Wciąż przebywałam w szpitalu. W
obawie przed ponownym spotkaniem z Unohaną, wolałam się nie wychylać.
Fizycznie byłam prawie zdrowa. Z głową jednak wciąż było nie najlepiej.
Właściwie nie rozumiałam, dlaczego jeszcze mnie trzymają. Nie przyznałam
się przecież, że wciąż widziałam niewyraźnie. Na lewe oko było już
prawie idealnie, ale z prawym było niewiele lepiej, niż na początku.
Zdążyłam się już nawet przyzwyczaić, więc nie było problemu.
Na
korytarzu panowało zamieszanie, więc zerwałam się z miejsca i powoli
uchyliłam drzwi. Ludzie z czwartego oddziału biegali w tą i z powrotem.
Coś się stało. Nie było, co do tego wątpliwości. Szłam tuż przy ścianie,
by nikomu nie przeszkadzać. W końcu dotarłam do pokoju, w którym
panowała największa wrzawa.
Zobaczyłam kilku rannych. Większość z nich była nieprzytomna. Przygryzłam wargę, ale nie odważyłam się wejść.
-Nie
powinnaś tu wchodzić, pani oficer - usłyszałam nieśmiały głos i
zaskoczona spojrzałam na rozmówcę. - Powinna pani wrócić do pokoju i
odpoczywać.
-Ooo... Hanatarou - mruknęłam. - Powiedz mi, co się stało.
-Podobno
radary wykryły dużą aktywność pustych. Oddział 6 wysłał kilka osób,
żeby się tym zajęły, ale to była pułapka. Z tego co usłyszałem, pojawił
się arrancar, a może było ich dwóch... Na szczęście nikt nie zginął.
-Zabawili się - wycedziłam.
-Co?
-Próbują
pokazać, że mają przewagę - syknęłam, wściekła i uderzyłam pięścią w
ścianę. Spojrzałam na Hanatarou i spytałam z powagą:
- Tylko arrancary? Czy był ktoś jeszcze?
- Tylko arrancary? Czy był ktoś jeszcze?
-Nie.
-Renji? - zdziwiłam się. - Boże drogi... Nic ci nie jest? - Patrzyłam zatrwożona na ubrania poplamione krwią.
-To nie moja. Pomagałem przenosić rannych.
-A twoja ręka?
-To tylko draśnięcie.
-Poruczniku Abarai, proszę pozwolić mi się tym zająć - poprosił z powagą Hanatarou.
-To nic. Mówiłem. Z resztą sala jest pełna. Poczekam.
-Możesz zająć się Renjim w mojej sali - zaproponowałam.
-Dobrze.
-Mówiłem - protestował Renji - Nic mi nie jest.
-Zachrzaniaj - warknęłam, pchając go w stronę swojego tymczasowego lokum.
-A ty jak się miewasz? - spytał. - Przepraszam, że cię nie odwiedziłem. Miałem masę roboty.
-Ze mną... - Zawahałam się. -W porządku. Nigdy nie było lepiej.
-Nie widzieliśmy się od... od dawna - stropił się Renji.
-Od aresztowania - mruknęłam, wpychając porucznika 6 oddziału do pokoju. - Nazywajmy rzeczy po imieniu.
-Nie chciałem... No wiesz.
-Tak
się składa, że jestem oficerem. Znam procedury w takich sytuacjach -
stwierdziłam - Było minęło. Nie mieliście wyjścia. A to, że Byakuya
najchętniej posłałby mnie do wszystkich diabłów, wiedziałam od początku.
-To nie prawda.
-Renji - powiedziałam, chcąc go przywołać do porządku. - Są ważniejsze sprawy. Wiesz, dlaczego tu trafiłam?
-Nie. Nikt nie wie, co się stało.
-Tak sądziłam. Nadal trzymają to w tajemnicy. Kto was zaatakował?
-Dwóch arrancarów... Mieli wytatuowane liczby. 4 i 10.
-Tylko?
-Tylko.
-Widzisz.
Prawda jest taka, że ja i Kazuma mieliśmy tamtej nocy przyjemność
poznać 4 espadę, Uluquiorę Cifera - oznajmiłam - Ale z jakiegoś powodu
trzymali to w tajemnicy i widzisz. Nikt nie wiedział. Jak się nie wie,
dlaczego ma się być ostrożnym to gówno z tego wychodzi.
-A niech mnie...Walczyliście sami z 4 espadą? - spytał Abarai.
-Ja nie walczyłam, tylko Kazuma.
-Więc co ci się stało.
-Nie
walczyłam z 4. Spotkałam kogoś jeszcze, ale to też
trzymają w tajemnicy. Moim zdaniem to cholerny błąd, bo ona jest
największym zagrożeniem.
-Kto? - ponaglił mnie Renji.
-Nie wiesz? - mruknęłam - Hotarubi. Wszystko ukartowała Hotarubi.
-Niestety odsunęli mnie od tej sprawy, więc nic nie wiedziałem na ten temat.
-Jak to "odsunęli?
-Kapitan
Kuchiki stwierdził, że podchodzę do sprawy zbyt emocjonalnie - przyznał
cicho porucznik 6 oddziału. - No wiesz... Znam cię od dawna.
Hotarubi też już wiele lat. Nigdy bym nie pomyślał, że którakolwiek z
was...
-Też nigdy nie pomyślałam. I tak to jest jak się, kurwa, nie myśli!
-Przykro mi...
-A
mi nie - stwierdziłam, krążąc po pokoju i raz po raz, zerkając jak
Hanataoru usilnie próbuje wyleczyć Renjiego. - Nie jest mi przykro. Wkurza mnie tylko, że robią z tego tajemnice.
-Nic nie zrobisz jeśli to rozkaz odgórny.
-Nic nie zrobię? - zaśmiałam się. - I tu się mylisz.
-A co zrobisz w sprawie Hotarubi?
-Sprowadzę ją tutaj.
-Jeśli uznali ją za zdrajcę, już jej nie pomożesz.
-Nie mówiłam, że jej pomogę, tylko, że ją tu sprowadzę - zauważyłam - Sprowadzę. Żywą, czy martwą. To bez znaczenia.
Cały
gniew, który w sobie trzymałam, zaczął się ze mnie wylewać.
Zrozumiałam, że nie mogę siedzieć bezczynnie. Musiałam wziąć się w
garść. Miałam wrażenie, że coś się we mnie zmienia. Coś we mnie pękło i
już nigdy tego nie naprawię. Wciąż
byłam przerażona, zła i przepełniona żalem. Moje serce nie przestało
krzyczeć, ale zrozumiałam, że pora wziąć się do roboty. Czułam
zbliżające się zmiany.
Musiałam wrócić do pracy.
-Setsuko, nie wpakuj się tylko w kłopoty.
-Mam
gdzieś kłopoty - zaśmiałam się. - Kłopoty... Co za głupie słowo. Nie rozumiesz? Zaczyna się wojna, na którą czekałam. Przynajmniej w tamtej chwili naprawdę nie potrafiłam odpuścić, wybaczyć, zapomnieć... Minęło już trochę czasu. Miałam wrażenie, że wciąż tak naprawdę nie dotarło do mnie, co zrobiła Hotarubi. Ciągle gdzieś w głębi duszy łudziłam się, że to wszystko jest tylko złym snem. Chciałam aby nim było. Prawdziwie, szczerze, z głębi duszy pragnęłam tego, jak nic na świecie.Uważałam ją przecież za swoją przyjaciółkę, a nawet siostrę. Była mi rodziną, powierniczką najskrytszych sekretów. Mogłam na nią liczyć w kłopotach. Kiedyś, gdy byłam jeszcze o wiele młodsza, wylewałam hektolitry łez na jej ramieniu. To jej chwaliłam się sukcesami, to jej marudziłam, gdy coś szło nie tak. I w drugą stronę. To dla niej ja byłam oparciem. Ja wysłuchiwałam jej problemów, ja ją pocieszałam. Zawsze byłyśmy razem i do niedawna wierzyłam, że to się nigdy nie zmieni. Bo nie potrzebowałyśmy słów by się zrozumieć. Znałyśmy się jak mało kto.
