Wszystkiemu towarzyszyła muzyka

Followers

Rumors

I w ten oto sposób zakończyła się historia Behind Last Crossroad. Niemniej, zapraszam na moje pozostałe blogi, które można znaleźć w zakładce Other Dimensions. A najprawdopodobniej w kwietniu odbędzie się premiera drugiej części BLC pod tytułem Daughter of fiery flowers :D


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!

Ranking popularności bohaterów BLC

czwartek, 22 października 2015

42 ~ Double date.

 No tu macie długi rozdział. Jakiś taki wyszedł, ale już nie chciałam go dzielić na dwa. Szczerze to czekałam na ten rozdział, osobiście bardzo go lubię, tak samo jak i piosenkę, którą do niego wybrałam. Swego czasu była mi bardzo bliska.

***

-Chinatsu! - krzyknęłam. - Miło cię znów widzieć.
-Panią porucznik również - padło w odpowiedzi.
-Daj spokój z panią porucznik. Wystarczy Setsuko. Przecież umawiasz się ostatnio z Kazumą, więc jesteśmy prawie jak szwagierki - śmieję się. - Kazuma jest przecież dla mnie jak brat.
-Dziękuję, Setsuko.
Gdyby ktoś się zastanawiał, dlaczego i jakim cudem witałyśmy się z takim entuzjazmem, wyjaśnienie jest bardzo łatwe. Kazuma stał tuż obok, przysłuchując się całej rozmowie.
-Znowu idziecie? - spytał Byakuya, który również był obecny przy tej rozmowie.
-Tak.
-Co za zbieg okoliczności - mruknęłam. - Bo my z Byakuyą też właśnie wychodzimy.
-Naprawdę? - zdziwił się Kazuma, na co Kuchiki skinął głową.
-Oczywiście, że naprawdę.
Tak. Ja i Byakuya szliśmy... A właściwie mieliśmy zamiar iść gdzieś razem.
-To wspaniale - uradowała się Chinatsu.
-No nie? Właśnie. Co powiecie na podwójną randkę? - spytałam.
I tu był pies pogrzebany. Prawdopodobnie nigdy nie zdecydowalibyśmy się na tak radykalny krok, gdyby nie to, że Kazuma po raz kolejny wybierał się gdzieś z Chinatsu. I o dziwo, wcale kapitana 6 nie przekupiłam. Ot tak, po moim powrocie do Czarnego Zakonu, sam zaproponował ten niecny plan. Z początku myślałam, że sobie ze mnie żartuje lub nie wypłacę do końca życia za tą przysługę. A jednak okazało się, że robi to jakby z dobroci serca.
W końcu Kazuma i Byakuya byli kuzynami. Jeśli tak dalej pójdzie, Chinatsu stałaby się częścią rodziny. A dziedzic Kuchikich nie pałał do niej zbytnią sympatią i nie cieszył go taki rozwój wydarzeń. Postanowił coś z tym zrobić. I wtedy napatoczyłam się ja. Całkowicie nie akceptująca Chinatsu. Doprawdy, chyba nawet Hinamori lubiłam bardziej, niż ją. I chociaż z początku nie chciałam się zgodzić na ten dziwny plan, starając się zachować resztki godności, wreszcie skapitulowałam.
-Wspaniały pomysł - Chinatsu nie śmiała odmówić. Być może upatrzyła w tym szansę, żeby mnie jakoś upokorzyć lub przynajmniej pokazać się Kazumie z dobrej strony. Mówiłam już, że nie mogłam dziewuchy znieść? - Co ty na to, Kazuma?
-... Tak. To świetny pomysł...
-W takim razie postanowione.
-Dokąd pójdziemy?
-Zamierzaliśmy trochę potańczyć - oznajmiła Chinatsu. - Znaleźliśmy przyjazne miejsce z dobrą muzyką.
-Doskonale - stwierdziłam. - No nie, Byakuya?
-Można spróbować...
-Ale muszę przyznać, że jestem zaskoczony - powiedział Kazuma. - Jak to się stało, że wy...?
-Tak jakoś wyszło - odparłam.
-Setsuko bardzo się w ostatnim czasie zmieniła.
-To prawda.
-Idziemy? - ponagliła nas Chinatsu.
No i poszliśmy. Musiałam przyznać, że Byakuya był o wiele lepszym aktorem, niż sądziłam. Gdybym nie znała prawdy, sama uwierzyłabym, że my tak na serio. Toteż Kazuma nie miał żadnych podstaw, by nas podejrzewać.  Zwłaszcza, że nigdy się tak naprawdę nie dowiedział, jakie relacje były między mną, a Byakuyą. My nic nie mówiliśmy, a on zbytnio nie pytał. No... Właściwie to był pewien, że między nami coś było, a ja nigdy nie wyprowadziłam go z błędu, sądząc, że tak będzie lepiej.
Rzeczywistość była jednak bardziej skomplikowana. A wszystko to działo się w czasach akademii, jeszcze zanim Byakuya poznał swoją piękną żonę. On był na ostatnim roku akademii, Kazuma na przed ostatnim, a ja i Hotarubi dopiero zaczynałyśmy naukę. Przystojnych, czarnowłosych kuzynów poznałyśmy przypadkiem. A właściwie dzięki Yoruichi, która czasem odwiedzała młodego, słodkiego Byakuyę. To ona nas razem poznała, a potem było już z górki.
