***
Hotarubi od rana była wściekła. Nie mogła uwierzyć, że zwykły... No, może nie taki zwykły, ale człowiek, zmusił ją do odwrotu. W głębi duszy jednak wiedziała, że nie to działało jej na nerwy. Wszystko przez Setsuko. Nie była przecież aż tak silna, a jednak Hotarubi czuła się w jakiś sposób zagrożona. Znała potencjał swojej przyjaciółki, która potrafiła słabości nadrabiać pomysłami. Ale nie to przerażało najbardziej. Coś w zachowaniu dziewczyny się zmieniło. Jej oczy miały jakiś tajemniczy, niebezpieczny blask, którego obawiała się Hotarubi. Zaczynała dostrzegać jak wiele jeszcze nie wie o swoim wrogu.
-Niech
to! - warknęła, wychodząc do ogrodu i westchnęła
z irytacją.
-Przepraszam...
- usłyszała nagle czyjś głos. - Nie sądziłem, że to może kogoś tak zdenerwować.
Nad
niewielkim jeziorkiem z rybami Koi siedział Tyki Mikk, a z jego ust wystawały
ości. Hotarubi spojrzała na niego i zmarszczyła brwi. Bała się jednak spytać,
nie będąc pewną, czy chciałaby znać odpowiedź.
-Chcesz?
- padło pytanie i Tyki wyciągnął ze stawu kolejną rybę, która szarpała się,
desperacko walcząc o każdy oddech.
-Ona
jest surowa... Poza tym nie je się ozdobnych ryb...
-Moim
zdaniem są całkiem smaczne - stwierdził Noah. - To co? - ponowił
propozycję.
-Nie. Jedz śmiało... Smacznego.
-To?
-"To"?
- zdziwiła się Hotarubi.
-Co
cię tak rozjuszyło?
-Ostatnia walka.
-Ah!
Road wspominała coś. Nie przejmuj się. Jasdevi od dawna próbują dorwać Crossa,
ale ciągle zawodzą. To nie takie straszne.
-Coś
mi mówi to nazwisko...
-Generał Cross z Czarnego Zakonu.
-No
tak! To jego szukała... Setsuko.
-Blond
shinigami?
-Aizen
musiał o tym wiedzieć - mruknęła Hotarubi, pogrążając się w myślach. - Zawsze wie...
Mknęłam
niepostrzeżenie wzdłuż korytarza, modląc się, by nie spotkać nikogo na swej
drodze. Podeszłam do okna i otworzywszy je, wychyliłam się. Pogoda była
cudowna. Słońce grzało dość mocno, lecz chłodny wiatr łagodził sprawę. Byłam
pewna, że wyżej będzie jeszcze przyjemniej. Ostrożnie wgramoliłam się na
parapet i wydostałam się przez okno na dach. Tam rozsiadłam się wygodnie i
odkręciłam zakrętkę wina. Byłam pod wrażeniem, że w europie były tak niskie
ceny, a otwieranie było o wiele łatwiejsze. Z radością przyssałam się do
gwinta. Skrzywiłam się nieco, czując moc trunku. Sama siara.
-Cholera,
ale mocne - wycharczałam. - Ale nawet dobre.
Rozkoszowałam
się wolnym czasem, w pełni oddając się relaksowi. Chillout, a z każdym łykiem
wina świat stawał się jeszcze piękniejszy. Wtedy ktoś wyrwał mi z ręki butelkę.
Nie wiedziałam kiedy, ktoś zdołał się zbliżyć. Nikogo nie wyczułam. Odwróciłam
się w kierunku, w którym zniknęło moje wino i zobaczyłam generała Tiedola.
Marszczył brwi, studiując z uwagą etykietę na butelce.
-Generale-mistrzu-tato,
oddaj maj tru lof! - zażądałam z poważną miną.
-Nie
powinnaś pić tego świństwa. Młode dziewczyny w ogóle nie powinny pić.
-Jestem
dorosła - zauważyłam z wyrzutem, na co generał zmarszczył brwi jeszcze
bardziej. - Mam 22 lata.
