***
Gdy wróciliśmy z
Leenalee do kwatery, Koumui płakał z radości jak dziecko. Znów zrobiło się
zamieszanie. Wszyscy cieszyli się, że księżniczce zakonu nic nie jest. Wśród
tłumu zobaczyłam również nowe twarze. Drobnego staruszka, który wyglądał jak
jogin, rudego młodzieńca z przepaską na oko i kolesia, który wyglądał jak
wampir. Przez dłuższą chwilę przyglądałam im się. Z początku mnie nie
zauważyli, więc wykorzystałam okazję, żeby ich oblukać.
-To Lavi, Bookman i
Crowry.
-Ale który jest który? –
spytałam.
-Chodź – powiedział Allen,
ciągnąc mnie za sobą. – Nie mieliście jeszcze okazji się poznać – stwierdził,
stawiając mnie przed trójką obcych mi egzorcystów.
-Jestem Tomori Setsuko - mruknęłam.
-Strike! – krzyknął rudzielec,
po czym dostał po głowie od egzorcysty-jogina. – Sorki... Nazywam się Lavi i
jestem następcą Bookmana.
-Za dużo gadasz,
dzieciaku – warknął staruszek i uderzył go ponowie. – Ja nie mam imienia. Możesz mówić mi Bookman.
-Dobrze...
-A to Crowry – oznajmił
Allen. – No już, Crowry, przywitaj się.
-Witam panienko.
-Bry – mruknęłam. Miałam
wrażenie, że cała trójka przygląda mi się bardzo uważnie. – Coś nie tak?
-Nie, nie, skąd!
-Nie poznałaś jeszcze
Mirandy, ale jest z Marim w terenie – wtrąciła się do rozmowy Leenalee, która
uciekła wreszcie z objęć brata.
-Mirandy...? O Marim słyszałam od generała Tiedola, ale Miranda?
-Jest bardzo
sympatyczna. Zobaczysz.
-Cóż... – Wzruszyłam ramionami
i w oddali zobaczyłam Kandę.
-O! Yuu! – krzyknął Lavi.
– Yuu! Yuu Kanda! – Nawoływany odwrócił się z morderczym spojrzeniem i
prychnął.
-Chyba nie lubi jak się
go woła po imieniu – zauważyłam. – Idę go po wkurzać – dodałam i ruszyłam za nim.
Wskoczyłam mu na plecy, krzycząc – Kanda!
-Złaź!
-Stęskniłam się za
tobą!
I w tamtej właśnie
chwili, gdy wygłupiałam się z człowiekiem, pośród roześmianych
towarzyszy z Czarnego Zakonu, wydawało mi się, że widzę znajomą twarz. Uznałam
jednak, że mam jakieś zwidy, schizy, haluny. Było wesoło, wszyscy się śmiali. Koumui znowu
przykleił się do Leenalee, zaś Reever próbował zagonić go do pracy. Bez
skutku.
-Yuu! – Na horyzoncie
znów pojawił się Lavi. – Setsuko!
-Lavi, co jest? –
spytałam, wciąż wisząc na Kandzie.
-Puszczaj albo użyję
Mugena.
-Yuu, mógłbyś być
bardziej towarzyski – skwitował Lavi. – Chodź Setsuko. Zostawmy tego gbura i zabawmy się trochę.
-Hej przyjaciele... Tam ktoś jest –
powiedział Crowry i wszyscy spojrzeli we wskazanym przez niego kierunku.
-O czym ty mówisz,
nikogo tam nie ma – skwitował Reever.
-Jest – wtrąciłam się,
czując, że moje serce przestaje na chwilę bić, by zaraz ruszyć w szaleńczym
pościgu. – Jest... Ale tylko egzorcyści mogą go zobaczyć.
-Shinigami? – spytał Koumui,
stając na równe nogi, chociaż jeszcze przed chwilą wylewał łzy strumieniami na posadzkę.
-To Kazuma. Mój kapitan
– wyszeptałam, wpatrując się w niego. – Kazuma! – krzyknęłam, idąc w jego
stronę. – Co tu robisz?
-Musimy porozmawiać.
-O czym? Coś się stało?
– spytałam zaniepokojona.