Z Kazumą bardzo szybko się zaprzyjaźniłyśmy i tak się we trójkę trzymaliśmy, spędzając razem czas wolny. Toteż mimochodem dużo widywałyśmy się także z Byakuyą. Ten jednak, nigdy nie zgodził się uznać nas za swoje przyjaciółki. Nie był ze sobą zbyt szczery. Spotykaliśmy się wszyscy, razem trenowaliśmy, razem się uczyliśmy. To znaczy Kazuma i Byakuya pomagali w nauce mi i Hotarubi. No dobra. Głównie mi.
Naprawdę się starałam, ale nie miałam cierpliwości do nauki, a tłumaczenia nauczycieli były nudne. Nie szalałam już tak jak wcześniej. Coraz rzadziej pyskowałam, ale zdarzało mi się urywać z lekcji. Kazuma zawsze pilnował, żebym nadrobiła zaległości i bardzo mnie dopingował. Byakuya zaś był bardzo surowy i nie raz zebrałam baty podczas treningów. Kazuma zaś trenował z Hotarubi. Dlaczego taki był podział? Nie wiedziałam. Tak wyszło. Zawsze miło wspominałam tamten okres.
Ale czas mijał. Byakuya skończył akademię i dołączył do 6 oddziału, wtedy trochę mniej się widywaliśmy, bo był bardzo zajęty. Strasznie mu zależało, żeby zadowolić ojca. Skomplikowaną tam mieli w domu sytuację. Doprawdy. Ale i tak od czasu do czasu znajdował dla mnie czas na walkę. A zasada była tylko jedna. Nie używamy demonicznej magii, ani bankai. Może dlatego, że ja bankai jeszcze wtedy nie potrafiłam, a Byakuya tak. Był geniuszem. No przecież mowa tu o dziedzicu rodziny Kuchiki. Szybko zapanował nad Senbonzakurą.
No, więc znowu była nas bardziej tylko trójka. Pech chciał, że i ja i Hotarubi obie czułyśmy miętę do Kazumy. Był przystojny, silny, mądry. Uczył się tak samo dobrze, jak jego kuzyn. Wszyscy byli z niego dumni. A w dodatku był bardzo miły i troskliwy. To właśnie w tamtym okresie tak często bywałam w posiadłości rodziny Kurogane. Zawsze przemykałam przez płot, prosto do pokoju Kazumy. A on pomagał mi z nauką i opowiadał różne rzeczy.
Problem był tylko w tym, że chociaż był dla mnie tak miły, trzymał mnie jakby na dystans. Przynajmniej tak to wtedy postrzegałam. Dopiero po jakimś czasie, zorientowałam się, że to nie to. Ja byłam tylko przyjaciółką. Do pogadania, do zabaw, ale nic więcej... Kazuma kochał Hotarubi. Ale tego dowiedziałam się dopiero, gdy wszyscy zakończyliśmy edukację. Wylądowaliśmy razem w oddziale 3. I wtedy to się stało. rozeszła się wieść, że Kazuma wyznał swoją miłość do Hotarubi, a ona go odrzuciła. Mimo to przez kolejne lata nie poddawał się, zabiegając o jej względy. Z czasem został Kapitanem, kiedy Kira przeszedł do piątki.
I chociaż Hotarubi zdawała się pozostawać obojętna wobec swojego adoratora, osobiście odnosiłam inne wrażenie. Byłam pewna, że powoli zaczyna się przełamywać. A ja? Ja zostałam w tyle. Stałam z boku i obserwowałam. Już dawno postanowiłam ich wspierać. Od samego początku byłam po ich stronie. Toteż, gdy Hotarubi została porucznikiem, a ja oficerem, skończyłam pracując bardziej w roli asystentki. Wspierałam ich i pomagałam z ich pracą, wypełniając przy tym swoją. Stąd te herbatki i wiecznie miła atmosfera w oddziale. Chciałam być tam dla nich.
Ale niedługo, a może długo, później Hotarubi nas zdradziła i mój mały, piękny świat legł w gruzach. Wróćmy jednak na chwilę do Byakuyi. To było jeszcze zanim został kapitanem.  Nie chcąc przeszkadzać Kazumie i Hotarubi, spędzałam nieco więcej czasu z Byakuyą. Pomagał mi w opanowaniu shikai, a gdy skończyłam akademię także bankai, więc trenowaliśmy wtedy na potęgę. Chciałam być silna, by wspierać przyjaciół, a Byakuya, jak to Byakuya. Zawsze pochwalał ciężką pracę.
Z racji tego, że dużo przebywaliśmy w swoim towarzystwie, z czasem zaczęło to wyglądać, jakby coś między nami było. Od Hotarubi wiedziałam, że tak właśnie większość myślała. Ja też z czasem zaczęłam w to wierzyć. Ale potem Bakuś poznał Hisanę. Piękną, utalentowaną Hisanę i bardzo szybko wzięli ślub. A ja skończyłam po raz drugi ze złamanym sercem. Tak przynajmniej sądziłam, ale nie trwało to długo. Szybko zreflektowałam się, że tak nie było. Zwyczajnie próbowałam uciec od Kazumy i żyć własnym życiem. Ale nie było mi to dane.
