***
Po wizycie u Matsumoto wróciłam jeszcze na chwilę do Czarnego Zakonu. Był środek nocy, wszyscy spali w najlepsze, a ja zakradłam się po cichu do budynku. Zajrzałam do swojego pokoju, pościeliłam łóżko, zdjęłam płaszcz, poskładałam go w równą kosteczkę i położyłam na pościeli. Obok zostawiłam również oba służbowe telefony. Zwłaszcza, że udało mi się zdobyć już zwykły, ludzki. Westchnęłam cicho, po raz ostatni oglądając swój, mały pokoik. Przejrzałam się w niewielkim lusterku, które jeszcze niedawno sobie zamontowałam. Przeczesałam palcami włosy i zaśmiałam się cicho. Jakże dziwnie się czułam bez swojego warkocza. Teraz moje włosy nie sięgały nawet do ramion, nie wspominając, że straciły swój złocisty blask.
Matsumoto straszliwie protestowała, gdy oznajmiłam jej, że chcę je przefarbować i ściąć, ale w końcu i tak się zgodziła. Miałam tylko nadzieję, że dotrzyma tajemnicy dostatecznie długo. Potem już mnie nie znajdą.
W następnej kolejności udałam się do pokoju Kazumy. Chciałam się jakoś pożegnać, bo nie wiedziałam, kiedy wrócę, ani czy w ogóle. Właściwie było mi to obojętne. Po cichu weszłam do środka, zostawiając lekko uchylone drzwi. Nie chciałam go obudzić. Smacznie spał, przykryty jedynie powłoczką, bo noce były wyjątkowo ciepłe. Uśmiechnęłam się lekko i odgarnęłam kosmyk włosów z jego twarzy. Zmarszczył lekko brwi, ale się nie obudził. Pochyliłam się nad nim i ucałowałam w czoło.
-Mam nadzieję, że będziesz z nią szczęśliwy - wyszeptałam - Uważaj na siebie.
-Setsuko... - Na dźwięk swojego imienia zamarłam, ale wyglądało na to, że mruczał coś przez sen.
Ostrożnie wyszłam na korytarz, zamykając za sobą drzwi.
-Prawie cię nie poznałem - usłyszałam - Pasuje ci... czarny kolor.
-Dzięki - odpowiedziałam oschle.
-Naprawdę idziesz?
-Zamierzasz mnie zatrzymać? - spytałam z powagą.
-Nie.
-To dobrze.
-Wrócisz?
-Nie odchodzę na zawsze. Nie umiałabym...
-Idź, zanim się obudzi.
-Idę. Do zobaczenia... Byakuya - wyszeptałam.
Kazuma obudził się w środku nocy zlany potem. Z szybko bijącym sercem rozejrzał się po pokoju, ale nikogo tam nie było. Mógłby przysiąc, że jeszcze chwilę temu czuł czyjąś obecność i delikatny dotyk dłoni. Może nawet słyszał szept, wypełniony po brzegi smutkiem. Ale przecież, do licha, nikogo nie było. To był tylko sen, tylko sen. Ale nie potrafił już zasnąć. Czuł niepokój, wręcz strach i nie mógł nic na to poradzić. Udało mu się jakoś dotrwać do rana, uszykował się i już miał iść do jadalni na śniadanie, kiedy coś go tknęło. Czym prędzej pobiegł do pokoju Setsuko i zapukał do drzwi. Nikt mu nie odpowiedział. W końcu wszedł do środka. Zastał pościelone łóżko, mundur i oba służbowe telefony. Odeszła? Odeszła. Zniknęła. Dlaczego? Wiedział dlaczego. Tylko gdzie? Niestety nie miał pojęcia. Odeszła, znowu odeszła. Znowu go okłamała. Znowu zostawiła samego.
Gdy rozmawiali poprzedniego dnia, na pewno miała to już zaplanowane. Widział to w jej oczach i uśmiechu, ale nic nie zrobił. Wiedział, że nie ma siły jej powstrzymać. Zwyczajnie nie umiał. Była poza jego kontrolą i poza zasięgiem. Znowu to wszystko schrzanił. Znowu pozwolił jej odejść. Nie. Podejrzewał, że tym razem sam do tego doprowadził. Znowu ktoś przez niego odszedł.
-Odeszła - usłyszał za sobą głos Byakuyi.
-Wiedziałeś?
-Poniekąd.
-I pozwoliłeś jej odejść?! - wrzasnął Kazuma, rozwścieczony zachowaniem kuzyna.
-Ty też. Obaj wiedzieliśmy.
-Dlaczego jej nie zatrzymałeś?!
-Jej nie da się zatrzymać - stwierdził spokojnie Kuchiki - Odeszłaby i tak, przecież wiesz. Nie dziś, to jutro.
-Wiem...
-I to z twojej winy - dodał.
-Wiem...
-Zamierzasz jej szukać?
-Oczywiście.
-Nie powinieneś. I tak jej nie znajdziesz...
-Wiem! Ale mam po prostu pozwolić jej odejść?!
-Już to zrobiłeś.
-Ty dupku! Wszystko zaplanowałeś, no nie?! - spytał Kazuma, chwytając Byakuyę za kołnierz. - Nie daruję ci tym razem. Od początku coś planowałeś... Wiedziałem, wiedziałem... Ale!
-Uderz, ale możesz być pewny, że ci oddam.
-Jak mogłeś... Ty! Muszę ją znaleźć!
-Jak? - spytał Kuchiki. - Nie powinieneś. Pozwól jej iść tak, jak pozwoliłeś jej wstąpić do Zakonu. Zawsze pozwalałeś jej robić, co chciała.
-Rozmawiałeś z nią.
-Tak. I teraz rozumiem, co wtedy myślałeś.
-Miała znowu ten błysk w oczach? - spytał Kazuma, ale nie uzyskał odpowiedzi. - Idę jej szukać - powiedział i zniknął.
-Nie miała - wyszeptał Kuchiki. - Już dawno go przez ciebie straciła...
Kazuma nie miał zielonego pojęcia, gdzie szukać Setsuko, a jednak coś kazało mu gnać do Karakury. Zwłaszcza, że była tam ostatnio na spotkaniu z Endou. Może on coś wiedział. Niestety nikt poza Setsuko nie wiedział jak on wygląda i gdzie można go znaleźć. Był gotowy szukać bez przerwy po całym mieście, a nawet całym świecie, byle tylko ją znaleźć lub chociaż wskazówkę, która go do niej doprowadzi.
Niestety nigdzie nie wyczuwał jej reiatsu, nigdzie nie widział śladu. Szukał, pytał ludzi, ale nikt nie widział jego ukochanej pani porucznik. Nikt nie miał pojęcia, gdzie szukać. Nikt nie umiał mu pomóc. Przez chwilę zdawało mu się, że widzi kogoś podobnego. Coś było w tych ruchach, ale...
Do spotkania z Endou miałam dobrych kilka godzin, więc szlajałam się w ciemnościach po naszej kochanej Karakurze. Podziwiałam gwiazdy. Tej nocy były dziwnie daleko. Wszystko było dziwnie daleko. Cały świat zdawał się jakiś odległy, jakbym oglądała go przez grube szkło. Właściwie to kręciło mi się w głowie od nadmiaru wrażeń. Przysiadłam na chwilę na ławce, a po moich policzkach popłynęły łzy. Szybko je jednak otarłam. Nie miałam czasu na słabość. Musiałam być w szczytowej formie rano. Przysięgłabym, że widziałam Kazumę, gdy o świcie zmierzałam na spotkanie z Endou. Minęliśmy się rano na ulicy, ale nie zauważył mnie. Wyglądałam przecież inaczej i maskowałam reiatsu. Nawet na mnie nie spojrzał, tylko ruszył dalej. A może zwyczajnie mi się wydawało, może mózg płatał mi figle i pokazywał to, co chciałam zobaczyć?
-Przepraszam - powiedział nagle, a ja zdębiałam, sądząc, że jednak się zorientował. Spojrzałam na niego pytająco, nie mając odwagi się odezwać. - Czy widziała pani może dziewczynę... Długie blond włosy, czerwone oczy? Mniej więcej pani wzrostu... - Pokiwałam przecząco głową. - Naprawdę pani nie widziała?
-Zgubiła się? - spytałam zachrypniętym od płaczu głosem.
-Uciekła. Muszę ją czym prędzej znaleźć.
-Jeśli uciekła, lepiej jej nie szukać.
-Nie! Jeśli jej nie znajdę, zrobi coś głupiego. Zresztą to wszystko to...
-Może potrzebowała czasu? Na pewno się znajdzie - mruknęłam i uśmiechnęłam się pokrzepiająco. Nie byłam już Setsuko, tylko kimś innym. - Powodzenia.
-Dziękuję...
Miał taką minę, jakby miał się zaraz rozpłakać. Jeszcze chwila i przyznałabym się, że to ja. Tak ciężko się na to patrzyło. Ale gdy usłyszał, że nie widziałam... Siebie. Zwiesił głowę i ruszył dalej. Musiałam wziąć się w garść, a tak ciężko było mi się pozbierać. W tamtej chwili tak bardzo chciałam go przytulić i powiedzieć, że tu jestem. Ale to nie miało już znaczenia. Nie odezwałam się ani słowem. Teraz miał Chinatsu. Pozwoliłam mu odejść. Patrzyłam jak odwraca się do mnie plecami i biegnie dalej. "Nie szukał mnie, szukał Setsuko" powtarzałam sobie, ale to i tak strasznie bolało. W duchu dziękowałam Byakuyi, bo wyglądało na to, że nic Kazumie nie powiedział. Widział mnie, wiedział jak teraz wyglądam, a jednak zachował to dla siebie. To dobrze. Bardzo dobrze, że nie popsuli mi planów. Byłam teraz kimś innym, kimś innym... mogłam zapomnieć, mogłam odejść. Mogłam znowu uciec...
Wreszcie dotarłam się na spotkanie z Endou, który wręczył mi nowy paszport mówiąc.
-Witam, pani Eriko Rain.
-Tak się teraz nazywam? - spytałam.
-Myślę, że to ci pasuje. Jesteś od teraz pół japonką, pół amerykanką. Za pół godziny ktoś przyjedzie, żeby cię stąd zabrać. Twój nowy pracodawca jest bardzo zamożny. Przysłał szofera. Zawiezie cię na lotnisko, stamtąd ruszycie razem samolotem i pojedziecie do posiadłości.
-Ho ho... Pełen luksus - gwizdnęłam.
-Ładnie wyglądasz, pasują ci te kolory. Ale ledwo cię poznałem.
-Cóż... Dziękuję.
-Jesteś pewna, że wiesz co robisz? - spytał Endou, jakby nagle zwątpił.
-Ani trochę.
-Uważaj na siebie.
-Jak zawsze... - zaśmiałam się.
Wreszcie podjechał samochód, duży, czarny i opancerzony. Czułam się jak w jakimś filmie akcji. Ostatnio często się tak czułam. Wysiadł z niego schludnie wyglądający mężczyzna po trzydziestce i spojrzawszy na mnie, spytał:
-Pani Erika Rain?
-Tak. To ja - odparłam, pokazując mu paszport z doklejonym już zdjęciem.
-David McGarden. Mam panią zabrać do pana Sternausa.
-Jest pani gotowa?
-Tak, wszystko, co potrzebne mam tej walizce - oznajmiłam, patrząc na niewielki bagaż. - Możemy jechać.
-Proszę wsiadać.
Na tym skończyła się nasza konwersacja. Tylko raz próbowałam go jeszcze zagadać, ale nie wyglądał na zadowolonego tym faktem, więc i ja się poddałam. Nie czułam specjalnej potrzeby na rozmowę. De facto, lepiej czułam się jadąc w ciszy, kontemplując i rozczulając się nad sobą. Czułam się fatalnie. Było mi smutno, źle i samotnie. Byłam rozbita, a moje serce rozszarpane na strzępy. I to wszystko tylko z mojej winy. Wszystko komplikowałam, od początku. Zamiast płynąć z prądem, poddać się miłej chwili i nie myśleć... Nie. Ja musiałam go odpychać od siebie, musiałam protestować, gdy on chciał... Pogarszałam sytuację za każdym razem, a na koniec potrafiłam jedynie uciec, odciąć się do problemów. Zamiast cieszyć się jego szczęściem.
-Jesteśmy na miejscu - oznajmił szofer, kiedy właśnie zaczynałam przysypiać. - Proszę udać się ze mną do samolotu.
Skinęłam tylko głową, odpięłam pasy i otworzyłam drzwi samochodu. Nie zdążyłam nawet wyjrzeć, gdy ktoś wyciągnął mnie za ubrania na zewnątrz.
-Co do cholery? - warknęłam, wierzgając się.
Nie miałam pojęcia, co się dzieje, ale ktokolwiek mnie zaatakował, nie wiedział z kim zadziera. Czasami dobrze jest być shinigami. Wtedy niemożliwe staje się możliwe. Uczepiłam się mocno napastnika i zwyczajnie przerzuciłam go na drugą stronę niczym zapaśnik. Oglądałam trochę różnych walk u Kisuke w TV. Aż dziw, że nie miał jeszcze własnej stacji. A najlepiej kosmicznej. Tam pasował.
Mężczyzna gruchnął o ziemię, ale się cholera nogawki uczepił, a już się zbliżali kolejni. W pierwszej chwili odruchowo złapałam za katanę, ale w porę zdałam sobie sprawę, że to ludzie. Katana odpadała. Zresztą w ogóle nie mogłam przeginać, ale co mi tam. Zanim zdążyli dobiec użyłam shuppo, gdyż na małą odległość nie było tak widać i zasadziłam jednemu z nich soczystego kopniaka w brzuch
-I tak leż - mruknęłam, gdy runął na ziemię. Przed atakiem ostatniego musiałam się zasłonić, bo mnie zaszedł cholera z prawej strony. Zdążyłam już przyzwyczaić się do ograniczonego pola widzenia, ale w walce bardzo czułam braki. W porę jednak udało mi się go podkosić. Drugi raz już nie podszedł. - Chyba jednak przesadziłam...
Usłyszałam klaskanie.
-Brawo - oznajmił szofer - Gratuluję przeszkolenia bojowego.
Ale minę miał tak samo obojętną jak wcześniej.
-Co to ma znaczyć? - syknęłam rozeźlona.
-Chyba pani nie myślała, że zatrudniamy ludzi w ciemno.
-Mam rozumieć, że to był test?
-Tak. Zdała pani. Zapraszam do samolotu.
-Zapamiętam to sobie, Davidzie - mruknęłam, kierując się w stronę maszyny.
-Drobna uwaga... Czy to... - Wskazał głową na katanę, którą miałam u boku. - Jest potrzebne?
-Tak. To na wypadek sytuacji kryzysowej.
-Miecz?
-Katana - poprawiłam go. - Lepiej będzie, jak się nie przyda.
-Ponad dobry arsenał broni palnej, bardziej ceni sobie pani starożytną chińską broń?
-Japońską. Jesteśmy w Japonii. I dla twojej wiadomości... Davidzie, ta "starożytna broń", bez problemu rozwaliłaby to twoje opancerzone autko.
-Tak. Oczywiście...
Wzruszyłam ramionami i nie czekając dłużej weszłam na pokład samolotu. Zajęłam miejsce przy oknie. David poszedł w moje ślady, ale usiadł najdalej, jak tylko mógł. Obserwowałam jak ktoś przenosi mój bagaż, a wcześniejsi napastnicy dyskutowali coś zawzięcie.
-Najemnicy? - spytałam.
-Nasz Secret Service, ale do ich obowiązków należy pilnowanie posiadłości. Pani będzie pilnowała szefa, jako jego osobista ochrona - padło. - Poprzedni ochroniarz przeszedł już na emeryturę. Miała pani świetne referencje od wielu znanych osobistości.
-Doprawdy? - zdziwiłam się.
-Pan Sternaus kazał panią sprawdzić tak dla formalności.
-No i sprawdziliście.
Widziałam jak 3 mężczyzn kieruje się w stronę samolotu. Co za beznadzieja, miałam pracować z tęgimi osiłkami o zranionym ego. Niech mnie ktoś zastrzeli. Zapowiadało się, że raczej nie znajdę przyjaciół w nowej pracy. Ba! Będę musiała się pilnować na każdym kroku, bo oni będą czekać, aż powinie mi się noga.
-Jestem Matt, a to Jake i Vince - powiedział z uśmiechem jeden z ochroniarzy i podał mi rękę.
Uścisnęłam ją i odparłam:
-Erika.
-Gdzie cie szkolili? - Wzruszyłam ramionami. - Ja służyłem 4 lata w Afganistanie razem z Vincem, potem jeszcze pracowałem dla FBI przez pół roku.
-W różnych miejscach - odpowiedziałam. - Podstawowe przeszkolenie zdobyłam w jednej z tajnych organizacji, więc rozumiesz chyba...
-Tak. Mam nadzieję, że się dogadamy. W razie pytań, wal śmiało.
-Dzięki.
-To miecz? - spytał Matt.
-Katana.
-Prawdziwa?
-Tak.
-Umiesz jej używać?
-Nie. Noszę dla ozdoby - warknęłam.
-Sorry, pierwszy raz widzę kogoś z...
-Kataną.
-Tak. Kataną. Wiesz u nas wszyscy używają broni palnej. Dla ciebie też się coś znajdzie. Umiesz strzelać?
-Raczej tak.
-Raczej?
-Zobaczysz.
Właściwie sama byłam ciekawa, czy umiem. Okazało się, że nie.
:P :P Okazało się, że nie ;D Ale grunt, że katana ;D Cooo ta Setsu kombinuje. I coo ta Setsu zrobiła ze sobąąąą! Nie żeby nie wyglądała łądnie, matko bosko, czułam się troche jakbym patrzyła na siebie, widząc tego arta, bo mam teraz hery podobnej długosci, przefarowane na sprany brąz, no ale oczy mam szare albo zielone, sama nie wiem. Ale wooow. i ten cymbalista Kazuma -.- jak mogl jej nie poznac -.- wgl co on wszystko knoci, na chuj mu ta Chinatsu! czy ja mu mam tam przyjsc zrobic strajk pod oknami oddziału? cegłą mu w okno rzucę. z anonimem. Ale, hm. Co ta Setsu, zaprawdę, próbuje zrobić? Napisz, kiedy nastepny rozdział!!!
OdpowiedzUsuńNo już masz, że 7mego. Trochę się zajebałąm z tą informacją. No i nie zapominaj, że 4 listopada- jutro - Legenda Nigmet R3! Fuck yea, jakoś zdążę, a powinnam się uczyć norweskiego.
Usuń