Saki pochylała się nad listą nazwisk,
marszcząc brwi. Kou stał obok niej, a reszta grupy śledczej w tym porucznik
Trzynastki, wpatrywali się w nich w wyczekiwaniu. Tylko ta dwójka nie widziała
jeszcze nowej listy podejrzanych. Najgorzej tylko, że nikt się właściwie nie
wydawał podejrzany.
– I? – zniecierpliwił się Shiba.
– To naprawdę wszyscy? – zapytał Kanakawa. –
Jakby to ująć…
– Nikt zbytnio nie pasuje – dokończył za
niego Kaien. – Są za słabi… Z mocą, którą posiadają, mogą ledwo zabić kilka
hollowów, a co dopiero wyszkolonego shinigami.
– A co z vice kapitanem piątki? – wypaliła
Saki.
– I tak sprawdzimy wszystkich – stwierdził
Shiba. – Ale Aizen Sousuke jest najmilszym porucznikiem, jakiego znam i drugim
najmilszym shinigami, jakiego znam, zaraz po naszym kapitanie. Muchy by nie
zabił.
– A jednak jest porucznikiem – zauważyła
Saki. – I wciąż myślę, że musimy rozważyć, że zaginięcia kapitanów ma coś z tym
wspólnego.
– Nie sądzę – skwitował Shiba. – Bo i po co
ktoś miałby to robić? Tutejsze morderstwa i tak nie przyćmią zaginięcia
kapitanów, a jak na razie ludzie robią się tylko coraz bardziej podejrzliwi.
– I może o to chodzi? Może to gra…
– Szukasz dziury tam gdzie jej nie ma –
rzucił ktoś z grupy śledczej.
Saki w porę przestała upierać się
przy swoim. Wiedziała, że nikogo nie przekona. Musiała to zrobić inaczej.
Najpierw chciała raz jeszcze porozmawiać z młodą Tomori, która rzuciła na ich
śledztwo nowe światło. I gdy już uporała się ze swoimi zadaniami oraz
przeprowadziła rozmowę z częścią podejrzanych, udała się do Shino.
Tam, wymawiając się kwestią
śledztwa, znalazła Setsuko i nawet wyciągnęła ją z zajęć. Blondynka chyba nawet
ucieszyła się na jej widok, a może na myśl o szansie urwania się z zajęć. Nie
wyglądała na zainteresowaną samą rozmową, lecz posłusznie wyszła z budynku,
gdzie miała zajęcia.
– Czego wy jeszcze nie wiecie? – zapytała,
spoglądając na Saki.
– Jak na razie przesłuchujemy podejrzanych.
– Shinigami, którzy mogą tworzyć iluzje?
– Tak.
– I co? – zaciekawiła się kadetka.
– Nikt zbytnio nie pasuje – oznajmiła Saki.
– Ale masz jakiś pomysł – zauważyła Setsuko.
– Przyszłaś wysłuchać mojej opinii? Cóż… Wiedziałam, że tak będzie.
– Jesteś strasznie arogancka, jak na kadetkę.
– Znam swoją wartość. Więc?
– Dlaczego uważasz, że zaginięcia kapitanów i
morderstwa w Seireitei się ze sobą łączą? – zapytała w końcu Saki, gdy
przechadzały się po terenie akademii. – Potrzebuję, chociaż jeden logiczny
argument.
– A dlaczego nie? – zaśmiała się Tomori. –
Dlaczego miałyby nie być powiązane?
– Bo…
– Widzisz? – mruknęła tryumfalnie, gdy Saki
się zawahała. – Na to też nie ma argumentu.
– To jeszcze nie dowód.
– A jednak nie daje ci to spokoju – zauważyła
Setsuko. – Intuicja mówi ci, że to się łączy. Intuicji warto słuchać. No, bo
zobacz – ciągnęła dalej, świetnie odnajdując się w roli małego detektywa. –
Morderstwa zaczęły się niedługo po zaginięciu pierwszego kapitana.
– Trzy miesiące później.
– No tak, ale słuchaj – skarciła ją kadetka.