-Ale nie tutaj. Chodź.
-Nigdzie nie idę dopóki
nie powiesz, o co chodzi.
-Musisz zostać
porucznikiem – rozkazał.
-Co? Już mówiłam, że
odpada.
-Setsuko! – zagrzmiał. –
Nie masz zbytniego wyboru.
-Nie mogę...
-Zamierzam cię zgłosić,
czy ci się to podoba, czy nie. Lepiej, żebyś za chwilę zjawiła się w Seireitei.
-Nie ma mowy –
zaprotestowałam. – Dlaczego się tak uparłeś?
Ale on już mnie nie słuchał.
Zniknął w mgnieniu oka, a ja musiałam zadecydować, czy pójdę za nim. Nie mogłam
się jednak przemóc. Stałam jak wryta. Wszyscy obecni szeptali za moimi plecami,
gdyż jedynie egzorcyści mogli usłyszeć całą konwersację. Nie wiedziałam, co
zrobić. Spojrzałam na Leenalee, Allena i na Koumuiego. Nie wiedziałam, czy uda mi
się tu wrócić, jeśli zostanę porucznikiem. Nie wiedziałam, czy chcę iść za
Kazumą.
-Nie powinnaś iść? –
padło pytanie, a ja wzruszyłam ramionami, nawet się nie odwracając. Ktoś pogładził mnie po włosach. –
Dlaczego nie pójdziesz?
-Nie wiem... Boję się,
że pokłócimy się jeszcze bardziej... Boję się, że już nie będę mogła tu wrócić.
-Zawsze możesz tu
wrócić. Tu jest twój dom – odparł Koumui. – Tam zaś czeka twój kapitan. Jestem
pewien, że nie próbuje ci zrobić na złość, widocznie jesteś tam potrzebna.
-Ale...
-Tak długo, jak
będziesz szczera, wszystko będzie dobrze.
-Tak sądzisz?
-Idź.
Westchnęłam cicho i nie
oglądając się za siebie, ruszyłam w kierunku, w którym zniknął Kazuma. Nie było
go już, lecz brama Senkai wciąż stała otworem. Wzięłam głęboki oddech i weszłam
do tunelu. Biegłam ile sił w nogach. Nie rozumiałam, dlaczego moje serce bije
tak szybko i dlaczego w ogóle tam idę. Jakaś nieznana siła ciągnęła mnie w
stronę Soul Society, w stronę oddziału 3. I im bliżej wyjścia z tunelu byłam,
tym bardziej zależało mi, żeby wreszcie się tam znaleźć. W końcu światło
wygrało z ciemnością i byłam prawie na miejscu. Jeszcze tylko kawałek i już
przechodziłam przez próg oddziału. A właściwie przebiegałam. Cały czas gnałam,
aż wpadłam z hukiem do gabinetu Kazumy. Spojrzał na mnie wyraźnie zaskoczony,
ale uśmiechnął się.
-Wiedziałem, że
przyjdziesz – stwierdził i pogładził mnie po włosach.
-Kazuma... – wysapałam.
– Ja naprawdę... Nie mogę zostać porucznikiem.
-Dlaczego?
-A dlaczego ty się tak
upierasz? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Pierwszy spytałem...
-Kazuma... Ja... Nie
mogę... – zawahałam się, ale przypomniały mi się słowa Koumuiego „jeśli będziesz
szczera...”. – Ja się do tego nie nadaje! – oznajmiłam z desperacją w głosie. –
Nigdy dotąd nie rozumiałam, dlaczego właściwie to Hotarubi została
porucznikiem, a nie ja. Obie opanowałyśmy bankai niemal w tym samym czasie,
obie byłyśmy silne, obie... – urwałam, by złapać oddech. – Ale teraz, gdy z nią
walczyłam... Po raz pierwszy w życiu walczyłyśmy na poważnie. Nie miałam szans.
Przegrałabym z kretesem – przyznałam i przygryzłam wargę. – Gdyby nie generał
Tiedol, było by po mnie. Nie stałabym tu teraz przed tobą. Wtedy dotarło do
mnie, na czym polegała różnica. Hotarubi była o wiele silniejsza, niż ja, ale
nie tylko to. Była mądra, spokojna, dobrze wykonywała swoją pracę, opiekowała
się oddziałem... Wciąż nie dorastam jej do pięt. Pracuje nad tym, nie chcę
zostać w tyle, ale... Nie jestem jeszcze gotowa – wyjaśniłam z powagą. – Poza tym...
