***
Przechadzałam się właśnie po siedzibie, gdy zobaczyłam Chinatsu. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, bo miała nam zdawać raport, ale od dłuższego czasu nie dostałam od niej żadnej informacji, zaś ona właśnie wychodziła z pokoju Kazumy. Dziwnie zadowolona. Co do licha było z tym tryumfalnym uśmiechem.
-Chinatsu? - odezwałam się do niej bez namysłu. - Przyszłaś z raportem?
-Poniekąd...
-A to ciekawe, bo widzę cię tu po raz pierwszy. Miałaś mnie informować o postępach w szukaniu informacji.
-Ponieważ nie mam żadnych wieści, pani porucznik. Za to kapitanowi raportowałam regularnie 3 razy w tygodniu.
-No. Jaka ty jesteś sumienna - syknęłam. - To się chwali...
-Wiem. W nagrodę idę z kapitanem na randkę dziś po pracy - oznajmiła.
-A mówisz mi to, bo?
-Pomyślałam, że może to panią porucznik zainteresuje.
-Haha. A to niby dlaczego? - spytałam, udając zdziwienie.
-Mogę być szczera?
-Oczywiście. Mów śmiało, Chinatsu.
-Nie lubię cię - powiedziała bez ogródek. - Ty mnie też nie, bo jesteś zazdrosna. Jestem ładna, mądra, skończyłam akademię z równie dobrymi wynikami, co nasz kapitan, no i jestem młodsza. Ty powoli tracisz datę przydatności.
Zachłysnęłam się powietrzem. Myślę, że gdybym piła właśnie jakiś napój oplułabym Chinatsu i pół korytarza, jak to bywa czasem w filmach. Chociaż po dłuższym zastanowieniu stwierdzam, że przydałoby jej się raz, a porządnie splunąć na ten wredny pysk. Tak dla zasady.
-Mniejsza z tym. No dobrze. To są powody, według ciebie, przez które mam cię nie lubić. Dobra... A z jakiego powodu ty nie lubisz mnie? Chyba nie czujesz się zagrożona przez... Jak to było? Kogoś kto traci datę przydatności.
-Ależ skąd. To tylko kwestia czasu, aż przejmę stanowisko porucznika. Bardziej na nie zasługuję. Jestem z dobrego, bogatego rodu.
-I to czyni cię lepszą?
-Zaś ty jesteś... córką oszustki.
-Co proszę? - warknęłam, aż zjeżyły mi się włosy na karku.
-Jesteś córką podłej kobiety z rukongai. Wyrządziła wiele złego naszej rodzinie. Moi dziadkowie nigdy nie zapomną nazwiska Tomori.
-Co niby zrobiła moja matka? Co ty możesz wiedzieć? - spytałam. - Nie pozwolę ci obrażać nikogo z mojej rodziny.
-Mówię tylko jak jest.
-Radzę ci się zamknąć - wycedziłam przez zęby, autentycznie gotowa się na nią rzucić.
-Jakiś problem? - spytał Kazuma, wychodząc ze swojego pokoju.
-Tylko gawędziłyśmy - zaśmiała się Chinatsu. - Do zobaczenia wieczorem.
I zniknęła.
-Coś się stało? Setsuko?
-Zostaw mnie - powiedziałam, oddalając się pospiesznie.
-Setsuko!
-Miłej randki - rzuciłam jeszcze i skryłam się za rogiem korytarza.
Łzy cisnęły mi się do oczu, ale udało i się jakoś opanować. Byłam wściekła w ogóle, byłam wściekła na Kazumę i na Chinatsu za to, co powiedziała. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Byłam tak straszliwie wściekła, że nie potrafiłam tego nawet wyrazić. Ani słowami, ani czynami. Zgrzytając zębami, tłukąc zawzięcie pięściami w ścianę, przeklinałam Chinatsu, siebie oraz swoją bezradność.
-Niech to szlag! Co za durna łajza! Szmata! Dziwka! Ja jej kurwa pokażę! Będzie spierdalać do tej swojej zapyziałej, zapchlonej nory i pojebanej rodzinki, tak ją kurwa załatwię! Co oni kurwa mogą wiedzieć! Kto im kurwa pozwolił nas oceniać! Niech to! Niech to wszystko jebnie w szwach! Pierdolone gnojki, debile i idioci! Wszyscy tacy kurwa mądrzy! I durna mała lafirynda z blond kudłami! Co za cipa jebana! Chuj jej w oko! Cholera jasna! Kurwa! kurwa! kurwa! - krzyczałam w jednym z najmniej uczęszczanych zaułków Czarnego Zakonu.
