Wszystkiemu towarzyszyła muzyka

Followers

Rumors

I w ten oto sposób zakończyła się historia Behind Last Crossroad. Niemniej, zapraszam na moje pozostałe blogi, które można znaleźć w zakładce Other Dimensions. A najprawdopodobniej w kwietniu odbędzie się premiera drugiej części BLC pod tytułem Daughter of fiery flowers :D


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!

Ranking popularności bohaterów BLC

czwartek, 16 lipca 2015

25 ~ I want to help.


 Ok, macie rozdział. Tak szczerze mówiąc, po prostu nie mogłam znaleźć odpowiedniego songa, bo to jeszcze z tych rozdziałów, co pisałam hurtowo na tej samej playliście, ale coś mam. Od bidy ujdzie. 

***

Gdy tylko wróciłam do siedziby zakonu, doszły mnie słuchy, że Koumui zamknął się w gabinecie, a Leenalee nadal nie wróciła. Nie wiedziałam, czy kilka dni nieobecności było czymś, czym należało się martwić. Rozumiałam jednak, że martwił się o młodszą siostrę. Każdego dnia ciężko pracował, za co naprawdę go podziwiałam. Wciąż byłam egzorcystką dość krótko, o wielu rzeczach nie miałam pojęcia. Zdążyłam się jednak przekonać jak przyjaźni, dzielni, pracowici i szczerzy są ci ludzie. Chciałam pomóc... Nie dlatego, że mieliśmy wspólnego wroga, a zatem wspólny cel. Nie dlatego, że zostałam wysłana z misją, by współpracować z czarnym zakonem. Chciałam pomóc... Tak po prostu.
Pomaszerowałam do sekcji naukowej i spytałam, gdzie Leenalee zazwyczaj parzy dla nich kawę. Młody, sympatyczny chłopaczek – Jonny – zgodził się wskazać mi drogę. Było to niewielkie pomieszczenie na tym samym piętrze, co kuchnia. Stały tam kubki wszystkich pracowników oraz cały potrzebny sprzęt. Podziękowałam mu i pognałam po swoją najlepszą herbatę. Zawsze po ciężkim dniu sprawiała, że mogłam się zrelaksować i dodawała mi energii. Pospiesznie wróciłam, by przygotować herbatę. Oczywiście dla wszystkich z sekcji naukowej. Byli nieco zaskoczeni, że to nie kawa, lecz nie narzekali. Właściwie, powitali mnie radosnym okrzykiem i nie ukrywałam swojego zdziwienia.
Na końcu przygotowałam herbatę dla Koumuia. Przez chwilę wahałam się, czy mam ją przygotować w kubku, w którym zazwyczaj pija kawę. Nie znalazłam jednak żadnego, który nie byłby podpisany. Nie miałam wyboru. Wrzuciłam kilka ususzonych liści z torebki i zalałam gorącą wodą. Po pokoiku momentalnie rozniósł się przyjemny aromat. Chwyciłam kubek i ruszyłam do gabinetu Koumuia. Zapukałam do drzwi, lecz nikt się nie odezwał. Przez chwilę stałam tam, jak idiotka, nie wiedząc co dalej, aż w końcu zdecydowałam się zajrzeć do środka. Przez chwilę sądziłam, że nikogo tam nie ma. Na podłodze znów leżały sterty różnych papierów. Tak samo na biurku, ale tamte nie były tak porozrzucane, tylko ułożone w równe stosiki. Wydawało mi się jednak, że słyszę czyjś miarowy odddech, a potem cichy jęk:
-Leenalee.
Ostrożnie zakradłam się bliżej biurka. Zobaczyłam Koumuia śpiącego w swoim fotelu. Skulony opierał się o brzeg blatu. Zdjęłam jedną z kupek dokumentów i odstawiłam na podłogę. W tamtym miejscu ustawiłam kubek i przykryła go podstawką, by uchronić nieco przed utratą ciepła. Potrzebowałam jeszcze jakiegoś koca. Zaczęłam buszować po szafkach, starając się nie hałasować. Miałam nadzieję, że trzyma gdzieś koc ukryty na takie właśnie okazje, gdy przysypiał, udając, że pracuje. Zaczynałam sądzić, że jednak nic nie znajdę. Wtedy znalazłam coś, jak schowek. Szafka była o wiele głębsza, niż jej wnętrze. Jakby ktoś wstawił drugą ściankę. Za paroma segregatorami była drewniana ścianka z wystającym gwoździem. Wyciągnęłam wszystko, a potem chwyciłam gwóźdź. Eureka. Znajdował się tam błękitny, puszysty koc z różowym królikiem. Wyciągnęłam go i okryłam nim Koumuia.
