Wszystkiemu towarzyszyła muzyka

Followers

Rumors

I w ten oto sposób zakończyła się historia Behind Last Crossroad. Niemniej, zapraszam na moje pozostałe blogi, które można znaleźć w zakładce Other Dimensions. A najprawdopodobniej w kwietniu odbędzie się premiera drugiej części BLC pod tytułem Daughter of fiery flowers :D


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!

Ranking popularności bohaterów BLC

poniedziałek, 20 lipca 2015

26 ~ Shinigami with blond hair.

Łapcie, akurat miałam chwilę czasu na wrzucenie tego, bo nie wiem jak będzie potem. ;)
Wgl stało się coś dziwnego, bo rozdział był opublikowany, ale nie wyświetlił się na startowej O.o

***

Opuściłam kwaterę z kompasem w jednej ręce i mapą w drugiej, gdzie zaznaczone było docelowe miejsce podróży. Nie zawędrowałam daleko, bo zaraz po wyjściu spotkałam Allena.
-O! Allen, już wróciłeś?
-Tak. Pokonałem akumy, ale nie znalazłem innocence – odparł. – Wybierasz się gdzieś?
-Na poszukiwanie skarbu – zaśmiałam się. – A ten skarb to ukochana młodsza siostra szefa.
-Leenalee nadal nie wróciła?
-Nie.
-W takim razie też chce iść – zadeklarował Allen, a ja wzruszyłam ramionami.
-Jak chcesz – mruknęłam. – Powiedz mi tylko, że znasz się na mapie.
-Tak.
-To dobrze. Bo wręczyli mi to – oznajmiłam podając mu mapę i kompas. – Ale... Wątpię, czy umiem się z tym obchodzić. Wiem tylko, że za pół godziny jest pociąg, którym możemy przez godzinę drogi jechać w tamtym kierunku. Potem odbija gdzieś w lewo.
-No dobrze, więc chodźmy.
Pospieszyliśmy w miejsce, gdzie mieliśmy wsiąść.
-Setsuko, dworzec jest chyba w drugą stronę – zauważył niepewnie Allen.
-No... Ale nie idziemy na dworzec. Nie marudź i chodź.
-Mówiłaś, że jedziemy pociągiem.
-Bo jedziemy, ale nie w środku. Nie mamy biletów – zaśmiałam się, ciągnąć go za sobą na ten sam most, z którego ostatnim razem skakałam razem z Kandą.
-Ja naprawdę nie wiem, czy to dobry pomysł!
-Nie peniaj, tylko skacz, gdy wyłoni się pierwszy wagon – oznajmiłam, gdy staliśmy na krawędzi mostu. – To znaczy... No wiesz. Możemy zaryzykować jazdą bez biletów. Mi nic nie zrobią, ale z tobą będzie gorzej. Jadących na gapę podobno wyrzucają z pędzącego pociągu na zbity pysk.
-Dobrze, dobrze! Zrozumiałem!
Usłyszeliśmy wycie pociągu, chwyciłam Allena za płaszcz i w odpowiedniej chwili pociągnęłam za sobą. Z hukiem wylądowaliśmy na dachu jednego z wagonów.
-No! To teraz przez godzinę jedziemy tym! – krzyknęłam, robiąc piruet.
-To niebezpieczne, uważaj!
-Spokojnie! Zawsze tak podróżowałam! Na dachu pociągu, samochodu, autobusu!
Przez najbliższą godzinę skakałam po dachu, radując się wiatrem, który rozwiewał włosy. Zdjęłam z nich wstążkę, rozplatając swój długi warkocz. Niemal od wstąpienia do akademii, nie rozpuszczałam ich. Jedynie na czas mycia i suszenia. Allen przyglądał mi się przez chwilę z wyraźnym zaciekawieniem, ale szybko przestał. Może stwierdził, że jestem przypadkiem krytycznym, niemożliwym do wyleczenia. 