Łzy ciekły mi po policzkach, nie wspominając o dłoniach poranionych od walki z bogu ducha winną ścianą. Przez chwilę miałam nawet wrażenie, że od wysokiej temperatury zaczęła się topić farba na ścianach, bo porobiły się jakieś dziwne zacieki.
-Setsuko? - usłyszałam i spojrzałam w tamtą stronę. - Rany! Co się stało? Wyglądasz okropnie.
-Dzięki...
-Mówię poważnie. Wyglądasz jak 7 nieszczęść. - Shigeru podszedł bliżej, ale nagle odskoczył. - Łoł! A co tu tak gorąco? - zdziwił się. - Uspokój się.
-Po prostu mnie zostaw.
-Ej, ej, ej... Tak nie mów - powiedział i ignorując buchające ode mnie ciepło podszedł bliżej. - No już. Wdech i wydech. Wdech i wydech.
Posłusznie wykonałam zadanie i czułam jak temperatura wokół powoli spada, wraz z opuszczającym mnie napięciem.
-Bardzo dobrze - Wzruszyłam ramionami, a Shigeru objął mnie lekko ramieniem. - Chodź. Pogadamy.
-Nie... Już wszystko w porządku...
-Nie kłóć się ze mną. Idziemy - zarządził i otarł jeszcze ostatnią łzę z mojego policzka.
Shigeru przemierzał korytarze Czarnego Zakonu. Błądził bez celu. Wciąż nie dostał nowego zadania, a Byakuya przełożył wspólny trening na późniejszą godzinę, by na jakiś czas udać się do Soul Society. Toteż Shigeru nie mając nic lepszego do roboty, postanowił rozejrzeć się po budynku. Robił tak od czasu do czasu. Podziwiał mury, które za nic się nie zmieniły od 10 lat. Zawsze też można było natknąć się na coś ciekawego. Nie spodziewał się jednak usłyszeć zza rogu takiej wiązanki przekleństw. I to z ust swojej własnej siostry. Jej głos przecież poznałby wszędzie i nie miał najmniejszych wątpliwości. Chociaż zdarzało jej się przeklinać, jeszcze nie słyszał, żeby do tego stopnia. Coś musiało się stać. Przyspieszył, więc kroku, by jak najszybciej odnaleźć Setsuko.
Zamarł, gdy ją zobaczył. Waliła pięściami w ścianę, klnąc przy tym soczyście. Nie był nawet świadomy, że wypowiedział na głos jej imię. Spojrzała na niego jakby z przerażeniem, że ktoś zobaczył ją w tym stanie. Wzrok błądził po kątach, gdy zapewne próbowała znaleźć wyjaśnienie tej sytuacji. Rozmyty makijaż, włosy w całkowitym nieładzie i przekrwione ręce. Była w całkowitej rozsypce i pomyśleć było można, że jest obłąkana. Naprawdę wyglądała jak obłąkana.
Shigeru przygryzł mocno wargę, widząc to. Bolał go ten widok, bolało go patrzenie w jakim stanie jest jego ukochana siostra. Nie miał pojęcia, co się stało. Chciał do niej podejść i przytulić ją mocno. Uspokoić i sprawić, by zapomniała o tym, cokolwiek sprawiało jej tyle cierpienia. Lecz, gdy tylko spróbował się zbliżyć, gorąco buchnęło mu w twarz. Traciła kontrolę nad własną mocą. Shigeru wiedział jak niebezpieczne to bywało. W przypadku ognistego zampakatou emocje grały ogromną rolę. Smutek mógł niemal całkowicie zgasić wewnętrzny ogień, zaś gniew go potęgował. Tutaj widział mieszankę... wszystkiego. Istny chaos, który zawładnął jej sercem niczym burza piaskowa, która szargała pustynią. Tylko parę razy zdarzyło mu się stracić w ten sposób kontrolę i to jeszcze zanim właściwie opanował bankai. Cross podczas wspólnej wędrówki nie nauczył go praktycznie niczego, poza przetrwaniem oraz panowaniem nad emocjami i wewnętrznym ogniem.