– Wszyscy gadali o zaginięciach kapitanów. No, bo to duża sprawa i wiadomo, że
nikt tego tak nie zostawi, a Gotei 13 stanie na rzęsach, żeby tylko rozwiązać
sprawę. A to stanowi zagrożenie dla sprawcy, więc szuka sposobu, by chociaż
odrobinę odciągnąć uwagę shinigami – oznajmiła z powagą. – Seria wciąż
nierozwikłanych morderstw to też duża sprawa. Słyszałam, że to już 9 ofiar i
nic! Ludzie skupiają się na tym, co bliżej nich, tym, co bardziej im zagraża.
Ale sprawcę ciężko złapać. Dobrze to sobie zaplanował, bo dzięki iluzji za
każdym razem morderca wygląda inaczej. Ścigacie tylko kolejny jego opis, nawet
jeśli łapiecie, nic wam to nie daje. To taka zabawa. Od razu widać, że chuj się
z wami droczy. To jakiś silny, a do tego nadęty buc, który myśli, że kara go
ominie.
– I jak tak dalej pójdzie, ma racje –
westchnęła Saki. – No dobrze, twoja teoria brzmi sensownie, ale to nadal nie
dowód.
– Mówię ci, ktoś, ukrywa się tam w szeregach
Gotei 13 – zadeklarowała Tomori. – Ktoś tam jest i od dawna przygotowuje jakiś
większy plan. Czuję to… Oczywiście, że nie brzmię wiarygodnie, ale musisz mi
uwierzyć, inaczej będzie źle.
– No dobrze, wierzę ci – rzekła wreszcie Saki
i spojrzała z powagą na kadetkę. – Też od początku myślałam, że to się łączy.
Jesteś pierwszą osobą, która stwierdziła tak samo. Ale nie wiem, gdzie szukać i
chociaż nie uśmiecha mi się podążanie za radą uczennicy, czuję, że możesz mi
pomóc.
– Bazuję tylko na informacjach zasłyszanych.
No dobra, podsłuchanych – przyznała Setsuko. – Ale moim zdaniem należy szukać
kogoś silnego, no bo słabeusz nic, by nie zdziałał, ale też bez przesady.
Wątpię, by to był któryś z kapitanów. Sprawcą będzie ktoś niepozorny, nie
rzucający się w oczy, ktoś kogo nikt nie będzie podejrzewał, kto potrafi
tworzyć jakieś iluzje.
– Ale jeśli nikt go nie podejrzewa to po co
ta zasłona dymna? – warknęła Saki, coraz bardziej poirytowana przemądrzałością
kadetki. – Po co to?
– To go bawi. To zabawa w kotka i myszkę.
Przy okazji może wzbudzić niepokój zwykłych szeregowych, może w tym też ma
jakiś cel? Tak czy siak, szykuje się coś wielkiego. Lepiej uważaj, gdy
zaczniesz węszyć. Jeden zły ruch i będzie po tobie.
– Jak na razie nie zapowiada się, żebym miała
cokolwiek zdziałać – mruknęła Saki i westchnęła. – Nie jestem zagrożona.
– Moim zdaniem masz szansę dotrzeć do sedna
tej sprawy. Jako jedyna wyszłaś poza schemat, którego inni tak sztywno się
trzymają. Zadałaś sobie nawet trud, żeby przyjść tutaj i wysłuchać mojej
opinii. Dobrze kombinujesz, dlatego uważaj.
– Dziękuję – powiedziała Saki, zaskoczona
pochlebnymi słowami Setsuko. – Chyba mam… podejrzanego.
Po rozmowie z Setsuko, Saki
postanowiła zawitać w oddziale trzecim. Co prawda najpierw zajrzała jeszcze do
domu, by upewnić się, że Lis nie zrobił sobie wolnego bez jej wiedzy, ale nie
zastała go tam. Swoje kroki skierowała do biura kapitana, którym Lis przecież
od niedawna był.
Wysiliła się nawet i zapukała.
Odczekała aż dostanie pozwolenie i dopiero wtedy weszła do środka. Niestety
zastała tam jedynie tego blondasa, porucznika Trójki. Otaksowała go wzrokiem i
prychnąwszy rozłożyła się wygodnie za biurkiem Ichimaru.
– Masz jakąś sprawę do kapitana? – zapytał
Kira.
– Nie, tak sobie przyszłam posiedzieć, bo nie
mam co robić.
– Możesz tu zaczekać, ale niczego nie
dotykaj.
– Zawsze jesteś taki sztywny? – mruknęła
Saki. – Ale ej, dobra, mieliśmy zły start – stwierdziła po chwili namysłu. – To
przez lisa, ale weź zacznijmy od nowa.
– Od nowa?
– Jestem Saki – zaśmiała się czarnowłosa i
wyciągnęła do blondyna rękę na powitanie. Uścisnął ją niepewnie, mówiąc:
– Kira Izuru…
– No i git – uradowała się Saki. – Powiedz mi
Izuru – od razu przeszła do rzeczy. – Co myślisz o Ginie? Ale tak szczerze?
– Jest bardzo dobrym kapitanem – odparł
blondyn, uśmiechając się ciepło na tą myśl. Było widać, że darzy przełożonego
szacunkiem, chociaż Gin był kapitanem dopiero od niedawna. – Ludzie nie lubią
kapitana Ichimaru, boją się, ale on naprawdę troszczy się o swój oddział.
– A co powiedziałbyś o poruczniku Piątki?
– Dlaczego o to pytasz? – zdziwił się Kira i
spojrzał na Saki podejrzliwie.
– Spokojnie, przecież im tego nie przekażę.
– Vice kapitan Aizen jest bardzo ciepłym,
przyjaznym i pomocnym człowiekiem.
– Rozumiem.
– Saki? – zdziwił się Gin, wchodząc do
gabinetu. – Co ty tu robisz?
– Czekam na ciebie.
– Masz jakąś sprawę?
– Chciałam pogadać. Poza tym myślałam, że
zjemy razem kolację – przyznała Saki. – Czy nie?
– Proszę iść, kapitanie – westchnął Kira. –
Dokumentów nie zostało już dużo, możemy to zrobić jutro.
– Och? Dziękuję Izuru – powiedział Gin, nie
dając się zbyt długo przekonywać, by przełożyć obowiązki na następny dzień. –
Co to za nagła zmiana? – zaśmiał się i ruszył w stronę kwatery. – Dobranoc,
Izuru. Nie siedź tutaj zbyt długo.
– Dobranoc, kapitanie.
– No dobra – skwitował Gin. – A tobie, co się
stało? – Spojrzał wymownie na Saki. – Skąd ten pomysł wspólnej kolacji?
– No wiesz…
– No właśnie, chyba, nie wiem.
– Teraz przy tych zaginięciach kapitanów
pomyślałam, że któregoś dnia możesz też już nie wrócić i w przypływie nostalgii
pomyślałam, że od czasu do czasu możemy razem zjeść – wyjaśniła Saki, kątem oka
obserwując reakcję brata. – W końcu różnie bywa.
– Co ty znowu wymyśliłaś?
– Co? – zapytała z miną niewiniątka. – O co
ci chodzi?
– Wiem, że coś kombinujesz.
– Nie, po prostu Kou mi nagadał – skłamała
płynnie. – Że powinnam spróbować się z tobą dogadać…
– Och, a dlaczego ty go tak słuchasz? –
zaciekawił się Ichimaru.
– W sumie chłopak mądrze gada… – skwitowała
Saki. – Ej, to co jemy na kolację? Trzeba zrobić jakieś zakupy.
– Curry?
– Prawie zapomniałam, że to twoje ulubione
jedzenie zaraz po persymonkach.
– Kto nie lubi Curry? – mruknął Gin.
– Nah… Ktoś by się znalazł na pewno.
– Głupoty gadasz, Saki.
Nadłożyli trochę drogi, żeby zrobić
zakupy, ale było jeszcze wcześnie, jak na środek tygodnia, więc nie śpieszyli
się zbytnio. Gdy wrócili do domu, Gin wstawił wodę na herbatę, a Saki zaczęła
obierać warzywa i przygotowywać wszystko do kolacji.
– Pomóc ci? – zaproponował Gin po chwili
siedzenia. – Może obiorę…
– Nie!
– Chciałem pomóc…
– Masz dwie lewe ręce do takiej roboty –
zaśmiała się Saki, zupełnie szczerze rozbawiona. – Siedź i nie przeszkadzaj.
– No dobra – westchnął z rezygnacją Ichimaru.
– Jak ci się podoba w Trzynastce?
– Jest fajnie. Co prawda kapitan ciągle
choruje i właściwie widziałam go tylko raz, ale za to Kaien Shiba doskonale
radzi sobie w roli jego zastępcy – oznajmiła Saki, obierając warzywa. – Jest
bardzo w porządku. Widać, że zależy mu na oddziale, więc dobrze się z nim
pracuje. No i jest też Kou. Reszty oddziału zbytnio nie znam, może poza
pozostałymi członkami grupy śledczej, ale nie przypadliśmy sobie do gustu –
stwierdziła. – Właściwie nawet nie pamiętam ich imion.
– Dlaczego?
– Dlaczego nie pamiętam ich imion?
– Dlaczego nie przypadliście sobie do gustu.
– Zaczęło się od tych insynuacji, że to ja
jestem mordercą – skwitowała Saki i wzruszyła ramionami. – Są wkurzeni, bo
utarłam im nosa, dostając się do grupy. A mi za to nie bardzo zależy na opinii
tych ludzi.
– Jakoś im się nie dziwię.
– Ej, Gin… Kumplujesz się z Sousuke? –
zapytała Saki, a Ichimaru zachłysnął się herbatą.
– Z kim? – jęknął.
– Z Aizenem Sousuke.
– Hm… Niespecjalnie za nim przepadam –
stwierdził Gin.
– A co o nim myślisz?
– W sensie?
– No, bo skoro za nim nie przepadasz. Chyba
musi być jakiś powód – zauważyła Saki.
– Po prostu nie przypadliśmy sobie do gustu –
padło w odpowiedzi. – Dlaczego o niego pytasz?
– Bo widziałam cię z nim ostatnio.
– Tak, miałem coś do załatwienia w piątce –
mruknął Gin, patrząc gdzieś w bok. – Niestety w pracy czasem tak jest, że
musimy rozmawiać z ludźmi, których nie lubimy.
– Wydaje się w porządku – ciągnęła dalej
Saki. – Poza tym wszyscy bardzo dobrze o nim mówią.
– Może, ale lepiej trzymaj się od niego z
daleka.
– Od Sousuke? Dlaczego? – zdziwiła się. – W
końcu to on pomógł mi się dostać do Shino. Pamiętasz? Wspominałam ci o
znajomym, który trochę mnie uczył. Wygląda na to, że źle usłyszałam jego imię.
To nie był żaden Kousuke, tylko Sousuke – wyjaśniła i Gin znów musiał walczyć o
oddech. Nie był gotowy na taką nowinę. Tym bardziej, że niezbyt mu się
podobała. – Boże, co z tobą. Jak się udusisz, ja cię nie będę ratować. Nie znam
się na reanimacji.
– To Aizena spotkałaś?
– No tak, przecież mówię – mruknęła Saki,
wciąż przygotowując posiłek. Wyglądała na zupełnie niewzruszoną, ale w
rzeczywistości bacznie obserwowała reakcje brata. – Mówiłeś coś, żeby na niego
uważać… Dlaczego?
– Nie ufałbym mu na twoim miejscu.
– Jak na razie to mało komu byś ufał.
– A ty jak na taką pyskatą smarkulę jesteś
zbyt ufna – warknął Ichimaru, marszcząc brwi. – Mogłabyś chociaż raz posłuchać
mojej rady.
– Dobrze. Będę na niego uważać.
– Naprawdę?
– Nie, kurwa, na żarty – zdenerwowała się
Saki. – No dobra, ale dosyć już o pracy. Jak ci idzie z tą rudą?
– Z Rangiku?
– Jak wiesz – zaśmiała się Saki. – To co? Jak
daleko doszliście?
– Saki, już ci mówiłem, że to nie tak.
– Jasssne… Może bym uwierzyła, gdybym sama nie
widziała, że robi do ciebie maślane oczy. Ty się bierz do roboty, bo ktoś ci ją
sprzątnie sprzed nosa.
– Ale jesteś uparta.
– Nie od dziś.
– A ty i ten Kou? – Ichimaru spojrzał na
siostrę spod przymrużonych powiek. – Co jest między wami?
– Pracujemy razem.
– Widziałem, jak pracowaliście u ciebie w
pokoju – mruknął, wywracając oczami.
– Nah… To było, żebyś nie widział mapy –
odparła Saki. – Ale teraz to bez znaczenia. I tak wiesz, że biorę udział w
śledztwie. Kou mi pomagał, dlatego tu był.
– I nic was nie łączy?
– Nope.
– Nic a nic? – Ichimaru wyraźnie nie
dowierzał. – Na pewno?
– Yyy, nie?
– Żałujesz?
– Yyyy, nie?!
– Ale przecież…
– Ty chyba chcesz oberwać – warknęła Saki,
mrużąc oczy. – Kolejna wizyta w łaźni? A może dla odmiany prywatne mieszkanie
kapitan Unohany? Albo…
– Spokojnie. – Ichimaru skapitulował i uniósł
ręce do góry w geście poddania. – Nic już nie mówię. Tylko pytałem.
– To nie pytaj. To nie twoja sprawa.
– Biedny chłopak…
***
Był środek nocy, gdy Saki wymknęła się z
domu. Coś kazało jej sprawdzić sprawę zaginięć kapitanów. Zwłaszcza po tym, co
usłyszała od Tomori. Nie mogła o tym zapomnieć. Niestety nikt w jej oddziale
nie chciał wierzyć, że sprawy są powiązane. Nikt poza Kou, ale i on tym razem
nalegał, żeby przeforsować sprawę w normalny sposób. Uparł się, że przekona
Shibę w tej kwestii.
Jednak Saki nie zamierzała tyle czekać.
Zdążyła się już przekonać, że działanie zgodnie z procedurami do nikąd ich nie
zaprowadzi. Nie była do końca pewna, czy piąty porucznik jest zamieszany, w
którąkolwiek z spraw, ale wolała to sprawdzić. Skoro jej Dusza Miecza uważała
go za niebezpiecznego, może należało to sprawdzić.
Wszędzie było ciemno. Trwała
wyjątkowo mroczna i ponura noc. W takie jak ta, nie mogło wydarzyć się nic
dobrego i większość shinigami wolała zostać w domu. Tylko Saki lekceważyła tego
typu wskazówki, wkraczając na teren Rukongai.
Miała ze sobą tylko katanę i mapę z
zaznaczonymi miejscami morderstw i potencjalnych miejsc zaginięć kapitanów. To musiało
wystarczyć. Zresztą to już wystarczająco dużo. Gdyby przyjrzeć się z bliska,
morderca przemieszczał się oddział po oddziale wokół Seireitei.
Chociaż jego ruchy zdawały się być
chaotyczne, działał według schematu. Jednak zwodził grupę śledczą wystarczająco
długo, by odciągnąć uwagę shinigami od najważniejszych wydarzeń – zaginięć kapitanów.
Ktoś próbował zrobić wiosenne porządki wśród dowódców Gotei 13.
Tylko Saki zdawała się to
dostrzegać. Być może ktoś jeszcze się połapał, ale milczał. Ktoś taki jak na
przykład… Gin. Co jeśli on i kolejni nowi kapitanowie byli wmieszani w tą sprawę.
Przyszło jej do głowy, że to jeden wielki spisek. Co prawda jeśli stał za tym
Sousuke, sądziła, że zacząłby od piątego oddziału. Zwłaszcza, że obecny kapitan
Piątki zdawał się być bardzo bystry.
Z drugiej jednak strony, zostawiając
swój oddział na koniec, odciągał od siebie uwagę. Nawet zawsze czujny Shiba
Kaien wierzył, że Aizen Sousuke jest zbyt oddanym porucznikiem. Wszyscy mu
ufali, ale tylko jego zdolności były na tyle rozwinięte, by wywołać całe to
zamieszanie. Może warto było jednak wytypować tego, którego nikt nie uważa za
zdrajcę.
Saki zagryzła wargę, rozmyślając o
tym wszystkim. Nie miała pewności, a jednak ufała swojemu zampaktou w osądzie
Sousuke. Jeśli Dusza jej miecza uważała, że trzeba na niego uważać, należało to
sprawdzić. Zwłaszcza, że naprawdę jej pomógł. To znaczyło, że był silny, skoro
posiadał moc do wybudzenia w niej Duszy miecza tak wcześnie. Tak. To miało sens…
Poza tym, nawet miejsca zaginięć
kapitanów nie były do końca przypadkowe. Wszystko trzymało się tego samego
rejonu, a to nie mogło być przypadkowe. Musiało tam coś być. Kryjówka? Albo coś
takiego. Saki zamierzała się przekonać.
Nieopodal dostrzegła kapitana Piątki w
towarzystwie porucznik z Dwunastki. Jako członek oddziału naukowego została
przypisana do pomocy w śledztwie. Najwyraźniej ta dwójka badała sprawę
zaginięć. Tu Saki wyczuła szansę. Co prawda nie wiedziała na ile wypadało jej
robić z nich przynętę, o tyle miała okazję się przekonać.
Wątpiła, że to ta dwójka stoi za
zaginięciami, a nawet gdyby to podążając za nimi, mogłaby się łatwo przekonać.
Jeśli byli niewinni, prawdopodobnie prędzej czy później wpadną w tarapaty. Nie
wiedziała, czy da radę ich w tej sytuacji uratować. Chociaż zdolność jej
zampaktou akurat bardzo ułatwiała ucieczkę. To był dobry plan jak na początek.
Wciąż jednak musiała się mieć na
baczności. Co prawda była bardzo dobra w ukrywaniu swojego reiatsu, ale w
ciemnościach należało uważać, by nie narobić hałasu. To mogłoby przyciągnąć
niepożądaną uwagę. Poza tym nie mogła mieć pewności, że nikt nie czai się w
mroku nocy. Gdyby ją zlokalizował, padłaby trupem szybciej, niż kapitan Piątki.
Rozmyślając nad tym, nadepnęła na
jakąś gałązkę, która trzasnęła głośno. Zarówno Kapitan piątego oddziału jak i
jego towarzyszka rozejrzeli się uważnie. Saki niemal wstrzymywała oddech w
napięciu. Na szczęście nie namierzyli jej i ruszyli dalej. W duchu skarciła się
za swoją nieuwagę i podążyła za nimi, żeby nie zgubić tropu.
Im bardziej zagłębiali się w las na
terenie jednego z dalszych okręgów, tym bardziej przybliżali się do terenu
zaginięć, który Saki zamierzała sprawdzić. W żołądku czuła dziwne mrowienie i
nie wiedziała, czy to tylko niepokój wywołany tym, że kogoś śledzi, czy
naprawdę miało wydarzyć się coś złego.
Nagle coś błysnęło. Saki oślepiona
jasnym światłem przez chwilę straciła obraz na sytuację. Wystarczył ułamek
sekundy i w kolejnym momencie dwójka shinigami, których śledziła, upadli na
ziemię, a na ich twarze wypełzło coś… Nie umiała tego opisać. Zanim zdążyła
cokolwiek zrobić, było już za późno.
Poczuła reiatsu Pustych,
wypełniało całą okolicę, ale komunikator nie reagował. Zresztą było w tym coś
dziwnego, bo energia pustych zdawała się być wymieszana z energią kapitana
Piątki oraz jego towarzyszki. Niedługo później rozległ się mrożący krew w
żyłach ryk.
Saki zjeżyły się włosy na karku. Ogarnął
ją paraliżujący strach. Wiedziała, że powinna uciekać. Natychmiast. Jak
najdalej stąd. Ale nie potrafiła się ruszyć. Nie mogła. Nie mogła ich też już
uratować. Było już za późno. A ona wciąż nie wiedziała kto za tym stoi.
Za sobą wyczuła czyjąś obecność.