Wtedy moja uśmiechnięta maska stała się kompletna. Czułam się źle, bardzo źle. Ale wybrałam "ciche" życie, w cieniu swojej idealnej przyjaciółki. Wtedy wydawało mi się, że bycie obok nich to prawdziwe szczęście. Nie miałam jeszcze pojęcia, jak zły wpływ miała na mnie Hotarubi. Miałam opanowane już bankai, więc zaczęłam się obijać. To znaczy, uwielbiałam misje w terenie i oddziałowe treningi, ale nie robiłam nic poza tym. Nie narzucałam się też Byakuyi, który przeżywał najlepszy okres swojego życia, mimo, że wciąż użerał się z rodziną. Zresztą szczęście nie trwało długo. Nie śmiałam, więc użalać się nad sobą, ale nie potrafiłam mu też pomóc. Zamknął się na świat po utracie ukochanej, a mi brakowało odwagi, by go stamtąd wyciągnąć. Wygłupiałam się i kłamałam. Dlatego tak spodobał mi się hazard. Tam, nikt nikogo nie obwiniał za fałszywy uśmiech. Poker face było w modzie.
Oczywiście warto wspomnieć, że w tej historii przeplatał się później także Renji. Co śmieszne, dołączył do akademii 2 lata po mnie i Hotarubi. Wraz z Rukią, ale posiadał naturalny talent i szybko został porucznikiem 6 oddziału, jeszcze zanim my awansowałyśmy. Życie nigdy nie jest sprawiedliwie. Ale Renji zawsze był naszym dobrym kumplem. Miał też inną mentalność, bo tak jak ja i Rukia był z Rukongai. Bo przecież, jak już wspomniałam Byakuya i Kazuma byli z dobrych rodów, a i rodzice Hotarubi byli shinigami. Toteż z Renjim zawsze było mi łatwo się dogadać.
-Coś się stało? - spytał Byakuya, gdy siedzieliśmy już przy stoliku.
-Ależ skąd - odparłam, uśmiechając się lekko. - Przypomniały mi się dawne czasy i poczułam dziwną nostalgię.
-Mówisz o akademii? - wtrącił się Kazuma.
-Tak. Stare, dobre czasy... Ale nie bądźmy tacy i nie mówmy o tym, o czym Chinatsu nie ma pojęcia - zaproponowałam. - To przecież nieuprzejme.
W rzeczywistości po prostu nie chciałam, by się dowiedziała czegoś z naszych wspominek. Ten czas należał tylko do nas i nie miała prawa się wtrącać. Nie była jedną z nas. Sytuację uratował kelner, który pojawił się przy naszym stoliku z uśmiechem na ustach i rozdał nam menu.
-Podobno mają tu wyśmienite jedzenie - oznajmiła Chinatsu.
-Wygląda bardzo wykwintnie - przyznałam, mentalnie wytykając język blond jędzy.
-Na co masz ochotę?
-Nie wiem, Kazuma. A ty co zamawiasz?
-Myślałem o polędwicy w sosie miodowym.
-Też na to patrzyłam. Ale nie mogę się zdecydować, bo łosoś też brzmi zachęcająco.
-To dlaczego nie weźmiesz łososia? Zawsze możemy się podzielić - zaśmiał się Kazuma. - W ten sposób będziesz mogła spróbować jedno i drugie.
Wywróciłam oczami, zasłaniając się kartą dań i spojrzałam na Byakuyę, który siedział obok.
-Co zamawiasz? - spytał, całkowicie ignorując parkę po drugiej stronie stolika.
-Cóż... Osobiście wolę coś prostszego, niż sos miodowy, bo brzmi dość... oryginalnie - stwierdziłam z uśmiechem. - Może lazania albo makaron z sosem szafranowym.
-Też brzmi dość...
-Tak, ale sos szafranowy jest bardzo dobry wbrew temu jak brzmi, ale chyba zostanę przy lazanii. A ty już zdecydowałeś?
-Jeszcze nie...
-Ah. No tak. Nie jadasz zbytnio w takich miejscach - zauważyłam.
-Ty zaś wyglądasz na bardzo obytą, chociaż restauracja jest dość ekskluzywna w porównaniu do lokalu, do którego idziemy później.
-Kasyna, mój drogi, kasyna. Uczą wielu rzeczy. Zresztą bywałam już w różnych miejscach z Rangiku i Hotarubi.
-Rozumiem.
-Tobie proponuję spaghetti, jest dość neutralne, ale jeśli nie jesteś przekonany zapewne zasmakuje ci risotto. Z krewetkami odpada, bo nie lubisz, ale to ze szparagami powinno być w sam raz. - Byakuya spojrzał na mnie zaskoczony i przez chwilę milczał, patrząc w menu. - Ale przypuszczam, że nie zaryzykujesz i nie posłuchasz mojej rady...
-Nie.
-Tak myślałam.
-Nie. Risotto ze szparagami brzmi rozsądnie.
-Oh. W takim razie ciesze się.
Niedługo później zjawił się kelner i zebrał zamówienia.
-Co podać do picia? - spytał z uśmiechem.
-Wino.
-Tak. Wino.
-Polecam portugalskie Verde. To wytrawne różowe wino, bardzo dobre.
-W takim razie niech będzie.
-Chyba, że wolą państwo słodkie.
-Nie. Może być wytrawne.
-Czy chcą państwo zamówić deser już teraz, czy po posiłku?
-Jeśli zamówimy teraz... - zaczęła Chinatsu.
-Bez obaw, deser podajemy dopiero po posiłku. Oczywiście najpierw przyjdę się upewnić, czy mam je już podać, czy jeszcze nie.
-W takim razie... Weźmiemy coś, nie? - powiedziała.
-Jak najbardziej. A wy? - spytał Kazuma, patrząc w naszą stronę.
Ja zaś najpierw spojrzałam na Byakuyę.
