Wszystkiemu towarzyszyła muzyka

Followers

Rumors

I w ten oto sposób zakończyła się historia Behind Last Crossroad. Niemniej, zapraszam na moje pozostałe blogi, które można znaleźć w zakładce Other Dimensions. A najprawdopodobniej w kwietniu odbędzie się premiera drugiej części BLC pod tytułem Daughter of fiery flowers :D


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!

Ranking popularności bohaterów BLC

niedziela, 28 czerwca 2015

20 ~ An exorcist.

Śmieszne, bo w systemie publikacji, co tydzień mi się nudziło, a przy co 4 dzień ledwo się wyrabiam. Dziś już 28 czerwca, a ja prawie o tym zapomniałam. Eh, a jak na razie i tak mam jeszcze ciągle mój przhydługi urlop. Co będzie jak się wreszcie skończy...


***

Posłusznie podążałam za Kandą, który przerwał mój odpoczynek i ściągnął mnie z dachu na rozkaz Koumuia. Nie wytrzymałam długo nim pociągnęłam go za włosy.
-Mógłbyś się od czasu do czasu uśmiechnąć - stwierdziłam - To nie boli.
Odwrócił się do mnie z morderczym spojrzeniem, mówiąc:
-Zrób tak jeszcze raz, a cię zabiję.
-Uśmiechnij się to dam ci spokój - zaproponowałam, jednak Kanda puścił to mimo uszu.
Weszłam do gabinetu szefa i spojrzałam na niego pytająco.
-Słyszałem, że spędziłaś sporo czasu nad papierami od nas. Pewnie jesteś zmęczona. Ale bez obaw! Mam coś, co doda ci energii. Powitaj Komuvitamin 2.0! - krzyknął radośnie Koumui
-I co to robi?
-Dodaje energii do tego stopnia, że możesz pracować przez tydzień bez przerwy.
-Interesująca rzecz – przyznałam.
-Bracie! Wiesz, że dostałeś zakaz rozprowadzania tego – powiedziała Leenalee, wchodząc do pomieszczenia. – Ostatnio mieliśmy przez to sporo kłopotów. Najlepiej nie bierz od mojego brata nic, bez konsultacji ze mną lub kimś z sekcji naukowej, Setsuko – dodała i wyciągnęła rękę, by zabrać mi tabletkę.
Ja jednak cofnęłam się.
-Ahahaha. Aż mnie ciekawi, jakie są skutki uboczne – zaśmiałam się – Ale w porządku. Nie wezmę tego.
-Na pewno?
-Na pewno.
-Mam znajomego, który zna się na takich rzeczach. Wyślę mu to, jeśli to nie problem? Właściwie jakbym mogła to, poprosiłabym jeszcze kilka.
-Proszę bardzo – odparł Koumui, jakby orientując się, że chcę to dołączyć do następnego raportu.
-Doprawdy... Bracie, żeby wykorzystywać niewiedzę nowej egzorcystki...
-Ale wszystko już poprawione! Leeeeeenaaaaleeeeee! Komuvitan nie ma już skutków ubocznych!
-A co się stało z poprzednią wersją?
-Zamieniała ludzi w zombie. Upiorne, nie?
-Ciekawe, ale stanowczo nie upiorne.
-Właściwie, co tu robisz Leenalee? – spytał Koumui.
-Szukałam Setsuko.
-Mnie? Czemu?
-Uciekłaś z własnej imprezy.
-Sorry, sorry. Musiałam się przewietrzyć. Nie przywykłam do takich tłumów.
Powiedziałam, że chciałam się tylko przewietrzyć, ale prawdę mówiąc, dręczyło mnie poczucie winy. Przybyłam tam tylko i wyłącznie dlatego, że było mi to na rękę. Tak się fortunnie złożyło, że udało mi się zrobić z tego misję długoterminową. Nie zmieniało to jednak faktu, że zamierzałam wykorzystać czarny zakon w walce. Mimo to, oni przywitali mnie z otwartymi ramionami i nazwali rodziną.
Już chciałam spytać, kiedy dostanę pierwsze zlecenie, bo nie lubię siedzieć bezczynnie. W porę jednak zorientowałam się, jakie konsekwencje mogły nieść za sobą te słowa i zamilkłam. Koumui jakby dostrzegając to, uśmiechnął się i powiedział:
-Wysłaliśmy niedawno 2 poszukiwaczy, żeby sprawdzili plotki. Jutro powinniśmy znać szczegóły. Myślę, że to będzie świetne zadanie dla ciebie, Setsuko.
-Bracie, chcesz ją wysłać tak szybko?
-Nie ma, na co czekać. Z resztą nie pójdzie sama.
-A z kim? - zdziwiłam się.
-Pójdziesz z Kandą.
Wzruszyłam ramionami.
-Kanda, Setsuko – odezwał się po długim milczeniu Koumui, popijając poranną kawę.
Ziewnęłam przeciągle, wciąż bawiąc się nowym telefonem, który dostałam gratis do munduru. Z grubsza działał jak ten z SS. Miałam tam już numer do biura, do sekcji naukowej, do Leenalee i Kandy rzecz jasna. Ale to też dzięki Leenalee, która wbiła mi jego numer, mówiąc, że inaczej mogę zapomnieć o kontakcie z nim.
Telefon miał nawet opcję robienia zdjęć, na wypadek znalezienia czegoś ciekawego. I ta kwestia bardzo mnie zastanawiała, bo wszystko zależało od osobistych kategorii rzeczy „ciekawych”. Aczkolwiek różnie bywa.
-... Bardzo możliwe, że jest tam innocence – oznajmił Koumui. – Pojawia się tam bardzo wiele akum i nie tylko. Ostatnio zginęło tam bardzo wielu ludzi. Zajmijcie się tym.
-Sam sobie poradzę – syknął Kanda.
-Oboje poradzilibyście sobie sami, jednak chcę, byście wykonali tą misję razem.
Kanda prychnął niezadowolony i wyszedł a ja z uśmiechem ruszyłam za nim. Miałam przynajmniej dobrą okazję zobaczyć, jak egzorcyści z czarnego zakonu wykonują swoje misje.
Miejsce docelowe nie znajdowało się aż tak daleko. Kilka godzin jazdy pociągiem. Był tylko jeden drobny szczegół... Staliśmy na moście, obserwując nadjeżdżający z drugiej strony pociąg, którym mieliśmy jechać.
-Jak nie zdążysz wskoczyć to cię tu zostawię – zagroził Kanda.
-Tak jest! – krzyknęłam, salutując radośnie.
Nie żeby to stanowiło dla shinigami jakiś problem. Nie takie rzeczy się robiło za pomocą shuppo. Ja takie pociągi i inne to zwyczajnie goniłam, w ramach treningu. A jednak teraz nie mogłam się wychylać. Udawałam przecież człowieka. Dotknęłam dłonią medalionu, który miałam na szyi. Musiałam przyznać, że Urahara odwalił kawał dobrej roboty. 
Sięgnęłam pamięcią do dnia, gdy odbierałam swoje zamówienie. Stałam wtedy na środku korytarza, patrząc z niedowierzaniem na naszyjnik w dłoni Urahary.
-I co to? – spytałam.
-Twoje zamówienie.
-Jak to ma niby pomóc? – zdziwiłam się.
-Widzisz, pracowałem nad tym cudeńkiem długi czas – wyjaśnił – Wykorzystuje niewielkie ilości twojego reiatsu i wprawia energię w drżenie na takich częstotliwościach, że twoje ciało zmaterializuje się do pewnego stopnia. Będziesz w stanie bez problemu wchodzić w interakcje ze zwykłymi ludźmi, dopóki masz go na sobie. Wszyscy będą cię widzieli, będą mogli cię dotknąć, zupełnie jakbyś miała gigai, a jednak... W każdej chwili będziesz mogła użyć swojego zampaktou w pełnej mocy i walczyć zupełnie normalnie, ponieważ nic cię nie ogranicza.
-Gigai, ale bez gigai?
-Dokładnie. Prototyp ograniczał siłę bankai, jednak nowsza wersja pozbawiona jest wszelkich ograniczeń. Myślę, że będziesz zadowolona.
-A potem wystarczy, że to zdejmę?
-Tak.Właściwie możesz wrócić do Soul Society nawet go nie zdejmując.
-A co jak się rozwali?
-Wziąłem to pod uwagę, zwłaszcza twoje zdolności do psucia rzeczy i zapewniam, że jest pancerny.
-No obyś miał rację – mruknęłam.
Wzięłam głęboki oddech i przygotowałam się do skoku. Kanda wyglądał, jakby takie numery były dla niego codziennością. Wywróciłam oczami i gdy tylko pociąg wjechał pod most, skoczyliśmy na jego dach i wślizgnęliśmy się do środka przez otwarte okno.
-Mamy rezerwację w tym przedziale.
-Ohho! To mi się podoba – zawyłam, rozsiadając się wygodnie.
Całą drogę nuciłam jakąś wesołą piosenkę, ale podróż dłużyła się nieznośnie. Wychyliłam głowę i otworzyłam buzię, wystawiając język na wiatr, który mierzwił mi włosy i otulał twarz. To było śmieszne uczucie. Nie często jeździłam pociągiem, zwłaszcza w środku, więc zamierzałam czerpać z tej okazji.
-Nie wychylaj się bo...
-Fuuuj! Chyba połknęłam muchę – jęknęłam, chowając się do środka i zamknęłam okno. – Ohyda.
Usiadłam na miejscu i wypiłam kilka łyków wody. 
-Kandaaa – odezwałam się po jakimś czasie. – Kanda?
-Co?
-Od jak dawna jesteś w zakonie? – Cisza. – No ej, no powiedz!
-Od dziecka.
Od dziecka, tak? – powtórzyłam i pogrążyłam się w myślach, podziwiając widoki za oknem.
Gdy dotarliśmy na miejsce, nie trzeba było długo szukać, gdzie rzekomo znajduje się innocence. Nieopodal stacji znajdował się posąg tygrysa z kryształowymi oczami. Z tym, że jedno świeciło się nienaturalnie i już na pierwszy rzut oka było czymś godnym uwagi.
Zgodnie z tym, co powiedział Koumui, a rozszerzył o parę szczegółów poszukiwacz, który dołączył do nas na stacji. Po mieście i okolicach rozeszła się plotka iż ten, kto posiądzie tygrysie oko, będzie mógł spełnić jedno swoje życzenie. Pierwotnie tygrys był tylko częścią fontanny rzekomo przynoszącej szczęście. Ludzie lubią takie bajery. Teraz jednak nie było w niej wody. Natomiast wokół dało się zauważyć spory tłum przeróżnych istot, pragnących posiąść różne rzeczy. Panował tam istny rozgardiasz.
Bez wątpienie widziałam tam zarówno akumy i jak hollowy. Nie wspominając o zdesperowanych ludziach i walczących między sobą ghoulach. Westchnęłam cicho.
-To efekt innocence? – wyszeptał Kanda.
-To ghoule... Nie mają nic wspólnego z innocence. Przynajmniej jak na razie – wyjaśniłam. –Myślałam, że są tylko w Tokyo.
-Nie ważne. I tak trzeba się ich wszystkich pozbyć.
-To ludzie – skarciłam go. – Tylko trochę bardziej niebezpieczni i... żywiący się ludzkim mięsem. Mają prawo czegoś pragnąć. Musimy ich stąd tylko przegonić.
Tak powiedziałam, ale w rzeczywistości wątpiłam, by zgodzili się odejść bez walki.
-Mugen. Pierwsza iluzja – mruknął Kanda i posłał w stronę zbiorowiska coś, co wyglądało na małe robak-podobne potwory. Na szczęście ludziom to wystarczyło i teraz uciekali w popłochu.
-Ok... To jaki plan? – spytałam spokojnie i spojrzałam na Kandę, który już szykował się do ataku. – Aha... Czyli robimy rozpierdol.
W tym czasie ja postanowiłam przyjrzeć się temu innocence. Przemknęłam niepostrzeżenie nad walczącymi, wykorzystując zaistniałe zamieszanie. Zamierzałam zerknąć na oko tygrysa, a jednak w powietrzu natrafiłam na silny opór i wylądowałam na ziemi.
-Bariera? – skwitowałam i rozejrzałam się dokoła. Znajdowałam się teraz w centrum uwagi walczących. – Oj...
Przeturlałam się po ziemi, unikając kolejno ataków kagune. Zrobiłam wyskok i odbiwszy się od ramienia jednego z ghouli, w locie przecięłam maskę jednego z pustych. Były moim priorytetem, jako shinigami, a może zwyczajnie walka z nimi weszła mi już w krew. Cieszyłam się, że nie było tam jeszcze menosa albo dwóch. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem.
-Uciążliwi jesteście – warknęłam i spojrzałam w stronę Kandy. Kiedy ja użerałam się z ghoulami, on próbował pokonać akumy 2 lvlu. Był wystarczająco zajęty, bym mogła w spokoju użyć demonicznej magii. – Droga wiązania numer 9: Geki. - Czerwonego koloru aura objęła jednego z ghouli, paraliżując go na jakiś czas. – No to teraz... Chodź mądralo – mruknęłam do drugiego mężczyzny w bordowym płaszczu. Wyglądał trochę jak z jakiejś organizacji, ale wątpiłam, by to było możliwe. – Zapłoń, Moeru Yona. Wieczny ogień – wyszeptałam. Mężczyzna wycofał się, widząc, że nie wygra tej walki. Drugi również czmychnął, gdy tylko uwolniłam go spod wpływu demonicznej magii. Nie wspominając o pozostałych, bo dałabym sobie rękę uciąć, że jeszcze kilka minut temu było ich znacznie więcej. To lubiłam w ghoulach. Zawsze wiedzieli kiedy się wycofać. – No to trzeba by było pokazać na co mnie stać, nie? – powiedziałam sama do siebie i zwróciłam się do Kandy – Radzisz sobie tam? – Przez chwilę jeszcze łudziłam się, że odpowie, ale był zbyt zajęty odbieraniem ataków akum, chociaż dobrych kilka już rozwalił, bo banda malała w oczach. Wzięłam zamach i zaatakowałam ogromną falą ognia. Atak z poziomu bankai był jak widać wystarczająco skuteczny. – No to jedna z głowy.
-Oszalałaś? – warknął Kanda, ledwo uskoczywszy przed moim atakiem. Ciekawe, czy ten atak coś by mu zrobił. Niestety nie miałam okazji tego sprawdzić. – Weź się do roboty!
-Prosisz o pomoc?
-Khe!
-Hej, hej. Zachowuj się ładniej. Z tego, co wiem, jestem od ciebie starsza – zauważyłam tryumfalnie.
-Jakby mnie to obchodziło!
-To radź sobie sam – skwitowałam, kierując swoje kroki w stronę posągu tygrysa. Zamachnęłam się kataną, by rozbić otaczająca kamień barierę i wykonałam cięcie. – Ała – jęknęłam, omal nie rozbijając sobie nosa o betonową fontannę, gdy moja broń nie spotkała się z żadnym oporem i runęłam na ziemię. Bariera zniknęła, ale nie rozumiałam czemu. – Powstała przez to zamieszanie? – spytałam, lecz nie było nikogo, kto mógłby mi udzielić odpowiedzi. Sięgnęłam dłonią po kryształ i o dziwo wyciągnęłam go bez większego problemu. – Dziwne...
Kamień wyglądał na swój sposób znajomo, a jednak moc, którą emanował, była dla mnie całkowicie obca. Nie wspominając o tym, że innocence było nieprawdopodobnie potężny i stanowczo nie należał do ludzkiego świata. Możliwe, że swoją mocą dorównywał kapitańskiemu zamapaktou. Nic, więc dziwnego, że egzorcyści, będąc jedynie ludźmi,  zyskiwali dzięki niemu niezwykłą moc, pozwalającą im na łatwe niszczenie hollowów.
Wiedziałam, że muszę zdobyć jak najwięcej informacji o właściwościach tego cudeńka, a najlepiej zabrać jedno do Soul Society dla oddziału 12. To jednak nie mogło być łatwe. Wątpiłam, by zakon bez większego protestu powierzył nam coś, co uważali za tak bardzo cenne. Jednak zabranie tego siłą wiązało się z niebotycznymi konsekwencjami. Straciłabym to kruche zaufanie, jakim mnie obdarzono. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że takie posunięcie popsułoby mi szyki, ale także uniemożliwiło dalszą współpracę. Na to nie mogłam pozwolić. Shinigami, chociaż nieświadomi tego faktu, prawdopodobnie potrzebowali wsparcia zakonu.
Ludzie mogli nie mieć pojęcia o istnieniu Aizena, jednak zagrażał on nam wszystkim. Nie wspominając o tym, że prawdopodobnie miał wiele wspólnego z Milenijnym. Były to jedynie spekulacje, jednak mało możliwym wydawało mi się, by działał ktoś poza Aizenem. Może jedynie Hotarubi stanowiła równie duże zagrożenie, co on i nie byłam do końca pewna, czy stoją po tej samej stronie barykady.
-No, pospiesz się trochę – zaśmiałam się, siedząc przy fontannie, która znów wypełniła się wodą. – Chyba, że chcesz mojej pomocy. - Ale Kanda tylko prychnął, więc czekałam cierpliwie, obracając w palcach kamień zwany innocence. W głowie obmyślałam plan. Wstępnie na tą misję miałam 2 miesiące. Oczywiście wiedziałam, że przy braku postępów zostanę ściągnięta z powrotem do Soul Society, ale o to nie musiałam się obawiać. Zamierzałam natomiast w pełni wykorzystać ten czas i cieszyć się życiem egzorcystki. 
-Ciekawe czy Koumui zapoznał się już ze wszystkimi informacjami i czy podzieli się nimi z resztą egzorcystów...- zamyśliłam się, po czym zaśmiałam. – Zabawne... Jestem egzorcystką. 
Po oddaniu innocence Hevelasce udałam się do Soul Society ze swoim pierwszym raportem. Z radością wkroczyłam do siedziby 3 oddziału witana przez wszystkich podwładnych. Od razu skierowałam się do gabinetu Kazumy, wymachując teczką na prawo i lewo. Zapukałam do drzwi i nie czekając na odpowiedź wtargnęłam do środka.
-Kazuma! Raport przynios... - urwałam nagle, widząc pochylającą się nad biurkiem dziewczynę. - Kto to?
-To Miyagi Chinatsu, przedwczoraj przyłączyła się do naszego oddziału. 
-Widzę, szybko się tu zadomowiła - zauważyłam.
-Miło poznać, panią oficer. Jestem Miyagi Chinatsu - powiedziała dziewczyna, kłaniając się lekko, po czym poprawiła niesforny kosmyk blond włosów.  Zaś spojrzenie błękitnych oczu przeszywało mnie jakby na wylot, przyprawiając o dreszcze. - Coś się stało?
-Nie... Miło cię poznać Chinatsu - mruknęłam. Rzuciłam Kazumie raport i odczekałam, aż dziewczyna wyjdzie. - A ja się martwiłam, że cały oddział na głowie. No, widzę jednak, że nie potrzebnie, bo ma się kto tobą opiekować.
-Daj spokój. Ciebie nie ma, przydadzą nam się nowi ludzie. Nie jest jedyna. Dostaliśmy samych prymusów.
-Są najgorsi, wszystko robią sztampowo.
-Dzięki...
-No co?
-Ukończyłem akademię z wyróżnieniem.
-No. Przecież mówię.
-O co ci chodzi, co?
-O nic.
-Jasne.
-Wracam do domu. Narka!
-Setsuko?!
Wyszłam trzaskając drzwiami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz