Wszystkiemu towarzyszyła muzyka

Followers

Rumors

I w ten oto sposób zakończyła się historia Behind Last Crossroad. Niemniej, zapraszam na moje pozostałe blogi, które można znaleźć w zakładce Other Dimensions. A najprawdopodobniej w kwietniu odbędzie się premiera drugiej części BLC pod tytułem Daughter of fiery flowers :D


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!

Ranking popularności bohaterów BLC

wtorek, 27 października 2015

43 ~ Suicidal plan.

Kilka dni po felernej podwójnej randce przyszedł do Czarnego Zakonu list zaadresowany do mnie. I samo to było dziwne, bo w dzisiejszych czasach mało kto pisze listy. Tylko, że ten był anonimowy. Była to mała niespodzianka - prezent od losu, który spadł niczym grom z jasnego nieba. Właśnie wtedy, gdy nie było żadnych wieści o innocence, a ja gniłam w siedzibie przeklinając Chinatsu na wszelkie możliwe sposoby.
No i list ten zawierał informacje o Noah. Takie, które oczywiście nie nadawały się do wykorzystania na polu walki. Ale! No, właśnie "ale". Dla kogoś takiego jak ja te informacje byłe niczym ogromny świat. Albo jeszcze lepiej, przepustka do Narnii. Dlaczego? Otóż z treści listu wynikało, iż Noah nie tylko szukają innocence, ale także pod przykrywką, w ludzkich postaciach próbują wywołać międzynarodowy konflikt.
Z początku nie bardzo wiedziałam jak się to ma z planami Aizena. A jednak z czasem wszystko zaczynało nabierać sensu. Bo kto właściwie powiedział, że Noah wszystko robią zgodnie z życzeniem Aizena. Oni robili swoje, a on zwyczajnie ich wykorzystywał do swoich celów.
No. I Noah żyli sobie tak swobodnie wśród ludzi, bawiąc się na imprezach towarzyskich wyższych sfer, a w wolnym czasie mordowali ludzi i tworzyli akumy. "Tak to my grać nie będziemy", tego byłam pewna. No, więc musiałam coś zrobić. I wtedy w mojej głowie zrodził się genialny plan, zwłaszcza, że w liście wymienione były nazwiska ludzkie Noah oraz ludzi z nimi powiązanych. Nie zastanawiając się dłużej przepisałam potrzebne mi informacje, a list spaliłam w ogniu Moeru, żeby nikt go nie znalazł. Wiedziałam, że to co robię nie jest ani mądre, ani bezpieczne, ani nikt mnie za to pochwali. Nie potrzebowałam tego. I tak, byłam w pełni świadoma, że zwyczajnie wykorzystuję okazję, by po raz kolejny uciec od własnych problemów. Ale każdy od czegoś uciekał, więc dlaczego ja nie mogłam? Miałam dość użalania się nad sobą i picia w obecności czterech białych ścian mojego, zakonnego pokoiku. Zresztą i tak potrzebowałam trochę czasu, by pomyśleć i nabrać dystansu do tego wszystkiego. To naprawdę bolało, takie zderzenie z rzeczywistością. Kiedy wszystko zaczynało iść coraz lepiej i zaczynałam być naprawdę szczęśliwa, los zafundował mi bolesny upadek na samo dno. Za każdym razem gdy działo się coś złego, czułam się jakbym obrywała cegłą po głowie. Jeszcze trochę i zbuduję własny pałac! 
Tym razem, dla odmiany nie wybrałam się do Tokyo. Przeskoczyłam przez bramę Senkai do SS, a stamtąd jeszcze raz - do Karakury. Ijuż. W drodze do baru mijałam miejsce, w którym miałam się spotkać z Hotarubi, w dniu mojego aresztowania. Właśnie wtedy przepadła i nie miałam jeszcze zielonego pojęcia, co planowała. Westchnęłam cicho i przyspieszyłam tempa. W drodze mijałam przeróżnych ludzi. Część z nich była na zakupach, cześć szła do pracy, a część z niej właśnie wracała. Przechodziła też grupa hałaśliwych nastolatków, gadających slangiem. Zmierzyli mnie do góry do dołu, więc i ja na nich popatrzyłam. Niezbyt może zaciekawiona, a raczej sprowokowana aroganckim spojrzeniem niedorostków. Na pytanie "i co się pani tak patrzy", zwyczajnie pokazałam im środkowy palec i oznajmiłam:
