Wszystkiemu towarzyszyła muzyka

Followers

Rumors

I w ten oto sposób zakończyła się historia Behind Last Crossroad. Niemniej, zapraszam na moje pozostałe blogi, które można znaleźć w zakładce Other Dimensions. A najprawdopodobniej w kwietniu odbędzie się premiera drugiej części BLC pod tytułem Daughter of fiery flowers :D


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!

Ranking popularności bohaterów BLC

środa, 8 kwietnia 2015

2 ~ Sweet life, messing around.



Tym razem przyszłam do pracy sporo przed czasem. Musiałam dobrze zaplanować akcję, co nie było łatwe. Trzeba było nie zakładać się z Matsu o coś tak głupiego, ale… To była moja szansa na zdobycie „sreberka” i zaoszczędzenie pieniędzy. To było tego warte. I zamierzałam wygrać.
Wiadro z wodą wisiało już nad drzwiami. Mechanizm był sprawny, a niewidoczna na pierwszy rzut oka żyłka przymocowana do klamki. Ale to był dopiero pierwszy etap planu. Schowałam się w zaroślach koło okna gabinetu Kazumy i czekałam.
Usłyszałam jak wiadro z wodą upada na ziemię i zaśmiałam się cicho. Udało się.
-Seeeetsuuuu! – usłyszałam i zamarłam. Hotarubi darła się wniebogłosy – Niech ja cię!
-Cholera, nie tak miało być – zaklęłam.
-W takim razie to na mnie była ta pułapka? – usłyszałam za sobą głos Kazumy. – Powiesz mi czym sobie na to zasłużyłem? - Nie odwróciłam się. Nie drgnęłam nawet o milimetr, bojąc się tego, co mogę zobaczyć. – Nie bój się. Nic ci przecież nie zrobię...
-Jasne.
-Oczywiście – odpowiedział. Bez problemu podniósł mnie z ziemi i przerzucił sobie przez ramię, jak jakiś pieprzony worek ziemniaków! – Hotarubi zrobi to za mnie.
-Nie – jęknęłam. – Daruj życie… Nie  krzywdź!
Wyrywanie się, wierzganie, krzyki, ani prośby – nic nie pomogło.
-Więc? Co to ma znaczyć? – usłyszałam już na wejściu. Mówiła cicho i spokojnie, ale to było jeszcze straszniejsze, niż krzyki. Przełknęłam głośno ślinę. – Możesz mi to jakoś wyjaśnić? – spytała Hotarubi, poprawiając klejące się do skóry ubrania.
-Nie mam pojęcia o czym mówisz… - skwitowałam.
-Masz 3 sekundy, żeby to sensownie wytłumaczyć.
-To był zakład!
-Zakład? – powtórzyła.
-Tak. Zakład.
-Z kim?
-Z Matsu.
-O co? -Czułam się jak na przesłuchaniu, więc odpowiedziałam pytaniem na pytanie:
-Em… A to ważne?
-Woda podobno przeznaczona była dla mnie – wtrącił się Kazuma.
-Nie pomagasz…
-Co to za zakład?
-Nie powiem – jęknęłam, kiedy Hotarubi wierciła mi wzrokiem dziurę w głowie.
-Chyba musimy użyć TEGO – stwierdził wesoło Kazuma, a ja wznowiłam swoją próbę ucieczki.
Udało mi się jakoś wyślizgnąć, więc rzuciłam się w stronę drzwi. Usłyszałam tylko:
-Droga wiązania numer 4 i runęłam jak ziemię. 
-Moim ulubionym zaklęciem - jęknęłam zrozpaczona. 
Kazuma uśmiechając się złowieszczo, podniósł mnie z ziemi, trzymając mocno. Widziałam jak dłonie Hotarubi zbliżają się do mnie. Krzyczałam wniebogłosy, ale nikt nie chciał mi pomóc, chociaż jeszcze chwilę temu po oddziale krzątało się sporo osób. Nagle wszyscy zniknęli, nie chcąc się mieszać.
-Nie! Dość! – prosiłam ze łzami w oczach, gdy Hotarubi z kurwikami w oczach łaskotała mnie po bokach.
-To mów! Co to za zakład?
-Nieee!