A ja żyłam chwilą. Jak to mawiają: tańcz tak, jakby cię nikt nie widział, śpiewaj tak, jakby cię nikt nie słyszał, żyj tak, jakby nie było jutra. Natomiast czułam się... Wyjątkowo dobrze. Rzekłabym wspaniale. Z każdym dniem, coraz bardziej doceniałam fakt, iż Hotarubi nie ma już w pobliżu. Byłam wreszcie naprawdę wolna. Nikt nie pokazywał mi na każdym kroku, że jest ode mnie lepszy. Oczywiście nie robiła tego otwarcie i pewnie nigdy bym nie zauważyła, gdyby nie zniknęła z mojego życia. Teraz musiałam znaleźć tylko Leenalee, by powrócił spokój w kwaterze. Polubiłam tych ludzi. Byłam im również bardzo wdzięczna, bo przyjęli mnie z otwartymi ramionami, akceptując mnie taką, jaka jestem.
Z drugiej jednak strony coraz bardziej zaczynałam tęsknić za moim oddziałem. Początkowo to było fajne... Mogłam oderwać się od codzienności, od pracy, od obowiązków. To była moja szansa na poznanie świata z zupełnie innej strony. Przed wszystkim mogłam przygotować swoją zemstę. Zaplanować ją powoli i starannie. Podobało mi się to nowe życie, które trwało już prawie miesiąc. Przez chwilę prawie zapomniałam, że jestem shinigami, że należę do innego świata. Ku mojemu własnemu zdziwieniu tam należało moje serce.  Naprawdę byłam shinigami. W dodatku każda wizyta u Koumuiego przypominała mi o Kazumie, z którym ostatnio kontakt bardzo mi się pogorszył. Wiedziałam, że to moja wina, ale nie wiedziałam jak to naprawić.
Zbliżaliśmy się powoli do zakrętu. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha, a Allen rzucił mi przerażone spojrzenie. Chwyciłam go znowu za ubrania, szykując się do skoku.
-No to skaczemy! – krzyknęłam. – Jeronimo! - Wylądowaliśmy perfekcyjnie, chociaż nawet chwile po tym Allen jeszcze siedział z zamkniętymi oczami. – Ej... Jesteśmy już na ziemi...
-To było straszne – zaśmiał się nerwowo.
-Raczej normalka... Ale może nie jesteś przyzwyczajony.
-Pod tym względem przypominasz mojego mistrza... Jego też nic nie przerażało.
-Hmm... To nie tak, że nic mnie nie przeraża, ale ja jestem... Mniejsza o to – mruknęłam. – Ciekawe, co u Crossa... – zamyśliłam się. – Chętnie zagrałabym z nim kiedyś jeszcze raz.
-Grałaś z moim mistrzem?
-W pewnym sensie... W jednej drużynie – zaśmiałam się wesoło. – Nieźle się wtedy obłowiliśmy.
-Hazardzistka... – jęknął Allen. – Też znam parę trików – oznajmił, a na jego twarzy pojawił się diabelski uśmiech, co trochę mnie zaskoczyło.
-Jako uczeń Crossa... Nie dziwi mnie to.
Żeby dostać się do wsi, w której mieliśmy nadzieję spotkać Leenalee, musieliśmy najpierw przedostać się przez las. Było to cholerne zadupie, a przed nami kilka godzin drogi. Modliłam się, żeby udało nam się załapać na stopa. Maszerowaliśmy w milczeniu, oboje już nieco zmęczeni. Dokoła tylko drzewa i drzewa, więc nie było nawet, co podziwiać. Do tego straszny skwar, panujący pomimo cienia. Nie było też żadnego wiatru i zaczynałam mieć ochotę, by wrócić na dach jakiegoś pociągu. Wtedy usłyszałam coś... Jakby silnik. Odwróciłam się za siebie i zobaczyłam samochód. Duży, terenowy samochód, który bez wątpienia miał klimatyzację. Pomachałam do niego, powtarzając w myślach „zatrzymaj się”. I zrobił to! Naprawdę zatrzymał się. Kierowca opuścił szybę i spojrzał na nas z politowaniem.
-Podwieźć was? – spytał, a ja pokiwałam energicznie głową. – Jestem Jack. - Oboje usiedliśmy z na tylnych siedzeniach, rozkoszując się panującym w samochodzie chłodem.
Kierowcą okazał się być sympatyczny młody mężczyzna. Chyba jakiś rockman, bo na przednim siedzeniu wiózł gitarę.
-Jestem... S... – zawahałam się. – Jestem Sophia... A to mój brat Allen – dodałam.
-Ah, jesteście rodzeństwem? Zmyliły mnie te jego siwe włosy...
-Wiesz jak to jest... Ten okres młodzieńczego buntu. Chłopak ma 15 lat, uparł się, żeby przefarbować włosy – zaśmiałam się. – Chociaż ja w jego wieku też wyglądałam upiornie...
-Znam to, znam to. Ja wtedy miałem zielone.
-No widzisz.
-Dokąd się wybieracie?
-Chcemy się dostać do wsi za tym lasem.
-Akurat tam jadę.
-Jesteś stamtąd? – spytałam z uśmiechem.
-Tak. Mieszkam tam prawie od zawsze. Macie tam jakąś sprawę?
-Mamy się tam spotkać z naszą kuzynką. Problem tylko, że nie wiemy, gdzie jej szukać – wyjaśniłam - Prawdopodobnie padła jej bateria w telefonie.
-To mała wioska. Na pewno znajdziecie ją bez problemu.
-Mam taką nadzieję.
-Swoją drogą, fajne ciuchy – zaśmiał się Jack. – Sam też mógłbym takie nosić. Tylko skąd kojarzę ten emblemat...?
-Jesteśmy z za... – W porę zdążyłam zatkać Allenowi usta.
-Z zachodu kraju – mruknęłam. – Firma, która wyprodukowała te ubrania jest tam bardzo popularna. Nasza mama w niej pracuje, więc załatwiła nam te łaszki.
-To może dlatego... Ale nie za gorąco w tym?
-Nie...
Allen rzucił mi przelotne spojrzenie, ale widocznie zrozumiał, że lepiej było zachować naszą tożsamość w tajemnicy. Wreszcie dotarliśmy do wioski.
-Ja mieszkam tam na wzgórzu w żółtym domu, gdybyście potrzebowali pomocy lub nie mogli znaleźć kuzynki, wpadnijcie – rzucił na odchodne Jack i puścił do mnie oczko.
Pomachałam mu na pożegnanie, trzepocząc rzęsami, a kiedy odjechał, westchnęłam ciężko.
-No wreszcie – mruknęłam.
-Dlaczego...
-Nie widziałeś jego przywieszki przy lusterku? – spytałam, nie dając Allenowi dokończyć. – Koleś był anarchistą – dodałam. – Członkowie zakonu, nawet egzorcystów, nie byliby przez niego zbyt mile widziani – stwierdziłam. – Nawet jeśli wydawał się sympatyczny. Ba... Był bardzo sympatyczny, ale gdyby wiedział, mogłoby się to skończyć niezbyt dobrze.
-I w mgnieniu oka udało ci się wymyślić wiarygodną historię?
-Nie wiem czy wiarygodną... Raczej, jeśli się nad tym chwile zastanowi, przypomni mu się skąd zna emblemat. Dlatego dobrze, że już wysiedliśmy.
-Tak. Najważniejsze to znaleźć Leenalee.
-Znaleźć mnie? Dlaczego? – za nami rozległ się znajomy głos.
-Leenalee – uradował się Allen, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
-No i zguba się znalazła – skwitowałam. – Leenalee, nie było z tobą kontaktu... Wszyscy się martwili.
-Wiem, przepraszam – odparła – Nie było tu innocence, ale podczas walki z akumami zniszczyłam swój telefon i nie mogłam się odezwać.
-Eh... Najważniejsze, że nic ci nie jest. Dam znać Koumuiemu, że cię znaleźliśmy. - Szybko wyciągnęłam telefon i napisałam „mamy Leelanee, jest cała i zdrowa”. – No dobra, pora wracać, skoro księżniczka się znalazła.
-Ksieżniczka?
-Nie, nie... To nie był sarkazm – wytłumaczyłam. – Tak mi się skojarzyło, bo wszyscy bardzo o ciebie dbają. Zwłaszcza Koumui zamartwiał się na śmierć, co było nawet odważne, bo katował się dość długo, chcąc wierzyć, że sobie poradzisz.
-Cały on...
Od razu ruszyliśmy w drogę powrotną. Byłam z tego zadowolona. Przynajmniej nie błądziliśmy bez sensu, szukając Leenalee. Z drugiej jednak strony nie mogłam oprzeć się dziwnemu wrażeniu, że ktoś obserwuje nas od dłuższej chwili. Zaczynałam mieć bardzo złe przeczucie w związku z tym, ale milczałam. Przez chwilę sądziłam nawet, że popadam w paranoję. Może zwyczajnie ubzdurałam sobie coś, sądząc, że za łatwo poszło. Jednak moje złe przeczucie się sprawdziło. Zdążyliśmy już ponownie zapuścić się w las, gdy natknęliśmy się na kogoś. Był to młody, przystojny dżentelmen w garniturze, z cylindrem na głowie. Trzeba było przyznać, że robił niesamowite wrażenie. Gdyby nie jeden, drobny szczegół... Może nawet rzuciłabym się mu na szyję, bo był stanowczo w moim typie.
Na widok nieznajomego zatrzymałam się, przy okazji przytrzymując za ubrania swoich towarzyszy. Oboje spojrzeli na mnie zdezorientowani. Nie zauważyli tego, co ja. Czego się jednak spodziewać. Wciąż byli młodzi, z czasem się nauczą. A może to tylko ja potrafiłam wyczuwać takie rzeczy, skoro to uczucie było mi tak bliskie. Nieznajomy ładnie pachniał, ale nawet drogie perfumy nie mogły zamaskować zapachu krwi, który zdawał się wsiąknąć już w jego skórę i włosy. Nie wspominając o chłodnej aurze, która go otaczała oraz żądzy mordy, którą czuć było z daleka. Spojrzałam prosto w jego ciemne oczy i zamarłam. Jego krwiożerczy instynkt paraliżował moje ciało. Nie miałam wątpliwości, iż mężczyzna nie był do końca człowiekiem.
-Setsuko? – odezwał się Allen.
-Nie zauważyliście? – spytałam, marszcząc brwi. Czułam, że mimowolnie zaczynam drżeć. – To nie jest zwykły człowiek...
-Noah?
-Brawo – zaśmiał się nieznajomy. – Nazywam się Tyki Mikk – oznajmił, kłaniając się lekko.
-Czego chcesz? – spytałam, chwytając swoją katanę.
-Chciałem spotkać cię osobiście, shinigami.
-Nie wiem, o czym mówisz – syknęłam.
-Jestem prawie pewien, że to ty. Milenijny kazał nam szczególnie uważać na shinigami o czerwonych oczach i długich blond włosach – wyjaśnił. – Stąd sądzę, że to ty. Nazywasz się Tomori Setsuko, czyż nie?
-Milenijny ostrzegał? – zakpiłam. – Może raczej Hotarubi?
-Tu mnie masz.
-No... To czego chcesz? – spytałam. – Przyszedłeś walczyć? Po to cię przysłali?
-Nie. Przyszedłem tu na własną rękę. I tym razem nie będziemy walczyć. Musimy z tym poczekać do następnego razu.
-A to szkoda, bo miałam nadzieję się trochę rozerwać.
Używając shuppo zakradłam się do mężczyzny tak samo, jak podczas walki z Hotarubi i wyciągnąwszy katanę, wykonałam cięcie. Jednak ostrze zdawało się przeniknąć przez jego ciało. Nie zrobił nawet uniku. Wciąż stał w tym samym miejscu, a może to była iluzja. Kolejne ciosy również minęły się z celem.
-Bankai – wyszeptałam. – Wieczny ogień.
Od razu natarłam na niego z całą siłą, ale nawet płomienie przeniknęły przez niego, nie robiąc mu najmniejszej krzywdy. Przygryzłam wargę, cofając się na bezpieczną odległość.
-Co to za zdolność, która pozwala ci przenikać przez przedmioty? – spytałam rozeźlona.
-Nie tylko przedmioty – odparł spokojnie Tyki Mikk, pojawiając się za mną ni z tego ni z owego. Poczułam ciepły oddech na swojej szyi, ale chłód który go otaczał, przyprawiał mnie o dreszcze. Wykonałam kolejne cięcie, ale on zniknął. Pojawił się ponownie w miejscu, gdzie był wcześniej. Ukłonił się nonszalancko i poprawił cylinder. – Mówiłem, że tym razem nie będziemy walczyć. Miło było cię poznać blond shinigami – zaśmiał się. – Do następnego... – I zniknął.
Nie wyczuwałam go już nigdzie, więc odetchnęłam z ulgą i schowałam katanę. Był jednak inny problem. Odwróciłam się do swoich towarzyszy. Dobrze, że się przynajmniej nie wtrącali, ale sądząc po ich minach byli gotowi, by interweniować w każdej chwili.
-Nic ci nie jest, Setsuko? – spytała Leenale, zupełnie jakby nie usłyszała nic z tego, co powiedział tamten mężczyzna. – Setsuko?
-Nie... Nic mi nie jest.
-To dobrze.
-Ruszamy dalej? Musimy wrócić jak najszybciej do kwatery.
-Tak. Brat znów będzie się martwił.
Patrzyłam na nich podejrzliwie, marszcząc przy tym brwi. Dwójka młodych egzorcystów ruszyła dalej jakby nigdy nic. Przez dłuższą chwilę podążałam za nimi w milczeniu, ale coś nie dawało mi spokoju.
-Nie spytacie? – odezwałam się wreszcie.
-Co masz na myśli?
-To, co powiedział Tyki Mikk. Nie wierzę, że nie słyszeliście.
-Słyszeliśmy – padła odpowiedź, a ja drgnęłam nieco. – I co z tego? – spytała Leenalee, odwracając się w moją stronę. Uśmiechnęła się ciepło, próbując podnieść mnie na duchu. – Przecież i tak wszyscy wiedzieliśmy – stwierdziła spokojnie. – Nawet jeśli brat nic nie powiedział, a ty siedziałaś cicho. To zbyt podejrzane, że tak wiele informacji pojawiło się znikąd tuż po twoim przybyciu. Z resztą... Nawet gdyby był to zwykły zbieg okoliczności. Nie dało się nie zauważyć, że jesteś dość specyficzna.
-Huh?
-Chodzisz po dachach, znikasz niespodziewanie i jeszcze bardziej niespodziewanie się pojawiasz. Wiesz dużo dziwnych rzeczy, nigdy nie używasz windy, żeby dostać się na inne piętro, nie masz zielonego pojęcia na temat wielu rzeczy w ludzkim świecie. No i... Twoje zdolności to z całą pewnością nie zasługa innocence.
-Ah... Więc naprawdę wiedzieliście – mruknęłam. – Beznadzieja, że tak łatwo dałam się przyłapać...
-To nie tak, że łatwo. Ale nie doceniasz ludzi – zauważyła Leenalee.
-Przepraszam... Masz rację. Dotychczas nie znałam zbytnio ludzi. Naprawdę wielu rzeczy nie wiedziałam.
-Nie szkodzi. Nie masz, za co przepraszać. Jesteśmy przecież towarzyszami, przyjaciółmi.
-Przyjaciółmi? – powtórzyłam zdziwiona.
-No, a nie? Wszyscy traktują cię jak przyjaciółkę. Nie zauważyłaś?
-Koumui chyba powiedział coś podobnego...
-I miał rację.
-Dziękuję – powiedziałam cicho.
-Chodź. Wracajmy do domu.

2 komentarze:

  1. Ooooo! Allen wrócił! Pysznie, pysznie.
    Setsuko? Nieeeeee, nieeeee...
    Nie lubię Tykiego Mikk, niech spada na bambus xd
    Czekam!

    http://harrmionehariet.blogsppot.com/ - zapraszam w wolnej chwili ccccc;;;;

    Weny!
    Hariet

    OdpowiedzUsuń
  2. I się księżniczka znalazła. Szczerze mówiąc, to ten Jack jakiś podejrzany mi się wydał od początku i sądziłam, że pojawi się jakaś większa akcja, ale kupuję takie rozwiązanie.
    Tyki... Zgadzam się z Hariet. Niech spada na bambus albo jeszcze gdzieś indziej, byle daleko.
    Rozwaliła mnie reakcja, czy raczej jej brak, Lenalee i Allena. To takie jakby wyciągnięte z anime. Po prostu słodkie.
    Pozdrawiam serdecznie
    Laurie

    OdpowiedzUsuń