Nawet Byakuya przyznał mi rację.
-Byakuya?
-Rozmawiałam z nim po
tym, jak ostatnio byłeś u mnie w domu. Powiedział, że bardzo dobrze zrobiłam,
odmawiając. Pal licho, że jest kapitanem, że to, że tamto... Jest twoim
kuzynem, na swój sposób troszczy się o ciebie i uznał, że nie powinnam.
-I tak cię obchodzi
jego zdanie? – warknął Kazuma. – Ufasz jego słowom, a nie słowom swojego
kapitana?
-To nie tak... Ja nie
chcę sprawić ci jeszcze większych kłopotów, niż dotychczas!
-Hm...
-Nacierpiałeś się już
po odejściu Hotarubi... A wiesz, że Rada nie jest specjalnie przychylna dla
mnie. Nie mogę zostać porucznikiem. Nie mogę. Nie nadaję się do tego.
Dopiero widząc
zdziwioną minę Kazumy, zorientowałam się, że płaczę. Po moich policzkach
płynęły łzy. Sama równie zaskoczona jak i przestraszona, odwróciłam się do
niego plecami i próbowałam doprowadzić się do ładu. Jednak on westchnął ciężko
przekręcił mnie za ramiona, bym znów na niego spojrzała i przyszpilił do
ściany. Po plecach przeszły mi ciarki, gdyż nie byłam pewna, co zrobi. On
oparł się jedną ręką o ścianę, a drugą otarł moje łzy, uśmiechając się dziwnie.
Był to ciepły uśmiech, prawie taki jak kiedyś, a zarazem jakiś tryumfalny, złowieszczy.
-No, teraz to mnie
zaskoczyłaś – wyszeptał mi do ucha.
Przygryzłam wargę i
odepchnęłam go na długość rąk.
-Przestań...
-Dopiero zaczynałem –
zaśmiał się. – Kto by pomyślał, że będziesz płakać z takiego powodu. Ale coś ci
powiem – oznajmił – Nie wybrałbym cię na porucznika, gdybym uważał, że się nie
nadajesz. Komu ufasz mi czy Byakuyi?
I przez chwilę czułam
się jak pod gilotyną. Zła odpowiedź oznaczała koniec. Tylko, że ja znałam
odpowiedź.
-Tobie – odpowiedziałam
cicho.
-Jesteś silna. Jesteś
mądra. Potrafisz wykonać te obowiązki. Poradzisz sobie. Nie mam co do tego
wątpliwości, więc dlaczego ty masz? – spytał Kazuma. – Więcej kłopotów
sprawiasz odmawiając... Mnie ponaglają, żebym znalazł porucznika. Dodatkowo
Rada coś planuje. Musimy działać szybko, więc wymyśliłem plan. Zostaniesz
porucznikiem i razem przygotujemy raport z propozycją projektu. Wtedy znów,
jako moja prawa ręka będziesz mogła wrócić tam do tych ludzi. W innym wypadku
nie tylko pozbawią cię rangi oficera... Może być źle. Ktoś mąci tam na górze. W
najgorszym wypadku oskarżą cię o zdradę i tym razem się nie wywiniesz. Ja z
resztą też nie. Dlatego musimy działać razem. Mówiłem ci, nie jestem twoim
wrogiem.
-Nie możesz mówić
poważnie...
-Co decydujesz?
-A mam inny wybór? –
spytałam przez łzy. – Poza tym... To nie chodzi o to, żeby tam wrócić.
Oczywiście, jest fajnie. Wiele się tam nauczyłam... Chciałabym, żebyś też tam
był – palnęłam i przygryzłam wargę.
-Oh... Teraz zaskoczyłaś mnie jeszcze bardziej. Myślałem, że świetnie się tam bawisz beze mnie.
-Świetnie się bawię,
dlatego chciałabym, żebyś ty też mógł – oznajmiłam. – Bierzmy się, więc do
roboty.
