A tu macie rozdział, który miał się pojawić planowo 7 września, ale ni ciula nie wyszło. A ja mam wreszcie 2 dni wolnego! Potem 4 dni pracy i wracam do swojego starego życia. To przykre, bardzo przykre. Zwłaszcza, że po tym wyjeździe już nic nie będzie takie samo jak kiedyś. Ale czas pokaże.
P.S. Nad szeptem pracuję, ale mam blokadę. Mentalne odmóżdżenie, a dziś spałam jakieś 14 godzin więc sobie wyobraźcie jak to jest odsypiać 3 zarwane noce. Dziś tak bardziej klimatycznie. I chociaż ten rozdział pisałam już stosunkowo bardzo i wtedy wiele rzeczy było inaczej, jest mi specyficznie bliski :)
-Przepraszam... Nie powinnam była cię wtedy wzywać - stwierdziłam - Ale nie wiedziałam, co zrobić... Grimmjow Jeagerjaquez to przerażająca istota.
P.S. Nad szeptem pracuję, ale mam blokadę. Mentalne odmóżdżenie, a dziś spałam jakieś 14 godzin więc sobie wyobraźcie jak to jest odsypiać 3 zarwane noce. Dziś tak bardziej klimatycznie. I chociaż ten rozdział pisałam już stosunkowo bardzo i wtedy wiele rzeczy było inaczej, jest mi specyficznie bliski :)
***
-Przepraszam... Nie powinnam była cię wtedy wzywać - stwierdziłam - Ale nie wiedziałam, co zrobić... Grimmjow Jeagerjaquez to przerażająca istota.
-A zamkniesz się wreszcie? Przepraszasz mnie już od piętnastu minut.
-No, bo...
-Nic mi nie jest.
-Połamane żebra to dla ciebie nic?
-Ty też nie wyszłaś zupełnie bez szwanku. Masz złamaną
rękę. Dokładniej dwie kości.
-Też mi coś...
-Szczerze mówiąc, naprawdę mnie ucieszyło, że jednak
poprosiłaś mnie o pomoc. Chociaż ideałem byłoby, gdybyś nie była w ogóle w
niebezpieczeństwie. Przynajmniej nie próbowałaś załatwić tego sama.
-Co z tego... To moja wina, że...
-Oh! Czyli jak cię pocałuję, żeby cię uciszyć to też będzie
twoja wina, bo gadałaś od rzeczy?
-Zboczeniec! Za mało masz kości połamanych?!
-Ale wreszcie przestałaś robić taką minę. Stanowczo
wolę jak się wściekasz.
-Masochista.
-Blondynka.
-Lamus.
-Łamaga.
-Widzę, że świetnie się razem bawicie. Może przyjdę
później?
-Bakuś!
-Coś mówiłaś? Radzę się porządnie zastanowić - warknął Byakuya.
-Byakuya! Stęskniłam się za tw...tobą!
-Nie wątpię. A ty? - zwrócił się do Kazumy. - Jesteś idiotą?
-Przesadzasz Byakuya...
-He? O co chodzi? - spytałam.
-Setsuko, możesz nas zostawić samych?
-...W porządku.
Obaj mieli poważne miny i wiedziałam, że to nie przelewki.
Niechętnie, lecz wyszłam z pokoju, zastanawiając się, o czym będą rozmawiać. Po
drodze, w części mieszkalnej, wpadłam na kogoś.
-Przepraszam.
-W porządku. Właściwie dobrze, że cię widzę - oznajmiła
Leenalee.
-Tak?
-Chciałam cię o coś spytać.
-To może chodźmy na dach. Chciałabym się zająć roślinami,
bo trochę je zaniedbałam.
-Nie możesz! Z twoją ręką to zły pomysł.
-Dzięki lekom nie boli.
-Poza tym zadbaliśmy o rośliny. Wszyscy razem.
-Oh. To miłe.
-To, mogę spytać?
-No pewnie. Wal śmiało.
-Co myślisz o moim bracie?
-Słucham? – spytałam, dławiąc się powietrzem. – Do czego
zmierzasz?
-Często go odwiedzasz, dobrze się dogadujecie no i ostatnio
powiedziałaś, że obiecałaś mu, że…
-Ok, ok. Już rozumiem.
-Więc?
-Definitywnie zakochałabym się w nim, gdybym tylko mogła –
oznajmiłam. – To wspaniały facet. Jest tylko jeden drobny, malusieńki problem.
-Jesteś lesbijką? – Za plecami usłyszałam głos Kazumy. –
Naprawdę potrafisz być zabójczo szczera.
-Problem w tym, że już kogoś kocham – wyszeptałam tak, by tylko
Leenalee mogła mnie usłyszeć i zwróciłam się do Kazumy. – Całkiem nieźle się
ruszasz jak na połamane żebra. Może powinnam porachować ci jeszcze parę?
-To jaki jest ten problem, bo nie usłyszałem?
-Masz tupet, draniu. Nie podsłuchuje się cudzych rozmów.
-To zakochałabyś się w nim, tylko, że?
-Po moim trupie – warknęłam.
-Tylko, że… kochasz Byakuyę? - spytał Kazuma.
-Mnie nie wciągajcie w swoje kłótnie - skarcił go Kuchiki.
-My się nie kłócimy. I nie Kazuma, absolutnie nie masz
racji.
-Mam nadzieję… - mruknął Byakuya,
-Jestem już zakochana w sobie. Drugiej miłości nie potrzebuję.
-A ja się zastanawiałem, co możesz mu powiedzieć… Jak
naiwnie z mojej strony - kapitan 6 oddziału był tego dnia niezwykle rozmowny.
-Mam was dość!
-To coś ci powiedziała? – Kazuma zwrócił się do Leenalee.
-Nie twoja sprawa!
-Właściwie… Nic.
-Może się w tobie zakochała – rzucił, jakby od niechcenia
Kuchiki.
-Chyba się z głuchym macałeś!
-Z głupim.
-Naprawdę nie obchodzi mnie z kim, ani, co razem
robiliście! Ale do cholery nie chrzań głupot! To cię w ogóle nie dotyczy!
-A w ciebie co wstąpiło?
-Ok, ok. Już załapałem. Nie kochasz żadnego z nas – zaśmiał
się Kazuma, próbując rozładować napięcie. – Byakuya jest po prostu zazdrosny.
-Chyba ty…
Siedziałam na dachu, patrząc w gwiazdy. Świeciły tak samo
jasno jak zawsze. Kiedy w moim sercu szalał ogień, niebo wyglądało, jak każdej
nocy.
-Niebo niezmiennie
błękitne, od wieków identyczne. Nie znudziło się ludziom, ani nie zbrzydło
poetom. – Uśmiechnęłam się lekko, słysząc swój ulubiony cytat. – Gniewasz się? –
Nie odpowiedziałam. – Więc gniewasz się. – Kazuma usiadł obok i pochylił się do
przodu, by zobaczyć moją twarz. – Przepraszam. Tylko nie rób już takiej miny.
-Jakiej?
-No takiej. Przepraszam,
przesadziliśmy wcześniej.
-Dlaczego przepraszasz?
Nie zrobiłeś nic złego.
-To, dlaczego jesteś
zła?
-Nie na ciebie.
-A na kogo? Byakuyę?
-Przestań o nim ciągle
mówić. Masz jakąś obsesję na jego punkcie? – spytałam z powagą, a Kazuma
zaśmiał się cicho.
-Wygrałaś.
-A graliśmy w coś?
-No już, przestań się
chmurzyć. Nie ważne na kogo jesteś zła, ani… Właśnie. Mam coś dobrego.
-No?
-Mam wino, więc
uśmiechnij się wreszcie.
-Próbujesz mnie
przekupić winem?
-Zły wybór?
-Jak… Jak się czujesz? - spytałam po chwili wahania.
-Dobrze.
-Nie brzmisz
przekonująco.
-Fizycznie czuję się
świetnie. Swoją drogą, pięknie dziś wyglądasz.
-Yhy… Nieuczesana, nieumalowana,
ubrana w piżamę. Baaaaardzo pięknie.
-Do twarzy ci w tym
gipsie.
-To nie gips. Nie wiem,
co to. Coś dziwnego.
-I tak ci w tym do
twarzy.
-Nie umiesz prawić
komplementów.
-Za inne byś się
obraziła.
-Nie chce wiedzieć.
Serio. Nie chcę wiedzieć.
-Haha. To, co? Napijemy
się?
-A masz kieliszki? –
spytałam i oboje parsknęliśmy śmiechem.
Siedzieliśmy ramię w
ramię, opierając się o siebie. Czułam jak ciepło Kazumy przenika przez ubrania.
Oboje milczeliśmy, co jakiś czas przekazując sobie butelkę z rąk do rąk. Było
naprawdę miło i spokojnie. Chciałam, by ta chwila trwała wiecznie.
-Co do naszej
wcześniejszej rozmowy – zaczął niespodziewanie. - Zanim pojawił się Byakuya…
-Ah. Wtedy, co mnie
wyprosiłeś z pokoju?
-Eh… Tak. Wtedy.
-No. To, co z tym?
-Naprawdę uważam, że
dobrze postąpiłaś, wzywając mnie na pomoc.
-Gwoli ścisłości to
Leenalee dzwoniła, nie ja.
-Z TWOJEGO służbowego
telefonu.
-Oj tam. Nie czepiaj
się, bo będziesz musiał się kiedyś puścić. Nie wiesz?
-Nie prowokuj…
-Nic nie mówiłam!
-Bardzo cieszę się, że
poprosiłaś o pomoc. O moją pomoc.
-A ja nie… Cholera.
Wciąż jestem za słaba…
-Nie jesteś słaba.
Potrafiłaś ocenić sytuację i zdecydować, co dalej. Wiesz, że gdybyś źle wybrała
to, Leenalee też by na tym ucierpiała. Dobrze postąpiłaś. Bardzo dobrze.
Kazuma uśmiechnął się
ciepło i pogładził mnie po włosach.
-Ale wciąż…
-Po co masz być silna?
Kto powiedział, że musisz być?
-Żeby…
-Jesteś moim najlepszym
strategiem. Ja zaś mam siłę. Wystarczy, że będziesz obok mnie i razem możemy
wygrać te wojnę.
-Ale z ciebie optymista.
-Wiesz, że mam rację.
-Wiem. Miałam okazję się
przekonać, na co cię stać.
-I jak?
-To było, prawdę mówiąc,
niesamowite. Ty byłeś niesamowity. Nie dziwota, że jesteś kapitanem 3 oddziału
Gotei 13. W pełni na to zasługujesz.
-Ale ty mi słodzisz.
-Mówię, co myślę.
-Powinniśmy chyba wracać
do środka.
-Nie! To znaczy…
Posiedźmy tu jeszcze chwilę – poprosiłam.
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz