***
Hotarubi wyszczerzyła
zęby w złowieszczym uśmiechu, patrząc mi prosto w oczy. Mimowolnie zrobiłam to
samo i równocześnie sięgnęłyśmy po broń. Nie było już odwrotu. Żadna z nas nie
miała zamiaru się wycofać.
Toma dobrowolnie usunął
się na bok, a Kanda obserwował mnie i Hotarubi. Sam gotowy, by w każdej chwili
ruszyć do walki.
-Setsuko! Dawno się nie
widziałyśmy – zaśmiała się Hotarubi. – Może tym razem nikt nam nie przeszkodzi!
-Taką mam nadzieję.
-Spokojnie, nie
zamierzam się wtrącać – powiedziała dziewczynka, unosząca się w powietrzu na
parasolce.
-Ggio, ty też nie.
-Mogę się zająć tym
drugim, nie?
-Pewnie. On mnie nie
obchodzi.
Denerwowała mnie wymiana
zdań pomiędzy Hotarubi i jej towarzyszami. Zupełnie, jakbyśmy już przegrali.
Ważniejszym było jednak, że była ich trójka... Nas też, ale Toma nie był w
stanie walczyć. Zgodnie z informacjami od Koumuiego, dziewczynka z parasolką to
Road Kamelot, która walczyła z Allenem. Nawet jeśli dotrzymałaby słowa i nie
walczyła, wciąż był jeszcze arrancar. Wolałam, by Kanda z nim nie walczył.
-Kanda – odezwałam się
z powagą. – Zabierz Tomę i znikaj.
-Sama uciekaj, jak się boisz.
-Na pewno dostałeś rozkazy do Koumuiego. W przypadku spotkania z arrancarami macie się wycofać.
-Na pewno dostałeś rozkazy do Koumuiego. W przypadku spotkania z arrancarami macie się wycofać.
-Nie.
-Kanda! – zagrzmiałam. –
Zabieraj się stąd natychmiast! Nie mamy szans – wyszeptałam.
To była prawda. Nawet,
gdybyśmy jakimś cudem przyszpilili arrancara i Hotarubi, wciąż zostawała Road.
Skoro współpracowali, wątpiłam, że będzie siedzieć cicho, jeśli szala
zwycięstwa przechyli się na naszą stronę. Nie znałam także możliwości bojowych
arrancara, ale coś mi mówiło, że nie należy do najsłabszych. No i Hotarubi...
Prawdę mówiąc, nawet ja nie wiedziałam do końca, co potrafi. Nie wspominając o
tym, że padał deszcz, a działał niestety na moją niekorzyść. Sytuacja była
lekko mówiąc, beznadziejna.
-Toma – wyszeptałam. –
Przynajmniej ty mnie posłuchaj i idź stąd – poprosiłam. – Zawiadom Koumuiego na
kogo się natknęliśmy.
Deszcz padał coraz
mocniej i mocniej, zmieniając się w prawdziwy armagedon. Moje rzeczy już dawno
przesiąknęły wodą, a mokre włosy zaczęły się skręcać. Westchnęłam ciężko i
zaczesałam grzywkę palcami tak, by mi nie przeszkadzała. Sytuacja była patowa,
a jednak czułam ulgę.
Przez cały ten czas nie
zauważyłam jednej rzeczy. Odkąd Hotarubi odeszła z Soul Society czułam się
lepiej. Poniekąd zawsze żyłam w jej cieniu. To ona zgarnęła posadę porucznika,
to ona zdobyła serce Kazumy, to ona była bardziej popularna, bardziej lubiana,
to ją wszyscy uważali za wzorową pracownicę. Ja tak samo... Uważałam, że jest
ode mnie w jakiś sposób lepsza. Dlaczego wcześniej nie zauważyłam, że bez niej jestem szczęśliwsza?
-Setsuko, masz w ogóle
odwagę walczyć w tym deszczu? – spytała. – Przecież nie masz szans.
-O czym ona mówi? –
spytał Kanda.
-No tak... Możesz
nie wiedzieć – przyznałam. – Pogoda jest dla mnie bardzo niekorzystna, biorąc
pod uwagę, że Moeru włada ogniem. Tymczasem Hotarubi jest moim
całkowitym przeciwieństwem, ale nawet ja nie znam zbyt dobrze jej zdolności – oznajmiłam z powagą w głosie. – Jesteśmy lekko mówiąc na przegranej
pozycji. Dlatego proponowałam, żebyś się wycofał, ale teraz nie ma już powrotu.
-Tym razem pozwolę ci
się wycofać, jeśli chcesz – zaproponowała Hotarubi – Co ty na to?
W odpowiedzi wybuchłam
salwą radosnego śmiechu i naprawdę ciężko było mi się opanować. Spojrzenia
wszystkich skierowane były w moją stronę. Wzięłam głęboki oddech, by się
uspokoić. To było, doprawdy,
śmiechu warte. Jednak spowodowało, że napięcie opuściło moje ciało i
poczułam się naprawdę spokojna. Mimo ogólnej beznadziei i deszczu, byłam
opanowana i skupiona. Moje serce nie biło już tak szybko jak wcześniej, a
jednak przepełniała mnie też energia. Moeru Yona odpowiadała na silne uczucia i
emocje, które kłębiły się we mnie od długiego czasu. Wiedziałam, że nawet
deszcz nie ugasi tego ognia, lecz marnowanie tej energii byłoby zwyczajnie
głupie. Mimo wszystko wrogowie mieli przewagę. Musiałam, więc działać z
rozmysłem. Wyszczerzyłam kły w maniakalnym uśmiechu.
-Wycofać? Wycofać?! Nie ma już
drogi powrotnej! – krzyknęłam. - Dopadnę cię! Nie dziś to, jutro. Nie jutro, to za tydzień, miesiąc. Nie masz dokąd uciec, nie masz gdzie się schować. Znajdę cię i dopadnę. - Kanda – wyszeptałam. –
Muszę cię jednak prosić, byś zajął się arrancarem. Road prawdopodobnie nie
zaatakuje dopóki nie przyprzemy ich do muru, ale tym będziemy martwić się
potem. I kategorycznie odciągnij wroga jak najdalej stąd. Hotarubi jest
doskonałym strategiem. Musimy pozbawić ją kontroli nad sytuacją. Nie wiem
tylko, co z innocence.
-Prawdopodobnie
zamierzali zaczekać, aż je weźmiemy – stwierdził Kanda. – Nie zabiorą go sami.
-To do roboty –
mruknęłam.
Starałam się nie
okazywać, co planuję. Oczyściłam swój umysł z myśli, by Hotarubi nic nie
wyczuła. Zupełnie, jakbym nie zamierzała z nią walczyć. Wtedy użyłam shuppo,
wyciągając katanę i znalazłam się tuż za nią, uwalniając całą swoją rządzę
krwi w tym jednym ataku. Uniknęła go jednak. Byłabym rozczarowana, gdyby jej się to nie udało. Spojrzała
na mnie wyraźnie zaskoczona. Fdy już odnowiła dystans między nami szybko
jednak odzyskała swój normalny wyraz twarzy i chyba nawet wyglądała na
zadowoloną. Uwolniłam bankai, lecz nie użyłam jeszcze płomieni. Jeszcze nie. W
walce z kimś innym spróbowałabym użyć demonicznej magii, może nawet któregoś z silniejszych
zaklęć wiązania, ale wolałam nie prowokować Hotarubi do ich użycia. Była ode
mnie lepsza w demonicznej magii. Ja zawsze uciekałam z tych zajęć. Braki było
teraz widać bardzo wyraźnie. Kolejny raz użyłam shuppo, ale tym razem pojawiłam
się tuż przed nią, czego się nie spodziewała. Uchyliła się przed pierwszym
cięciem, więc przykucnęłam przesunęłam
nogą po ziemi, próbując pozbawić ją równowagi. Uskoczyła do góry i to był ten
moment, kiedy trudniej było jej zareagować.
-Wieczny ogień –
wyszeptałam i zewsząd buchnęły płomienie, ale i ten atak jej nie dosięgnął.
Jednak ta taktyka była
najbliższa sukcesu. Marnowałam mniej energii, mimo uwolnionej formy bankai,
chociaż w brew pozorom, łatwiej było uniknąć tych ataków. Mogłam też uwolnić
całkowitą moc i zdjąć limit, wtedy cała najbliższa okolica zajęłaby się ogniem.
To jednak wymagało ogromnych pokładów energii, a deszcz stanowczo osłabiłby
efekt. Co prawda była szansa, że tego ataku już nie zdoła tak łatwo uniknąć.
Gdyby jej się jednak udało, nie byłabym wstanie pociągnąć takiej walki zbyt
długo. Znałam swojego wroga na tyle, by wiedzieć, że nie warto tak ryzykować. W
myślach analizowałam setki ruchów i ataków, starając się wywnioskować, jaka
będzie reakcja Hotarubi i co mogę wtedy zrobić.
Domyśliła się, że
opracowuję strategię i tym razem to ona natarła z całej siły. W ostatniej
chwili sparowałam jej atak, zasłaniając się kataną. Zmusiła mnie jednak, bym
cofnęła się o kilka kroków. Była silna, bez wątpienia. Możliwe, że nawet
bardziej, niż dotychczas przypuszczałam. Ale to tyczyło się nie tylko jej.
Sięgnęłam myślami do mojego sparingu z Byakuyą. Powiedział wtedy, że jestem
silniejsza, niż się myślał. Chociaż możliwym było, iż zwyczajnie nie spodziewał
się po mnie zbyt wiele, a jednak jego słowa dodawały mi otuchy.
Zamknęłam na chwilę
oczy, tak jak podczas tamtej walki i pozwoliłam, by moje ciało reagowało
automatycznie. Intuicyjnie, na wyczucie, cios z prawej, potem z góry i obrót.
Jednak zamiast zaatakować ostrzem, wyprowadziłam kopnięcie. Hotarubi w
ostatniej chwili skontrowała atak, ale ja już zdążyłam zaatakować z drugiej
strony kataną. I gdy zablokowała atak, ja ponownie uwolniłam Wieczny Ogień. Tym
razem musiałam ją dosięgnąć, chociaż nieznacznie, bo widziałam jak gasi tlący
się brzeg kimona. Gdyby sama nie aktywowała bankai, prawdopodobnie nie wyszłaby
z tego cało. Moja metoda działała.
-Stałaś się siniejsza –
przyznała. – A może dopiero teraz pokazujesz na co cię stać?
-Jedno i drugie –
zaśmiałam się. – Ty też mnie nie rozczarowałaś. Ale chyba nie zrobiłaś postępów
odkąd zostałaś porucznikiem.
-I tak mam przewagę.
-Ten deszczyk? –
zakpiłam. – Dobre sobie.
Moja strategia nie
opierała się jedynie na atakach z zaskoczenia. Każde uwolnienie ognia,
zostawiało w danym miejscu ślady mojego reiatsu, a to było potrzebne do użycia
zmodyfikowanej przeze mnie zdolności Moeru. Chociaż zmodyfikowanej to za dużo
powiedziane. Ja zwyczajnie wymyśliłam kilka trików, które można dzięki niej
wykonać. Teraz Hotarubi stała dokładnie pomiędzy zaznaczonymi przeze mnie
miejscami. Uśmiechnęłam się do ucha do ucha i użyłam specjalnej zdolności. Moje
raiatsu buchnęło ogniem, powodując wybuch w kilku miejscach. W normalnych
warunkach eksplozja byłaby większa, jednak ogień i deszcz średnio ze sobą
współgrają. Jedyne, co uzyskałam to fakt, iż z tych miejsc chlapnęła ogromna
ilość błota. Zewsząd. Hotarubi przez chwilę straciła mnie z oczu, a jej nogi
ugrzęzły nieco w mokrej ziemi. Ponownie używając shuppo, znalazłam się obok
niej i dopiero wtedy uwolniłam Wieczny Ogień w całej jego okazałości,
doprowadzając do ogromnego wybuchu.
Hotarubi nie dała rady
uniknąć tego ataku. Uratowała się za pomocą swojego bankai. I nawet wtedy użyła
go tak, że przez ogień, nie byłam wstanie zobaczyć jej prawdziwej zdolności.
Pocieszający był fakt, że musiała również użyć całej siły, żeby wyjść z tego
cało. Mimo to wciąż nie udało mi się jej nawet zadrapać.
Widziałam, że nie
zamierza dać mi nawet chwili wytchnienia i ruszyła do ataku. Wtedy coś białego
wyrosło jak spod ziemi, stając jej na drodze. Otworzyłam szerzej oczy ze
dumienia i spojrzałam w górę. Tuż przede mną stała ogromna, biała,
człeko-podobna postać. Byłam gotowa do ataku, bacznie obserwując kreaturę. Nie
przypominała ona ani akumy, ani nic z czym się do tej pory spotkałam. Istota
miała dość powolne ruchy, lecz ogromną siłę. Jedną ręką próbowała zmiażdżyć
Hotarubi, a drugą zaatakowała kapliczkę, miażdżąc ją całkowicie.
Road uskoczyła bez
problemu, zamiast tego dało się usłyszeć piskliwy krzyk:
-Ratunku, lero, ratunku!
Widziałam jak Hotarubi
wycofuje się pospiesznie i dołącza do Road. Chwilę później zjawił się również
arrancar, a za nim gonił Kanda. Znikąd w szczerym polu pojawiły się podejrzanie
wyglądające drzwi i cała trójka zniknęła za nimi. Chciałam ruszyć w tamtą stronę,
jednak zanim zdążyłam tam dobiec, drzwi zniknęły. Kanda prychnął z irytacją i
zmarszczył brwi obserwując jak biała kreatura również znika.
-Kanda, co to było? –
spytałam, ale nie odpowiedział.
-Tak się cieszę, że nic
wam nie jest – usłyszałam za sobą płaczliwy, męski głos, a potem jak ktoś
pociąga nosem. Odwróciłam się, by zobaczyć sympatycznego mężczyznę w średnim
wieku, ocierającego łzy. – Tak się cieszę.
-Kto to?
-Generał Froi Tiedol...
Mój mistrz...
-Zdajesz się niezbyt
zadowolony – zauważyłam z niepokojem. – Allen na wspominkę o Crosie reagował
podobnie, ale z tego co mówił... Miał powody. – Aż bałam się pomyśleć, jaki
jest ten generał.
-Chodź tu, Kanda –
powiedział, biorąc go w ramiona, a ja parsknęłam śmiechem. Widziałam jak twarz
Kandy pochmurnieje i ledwo powstrzymywał się, by nie zrobić krzywdy swojemu
mistrzowi. Doprawdy uroczy widok. – Cieszę się, że jesteś zdrów. – Potem jego
wzrok przeniósł się na mnie. Uśmiechnął się i pogładził mnie po głowie. –
Wygląda na to, że i tobie nic nie jest.
-Dzięki tobie, generale
– odpowiedziałam.
-Możesz do mnie mówić
tato. Jesteście dla mnie jak własne dzieci – oznajmił.
-Nie trzeba –
skwitowałam. – Co tu robisz, generale?
-Byłem niedaleko. Gdy
dostałem informację z centrali, że macie kłopoty, natychmiast ruszyłem w drogę.
-Mówiłam, żeby nikogo
nie wysyłali – jęknęłam. – Chociaż to nas właściwie uratowało.
-Nie mógłbym zostawić
moich podopiecznych – stwierdził generał.
-Podopiecznych?
-Koumui nic nie mówił?
Jesteś teraz moją uczennicą tak samo jak Kanda, Mari i Deisya.
-Nie... Pierwsze słyszę
– odparłam. – Z resztą ja nie potrzebuję się... – Urwałam w porę, widząc jak do
oczu generała znów napływają łzy. Byłam pewna, że nie potrzebuję nauczyciela.
Nie wspominając o tym, że nie byłam prawdziwą egzorcystką. Jednak generał nas
uratował i wyglądało na to, że był naprawdę potężnym i wprawionym w walce
człowiekiem. Chociaż początkowo było mi to nie w smak. Może jednak warto było zobaczyć,
czego mogę się od niego nauczyć. – Będę zaszczycona – oznajmiłam, a on znów
pogładził mnie po głowie.
-Tak się cieszę. Teraz
oprócz synów mam także córkę.
Zaśmiałam się cicho,
widząc jeszcze bardziej niezadowoloną minę Kandy. Jego twarz rozjaśniła się
jednak, gdy udało mu się wydobyć innocence spod gruzów kapliczki. Westchnął
cicho i przekazał kamień w ręce generała.
-Zadanie wykonane –
stwierdziłam z satysfakcją. – Wygląda na to, że możemy wracać.
-Niedługo przyjedzie
pociąg – oznajmił generał i spojrzał na niebo, które rozpogodziło się znacznie.
- Już nie pada – dodał.
-Już nie pada –
odparłam z uśmiechem.
-Wracasz z nami do
kwatery, generale? – spytał Kanda.
-Niechętnie, ale kazali
mi wrócić. Poza tym muszę się zająć moją nową córką.
Szłam na szarym końcu, zamykając pochód. Przez dłuższą chwilę przyglądałam się plecom trzech mężczyzn, który mi towarzyszyli. Na swój sposób każdy z nich okazał mi wsparcie. To dzięki nim byłam w stanie walczyć z Hotarubi. To była ciężka bitwa, lecz zakończona naszym zwycięstwem. Zmusiliśmy wroga do odwrotu i zdobyliśmy innocence. Z drugiej jednak strony moja teoria się potwierdziła, co bardzo mnie niepokoiło. Fakt, że Hotarubi towarzyszyła komuś z klanu Noego, świadczył o tym, że shinigami i egzorcyści mieli wspólnych wrogów. W pełnym tego słowa znaczeniu. Zastanawiałam się, co jeszcze nas czeka. Wyciągnęłam służbowy telefon i zaczęłam pisać, co chwilę coś skreślając:
Drogi... Kurwa! Kazuma!
Należyty raport dostaniesz za dwa dni. Wciąż muszę go uzupełnić.
Nie uwierzysz, ale zyskałam dziś mistrza i przyszywanego ojca. Zabawne, nie? Generał Tiedol nazywa podopiecznych swoimi dziećmi. To bardzo miły i przyjazny człowiek. Nie mogę się doczekać, czego mnie nauczy. Właściwy raport dostaniesz za dwa dni, kiedy go skończę.
Szłam na szarym końcu, zamykając pochód. Przez dłuższą chwilę przyglądałam się plecom trzech mężczyzn, który mi towarzyszyli. Na swój sposób każdy z nich okazał mi wsparcie. To dzięki nim byłam w stanie walczyć z Hotarubi. To była ciężka bitwa, lecz zakończona naszym zwycięstwem. Zmusiliśmy wroga do odwrotu i zdobyliśmy innocence. Z drugiej jednak strony moja teoria się potwierdziła, co bardzo mnie niepokoiło. Fakt, że Hotarubi towarzyszyła komuś z klanu Noego, świadczył o tym, że shinigami i egzorcyści mieli wspólnych wrogów. W pełnym tego słowa znaczeniu. Zastanawiałam się, co jeszcze nas czeka. Wyciągnęłam służbowy telefon i zaczęłam pisać, co chwilę coś skreślając:
P.S. Spotkałam dziś Hotarubi.
Zaskoczyłaś mnie małą zaległością, którą miałam z okazji 4 lipca, ale szybko nadrobiłam, więc to na plus. Akcja z myszą genialna. Scena typowo wyciągnięta z DGM. Stare, dobre czasy.
OdpowiedzUsuńWalka z Hotarubi - początkowo się martwiłam zważywszy na Road, ale sam pojedynek pomiędzy dziewczynami naprawdę niezły. Wyraźnie widać, że czeka nas wspaniałe starcie, kiedy już przyjdzie do właściwych działań. Przy okazji pewne rzeczy się potwierdziły. Pojawienie się Tiedolla i jego przesadna reakcja - znowu odczucia jak z tą myszą.
Mam tylko jedno zastrzeżenie takie typowo techniczne. Piszesz "Komuia", gdzie powinno być "Komuiego", kierując się zasadami języka polskiego. To taka jedna, ważniejsza uwaga, bo o kilku zgubionych przecinkach pewnie wiesz.
Pozdrawiam, trzymam kciuki i zazdroszczę drugiego tyle rozdziałów co opublikowane
Laurie
W takim razie cieszę się. Miło, że wpadłaś.
UsuńTak, przecinki norma.
Co do "Koumuia" tak, wiem, szczerze mówiąc robię to trochę specjalnie, bo polska odmiana mi się nie podoba >.< Zresztą tam, gdzie w tłumaczeniach zawsze było w takiej wersji, więc też druga sprawa, że się w ten sposób przyzwyczaiłam. Ale jak się uprzesz to pozmieniam.
Pozdrawiam i zapraszam ponownie.
P.S szykuj się na mega komentarz u siebie, bo chce nadrobić to wcześniejsze, a jestem za leniwa na tysiące krótkich komentarzy ;) Czyta się - bądź pewna.
Uprę się. Może już niekoniecznie już w tych opublikowanych, bo czasami się człowiekowi nie chce robić edytki, ale w nowych już jak najbardziej.
UsuńTo aż się boję, co to będzie:)
Pozdrawiam
Laurie
Mysz, mysz, mysz... hah ((::
OdpowiedzUsuńLaurie ma rację, Komuiego, zamiast Komuia (: Jeżeli chodzi o walkę, to nie wiedziałam, co się stanie, jak to się zakończy... Ale niezły był ten pojedynek, ciekawie opisany, choć dla mnie, trwał za krótko ;33
http://harrmionehariet.blogspot.com/ - zapraszam cc;;
Weny!
H
Buahahha, rozdypcył mnie sms na koniec ;D I
OdpowiedzUsuńKilka literóweczek widziałam, al zapamiętałam tylko Fdy, zamiast Gdy. Kiepsko mi idzie o takiej porze dnia. Czy tez nocy, bo czesciej sie klade o takiej porze niz jestem na nogach ;/
Kanda vs Ggio to musiałby być ciekawy pojedynek. Patrzyłabym ;)))
Jezu, lece dalej czytac, bo cos mi sie baniak chwieje po aspirynce :D