka – pada w odpowiedzi. – Nic złego nie zrobiłam. I nie wierzę w to, że
coś złego uczynił Urahara. To musi być jakiś podstęp. Najlepiej powinieneś o
tym wiedzieć, przyjaźniłeś się z kimś z grupy śledczej, prawda?
– Tak. I Saki też nie żyje… – Zaciskam usta w
wąską kreskę, coraz bardziej poirytowany rozmową. – A teraz zostaw mnie w
spokoju z łaski swojej.
– W porządku… Tym razem wygrałeś. W razie
czego wiesz, gdzie mnie szukać – mówi na odchodne Setsuko. – Ale wrócę tu –
dodaje stanowczo.
– Nie ma takiej potrzeby – warczę, a ona
wychodzi. Jeszcze bardziej smutna, niż wcześniej. – Świetnie, Byakuya. Zniechęć
do siebie przyjaciół jeszcze bardziej – mruczę.
Sam nie potrafię zrozumieć,
dlaczego tak się zachowuję, za każdym razem, gdy przychodzi. Cieszą mnie jej
wizyty. Wiem, że przyjaciele są po mojej stronie, ale nie potrafię się przed
nimi otworzyć. Denerwuje mnie to, a ostateczności złość i tak wyładowuję na
nich. Najczęściej na Setsuko, bo głównie ona mnie odwiedza, jak zawsze
wymykając się zajęć.
Z zewnątrz kostka lodu, wewnątrz pełny emocji. Cały Byakuya. Dobrze pokazałaś, jak wiele spoczywa na jego barkach i w jaki sposób próbuje sobie z tym radzić. Nie żebym to pochwalała. Minie trochę czasu, nim mu to przejdzie. Dobrze, że obok jest Setsu. Nawet jak wywali ją drzwiami, wejdzie oknem :) Szkoda, że to już koniec, ale z pewnością będę wracać. No i cierpliwie czekać na Doffa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję, że dotrwałaś do końca :) Zawsze pilej jest pisać, jeśli ma się czytelników. Trochę się teraz zrobiło tego mniej, ale tak. Pracuję już nad Doff,choć pracy czeka mnie dużo.
Usuń(^.^)/
Dziękuję, że dotrwałaś do końca :) Zawsze pilej jest pisać, jeśli ma się czytelników. Trochę się teraz zrobiło tego mniej, ale tak. Pracuję już nad Doff,choć pracy czeka mnie dużo.
Usuń(^.^)/