-Tak.
-W takim razie przekażę już państwa zamówienie. W tym czasie proszę się zastanowić, co życzą sobie państwo na deser.
-Spodobało ci się coś? - zwróciłam się do Byakuyi, a on bez słowa wskazał jakąś nazwę.
-Odradzam.
-Z czego jest.
-W wielkim skrócie... Żółtka jaj i likier.
-No dobrze... Wybrałaś już coś, Setsuko?
-Hm... Może pana cotta. Pierwszy raz widzę z zieloną herbatą. Zazwyczaj mają z truskawkami. Tiramisu jest też bardzo dobre.
-Tak uważasz?
-Chyba, że wolisz nie ryzykować. Z tego, co widzę mają tutaj także tartę owocową.
-Nie. Spróbuję tiramisu.
-No to postanowione.
-Nie wiedziałem, że tak dobrze się dogadujecie - odezwał się Kazuma. - Jestem w ogromnym szoku.
-Bez przesady.
-Mówię poważnie. Na początku sądziłem, że wymyśliliście coś głupiego, jak psucie wieczoru albo coś...
-No wiesz, co? Jak mogłeś posądzać nas o coś takiego? - oburzyłam się. - Nie jesteśmy już dziećmi, żeby robić coś takiego...
-Racja.
Po jakże udanej kolacji ruszyliśmy do drugiego miejsca, które było w naszym planie. Nie jakaś tania dyskoteka, tylko dobry lokal z parkietem do tańca. Po drodze również było bardzo miło. Byakuya przeszedł samego siebie i moje najśmielsze wyobrażenia. Był miły, szarmancki i nawet się uśmiechał. Zaś w restauracji pokazał mi tą stronę siebie, której dotychczas nie znałam. Nie sądziłam, że wybierze coś, co mu poleciłam. A tu proszę. Zawsze jak mi się wydaje, że nic mnie już w życiu nie zdziwi, dzieje się coś niespodziewanego. Jak się okazało, los wciąż miał w zanadrzu więcej niespodzianek.
Weszliśmy do lokalu. Rozbrzmiewała tam całkiem przyjemna muzyka. Zajęliśmy ostatni wolny stolik czteroosobowy. Od razu zamówiliśmy coś do picia. Ja wzięłam tradycyjnie mojito, chociaż podobno nie miesza się alkoholu... Czułam jednak, że na trzeźwo nie dam rady. Mimo miłej atmosfery, czekało mnie kilka godzin siedzenia i obserwowania Kazumy z Chinatsu.
I tak jak się spodziewałam, bardzo szybko załapali taneczny nastrój. Kazuma chwycił swoją towarzyszkę za rękę i poprowadził ją na parkiet pośród par. Tymczasem ja westchnęłam cicho i popiłam kilka łyków swojego napoju. Może nawet lepiej, że zniknęli gdzieś w tłumie i straciłam ich z oczu, bo chyba nie wytrzymałabym tego widoku. Wyobrażałam sobie jak Kazuma obejmuje Chinatsu w talii i tańczą, tacy przytuleni do siebie. A niech to!
-Zatańczymy?
-Słucham?
-Spytałem, czy zatańczymy - powtórzył uprzejmie Byakuya.
-Tak. Oczywiście... Myślałam, że się przesłyszałam.
-Dlaczego?
-Nie wiem. Nigdy nie widziałam cię tańczącego.
-To patrz - powiedział i poprowadził mnie w stronę parkietu.
Ku mojemu zdziwieniu Bakuś naprawdę zamierzał tańczyć. Ba! Chyba nawet wiedział, co robi, bo postawę miał nienaganną i już po chwili tańczyliśmy. Wtedy przeżyłam kolejny szok, bo tańczył naprawdę dobrze. Świetnie prowadził, więc nie miałam żadnej trudności, by się dostosować. Umiałam tańczyć, ale bardziej przyzwyczajona byłam do dyskotekowych rytmów, bo w kasynach się akurat nie tańczyło. Mimo to było bardzo fajnie. Nie czułam się skrępowana, ani nic z tych rzeczy. I bardzo szybko zapomniałam, dlaczego pierwotnie się tam wybraliśmy. Dziedzic rodziny Kuchiki po raz kolejny pokazał klasę.
-Jestem miło zaskoczona - stwierdziłam. - Bardzo dobrze tańczysz.
-Musiałem się nauczyć tańczyć, jako głowa rodziny Kuchiki - odpowiedział. - Ale nie szło mi zbyt dobrze.
-To, co się stało?
-Hisana mnie nauczyła - przyznał cicho, wpatrując się gdzieś w dal.
-Rozumiem.
-A ty, gdzie się nauczyłaś? W kasynie?
-W kasynie się nie tańczy - zaśmiałam się. - Po prostu trochę... umiem. Ale przeciętnie. No właśnie - mruknęłam. - Dobrze się dziś bawisz? Mam nadzieję, że się nie męczysz. Znaczy... No wiesz. Sam zaproponowałeś, żebyśmy za nimi poszli i w ogóle, ale mam nadzieję, że nie żałujesz...
-To ja powinienem pytać, czy się dobrze bawisz.
-No tak, ale...
-To był bardzo  miły wieczór.
-Cóż, jeszcze się nie skończył.
-A ty jak się bawisz, Setsuko?
-Oh. Cóż... Oczywiście, że wspaniale. Pod wieloma byłam dziś bardzo zaskoczona.
-To jest nas dwoje.
-Nie rozumiem?
-To była miła odmiana, spróbować włoskiej kuchni.
-No nie? Co kraj to obyczaj. Chociaż nie jesteśmy we Włoszech, mają tu dużo takich restauracji.
-Nic dziwnego.



Kazuma tańczył z Chinatsu, lekko obejmując ją w talii. I chociaż dobrze się razem bawili on wciąż spoglądał w stronę stolika, który przysłaniali mu inni ludzie. Naprawdę nie potrafił zrozumieć, jak do tego doszło, że Setsuko umówiła się z Byakuyą. Wiedział, że kiedyś coś między nimi było, ale nigdy nie udało mu się dowiedzieć, do dokładnie. Lub raczej nie miał nigdy odwagi spytać. Był jednak pewien, że to wszystko było już przeszłością, a Setsuko zdawała się nie przepadać za jego kuzynem. Kiedy, więc tak się do siebie zbliżyli.
Wiedział, że to zbyt niedorzeczne. Może dlatego nie mógł oprzeć się wrażeniu, że coś zaplanowali. Ich zachowanie było po prostu podejrzane. A jednak do tej pory nic się nie wydarzyło. Spodziewał się, że popsują w jakiś sposób kolację. Byakuya zdawał się nie przepadać za Chinatsu tak samo jak Setsuko. Uznał, że połączyli siły, by skłócić ich, ale wszystko wskazywało na to, że tego nie zrobią. Poza tym Byakuya nie był przekupny i nigdy nie pochwalał niecnych planów Setsuko.
Właśnie dlatego Kazuma naprawdę nie potrafił pojąć, co się dzieje. Wreszcie na parkiecie przerzedziło się trochę i mógł zobaczyć ich stolik, który teraz był pusty. Zastanawiał się, czy Setsuko i Byakuya wrócili do domu, a może właśnie realizują coś dziwnego. Niepewnie rozejrzał się w koło. Wtedy zobaczył ich tańczących razem i zamarł, omal nie wybijając się z rytmu, co nie uszło uwadze Chinatsu.
-Coś nie tak? - spytała.
-Nie. Nic...
-Na pewno?
-Tak. Patrzyłem tylko jak bawią się Byakuya i Setsuko - tłumaczył się Kazuma, siląc się na uśmiech.
-Są dorośli. Poradzą sobie.
-Masz rację.
Ale nie miała racji. Nic nie rozumiała. Jak miała rozumieć, skoro nie znała tamtej dwójki, tak dobrze jak on. Marszcząc brwi, obserwował jak Byakuya tańczy z Setsuko. Oceniał sytuację, ale ich taniec nie wyglądał na wymuszony, ani nic w tym stylu. Właściwie, wyglądało na to, że bardzo dobrze się bawią. Oboje uśmiechnięci, rozmawiali o czymś cicho. Ile Kazuma dałby w tamtej chwili, żeby wiedzieć, o czym. Przyszło mu nawet do głowy, by zakraść się wraz z Chinatsu nieco bliżej, ale w porę odgonił od siebie te myśli.


-Mała przerwa? - zaproponowałam.
-Dobry pomysł.
Wróciliśmy razem do stolika, a chwilę później zjawił się także Kazuma i dał Byakuyi znać, że chce porozmawiać. Ja zaś zostałam sam na sam z Chinatsu.
-Nie wiedziałam, że jesteś tak blisko z kapitanem Kuchiki - odezwała się po chwili namysłu, a ton jej głosu nie był już tak przyjemny, jak wcześniej.
Chciałam jej powiedzieć "No popatrz, bo ja też nie wiedziałam", ale w porę ugryzłam się w język.
-Wielu rzeczy nie wiesz, moja droga - odpowiedziałam przesłodzonym głosem. - I nigdy się nie dowiesz - dodałam, prezentując jej swój firmowy uśmiech.
-Zgrywasz cwaniarę, bo chodziliście razem do akademii, ale powinnaś wiedzieć, że ja i Kazuma znamy się od dziecka, gdyż obie nasze rodziny są bardzo wpływowe i często robiły razem interesy.
-Na pewno musisz być z siebie bardzo dumna.
-Oczywiście - mruknęła niezrażona. - Na pewno mam więcej powodów do dumy, niż prosta dziewczyna z Rukongai.
-Jak na mój gust jesteś strasznie zakompleksiona, dlatego starasz się podkreślić swoją wspaniałość. Pewnie wierzysz, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą.
-Tylko ktoś taki jak ty... - nie zdążyła dokończyć, bo ktoś krzyknął.
Spojrzałyśmy obie w tamtą stronę, by zobaczyć Byakuyę na podłodze. Nie poślizgnął się, ani nie zemdlał. Otarł krew z pękniętej wargi i w mgnieniu oka wstał.
-Boże drogi, co tam się wyprawia? - jęknęłam, gnając w ich stronę.
Jednak zanim przedostałam się przez gromadzący się tam tłum, Byakuya zdążył oddać już Kazumie i w ostatniej chwili zrobić unik przed kolejnym ciosem.
-Co się dzieje?
-Kazuma, do licha, co ty wyprawiasz? - spytałam rozeźlona. - Oszalałeś do reszty? Dlaczego go uderzyłeś?
-To nie twoja sprawa. Nie wtrącaj się.
-Weź mnie nie wkurwiaj, jaka nie moja sprawa?! - fuknęłam.
-Setsuko, odsuń się - doradził Byakuya i zasłonił mnie ramieniem dla bezpieczeństwa, gdy Kazuma posłał mi lodowate spojrzenie.
-Nie - zaprotestowałam. - Chodź Byakuya. Wychodzimy - oznajmiłam ciągnąc go za rękę. - Zatrzymałam się dopiero koło kiosku, gdzie kupiłam chusteczki i wodę utlenioną. - Pokaż no tą buzię - rozkazałam, a on zmarszczył brwi. - No już, nie marszczymy się. Pokaż buzię - to poskutkowało. Namoczyłam chusteczkę i ostrożnie zmyłam krew.
-Co tam się stało przez tą chwilę?
-To nic takiego...
-Nic takiego? Nigdy nie widziałam, żeby Kazuma kogoś uderzył. A zwłaszcza ciebie.
-Po prostu bardzo mu się nie spodobała nasza różnica zdań.
-Na litość boską, ale żeby kogoś tak od razu w pysk strzelić? - jęknęłam. -Boli?
-Nie. Jest w porządku. Dziękuję.