-Co tu się wyprawia? – spytał Byakuya, wchodząc do środka. – Setsuko słychać w całym seireitei – stwierdził, marszcząc brwi, po czym pokiwał głową z dezaprobatą.
I chyba po raz pierwszy ucieszyłam się z wizyty Kuchikiego, gdyż wystarczyło jedno lodowate spojrzenie czarnych oczu, bym została uwolniona. Osunęłam się na ziemię, dysząc ciężko. 
-Byakuś, nawet nie wiesz jak cieszy mnie twój widok - wysapałam radośnie.
-Na litość boską… Nie ma bardziej niereformowalnego oddziału, niż ten.
-No już, już. Nie mów tak – mruknął Kazuma i wraz z Byakuyą zniknął w gabinecie.
Hotarubi poszła na zebranie poruczników, a ja zaparzyłam filiżankę herbaty. Zapukałam do drzwi i po usłyszeniu „proszę”, powoli weszłam do środka.
-Ooo, dziękuję.
-Yhy…
-No? – usłyszałam, kiedy chciałam już wychodzić. – Co to był za zakład?
-I tak się nie zgodzisz.
-Zgodzę, jak mi powiesz, co będziesz z tego miała.
-Coś… Fajnego.
-Eh… Pewnie coś, czego nie pochwalam, skoro nie chcesz mi powiedzieć.
-Nie, no co ty...
-Więc co?
-Naprawdę, nic ważnego. - Kazuma patrzył na mnie, marszcząc brwi. – Sreberko.
-Sreberko? Cóż to takiego?
-Take... No... Srebrne…
-No przecież wiem, że nie chodzi o folie aluminiową. – zaśmiał się. – Więc co to?
-Miesięczna karta członkowska.
-Znowu hazard? – spytał, a ja wzruszyłam ramionami.
-Ale ja właściwie nie chodzę tam grać, jeśli o to ci chodzi – odpowiedziałam.
-To jeszcze bardziej podejrzane…
-Nie, nie, nie. Nie robię nic złego – wyjaśniłam pospiesznie. – Ja po prostu lubię tam bywać. Ten unikatowy klimat...
-To co musisz zrobić, żeby dostać tą kartę? Oblać mnie wodą? – Pokręciłam przecząco głową. – No powiedz, miejmy to już z głowy.
-Zgadzasz się?
-To zależy od tego, co masz zrobić – stwierdził Kazuma, a ja westchnęłam cicho. – No dobra, dobra. Zgadzam się.
-Bo widzisz… Jest taka gazeta. Miesięcznik kobiet shiningami i potrzebne są zdjęcia.
-Zdjęcia?
-Tak. Zdjęcia. No wiesz, normalnie są to zdjęcia jakiegoś modela, ale Matsu ubzdurała sobie, że lepiej będzie przedstawić nieznaną stronę, któregoś z kapitanów. Po krótkim losowaniu padło na ciebie – wyjaśniłam - Mówiłam im, że ja się tym nie zajmę, ale Matsu powiedziała, że jak dam radę to dostanę srebrną kartę od niej. No i skończyłam zgadzając się…
-I dlatego chciałaś oblać mnie wodą?
-A… No, bo jest taki haczyk – oznajmiłam – Musisz być bez koszulki. No, więc chciałam cyknąć kilka cichaczem… - Kazuma wziął głęboki wdech, po czym głośno wypuścił powietrze z płuc.
-Teraz rozumiem... I powiedz mi, czemu mnie to nie dziwi, że znowu zajmujesz się czymś dziwnym?
-Abo ja wiem? Tak, więc… No…
-Niech ci będzie, ale nie mów o tym Hotarubi.
-Ok!
Wyciągnęłam z kieszeni telefon, żeby zrobić kilka zdjęć, jak Kazuma ściąga koszulkę. Nigdy mu się zbytnio nie przyglądałam. Przynajmniej nie pod tym kątem, ale zaczynałam powoli rozumieć, dlaczego dziewczyny upatrzyły sobie właśnie jego. Był wysoki dobrze zbudowany. Wiele dziewczyn marzyło, żeby móc go rozebrać. Wszystkie jednak wiedziały, że to niemożliwe. Był zainteresowany swoją panią porucznik. W tym też nie było nic dziwnego. Hotarubi z tymi swoimi czarnymi długimi włosami i granatowymi oczami, wyglądała jak laleczka. Zawsze była bardzo popularna wśród mężczyzn i przez lata nic się nie zmieniło.
-No i co to ma być? – parsknęłam śmiechem. – Wyprostuj się – rozkazałam – Klatę wypnij. Mięśnie napnij. No – dodałam – Teraz lepiej.
Ubrana w wieczorowy strój wysiadłam z taksówki. Wolnym krokiem skierowałam się w stronę kasyna. Przy wejściu poproszona zostałam o pokazanie karty członkowskiej. Tej nocy odbywał się tu bankiet i bez jednej z kart członkowskich nie było mowy o wejściu do środka. Złota karta dawała jeszcze większe swobody, ale kosztowała fortunę. Żeby ją zdobyć musiałabym naprawdę sporo wygrać lub znaleźć kogoś, kto mi ją za sponsoruje.
Zrobiłam mały spacer po głównej sali, dyskretnie przyglądając się tamtejszym gościom i usiadłam przy barze.
-Co podać? – spytał barman.
-Koniak
-Już się robi.
Powoli sącząc trunek przyglądałam się mężczyźnie grającemu w ruletkę. Co było w nim niezwykłego to, to, że otoczony był wianuszkiem kobiet. Nie powiem, miał w sobie coś intrygującego. Jedno oko zasłonięte miał czymś w rodzaju białej przepaski, ale nie widziałam zbyt dobrze, gdyż czerwone włosy zasłaniały widok. Były dość długie, spięte w kitkę. Zorientował się, że go obserwuję, więc uśmiechnęłam się lekko i odwróciłam powoli w przeciwną stronę.
Gdzieś w tłumie ludzi mignął mi dzieciak. Z wyglądu miał 16 może 17 lat… Kto go tam do cholery wpuścił? Nagle poczułam, że ktoś obejmuje mnie w talii, a ja wywróciłam oczami.
-Przyszłaś sama? – wyszeptał mi do ucha mężczyzna, którego obserwowałam wcześniej. – Może poznamy się lepiej? – na te słowa wzdrygnęłam się nieco, a on zaśmiał cicho.
-Jakoś nie jestem zainteresowana bliższym poznaniem…
Miał coś w sobie pomimo widocznie dużej różnicy wieku, ale mój cel był inny. Nie szukałam rozrywki, romansu, ani przygód. Szukałam bogatego, łatwego do ogrania celu. Tajemniczy rudzielec wyglądał na zadowolonego, co oznaczało, że musiał sporo wygrać. To jednak równało się zdolności do takich gier lub oszustwom. Takich jak on należało się wystrzegać.
-Nazywam się Cross – oznajmił i pocałował grzbiet mojej dłoni. – Na drugim końcu sali bawi się jakiś bogacz, bardzo pewny swoich zdolności.
-I co w związku z tym? – spytałam beznamiętnie.
-Sądziłem, że cię to zainteresuje.
-A skąd takie przypuszczenia? – Spojrzałam na niego wreszcie i zobaczyłam szeroki uśmiech. Szczerzył się tak samo jak ja.
-Ponieważ obserwujesz – powiedział cicho.
-Setsuko – podpowiedziałam, po czym dodałam: - Dobrze. Zobaczę jak wyglądam sytuacja. Chcę połowę... - mruknęłam.
Odpowiedział mi jedynie śmiechem, więc odstawiłam szklankę na bar i wyślizgnęłam się z objęcia. Ruszyłam we wspomnianym wcześniej kierunku i już po chwili wiedziałam, kto jest celem. Mężczyzna wyraźnie szukał kogoś do gry. Jednak to nie bycie jego przeciwniczką, miałam na celu. Uśmiechnęłam się zalotnie i podeszłam, bliżej.
-Zagramy?
-Wygląda na to, że wszyscy boją się grać z kimś tak inteligentnym – wyszeptałam. – Nikt nie chce ryzykować, gdy porażka jest tak oczywista. Dlatego ja również spasuję.
-Bez przesady – skwitował mężczyzna, lecz jego oczy mówiły za niego.
-Jestem Setsuko – oznajmiłam, opierając się lekko o stół do ruletki.
-Jiro.
-Powiedz, Jiro… Jesteś tu pierwszy raz? – spytałam cicho. – Zauważyłabym przecież kogoś takiego jak ty.
-Tutaj jestem pierwszy raz, masz rację – odpowiedział, prostując się.