Jednak Shigeru udało się uspokoić jakoś Setsuko. Może widok znajomej twarzy, ktoś stojący obok niej, wystarczał, by doprowadzić ją chociaż do względnego ładu. Niepokojący jednak był fakt, że coś mogło doprowadzić ją do takiego stanu. Może to był tylko ten jeden raz, ale co jeśli to się już zdarzało lub zdarzać będzie. Jednak nie tego obawiał się najbardziej. Wiedział, że nawet sam potrafi nauczyć ją, jak nad tym panować. To, co go niepokoiło to stan psychiki Setsuko. Od początku przeczuwał, że nie jest najlepiej, ale możliwe, że ocenił sytuację zbyt łagodnie. Shigeru również miał autodestrukcyjne zapędy, które jednak nie ujawniały się zbyt często, dzięki życzliwości ludzi, którzy go otaczali. Niestety śmiał sądzić, iż Setsuko nie mogła do końca polegać na swoich przyjaciołach, co dostrzegał coraz bardziej wyraźnie.
Zmusił Setsuko, żeby poszła za nim. Zabrał ją do swojego pokoju, gdzie mogli w spokoju porozmawiać. Chciał się dowiedzieć, co się wydarzyło. Najlepiej jej także pomóc lub chociaż jakoś pocieszyć. Dodać otuchy, sprawić, by poczuła się lepiej. Bardzo chciał ją wspierać, być dla niej oparciem. Wiele by dał, by wiedzieć, co naprawdę się z nią działo przez ostatnie 10 lat. Nie wierzył zbytnio w to, co sama mu opowiedziała, zaś Kazuma, jego zdaniem, niewiele wiedział. Przez lata nie dostrzegł tego, co Shigeru zauważył w tak krótkim czasie, od ich ponownego spotkania. I tego właśnie w kapitanie 3ki nie znosił. Tak okropnej ignorancji i szczerze, całym sercem nie chciał oddawać siostry pod opiekę kogoś takiego. Z drugiej zaś strony nie miał najmniejszych wątpliwości, że Setsuko kochała Kazumę. I jeśli komukolwiek potrafiłaby zaufać to jemu, a nie młodszemu bratu. I to stanowiło kolejny wiór drażniący podświadomość chłopaka.
Usadził Setsuko na łóżku, a sam zajął krzesło, stojące na przeciw. Wyciągnął z szuflady biurka 2 piwa z czego jedno rzucił siostrze. W ostatniej chwili, ale złapała puszkę. Wyglądało to jednak trochę tak, jakby jej najpierw nie zauważyła, co było raczej dziwnym zjawiskiem, bo Shigeru zrobił to dosyć spokojnie. O nic nie spytał, ale zanotował w pamięci kolejną rzecz, której zamierzał się przyjrzeć w najbliższym czasie.
-To... co się stało? - spytał wreszcie i otworzywszy swoje piwo, pociągnął kilka sporych łyków.
-Nic.
-Ludzie nie tłuką ściany za nic - powiedział, a Setsuko zmarszczyła brwi w odpowiedzi na to trafne spostrzeżenie. - Swoją drogą... Pokaż no te dłonie. Mam chyba wodę utlenioną i gaziki.
-Nie trzeba.
-Pokaż - rozkazał, a Setsuko posłusznie odstawiła piwo i wyciągnęła przed siebie ręce.
-Dobrze. To tylko zdarty naskórek. Ale lepiej i tak to przemyjemy.
-Nie trzeba - powtórzyła. - To przecież tylko zdarty naskórek - dodała i szybko schował dłonie.
-Jesteś dziewczyną, powinnaś dbać o siebie.
-Dbam, ale nie jestem z cukru.
-Niech ci będzie. To powiesz mi w końcu, co się stało?
-Mówię przecież... że nic.
-No dobra. Z innej beczki. Kim była ta blond laleczka, co wyszła z pokoju Kazumy? - Shigeru zadał kolejne pytanie.
Zamarłam. Czułam się jak na przesłuchaniu i czułam, że tym razem Shigeru nie odpuści tak łatwo.
-Oficer... naszego oddziału. Miyagi Chinatsu... - odpowiedziałam niechętnie.
-Miyagi? Skądś kojarzę to nazwisko...
-Co? - zerwałam się na równe nogi, omal nie rozlewając piwa.
-Sorki, nie pamiętam skąd.
