Wgl stało się coś dziwnego, bo rozdział był opublikowany, ale nie wyświetlił się na startowej O.o
***
Opuściłam kwaterę z kompasem w jednej ręce i mapą w drugiej, gdzie zaznaczone było docelowe miejsce podróży. Nie zawędrowałam daleko, bo zaraz po wyjściu spotkałam Allena.
-O!
Allen, już wróciłeś?
-Tak.
Pokonałem akumy, ale nie znalazłem innocence – odparł. – Wybierasz się gdzieś?
-Na
poszukiwanie skarbu – zaśmiałam się. – A ten skarb to ukochana młodsza siostra szefa.
-Leenalee
nadal nie wróciła?
-Nie.
-W
takim razie też chce iść – zadeklarował Allen, a ja wzruszyłam ramionami.
-Jak
chcesz – mruknęłam. – Powiedz mi tylko, że znasz się na mapie.
-Tak.
-To
dobrze. Bo wręczyli mi to – oznajmiłam podając mu mapę i kompas. – Ale...
Wątpię, czy umiem się z tym obchodzić. Wiem tylko, że za pół godziny jest
pociąg, którym możemy przez godzinę drogi jechać w tamtym kierunku. Potem
odbija gdzieś w lewo.
-No
dobrze, więc chodźmy.
Pospieszyliśmy
w miejsce, gdzie mieliśmy wsiąść.
-Setsuko,
dworzec jest chyba w drugą stronę – zauważył niepewnie Allen.
-No...
Ale nie idziemy na dworzec. Nie marudź i chodź.
-Mówiłaś,
że jedziemy pociągiem.
-Bo
jedziemy, ale nie w środku. Nie mamy biletów – zaśmiałam się, ciągnąć go za
sobą na ten sam most, z którego ostatnim razem skakałam razem z Kandą.
-Ja
naprawdę nie wiem, czy to dobry pomysł!
-Nie
peniaj, tylko skacz, gdy wyłoni się pierwszy wagon – oznajmiłam, gdy staliśmy
na krawędzi mostu. – To znaczy... No wiesz. Możemy zaryzykować jazdą bez
biletów. Mi nic nie zrobią, ale z tobą będzie gorzej. Jadących na gapę podobno wyrzucają z pędzącego pociągu na zbity pysk.
-Dobrze,
dobrze! Zrozumiałem!
Usłyszeliśmy
wycie pociągu, chwyciłam Allena za płaszcz i w odpowiedniej chwili pociągnęłam
za sobą. Z hukiem wylądowaliśmy na dachu jednego z wagonów.
-No!
To teraz przez godzinę jedziemy tym! – krzyknęłam, robiąc piruet.
-To
niebezpieczne, uważaj!
-Spokojnie!
Zawsze tak podróżowałam! Na dachu pociągu, samochodu, autobusu!
Przez
najbliższą godzinę skakałam po dachu, radując się wiatrem, który
rozwiewał włosy. Zdjęłam z nich wstążkę, rozplatając swój długi warkocz. Niemal
od wstąpienia do akademii, nie rozpuszczałam ich. Jedynie na czas mycia i
suszenia. Allen przyglądał mi się przez chwilę z wyraźnym zaciekawieniem, ale
szybko przestał. Może stwierdził, że jestem przypadkiem krytycznym, niemożliwym
do wyleczenia.
A ja żyłam chwilą. Jak to mawiają: tańcz tak, jakby cię nikt nie widział, śpiewaj tak, jakby cię nikt nie słyszał, żyj tak, jakby nie było jutra. Natomiast czułam się... Wyjątkowo dobrze. Rzekłabym wspaniale. Z każdym dniem, coraz bardziej doceniałam fakt, iż Hotarubi nie ma już w pobliżu. Byłam wreszcie naprawdę wolna. Nikt nie pokazywał mi na każdym kroku, że jest ode mnie lepszy. Oczywiście nie robiła tego otwarcie i pewnie nigdy bym nie zauważyła, gdyby nie zniknęła z mojego życia. Teraz musiałam znaleźć tylko Leenalee, by powrócił spokój w kwaterze. Polubiłam tych ludzi. Byłam im również bardzo wdzięczna, bo przyjęli mnie z otwartymi ramionami, akceptując mnie taką, jaka jestem.
A ja żyłam chwilą. Jak to mawiają: tańcz tak, jakby cię nikt nie widział, śpiewaj tak, jakby cię nikt nie słyszał, żyj tak, jakby nie było jutra. Natomiast czułam się... Wyjątkowo dobrze. Rzekłabym wspaniale. Z każdym dniem, coraz bardziej doceniałam fakt, iż Hotarubi nie ma już w pobliżu. Byłam wreszcie naprawdę wolna. Nikt nie pokazywał mi na każdym kroku, że jest ode mnie lepszy. Oczywiście nie robiła tego otwarcie i pewnie nigdy bym nie zauważyła, gdyby nie zniknęła z mojego życia. Teraz musiałam znaleźć tylko Leenalee, by powrócił spokój w kwaterze. Polubiłam tych ludzi. Byłam im również bardzo wdzięczna, bo przyjęli mnie z otwartymi ramionami, akceptując mnie taką, jaka jestem.
Z
drugiej jednak strony coraz bardziej zaczynałam tęsknić za moim oddziałem.
Początkowo to było fajne... Mogłam oderwać się od codzienności, od pracy, od
obowiązków. To była moja szansa na poznanie świata z zupełnie innej strony.
Przed wszystkim mogłam przygotować swoją zemstę. Zaplanować ją powoli i
starannie. Podobało mi się to nowe życie, które trwało już prawie miesiąc.
Przez chwilę prawie zapomniałam, że jestem shinigami, że należę do innego
świata. Ku mojemu własnemu zdziwieniu tam należało moje serce. Naprawdę byłam shinigami. W dodatku każda
wizyta u Koumuiego przypominała mi o Kazumie, z którym ostatnio kontakt bardzo mi
się pogorszył. Wiedziałam, że to moja wina, ale nie wiedziałam jak to naprawić.
Zbliżaliśmy
się powoli do zakrętu. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha, a Allen rzucił mi
przerażone spojrzenie. Chwyciłam go znowu za ubrania, szykując się do skoku.
-No
to skaczemy! – krzyknęłam. – Jeronimo! - Wylądowaliśmy perfekcyjnie, chociaż
nawet chwile po tym Allen jeszcze siedział z zamkniętymi oczami. – Ej...
Jesteśmy już na ziemi...
-To
było straszne – zaśmiał się nerwowo.
-Raczej
normalka... Ale może nie jesteś przyzwyczajony.
-Pod
tym względem przypominasz mojego mistrza... Jego też nic nie przerażało.
-Hmm...
To nie tak, że nic mnie nie przeraża, ale ja jestem... Mniejsza o to –
mruknęłam. – Ciekawe, co u Crossa... – zamyśliłam się. – Chętnie zagrałabym z
nim kiedyś jeszcze raz.
-Grałaś
z moim mistrzem?
-W
pewnym sensie... W jednej drużynie – zaśmiałam się wesoło. – Nieźle się wtedy
obłowiliśmy.
-Hazardzistka...
– jęknął Allen. – Też znam parę trików – oznajmił, a na jego twarzy pojawił się
diabelski uśmiech, co trochę mnie zaskoczyło.
-Jako
uczeń Crossa... Nie dziwi mnie to.
Żeby
dostać się do wsi, w której mieliśmy nadzieję spotkać Leenalee, musieliśmy
najpierw przedostać się przez las. Było to cholerne zadupie, a przed nami kilka
godzin drogi. Modliłam się, żeby udało nam się załapać na stopa. Maszerowaliśmy
w milczeniu, oboje już nieco zmęczeni. Dokoła tylko drzewa i drzewa, więc nie
było nawet, co podziwiać. Do tego straszny skwar, panujący pomimo cienia. Nie
było też żadnego wiatru i zaczynałam mieć ochotę, by wrócić na dach jakiegoś
pociągu. Wtedy usłyszałam coś... Jakby silnik. Odwróciłam się za siebie i
zobaczyłam samochód. Duży, terenowy samochód, który bez wątpienia miał klimatyzację.
Pomachałam do niego, powtarzając w myślach „zatrzymaj się”. I zrobił to!
Naprawdę zatrzymał się. Kierowca opuścił szybę i spojrzał na nas z
politowaniem.
-Podwieźć
was? – spytał, a ja pokiwałam energicznie głową. – Jestem Jack. - Oboje usiedliśmy
z na tylnych siedzeniach, rozkoszując się panującym w samochodzie chłodem.
Kierowcą
okazał się być sympatyczny młody mężczyzna. Chyba jakiś rockman, bo na przednim
siedzeniu wiózł gitarę.
-Jestem...
S... – zawahałam się. – Jestem Sophia... A to mój brat Allen – dodałam.
-Ah,
jesteście rodzeństwem? Zmyliły mnie te jego siwe włosy...
-Wiesz
jak to jest... Ten okres młodzieńczego buntu. Chłopak ma 15 lat, uparł się,
żeby przefarbować włosy – zaśmiałam się. – Chociaż ja w jego wieku też
wyglądałam upiornie...
-Znam
to, znam to. Ja wtedy miałem zielone.
-No
widzisz.
-Dokąd
się wybieracie?
-Chcemy
się dostać do wsi za tym lasem.
-Akurat
tam jadę.
-Jesteś
stamtąd? – spytałam z uśmiechem.
-Tak.
Mieszkam tam prawie od zawsze. Macie tam jakąś sprawę?
-Mamy
się tam spotkać z naszą kuzynką. Problem tylko, że nie wiemy, gdzie jej szukać –
wyjaśniłam - Prawdopodobnie padła jej bateria w telefonie.
-To
mała wioska. Na pewno znajdziecie ją bez problemu.
-Mam
taką nadzieję.
-Swoją
drogą, fajne ciuchy – zaśmiał się Jack. – Sam też mógłbym takie nosić. Tylko
skąd kojarzę ten emblemat...?
-Jesteśmy
z za... – W porę zdążyłam zatkać Allenowi usta.
-Z
zachodu kraju – mruknęłam. – Firma, która wyprodukowała te ubrania jest tam bardzo
popularna. Nasza mama w niej pracuje, więc załatwiła nam te łaszki.
-To
może dlatego... Ale nie za gorąco w tym?
-Nie...
-Nie...
Allen
rzucił mi przelotne spojrzenie, ale widocznie zrozumiał, że lepiej było
zachować naszą tożsamość w tajemnicy. Wreszcie dotarliśmy do wioski.
-Ja
mieszkam tam na wzgórzu w żółtym domu, gdybyście potrzebowali pomocy lub nie
mogli znaleźć kuzynki, wpadnijcie – rzucił na odchodne Jack i puścił do mnie
oczko.
Pomachałam
mu na pożegnanie, trzepocząc rzęsami, a kiedy odjechał, westchnęłam ciężko.
-No
wreszcie – mruknęłam.
-Dlaczego...
-Nie
widziałeś jego przywieszki przy lusterku? – spytałam, nie dając Allenowi
dokończyć. – Koleś był anarchistą – dodałam. – Członkowie zakonu,
nawet egzorcystów, nie byliby przez niego zbyt mile widziani – stwierdziłam. –
Nawet jeśli wydawał się sympatyczny. Ba... Był bardzo sympatyczny, ale gdyby
wiedział, mogłoby się to skończyć niezbyt dobrze.
-I w mgnieniu oka udało ci się wymyślić wiarygodną historię?
-Nie
wiem czy wiarygodną... Raczej, jeśli się nad tym chwile zastanowi, przypomni mu
się skąd zna emblemat. Dlatego dobrze, że już wysiedliśmy.
-Tak.
Najważniejsze to znaleźć Leenalee.
-Znaleźć
mnie? Dlaczego? – za nami rozległ się znajomy głos.
-Leenalee
– uradował się Allen, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
-No
i zguba się znalazła – skwitowałam. – Leenalee, nie było z tobą kontaktu...
Wszyscy się martwili.
-Wiem,
przepraszam – odparła – Nie było tu innocence, ale podczas walki z akumami
zniszczyłam swój telefon i nie mogłam się odezwać.
-Eh...
Najważniejsze, że nic ci nie jest. Dam znać Koumuiemu, że cię znaleźliśmy. - Szybko
wyciągnęłam telefon i napisałam „mamy Leelanee, jest cała i zdrowa”. – No dobra,
pora wracać, skoro księżniczka się znalazła.
-Ksieżniczka?
-Nie,
nie... To nie był sarkazm – wytłumaczyłam. – Tak mi się skojarzyło, bo wszyscy
bardzo o ciebie dbają. Zwłaszcza Koumui zamartwiał się na śmierć, co było nawet
odważne, bo katował się dość długo, chcąc wierzyć, że sobie poradzisz.
-Cały
on...
Od
razu ruszyliśmy w drogę powrotną. Byłam z tego zadowolona. Przynajmniej nie
błądziliśmy bez sensu, szukając Leenalee. Z drugiej jednak strony nie mogłam
oprzeć się dziwnemu wrażeniu, że ktoś obserwuje nas od dłuższej chwili.
Zaczynałam mieć bardzo złe przeczucie w związku z tym, ale milczałam. Przez
chwilę sądziłam nawet, że popadam w paranoję. Może zwyczajnie ubzdurałam sobie
coś, sądząc, że za łatwo poszło. Jednak moje złe przeczucie się sprawdziło.
Zdążyliśmy już ponownie zapuścić się w las, gdy natknęliśmy się na kogoś. Był
to młody, przystojny dżentelmen w garniturze, z cylindrem na głowie. Trzeba
było przyznać, że robił niesamowite wrażenie. Gdyby nie jeden, drobny
szczegół... Może nawet rzuciłabym się mu na szyję, bo był stanowczo w moim typie.
Na
widok nieznajomego zatrzymałam się, przy okazji przytrzymując za ubrania swoich
towarzyszy. Oboje spojrzeli na mnie zdezorientowani. Nie zauważyli tego, co ja.
Czego się jednak spodziewać. Wciąż byli młodzi, z czasem się nauczą. A może to
tylko ja potrafiłam wyczuwać takie rzeczy, skoro to uczucie było mi tak
bliskie. Nieznajomy ładnie pachniał, ale nawet drogie perfumy nie mogły
zamaskować zapachu krwi, który zdawał się wsiąknąć już w jego skórę i włosy.
Nie wspominając o chłodnej aurze, która go otaczała oraz żądzy mordy, którą
czuć było z daleka. Spojrzałam prosto w jego ciemne oczy i zamarłam. Jego
krwiożerczy instynkt paraliżował moje ciało. Nie miałam wątpliwości, iż
mężczyzna nie był do końca człowiekiem.
-Setsuko?
– odezwał się Allen.
-Nie zauważyliście? – spytałam, marszcząc brwi. Czułam, że mimowolnie zaczynam
drżeć. – To nie jest zwykły człowiek...
-Noah?
-Brawo
– zaśmiał się nieznajomy. – Nazywam się Tyki Mikk – oznajmił, kłaniając się
lekko.
-Czego
chcesz? – spytałam, chwytając swoją katanę.
-Chciałem
spotkać cię osobiście, shinigami.
-Nie
wiem, o czym mówisz – syknęłam.
-Jestem
prawie pewien, że to ty. Milenijny kazał nam szczególnie uważać na shinigami o
czerwonych oczach i długich blond włosach – wyjaśnił. – Stąd sądzę, że to ty.
Nazywasz się Tomori Setsuko, czyż nie?
-Milenijny
ostrzegał? – zakpiłam. – Może raczej Hotarubi?
-Tu
mnie masz.
-No...
To czego chcesz? – spytałam. – Przyszedłeś walczyć? Po to cię przysłali?
-Nie.
Przyszedłem tu na własną rękę. I tym razem nie będziemy walczyć. Musimy z tym
poczekać do następnego razu.
-A
to szkoda, bo miałam nadzieję się trochę rozerwać.
Używając
shuppo zakradłam się do mężczyzny tak samo, jak podczas walki z Hotarubi i
wyciągnąwszy katanę, wykonałam cięcie. Jednak ostrze zdawało się przeniknąć
przez jego ciało. Nie zrobił nawet uniku. Wciąż stał w tym samym miejscu, a
może to była iluzja. Kolejne ciosy również minęły się z celem.
-Bankai
– wyszeptałam. – Wieczny ogień.
Od
razu natarłam na niego z całą siłą, ale nawet płomienie przeniknęły przez
niego, nie robiąc mu najmniejszej krzywdy. Przygryzłam wargę, cofając się na
bezpieczną odległość.
-Co
to za zdolność, która pozwala ci przenikać przez przedmioty? – spytałam rozeźlona.
-Nie
tylko przedmioty – odparł spokojnie Tyki Mikk, pojawiając się za mną ni z tego
ni z owego. Poczułam ciepły oddech na swojej szyi, ale chłód który go otaczał,
przyprawiał mnie o dreszcze. Wykonałam kolejne cięcie, ale on zniknął. Pojawił
się ponownie w miejscu, gdzie był wcześniej. Ukłonił się nonszalancko i
poprawił cylinder. – Mówiłem, że tym razem nie będziemy walczyć. Miło było cię
poznać blond shinigami – zaśmiał się. – Do następnego... – I zniknął.
Nie
wyczuwałam go już nigdzie, więc odetchnęłam z ulgą i schowałam katanę. Był
jednak inny problem. Odwróciłam się do swoich towarzyszy. Dobrze, że się
przynajmniej nie wtrącali, ale sądząc po ich minach byli gotowi, by
interweniować w każdej chwili.
-Nic
ci nie jest, Setsuko? – spytała Leenale, zupełnie jakby nie usłyszała nic z
tego, co powiedział tamten mężczyzna. – Setsuko?
-Nie...
Nic mi nie jest.
-To
dobrze.
-Ruszamy
dalej? Musimy wrócić jak najszybciej do kwatery.
-Tak.
Brat znów będzie się martwił.
Patrzyłam
na nich podejrzliwie, marszcząc przy tym brwi. Dwójka młodych egzorcystów
ruszyła dalej jakby nigdy nic. Przez dłuższą chwilę podążałam za nimi w
milczeniu, ale coś nie dawało mi spokoju.
-Nie
spytacie? – odezwałam się wreszcie.
-Co
masz na myśli?
-To,
co powiedział Tyki Mikk. Nie wierzę, że nie słyszeliście.
-Słyszeliśmy
– padła odpowiedź, a ja drgnęłam nieco. – I co z tego? – spytała Leenalee,
odwracając się w moją stronę. Uśmiechnęła się ciepło, próbując podnieść mnie na
duchu. – Przecież i tak wszyscy wiedzieliśmy – stwierdziła spokojnie. – Nawet jeśli
brat nic nie powiedział, a ty siedziałaś cicho. To zbyt podejrzane, że tak
wiele informacji pojawiło się znikąd tuż po twoim przybyciu. Z resztą... Nawet
gdyby był to zwykły zbieg okoliczności. Nie dało się nie zauważyć, że jesteś
dość specyficzna.
-Huh?
-Chodzisz
po dachach, znikasz niespodziewanie i jeszcze bardziej niespodziewanie się
pojawiasz. Wiesz dużo dziwnych rzeczy, nigdy nie używasz windy, żeby dostać się
na inne piętro, nie masz zielonego pojęcia na temat wielu rzeczy w ludzkim
świecie. No i... Twoje zdolności to z całą pewnością nie zasługa innocence.
-Ah...
Więc naprawdę wiedzieliście – mruknęłam. – Beznadzieja, że tak łatwo dałam się
przyłapać...
-To
nie tak, że łatwo. Ale nie doceniasz ludzi – zauważyła Leenalee.
-Przepraszam...
Masz rację. Dotychczas nie znałam zbytnio ludzi. Naprawdę wielu rzeczy nie
wiedziałam.
-Nie
szkodzi. Nie masz, za co przepraszać. Jesteśmy przecież towarzyszami, przyjaciółmi.
-Przyjaciółmi?
– powtórzyłam zdziwiona.
-No,
a nie? Wszyscy traktują cię jak przyjaciółkę. Nie zauważyłaś?
-Koumui
chyba powiedział coś podobnego...
-I miał rację.
-Dziękuję
– powiedziałam cicho.
-Chodź.
Wracajmy do domu.
Ooooo! Allen wrócił! Pysznie, pysznie.
OdpowiedzUsuńSetsuko? Nieeeeee, nieeeee...
Nie lubię Tykiego Mikk, niech spada na bambus xd
Czekam!
http://harrmionehariet.blogsppot.com/ - zapraszam w wolnej chwili ccccc;;;;
Weny!
Hariet
I się księżniczka znalazła. Szczerze mówiąc, to ten Jack jakiś podejrzany mi się wydał od początku i sądziłam, że pojawi się jakaś większa akcja, ale kupuję takie rozwiązanie.
OdpowiedzUsuńTyki... Zgadzam się z Hariet. Niech spada na bambus albo jeszcze gdzieś indziej, byle daleko.
Rozwaliła mnie reakcja, czy raczej jej brak, Lenalee i Allena. To takie jakby wyciągnięte z anime. Po prostu słodkie.
Pozdrawiam serdecznie
Laurie