-Czyli
jesteś młoda.
-Poza
tym... Świętuję.
-A
co takiego świętujesz? Zwycięstwo?
-Nie do końca, gdyby nie pan, generale, nie byłoby wesoło... Ale pewnym sensie... Tak. Świętuję swoje małe zwycięstwo. Zwą je wolnością -
oznajmiłam dumnie.
-Wolność
od czego?
-To
długa historia...
-Mamy
czas - odparł generał i wyciągnąwszy jakieś klamoty, zaczął szkicować
krajobraz. - Ładnie tu - dodał.
-Tak.
Ładnie tu - przyznałam obserwując w skupieniu ruchy jego dłoni.
-Chcesz
spróbować?
-Może lepiej nie. Nie umiem.
-Nie
mów tak, skoro nie próbowałaś - skarcił mnie generał, po czym wcisnął w dłonie
ołówek i szkicownik.
-Ale
poproszę moje wino z powrotem.
-Jak
skończysz rysować - te słowa zabrzmiały jak wyzwanie, a ja nie zwyczajna byłam
wyzwaniom odmawiać.
-Tylko,
że nie wiem, co narysować. Wino to moja wena.
-Narysuj
to co widzisz, co czujesz.
-Co
czuję? Czuję się... Wolna. Może nawet szczęśliwa...
-Więc
teraz przelej uczucia na kartkę.
Teraz
ja zmarszczyłam brwi, po czym wydęłam usta. Przez dłuższą chwilę myślałam, aż
wreszcie przytknęłam ołówek do kartki i zrobiłam pierwszą kreskę. Cała spięta,
sztywną ręką i z bijącym sercem. Próbowałam coś narysować. Pozwoliłam sobie, by
to zajęcie mnie pochłonęło i popłynęłam z prądem. Gdy skończyłam, z dumą
oddałam swoje dzieło w ręce generała. Westchnął jakoś ciężko, jakby miał
problemy z oddychaniem i z uwagą zaczął przyglądać się rysunkowi.
-Generale,
zrobiłam dokładnie jak mówiłeś i przelałam swoje uczucia na kartkę.
-Hm...
Nie myślałem, że potraktujesz to tak dosłownie. To... Czy to dinozaur? - spytał
po chwili wahania.
-Godzilla.
- I z ust generała wydostało się kolejne ciężkie westchnienie. - A tam obok
symbol walki, wolność, wiatr we włosach i te sprawy.
-Wolność...
Mówiłaś?
-Wolność i zwycięstwo!
-No
dobrze... To... Jak nazwałabyś swój rysunek.
-Nie
wiem. Co o tym sądzisz, generale?
-Sodoma
i gomora? - zaproponował niepewnie mężczyzna i podrapał się po brodzie. - No
wiesz... Widzę tam nawet diabła...
-To mój kapitan - zaśmiałam się. - A teraz poproszę moje wino.
(Po napisaniu rozdziału spróbowałam narysować to tak, jak widziała to Setsu i oto efekt. Wstawiam jako ciekawostkę. Tenebris)
(Po napisaniu rozdziału spróbowałam narysować to tak, jak widziała to Setsu i oto efekt. Wstawiam jako ciekawostkę. Tenebris)
W
bardzo dobrym nastroju, zadowolona ze skończenia raportu poszłam złożyć wizytę
w gabinecie Koumuiego. Zapukałam do drzwi, a zza nich usłyszałam „proszę” częściowo stłumione ziewaniem. Nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka. Koumui
siedział za biurkiem i opierał się łokciami o blat. Wyglądał na zmęczonego i
znudzonego. Uśmiechnęłam się pokrzepiająco, a on odwzajemnił gest.
-Ciężki
dzień? – spytałam. – Czy znowu się wymigujesz?
-Właśnie
zrobiłem sobie przerwę. Poczułbym się lepiej, gdyby Leenalee zrobiła mi kawę.
Ale ona poszła szukać innocence! Moja kochana Leenalee jest sama gdzieś tam w wielkim świecie!
-E
tam kawa... Pobudza ciało, a nie umysł. Następnym razem zrobię ci herbatę,
która orzeźwia i dodaje energii – obiecałam. – Co ty na to?
-Chętnie
spróbuję.
-No
dobrze. To skoro odpoczywasz, może przyjdę później – Spojrzałam w stronę drzwi
i zamierzałam się wycofać.
-Nie.
Czekaj. Masz jakąś sprawę?
-Cóż...
Poniekąd.
-O
co chodzi? – spytał z powagą Koumui i przyglądał mi się badawczo, wyczekując,
co powiem. - No?
-Przyszłam
w sprawie mojego ostatniego wypadu z Kandą – oznajmiłam. – Ostatnio, gdy
spotkaliśmy Road Kamelot i Hotarubi. – Widziałam jak uśmiech całkowicie znika z
twarzy mojego rozmówcy. – Prosiłam wtedy Tomę, żeby jedynie poinformował cię o
sytuacji. Głównie po to, by odciągnąć go od pola walki – przyznałam.
-Tak.
I przekazał mi dokładnie twoje słowa. Wierzył w waszą dwójkę i to, że sobie poradzicie.
-No
właśnie. Mówiłam wtedy, żeby nikogo nie przysyłać.
-To
ja poprosiłem generała Tiedola, żeby do was dołączył. Wierzę w was, moich
egzorcystów, ale dbanie o wasze bezpieczeństwo jest dla mnie ważniejsze, niż
wasza duma. – Pokiwałam przecząco głową i powiedziałam:
-Nie przyszłam się o to kłócić. Tylko... Podziękować – wyjaśniłam – Gdyby generał
Tiedol się nie zjawił... Byłoby z lekka mówiąc nieciekawie. Dlatego... Dziękuję
Koumui. Uratowałeś nam tyłki.
-Nie ma za co.
-Nawet
jeśli to i tak zasługujesz na ukłon za to, co robisz. Nie wspominając o tym, że
nawet nie jestem prawdziwą egzorcystką.
-Jesteś
Setsuko. Jesteś egzorcystką. Jesteś jedną z nas. – Na te
słowa uśmiechnęłam się wesoło. – Czy ci się to podoba, czy nie.
-To
mi przypomina... Muszę wybyć na dzień lub dwa. Skończyłam już raport i obawiam
się, że po ostatnich wydarzeniach zaczną się dyskusje na ten temat.
-W
porządku. Przecież wiedziałem, że masz też inne obowiązki.
-Postaram
się wrócić jak najszybciej – zapewniłam.
-Wydaje
mi się, czy wcale nie chcesz tam wracać? – zauważył Koumui, a ja wzruszyłam
ramionami.
-Możliwe,
że masz rację. Przez ostatnie miesiące wiele się tam zmieniło. A jakiś
czas temu pokłóciłam się z moim kapitanem. – Westchnęłam ciężko na samo
wspomnienie. – Możliwe, że tym razem nie uniknę już spotkania z nim. Chociaż
nieszczególnie mi się to widzi.
-O
co poszło?
-O
co? – zdziwiłam się i marszcząc brwi, pogrążyłam się w myślach. Po chwili
skrzywiłam się. – Wiesz, że nawet nie pamiętam? Zostało tylko to uporczywe
wrażenie, że nie chce mi się tam iść.
Tak
jak poprzednim razem, udało mi się podrzucić raport Chinatsu, która miała
dostarczyć go Kazumie. Jakoś nie mogłam się przemóc do spotkania z nim. Zostawiłam mu też informację, że przez jakiś czas można mnie znaleźć w domu,
gdybym była krytycznie potrzebna. Moje małe królestwo było jakieś ponure, puste
i zakurzone. Jakby nikt nie mieszkał tam od lat. Od razu spakowałam kilka
rzeczy, które chciałam zabrać do kwatery czarnego zakonu i przebrałam się w luźne, domowe łaszki. Nie chciało mi się już nawet wyglądać, a tym bardziej
ładnie. Soul Society zdawało się wysysać ze mnie energię.
Potem
niechętnie zabrałam się za sprzątanie. Pościerałam kurze z półek, pozamiatałam
i pomyłam podłogi. Wreszcie nadszedł czas na zasłużony odpoczynek. Wyciągnęłam z
zamrażalnika kubeczek sorbetu truskawkowego oraz łyżeczkę z szuflady po prawej
stronie kuchni, po czym ochoczo zabrałam się za jedzenie. Gdy zadzwonił dzwonek
do drzwi, myślałam, że to Matsu, bo od dawna wypytywała, kiedy znajdę dla niej
czas. Z łyżeczką w buzi i lodami w lewej ręce, poczłapałam do drzwi, drapiąc
się po pośladku. Kiedy otworzyłam, ujrzałam Kazumę. Nie odezwałam się,
tylko niewzruszona patrzyłam na niego, pochłaniając kolejną porcję sorbetu. On
nachylił się w moją stronę i otworzył usta, dając mi do zrozumienia, że mam się
z nim podzielić. Wszystko świetnie, ale to było jakieś dziwne. Kazuma... Nigdy
wcześniej tak nie robił.
-Na
co czekasz? – ponaglił mnie, więc podałam mu kubeczek wraz zatkniętą w nim
łyżeczką, ale nie przyjął go.
Uniósł
brwi, jakby fakt, że mam go nakarmić był najbardziej oczywisty na świecie. Ale
nie ze mną takie numery. Mógł tęsknić za Hotarubi, mógł chcieć ocieplić nieco
nasze stosunki po tym, co powiedziałam, ale... Nie miałam pojęcia, w co się
razem bawili, gdy siedzieli sami w gabinecie i wiedzieć nie chciałam. Tym
bardziej nie zamierzałam dać się w to wciągnąć. O nie. Wzruszyłam ramionami.
-Nie
to nie – skwitowałam. – Po co przyszedłeś? Rozumiem, że nie w sprawie raportu,
skoro masz czas na wygłupy.
-Mam
sprawę. – Nie czekając na zaproszenie, wszedł do środka i zamknął za sobą
drzwi. Otaksowałam go wzrokiem jak za czasów gimbazy. Niby nic się nie zmieniło, a jednak wydawał się
być jakiś inny. Coś w atmosferze, która go otaczała było mi obce. Zanim jednak
spostrzegł, że mu się przyglądam, odwróciłam wzrok w kierunku okna. – Nie zaproponujesz
mi herbaty? – spytał, a mnie jego zachowanie zaczynało zwyczajnie irytować. –
Tak jak zawsze? – dodał.
-Nie
mam herbaty – odparłam i nie mijało się to zbytnio z prawdą. Czekała spakowana
w torbie, aż wrócę do świata ludzi. – Zabrałam ją ze sobą... Tam.
-Po
co? Nie mają herbaty w świecie ludzi?
-Nie
taką dobrą – zaśmiałam się.
-I
komu będziesz ją parzyć?
-To
nie twoja sprawa – stwierdziłam rozeźlona pretensjonalnym tonem swojego
kapitana. – Nie przyszedłeś chyba po to, by robić mi wyrzuty o herbatę –
zauważyłam. - A przynajmniej taką mam nadzieję.
-To
prawda – przyznał, a jego ton stał się o wiele bardziej łagodny, niż przedtem.
-Więc,
o co chodzi?
-Chciałbym,
żebyś została moim porucznikiem.
Zamrugałam
kilka razy i uniosłam brwi, podejrzewając, że Kazuma żartuje. A jednak on się
nie śmiał. Wyglądało na to, że mówił całkowicie poważnie. Niestety to nie
trzymało się kupy. Było wielu świetnych shinigami, którzy mogli zająć to
stanowisko. Zwłaszcza ostatnio uświadomiłam sobie, że Hotarubi nie bez powodu
otrzymała rangę porucznika, a także jak wiele mi jeszcze brakowało, by
reprezentować ten sam poziom. Nie było z resztą mowy, by ktokolwiek się na to zgodził.
-Dlaczego?
Gdzie jest haczyk?
-Nie
ma haczyka. Chcę, żebyś została moim porucznikiem.
-Odmawiam.
Kategorycznie odmawiam.
-Setsuko...
-Nie
Kazuma... Nie ma mowy. I nie chodzi o to, że próbuję zrobić ci na złość. Mam
swoje powody.
-Jakie?
-Po
prostu nie... Proszę, nie drąż tematu. I tak się nie zgodzę.
-Setsuko,
ja mówię poważnie – Kazuma nie dawał za wygraną. – Jesteś silna, opanowałaś już
dawno bankai, jesteś mądra, dbasz o nasz oddział i pomagałaś Hotarubi, więc
doskonale znasz zakres obowiązków i masz do tego wprawę. Poza tym ufam ci.
Tylko ty możesz...
-Zawsze
możesz awansować Chinatsu. – Mnie samą zdziwiły słowa, które wypowiedziałam
zupełnie bezmyślnie. Musiałam ciągnąć to dalej. – Przecież świetnie się
spisuje. Dla mnie to za duży kłopot.
-Ale
jest nowa.
-To
znaczy, że gdyby nie była nowa, awansowałbyś ją? E tam. To tylko jeden
mankament – warknęłam. – Weź ją. Dziewczyna się ucieszy.
-Setsuko,
nie o to mi chodziło. Boże! Jaka ty jesteś uciążliwa... Nie możesz się
po prostu zgodzić? Ponaglają mnie już ci z góry, bo od dłuższego czasu nasz
oddział nie ma porucznika choćby z nazwy.
-A
więc o to chodzi – mruknęłam, uśmiechając się półgębkiem. – Teraz rozumiem, czemu chcesz na porucznika kogoś tak uciążliwego. Ale
zdania nie zmienię. Szukaj porucznika gdzie indziej. A teraz proszę wyjdź. Mam
coś do zrobienia.
Usiadłam
przy stoliku, a Byakuya postawił przede mną filiżankę herbaty. Zajął miejsce na
przeciw i upił łyk swojej kawy. Wciąż nie rozumiałam, co tam robię. Po rozmowie
z Kazumą byłam wściekła i wyszłam na spacer. Nie wiedząc, kiedy i dlaczego,
zawędrowałam w pobliże posiadłości Kuchikich. Wtedy, właśnie, spotkałam
Byakuyę, ale nie było w tym nic dziwnego. Wracał do domu, jak zawsze o tej
porze. Zaskoczeniem było dopiero to, że spytał, czy wstąpię na herbatę. Nie
wiedziałam, czy to przez grzeczność i powinnam odmówić, czy miał do mnie jakąś
sprawę. Poniekąd ciekawa, przystałam na zaproszenie.
Kuchiki
milczał bardzo długo. Zaczęłam nawet przypuszczać, że moja wizyta była błędem.
Może nie mieliśmy, o czym rozmawiać. Próbowałam sama wymyślić jakiś temat lub
pytanie, by zagadnąć gospodarza. Jednak w głowie miałam pustkę. Nie było tam
nic, co mogłoby potencjalnie zainteresować dziedzica rodziny Kuchiki. Możliwe,
że tacy jak on naprawdę stanowili odrębny gatunek. Westchnęłam cicho i nawet
nie zauważyłam, że się uśmiecha. Popatrzyłam na niego zaskoczona dopiero, gdy
się zaśmiał.
-Siedzisz
trusia od dłuższej chwili – stwierdził – Ja nie jestem potworem. – Był nad
wyraz rozbawiony. Przerażające. – Po twojej minie można
odgadnąć, o czym myślisz.
-Po
prostu jestem zaskoczona tym nagłym zaproszeniem. Rzekłabym nawet zaszczycona –
zażartowałam.
-Nie
wątpię.
-To
może powiesz mi już, o czym chciałeś porozmawiać?
-Przede
wszystkim, chciałem coś sprawdzić – odparł Kuchiki.
-Ale
co takiego? – ponagliłam go. – Bo nie wiem, czy mam się martwić, czy jeszcze trochę pożyję.
-Zmieniłaś
się – przyznał po chwili namysłu, a ja zmarszczyłam brwi. – Spoważniałaś może –
dodał. – Teraz rozumiem, dlaczego Kazuma chce byś została porucznikiem. Chociaż
to pewnie nie jedyny powód...
-Cóż...
To nie zmienia faktu, że odmówiłam.
-Domyśliłem
się.
-Skąd
niby? – spytałam, obserwując bacznie swojego rozmówcę.
-Po
tym, z jaką miną krążyłaś po okolicy.
-No
dobrze... Chciałeś się przekonać. Ale rozumiem, że było coś jeszcze, tak? –
zmieniłam temat, zawstydzona, że ktoś widział jak przeklinam w myślach na
Kazumę. – Inaczej już by mnie tu nie było, nie?
-Tak.
Byłem ciekaw, dlaczego odmówiłaś.
-Mnie
natomiast zastanawia twoja ciekawość. To podejrzane. Zwłaszcza, że masz dziwnie
dobry humor – stwierdziłam. – Nie zrozum mnie źle, ale nie rozmawialiśmy tak
swobodnie już od lat.
-To,
że teraz rozmawiamy to twoja zasługa. Wreszcie można.
-Zawsze
było można – mruknęłam i wzruszyłam ramionami. Może nawet miał rację. Coś było
inaczej. Coś się zmieniło. Czułam to w środku już od jakiegoś czasu. Może stąd
to uczucie nostalgii. Coś zmieniło się bezpowrotnie i nie było od tego
ucieczki. - Kazuma pokazał ci mój najnowszy raport? – spytałam, chcąc zmienić
temat.
-Najpierw
powiedz mi, dlaczego mu odmówiłaś.
-Miałam
swoje powody. Z resztą nie podobało mi się jego zachowanie.
-To
akurat twoja wina. Wspomniał, co mu powiedziałaś przed misją.
-Ja...
Wiem. Sama to powiedziałam, ale.. To nie tak, że zmieniłam zdanie. Zaskoczył
mnie. Był natarczywy, pretensjonalny, a jego uśmiech nie był już taki ciepły. Ale
myślę, że wolę go w tej nowej wersji. Tylko, że mnie wkurzył. Po prostu –
próbowałam się tłumaczyć. – Ale ja naprawdę mam powód, żeby mu odmówić. –
Byakuya słuchał uważnie i nic nie odzywał się. – Spytał czy nie mogę pójść mu na
rękę. Ale kiedy tak będzie lepiej. Nawet w rozmowie z nim wyszło, że są inne
osoby, które również się nadają. Poza tym... Ostatnio spotkałam Hotarubi.
Walczyłyśmy. Zrozumiałam wtedy kilka rzeczy i dlatego odmówiłam.
-Uważam,
że dobrze zrobiłaś. Nie nadajesz się na porucznika.
-Dzięki
– zaśmiałam się. – Ale i tak wolę twoją bezwzględną szczerość, niż słodkie kłamstwa. –
Kuchiki prychnął cicho.
-Ale
ty sporo tracisz na tym, że odmówiłaś Kazumie. To jest ranga, podwyżka,
przywileje...
-I
obowiązki. Jest niestety tak jak powiedziałeś. Nie nadaję się do tego.
gone forever bomba. kocham.
OdpowiedzUsuńrysunek Setsu, bomba nr 2. Chyba powiesz sobie tuz obok Grimma na ancuchu :D
Nie no, Kazuma mnie normalnie drażni! Co on, bezczelny, zeby go karmic! Od czasu tego ten teges mam mieszane uczucia wciąz, niech sie facet wykaże w koncu albo go wilczy bedzie linczowal ;D I ta oferta. Porucznik. I te smutne acz szczere podsumowanie Byakuyi, z którym nie moge sie zgodzić. Skoro abarai mogł zostac porucznikiem, to ona rowniez ;D Ogarnęłaby. Lekko. I wgl co te ROZBAWIONY Byakun ? :D:D Chciałabym to widziec, omg! ;) I te zaproszonko na herbatke wgl.... CZY COS SIE KROI???? *wilczy usmiech nr 68*