4 komentarze:

  1. Byakuya wciąż mnie zaskakuje. Już go nie ogarniam, a to przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Nie wiem, co mu we łbie siedzi, naprawdę. To jeszcze jest ten kapitan Kuchiki czy już inny?
    Kazuma, grabisz sobie, człowieku. Oj grabisz i to porządnie. Jeszcze kuzynowi w buzię? Nieładnie, oj nieładnie. Ciekawe, o co poszło. Podejrzewam, że Bakuś mu coś powiedział, tylko co.
    Udał Ci się ten rozdział. Twój Byakuya zawsze wywoła uśmiech na mojej twarzy.
    Pozdrawiam
    Laurie

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko. O matko i córko. Kazuma przyłożył Byakunowi. O matko bosko czestochowsko. cożesz się wyprawia :D Tańczący Kuchiki :D Szkoda że nie w rytm pogo w seledynowym ponczo, hłyhyhy.
    Ale czy ja *niuch niuch* dobrze wyczuwam złwieszczą nutkę zazdrrrości? Ja się na tym znam. Oj to się kuzynowie poróżnili, no, rrróżnica zdań, aha, yhym, tiaaa... Dużo bym dała, zeby to zobaczyć. :D Jak Byakun obrywa po nosie. Aczkolwiek chyba i tak jemu bym kibicowala w tym starciu.

    OdpowiedzUsuń
  3. a piosenka chyba wkreci mi sie ostro w łeb. kuxwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to zadanie wykonane :3 A czekaj na na mini dodatek, który wam właśnie szykuję :D I na wszystko inne omg, mam tyle roboty, 3 rozdział na LN też się sam nie napisze. Eh.
      Ale serio tak czekałam na ten rozdział 42 i na ten song sama, że I totaly feel it.

      Usuń