-Co wiesz... O naszej mamie? - spytałam niespodziewanie, zaskakując tym zarówno siebie jak i Shigeru.
-Była ładna, bardzo ładna. Miała czerwone oczy, brązowe, długie włosy. Często zaplatała je w warkocz, tak jak ty. Uwielbiała nas przytulać i zawsze całowała nas przed snem i na dzień dobry. Świetnie gotowała, umiała praktycznie wszystko. Ale nic więcej nie wiem.
-No tak... Przepraszam.
-Swoją drogą... Czyżbyś już się pogodziła z faktem, że jesteśmy rodzeństwem, czy zwyczajnie starasz się o tym nie myśleć? - spytał Shigeru, przyglądając mi się uważnie.
-Ja... Nie pogodziłam się - odparłam.
-Co?
-Nie musiałam. Nie mam już żadnych wątpliwości, że jesteś moim małym braciszkiem.
-Tylko nie małym.
-Wiem, wiem. Jesteś już mężczyzną, ale dla mnie zawsze będziesz moim małym braciszkiem.
-A ty moją kochaną siostrą. Dlatego chcę ci pomóc. Nie wiem tylko, czy potrafię - stwierdził Shigeru i upił kolejny łyk piwa.
-W porządku. Nie musisz mi w niczym pomagać. Nie ma takiej potrzeby.
-Tamta blond laleczka coś ci powiedziała o mamie?
-Powiedziała, że mama była podłą kobietą i wyrządziła jej rodzinie wiele złego.
-To niemożliwe! - oburzył się.
-Wiem. Też w to nie wierzę. Dlatego tak się zdenerwowałam.
-A to mała zdzira...
-Tak... W dodatku Kazuma idzie z nią dziś na randkę. Wychodzi na to, że odwiedzała go dosyć często. A ja głupia nic nie zauważyłam...
-Jaki gnojek... Kręcił z tobą i jednocześnie z nią.
-Bez przesady. On ze mną nigdy nie kręcił. My w ogóle nic nie kręciliśmy. Nigdy nic nie kręciliśmy...
-No, daj spokój. Mnie nie oszukasz. Coś się między wami kroiło. Widziałem jak na niego patrzysz. Zresztą wydawało mi się, że on też coś do ciebie czuje, więc się nie mieszałem. A on takie coś odwalił. Moją siostrę tak potraktować - wygrażał Shgeru i znów wziął kilka łyków piwa. - Dupek tego pożałuje.
-Zmieniając temat - mruknęłam. - Co łączy cię z Bris?
-Jesteśmy przyjaciółmi. Była uczennicą Crossa, jak ja. Potem rozdzieliliśmy się na 2 lata, gdy zniknęła wraz z nim. Po jakimś czasie wróciła i od tego czasu jesteśmy jak rodzeństwo.
-Rozumiem.
-A co do Kazumy, mam pomysł - rzucił nagle.
Shigeru się uparł i nie miałam wyboru jak iść za nim.
-A ja dlaczego tutaj jestem? - spytał chłodno Byakuya, gdy cała nasza trójka wychylała się zza budynku.
-Napatoczyłeś nam się po drodze - skwitowałam.
-W końcu to twój kuzyn, nie? - stwierdził Shigeru. - Nie interesuje cię to z kim się umawia?
-Nie.
-Daj spokój Bykuya. Ja też nie chciałam tu przychodzić. Pomęczymy się razem.
-Patrzcie, patrzcie. Wychodzą.
Obserwowałam jak Kazuma i Chinatsu wychodzą razem z budynku i kierują się w stronę miasta. Zakamuflowani, utrzymując dystans, podążaliśmy za nimi. Szli ramię w ramię, gaworząc ochoczo, a przynajmniej tak to widzieliśmy. Ja tak to widziałam. Byakuya nie odezwał się nawet słowem. Zaś Shigeru cały czas upierał się, że ona jest do mnie podobna i to na pewno dlatego. No tak. Ma blond włosy. Ale zbyt się różniłyśmy z charakteru. Była bardziej jak... Hotarubi. Idealna pod każdym względem, a ja znów zobaczyłam w ekranie telefonu swoją brzydką twarz, wykrzywioną w zawistnym uśmiechu.
Nie wiedziałam, co takiego zrobiła moja matka i nie rozumiałam, dlaczego i mnie ktoś nienawidzi z powodu jakiś wydarzeń z przeszłości. Co tak właściwie się wydarzyło i kim byli moi rodzice? Niestety Shigeru nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Jeśli ktoś wiedział to jedynie Chinatsu i jej rodzina, ale nie miałam najmniejszej ochoty z nią o tym rozmawiać. Nie wspominając o tym, że i tak nie uwierzyłabym nawet w jedno słowo tej blond suki.
I Kazuma... Gdy już myślałam, że zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Nie... Nie wydawało mi się. Zbliżyliśmy się do siebie w ostatnim czasie. Wszystko było... Dobrze. Tak przynajmniej myślałam. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że nie miałam racji. Nie śmiałam jednak spytać, kiedy zdążyli się tak polubić, że spacerowali teraz razem po mieście. Brakowało tylko, by trzymali się za ręce.
Westchnęłam cicho, patrząc jak Kazuma i Chinatsu skręcają w parkową alejkę. Zatrzymują się przy niewielkim straganie z kwiatami, które sprzedawała sympatyczna starsza kobieta. Przez chwilę tam zostali, po czym Kazuma wręczył Chinatsu ślicznego kolorowego tulipana.
-Kwiaty? - zakpił Shigeru. - Przecież to widać, że ona nie chce kwiatków, tylko woli zaciągnąć go do łóżka.
-W końcu to idiota - skwitował Byakuya.
-Dlaczego ty i pani Tomiko nazywacie go ciągle idiotą? - spytałam.
-Bo nim jest. Powinnaś o tym wiedzieć najlepiej.
-Nie, nie wiem i nie rozumiem.
-Rany, zanudziłbym się na takim spotkaniu... - jęknął Shigeru i ziewnął teatralnie.
-Shigeru nie mów tak. Kwiaty, spacer po parku... To słodkie. Romantyczne - stwierdziłam.
-Masz dziwnie normalną definicję romantyczności - przyznał Byakuya.
-A czego się spodziewałeś?
-Byłem pewien, że dla ciebie romantyczne będzie wspólne wysadzenie budynku albo coś w tym stylu.
-Za kogo ty mnie masz, co?
-Hm...
-Nie, dobra... Nie chcę wiedzieć - dodałam pospiesznie.
-Nie miałem na myśli nic złego - odparł Byakuya.
-To nowość. Zaskakujesz mnie.
-Nie tylko ciebie... - mruknął.
-Co?
-Nic. Patrz, oddalają się.
Faktycznie. Kazuma i Chinatsu powoli znikali z zasięgu wzroku, więc podeszliśmy bliżej. Wyszli z parku i wmaszerowali do pobliskiej restauracji.
-Idziemy? - spytał Shigeru.
-Nie. To zbyt ryzykowne.
-Mam pomysł. Zadzwonię po Bris. Będzie mogła nam powiedzieć, co robią. A zawsze można ją poprosić o zrobienie jakiegoś zamieszania.
-Nie. Bez przesady. Dlaczego mamy psuć im popołudnie? - spytałam, wzruszając ramionami.
-Nie wkurza cię to? Po tym wszystkim...
-Czym wszystkim? - spytałam cicho.
-Nie wiem...
-No ja też nie wiem. Daj spokój Shigeru. To nie nasza sprawa...
-Zgadzam się z twoim bratem, Setsuko. Nie denerwuje cię to? - słowa Byakuyi były bardziej, niż niespodziewane.
-Dlaczego... miałoby? - wydukałam.
-Nie zgadzam się. To tobie powinien kupować kwiaty. Ciebie zabierać na spacery. Nie poddawaj się siostra.
-Nie obchodzi mnie to, co Kazuma robi ze swoim wolnym czasem - syknęłam. - Mam to gdzieś. Idę. Powiedzcie Koumuiowi, że biorę 2 dni wolnego. Dawno nie byłam w kasynie - rzuciłam na odchodne i oddaliłam się pospiesznie.
Znowu nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, ani gdzie iść. Uciekłam. Mogłam wrócić do domu, do seireitei, ale tam zbyt łatwo było mnie znaleźć. W dodatku nie miałam ochoty na socjalizowanie się, do którego zapewne zmusiłaby mnie Rangiku. Tak dawno nie było mnie na wieczorku hazardowym, a dziś akurat był piątek. Siedzenie w Czarnym Zakonie też odpadało. W tamtej chwili nie miałam najmniejszej ochoty na spotkanie Kazumy po randce, tym bardziej, gdyby Chinatsu postanowiła zostać na noc...
Było tylko jedno miejsce, w którym mogłam zniknąć, gdzie mogłam wtopić się w tłum ludzi. Być szara i anonimowa, nieważna, niewidoczna, gdzie mogłam przestać istnieć. Moim celem podróży było Tokyo. Oczywiście dla shinigami dotarcie tam nie było specjalnie trudne ani czasochłonne. Już niedługo później spacerowałam po zatłoczonej ulicy. Nogi same zaniosły mnie w okolice Anteiku. Mieli tam dobrą kawę i zawsze miłą atmosferę. Łudziłam się, że tam uda mi się zrelaksować. Nie spodziewałam się, że sklep będzie zamknięty. Westchnęłam cicho i zajrzałam przez szybę. Zaklęłam siarczyście i ruszyłam dalej.
-Czekaj! Czekaj do cholerrrrrry! - usłyszałam i ktoś szarpnął mnie za ramię. - Tak myślałam, że to ty. Rozpoznam ten zapach z daleka. Krew... Odrobina jaśminu i... Coś się w twoim zapachu zmieniło...?
-Wilczy?
-Cicho - skarciła mnie. - Bez maski jestem Ivrel.
-Ah. Więc tak masz na imię. Wyszłaś z Anteiku?
-Tak. Mam 3 dni wolnego, więc mogę rrrobić, co chcę, a tam mają najlepszą kawę.
-To fakt.
-Co tu rrrobisz?
-Cóż... Ja się po prostu szlajam po okolicy - mruknęłam.
-Znowu szukasz inforrrmacji, czy może kłopotów?
-Ani tego, ani tego. Można bardziej powiedzieć, że uciekłam z domu... I nie bardzo mam co ze sobą zrobić.
-Dobrze się składa. Potrrrzebuję towarrrrzystwa.
-Do czego?
-Jak to? - oburzyła się Wilczy. - Do picia przecież!
-To nie dobry pomysł. Aogiri zna moją twarz.
-Ale ja znam miejsce, w którym możemy spokojnie wypić.
I tak trafiłyśmy do baru prowadzonego przez słynną Itori, której właściwie nawet tam nie było, ale Wilczy jakimś trafem miała zapasowe klucze.
-Właź - mruknęła, więc weszłam. Wyciągnęła z zaplecza 2 szklanki i kilka butelek alkoholu. Po jednej z każdego rodzaju. No i soki i inne duperele. - Obsłuż się. Ja nie umiem rrrobić drrrinków. Piję zazwyczaj czystą.
-Ja też wybredna nie jestem.
-To może na początek szkocka? Tylko, że bez lodu. Skończył się chyba albo go menda ukrrryła, żeby mnie zniechęcić.
-Dziś nie jest tak gorąco, więc może być i bez.
-Niezłą akcję odwaliłaś ostatnio. Na balu.
-Haha. Wiem...
-Kim była ta... Taka czarrrna. Gadałaś z nią zanim przylazł Aki.
-Czarna? Chodzi ci o Hotarubi?
-Wilk ją tam wie, jak się nazywała.
-Aizawa Hotarubi. Wysłanniczka waszego założyciela. Jest też łączniczką między Espadą a Noah.
-To skąd ty ją znasz? - spytała podejrzliwie Wilczy.
-Była... Jest shinigami. Oczywiście, że ją znam.
-Jedna z waszych? Co ona tam rrrobi?
-No wiesz. Aizen... Wasz założyciel też jest jednym z "naszych"... - wyjaśniłam. - Hotarubi była moją przyjaciółką. Byłyśmy w tym samym oddziale.
-A to zdzirrra. Ale dlaczego cię nie wydała?
-Twierdziła, że woli zobaczyć jak długo wytrzymam na balu. Ale mam pewne podejrzenie.
-Jakie?
-Cóż... Myślę, że wolałaby mnie zabić osobiście.
-Czyli jest wrogiem - mruknęła Wilczy i na jej twarzy znów pojawił się ten niebezpieczny, drapieżny uśmiech.
-Jeśli ją spotkasz, pilnuj się. Jest bardzo spostrzegawcza i niebezpieczna.
-Też ma taki mieczyk?
-Tak - zaśmiałam się. - Też ma taki mieczyk.
-I co umie?
-Nie wiem. Tylko raz widziałam jak używa bankai. Pojawiła się mgła, a wrogowie przestali się ruszać...
-Brzmi grrroźnie - zaśmiała się radośnie Wilczy, ale brzmiała bardziej jak dziecko, któremu obiecano nową zabawkę.
-Bo tak jest.
-Zapomniałabym. Weź powiedz tej swojej dziuni, żeby lepiej nie wracała do Aogirrri.
-Jakiej dziuni? - zdziwiłam się.
-Tej... No, co cię wyciągnęła z sali.
-Kiedy zgasło światło?
-Tak. Tej.
-Jezu. To przeze mnie ją podejrzewają?
-Nie. Bal to pikuś. Podejrzewali ją już od dawna. Znika na długie okrrresy czasu, podejrzewali, że jest szpiegiem skądś. Dlatego dobrze rrradzę, niech nie wrrraca.
-Dobra, dam jej znać - mruknęłam, wyciągając telefon i napisałam do Shigeru, by przekazał wiadomość do Bris. - Ale skąd wiedziałaś, że ona mnie wyciągnęła.
-Widziałam.
-Jak?
-Bo to ja zgasiłam światło.
-O rany. Dzięki, Iv! Uratowałaś mnie tym.
-Nie ma sprrrawy.
-Ależ jest. Ojejku. Mimo, że ostrzegałaś.
-Nie mogłam na to patrzeć.
-Nie będziesz miała przez to kłopotów? Nie chciałabym, żebyś miała...
-Nie wiedzą, że to ja. A ja nie chciałam strrracić towarzyszki do picia.
-No dobrze, a jaki jest prawdziwy cel Aogiri? - spytałam, gdyż wciąż nie udało mi się dowiedzieć najważniejszej rzeczy. - Albo inaczej... Słyszałaś kiedyś o innocence?
-Żarrrrtujesz? Prrrrzecież to nasz top największy prrriorytetowy prrriorytet!
-Nie mówisz poważnie...
-Mówię! Zbierrramy je. Dostaliśmy rrrozkaz, żeby zdobyć tego jak najwięcej. Ale są jeszcze jedni, co to zbierrrają dla tej samej osoby ponoć. Jeszcze nie spotkałam, ale... To był jakiś klan. Przy nich mamy się albo wycofać albo z nimi współprrracować. Drranie...
-Klan Noah?
-Tak! To te gnojki co zajumały nam parrrę akcji, znaczy Aogiri, ale wiesz... Mnie też rrrozliczają z postępów, więc tak jakby mnie to wkurrrrrrza.
-Czyli jednak Noah i Aogiri pracują dla Aizena. A niech mnie. Ej, a kto mu je przekazuje?
-Zamykamy ten szajs w sejfie w siedzibie głównej i ktoś po nie przychodzi.
-Jak często?
-Jak jest kilka. Ostatnio był po 5.
-A kiedy ostatnio przyszedł?
-Już z 2 miechy temu.
-Iv, gdzie ta siedziba? Proszę, powiedz mi, gdzie.
-Ej, ej.... Co ty kombinujesz?
-A jak myślisz? - spytałam, rzucając Ivrel proszące spojrzenie.
-Zgoda - mruknęła po chwili namysłu - Dam ci namiary, ale są 2 warrrrunki.
-Jakie?
-Pójdziesz tam, ale nie nie prędzej, niż pojutrze.
-Dlaczego?
-Bo jutro jest tam zebranie dla 1 rrrrangi, będzie od cholerrry samych najsilniejszych.
-Sugerujesz, że nie wyszłabym stamtąd żywa?
-Nie wyszłabyś w ogóle. Chyba, że kości... Ale też wątpliwe.
-Ja wiem, że ghoule jedzą ludzkie mięso, ale ja przecież nie jestem człowiekiem.
-Nie jadłam nigdy shinigami, oni też nie, więc na pewno chętnie sprrróbują.
-Dobra! Dobra! Zgoda. Nie prędzej, niż pojutrze. A drugi warunek?
-Jak wyjdziesz z tego cała to kupujesz mi flaszkę albo nawet dwie.
-Umowa stoi.
-W takim razie w porządku - oznajmiła Ivrel i narysowała mi, gdzie jest siedziba i którędy należy wejść. - Masz. I nie daj się zabić - dodała.
-Dzięki.
-To co, pijemy dalej?
-Pijemy. Tylko za co? - spytałam.
-Za miłość? - zaproponowała Ivrel i parsknęła maniakalnym śmiechem.
-Haha. Dobry żart.
-Prrroblemy miłosne?
-Miłości... Nigdy nie było.
-Wyczuwam złamane serce.
-Złamane? - zaśmiałam się. - Totalnie rozpierdolone na najdrobniejszy mak.
Kazuma, kretynie, co wyprawiasz? Gdzie te twoje przebrzydłe oczyska i łapska gonią? Wstrętna Chinatsu. Mała sucz z bogatej rodzinki. ble.
OdpowiedzUsuńByakuya znowu wymiata. Jego komentarze są przeboskie. A niby tak opanowany i oziębły.
Czekam na akcję. Pozdrawiam.
Laurie
Oj, kochana, Byakuya to nas jeszcze nie raz zaskoczy ^w^
UsuńAle menda, ale pizda zajebana. Kurwa, a miałam sympatie dla tego imienia. Kuxwa, ciezko bedzie. Zreszta.... Setsu swietnie wyraziła chwilę po moim uczuciu odrazy do Chinatsu opinie, z ktora zgadzam sie w 200% No jakbym siebie slyszala.
OdpowiedzUsuńA na Kazumę to już sobie przygotowałam pazury. Będę się głodzic przez tydzien bo głodne wilki to naprawde krwiożercze wilki i nawet jego bankai mu nie pomoze. Popieram Shigeru i jego zdanie na ten temat. Ja mowilam, ze ja Kazumy nie polubie! Gnojek! Obludnik! Zdrajca! Nie lubimy go, niet, nie ma mowy.
Niech to wszystko jebnie w szwach! <-- podoba mi sie ten zwrot ^^
Ale byakun!!!!! Ahahahahhaha, 'a ja co tu robie" :D OMG, o tak, widze go, widze. Na tych szpiegach :D Wlazło jak pantera do pochwy :D
IVREL. I jednak wilcza menda zgasila swiatlo, liczylam na nia, ze tak powiem - moja krew :D piekna piekna popijawa, az mi sie ochota zrobila, nie powiem, ze nie. i te 'rrr' <W :D nawet w 'rz' je przeciaga, gówniarrra ghoulowa ;D Pięknie. i aogiri dla ajzena, czyli wilczy, pod przykrywa i jako agent ALE JEDNAK DLA TEJ SZMATY AIZENA :D Jakos to znose. Jestem dzielna.
Jestem zachwycona rozdzialem, znow. Dowodem na to niech bedzie ze od pol godziny trzese sie z zimna, bo w kuchni pizga mrozem, ale nie rrruszylam sie stad, nie moglam! pochlonelo mnie i Cb niech pieklo pochlonie, Trrris, jak jutro z przeziebieniem bede walczyc ;D
I wgl wgl, jeszcze jedno chcialam. Relacja rodzenstwo, setsu - shigeru : <3 <3 <3 <3 total wsparcie jedno drugie, totalnie to czuc, ta wiez, jest namacalna.
Chinatsu, cóż, ale mam jeszcze do niej wielkie plany, tylko, że ona nie da się tak łatwo zabić, a Kazumę oszczędź, ja go jeszcze potrzebuję i to bardzo. W sumie jestem zdziwiona, że tak nie lubisz Kazumy, sądziłam, że polubisz go tak jak Vincenta z Szeptu.
Usuń"Wlazło jak pantera do pochwy" to zabrzmiało... Hum... >.<
Ok no to cieszę się, że się podobało. Jeszcze 41 rozdział - przedsmak i wreszcie będzie kąsek na który długo czekałam - rozdział 42. Boże przez sezon miałam taki zastój i nie wiedziałam co zrobie dalej, ale trzeba było publikować, a dzięki komentarzom jakoś tak się bardziej zawsze chce myśleć i wykminiłam i popłynęłam już kolejne kilka rozdziałów dalej, omg, a ja już mam całą fabułę opisaną z grubsza, ale potrzebowałam takich, wiesz, kąsków. I są, będą. Boru.
Nieee, Kazuma zupełnie inny typ, niż Vin, zresztą, kuzynostwo z Byakuyą go skresla :D Menda jest! Menda! Moze sobie wygladac sexy w tym mundurku egzorcystow, ale i tak, tch!!! wielkie TCH dla niego, o!
Usuń