Ok, macie rozdział. Tak szczerze mówiąc, po prostu nie mogłam znaleźć odpowiedniego songa, bo to jeszcze z tych rozdziałów, co pisałam hurtowo na tej samej playliście, ale coś mam. Od bidy ujdzie.
Gdy tylko wróciłam do siedziby zakonu, doszły mnie słuchy, że Koumui zamknął się w gabinecie, a Leenalee nadal nie wróciła. Nie wiedziałam, czy kilka dni nieobecności było czymś, czym należało się martwić. Rozumiałam jednak, że martwił się o młodszą siostrę. Każdego dnia ciężko pracował, za co naprawdę go podziwiałam. Wciąż byłam egzorcystką dość krótko, o wielu rzeczach nie miałam pojęcia. Zdążyłam się jednak przekonać jak przyjaźni, dzielni, pracowici i szczerzy są ci ludzie. Chciałam pomóc... Nie dlatego, że mieliśmy wspólnego wroga, a zatem wspólny cel. Nie dlatego, że zostałam wysłana z misją, by współpracować z czarnym zakonem. Chciałam pomóc... Tak po prostu.
***
Gdy tylko wróciłam do siedziby zakonu, doszły mnie słuchy, że Koumui zamknął się w gabinecie, a Leenalee nadal nie wróciła. Nie wiedziałam, czy kilka dni nieobecności było czymś, czym należało się martwić. Rozumiałam jednak, że martwił się o młodszą siostrę. Każdego dnia ciężko pracował, za co naprawdę go podziwiałam. Wciąż byłam egzorcystką dość krótko, o wielu rzeczach nie miałam pojęcia. Zdążyłam się jednak przekonać jak przyjaźni, dzielni, pracowici i szczerzy są ci ludzie. Chciałam pomóc... Nie dlatego, że mieliśmy wspólnego wroga, a zatem wspólny cel. Nie dlatego, że zostałam wysłana z misją, by współpracować z czarnym zakonem. Chciałam pomóc... Tak po prostu.
Pomaszerowałam
do sekcji naukowej i spytałam, gdzie Leenalee zazwyczaj parzy dla nich kawę.
Młody, sympatyczny chłopaczek – Jonny – zgodził się wskazać mi drogę. Było to
niewielkie pomieszczenie na tym samym piętrze, co kuchnia. Stały tam kubki wszystkich
pracowników oraz cały potrzebny sprzęt. Podziękowałam mu i pognałam po swoją
najlepszą herbatę. Zawsze po ciężkim dniu sprawiała, że mogłam się zrelaksować
i dodawała mi energii. Pospiesznie wróciłam, by przygotować herbatę. Oczywiście
dla wszystkich z sekcji naukowej. Byli nieco zaskoczeni, że to nie kawa, lecz
nie narzekali. Właściwie, powitali mnie radosnym okrzykiem i nie ukrywałam
swojego zdziwienia.
Na
końcu przygotowałam herbatę dla Koumuia. Przez chwilę wahałam się, czy mam ją
przygotować w kubku, w którym zazwyczaj pija kawę. Nie znalazłam jednak
żadnego, który nie byłby podpisany. Nie miałam wyboru. Wrzuciłam kilka
ususzonych liści z torebki i zalałam gorącą wodą. Po pokoiku momentalnie
rozniósł się przyjemny aromat. Chwyciłam kubek i ruszyłam do gabinetu Koumuia.
Zapukałam do drzwi, lecz nikt się nie odezwał. Przez chwilę stałam tam, jak
idiotka, nie wiedząc co dalej, aż w końcu zdecydowałam się zajrzeć do środka. Przez chwilę sądziłam,
że nikogo tam nie ma. Na podłodze znów leżały sterty różnych papierów. Tak samo
na biurku, ale tamte nie były tak porozrzucane, tylko ułożone w równe stosiki.
Wydawało mi się jednak, że słyszę czyjś miarowy odddech, a potem cichy jęk:
-Leenalee.
Ostrożnie
zakradłam się bliżej biurka. Zobaczyłam Koumuia śpiącego w swoim fotelu. Skulony
opierał się o brzeg blatu. Zdjęłam jedną z kupek dokumentów i odstawiłam na
podłogę. W tamtym miejscu ustawiłam kubek i przykryła go podstawką, by uchronić
nieco przed utratą ciepła. Potrzebowałam jeszcze jakiegoś koca. Zaczęłam
buszować po szafkach, starając się nie hałasować. Miałam nadzieję, że trzyma
gdzieś koc ukryty na takie właśnie okazje, gdy przysypiał, udając, że pracuje. Zaczynałam
sądzić, że jednak nic nie znajdę. Wtedy znalazłam coś, jak schowek. Szafka była
o wiele głębsza, niż jej wnętrze. Jakby ktoś wstawił drugą ściankę. Za paroma
segregatorami była drewniana ścianka z wystającym gwoździem. Wyciągnęłam wszystko,
a potem chwyciłam gwóźdź. Eureka. Znajdował się tam błękitny, puszysty koc z
różowym królikiem. Wyciągnęłam go i okryłam nim Koumuia.
To
też miałam wrażenie, że już się kiedyś wydarzyło. Nie dokładnie, ale coś
podobnego. W mojej pracy w oddziale również, codziennie parzyłam herbatę i
zanosiłam ją do gabinetu. Opiekowałam się Kazumą, a także Hotarubi. Westchnęłam
cicho, przytłoczona uczuciem nostalgii. Ruszyłam w stronę drzwi, obejrzałam się
za siebie raz jeszcze i wyszłam po cichu. Następnie udałam się z powrotem do
sekcji naukowej. Podeszłam do kierownika. Nazywał się... Reever.
-Potrzebujesz
czegos? – spytał.
-Nie.
Przyszłam się dowiedzieć, czy mogę jakoś pomóc z badaniami.
-To
miłe, ale to nasza robota. Ty masz swoje obowiązki, a my swoje.
-Obecnie
nie mam nic do zrobienia – stwierdziłam. – Naprawdę chciałabym pomóc.
-No,
to możesz zrobić więcej tej herbaty. Może w jakiś dzbanek...
-Mówiłam
poważnie.
-Ja
też – odparł Reever. – To naprawdę jest dla nas dużym wsparciem, a twoja
herbata wszystkim zasmakowała.
-Dobrze.
Zrozumiałam.
Zebrałam
opróżnione już kubki i zabrałam je do umycia. Wszystkie dokładnie wyszorowałam
i powycierałam. Nalałam wody do elektrycznego czajnika i włączyłam go. Po
chwili kubku ponownie były napełnione parującym napojem. Ustawiłam je na tacy i
zaniosłam do działu naukowego. Potem wróciłam przygotować także trochę do dzbanków.
Znalazłam tylko trzy, ale pomyślałam, że na początek to wystarczy. Nagle drzwi
do pokoju otworzyły się, strasząc mnie prawie na śmierć. Spojrzałam przerażona w
tamtą stronę, a nogi miałam miękkie jak z waty.
-Na
litość boską! Nie strasz mnie tak! – krzyknęłam, opierając się o blat. – Coś się
stało?
-Przepraszam,
nie chciałem cię wystraszyć – odparł Koumui i spojrzał na dzbanki z herbatą. – Tak
myślałem, że to twoja sprawka?
-Co?
Nic nie zrobiłam – zarzekłam się szybko.
-Miałem
na myśli herbatę – zaśmiał się.
-Ah.
Tak. Obiecałam przecież...
-Dziękuję.
To bardzo miłe z twojej strony. Herbata jest wyśmienita.
-Cieszę
się. To wszystko to zioła z mojego ogrodu.
-Naprawdę?
– Koumui wyglądał na zdziwionego.
-Tak.
Hoduję niektóre zioła, ale zdarza mi się również pić kupną herbatę – wyjaśniłam.
– To... Takie moje hobby.
-Mogłabyś
przynieść mi nieco do zbadania? Ale rośliny musiałyby być nieususzone.
-Cóż...
Mogę o tym pomyśleć – zgodziłam się po chwili. – Tak. Postaram się to
zorganizować jakoś.
To
świetnie. Dzięki tobie praca w sekcji naukowej idzie dość prężnie mimo
nieobecności Leenale. – Jego twarz momentalnie zaczęła wyglądać na bardziej
zmęczoną.
-Koumui...
Mam poszukać Leenale? – zaproponowałam – Powiedz tylko, gdzie ostatni raz
miałeś z nią kontakt i dokąd się kierowała.
-Nie.
Jest egzorcystką, poradzi sobie – odparł z powagą. – Ale dziękuję. – Próbował się
uśmiechać, ale bez wątpienia bardzo się martwił.
Poklepałam
go, więc po ramieniu, również się uśmiechając.
-A
teraz wybacz – powiedziałam. – Obiecałam dostarczyć naszym naukowcom kolejne
litry herbaty.
Wreszcie
wróciłam do pokoju. Miałam nadzieję, że nikt nie zauważył mojej prawie
dwudniowej nieobecności. Byłam padnięta, ale odwaliłam kawał dobrej roboty.
Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy. Nie mogłam jednak zasnąć, bo w całym
budynku panował niezwykły harmider. Westchnęłam z irytacją i niechętnie
zwlokłam się z łóżka, żeby zobaczyć, o co chodzi. Nie wyglądało mi to na atak
akum ani klanu Noah. Coś jednak się działo, bez wątpienia. Zapomniałam, że
zdjęłam wcześniej swój medalion i teraz, kiedy prawie żadnego egzorcysty nie
było w siedzibie, nikt mnie nie widział. Upewniłam się, że medalion znajduje
się w kieszeni płaszcza i poszłam sprawdzić, o co ten hałas. Wyglądało na to,
że jednak coś nas atakuje. Usłyszałam huk, a potem kolejny i zza rogu wyłoniła
się czteronoga maszyna. Początkowo myślałam, że to dziwna akuma, ale na głowie
nosiła znajomo wyglądający beret.
-Powstrzymajcie
Komurina! – krzyczał z oddali Reever.
-Komurin?
– zdziwiłam się. – Czyli Koumui za tym stoi.
Założyłam
medalion na szyję i wskoczyłam radośnie na grzbiet robota, ujeżdżając go niczym
na rodeo.
-Setsuko!
– Jonny ożywił się na mój widok. – Pomóż nam. Unieruchom Komurina zanim
zniszczy całą kwaterę.
-Ale
jak? – spytałam, a chłopak wzruszył ramionami. – Jeśli użyję płomieni to sama
zniszczę kwaterę... Ale może wystarczy jak potnę go na kawałki.
-Nie!
Ani mi się waż! – zaprotestował Koumui, pojawiając się znikąd. – Nie wolno niszczyć Komurina!
-Tak
myślałam, że to twoja sprawka. Ale dlaczego tak szaleje?
-Szukaliśmy
cię, a potem... Do akcji wkroczył Komurin! I nagle oszalał!
Wyciągnęłam
katanę, ale Koumui przylgnął do nogi Komurina, więc zawahałam się, widząc jego
smutną minę.
-Setsuko,
nie wahaj się! Rozwal to diabelstwo! – ponaglił mnie Reever. – My zajmiemy się szefem! Zrób to!
Poczekałam,
aż odciągnęli twórcę robota od jego dzieła i wbiłam w niego katanę. Nic się
jednak nie stało. Przygryzłam wargę i skoczyłam w górę, tnąc maszynę bez
litości. Rozległ się rozpaczliwy krzyk, a potem do moich uszu doszło żałosne
pochlipywanie, gdy robot rozpadł się na dwie części.
-No
to po sprawie – stwierdziłam, czując się trochę źle, słuchając, jak Koumui
pociąga nosem. – No właśnie... Jonny, mówiłeś, że mnie szukaliście. Jestem do czegoś
potrzebna?
-Nie
zupełnie, ale zniknęłaś niespodziewanie.
-No
właśnie, Setsuko... Gdzie byłaś? – spytał Koumui, otrząsając się z żałoby.
-Cóż...
-Setsuko
– szepnął Reever – Spróbuj zrobić z nim porządek, co? Może ty dasz radę. Z
jakiegoś powodu ciebie traktuje dość poważnie. Wszyscy martwimy się o
Leenalee... Ale...
Skinęłam
lekko głową na znak zrozumienia. Nie wiedziałam, co znaczyło „zrobić z nim
porządek”. Może miałam go uspokoić, może miałam go ochrzanić, że się leni... Jednak
faktycznie wszyscy martwili się o Leenale. Może zwyczajnie miałam go przekonać,
by podał mi wytyczne, co do jej potencjalnego miejsca pobytu.
-Gdzie
byłam, pytasz? – mruknęłam i uśmiechnęłam się. Chwyciłam go za rękę. – Chodź,
pokażę ci.
Pociągnęłam
go za sobą przez długi korytarz. Żadne z nas się nie odzywało. Jego dłoń była
ciepła, więc odruchowo ścisnęłam ją delikatnie. Wreszcie dotarliśmy do okna.
Bez problemu prześlizgnęłam się na zewnątrz i stanęłam na dachu.
-To
chyba nie jest dobry pomysł – stwierdził Koumui, puszczając mnie.
-Zaufaj
mi – poprosiłam wyciągając do niego ponownie dłoń. – Nie bój się. Nie
spadniesz.
Po
chwili wahania skinął głową, poprawił swoje okulary i znów trzymając się za
ręce, szliśmy dalej. Widać było, że ma opory przed wyjściem na dach, ale okazał
się dość wygimnastykowany, bo po chwili stał już obok mnie. Musieliśmy wspiąć
się tylko kawałek po skośnej części dachu, ale udało nam się. Wyżej dach był
już płaski, a przestrzeń spora i do niedawna niezagospodarowana.
-Spójrz
– powiedziałam wskazując na rośliny. Tworzyły na naszym dachu prywatny ogród
botaniczny. Rosły tam głównie zioła i gratisowo trochę ozdobnych kwiatów, które
zapełniły lukę. Oczywiście zostało też miejsce na ścieżki. – Co o tym myślisz? –
spytałam. – Są tu wszystkie zioła, o których mówiłam. Pomyślałam, że lepiej
będzie, jeśli zakon będzie miał własną plantację ziół i herbat. Zajęło mi to
trochę czasu, ale chciałam z tego zrobić niespodziankę. Teraz będziecie mogli
pić herbatę, nawet, jeśli kiedyś mnie tu zabraknie.
-To
jest niesamowite – przyznał Koumui. – Gdybyś powiedziała pomoglibyśmy.
-Ale
wtedy to nie byłaby niespodzianka.
-Jak
udało ci się to samej.
-Przyniosłam
tu donice, potem zorganizowałam ziemię, a rośliny to już była łatwizna, bo
znaczna cześć to sadzonki z mojego ogrodu. No i kilka dużych już roślin.
-Naprawdę
niesamowite.
-A
teraz... Jest coś jeszcze ważniejszego – stwierdziłam z powagą. – Grzecznie wrócisz
do swojego gabinetu i powiesz mi, gdzie zniknął kontakt z Leenalee.
-Nie
mogę wysłać cię po Leenalee tylko dlatego, że się martwię – odparł, marszcząc
brwi.
Odwróciłam
się do niego tak, że teraz staliśmy twarzą w twarz. To znaczy, ja zadzierałam
głowę do góry, żeby móc jako tako spojrzeć mu w oczy. Wzięłam głęboki oddech i
uderzyłam go bokiem dłoni w głowę, niczym mistrz karate.
-Ocipiałeś?
– zaśmiałam się. – Wszyscy się martwią. Nie tylko ty. Co prawda jestem niemal
pewna, że sobie poradzi, ale jeśli dzięki temu wszyscy tutaj poczują się lepiej to, z
przyjemnością po nią pójdę – oznajmiłam – Więc przestań się dąsać, skup się na
swojej pracy i pozwól mi pomóc. Na pewno sprowadzę ją do domu.
Koumui
milczał dłuższą chwilę, wyraźnie nad czymś myśląc. Już miałam znowu coś
powiedzieć, ale zdążył mnie uprzedzić:
-Jesteś
naprawdę uparta.
-Oto
cała ja – zaśmiałam się. – Nie zbędziesz mnie tak łatwo.
-Nie
zamierzam.
-Czyli...
-Setsuko,
proszę... Zajmij się tym. Zaraz przekażę ci wytyczne.
Komui i ten jego kompleks siostry... Stare, dobre czasy, kiedy zapominało się, że Komui to poważny szef całego tego bajzlu. I Komurin. Tak coś czułam, że to będzie właśnie on, gdy napisałaś, że coś hałasuje.
OdpowiedzUsuńLenalee na pewno sobie poradzi. Wbrew pozorom to mądra dziewczyna. No chyba, że kryje się za tym coś większego.
No i piosenka świetnie pasuje. Sama ją wykorzystywałam ze dwa razy, a tu naprawdę oddaje charakter rozdziału.
Pozdrawiam
Laurie
Spóźniona, ale jestem xD
OdpowiedzUsuńKomui i te jego kompleksy xD Ogółem zaczyna mnie troszkę irytować, ale szef to szef, choćby najgorszego burdelu,to i tak szef... Eh, ja nie wiem jak ja poradzę sobie w przyszłości w pracy...
Nie spodziewałam się Komurina, myślałam, że to wiatr lub coś w tym stylu... Lubię Lenalee.
http://harrmionehariet.blogspot.com/ - na blogu pojawiła się sonda, zapraszam do głosowania!
Weny, pisz kolejne 25 rozdziałów :D
H