Hotarubi siedziała na łóżku, pisząc coś w notesie. W ten sposób zawsze łatwiej obmyślało jej się strategie. Poprzedni atak skończył się klapą, ale to nie znaczyło, że shinigami mieli przewagę. Zwyczajnie nie wzięła pod uwagę kilku aspektów, za co wciąż przeklinała się w myślach. Obiecała sobie, że drugi raz nie popełni błędu. Dlatego zamierzała starannie się przygotować, by skończony plan przedstawić Aizenowi.
Nagle rozległo się
pukanie do drzwi. Hotarubi dopiero po chwili spojrzała w tamtą stronę i przez
chwilę zastanawiała się, czy nie lepiej udawać, że jest nieobecna. Gdyby
wiedziała kto pukał... Na wezwanie espady stanowczo by nie odpowiedziała, ale
co jeśli to kapitan albo, co gorsza, Tousen?
Wciąż nie spotkała go, odkąd pojawiła się w Hecuo Mondo. On był zajęty, a ona nie szukała
zbytnio okazji na spotkanie. Nigdy za sobą nie przepadali lub raczej nie znali
się na tyle, by chcieć razem spędzać czas w jakiejkolwiek formie.
-Proszę – powiedziała wreszcie
i westchnęła. Do pokoju wszedł Ggio z poważną miną – Co jest? – spytała.
-Aizen wzywa – padło w
odpowiedzi.
-Eh... Dobrze. Już idę.
Niespiesznie wstała z
miejsca i wraz ze swoim, jak go zwykła nazywać, sekretarzem, podążała w stronę
gabinetu Sousuke. Odkąd dobiła targu z Lusienbergiem, Ggio Vega stał się jej
fraction, chociaż nie należała do espady. Sam ani razu nie zaprotestował, gdy
Barragan zgodził się oddać podopiecznego w ręce Hotarubi, chociaż była
świadoma, że wynikało to z oddania dla 2 espady, aniżeli sympatii do niej.
Z czasem zamierzała to
oczywiście zmienić. Była niemal pewna, że traktuje go lepiej, niż poprzedni „szef”,
ale to nie wystarczało. Czuła jednak, że prędzej czy później zdobędzie jego
serce i uzyska tym samym zaufanego sojusznika. Na razie stanowił dla niej
przewodnika po Hecuo Mondo oraz coś na wzór sekretarza. Czasem także towarzysza
rozmów, ale bez przesady oczywiście.
Hotarubi wzięła głęboki
oddech i pchnęła ogromne metalowe drzwi, wchodząc do pomieszczenia za nimi.
-Wzywałeś – zauważyła,
rzucając szybkie spojrzenie uśmiechniętemu Aizenowi. Nie czekając na odpowiedź,
usiadła na białej sofie na przeciw biurka i założyła nogę na nogę. – O co chodzi?
-Mam dla ciebie
zadanie... Chciałbym, żebyś udała się gdzieś – usłyszała w odpowiedzi. – Możesz
nawet zabrać ze sobą swojego "fraction" – zaśmiał się Aizen. – Uprzedziłem już
kogo trzeba o waszej wizycie. Ktoś odbierze was z tego miejsca – oznajmił i
podał jej kartkę, na której zapisana była jakaś lokalizacja.
-Rozumiem, że to
zadanie długoterminowe.
-Dokładnie.
-Eh... A ja już miałam
zaczynać przygotowania do kolejnej akcji.
-Zapewniam cię, że nie
pożałujesz tej wycieczki. Wręcz przeciwnie, jestem pewny, że będzie ci to na
rękę.
-To się okaże, "noale",
przynajmniej uwolnię się na jakiś czas od espady...
Hotarubi poprawiła
przewieszoną przez ramię torbę i westchnęła. Rzuciła towarzyszowi niepewnie
spojrzenie i spytała, chociaż doskonale znała odpowiedź:
-To na pewno tu?
Stali na dworcu
kolejowym, a właściwie pod mostem znajdującym się nieopodal. W ten sposób
zamierzali uchrnonić się przed deszczem, który siąpił uparcie. Nic nie
wskazywało na poprawę pogody. Co więc robili w tak bezludnym, deszczowym
miejscu, kto miał ich stamtąd odebrać? To stanowiło zagadkę.
Z deszczu wyłoniła się
jakaś postać. Zbyt niska na dorosłą osobę, a więc dziecko. W ich stronę szła
dziewczynka w kremowej sukience. Wyglądała na nie więcej niż 13 lat, ale Hotarubi nigdy
nie potrafiła zbyt dobrze określać czyjegoś wieku. Chwilę później pojawiła się
kolejna postać. Tym razem był to młody przystojny mężczyzna w garniturze i
cylindrze.
-A ci z której epoki
się wyrwali? – skwitowała Hotarubi, widząc iż obie postaci maszerujące w
deszczu znają się i gaworzą wesoło. – Nie mów mi, Ggio, że oni po nas...
-Muszę cię zmartwić, bo
idą w naszą stronę – zaśmiał się arrancar.
-Aizawa Hotarubi i Ggio
Vega? – spytała dziewczynka. – Wygląda na to, że tak. Jestem Road Kamelot, a to
Tyki Mikk – oznajmiła, wskazując na towarzysza, który ukłonił się nonszalancko.
-Yo – mruknęła Hotarubi
i uśmiechnęła się. – Skoro nas znacie, to chyba nie musimy się przedstawiać.
-Oczywiście, że was
znamy. Earl o wszystkim nas poinformował, mówiąc: „traktujcie ich jak rodzinę”.
-Ah, rozumiem - ale nie rozumiała.
-Nie jesteście z klanu
Noego, ale podobno też nie jesteście zwykłymi ludźmi.
-Nie wiem, czy w ogóle
można nazwać nas ludźmi – zaśmiał się Ggio.
-Mniejsza o to. Skoro
Milenijny nazwał was rodziną, niech tak będzie – stwierdziła radośnie Road. –
Chodźcie – dodała, ciągnąc oboje za ręce w stronę zagadkowych drzwi, które dosłownie spadły z nieba.
Jak się jednak okazało,
drzwi nie stały w szczerym polu od tak sobie. Prowadziły bowiem do jakiegoś
pomieszczenia, które zdawało się być częścią większej całości.
-Znajdujemy się teraz w
arce. Bez obaw, wszystko wam wyjaśnię.
-W takim razie zajmij
się nimi, Road.
-A ty dokąd, Tyki?
-Earl kazał ich
przywitać. Nie mówił nic więcej – zauważył Mikk. – Dlatego wracam do swoich
zajęć.
-Zapomniałeś, że
niedługo obiad. Wszyscy mieliśmy być obecni.
-Tak, tak... Do tego
czasu idę poczytać książkę.
-Tylko nie jedz nic
przed tym.
-Wiem... Z resztą i tak nie uzupełnili jeszcze ryb.
Hotarubi z
zaciekawieniem przysłuchiwała się wymianie zdań. I chociaż nowi towarzysze
zdawali się być bardziej wyrafinowani, niż bestie z Hecuo Mondo, nie mogła
pozbyć się dziwnego wrażenia, że... Coś jest mocno nie tak. Ostatecznie nawet
wśród arrancarów zdarzały się wyjątki jak Luisenberg, Stark, czy nawet Szyael,
z którymi można było porozmawiać na poziomie. Pomyślałaby pewnie i nawet o Uluqiorze, ale jego niestety ciężko było nakłonić do konwersacji. Tu jednak wszystko wyglądało
jak... W krzywym zwierciadle. Zbyt dziwne, przerysowane, jakby ironiczne samo w sobie. No i to niezmiennie towarzyszące jej poczucie niepokoju, odkąd tylko ujrzała swoich gospodarzy.
Podążając za Road
wyszli z pomieszczenia, by dowiedzieć się, że znajdują się w mieście pełnym
białych budynków różnej wielkości z niezliczoną ilością drzwi. Od wieży, która stanowiła centrum tego dziwacznego miejsca dzieliło ich może 10 minut
drogi o ile znów nie pójdą jakimś dziwnym skrótem, a wszystko wydawało się teraz możliwe.
-To właśnie jest
wnętrze arki – wyjaśniła Road, widząc zaciekawienie na twarzy gości. – Ile wiecie?
-Aizen przysłał nas tu
w celu współpracy. Nie powiedział wiele, tylko uśmiechał się jakoś podejrzanie
i podał mi lokalizację spotkania. Potem wspomniał jeszcze, że należycie do
klanu Noah i walczycie z egzorcystami, zbierając kamienie zwane innocence.
-Milenijny nazwał was
rodziną, więc chyba mogę powiedzieć wam co nieco.
-Byłabym wdzięczna.
-Arka jest domem
pierwszych ludzi, naszym domem. Każde z drzwi dokądś prowadzą. Niektóre tylko
do innych pomieszczeń, a inne do różnych lokalizacji na całym świecie. To, co
mówiłaś o innocence to prawda. Zbieramy je dla Milenijnego. Zamierzamy sprowadzić
ten świat na skraj destrukcji i nawet egzorcyści nie mogą nam w tym
przeszkodzić.
-To wiele wyjaśnia. Mam
dziwne wrażenie, że wasz cel pokrywa się z celem Aizena, chociaż teraz
zastanawia mnie, co łączy go z Milenijnym Earlem.
-Kto wie – Road
wzruszyła ramionami, chociaż zdawała się wiedzieć coś więcej.
-Niemniej, zostaliśmy
przysłani by współpracować z wami i udzielić wam wszelkiej pomocy, a nieczęsto
słyszy się coś takiego od Aizena. Wygląda na to, że naprawdę wiele nas łączy –
stwierdziła Hotarubi. – W tym przypadku... Cieszę się, że mogłam cię poznać,
Road. Liczę na udaną współpracę i na twoje wsparcie.
Wszyscy siedzieli już
przy ogromnym stole, czekając na najważniejszą osobistość – Milenijnego Earla.
Hotarubi nie ukrywała swojej ciekawości i bez żadnych oporów rozglądała się po
pomieszczeniu oraz wszystkim w nim obecnym.
-Hotarubi, Ggio –
odezwala się Road. – Tykiego już znacie. To jest Skin – wyjaśniła, wskazując na
tęgiego, groźnie wyglądającego mężczyznę z lizakiem, a tam siedzą bliźniaki, Jasdevi.
-Yo, jestem Devito –
powiedział chłopak w czarnych włosach i uśmiechnął się złowieszczo przez, co trochę przypominał Setsuko z czasów akademii.
-A ja Jasdero, hee – dodał
blondyn, siedzący obok.
-W ogóle nie są podobni...
-A ja? Zapomniałaś o
mnie, lero!
-Czy parasolka właśnie
przemówiła? – spytała Hotarubi, przyglądając się latającej parasolce z głową dyni.
-Gadająca parasolka,
super – zaśmiał się Ggio i już miał ją chwycić, kiedy ubiegła go Road.
-Nie wiedziałam, że tu
jesteś Lero!
-Milejnijny zaraz
przyjdzie, lero.
-Widzę, że wszyscy już
są – rozległ się wesoły głos i w jadalni zjawił się gruby... Mężczyzna, chociaż
zdaniem Hotarubi wyglądał bardziej jak trol albo otyły elf. Co zaciekawiło ją
jeszcze bardziej to szeroki uśmiech, który nie schodził z jego twarzy, a małe złotego koloru ślepia gospodarza wierciły w niej dziurę swoim spojrzeniem. Jegomość
poprawił swój beżowy frak, a potem cylinder i rozsiadł się wygodnie w
krześle naprzeciw niej i Ggio. – Witajcie, moi drodzy – powiedział. – Cieszę
się, goszcząc was tutaj.
-A my jesteśmy
wdzięczni za gościnę – odparła Hotarubi.
-Skoro wszyscy
jesteśmy, jedzmy! – Na to hasło pojawiło się kilka służących w ubraniach
pokojówek i przyniosły półmiski pełne wyśmienicie wyglądającego jedzenia.
-Co to ma być? To w ogóle nie jest słodkie - warknął Skin.
-Co to ma być? To w ogóle nie jest słodkie - warknął Skin.
Podczas swojej
wycieczki po siedzibie zakonu znalazłam salę treningową. Niestety ktoś już ją
okupował. Wemknęłam się niepostrzeżenie i wdrapałam na ogromną drewnianą belkę
podtrzymującą strop. Stamtąd obserwowałam trening Allena. Dzieciak miał dopiero
15 lat, ale miałam już okazję zobaczyć cześć jego zdolności.
-Może chcesz się
przyłączyć? – usłyszałam, gdy westchnęłam po raz kolejny. – Co powiesz na mały
sparing, Setsuko?
-Huh? – zdziwiłam się.
-Przecież wiem, że tu jesteś.
-Sorry, sorry, nie
zwracaj na mnie uwagi.
-Ale to rozprasza, gdy
cały czas mnie obserwujesz – powiedział płaczliwym głosem. – Wyglądasz jakbyś
się nudziła od powrotu z misji.
-Raczej rozmyślam – palnęłam
bez namysłu i teraz musiałam szybko znaleźć jakiś temat. – Kanda chyba mnie nie
lubi.
-Bez obaw. On nikogo
nie lubi...
-Co powiedziałeś,
kiełku fasoli? – rozległ się znajomy głos, a potem usłyszałam prychnięcie.
-Kanda! – krzyknęłam radośnie,
zeskakując na ziemię. Rozległ się huk, ale coś zamortyzowało upadek. – No refleks
to masz słaby – zakpiłam. Kanda dosłownie zrzucił mnie ze swoich pleców i
chwycił po katanę. - Chcesz walczyć? Mi pasuje. Wciąż mamy
niedokończony pojedynek.
-Faktycznie –
przyznałam, sięgając dłonią po Moeru.
-Stop! – krzyknęła Leenalee.
– Żadnych walk!
-Ale nudy...
-Leenalee, przyszłaś w
samą porę – jęknął Allen.
-Setsuko, mój brat
wzywa cię do siebie.
-Oh, już biegnę! –
zaśmiałam się. – Wiesz może, o co chodzi?
-Nie, ale miał dość
poważną minę.
W podskokach ruszyłam
do gabinetu Koumuia. W drodze zastanawiałam się, o co chodzi. Jedyne, co
przyszło mi do głowy to dokumenty, które ode mnie dostał. Możliwe, że miał
jakieś pytania lub ciekawe teorie. Zapukałam do drzwi i nieśmiało zajrzałam do
środka.
-Dobrze, że jesteś –
stwierdził Koumui, spoglądając na mnie znad sterty dokumentów.
Przez ułamek sekundy
pomyślałam, że przypomina Kazumę. Szybko jednak odgoniłam te myśl, kiwając
przecząco głową i spojrzałam pytająco na szefa sekcji naukowej.
-Podobno chciałeś mnie
widzieć.
-Tak. Siadaj.
Zajęłam miejsce
naprzeciw niego i naprawdę czułam się jak na rozmowie z Kazumą w naszym
kochanym oddziale. Nie minęły nawet dwa tygodnie, ale chyba zaczynałam tęsknić
za kochaną 3.
-No? – ponagliłam go. –
Bo zaczynam się martwić.
-Zapoznałem się z
informacjami, które mi udostępniłaś – oznajmił z poważną miną Koumui i złożył palce
w „koszyczek”. Bardzo dyplomatycznie z jego strony. – Zgodnie z tym, co tam napisałaś, Aizen Sousuke ma bardzo
podobne cele co Milenijny Earl. Czy to możliwe, że pracują razem?
-Nie wiem, wszystko to
tylko domysły. Ale nawet jeśli nie pracują razem to zapewniam cię, że Aizen
stanowi o wiele większe zagrożenie i zapewne wykorzysta do swoich celów, kogo tylko może.
-Co do tego nie ma
wątpliwości. Dlatego chciałbym udostępnić egzorcystom przynajmniej część
informacji. Zwłaszcza, że na swojej misji, z Kandą, natknęliście się na ghoule,
tak?
-Tak. Ta część, uważam,
jest jak najbardziej konieczna... Mam na myśli, że wszyscy powinni wiedzieć,
przynajmniej o ghoulach, arrancarach i hollowach, które często mylnie bierzecie
za akumy. Mimo wszystko różnią się od nich.
-Czyli mogę ujawnić te
informacje.
-Jak najbardziej.
Uzyskałam przecież zgodę na ich ujawnienie. Możesz nawet wspomnieć o
shinigami, gdyż nie sądzę, by na dłuższą metę dało się ukryć tą część –
stwierdziłam. – Chodzi tylko o to, by nie wiedzieli, że ja również jestem
shinigami. Przynajmniej na razie.
-W porządku. Tak czy
inaczej sytuacja jest naprawdę poważna.
-Wiem. Chciałabym
tylko, byście mieli na uwadze, że nie wszystkie ghoule są naszymi wrogami. Ich
pochodzenie wciąż jest nieznane, ale w moim mniemaniu wciąż są ludźmi.
-Tak, oczywiście wezmę
to pod uwagę.
-Nie ukrywam, że mam
kilka pomysłów, które chciałabym zrealizować. Jeśli ghoule uznają czarny zakon
za wrogów, będę miała bardzo ograniczone pole działania.
Koumui przez całą
rozmowę przyglądał mi się bardzo uważnie. Chociaż pewnie nie bardziej, niż ja
jemu. Tylko na osobności rozmawiamy poważnie. Zauważyłam, że gdy otoczony jest
ludźmi, tak samo jak ja, często unika poważnych rozmów. Interesujące, ale to tylko moja osobista ciekawość. Mimo wszystko bardzo dobrze
mi się z nim rozmawiało i nie obawiałam się mówić szczerze. Gdyż wiedziałam, że cokolwiek
powiem, zostanie to między nami. Uśmiechnęłam się ciepło, zdając sobie sprawę, że
darzę go swego rodzaju zaufaniem.
-Powiedziałaś, że
przybywasz tu z misją na rozkaz Soul Society, ale... – Koumui zawahał się przez
chwile, jakby nie był pewien, czy powinien to mówić. – Odnoszę wrażenie, że w
znacznej mierze działasz według swojego uznania.
-Cóż... – mruknęłam, po
czym zaśmiałam się wesoło. – Tu mnie masz...Chociaż powierzono mi współpracę z zakonem i, de facto, mam władzę decyzyjną w tym zakresie, przyznaję, że mam w planach również rzeczy, których nie uwzględniłam w raportach dla przełożonych. Nawet gdybym nie dostała tej misji legalnie i tak bym się tu zjawiła, toteż nasza współpraca i tak nie wyglądałaby zbytnio inaczej.
-Tak myślałem.
-Żeby była jasność...
Wszystkie moje działania kierowane są dobrem ogółu, nie tylko shinigami.
Ponieważ moim priorytetem jest pokonanie Aizena Sousuke, a odkąd zostałam egzorcystką,
także Milenijnego Earla. Po prostu ja, w przeciwieństwie do shinigami... - urwałam na chwilę i pokręciłam głową. - Nie,
prawdę mówiąc, wszyscy wiedzą, że Aizen Sousuke stanowi zagrożenie, ale nikt nie
powie tego na głos. Nie wiem, czy świat zmierzył się kiedykolwiek z tak ogromnym
zagrożeniem. Ale ja nie zamierzam czekać aż coś się wydarzy...
-Rozumiem. W takim
razie nie będę już więcej pytał.
-Nie. Masz, jak
najbardziej, prawo wiedzieć. Oni wszyscy mają... Ale teraz jeszcze nie mogę im
powiedzieć kim jestem. Nie dopóki nie zrealizuje z grubsza swoich założeń. Właściwie jak na razie nie mam nawet planu. Powiedziałabym raczej, że przygotowuję grunt.
-W takim razie,
chciałbym jeszcze o coś spytać.
-Cóż takiego?
-Kim jest, Aizawa
Hotarubi, o której była wzmianka w dokumentach?
Tym razem zamarłam. Nie
sądziłam, że Koumui zwróci uwagę na te informacje. Wzięłam kilka głębszych
oddechów, zanim zaczęłam mówić.
-Aizawa Hotarubi, tak jak napisałam, była porucznikiem 3 oddziału gotei
13. Obecnie współpracuje z Aizenem Sousuke.
-Porucznik 3 oddziału?
-Była moją
przełożoną... I przyjaciółką – oznajmiłam z powagą, dłonie zaciskając w pięści.
– Jest równie niebezpieczna, co Aizen Sousuke. Bardzo możliwe, że posiada w tym
momencie moc zbliżoną do jego. Nie wspominając o niesamowitych zdolnościach do
analizy sytuacji. – Urwałam na chwilę, by wziąć jeszcze jeden głębszy wdech i
zmarszczyłam brwi. – Jeśli zdecydujesz się upowszechnić informacje ode mnie, poinformuj
wszystkich egzorcystów, że jeśli spotkają Aizawę
Hotarubi, co jest realnym zagrożeniem, mają się natychmiast wycofać –
rozkazałam, patrząc rozmówcy prosto w oczy. – Mają się kategorycznie wycofać. Nawet ja obawiam się kolejnego spotkania z nią – dodałam. – W przypadku
espady z resztą to samo. Stanowi niemały problem nawet dla nas, a wy...
jesteście ludźmi. Nie chciałabym niepotrzebnie narażać egzorcystów.
-Martwisz się. To
zrozumiałe. Ale egzorcyści nie są tacy słabi. Sama się przekonasz –
odpowiedział Koumui i uśmiechnął się ciepło, na co ja wzruszyłam ramionami.
Fantastycznie sie to przenika, te swiaty.
OdpowiedzUsuńwybacz mi, dzisiaj bede lakoniczna jak chyba nigdy jeszcze.
prezjaleam sie jutrzejszym wyjazdem na opener i chyba pozowlilam sobie na o jednego harnasia za duzo. dobra! tak naprawde wkurzylam sie 5 sezone wilkolaka w ktorym nie ma cholernego hale'a -.- i owszem, zapijam smuty, coz mi zosyalo. a wlasnie, blc! mi zostal! jak widzisz, trafiam tu w kazdym stanie :D a to chyba komplement jest. mimo wszytsko! boje sie ze narobie jeszcze wiecej lietrowek niz zwykle, wiec ide znikam. wroce (o ile wroce Oo) z konkretniejszym (modlmy sie) przekazem w przyszlosci! bardzo niedalekiej! :D no chyba ze morze pochlonie co jego... pelnia! znowu! a ja mam wtedy zawsze odpał... no cos morze ksiezyc i ja ma cos wspolnego, takie jest moje zdanie, tch.
:*
ale co mnie rozdupca na fest to Koumui <3 zarowno w d.grayu jak i w toich opisach, MAX LOFFFF :D
naprawdę mi wstyd i przepraszam za jakość tego komentarza. bij mnie i krzycz po mnie, ale jestem, czytam i daje głos! taki chyba jest mój dzisiejszy odzew. prymitywny, jak na wilka przystało.
UsuńHaha. O literówki w komentarzach się nie martw, ja ogarne co napisałaś. Tylko w Twoich rozdziałach czepiać się będę. poza tym i tak cieszę się, że czytasz ;)
UsuńA podobno w pełnie dużo ludzi gorzej się czuje, ja też. >.< kły mnie bolą.
Ja cię. No kurczę xd
OdpowiedzUsuńTrafiłam na tego bloga dzięki KŚ i nie żałuję. Krótko, czysto, zwięźle. Tak jak lubię. Kategoria też mi odpowiada, bo od dziecka oglądam Mangę&Anime i inne tego typu rzeczy. Lubię oryginale opowiadania. Kurde, ta Hotarubi to niezłe ziółko ( z wyglądu również :D)
Proszę cię o jedno: powiększ czcionkę i pisz dłuższe rozdziały XDD
http://harrmionehariet.blogspot.com/ - zapraszam cię xp
Hariet
Ojej, ojej, jak miło, że ktoś tu zawędrował.
UsuńCzcionkę poprawię, a rozdziały dłuższe nie koniecznie, ale pojawiają się na razie, co 4 dni, a potem i tak najpóźniej, co tydzień, bo mam już dużo napisane. Do Ciebie popołudniu również zajrzę i dodaję do linków.
Pozdrawiam
Przez moment miałam wrażenie, że Milenijna Łajza i Aizen to ta sama osoba, ale dobrze, że nie. To by było za dużo na moją biedną głowę. Ale skoro Hotarubi została wysłana do Noah, Aizen się uśmiecha, to czyżby wiedział, że z egzorcystami jest Setsuko? Ciekawe.
OdpowiedzUsuńW ogóle zamysł całego opowiadania jest wyjątkowy i bardzo ciekawy. Nie sądziłam, że takie połączenie jest możliwe, a tu proszę, świetnie Ci wychodzi. Twoje postacie są barwne, wyróżniają się, ale też ładnie wpasowują w klimat świata, do którego je wrzuciłaś. Setsuko zdobyła moją sympatię, tylko czemu ona tak męczy tego biednego Kandę? Biedny, zawsze pod górę:) Hotarubi mimo wszystko też nie sposób nie polubić mimo tego, że jest tą złą. Początkowo bardziej stawiałam, że to Kazuma coś kręci z Aizenem, a tu proszę. Niezłe ziółko.
Pozdrawiam
Laurie
https://aniollucyferadgm.wordpress.com/
Nie ta sama, ale wszystko to ma za sobą ciekawą historią, która z biegiem czasu będzie się wyjaśniać, także gorąco zapraszam do dalszego czytania.
UsuńNo widzisz, bo ma ja też nie myślałam, że jest możliwe takie połączenie, a jednak. :)
Widzę fanka Kandy? Też go uwielbiam.
Bardzo mi miło, że zajrzałaś, na pewno Cię odwiedzę, a na razie zapisuję Twojego bloga w Other Dimensions