Teraz jednak wszystko zdawało się płytkie, pozbawione sensu i sztuczne. Wspomnienia, które tak bardzo sobie ceniłam, stały się przekleństwem. Jedyne, co przynosiły to cierpienie, po swego rodzaju stracie bliskiej osoby. Przeklinałam wszystkie wspólne chwile, wypowiedziane do niej słowa, powierzone jej sekrety. Nienawidziłam, chciałam, by te rzeczy nigdy nie miały miejsca. A jednak nie mogłam nic zrobić. Zupełnie nic. Byłam całkowicie bezsilna. Nie potrafiłam manipulować czasem, ani zmieniać przeszłości. I im bardziej chciałam zapomnieć, z tym większą mocą wracały do mnie słowa i obrazy. Chciałam zmieść to wszystko w pył.
W ciągu jednej chwili znienawidziłam Hotarubi całym sercem. Poczułam się zraniona jak nigdy i w życiu bym nie przypuszczała, że to się wydarzy. Po kim, jak po kim, ale nie po niej... Po niej się tego nie spodziewałam. Może właśnie dlatego tak bardzo cierpiałam. Byłam niemal w stanie poczuć fizyczny ból, który był efektem jej zdrady. Nie było chwili, bym nie posyłała jej w myślach do wszystkich diabłów. Bezskutecznie...
Nie wiedziałam, czy pragnę zemsty. Właściwie, nie. Ja chciałam tylko dać upust negatywnym emocjom, które zbierały się we mnie już od kilku dni. Cała nienawiść, wściekłość, żal, rozczarowanie, smutek i poczucie winy. Chciałam się tylko od tego uwolnić, zanim zwariuję kompletnie. To wprowadzało mnie w obłęd, szaleństwo. Nie potrafiłam myśleć o niczym innym, jak o tym, jak bardzo, bardzo jej nienawidzę. Jak wiele mam jej za złe.
A z drugiej strony byłam pewna, że gdybym stanęła z nią ponownie twarzą w twarz, nie byłabym w stanie tego zrobić. Ponieważ była mi tak droga, ponieważ była moją przyjaciółką. Nie potrafiłabym zrobić nic. Nie zrobiłam nic złego, a bałam się dnia, w którym przyjdzie mi stawić jej czoła, bo nie wiedziałam, czy sobie z tym poradzę. Ta wizja mnie przerażała. Nie byłam gotowa na spotkanie z nią. Nie miałam, co do tego wątpliwości.
A najgorsze z tego wszystkiego było poczucie winy. Nie rozumiałam, dlaczego to ja mam czuć się winna. Nic przecież nie zrobiłam. A jednak w mojej głowie kłębiły się pytania. Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego to zrobiła? Dlaczego nic nie zauważyłam? Dlaczego... Lecz te pytania pozostawały bez odpowiedzi.
Tak wiele rzeczy chciałam jej powiedzieć. Chciałam zadać jej te wszystkie pytania. Może ona znałaby odpowiedź. Chciałam wykrzyczeć jej w twarz wszystkie swoje żale, co czułam, co myślałam. Chciałam powiedzieć, że nie rozumiem. A nade wszystko, chciałam by wiedziała, jak bardzo tęsknie...
Miałam jednak świadomość, że wszystkie te słowa pozostaną niewypowiedziane. Nie byłabym wstanie powiedzieć jej prawdy. Wiedziałam, że gdy przyjdzie, co do czego, nałożę na twarz maskę uśmiechu i skłamię, choćbym miała się udławić własnymi słowami. Nie dam po sobie poznać, że cierpię, że mnie to zabolało. Moja duma nie pozwoliłaby mi na to, choćbym miała skonać. Tego byłam pewna, jak mało czego w życiu.
W tamtej chwili chciałam położyć się w ciemności i pójść spać. Nigdy się nie obudzić. Chciałam zniknąć, chciałam umrzeć. Wszystko tylko po to, żeby zapomnieć. Po to, by nie cierpieć już więcej. Może sen, wieczny sen byłby wstanie ukoić ten straszliwy ból. Nigdy nie sądziłam, że to aż tak boli... Nigdy przez myśl mi nawet nie przeszło, że zdrada ze strony bliskiej osoby jest tak straszna. Nigdy też nie przypuszczałam, że ktoś mnie kiedyś zdradzi. Zwłaszcza ona...
Jednak wciąż żyłam. Nie zniknęłam, nie odeszłam, nie uciekłam. Nie poszłam też spać. Stałam twardo na ziemi, zaciskając dłonie w pięści. Nie zamierzałam się poddawać. Zamierzałam walczyć, zamierzałam stawić jej czoła, zamierzałam żyć. Wszystko po to, by zrobić jej na przekór. Nie pozwolić jej delektować się tym, że mnie zraniła, że nienawiść niszczyła mnie do środka. Ona wiedziała, że mam skłonności do autodestrukcji. Chciała to wykorzystać przeciw mnie. Może nawet jej się udało. Może i tak z czasem umrę powolną śmiercią, ponieważ sama się zniszczę. Jednak będzie to mój wybór. Ja zdecyduję kiedy i jak to się stanie. Nie ona. Dlatego teraz musiałam żyć, przeć do przodu, by nie dać jej satysfakcji.
-Hanatarou, powiedz kapitan Unohanie, że wracam do pracy - poprosiłam. - Nie mogę tu dłużej leżeć.
-Setsu, powinnaś jeszcze odpocząć - zaprotestował Renji, blokując mi drogę.
-Nie. Ze mną już... Dobrze - powiedziałam. - Nie dasz rady mnie powstrzymać.
Przez dłuższą chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu, aż westchnął, odsuwając się w bok. Najpierw udałam się do domu. Nie miałam daleko, a jednak ten z pozoru niedługi dystans dał mi się mocno we znaki. Nie wiedziałam tylko, czy to przez leniuchowanie od tylu dni, czy jednak zacznę żałować, że nie posłuchałam Unohany. Dałam sobie chwilę czasu, żeby ochłonąć. Zwłaszcza psychicznie. Po ciągłym wspominaniu starych czasów, znów byłam skłonna uderzyć w płacz, ale nie to było mi potrzebne. Nie mogłam stanąć przed Kazumą w takim stanie. Musiałam być w pełni sił. Chciałam być w pełni sił, a nawet jeśli nie to, przynajmniej sprawiać takie pozory. Na spokojnie przebrałam się w swoje tradycyjne ubrania. Przy okazji trąciłam się w bok, po czym zgięłam się w pół, oddychając ciężko.
-Trzeba było wziąć te cholerne przeciwbólowe - jęknęłam.
Ale sama żadnych leków nie posiadałam. No... Jeden. Zwany powszechnie alkoholem, ale nie mogłam stawić się w pracy wstawiona. Przynajmniej, dobrze byłoby nie.
Wolnym krokiem szłam w stronę swojego oddziału. Powoli, nieśpiesznie, żeby się zbytnio nie zmachać, nie spocić i nie budzić podejrzeń. Ot, zwykły spacer oficera oddziału 3. Jednak robienie dzielnej miny chyba nie pomagało, bo przykuwałam sporo uwagi. Powinnam była się domyślić, że wieść o moim pobycie w oddziale 4 zapewne się rozprzestrzeniła. Ciężko ranny oficer to była już poważna sprawa. Zwłaszcza, jeśli owiana tajemnicą.
Do budynku naszego oddziału weszłam jakby nigdy nic. Właściwie zignorowałam witających mnie radośnie podwładnych i pytania o samopoczucie. Kierowałam się prosto do gabinetu kapitana. Zapukałam do drzwi, po czym weszłam do środka.
-Setsuko? Co ty tu robisz?
-Melduję się na służbie - oznajmiłam beznamiętnie.
-Z tego, co wiem miałaś jeszcze 2 dni leżeć w szpitalu. A nawet po tym powinnaś jeszcze odpoczywać w domu. Chyba nie myślisz, że pozwolę ci wrócić do pracy.
-Pozwolisz.
-Setsuko, nie próbuję robić ci na złość. To dla twojego dobra.
-Dla mojego dobra? - zaśmiałam się, po czym zmrużyłam oczy. - Dla mojego dobra trzymałeś wszystko w tajemnicy? Może gdybym od początku wiedziała to by się to nie wydarzyło? - mruknęłam. - Nie dam się dłużej trzymać w niewiedzy. I nawet nie próbuj odsuwać mnie od sprawy. Rozumiesz?
-Setsuko... Najpierw, usiądź chociaż - odpowiedział Kazuma. - Proszę... Usiądź. Nie jesteś jeszcze w pełni sił.
-I myślisz, że będę dzięki leżeniu bezczynnie? Chcę znać całą prawdę.
-Dobrze. W takim razie słuchaj i mi nie przerywaj - zażądał. - Z jakiegoś powodu wszyscy wiedzieli, że obie w dzieciństwie miałyście styczność z Aizenem. Wiadomo było, że co najmniej jedna z was, jeśli nie obydwie, jest zamieszana w jego plan. Nikt jednak nie wiedział która. Ja miałem was obserwować. To też robiłem. Miałem dowiedzieć się jak najwięcej. Zamiast tego, zaprzyjaźniłem się z wami. I w dalszym ciągu nie potrafiłem zdobyć dowodów w sprawie. Ale to nie miało dla mnie większego znaczenia wtedy. Nie miałem pojęcia, jak bardzo się myliłem. Gdybym był wtedy bardziej uważny, może zapobiegłbym ostatnim wydarzeniom. Po tym, co mi powiedziałaś, zacząłem szperać. Nie rozumiałem jak to możliwe, że wszyscy wiedzieli o waszym powiązaniu z Aizenem, ale nie mieli pojęcia o twojej przeszłość. Jednak wszystkie akta, które mogły zawierać coś ciekawego, były ściśle tajne i nawet z rangą kapitana nie mogłem uzyskać do nich dostępu. To bardzo podejrzane i zamierzam przyjrzeć się tej sprawie w najbliższym czasie. Oczywiście poinformuję cię o wszystkim...
-Rozumiem...
-Co teraz zamierzasz zrobić?
-Teraz... Nie wiem - skłamałam. Wiedziałam, że chcę dorwać Hotarubi, nie wiedziałam jednak, czy mi się to uda. - Bajzel się zrobił no... - zaśmiałam się.
-Cokolwiek zamierzasz... Prawdopodobnie ci na to nie pozwolę. I bez sprawy Hotarubi, zaczyna się robić bajzel. Potrzebuję cię tutaj. Będziesz tymczasowo pracować jako porucznik. Rozumiesz? Nie puszczę cię w teren.
-Mamy to tak zostawić? - spytałam - A co ty zamierzasz?
-Nic... Wszystko zależy od rozwoju sytuacji i rozkazów głównodowodzącego.
-Czyli mogę wrócić do pracy?
-Tak. Ale jak mówiłem, możesz zapomnieć o pracy w terenie. Jesteś potrzebna tu.
-Ale mogę się tym zająć w wolnym czasie.
-Nie. Eh... Umówmy się tak. Jeśli wyrobisz się z pracą, którą ja ci zlecę, będziesz mogła iść w teren. Ale nie będzie żadnej samowolki. I najpierw musisz przynajmniej 2 dni jeszcze odpocząć.
-Zgoda - powiedziałam. - Ale nie będę siedzieć u siebie. Znajdziesz mnie u Urahary.
***
My God, jak Ty mnie rozpieszczasz. Rrrrrenji! <3 W rozdziale, który mam nadzieje na dniach pojawi się na drodzę, też się pojawia znów porrucznik <6 I znów, ta szczera ochora, żeby przyłączyć się do Setsu i skopać Hotaru dupę. Kuxwa, złapałam się emocjonalnie strasznie w behind, zresztą, nie odrywam tym stwierdzeniem teraz Ameryki :D I ooch, czy mi się wydaję, czy następny rozdział sieszykuje u Uhahary ?:D Libimy tegi starego piernika-pederastę. Lubimy. Udaje takiego dobrego wujka, ale jak błysnie dpod tego swojego wyleniałego spojrzeniem czasem, to wiadomo, że spodziewać się można wszystkiego.
OdpowiedzUsuńHehe, "tak to jest jak się, kurwa, nie myśli" <3 Nastepne hasełko, ktore bym se mogła wydziarać, o tak.
No polubiłam ją, na maxa. Takie riposty, co nimi sypie, trafiają mi w serce <3
A tak wgl to mam stan wielokrotnego OMG, bo w dzisiejszym bleachowym rozdziale trochę Grimmjowa się pojawiło i OMG, COŚ MU SIĘ DZIEJE Z ŁAPENCJAMI :D Znaczy nie wiem, oze to ressurection ale on nawet pantery nie dobył. Mi sie wydaje ze sie naprawde jakis upgrade szykuje dla króla! <6 czytasz? podsyłam linka do obrazków ;D no bo ja jak widze ten jego ryj to sie tylko na obrazkach skupic umiem ;D
http://www.mangareader.net/bleach/630/4
http://www.mangareader.net/bleach/630/5 !! oczywiscie akcja musiala sie urwac w tym momencie -.-
a na mysl o szkicach dostalam zaawansowanego slinotoku. mam nadzieje ze sie nie odwodnie ;D
Usuńkurwa, dobra, jestem niezle rozkojarzona.
UsuńCHANGES!!!!! KOCHAM!!!!!!!! kochamkochamkocham.
A moze faktycznie to tylko stare dobre resurrection?
UsuńMoże za bardzo się podnieciłam ;P
Ale Grimm by się nie aktywował do walki z gościem, który przed nim ewidentnie spierdala.
So. I don;t know.
A moze z jakims extra wypasionym cero wyskoczy? Kuźwa mogłabym robic zaklady u bukmachera -.-
Cieszę się, że lubisz Setsu. Jest taka, jest... Generalnie to planowo miała być troszkę inna, ale myślę, że z czasem po prostu ewoluowała w to, czym jest teraz, miejmy nadzieję, że nie zatrzyma się w tym miejscu rozwojowym.
UsuńJeszcze generalnie chciałabym spytać o Twoje odczucia, co do oddziału. Mam na myśli wyrażenie emocji itp. Czy to było czuć, co ona czuje?
Tak, my też lubimy Uraharę. Tak samo jak Youichi. Nie wiem, czy widziałaś, ale w jednym gifie kiedyś zginała stopę we wszystkie strony, czego ludzie normalnie nie potrafią... :D
Szkice same w sobie są przeciętne, ale w fanart Iki też najpierw myślałam, ze bd musiała wyrzucić, a jednak kolory swoje zrobiły, więc mam nadzieję, że tym razem też tak będzie. A jak nie to spróbuję od nowa. Bo walczyłam tam cholera z dłońmi... więc nie wiem czy nie wygląda to na połamane palce...
Tak, wiem, swego czasu miałam fazę na changes, akurat jak pisałam ten rozdział, więc już tak zostawiłam, bo dopasowało się do akcji. Szczerze mówiąc muzykę miałam przewidzianą w paru rozdziałach tylko, w sensie, bo idea bardzo mi się podoba i chciałam się podzielić muzą, ale trochę dziwnie więc teraz do pozostałych też muszę dopasować.
Mangi ostatnio trochę nie czytałam, jeśli coś jest to muszę nadrobić, bo zguiłam się na tym jak siedzieli w tej kapsule...
A Grimm, nie wiem. Zobaczymy. Zawsze był moim ulubieńcem, więc mam nadzieję, że nie zrobili mu krzywdy w mandze.
Tak, nagromadzenie tych uczuć, ich opis, budzi - przynajmniej u mnie - napięcie. Lubię takie opisy. W głównej mierze dzięki nim czuję taką solidarność z Setsu, tak sądzę. Kupuję, to co czuję, czytając zaczynam czuć podobnie. Utożsamiam się w pewien sposób, yhym.
UsuńOk, w takim razie ok. Bo wiem, że wychodzą trochę chaotyczne, ale takie są emocje. Miałam nadzieję tylko, że w miarę jakoś idzie :)
UsuńNo takie są emocje, i gdyby to było zbyt ... nie wiem, wypunktowane... nie było by realistycznie. Dla mnie to więcej niż w miarę, bo nie każdy opis emocji powoduje burze uczuć we mnie, więc :D Jeśli coś mnie 'rusza' no to jak dla mnie cel zrealizowany, bo o to chyba chodzi. <3
Usuń