Znaleźli ją… Wiedziała, że już po niej. Gin miał rację. Ten głupi lis miał
rację. Nie powinna była się mieszać. Nie powinna wychodzić przed szereg. Ale
ona musiała. Musiała przekonać się na własnej skórze. Nie posłuchała, a teraz
przyszło jej zapłacić za głupotę.
Przełknęła głośno ślinę i
spojrzała za siebie. Cała sztywna, powoli spojrzała za siebie. Pierwsze co
zobaczyła to ostrze, przystawione do jej szyi. Katana należała do młodego,
ciemnoskórego mężczyzny.
– Kaname, co ty robisz? – rozległo się gdzieś
w ciemnościach. Saki znała ten głos. – Kaname…
– Złapałem szczura – odpowiedział ten
imieniem Kaname. – Zdaje się, że ktoś nas podglądał, Aizenie.
– To ty… – wydukała Saki. – Aizen Sousuke… To
twoja sprawka.
Dyskretnie próbowała sięgnąć po
katanę. Tylko kilka centymetrów. Gdyby zdołała jej dosięgnąć i aktywować
shikai, mogłaby uciec. Mogłaby wszystkich zaalarmować. Uratować tak wiele ludzi
i rozwikłać sprawę. No i uratować się.
– No proszę, proszę – roześmiał się Aizen. –
Kogo my tu mamy?
– To twoja sprawka – warknęła Saki, drżąc ze
złości. – To ty stoisz za tymi zaginięciami… Co im zrobiłeś?
– To co widziałaś to hollowifikacja.
Ulepszyłem ich egzystencję.
– Zamieniłeś ich w bestie! Kamui miał rację,
że jesteś zwykłą kanalią – syknęła Saki.
– Uważaj na słowa – powiedział Kaname.
– Jaka szkoda, że jesteś taka nieposłuszna… –
westchnął Aizen. – Gdybyś posłuchała brata i siedziała grzecznie w domu, może
jeszcze byś się przydała. Twoje zampaktou ma takie ciekawe zdolności. A teraz…
Teraz będę cię musiał zabić. I po co to wszystko?
– To moja kwestia. Po co to wszystko?
– To część planu. Ale nie będę ci tłumaczył.
Dla ciebie to i tak już nie ma znaczenia – rzucił na odchodne. – Kaname zajmij
się nią.
– Morderstwa w Seireitei to też twoja
sprawka, prawda?! – krzyknęła za nim Saki, ale odpowiedział jej jedynie cichy
śmiech. – Cholera… – jęknęła, dłonie zaciskając w pięści.
Wiedziała, że to koniec. Nie bała
się śmierci ani bólu. To, co smuciło ją najbardziej to fakt, że nikogo nie
zdołała ocalić… Chwilę później upadła na ziemię, tonąc w kałuży własnej krwi.
***
Od dobrych kilku dni padał
deszcz. Z nieba nieprzerwanie lała się woda. Stolica Świata Dusz już dawno nie
widziała promieni słońca, przez co w połączeniu z nierozwikłaną sprawą
morderstw oraz zaginięciami kapitanów, wszyscy byli przygnębieni i
przestraszeni.
Tyle samo dni upłynęło także od
zniknięcia Saki. Nigdzie nie było śladu jej reiatsu. Biorąc pod uwagę
okoliczności, zaginiona bardzo szybko została uznana za martwą. Zwłaszcza po
zeznaniach Kou, wszyscy uznali, że poszła szukać sprawcy na własną rękę.
Zginęła przykrą i bezsensowną śmiercią.
Tego dnia postawiono na wzgórzu
nagrobek. Symboliczny. Na prośbę kapitana trzeciego oddziału. Na kamieniu
wyryto „Ichimaru Saki”. Niewiele osób zjawiło się, by ją pożegnać. Mało kto ją
znał. Mało komu dała szansę się poznać.
Zjawił się oczywiście jej starszy
brat. Gin stał w milczeniu, ze wzrokiem utkwionym w pomnik. Dłonie zaciskał w
pięści, a na jego twarzy widoczny był gniew. Wiedział. Wiedział kto to ją
zabił, ale nic nie mógł zrobić. Był zupełnie bez silny. Podszedł do tego zbyt
lekko. Zlekceważył jej upór i znów ją stracił. Tym razem bezpowrotnie.
U jego boku stał Kira. Od początku nie
przepadał za Saki, ale nie był zadowolony z tego, jak się to skończyło. Nie o
to mu chodziło. Nigdy nie życzył jej śmierci. Zwłaszcza, że była ukochaną
siostrą jego kapitana. A teraz nie mógł nic dla niego zrobić. Mógł jedynie być
obok i dalej wspierać go w obowiązkach.
Z drugiej strony stała
Matsumoto. Nawet ona nie wiedziała, co powiedzieć w takiej chwili, więc
milczała. Położyła tylko dłoń na ramieniu Gina, dając mu do zrozumienia, że
jest przy nim. Doskonale pamiętała, jak bardzo cierpiał poprzednim razem, gdy
powiedziano mu, że Saki zginęła. Mogła się tylko domyślać, jak się teraz czuł.
Kawałek dalej w cieniu drzew stał
Kou, jeden z nielicznych przyjaciół Saki. Był z nią chyba najbliżej. A teraz
obwiniał się za jej śmierć. Mógł ją odwieść od tego głupiego pomysłu albo
chociaż przypilnować. Powinien był przewidzieć, że jeśli nie pójdzie z nią, to
Saki zrobi to sama. Mógł temu zapobiec, a jednak zlekceważył sytuację i
dopuścił do tragedii. Gdyby tylko z nią poszedł… Ale teraz było już za późno.
Kaien Shiba poklepał podwładnego po
plecach. Domyślał się, co chłopak musi czuć. Sam był wkurzony, że dopuścił do
śmierci kogoś ze swojego oddziału. Skoro zginęła, musiała się znaleźć w złym
miejscu o złej porze. Musiała wpaść na trop. Nie wierzył, że zginęła z powodu
przeklętych Pustych. Nie z takimi zdolnościami jakie posiadała. A teraz znów
stali w miejscu i jedyne, co mogli zrobić to opłakiwać czyjąś śmierć.
Kawałek dalej stała jeszcze dwójka
młodych shinigami z szóstego oddziału. Hisana i Byakuya znali Saki z akademii.
Byli ostatnimi osobami, które zjawiły się, by pożegnać dziewczynę i złożyć
kwiaty. Nikt więcej się nie zjawił. Nikt więcej o niej nie pamiętał.
***
– Teraz znasz już prawdę – powiedziała do
mnie Hotarubi. – Pamiętasz wreszcie?
– Tak… Teraz kojarzę – mruknęłam. – Ale skoro
wszystko wiedziałaś, nie mogłaś jej uratować?
– Nie było mnie tam wtedy… O wszystkim
dowiedziałam się po fakcie. Między innymi od kapitana Ichimaru.
– Szkoda… Gdybym wiedziała, że polezie tam
sama, nigdy bym jej nie powiedziała…
– Tylko poszłabyś sama – westchnęła Aizawa. –
Nie ma co gdybać. Już za późno, by cokolwiek zrobić. Szkoda, że tak się to
potoczyło.
– To prawda, szkoda – przyznałam cicho. –
Teraz wiem, że była obiecującą shinigami. Ale w jej przypadku… Zło wygrało.
– Niestety. Aizen zdołał zrealizować swój
plan. Obsadzić nowych ludzi na stanowiskach kapitańskich i narobić nam wszystkim
tak wiele kłopotów. Kto wie… Może gdyby wszyscy jej wtedy uwierzyli,
przeżyłaby. Może nawet powstrzymałaby Aizena – zamyśliła się Aizawa, popijając
whisky, gdy siedziałyśmy w jej pokoju w Hueco Mundo. – Ale wszystko potoczyło
się tak, a nie inaczej. I pokonanie Aizena jest teraz naszym obowiązkiem…
Dobra, wiedziałam, że Aizen jest sprawcą, ale nie spodziewałam się takiego zakończenia. Biedny Gin. I mówię to bez złośliwości. Cóż, nie zawsze może pojawić się happy end. Niemniej podobał mi się ten dodatek. Mimo wszystkich "ale", jakie zgłaszałam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam