Zwłaszcza, że dorwałam skaner szybciej, niż sądziłam i w wolnej chwili biorę się za kolorki.
***
Powiedzenie Setsuko, żeby nie pakowała się w kłopoty, miało tyle samo sensu, co płakanie nad już rozlanym mlekiem. Zbyt łatwo zgodziła się na warunki, które postawił jej Kazuma, co wydało mu się bardzo podejrzane. Zazwyczaj, gdy coś jej się nie podobało, protestowała z całych sił. Czyżby już miała coś zaplanowane? A jeśli tak to, co to było? Co wykombinowała? Co zamierzała zrobić? Kazuma nie mógł odpędzić od siebie tych pytań i złych myśli, które wywoływały potencjalne odpowiedzi na nie. Z drugiej jednak strony w oczach Setsuko nie było tego błysku, który zazwyczaj towarzyszył jej podczas knucia niecnych planów. Czy to naprawdę możliwe, że sama nie wiedziała, co ma zrobić? Czyżby była bardziej zagubiona, niż się wydaje? A w rzeczywistości w ogóle nie wydawała się zagubiona. Sprawiała takie samo wrażenie jak zawsze. Jakby nic się nie wydarzyło. Ale to przecież niemożliwe, żeby w ogóle się nie przejęła. Zatem... Jak bardzo się przejęła? Do jakiego stopnia była w stanie ukrywać emocje za swoich wesołym, ciepłym uśmiechem lub za tym cynicznym, aroganckim?
A może nie dotarło do niej jeszcze, co się stało... To była bardzo prawdopodobna wersja. Chociaż... Gdy pytała go, co zamierza zrobić, zdawało się, że w jej oczach błysnął ogień. Musiała być zatem wściekła. Dla zasady? Z powodu zdrady SS? Czy może z powodu tego, że Hotarubi zdradziła ją?
Kazuma teraz dopiero zrozumiał, co miała na myśli Setsuko, mówiąc, że są sobie obcy. Przyjaźnili się od tylu lat, a jednak nie był w stanie powiedzieć nawet w najmniejszym stopniu, o czym myślała. Nie miał o niczym pojęcia i gdyby nie zdrada Hotarubi, nigdy by się pewnie nie zorientował, że tak naprawdę nie wiedział nic. To była jego wina. Mimo wszystko, trzymał Setsuko na chociaż minimalny dystans, by nic nie odkryła. Może wyczuła tu podświadomie i sama ten dystans zachowywała. Nie wiedział. Naprawdę nic nie wiedział. Czuł się jak idiota.
Nie było szansy, by sytuacja się zmieniła. Przypomniał sobie rozmowę przeprowadzoną wtedy na górze. Powiedziała mu, że ma dość szczerości na długie lata. Nie wierzył, że mogłoby się udać coś z niej wyciągnąć. Jedyną szansą na rozeznanie się w sytuacji, było obserwowanie Setsuko podczas kolejnego spotkania z Hotarubi, które musiało nadejść prędzej, czy później.
A może zgodziła się na jego warunki, bo była w gorszej kondycji, niż jej się pierwotnie zdawało? Może było z nią bardzo źle, tylko nie chciała tego pokazać? Była dość oszczędna w ruchach i gestach, o wiele bardziej ostrożna, niż zwykle. Jednak w tym wypadku 2 dni odpoczynku to zbyt mało. Jeśli udała się do Urahary z tego powodu...
-Muszę skontaktować się z Uraharą... - stwierdził Kazuma. Zamyślił się na chwilę i uśmiechnął smutno. - Jestem beznadziejnym kapitanem... I jeszcze gorszym... przyjacielem.
Miał wrażenie, że ostatnio coraz częściej zamiast uśmiechu na twarzy widzi jedynie jej plecy, gdy Setsuko wychodzi z jego gabinetu... Na misję... Do domu... Obrażona... Nie mówiąc mu nic. Coraz rzadziej "wracała", coraz krócej była obok. I czuł, jakby niedługo miała zniknąć na dobre.
-Najpierw Hotarubi... Teraz ona...
Zdrada Hotarubi jego również zabolała. Chociaż dopuszczał do siebie taki rozwój wydarzeń już od dłuższego czasu i tak był to dla niego spory cios. Był jej kapitanem i przyjacielem, ale nie potrafił pomóc. Nie potrafił jej przekonać, by została. Podejrzewał, że wręcz przeciwnie, miał spory wpływ na to, że jednak odeszła. Pozwolił, by wszystko się schrzaniło.
Czuł się słaby, czuł się beznadziejny i bezsilny. Tak wiele błędów popełnił. Tyle kłamstw wypowiedział. Wszystko powoli obracało się przeciwko niemu. Ale również ukrywał swoje myśli za maską uśmiechu. Tym bardziej nie powinien winić za to Setsuko. Wyglądało na to, że na domiar złego, był także hipokrytą. Wszystko wymykało mu się spod kontroli...
Spakowałam kilka rzeczy, takich najpotrzebniejszych. Obawiałam się, że więcej nie udźwignę. Zupełnie jakbym miała się za chwilę złamać. Ból był nie tylko irytujący, ale także utrudniał, wręcz uniemożliwiał większy wysiłek. Miałam nadzieję, że Kisuke coś poradzi. Musiałam być w szczytowej formie już za dwa dni.
Będąc zdrową łatwo udawało się chorobę, niestety w drugą stronę to nie działało już tak łatwo. Gdy tylko byłam w świecie ludzi, przysiadłam na pobliskiej ławce, bo musiałam odpocząć. Przygryzłam wargę i dźwignęłam się do góry.
Coś nie dawało mi spokoju. Mina Kazumy, gdy wychodziłam, utkwiła mi jakoś w pamięci. Wywierciła sobie miejsce w mojej głowie i nękała. Ostatnimi czasy powiedziałam tak wiele przykrych słów. Czasami nawet nie myślałam w ten sposób, a jednak brnęłam dalej. Zaczynałam staczać się na dno. Z dnia na dzień więcej kłamstw.
Obiecałam sobie, że kiedyś o wszystkim mu powiem, wszystko wytłumaczę. Kiedyś... Na pewno. Gdy wszystko się skończy, gdy będę gotowa. Niestety teraz jeszcze nie był ten czas. Jeszcze nie... Tylko kiedy? Ale jakoś nie umiałam. Zawsze było wiele rzeczy, które chciałam powiedzieć wielu ludziom, ale tego nie robiłam.
Bo nie wypadało... Bo bałam się ich reakcji... Bo bałam się prawdy... Bo jakoś się nie składało. Tych "bo" mnożyło się od cholery i jeszcze więcej. A ja skończyłam milcząc w najważniejszych momentach. Ale cóż w tym dziwnego jeśli...? Jeśli, kiedy się odzywałam, konsekwencje zawsze były marne. Więc nauczyłam się milczeć.
-Kiske-san! - krzyknęłam jak zawsze, stojąc przed sklepem.
Usłyszałam huk, czyjeś pospieszne kroki i otwieranie się drzwi. W porę zorientowałam się, co się dzieję i chciałam uskoczyć w bok. Niestety zawiódł mój refleks i coś uderzyło we mnie z impetem. Świat zawirował, a potem widziałam nad sobą już tylko błękitne niebo.
-Tym razem cię dorwałem! - usłyszałam tryumfalny okrzyk Jinty. Chciałam się nawet podnieść, ale zabrakło mi siły. No, więc leżałam, zastanawiając się, czy ktoś zabierze ze mnie ciężar w postaci ogromnej, ale na szczęście pustej, drewnianej beczki i pomoże mi wstać. - Ej! Ona coś nie wstaje!
-Niech ja cię... dorwę... - wyspałam, ale chyba nie usłyszał.
-Ej! Umarłaś?
Wreszcie ktoś podniósł mnie z ziemi i przez chwilę miałam wrażenie, że latam. Dopiero po chwili poczułam grunt pod nogami, ale silne ramiona pilnowały, bym nie upadła.
-Dzięki, Tessai - mruknęłam. - Stałam teraz na przeciw Urahary, wciąż trzymana przez wielkoluda. - Dzięki, ale możesz minie puścić - zauważyłam.
-Nie ma mowy - oznajmił kapelusznik. - Dostałem cynk, że czmychnęłaś ze szpitala.
-Kto ci...- Zaczęłam, lecz nie zdążyłam dokończyć. Usłyszałam jeszcze tylko:
-No Jinta, czyń honory.
Potem coś uderzyło mnie w głowę i pociemniało mi przed oczami...
-Ooo... - jęknęłam. - Czy wyście... Powariowali?
Nie wiem, jak długo dryfowałam w ciemności, na granicy świadomości i snu. Nic nie widziałam, ale słyszałam głosy. Odległe, niewyraźne... Otworzyłam oczy. Tak, jak sądziłam, byłam w sklepie Urahary. Tylko dlaczego spałam? Zmrużyłam oczy i przygryzłam wargę, próbując sobie przypomnieć co się stało. No tak... Oberwałam w głowę.
-Widzę, że się obudziłaś - obok mnie z uśmiechem siedziała Yoruichi. - Zaczynałam sądzić, że przesadzili.
-Co się właściwie stało? - spytałam, opierając się na łokciach. - Co oni wykombinowali? Jak długo spałam?
-Tydzień.
-Co?Jak to...
-Oi! Kisuke! Obudziła się! - krzyknęła Shihoin. - A ty leż - dodała.
Po chwili usłyszałam kroki i trzaskanie drzwiami. Ten cholerny kapelusznik zwiał!
-Hej. Ja chcę wiedzieć, co tu się wyprawia!
-Spokojnie, spokojnie - zaśmiał się Urahara. - Zafundowaliśmy ci kompleksową terapię.
-Zadzwonił do nas twój szef... Ten czarny taki - wtrącił się Jinta. - Powiedział, że uciekłaś ze szpitala psychiatrycznego i że mamy cię złapać.
-Że niby Kazuma? - zdziwiłam się. - Nie, czekaj... Wróć! Psychiatrycznego?
-Nie, to nie tak było - oznajmiła Ururu, wyglądając zza drzwi. - Dostaliśmy prośbę, żeby cię wyleczyć. Kapitan Kurogane bardzo się martwił...
-Niech to...
-Ale spójrz na to z tej strony, jesteś już cała i zdrowa. Będziesz mogła w pełni sił wrócić do pracy.
-Ta...
Tessai zabrał dzieciaki na zakupy, a ja zostałam z Yoruichi. Zamierzałam dorwać tego pedofila w sandałkach, choćby nie wiem co. Chociaż byłam mu wdzięczna, nawet jeśli zostałam napadnięta i przetrzymywana wbrew swojej woli. Czułam się doskonale. Dziwiłam się tylko jednej rzeczy. Skoro można było wyleczyć mnie szybciej i dać mi możliwość powrotu do pracy to, czemu nikt tego nie zrobił wcześniej? Wyczuwałam w tym kolejny spisek, ale chyba nawet nie chciałam wiedzieć. Potarłam palcami skronie i westchnęłam.
-Wiem o czym myślisz.
-Tak? - zdziwiłam się.
-Masz to wypisane na twarzy.
-Oh, doprawdy.
-Ale przyznaj, czy nie jest to wszystko dziwne?
-Nie.
-Jak to nie?
-Odpoczynek, którego potrzebowałaś to nie fizyczny. Dobrze wiesz, że można było wyleczyć cię szybciej. Ale są jeszcze inne rany, które można otrzymać, a te niestety leczy tylko czas.
-Daj spokój - zaśmiałam się. - Czy ja wyglądam jakbym potrzebowała czasu?
-Nie. Wyglądasz, jakbyś chciała zniknąć gdzieś w ciemności.
-Jestem jedynie zmęczona ciągłym leżeniem.
-Ani trochę załamana?
-Nie.
-Ani zmęczona? Zraniona? Zagubiona?
-Ani trochę.
-W takim razie masz jakiś genialny plan działania?
-Nie... Nawet gdybym miała i tak nie pozwolą mi nic zrobić. Seireitei jak zawsze udaje, że wszystko jest pod kontrolą, ale na moje ten kurwidołek rozpieprzy się prędzej, czy później. I z tego raczej prędzej... Ale szczerze nie bardzo mnie to obchodzi. Jeśli wolą ignorować problem, proszę bardzo. Mam dość.
-Dość czego?
-Tego... No... Wszystkiego!
-Braku kontroli?
-Nigdy nie miałam nad niczym zbytniej kontroli, ale teraz także SS traci kontrolę. Wiesz przecież, że potem nastąpi chaos. A ja cierpliwie zaczekam na ten dzień.
-I co wtedy?
-Wtedy... Zobaczymy.
Po południu udało mi się dorwać Uraharę. Zaczaiłam się na niego za rogiem i podłożyłam mu nogę, gdy przechodził obok. Runął plackiem na ziemię.
-To za tamten niespodziewany atak - mruknęłam. - Ale nie myśl, że jesteśmy kwita. Masz na swoim koncie jeszcze parę rzeczy. Na przykład...
-Nie mogłem ci powiedzieć.
-Niby dlaczego?
-Shiningami są moim głównym źródłem dochodu. Otrzymałem... Sugestię, że lepiej cię nie informować. Byłaś podejrzana - oznajmił, wciąż leżąc plackiem na ziemi.
-Ah. Byłam podejrzana... Dlatego.
-Nie, nie... Byłaś podejrzana, a gdybyś wiedziała, wpakowałabyś się w kłopoty, a wtedy plan Hotarubi mógłby się nawet udać. Najlepiej było cię trzymać w niewiedzy.
-Jasne -syknęłam, ale pomogłam mu wstać. - Na przyszłość lepiej dobrze to przemyśl, zanim znowu coś przede mną ukryjesz.
-Straszna, straszna!
Było już wieczór, więc nie musiałam się spieszyć z powrotem. Dopiero następnego dnia rano musiałam się stawić w pracy. Miałam jeszcze wiele czasu. Musiałam pozbierać myśli, zanim tam pójdę. Do domu z resztą nie chciało mi się wracać. Postanowiłam wybrać się na mały spacer po okolicy.
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, mieniąc się złotem, różem i fioletem, które zastępowały teraz błękit. Uwielbiałam ten widok, napawał mnie dziwnym spokojem i relaksował. Nie przypuszczałam, że właśnie w takiej chwili, gdy miałam wrażenie, ze nic złego się nigdy nie wydarzyło, zobaczę hollowy.
Dziwnym było, że mój telefon nie reagował. A przecież bateria działała. Nie było też żadnej informacji o awarii radarów w seireitei. Był to bardzo niepokojący znak. Musiałam jak najszybciej uporać się z hollowami i poinformować o tym zajściu.
Coś jednak wydawało się być nie tak. Maski niektórych były nieco inne od tradycyjnych. Mogłam się, więc spodziewać kłopotów. Był to zapewne kolejny ruch Aizena. Nie miałam czasu na wzywanie swojego oddziału. Trze było się tym zająć. Natychmiast.
Wyciągnęłam katanę i rzuciłam się do biegu. Jednak pusty, którego zaatakowałam okazał się niezwykle zwinny i zrobił unik.
-Nie tak prędko - zaskrzeczał.
-To inaczej pogadamy - mruknęłam. - Moeru yona... Aria ognia. - Tym razem również zrobił unik. Nie, nawet nie do końca. Byłam pewna, że trafiłam. Czyżby atak okazał się za słaby? Spodziewałam się, że po tak długim czasie leniuchowania, moja kondycja będzie gorsza. Nie sądziłam jednak, że wpłynie to tak znacząco na mój poziom walki. - W takim razie... Bankai! Wieczny ogień! - krzyknęłam.
Moja katana przyjęła formę kosy, chwyciłam ją porządnie i zrobiłam kilka cięć w powietrzu, tym razem pokonując hollowa. To jednak nie był koniec, bo niewiele dalej, dostrzegłam kolejnego. Ale zanim zdążyłam podejść bliżej, zobaczyłam jasne pociski, przypominające krótkie promienie słońca. Trafiły one pustego. Spojrzałam w kierunku, z którego nadszedł atak i zobaczyłam młodego chłopaka. Wyglądał na nastolatka, chociaż srebrne włosy robiły dość mylące wrażenie. Na jego twarzy widniał czerwony wzorek. Tatuaż? Ło boru, ale ta dzisiejsza młodzież ma pomysły... Jednak, co ciekawsze miał na sobie specyficzny, znajomo wyglądający czarny płaszcz ze srebrnymi dodatkami. Przyglądałam mu się zaskoczona. On również otworzył szerzej oczy na mój widok i uśmiechnął się wesoło.
-Jesteś egzorcystą? - spytałam.
-Tak. Jestem Allen Walker. Skąd pani wie?
-A daruj tą panią - skwitowałam. - Twój płaszcz. Spotkałam jakiś czas temu mężczyznę ubranego tak samo. Słyszałam, że był egzorcystą.
-Mężczyznę? Starszego? - Pokiwałam głową. - Miał czerwone włosy i wiecznie otaczał go wianuszek kobiet?
-Tak. Coś w ten deseń...
-Spotkałaś mojego mistrza, generała Crossa? Dokąd się udał?
-Cross? Nie wiem. Przepadł jak kamień w wodę - odpowiedziałam. - To mówiłeś, że nazywasz się... Allen, tak?
-Tak.
-Jestem Tomori Setsuko - oznajmiłam.
-Ten miecz, czy to innocence?
-Innocence? - zdziwiłam się i spojrzałam na swoją katanę. - Co to innocence?
-Innoncence to broń do walki z akumami. - Uniosłam lekko brwi. - To z czym przed chwilą walczyłaś. To akumy.
-Nie, nie, nie. To były hollowy. Chociaż wyglądały trochę...
-To były akumy, drugiego poziomu - upierał się chłopak, a ja wzruszyłam ramionami.
-Akumy... Innocence... Egzorcyści - wyszeptałam - No, to się porobiło.
-A więc potrafisz walczyć z akumami. Powinnaś przyjść do Czarnego Zakonu.
-W sensie tam, gdzie pracujesz?
-Tak. Wszyscy są tam bardzo mili. Razem walczymy z akumami tworzonymi przez Milenijnego.
-No, teraz to pomogłeś... Kto to, do cholery, Milenijny?
-Milenijny Earl. Tworzy akumy wykorzystując dusze zmarłych. Akumy zabijają ludzi i szukają innocence.
-Ok, ok. Czekaj - poprosiłam - Za dużo informacji na raz.
-Przepraszam.
-Nie, po prostu... Pierwsze słyszę o jakimś Milenijnym i akumach - stwierdziłam, marszcząc brwi. - Jak żyję, o nich nie słyszałam. A wierz mi, że żyję już trochę...
-Wiele ludzi nie nie ma o tym pojęcia.
-Ludzie może nie, ale żeby sh... Eh. Mniejsza o to.
-Coś mówiłaś?
-Nic. Powiedz mi, gdzie jest ten wasz zakon? - spytałam.
Miałam dziwne przeczucie, że natrafiłam na coś interesującego. Chociaż moja teoria była bardzo naciągana i posiadała wiele nieścisłości, zamierzałam przedstawić ją w raporcie. Toteż postanowiłam wysłuchać do końca młodego egzorcystę.
Zasiedliśmy spokojnie kolację w pobliskim barze. Zaproponowałam, że nakarmię go w zamian za trochę wyjaśnień. Jak się okazało chłopak miał żołądek bez dna, zupełnie jak ja w jego wieku. Radośnie pałaszując opowiadałam mi o akumach, Milenijnym i o zakonie, a ja potakiwałam.
Gdy się pożegnaliśmy, czułam, że dymi mi czaszka od nadmiaru informacji. Posiadałam ich jednak wystarczająco dużo, by stworzyć tak rzetelny raport jak nigdy i przygotować coś, o czym się shiningami nie śniło. Nie wspominając o świstku papieru, na którym miałam zapisane namiary na siedziby zakonu.
Faken, musze obczaic te anime, co z nim crossujesz jeszcze, bo widzi mi sie, ze ono idealnie sie nadaje do zderzania go z bleachem, ale nic wiecej nie moge powiedziec, procz tego, co mi sie wydaje, bo nie widzialam!
OdpowiedzUsuńOdicnek dzisiaj wygrywa dla mnie czyniacy honory Jinta i Urahara leżący plackiem :D O rrrany, moja wyobraźnia nie zna litości, przedstawiła mi to tak dokumentnie to w zapętleniu, jak takiego gifa, kapelusznik, noga Setsu, gleba. I tak w kółko. Po pierwszej czesci i opisu wewnetrznych przezyc Kazumy chyba znowu lubie go troche bardziej. Jestem poddatna na manipulacje! A moze nie, moze wystarczy po prostu zajrzec komus wlasnie w głowe i zobaczyc co tam za mysli, co za uczucia sie szwendaja. Wtedy o wiele łatwiej kogos zrozumiec. Szkoda ze na codzien tak to nie wyglada. Setsu i to stwiedzenie Yoruichi "wygladasz jakbys chciala zniknac w ciemnosci', ciarrry! Ciarry, usiadło na umyśle. Bardzo naładowane. No i ta intrygujaca koncowka. Chcialabym powiedziec cos wiec i zapewne to zrobie, jak tylko obczaje cokolwiek.
wgl zal ze dopiero teraz spostrzeglam rozdzial -.- wczoraj brat mnie nawiedził, wyciagnal na bilarda i na dni chorzowa, ktorych juz nie bylo jak tam dotarlismy wpol dwunastej, wiec zwyzywałam przestrzen i ja pierdole nie chce mi sie myslec ile ja wczoraj piechota przeszłam. -.- bo od razu mnie nogi bolą.
Chodzi Ci o D.Gray man? Obejrz koniecznie. Jest świetne. Co prawda nikt nie ma specjalnie niebieskich włosów, może poza Kandą, który czasami ma takie przebłyski niebieskości (jest boski, tylko on jest młody, a ja się starzeję... Cross Marian jest genialny, ale włosy ma czerwone - toteż ja go kocham.) I tak myślę, że pasuje do bleacha, chociaż orginalnie żyją w czasach jakby ciut wcześniejszych nie ma telefonów i jachtów, ale... taki szczegół.
UsuńCiesze się, że doceniłaś element komiczny, stwierdziłam, że trzeba wrócić do weselszych zdarzeń :D I jak widać, widziałaś to dokładnie tak jak ja sobie wyobrażałam pisząc ^^
A Kazume no masz lubić, bo on jest fajny. Postąpił tak, a nie inaczej, ale zawsze są jakieś powody. Wiesz, przyczyna, przebieg i skutki. Zresztą z czasem się przekonasz, że nie jest zły. I faktycznie inaczej jakby się wiedziało kto, co myśli, no ale.. Życie!
No patrz, a u nas był wczoraj dzień piernika... To znaczy papiernika. Ale też byłam zbyt leniwa. A chorzów jest... gdzie? Mapa być trudna...
na południu chorzow, na śląsku. kilka przystankow (4?) tramwajowych od katowic.
Usuńdzien papiernika? wa da fak :D
ale ja glupia dupa jestem. znowu nie napisalam, ze song zajebisty.
no ok, damy kazumie szanse na odkupienie, ok. tylko niech ja wykorzysta! ^^
A widzisz, my tu w kujawskich, 300km od morzaa niecałe. Dzień papiernika, bo u nas jest jedna z większych produkcji papieru wszelkiego rodzaju... No to jest i dzień piernika. Papiernika.
UsuńA tych songów będzie więcej.
Kazuma Ci mówi, że dzięki.