To też miałam wrażenie, że już się kiedyś wydarzyło. Nie dokładnie, ale coś podobnego. W mojej pracy w oddziale również, codziennie parzyłam herbatę i zanosiłam ją do gabinetu. Opiekowałam się Kazumą, a także Hotarubi. Westchnęłam cicho, przytłoczona uczuciem nostalgii. Ruszyłam w stronę drzwi, obejrzałam się za siebie raz jeszcze i wyszłam po cichu. Następnie udałam się z powrotem do sekcji naukowej. Podeszłam do kierownika. Nazywał się... Reever.
-Potrzebujesz czegos? – spytał.
-Nie. Przyszłam się dowiedzieć, czy mogę jakoś pomóc z badaniami.
-To miłe, ale to nasza robota. Ty masz swoje obowiązki, a my swoje.
-Obecnie nie mam nic do zrobienia – stwierdziłam. – Naprawdę chciałabym pomóc.
-No, to możesz zrobić więcej tej herbaty. Może w jakiś dzbanek...
-Mówiłam poważnie.
-Ja też – odparł Reever. – To naprawdę jest dla nas dużym wsparciem, a twoja herbata wszystkim zasmakowała.
-Dobrze. Zrozumiałam.
Zebrałam opróżnione już kubki i zabrałam je do umycia. Wszystkie dokładnie wyszorowałam i powycierałam. Nalałam wody do elektrycznego czajnika i włączyłam go. Po chwili kubku ponownie były napełnione parującym napojem. Ustawiłam je na tacy i zaniosłam do działu naukowego. Potem wróciłam przygotować także trochę do dzbanków. Znalazłam tylko trzy, ale pomyślałam, że na początek to wystarczy. Nagle drzwi do pokoju otworzyły się, strasząc mnie prawie na śmierć. Spojrzałam przerażona w tamtą stronę, a nogi miałam miękkie jak z waty.
-Na litość boską! Nie strasz mnie tak! – krzyknęłam, opierając się o blat. – Coś się stało?
-Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć – odparł Koumui i spojrzał na dzbanki z herbatą. – Tak myślałem, że to twoja sprawka?
-Co? Nic nie zrobiłam – zarzekłam się szybko.
-Miałem na myśli herbatę – zaśmiał się.
-Ah. Tak. Obiecałam przecież...
-Dziękuję. To bardzo miłe z twojej strony. Herbata jest wyśmienita.
-Cieszę się. To wszystko to zioła z mojego ogrodu.
-Naprawdę? – Koumui wyglądał na zdziwionego.
-Tak. Hoduję niektóre zioła, ale zdarza mi się również pić kupną herbatę – wyjaśniłam. – To... Takie moje hobby.
-Mogłabyś przynieść mi nieco do zbadania? Ale rośliny musiałyby być nieususzone.
-Cóż... Mogę o tym pomyśleć – zgodziłam się po chwili. – Tak. Postaram się to zorganizować jakoś.
To świetnie. Dzięki tobie praca w sekcji naukowej idzie dość prężnie mimo nieobecności Leenale. – Jego twarz momentalnie zaczęła wyglądać na bardziej zmęczoną.
-Koumui... Mam poszukać Leenale? – zaproponowałam – Powiedz tylko, gdzie ostatni raz miałeś z nią kontakt i dokąd się kierowała.
-Nie. Jest egzorcystką, poradzi sobie – odparł z powagą. – Ale dziękuję. – Próbował się uśmiechać, ale bez wątpienia bardzo się martwił.
Poklepałam go, więc po ramieniu, również się uśmiechając.
-A teraz wybacz – powiedziałam. – Obiecałam dostarczyć naszym naukowcom kolejne litry herbaty.
Wreszcie wróciłam do pokoju. Miałam nadzieję, że nikt nie zauważył mojej prawie dwudniowej nieobecności. Byłam padnięta, ale odwaliłam kawał dobrej roboty. Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy. Nie mogłam jednak zasnąć, bo w całym budynku panował niezwykły harmider. Westchnęłam z irytacją i niechętnie zwlokłam się z łóżka, żeby zobaczyć, o co chodzi. Nie wyglądało mi to na atak akum ani klanu Noah. Coś jednak się działo, bez wątpienia. Zapomniałam, że zdjęłam wcześniej swój medalion i teraz, kiedy prawie żadnego egzorcysty nie było w siedzibie, nikt mnie nie widział. Upewniłam się, że medalion znajduje się w kieszeni płaszcza i poszłam sprawdzić, o co ten hałas. Wyglądało na to, że jednak coś nas atakuje. Usłyszałam huk, a potem kolejny i zza rogu wyłoniła się czteronoga maszyna. Początkowo myślałam, że to dziwna akuma, ale na głowie nosiła znajomo wyglądający beret.
-Powstrzymajcie Komurina! – krzyczał z oddali Reever.
-Komurin? – zdziwiłam się. – Czyli Koumui za tym stoi.
Założyłam medalion na szyję i wskoczyłam radośnie na grzbiet robota, ujeżdżając go niczym na rodeo.
-Setsuko! – Jonny ożywił się na mój widok. – Pomóż nam. Unieruchom Komurina zanim zniszczy całą kwaterę.
-Ale jak? – spytałam, a chłopak wzruszył ramionami. – Jeśli użyję płomieni to sama zniszczę kwaterę... Ale może wystarczy jak potnę go na kawałki.
-Nie! Ani mi się waż! – zaprotestował Koumui, pojawiając się znikąd. – Nie wolno niszczyć Komurina!
-Tak myślałam, że to twoja sprawka. Ale dlaczego tak szaleje?
-Szukaliśmy cię, a potem... Do akcji wkroczył Komurin! I nagle oszalał!
Wyciągnęłam katanę, ale Koumui przylgnął do nogi Komurina, więc zawahałam się, widząc jego smutną minę.
-Setsuko, nie wahaj się! Rozwal to diabelstwo! – ponaglił mnie Reever. – My zajmiemy się szefem! Zrób to!
Poczekałam, aż odciągnęli twórcę robota od jego dzieła i wbiłam w niego katanę. Nic się jednak nie stało. Przygryzłam wargę i skoczyłam w górę, tnąc maszynę bez litości. Rozległ się rozpaczliwy krzyk, a potem do moich uszu doszło żałosne pochlipywanie, gdy robot rozpadł się na dwie części.
-No to po sprawie – stwierdziłam, czując się trochę źle, słuchając, jak Koumui pociąga nosem. – No właśnie... Jonny, mówiłeś, że mnie szukaliście. Jestem do czegoś potrzebna?
-Nie zupełnie, ale zniknęłaś niespodziewanie.
-No właśnie, Setsuko... Gdzie byłaś? – spytał Koumui, otrząsając się z żałoby.
-Cóż...
-Setsuko – szepnął Reever – Spróbuj zrobić z nim porządek, co? Może ty dasz radę. Z jakiegoś powodu ciebie traktuje dość poważnie. Wszyscy martwimy się o Leenalee... Ale...
Skinęłam lekko głową na znak zrozumienia. Nie wiedziałam, co znaczyło „zrobić z nim porządek”. Może miałam go uspokoić, może miałam go ochrzanić, że się leni... Jednak faktycznie wszyscy martwili się o Leenale. Może zwyczajnie miałam go przekonać, by podał mi wytyczne, co do jej potencjalnego miejsca pobytu.
-Gdzie byłam, pytasz? – mruknęłam i uśmiechnęłam się. Chwyciłam go za rękę. – Chodź, pokażę ci.
Pociągnęłam go za sobą przez długi korytarz. Żadne z nas się nie odzywało. Jego dłoń była ciepła, więc odruchowo ścisnęłam ją delikatnie. Wreszcie dotarliśmy do okna. Bez problemu prześlizgnęłam się na zewnątrz i stanęłam na dachu.
-To chyba nie jest dobry pomysł – stwierdził Koumui, puszczając mnie.
-Zaufaj mi – poprosiłam wyciągając do niego ponownie dłoń. – Nie bój się. Nie spadniesz.
Po chwili wahania skinął głową, poprawił swoje okulary i znów trzymając się za ręce, szliśmy dalej. Widać było, że ma opory przed wyjściem na dach, ale okazał się dość wygimnastykowany, bo po chwili stał już obok mnie. Musieliśmy wspiąć się tylko kawałek po skośnej części dachu, ale udało nam się. Wyżej dach był już płaski, a przestrzeń spora i do niedawna niezagospodarowana.
-Spójrz – powiedziałam wskazując na rośliny. Tworzyły na naszym dachu prywatny ogród botaniczny. Rosły tam głównie zioła i gratisowo trochę ozdobnych kwiatów, które zapełniły lukę. Oczywiście zostało też miejsce na ścieżki. – Co o tym myślisz? – spytałam. – Są tu wszystkie zioła, o których mówiłam. Pomyślałam, że lepiej będzie, jeśli zakon będzie miał własną plantację ziół i herbat. Zajęło mi to trochę czasu, ale chciałam z tego zrobić niespodziankę. Teraz będziecie mogli pić herbatę, nawet, jeśli kiedyś mnie tu zabraknie.
-To jest niesamowite – przyznał Koumui. – Gdybyś powiedziała pomoglibyśmy.
-Ale wtedy to nie byłaby niespodzianka.
-Jak udało ci się to samej.
-Przyniosłam tu donice, potem zorganizowałam ziemię, a rośliny to już była łatwizna, bo znaczna cześć to sadzonki z mojego ogrodu. No i kilka dużych już roślin.
-Naprawdę niesamowite.
-A teraz... Jest coś jeszcze ważniejszego – stwierdziłam z powagą. – Grzecznie wrócisz do swojego gabinetu i powiesz mi, gdzie zniknął kontakt z Leenalee.
-Nie mogę wysłać cię po Leenalee tylko dlatego, że się martwię – odparł, marszcząc brwi.
Odwróciłam się do niego tak, że teraz staliśmy twarzą w twarz. To znaczy, ja zadzierałam głowę do góry, żeby móc jako tako spojrzeć mu w oczy. Wzięłam głęboki oddech i uderzyłam go bokiem dłoni w głowę, niczym mistrz karate.
-Ocipiałeś? – zaśmiałam się. – Wszyscy się martwią. Nie tylko ty. Co prawda jestem niemal pewna, że sobie poradzi, ale jeśli dzięki temu wszyscy tutaj poczują się lepiej to, z przyjemnością po nią pójdę – oznajmiłam – Więc przestań się dąsać, skup się na swojej pracy i pozwól mi pomóc. Na pewno sprowadzę ją do domu.
Koumui milczał dłuższą chwilę, wyraźnie nad czymś myśląc. Już miałam znowu coś powiedzieć, ale zdążył mnie uprzedzić:
-Jesteś naprawdę uparta.
-Oto cała ja – zaśmiałam się. – Nie zbędziesz mnie tak łatwo.
-Nie zamierzam.
-Czyli...
-Setsuko, proszę... Zajmij się tym. Zaraz przekażę ci wytyczne.

2 komentarze:

  1. Komui i ten jego kompleks siostry... Stare, dobre czasy, kiedy zapominało się, że Komui to poważny szef całego tego bajzlu. I Komurin. Tak coś czułam, że to będzie właśnie on, gdy napisałaś, że coś hałasuje.
    Lenalee na pewno sobie poradzi. Wbrew pozorom to mądra dziewczyna. No chyba, że kryje się za tym coś większego.
    No i piosenka świetnie pasuje. Sama ją wykorzystywałam ze dwa razy, a tu naprawdę oddaje charakter rozdziału.
    Pozdrawiam
    Laurie

    OdpowiedzUsuń
  2. Spóźniona, ale jestem xD
    Komui i te jego kompleksy xD Ogółem zaczyna mnie troszkę irytować, ale szef to szef, choćby najgorszego burdelu,to i tak szef... Eh, ja nie wiem jak ja poradzę sobie w przyszłości w pracy...
    Nie spodziewałam się Komurina, myślałam, że to wiatr lub coś w tym stylu... Lubię Lenalee.

    http://harrmionehariet.blogspot.com/ - na blogu pojawiła się sonda, zapraszam do głosowania!

    Weny, pisz kolejne 25 rozdziałów :D
    H

    OdpowiedzUsuń