-Dobrze, w takim razie
chodź.
-Gdzie? Przecież...
-Jest już po godzinach
pracy, nie będziemy sterczeć tutaj. Jeszcze ktoś zobaczy, że nad czymś
pracujemy.
-Będziemy się ukrywać? –
zaśmiałam się. – To może lepiej u mnie.
-Nie. Nie marudź, tylko
chodź.
Nie wiedzieć, czemu
Kazuma uparł się, żebyśmy pracowali nad raportem w jego posiadłości. Nie
miałam, więc zbytniego wyboru i podążyłam za nim. Jego matka przywitała nas w
progu.
-Setsuko, cieszę się,
że znów cię widzę – powiedziała.
-Ja również się cieszę.
-I co?
-Chyba już wiem, o czym
pani wtedy mówiła...
-Ale i tak tu jesteś - zaśmiała się.
-Ano... Jestem.
Kazuma bez problemu
wszedł do ogromnego budynku, który zdawał się być opustoszały. Dopiero kawałek
dalej, w holu widać było tłum ludzi. Wszyscy śmiali się wesoło, a pośród nich
była ona. Setsuko uwieszała się na szyi jakiegoś chłopaka. Skąd go w ogóle wytrzasnęła? Świetnie się przy
tym bawiła, nie zwracając uwagi na nic innego. Na widok Kazumy zamarła, jakby
zobaczyła ducha. Wpatrywała się jak baranek w wilka i nie wyglądała już na tak
uradowaną. Wygadała bardziej na przestraszoną. To było do przewidzenia.
Ostatnio wiele się kłócili i unikała z nim kontaktu. Jednak ten widok okazał
się być bardziej bolesny, niż było można przypuszczać.
Nie uśmiechnęła się nawet na chwilę. Za to jakoś zmalała, stała dziwnie bezbronna. Nie takiej reakcji spodziewał się Kazuma. Śmiechu, choćby tego wrednego, złowieszczego, jakby świat jej nie obchodził. Ewentualnie krzyków, złości, że zaburza jej wesołe życie wśród ludzi. Lecz Setsuko milczała, zagubiona w tej całej sytuacji. Tak przynajmniej wyglądała. W Soul Society nigdy nie wyglądała na tak szczęśliwą jak tam wśród ludzi. A jednak nie było innego wyboru jak ściągnąć ją tam. W innym wypadku miałaby kłopoty. Nie musiała rozumieć jego intencji, ale naprawdę chciał ją ochronić, toteż wolał, by go znienawidziła, niż narobiła sobie problemów.
Gdy usłyszała ponownie o zostaniu porucznikiem protestowała tak jak przewidział. Podejrzewał nawet, że nie wróci, by zrobić mu na złość. Jakim zaskoczeniem to było, gdy wpadła zziajana do oddziału. W jej oczach znów płonął ogień. Czy to możliwe, że zrozumiała? Kazuma mimowolnie uśmiechnął się na jej widok. Nie kłamała, zależało jej na ich przyjaźni... Na nim... Kiedy Setsuko spojrzała na niego wyczekująco, był szczęśliwy. Nie dał tego jednak po sobie poznać i zachowywał się, jakby wiedział, że przyjdzie.
Prawdziwe zaskoczenie zstąpiło na niego jednak dopiero wtedy, gdy powiedziała mu prawdę. Bez żartów, bez wymówek Setsuko wyjawiła swoje myśli, które zawsze tak skrzętnie skrywała. Jak bardzo musiała być zdesperowana, nawet jeśli pierwsza proponowała szczerość. Kazuma nigdy chyba nie przypuszczał, że uda im się porozmawiać aż tak szczerze. Chociaż nie... Tym razem to on się zgrywał. Nie powiedział jej wszystkiego, ale i tak stanowczo więcej, niż zamierzał. Nie potrafił milczeć, gdy dotarło do niego jak bardzo Setsuko przejmowała się wszystkim, jak bardzo martwiła się o niego i o oddział oraz jak ogromny wpływ miała na nią Hotarubi. Setsuko zwątpiła w siebie. Kazuma poczuł nagły przypływ irytacji, gdy usłyszał imię kuzyna. To był już któryś raz, jak najpierw szła do Byakuyi zamiast do swojego przełożonego i przyjaciela. Nie panował nad tym, zwłaszcza, że wciąż nie rozumiał, jak wyglądały ich relacje.
Od początku przypuszczał, że Setsuko jednak wciąż czuła coś do Byakuyi. Nigdy specjalnie mu się w tej kwestii nie zwierzała, ale tylko głupiec nie zauważyłby, że kiedyś darzyła Kuchikiego jakimiś uczuciami. No może poza samym kapitanem 6, bo on oczywiście nigdy takich rzeczy nie zauważał, bądź zwyczajnie ignorował. Widocznie w jakiś sposób imponował Setsuko. Kazuma nigdy właściwie nie wiedział, co ich łączyło i co między nimi zaszło. Wiedział tylko, że jego kuzyn kocha na zabój Hisanę, która później została jego żoną. Czy Setsuko nadal coś do niego czuła? Tego nie wiedział.
Nie uśmiechnęła się nawet na chwilę. Za to jakoś zmalała, stała dziwnie bezbronna. Nie takiej reakcji spodziewał się Kazuma. Śmiechu, choćby tego wrednego, złowieszczego, jakby świat jej nie obchodził. Ewentualnie krzyków, złości, że zaburza jej wesołe życie wśród ludzi. Lecz Setsuko milczała, zagubiona w tej całej sytuacji. Tak przynajmniej wyglądała. W Soul Society nigdy nie wyglądała na tak szczęśliwą jak tam wśród ludzi. A jednak nie było innego wyboru jak ściągnąć ją tam. W innym wypadku miałaby kłopoty. Nie musiała rozumieć jego intencji, ale naprawdę chciał ją ochronić, toteż wolał, by go znienawidziła, niż narobiła sobie problemów.
Gdy usłyszała ponownie o zostaniu porucznikiem protestowała tak jak przewidział. Podejrzewał nawet, że nie wróci, by zrobić mu na złość. Jakim zaskoczeniem to było, gdy wpadła zziajana do oddziału. W jej oczach znów płonął ogień. Czy to możliwe, że zrozumiała? Kazuma mimowolnie uśmiechnął się na jej widok. Nie kłamała, zależało jej na ich przyjaźni... Na nim... Kiedy Setsuko spojrzała na niego wyczekująco, był szczęśliwy. Nie dał tego jednak po sobie poznać i zachowywał się, jakby wiedział, że przyjdzie.
Prawdziwe zaskoczenie zstąpiło na niego jednak dopiero wtedy, gdy powiedziała mu prawdę. Bez żartów, bez wymówek Setsuko wyjawiła swoje myśli, które zawsze tak skrzętnie skrywała. Jak bardzo musiała być zdesperowana, nawet jeśli pierwsza proponowała szczerość. Kazuma nigdy chyba nie przypuszczał, że uda im się porozmawiać aż tak szczerze. Chociaż nie... Tym razem to on się zgrywał. Nie powiedział jej wszystkiego, ale i tak stanowczo więcej, niż zamierzał. Nie potrafił milczeć, gdy dotarło do niego jak bardzo Setsuko przejmowała się wszystkim, jak bardzo martwiła się o niego i o oddział oraz jak ogromny wpływ miała na nią Hotarubi. Setsuko zwątpiła w siebie. Kazuma poczuł nagły przypływ irytacji, gdy usłyszał imię kuzyna. To był już któryś raz, jak najpierw szła do Byakuyi zamiast do swojego przełożonego i przyjaciela. Nie panował nad tym, zwłaszcza, że wciąż nie rozumiał, jak wyglądały ich relacje.
Od początku przypuszczał, że Setsuko jednak wciąż czuła coś do Byakuyi. Nigdy specjalnie mu się w tej kwestii nie zwierzała, ale tylko głupiec nie zauważyłby, że kiedyś darzyła Kuchikiego jakimiś uczuciami. No może poza samym kapitanem 6, bo on oczywiście nigdy takich rzeczy nie zauważał, bądź zwyczajnie ignorował. Widocznie w jakiś sposób imponował Setsuko. Kazuma nigdy właściwie nie wiedział, co ich łączyło i co między nimi zaszło. Wiedział tylko, że jego kuzyn kocha na zabój Hisanę, która później została jego żoną. Czy Setsuko nadal coś do niego czuła? Tego nie wiedział.
To jednak nie był
koniec niespodzianek. Cóż za szalony dzień... Gdy po jej policzkach popłynęły
łzy oboje zdziwili się tak samo mocno. Chyba żadne z nich nie przypuszczało, że
niespodziewany wypływ wody z błyszczących złowieszczo, czerwonych, oczu jest w ogóle możliwy. A jednak
Setsuko płakała. Wyraźnie zmartwiona o swojego kapitana i to było także bardzo
ciekawe. Kazuma nie pamiętał, by widział kiedykolwiek jej łzy. Nie licząc
oczywiście łzawienia towarzyszącemu zapaleniu spojówek, które łapała systematycznie każdej wiosny.
Jedynym wyjaśnieniem na
to wszystko było... Setsuko się zmieniła. Naprawdę się zmieniła. Odrzuciła
wiecznie uśmiechniętą maskę. Dlaczego? Jak to się stało? Wszystko
zapoczątkowała zdrada Hotarubi, a potem poszło już z górki. W dużej mierze
pomogli oczywiście egzorcyści, bo przez ten miesiąc widać było wyraźne
urozmaicenie w jej mimice twarzy i zachowaniu. To było ciekawe, naprawdę
ciekawe, ale i niebezpieczne. Na wiele sposobów. Dla samego Kazumy oraz w
ogóle, a najbardziej chyba dla wrogów.
Setsuko od zawsze była
nieprzewidywalna, ale znając ją trochę dłużej można było przynajmniej
podejrzewać co zrobi. Uwielbiała łamać zasady i działać przeciw ogólnemu systemowi. Nie
czyniła jednak większych szkód. Obawiać się jej mogli wrogowie, bo tym nie
okazywała litości, ani nic, poza tym swoim firmowym uśmiechem. Hotarubi prawdopodobnie przez
dłuższy czas opierać zamierzała swoje strategie na tym, co wiedziała o seireitei
i Setsuko. W obecnej jednak sytuacji, możliwym było, że bardzo się na tym
przejedzie. Bo przyjaciółka, którą zdradziła, zmieniła się niemal nie do
poznania. Stała się jeszcze bardziej szczera oraz nieprzewidywalna.
***
P.S.
Laurie, Twój blog się czyta, bardzo powoli co prawda, ale czyta... No dobra, jestem w 10 rozdziale starego bloga. 10? Nie wiem, ale już są po spotkaniu z Crossem. I będę czytać dalej, obiecuje, ale kurcze moje życie to ostatnio spanie-praca-spanie.
Hariet, jestem w połowie miniaturki. ;)
Pozdrawiam
Setsuko znowu dręczy Kandę. Biedny, nigdy nie ma łatwo. Taki jego los. Za to Komui jak zwykle kochany. Aż mi się ciepło na sercu robi.
OdpowiedzUsuńKazuma. Tak się zastanawiam, jak to jest z nim naprawdę, bo nie do końca odkrywa karty. I nie wiem. Mam wobec niego mieszane uczucia.
Ciekawe, co szykujesz dalej i jak przebiegnie dalsza konfrontacja.
Czytaj spokojnie, przecież Cię nie gonię. Zdaję sobie sprawę z braku czasu, ale też z tego, jak wygląda stylowo pierwsza połowa 1 tomu. To może być pewne utrudnienie.
Pozdrawiam
Laurie
Już lubię Leviego <3
OdpowiedzUsuńTroszkę szkoda mi Kandy, ale tak już bywa. Oczywiście Komui poprawia humor swoim charakterkiem :D Zastanawiam się co z Kazumą, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Zbyt dziwna postać, ale jest znośny :3 Jak wspomniałam, lubię Leviego, miły jest :D Ten egzorcysta nie musiał go od razu bić XD Allen zachowuje się troszkę dziwnie, ale to pewnie takie moje złudzenie :D
http://harrmionehariet.blogspot.com/ - zapraszam do mnie na nn cccc;;
Weny!
H