-Ta pani też zna nieco slangu i parę fajnych gestów. - Potem pociągnęłam w dół dekolt, pokazując nieco biustu. - No i ja mam zajebiste cycki. Napatrz się, bo taki frajer pewnie nie prędko znowu je zobaczy - dodałam, zostawiając gówniarzy z rozdziawionymi buziami. 
Wreszcie znalazłam się u celu swojej podróży. Weszłam do środka i przywitałam się z kelnerką.
-Praca? - zaśmiała się. - Dawno cię tu nie było.
-Ano praca. Ostatnio wysłali mnie do europy. Na razie tam właśnie pomagam.
-Więc co robisz tutaj?
-Szukam Endou.
-Jeszcze go nie było, ale za chwilę na pewno się zjawi. Ostatnio zawsze przychodzi o tej porze.
-Czyli jestem w samą porę - zaśmiałam się.
-To co zawsze?
-Tak. Dzięki.
Sączyłam już szkocką z lodem, kiedy zjawił się Endou. Rozejrzał się po barze i uśmiechnął na mój widok. Kiwnął do kelnerki, że też chce coś do picia i podszedł do mojego stolika.
-Nie wyglądasz na zaskoczonego moją obecnością - zauważyłam, nawet na niego nie patrząc.
-Spodziewałem się ciebie.
-Zostałeś jasnowidzem? - zdziwiłam się. - Chociaż w twoim przypadku bym się nie zdziwiła.
-Nie, ale od dawna cię tu nie było. Nadszedł czas, żebyś przyszła. I jesteś.
-Haha. Możliwe, że masz rację.
-Co tym razem?
-Robota. Jak zawsze.
-Wiesz, że już wisisz mi 3 przysługi? - spytał z powagą Endou. - Jeszcze jedna i idziesz ze mną do łóżka - mruknął.
-Bardzo śmieszne - skwitowałam. - Zresztą wiesz, że zawsze w kłopotach możesz liczyć na pomocną pięść.
-Dłoń...
-Masz swoje rączki do takich rzeczy - zaśmiałam się, a Endou westchnął ciężko.
-Skoro tak... Mamy dziś walkę z gnojkami z sąsiedniego miasta. Są nowi i strasznie się panoszą. Trzeba ich nauczyć pokory.
-Piszę się na to - oznajmiłam. - W zamian potrzebuję, żebyś użył swoich znajomości. Potrzebuję pracy - dodałam, a Endou parsknął śmiechem. - Ej, mówię poważnie. Z resztą nie zwykłej pracy. Konkretnej pracy.
-Takiej pracy...
-Tak.
-Znowu dali ci jakieś dziwne zadanie?
-To jedno sama sobie dałam - wyjaśniłam. - Działam poza rozkazami.
-A to ci dopiero...
-Dostałam anonimową informację na pewien temat i chcę to sprawdzić. 
-Więc?
-Tu masz wszystkie wytyczne - wyjaśniłam, podając mu kartkę. - Wypisane są nazwiska. Im bliżej źródła będę tym lepiej.
-To nie będzie łatwe.
-Ale ty przecież dasz radę. Oczywiście potrzebuję fałszywego nazwiska.
-To będzie oznaczało też fałszywe papiery.
-Ale to też nie jest przecież problemem, no nie?
-Nie. Załatwię. Potem dokleisz sobie do paszportu nowe zdjęcie.
-Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć. Ale doprawdy, aż strach pytać, co ty masz za znajomych.
-Różnych. Wędrowało się po świecie. Znam błatnych, włoską mafię, rodziny szlacheckie i kilku gości ze służb specjalnych, przemytników i wiele, wiele innych.
-Przerażające.
-Nie przerażające, tylko przydatne. Warto znać różnych ludzi.
-Wiem, dlatego tak cenie sobie naszą znajomość - stwierdziłam. - Jesteś moim dobrym przyjacielem.
-Wiesz jak schlebić staremu piernikowi.
-Taki stary to ty znowu nie jesteś. Trzydniowy zarost ala włoski żigolak mnie nie zmyli. Nie możesz mieć więcej, niż 35
-Skąd wiedziałaś?
-Za dobrze wyglądasz, Endou.
-To może kiedyś pójdziemy w obroty?
-Może kiedyś... A kiedy bitwa? - spytałam.
-Wypijmy po drinku i spadamy.
Wciąż jednak było coś, co nie dawało mi spokoju. Toteż po powrocie zamierzałam porozmawiać z Byakuyą. Nie przypuszczałam, że po drodze wpadnę na Kazumę. I wcale nie byłam zadowolona z takiego rozwoju wydarzeń. Zwłaszcza, że z ogromną łatwością zgadywał, kiedy coś kombinowałam. Wiedziałam, że mój strój też nie ujdzie jego uwadze. Kto nosi bluzkę z długim rękawem w 40 stopniowe upały. Ale nie chciałam by ktoś widział te siniaki, których nabawiłam się podczas walki gangów. Nie wspominając o tym, że nie rozmawialiśmy od czasu felernej podwójnej randki. Chociaż... Czy felernej? Pomijając, że strzelił Byakuyi w pysk, było bardzo fajnie. No właśnie... Było fajnie.
-Setsuko - zagadał, a ja spojrzałam na niego, marszcząc brwi. - Możemy chwilę porozmawiać? Unikałaś mnie od tamtego incydentu z Byakuyą.
-Dziwisz się? - syknęłam. - Co w ciebie, do licha, wstąpiło?
-Nie znasz prawdy... Zrobił coś czego nie powinien.
-Ale żeby go zaraz lać po mordzie? Wśród ludzi? Pomyśl, jak się czuła Chinatsu.
-Od kiedy tak się nią przejmujesz?
-Nie muszę jej lubić, ale jestem kobietą i potrafię ją zrozumieć - odparłam ze spokojem, chociaż się we mnie gotowało.
-Przepraszam...
-Nie mnie powinieneś przepraszać, tylko Byakuyę. To on oberwał.
-Nie rozumiesz, że miałem powód? Zasłużył na to i dobrze o tym wie!
-Nie krzycz - ostrzegłam. - Tak nie będziemy rozmawiać, rozumiesz?
-Setsuko!
-Powiedziałam coś. Rozmawiaj tak z Chinatsu. O ile ci pozwoli.
-Dlaczego ty się tak zachowujesz? - spytał, patrząc na mnie ze smutkiem.
-Ja? Spójrz na siebie, do cholery, bo zaczyna ci chyba odbijać.
-Poddaję się. Niech ci będzie, masz rację. Przesadziłem wtedy.
-Może trochę więcej przekonania? - zaśmiałam się sztucznie. To ja zrezygnowałam, miałam dość kłótni. - No nic... Zapomnijmy o tym - zaproponowałam. - To nie czas na takie scysje. Zgoda?
-Zgoda... Wszystko w porządku?
-Tak. Dlaczego pytasz?
-Nie wiem...
-Za dużo się martwisz, Kazuma.
-Mam ostatnio bardzo złe przeczucie - oznajmił i miałam wrażenie, że przejrzał mnie na wylot.
-Nic dziwnego, w końcu mamy problem z Noah, Aogiri i Aizenem. Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
-Może...
-Wiesz, co? Ja też cię przepraszam - powiedziałam, uśmiechając się blado. - Nie chcę się kłócić, jesteśmy przyjaciółmi.
-Dlaczego ci nie wierzę?
-Dlaczego?
-Ty mi powiedz, Setsuko? Dlaczego w twoich oczach i twoim uśmiechu widzę coś, co napawa mnie niepokojem?
Zaśmiałam się wesoło i poklepałam go po ramieniu.
-Świrujesz, Kazuma, świrujesz.
-Powiesz mi coś... Co tak NAPRAWDĘ łączyło i łączy cię z Byakuyą?
-A jakie znaczenie to ma dla ciebie?
-To mój kuzyn... Wystarczająco już się w życiu wycierpiał. Nie chcę żebyś go skrzywdziła.
-Ał... To bolało - mruknęłam. - Nie ufasz mi? Poza tym to ty go ostatnio uderzyłeś..
-To nie tak, ale muszę wiedzieć. Co tak właściwie między wami było?
-Sama nie wiem. To znaczy... Wtedy... Myślałam, że jest między nami coś więcej, ale potem poznał Hisanę i to tyle w tym temacie.
-Kochasz go?
-To nie takie proste... Jakoś tak wyszło, że się wtedy umówiliśmy. Nie możesz tego zostawić? Co mam ci teraz powiedzieć, zwłaszcza, że on też... nic nie mówi...
-Rozumiem.
-A to co za mina? Wolałabym, żebyś się nie mieszał w moje życie prywatne, nawet jeśli martwisz się o Byakuyę. Ja nie mam w zwyczaju bawić się czyimiś uczuciami, ani nikogo zwodzić jak niektórzy, czy ranić. A na pewno nie inne osoby.
-Jeśli nie inne to kogo? - uczepił się Kazuma.
-Skończ.
-Dobrze. Ostatnia rzecz.
-No? Zaskocz mnie - skwitowałam, wywracając oczami.
-Skąd te siniaki?
-Słucham?
-Skąd te siniaki. Gdzie ty byłaś?
-Masz jakiś skaner w oczach? - spytałam z irytacją.
-Nikt nie nosi długich rękawów w takie upały. Zresztą nie zauważyłaś jednego na obojczyku.
-Byłam... To nie twoja sprawa.
-Moja, bo jesteś na służbie.
-Widziałam się z Endou, chciał, żebym dołączyła do ekipy i trochę im pomogła.
-Znowu dałaś się wmieszać w bójkę pomiędzy ludźmi?
-Nie uwierzę, że Endou jest człowiekiem - wyjaśniłam - Dlatego od dawna próbuję się dowiedzieć, co ukrywa.
-I po to ta bójka?
-Pomogłam kumplowi.
-Setsuko, czy ty siebie słyszysz?
-Ze słuchem akurat problemów nie mam - syknęłam. - Daj mi spokój.
Pognałam do pokoju Byakuyi i zapukałam do drzwi. Nie czekając na odpowiedź, weszłam do środka, nie chcąc, by ktoś mnie zobaczył.
-Setsuko? Coś się stało? - spytał Byakuya, wyraźnie zaskoczony moim wtargnięciem i zmarszczył brwi.
-Chciałam cię o coś spytać.
-Co takiego?
-Co wiesz o Chinatsu i o rodzinie Miyagi?
-Dlaczego chcesz wiedzieć?
-Cóż... Mam pewien powód - odpowiedziałam wymijająco.
-Rodzina Miyagi ma podobny status, co rodzina Kazumy. W dodatku są spokrewnieni z najpotężniejszym z rodów shinigami.
-Co jeszcze?
-Oficjalnie głową rodziny jest Miyagi Ruichiro, ojciec Chinatsu, ale wszyscy wiedzą, że jest tylko marionetką w rękach swoich rodziców. Stali się bardzo restrykcyjni po tym, jak stracili swojego pierworodnego. Ich rodzina nie raz robiła interesy zarówno z nami jak i rodziną Kurogane, więc obaj znamy Chinatsu.
-Jak bardzo?
-Osobiście spotkałem ją kilka razy dawno temu, Kazuma podobnie.
-Słyszałam, że ktoś wyrządził im straszną krzywdę. Wiesz coś o tym?
-Nie. Wiem tylko, że ich starszy syn Soichiro zginął w jakiś tajemniczych okolicznościach.
-Tajemniczych okolicznościach, mówisz?
-Powiesz mi wreszcie, o co chodzi?
-Nie. To nic takiego. Po prostu słyszałam o jakimś wypadku i byłam ciekawa... - odpowiedziałam.
-W takim razie w czym problem?
-Rozmawiałam z Kazumą.
-O czym?
-Wypytywał o nas... No wiesz, przez to, że poszliśmy wtedy razem. W ogóle wypytywał.
-I co mu powiedziałaś?
-A co miałam powiedzieć? Że chcieliśmy zobaczyć, co robią? Na ściemniałam trochę, żeby się wymigać.
-Rozumiem. Bardzo dobrze zrobiłaś.
-To wszystko zachodzi za daleko... Mówiłeś, że...
-Wiem, co mówiłem - uciął Byakuya.
-Koniec. Pogódź się z tym, że prędzej, czy później Chinatsu stanie się częścią waszej rodziny.
-Pasuje ci to?
-Mam to gdzieś. Naprawdę... Teraz kiedy z nim rozmawiałam... Najpierw myślałam... Ale nie. Zwyczajnie przestało mi na tym wszystkim zależeć. Nie mam tyle siły, żeby ze wszystkimi o wszystko walczyć. Muszę się skupić na tym, co najważniejsze.
-Setsuko, co ty znowu wymyśliłaś?
-Nic - zaśmiałam się. - Dlaczego wszyscy ciągle o coś mnie podejrzewają?
-No ciekawe...
-Daj spokój - mruknęłam, kierując się do wyjścia, ale on chwycił mnie za nadgarstek.
Zmarłam.
-Nie zrób czegoś głupiego.
-Przestań, bo jeszcze pomyślę, że się o mnie martwisz - rzuciłam na odchodne.
Stałam przed niewielkim domkiem. Zapukałam do drzwi, które otworzyły się po chwili.
-Setsuko? Nic ci nie jest?
-Nie? Wszystko w porządku.
-Na litość boską, myślałam, że coś się stało, gdy zadzwoniłaś, że potrzebujesz mojej pomocy "natychmiast".
-Nie. Znaczy... Potrzebuję pomocy, ale nic się nie stało - wybełkotałam i uśmiechnęłam się lekko.
-Rany. Tyle czasu się nie odzywałaś, a teraz zjawiasz się nagle i mnie tu straszysz, no.
-Przepraszam, Matsu.
-To o co chodzi?
-Potrzebuję nowej stylówy - oznajmiłam.
-To znaczy? - zdziwiła się Rangiku.
-Zaraz wszystko ci wyjaśnię...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz