Rozdział ten z 7 września będzie 9 albo 10 września? kiedyś na pewno.
***
-Osz kur...
-Co się dzieje... Nie
mogę oddychać – jęknął Gozu.
-I tak jestem pod
wrażeniem, że jeszcze stoisz pomimo tak przytłaczającego reiatsu.
-Faktycznie zrobiło się
duszno...
-Leenalee, zabierz stąd
Gozu.
-Nie mogę cię zostawić.
-Natychmiast –
warknęłam. – To nie była prośba.
-Nie obchodzi mnie
człowiek.
-Ale ja będę czuła się
lepiej, jeśli będzie bezpieczny – zaśmiałam się. – To... Kim ty jesteś?
-Jestem Grrrimmjow. Król Hecuo Mondo.
-Król? Taki trochę
zdetronizowany, bo ci się Aizen wchrzanił na miejcówę.
-Grimmjow, skup się.
Przyszliśmy tu po innocence – odezwał się drugi głos i wtedy dostrzegłam
mężczyznę w cylindrze.
-Będzie, kurwa, dobrze
tak długo, jak zdobędę tą błyskotkę, nie?
-Oj, oj... Innocence to
nie jakaś tam błyskotka tylko...
-Tylko co? – wtrąciłam
się. – No? Dokończ myśl.
Próbowałam grać na
czas, by Leenalee oddaliła się wraz z Gozu. Wiedziałam, że wróci i to było już
mniej dobre. Nawet sam Grimmjow był stanowczo dla nas za silny, a ich było
nawet dwóch.
-Sprytnie, ale nic nie
powiem.
-Nie wiem, po co żeś tu przylazł, cyrkowy popaprańcu.
-Hotarubi prosiła,
żebym ci... Asystował.
-Widzisz, Grimmjow,
nawet twoi nie traktują cię poważnie – zakpiłam.- Przysłali za tobą niańkę.
W mgnieniu oka
znalazłam się w powietrzu, a dłoń arrancara zaciskała się niebezpiecznie na
mojej szyi. W ciągu tej krótkiej chwili przed oczami przeleciało całe moje
życie. Oh... Było naprawdę udane. Potem czułam, że spadam. W dodatku bardzo
szybko. I kiedy byłam pewna, że za chwilę pierdolnę głową w piach, Leenale
zdołała mnie złapać, unosząc się w powietrzu dzięki Mrocznym Butom.
-Dzięki – mruknęłam i
szybko wyciągnęłam z kieszeni swój telefon i dałam jej, gdy postawiła mnie na
ziemi. – To telefon shinigami. Choćby nie wiem co, skontaktuj się z Kazumą.
Powiedz mu gdzie jesteśmy i że mamy kłopoty.
-Dobrze, ale...
-Natychmiast.
Ja zaś niemal
natychmiast pożałowałam swojej decyzji. Czując się winną za wciąganie Kazumy w
kłopoty, ale to była jedyna rzecz jaka przyszła mi do głowy. Bez niego nie miałyśmy szans.
-Wzywacie pomoc? - zaśmiał się Tyki Mikk.
-Mnie pasuje – uradował
się Grimmjow, szczerząc niebezpiecznie zęby.
-Ty się tu nie
rozkręcaj. Naszym zadaniem jest zdobycie innocence.
-Barrrdzo nie lubię... jak mi się rrrozkazuje.
-Przypominam tylko o
celu tutejszego pobytu...
-Hotaru mówiła, że mogę
robić, co chce tak długo, jak dostanie tą błyskotkę. Czemu sam nie poszukasz
tego szajsu.
-To twoje zadanie, poza
tym to uciążliwe.
-Kazuma powiedział, że
zjawi się za 5 minut – oznajmiła Leenale znów zjawiając się obok. – Czy on
naprawdę da radę przyjść?
-Oczywiście. Ale musimy
jeszcze przeżyć 5 minut.
-To od cholery czasu,
żeby rozwalić wam łby – zaśmiał się Grimmjow.
-Tak. I to mnie martwi.
-Setsuko, poradzimy
sobie.
-Żartujesz? Nawet razem
nie mamy przeciw niemu szans. Wiara to jedno, ale brakuje ci zdolności do
oceny sytuacji. Żadna strategia nie jest w stanie nam pomóc. Ten koleś to
ucieleśnienie czystej destrukcji. Nie czujesz tej potężnej energii?
Potrafiłam to zobaczyć
po jednym spojrzeniu. Nie uważałam się za słabą, ale nie miałam wątpliwości, co
do tego, jak ogromna dzieli nas różnica. Nawet przetrwanie 5 minut mogło być
trudniejszym zadaniem, niż się wydawało.
-Jesteśmy we dwie, a
Tyki Mikk chyba nie ma zamiaru walczyć.
-6 Espada sam w sobie
jest już wystarczająco niebezpieczny – stwierdziłam i przygryzłam wargę. –
Trzymaj się z dala od walki i obserwuj. Staraj się wyciągnąć jak najwięcej
informacji na temat Grimmjowa. Od czasu do czasu możesz mnie też złapać, bo nie
uśmiecha mi się zostanie jedyną mokrą plamą na tej pustyni.
-Dlaczego próbujesz
powstrzymać mnie od walki?
-Ponieważ obiecałam
twojemu bratu, że przyprowadzę cię całą i zdrową z tej misji. Z resztą mi też
nie śpieszy się jeszcze na tamten świat. No i ktoś musi obserwować.
Potrzebujemy informacji.
-To ja mogę walczyć.
-Odpada. Masz tak samo
małe szanse jak ja, ale z nas dwóch, ja przynajmniej nie jestem człowiekiem i
dość żywotne ze mnie stworzenie.
-Setsuko, nie zgadzam
się na to.
-A mnie mało obchodzi
twoje zdanie.
-Dobra, przestańcie już
pieprzyć te farmazony, bo rzygać mi się chce. Czas się skończył.
Po tych słowach Jeagerjaquez
znalazł się tuż obok i w ostatniej chwili zdążyłyśmy uskoczyć. Zepchnęłam
Leenalee w zarośla i sparowałam kolejny atak. Arrancar był bardzo silny i
straszliwie szybki to znaczyło, że nie miałam przewagi pod żadnym względem.
Nawet nie próbowałam atakować, skupiając swoją uwagę na obronie.
I kiedy byłam pewna, że
jedyne czego muszę się obawiać to jego katany, Arrancar uderzył mnie łokciem w
plecy, gdy robiłam unik. Czułam, jakbym po raz kolejny otarła się o śmierć.
Byłam przerażona. Coraz bardziej, co z pewnością było widać. I wtedy uśmiech na
twarzy Grimmjowa był coraz szerszy, pełen satysfakcji lub czegoś, czego nie
potrafiłam nazwać. Po prostu niebezpieczny.
Wiedząc, że jest on
zagrożeniem sam w sobie i mógłby mnie zabić gołymi rękami, starałam się być
jeszcze bardziej ostrożna. Mimo to, czułam się, jakby przypierał mnie do muru.
Samym spojrzeniem sprawił, że zastygłam w bezruchu. Ułamek sekundy i byłabym
prawdopodobnie martwa. W ostatniej chwili uwolniłam bankai i skryłam się za
ścianą ognia. Poskutkował jedynie element zaskoczenia, bo już po chwili
rozproszył płomienie, używając cero.
-Cholera...
Był potężny, jeśli nie
należało powiedzieć, że wszechmocny. W dodatku był inteligenty, chociaż działał instynktownie, niczym bestia. W innym wypadku spróbowałabym go jakoś podejść,
może odwrócić jego uwagę. Wiedziałam jednak, że każda prowokacja zadziałać może
na moją niekorzyść.
-Poddajesz się już?
-Nie bardzo.
-Wyglądasz jakby
skończyły ci się sztuczki.
-Sztuczki? Cóż...
Właściwie jeszcze żadnej nie użyłam. Szkoda, że tak bardzo nie doceniasz
shinigami.
-Nudzi mnie to
pieprzenie – zawarczał, stojąc tuż za mną.
Odwróciłam się, nie
wiedząc nawet, kiedy pojawił się tuż za moimi plecami. Jedyne, co zrobił to,
chwycił mnie za przedramię. Pobladłam, bo zdawało mi się, że słyszę trzask
własnej kości. Moją rękę przeszył tępy ból, a potem właściwie zdrętwiała, więc
nie umiałam stwierdzić, czy naprawdę ją złamał, czy tylko sparaliżował. Próbowałam zmobilizować się do
myślenia. Spojrzałam w jego roześmiane oczy. To było spojrzenie drapieżnika, a
ja byłam jego ofiarą. Patrzyłam jak znów wyciąga dłoń w moją stronę. I wtedy
tuż obok niego w ziemię uderzył piorun, rozpraszając go na moment.
Odskoczyłam na
względnie bezpieczną odległość i odetchnęłam z ulgą. Wciąż żyłam i to był
jedyny plus sytuacji. Obok stanął Kazuma i spojrzał na mnie, jakby
upewniał się, że nie mam żadnych poważnych obrażeń. Ja zaś zastanawiałam się,
czy jest wstanie wygrać z tak niebezpiecznym osobnikiem, jakim był Grimmjow. Dawno nie widziałam
Kazumy w prawdziwej walce. Ostatni raz chyba jeszcze w akademii, może trochę po
jej ukończeniu. Potem awansował i tyle. Zaś podczas spotkania z Hotarubi i 4
espadą zniknął w mroku, potem ja też pogrążyłam się w mroku, tylko innym.
Wciąż obserwując
stojących nad ziemią mężczyzn, mimowolnie ruszyłam w stronę Leenalee. Ona
również wpatrywała się w pojedynek, który na razie był niewidzialny. Obaj
uwalniali swoje reiatsu, równie potężne, sprawiając, że coraz ciężej było
oddychać. Powietrze stało się geste, a atmosfera napięta. To lekko powiedziane.
Toczyli niewidoczną gołym okiem walkę. Aż w końcu w tej samej chwili sięgnęli po swoje
katany. W jednej chwili
usłyszałam potężny huk. „Boże święty” to było jedyne, co wtedy pomyślałam.
Kazuma jak widać nie zamierzał się powstrzymywać. Był świadomy powagi sytuacji.
Nie wątpiłam w to, że był zaskoczony prośbą o pomoc i może właśnie dlatego, był
skupiony i poważny jak nigdy. Nie czekał aż przeciwnik zaatakuje, tylko uwolnił
swoje bankai.
Niebo w jednej chwili
pogrążyło się w mroku, spowite burzowymi chmurami i lunęło jak z cebra. Gromy jeden za drugim waliły
w ziemie z hukiem, ale to było nic w porównaniu z tymi, które wycelowane
zostały w arrancara. Chyba nawet on przez krótką chwilę zdawał się być
zaskoczony. Nie trwało to jednak długo, bo na jego twarzy pojawił się jeszcze
szerszy uśmiech. Patrząc na Kazumę, wyglądał na niezwykle szczęśliwego. Przerażała mnie ta myśl.
Leenalee również była
zafascynowana. Patrzyła w górę z przerażeniem oraz podziwem. Problem był tylko
jeden. No... Dwa. Nie byłyśmy tam bezpieczne, nawet obserwując walkę ze sporej
odległości. No i musiałyśmy znaleźć innocence, a na naszej drodze wciąż jeszcze
mógł stanąć Tyki Mikk.
-Leenalee – odezwałam się
wreszcie. – Zajmę tego z klanu Noah, a ty znajdź innocence.
Nie była zadowolona tym,
co powiedziałam. Widziałam w jej oczach ogromną wolę walki, lecz skinęła głową. Wiedziała, co jest najważniejsze i to nie
była jej duma. A może pojedynek Grimmjowała i Kazumy, który toczył się nad
naszymi głowami sprawił, iż się zgodziła.
Mnie również
uświadomiło to, jak słaba wciąż jestem. Arrancar tylko się ze mną bawił.
Widocznie nie bawiło go zabijanie kogoś takiego, jak ja. Zwłaszcza, że wiedział
iż zjawi się ktoś silniejszy. W rzeczywistości w ciągu tych 5 minut zdążył by
mnie zabić, przynajmniej 5 razy.
Przez chwilę jeszcze
spoglądałam na walkę. Kazuma był w stanie dotrzymać kroku 6 espadzie i blokować
jego ataki. Słychać było zawzięte szczękanie metalu na przemian z hukiem, gdy
kolejne cero zderzało się z piorunem. Nawet ziemia zdawała się drżeć pod
wpływem tej siły.
-Niezłe przedstawienie –
przyznał Tyki. – Skoro do tego doszło, chyba nie mogę pozwolić wam, żebyście
zabrały innocence.
-Mogłabym powiedzieć to
samo.
-Ale naprawdę nie chcę
walczyć. Nie sądzę, żeby tu było bezpiecznie.
-Zamierzasz się
wycofać?
-Jak tylko zabiorę
innocence.
-No i na to ci już nie
mogę pozwolić.
-Jesteś pewna, że
chcesz walczyć w takim stanie? – spytał od niechcenia, a ja wzruszyłam
ramionami.
-Wiem o tobie dość
sporo, ognista shinigami. A twoja ręka nie jest chyba w najlepszej formie.
-No i? Lewej ręki i tak nie potrzebuję.
Wyciągnęłam ponownie
katanę i zaatakowałam. Tak samo, jak przy pierwszym spotkaniu, ostrze
przeniknęło przez ciało Tykiego, a ja w ostatniej chwili zdążyłam zrobić unik.
On jednak również przemieszczał się dość szybko. Pojawiał się nie stąd ni zowąd,
a potem znikał, by znów pojawić się tuż obok. Przygryzłam wargę, gdy nawet
płomienie Moeru nie zdołały zrobić mu krzywdy.
-To na nic.
-Się okaże – mruknęłam.
– Droga wiązania numer 44.
okay, doszłam.
OdpowiedzUsuń