-Wiedziałam. A gdzie grywałeś wcześniej?
-Gdzie? No… W… Las... Vegas.
-Oh! To niesamowite – pisnęłam i oblizałam usta. – Od razu widać, że jesteś dobrym graczem. Otacza cię zupełnie inna aura niż tutejszych – wyszeptałam, tym razem, opierając się o jego ramię.
-Ja chętnie zagram przeciwko wam – Cross pojawił się w samą porę.
-No nie wiem – zawahał się Jiro.
-Pokaż mu na co cię stać – powiedziałam. – Grałeś przecież w Las Vegas, możesz go łatwo pokonać. Chyba nie kłamałeś?
-Oczywiście, że go pokonam!
Uśmiechnęłam się mimowolnie. Podjudzałam swoją ofiarę do postawienia jak największej kwoty, co nie było trudne. Facet chciał się popisać, jaki to on bogaty, a jaki zdolny. I dobrze. Ale takich to ja spotkałam tysiące.  Cross również nie należał do ostrożnych, ale w ten sposób również podbił nieco stawkę, więc było mi łatwiej namówić Jiro do kolejnych inwestycji i postawienia na czerwony. Nie było właściwie większej różnicy, ale przy czerwonych łatwiej było mi manipulować.
-Pewnie o tym wiesz, ale czerwone statystycznie mają 0,032% większą szansę na wygraną – wyszeptałam.
Kątem oka widziałam szeroki uśmiech Crossa. Zakręciłam się nieco, sprawdzając stabilność stołu i takie tam. Gra się rozpoczęła. Moje zadanie nie było szczególnie trudne, bo polegało na rozproszeniu uwagi Jiro. Co prawda w miarę grania, było to coraz trudniejsze, ale i na to miałam swoje metody.
-Klimatyzacja im się zepsuła? Strasznie tu gorąco...
-Ja nic nie czuję – stwierdziłam spokojnie. – Nie mów, że się stresujesz… - mruknęłam, uwieszając się na ramieniu Jiro.
Możliwe, że nadmierne ciepło było moją winą. Chyba trochę przesadziłam, bo nawet Cross kolejny pierwszy guzik swojej koszuli i zmarszczył brwi jakby się nad czymś zastanawiał. Musiałam się trochę opanować, ale jak na złość kulka za każdym razem lądowała na czerwonym polu. Po raz kolejny uwiesiłam się Jiro na szyi.
-Tym razem na pewno ci się uda – wyszeptałam – A wtedy… - Trochę to trwało, nim pobudziłam jego wyobraźnię. Odsuwając się od niego, dyskretnie uderzyłam biodrem o stół.
-Wygląda na to, że jednak ja wygrałem – zaśmiał się Cross. – Znowu wypadło czarne.
Dalej szło już jak z płatka i bez mojej pomocy. Tak szybko jak skończyła się gra, skończyło się moje przedstawienie. W mgnieniu oka zniknęłam w tłumie ludzi, próbując nie zgubić Crossa, który chyba myślał, że może mi uciec.
-A ty dokąd? – spytałam. – Należy mi część wygranej – upomniałam się.
-Kobiecie nie potrafię odmówić – usłyszałam w odpowiedzi.
-Jasne.
Gdy tylko dostałam swoje pieniądze, ruszyłam do wyjścia. Trzeba było się ulotnić, zanim tamten koleś zorientuje się, że gra była ustawiona.
-Już uciekasz? Może napijemy się czegoś?
-Musze już iść – rzuciłam na odchodne.
Nie zdążyłam jednak wsiąść jeszcze do taksówki, gdyż Cross zdołał mnie dogonić. Przez dłuższą chwilę milczał, lustrując mnie od góry do dołu. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć. Ostatecznie nie powiedział nic i wrócił do kasyna. Było to dziwne, ale bez większego znaczenia. W takich miejscach roiło się od dziwaków. Ja natomiast byłam już na dobrej drodze do zdobycia platynowej karty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz