Wszystkiemu towarzyszyła muzyka

Followers

Rumors

I w ten oto sposób zakończyła się historia Behind Last Crossroad. Niemniej, zapraszam na moje pozostałe blogi, które można znaleźć w zakładce Other Dimensions. A najprawdopodobniej w kwietniu odbędzie się premiera drugiej części BLC pod tytułem Daughter of fiery flowers :D


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!

Ranking popularności bohaterów BLC

poniedziałek, 6 lipca 2015

23 ~ No way back.

Do 12 lipca rozdziały będą jeszcze pojawiały się w trybie, co 4 dzień, co potem? Nie wiem. Potem mam mniej czasu. Przynajmniej na razie taki jest plan, więc o ile coś się nie schrzani od 12 będę wreszcie pracować. Więc módlmy się, że nic się nie schrzani. Myślę, że wtedy wrócimy do trybu, co 7 dni, jak na szepcie, ale wierzcie mi, będzie co czytać, bo akcja odtąd robi się coraz lepsza i lepsza. Jestem w trakcie pisania 44 rozdziału, więc wiecie ^^ Słucham muzyki i mam podły nastrój. Znowu za bardzo wczułam się w akcje i uczucia Setsu. A w 42 przeszłam samą siebie. Dobra. Nie spoileruję. Trzymajcie za mnie kciuki i enjoycie.

***


Hotarubi wyszczerzyła zęby w złowieszczym uśmiechu, patrząc mi prosto w oczy. Mimowolnie zrobiłam to samo i równocześnie sięgnęłyśmy po broń. Nie było już odwrotu. Żadna z nas nie miała zamiaru się wycofać.
Toma dobrowolnie usunął się na bok, a Kanda obserwował mnie i Hotarubi. Sam gotowy, by w każdej chwili ruszyć do walki.
-Setsuko! Dawno się nie widziałyśmy – zaśmiała się Hotarubi. – Może tym razem nikt nam nie przeszkodzi!
-Taką mam nadzieję.
-Spokojnie, nie zamierzam się wtrącać – powiedziała dziewczynka, unosząca się w powietrzu na parasolce.
-Ggio, ty też nie.
-Mogę się zająć tym drugim, nie?
-Pewnie. On mnie nie obchodzi.
Denerwowała mnie wymiana zdań pomiędzy Hotarubi i jej towarzyszami. Zupełnie, jakbyśmy już przegrali. Ważniejszym było jednak, że była ich trójka... Nas też, ale Toma nie był w stanie walczyć. Zgodnie z informacjami od Koumuiego, dziewczynka z parasolką to Road Kamelot, która walczyła z Allenem. Nawet jeśli dotrzymałaby słowa i nie walczyła, wciąż był jeszcze arrancar. Wolałam, by Kanda z nim nie walczył.
-Kanda – odezwałam się z powagą. – Zabierz Tomę i znikaj.
-Sama uciekaj, jak się boisz.
-Na pewno dostałeś rozkazy do Koumuiego. W przypadku spotkania z arrancarami macie się wycofać.
-Nie.
-Kanda! – zagrzmiałam. – Zabieraj się stąd natychmiast! Nie mamy szans – wyszeptałam.
To była prawda. Nawet, gdybyśmy jakimś cudem przyszpilili arrancara i Hotarubi, wciąż zostawała Road. Skoro współpracowali, wątpiłam, że będzie siedzieć cicho, jeśli szala zwycięstwa przechyli się na naszą stronę. Nie znałam także możliwości bojowych arrancara, ale coś mi mówiło, że nie należy do najsłabszych. No i Hotarubi... Prawdę mówiąc, nawet ja nie wiedziałam do końca, co potrafi. Nie wspominając o tym, że padał deszcz, a działał niestety na moją niekorzyść. Sytuacja była lekko mówiąc, beznadziejna.
-Toma – wyszeptałam. – Przynajmniej ty mnie posłuchaj i idź stąd – poprosiłam. – Zawiadom Koumuiego na kogo się natknęliśmy.
Deszcz padał coraz mocniej i mocniej, zmieniając się w prawdziwy armagedon. Moje rzeczy już dawno przesiąknęły wodą, a mokre włosy zaczęły się skręcać. Westchnęłam ciężko i zaczesałam grzywkę palcami tak, by mi nie przeszkadzała. Sytuacja była patowa, a jednak czułam ulgę.
Przez cały ten czas nie zauważyłam jednej rzeczy. Odkąd Hotarubi odeszła z Soul Society czułam się lepiej. Poniekąd zawsze żyłam w jej cieniu. To ona zgarnęła posadę porucznika, to ona zdobyła serce Kazumy, to ona była bardziej popularna, bardziej lubiana, to ją wszyscy uważali za wzorową pracownicę. Ja tak samo... Uważałam, że jest ode mnie w jakiś sposób lepsza. Dlaczego wcześniej nie zauważyłam, że bez niej jestem szczęśliwsza?
-Setsuko, masz w ogóle odwagę walczyć w tym deszczu? – spytała. – Przecież nie masz szans.
-O czym ona mówi? – spytał Kanda.
-No tak... Możesz nie wiedzieć – przyznałam. – Pogoda jest dla mnie bardzo niekorzystna, biorąc pod uwagę, że Moeru włada ogniem. Tymczasem Hotarubi jest moim całkowitym przeciwieństwem, ale nawet ja nie znam zbyt dobrze jej zdolności – oznajmiłam z powagą w głosie. – Jesteśmy lekko mówiąc na przegranej pozycji. Dlatego proponowałam, żebyś się wycofał, ale teraz nie ma już powrotu.
-Tym razem pozwolę ci się wycofać, jeśli chcesz – zaproponowała Hotarubi – Co ty na to?
W odpowiedzi wybuchłam salwą radosnego śmiechu i naprawdę ciężko było mi się opanować. Spojrzenia wszystkich skierowane były w moją stronę. Wzięłam głęboki oddech, by się uspokoić. To było, doprawdy, śmiechu warte. Jednak spowodowało, że napięcie opuściło moje ciało i poczułam się naprawdę spokojna. Mimo ogólnej beznadziei i deszczu, byłam opanowana i skupiona. Moje serce nie biło już tak szybko jak wcześniej, a jednak przepełniała mnie też energia. Moeru Yona odpowiadała na silne uczucia i emocje, które kłębiły się we mnie od długiego czasu. Wiedziałam, że nawet deszcz nie ugasi tego ognia, lecz marnowanie tej energii byłoby zwyczajnie głupie. Mimo wszystko wrogowie mieli przewagę. Musiałam, więc działać z rozmysłem. Wyszczerzyłam kły w maniakalnym uśmiechu.
-Wycofać? Wycofać?! Nie ma już drogi powrotnej! – krzyknęłam. - Dopadnę cię! Nie dziś to, jutro. Nie jutro, to za tydzień, miesiąc. Nie masz dokąd uciec, nie masz gdzie się schować. Znajdę cię i dopadnę. - Kanda – wyszeptałam. – Muszę cię jednak prosić, byś zajął się arrancarem. Road prawdopodobnie nie zaatakuje dopóki nie przyprzemy ich do muru, ale tym będziemy martwić się potem. I kategorycznie odciągnij wroga jak najdalej stąd. Hotarubi jest doskonałym strategiem. Musimy pozbawić ją kontroli nad sytuacją. Nie wiem tylko, co z innocence.
-Prawdopodobnie zamierzali zaczekać, aż je weźmiemy – stwierdził Kanda. – Nie zabiorą go sami.
-To do roboty – mruknęłam.
Starałam się nie okazywać, co planuję. Oczyściłam swój umysł z myśli, by Hotarubi nic nie wyczuła. Zupełnie, jakbym nie zamierzała z nią walczyć. Wtedy użyłam shuppo, wyciągając katanę i znalazłam się tuż za nią, uwalniając całą swoją rządzę krwi w tym jednym ataku. Uniknęła go jednak. Byłabym rozczarowana, gdyby jej się to nie udało. Spojrzała na mnie wyraźnie zaskoczona. Fdy już odnowiła dystans między nami szybko jednak odzyskała swój normalny wyraz twarzy i chyba nawet wyglądała na zadowoloną. Uwolniłam bankai, lecz nie użyłam jeszcze płomieni. Jeszcze nie. W walce z kimś innym spróbowałabym użyć demonicznej magii, może nawet któregoś z silniejszych zaklęć wiązania, ale wolałam nie prowokować Hotarubi do ich użycia. Była ode mnie lepsza w demonicznej magii. Ja zawsze uciekałam z tych zajęć. Braki było teraz widać bardzo wyraźnie. Kolejny raz użyłam shuppo, ale tym razem pojawiłam się tuż przed nią, czego się nie spodziewała. Uchyliła się przed pierwszym cięciem, więc przykucnęłam  przesunęłam nogą po ziemi, próbując pozbawić ją równowagi. Uskoczyła do góry i to był ten moment, kiedy trudniej było jej zareagować.
-Wieczny ogień – wyszeptałam i zewsząd buchnęły płomienie, ale i ten atak jej nie dosięgnął.
Jednak ta taktyka była najbliższa sukcesu. Marnowałam mniej energii, mimo uwolnionej formy bankai, chociaż w brew pozorom, łatwiej było uniknąć tych ataków. Mogłam też uwolnić całkowitą moc i zdjąć limit, wtedy cała najbliższa okolica zajęłaby się ogniem. To jednak wymagało ogromnych pokładów energii, a deszcz stanowczo osłabiłby efekt. Co prawda była szansa, że tego ataku już nie zdoła tak łatwo uniknąć. Gdyby jej się jednak udało, nie byłabym wstanie pociągnąć takiej walki zbyt długo. Znałam swojego wroga na tyle, by wiedzieć, że nie warto tak ryzykować. W myślach analizowałam setki ruchów i ataków, starając się wywnioskować, jaka będzie reakcja Hotarubi i co mogę wtedy zrobić.
Domyśliła się, że opracowuję strategię i tym razem to ona natarła z całej siły. W ostatniej chwili sparowałam jej atak, zasłaniając się kataną. Zmusiła mnie jednak, bym cofnęła się o kilka kroków. Była silna, bez wątpienia. Możliwe, że nawet bardziej, niż dotychczas przypuszczałam. Ale to tyczyło się nie tylko jej. Sięgnęłam myślami do mojego sparingu z Byakuyą. Powiedział wtedy, że jestem silniejsza, niż się myślał. Chociaż możliwym było, iż zwyczajnie nie spodziewał się po mnie zbyt wiele, a jednak jego słowa dodawały mi otuchy.
Zamknęłam na chwilę oczy, tak jak podczas tamtej walki i pozwoliłam, by moje ciało reagowało automatycznie. Intuicyjnie, na wyczucie, cios z prawej, potem z góry i obrót. Jednak zamiast zaatakować ostrzem, wyprowadziłam kopnięcie. Hotarubi w ostatniej chwili skontrowała atak, ale ja już zdążyłam zaatakować z drugiej strony kataną. I gdy zablokowała atak, ja ponownie uwolniłam Wieczny Ogień. Tym razem musiałam ją dosięgnąć, chociaż nieznacznie, bo widziałam jak gasi tlący się brzeg kimona. Gdyby sama nie aktywowała bankai, prawdopodobnie nie wyszłaby z tego cało. Moja metoda działała.
-Stałaś się siniejsza – przyznała. – A może dopiero teraz pokazujesz na co cię stać?
-Jedno i drugie – zaśmiałam się. – Ty też mnie nie rozczarowałaś. Ale chyba nie zrobiłaś postępów odkąd zostałaś porucznikiem.
-I tak mam przewagę.
-Ten deszczyk? – zakpiłam. – Dobre sobie.
Moja strategia nie opierała się jedynie na atakach z zaskoczenia. Każde uwolnienie ognia, zostawiało w danym miejscu ślady mojego reiatsu, a to było potrzebne do użycia zmodyfikowanej przeze mnie zdolności Moeru. Chociaż zmodyfikowanej to za dużo powiedziane. Ja zwyczajnie wymyśliłam kilka trików, które można dzięki niej wykonać. Teraz Hotarubi stała dokładnie pomiędzy zaznaczonymi przeze mnie miejscami. Uśmiechnęłam się do ucha do ucha i użyłam specjalnej zdolności. Moje raiatsu buchnęło ogniem, powodując wybuch w kilku miejscach. W normalnych warunkach eksplozja byłaby większa, jednak ogień i deszcz średnio ze sobą współgrają. Jedyne, co uzyskałam to fakt, iż z tych miejsc chlapnęła ogromna ilość błota. Zewsząd. Hotarubi przez chwilę straciła mnie z oczu, a jej nogi ugrzęzły nieco w mokrej ziemi. Ponownie używając shuppo, znalazłam się obok niej i dopiero wtedy uwolniłam Wieczny Ogień w całej jego okazałości, doprowadzając do ogromnego wybuchu.
Hotarubi nie dała rady uniknąć tego ataku. Uratowała się za pomocą swojego bankai. I nawet wtedy użyła go tak, że przez ogień, nie byłam wstanie zobaczyć jej prawdziwej zdolności. Pocieszający był fakt, że musiała również użyć całej siły, żeby wyjść z tego cało. Mimo to wciąż nie udało mi się jej nawet zadrapać.
Widziałam, że nie zamierza dać mi nawet chwili wytchnienia i ruszyła do ataku. Wtedy coś białego wyrosło jak spod ziemi, stając jej na drodze. Otworzyłam szerzej oczy ze dumienia i spojrzałam w górę. Tuż przede mną stała ogromna, biała, człeko-podobna postać. Byłam gotowa do ataku, bacznie obserwując kreaturę. Nie przypominała ona ani akumy, ani nic z czym się do tej pory spotkałam. Istota miała dość powolne ruchy, lecz ogromną siłę. Jedną ręką próbowała zmiażdżyć Hotarubi, a drugą zaatakowała kapliczkę, miażdżąc ją całkowicie.
Road uskoczyła bez problemu, zamiast tego dało się usłyszeć piskliwy krzyk:
-Ratunku, lero, ratunku!
Widziałam jak Hotarubi wycofuje się pospiesznie i dołącza do Road. Chwilę później zjawił się również arrancar, a za nim gonił Kanda. Znikąd w szczerym polu pojawiły się podejrzanie wyglądające drzwi i cała trójka zniknęła za nimi. Chciałam ruszyć w tamtą stronę, jednak zanim zdążyłam tam dobiec, drzwi zniknęły. Kanda prychnął z irytacją i zmarszczył brwi obserwując jak biała kreatura również znika.
-Kanda, co to było? – spytałam, ale nie odpowiedział.
-Tak się cieszę, że nic wam nie jest – usłyszałam za sobą płaczliwy, męski głos, a potem jak ktoś pociąga nosem. Odwróciłam się, by zobaczyć sympatycznego mężczyznę w średnim wieku, ocierającego łzy. – Tak się cieszę.
-Kto to?
-Generał Froi Tiedol... Mój mistrz...
-Zdajesz się niezbyt zadowolony – zauważyłam z niepokojem. – Allen na wspominkę o Crosie reagował podobnie, ale z tego co mówił... Miał powody. – Aż bałam się pomyśleć, jaki jest ten generał.
-Chodź tu, Kanda – powiedział, biorąc go w ramiona, a ja parsknęłam śmiechem. Widziałam jak twarz Kandy pochmurnieje i ledwo powstrzymywał się, by nie zrobić krzywdy swojemu mistrzowi. Doprawdy uroczy widok. – Cieszę się, że jesteś zdrów. – Potem jego wzrok przeniósł się na mnie. Uśmiechnął się i pogładził mnie po głowie. – Wygląda na to, że i tobie nic nie jest.
-Dzięki tobie, generale – odpowiedziałam.
-Możesz do mnie mówić tato. Jesteście dla mnie jak własne dzieci – oznajmił.
-Nie trzeba – skwitowałam. – Co tu robisz, generale?
-Byłem niedaleko. Gdy dostałem informację z centrali, że macie kłopoty, natychmiast ruszyłem w drogę.
-Mówiłam, żeby nikogo nie wysyłali – jęknęłam. – Chociaż to nas właściwie uratowało.
-Nie mógłbym zostawić moich podopiecznych – stwierdził generał.
-Podopiecznych?
-Koumui nic nie mówił? Jesteś teraz moją uczennicą tak samo jak Kanda, Mari i Deisya.
-Nie... Pierwsze słyszę – odparłam. – Z resztą ja nie potrzebuję się... – Urwałam w porę, widząc jak do oczu generała znów napływają łzy. Byłam pewna, że nie potrzebuję nauczyciela. Nie wspominając o tym, że nie byłam prawdziwą egzorcystką. Jednak generał nas uratował i wyglądało na to, że był naprawdę potężnym i wprawionym w walce człowiekiem. Chociaż początkowo było mi to nie w smak. Może jednak warto było zobaczyć, czego mogę się od niego nauczyć. – Będę zaszczycona – oznajmiłam, a on znów pogładził mnie po głowie.
-Tak się cieszę. Teraz oprócz synów mam także córkę.
Zaśmiałam się cicho, widząc jeszcze bardziej niezadowoloną minę Kandy. Jego twarz rozjaśniła się jednak, gdy udało mu się wydobyć innocence spod gruzów kapliczki. Westchnął cicho i przekazał kamień w ręce generała.
-Zadanie wykonane – stwierdziłam z satysfakcją. – Wygląda na to, że możemy wracać.
-Niedługo przyjedzie pociąg – oznajmił generał i spojrzał na niebo, które rozpogodziło się znacznie. - Już nie pada – dodał.
-Już nie pada – odparłam z uśmiechem.
-Wracasz z nami do kwatery, generale? – spytał Kanda.
-Niechętnie, ale kazali mi wrócić. Poza tym muszę się zająć moją nową córką.
Szłam na szarym końcu, zamykając pochód. Przez dłuższą chwilę przyglądałam się plecom trzech mężczyzn, który mi towarzyszyli. Na swój sposób każdy z nich okazał mi wsparcie. To dzięki nim byłam w stanie walczyć z Hotarubi. To była ciężka bitwa, lecz zakończona naszym zwycięstwem. Zmusiliśmy wroga do odwrotu i zdobyliśmy innocence. Z drugiej jednak strony moja teoria się potwierdziła, co bardzo mnie niepokoiło. Fakt, że Hotarubi towarzyszyła komuś z klanu Noego, świadczył o tym, że shinigami i egzorcyści mieli wspólnych wrogów. W pełnym tego słowa znaczeniu. Zastanawiałam się, co jeszcze nas czeka. Wyciągnęłam służbowy telefon i zaczęłam pisać, co chwilę coś skreślając:

Drogi... Kurwa! Kazuma!
Należyty raport dostaniesz za dwa dni. Wciąż muszę go uzupełnić. 
Nie uwierzysz, ale zyskałam dziś mistrza i przyszywanego ojca. Zabawne, nie? Generał Tiedol nazywa podopiecznych swoimi dziećmi. To bardzo miły i przyjazny człowiek. Nie mogę się doczekać, czego mnie nauczy. Właściwy raport dostaniesz za dwa dni, kiedy go skończę. 
P.S. Spotkałam dziś Hotarubi.

5 komentarzy:

  1. Zaskoczyłaś mnie małą zaległością, którą miałam z okazji 4 lipca, ale szybko nadrobiłam, więc to na plus. Akcja z myszą genialna. Scena typowo wyciągnięta z DGM. Stare, dobre czasy.
    Walka z Hotarubi - początkowo się martwiłam zważywszy na Road, ale sam pojedynek pomiędzy dziewczynami naprawdę niezły. Wyraźnie widać, że czeka nas wspaniałe starcie, kiedy już przyjdzie do właściwych działań. Przy okazji pewne rzeczy się potwierdziły. Pojawienie się Tiedolla i jego przesadna reakcja - znowu odczucia jak z tą myszą.
    Mam tylko jedno zastrzeżenie takie typowo techniczne. Piszesz "Komuia", gdzie powinno być "Komuiego", kierując się zasadami języka polskiego. To taka jedna, ważniejsza uwaga, bo o kilku zgubionych przecinkach pewnie wiesz.
    Pozdrawiam, trzymam kciuki i zazdroszczę drugiego tyle rozdziałów co opublikowane
    Laurie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie cieszę się. Miło, że wpadłaś.
      Tak, przecinki norma.
      Co do "Koumuia" tak, wiem, szczerze mówiąc robię to trochę specjalnie, bo polska odmiana mi się nie podoba >.< Zresztą tam, gdzie w tłumaczeniach zawsze było w takiej wersji, więc też druga sprawa, że się w ten sposób przyzwyczaiłam. Ale jak się uprzesz to pozmieniam.
      Pozdrawiam i zapraszam ponownie.
      P.S szykuj się na mega komentarz u siebie, bo chce nadrobić to wcześniejsze, a jestem za leniwa na tysiące krótkich komentarzy ;) Czyta się - bądź pewna.

      Usuń
    2. Uprę się. Może już niekoniecznie już w tych opublikowanych, bo czasami się człowiekowi nie chce robić edytki, ale w nowych już jak najbardziej.
      To aż się boję, co to będzie:)
      Pozdrawiam
      Laurie

      Usuń
  2. Mysz, mysz, mysz... hah ((::
    Laurie ma rację, Komuiego, zamiast Komuia (: Jeżeli chodzi o walkę, to nie wiedziałam, co się stanie, jak to się zakończy... Ale niezły był ten pojedynek, ciekawie opisany, choć dla mnie, trwał za krótko ;33

    http://harrmionehariet.blogspot.com/ - zapraszam cc;;

    Weny!
    H

    OdpowiedzUsuń
  3. Buahahha, rozdypcył mnie sms na koniec ;D I
    Kilka literóweczek widziałam, al zapamiętałam tylko Fdy, zamiast Gdy. Kiepsko mi idzie o takiej porze dnia. Czy tez nocy, bo czesciej sie klade o takiej porze niz jestem na nogach ;/

    Kanda vs Ggio to musiałby być ciekawy pojedynek. Patrzyłabym ;)))

    Jezu, lece dalej czytac, bo cos mi sie baniak chwieje po aspirynce :D

    OdpowiedzUsuń