***
Byakuya usiadł za swoim biurkiem i opierając się łokciami o blat, złożył palce w piramidkę. Dłuższą chwilę podziwiał jak zawsze czysty gabinet. I chociaż od dawna tam nie zaglądał, jak widać jego podwładni dbali o porządek. Pomieszczenie było tak sterylnie czyste, że kapitan nie wątpił, iż zdałoby nawet test białej rękawiczki. Jak przystało na oddział 6. Gdyby było inaczej, musiałby zapewne zrobić im wykład na ten temat i udzielić kilku rad. Na szczęście nie było ku temu potrzeby. Jego wzrok powędrował w stronę komody z wazonem, pełnym świeżych kwiatów. Nie był to rodzinny porcelanowy wazon, który stał tam jeszcze rok temu, a jedynie podróba z ludzkiego świata. Dostał ją od Setsuko w ramach przeprosin za stłuczenie oryginału. Kuchiki uśmiechnął się pod nosem. Doskonale pamiętał o co się wtedy pokłócili. Nie odzywała się do niego przez tydzień. Może i nawet miała rację, ale przyszła z nowym wazonem w ramach przeprosin za zniszczenie rodzinnej pamiątki, którą roztrzaskała o ścianę tuż nad głową Byakui. Nawet ona miała tyle przyzwoitości, by przyznać się do błędu. Potem coraz gorzej się dogadywali, aż w końcu zaczęli się nawzajem unikać. I teraz, gdy znów ich kontakty się w miarę polepszyły, ona zniknęła. Odeszła. Właściwie sam jej na to pozwolił. Mógł ją zatrzymać i dobrze o tym wiedział. Co do tej jednej rzeczy Kazuma miał stuprocentową rację. Znał przecież takie zaklęcia wiązania, którym nie dałaby rady uciec przy pomocy żadnych w świecie sztuczek. Mógł ją powstrzymać, poinformować wszystkich o jej planie, bo jakiś przecież musiała mieć. Ale nie zrobił tego. Dlaczego? Właściwie sam nie był do końca pewien. Nie było w jej oczach nic, co mogłoby go do tego przekonać. A może właśnie dlatego, że nie było w nich nic, nawet życia. Może dlatego nie miał serca jej powstrzymywać. Ale naprawdę nie wiedział. Jej zniknięcie nie było mu zbytnio na rękę i to pod wieloma względami. A jednak jej na to pozwolił. Może upatrywał w tym jakąś szansę. Nie było przecież wątpliwości, że uciekała od Kazumy i Chinatsu. To była doskonała okazja... Ale chociaż tego nie chciał, nie umiał dłużej kłamać, musiał przyznać, że bez niej zrobiło się pusto, cicho i jakoś tak... nudno. Zdążył się przyzwyczaić, że przez tak wiele lat, zawsze była gdzieś w pobliżu. I może nawet ta odrobina chaosu, którą wprowadzała do jego uporządkowanego świata sprawiała, że życie było chociaż odrobinę ciekawsze. Zwłaszcza po śmierci Hisany zrozumiał, jak bardzo potrzebna jest mu ta iskierka nieładu.
Wtem rozległo się pukanie do drzwi i do środka wmaszerował jeden z podwładnych.
-Dzień dobry, kapitanie Kuchiki - powiedział mężczyzna. - Kapitan głównodowodzący wzywa pana do siebie.
-Dobrze, już idę - odparł Byakuya i podniósł się z miejsca.
Pospiesznie udał się do wskazanego miejsca. Wszech-dowódca nie mógł przecież czekać. Na pewno miał też powód, by wezwać do siebie kapitana 6 oddziału, pomimo tego, że projekt współpracy z Czarnym Zakonem oficjalnie należał do Kazumy.
-Proszę wejść, Genryusai już czeka - oznajmił porucznik jedynki, gdy tylko zobaczył Byakuyę.
Ten skinął głową i posłusznie wmaszerował do gabinetu. Ukłonił się na powitanie i zaproszony gestem dłoni głównodowodzącego, usiadł na przeciw niego.
-Coś się stało? - spytał z powagą.
-Jak idzie współpraca z zakonem?
-Dobrze. Nie sądzę, żebym mógł poinformować o czymś, czego Kazuma nie powiedział.
-Kapitan Kurogane na moje pytania odpowiada ostatnio bardzo wymijająco. Trochę mnie to niepokoi.
-Pewnie dlatego, że Setsuko przepadła - powiedział Kuchiki. Nie zamierzał nikogo kryć, niezależnie od własnych pobudek i faktu, że pozwolił jej uciec, wciąż nie znosił niesubordynacji. - Zgaduję, że o tym nikt pana nie poinformował, kapitanie głównodowodzący.
Ten jednak zdawał się informację zignorować, co nie uszło uwadze dowódcy 6 oddziału.
-Kapitanie Kuchiki, wezwałem pana w konkretnej sprawie. Odczuwam z góry coraz większy nacisk. Rada pragnie eksterminacji wszystkich ghouli. Rozumie pan co to oznacza, prawda?
Kuchiki spojrzał na niego pytająco i w oczach wszech-kapitana dostrzegł potwierdzenie swoich podejrzeń.
-Rozumiem - odparł, groźnie marszcząc brwi. - Ale w obecnym momencie niewiele możemy zrobić. Zwłaszcza teraz...
-W porządku. Na razie postaram się jakoś załagodzić sprawę. Pokładam spore nadzieje w tym projekcie oraz osobach, które się nim zajmują. Liczę na postępy.
-Oczywiście. Zrobimy co w naszej mocy. Problem zostanie wyeliminowany tak szybko, jak tylko możemy.
Po powrocie do Czarnego Zakonu, Byakuya udał się na salę treningową, gdzie miał odbyć sparing z Shigeru i Kandą. Gówniarze coraz łatwiej dotrzymywali mu kroku podczas walk. Shigeru miał ogromny potencjał, może nawet większy, niż jego starsza siostra. Pomijając to, był jej wierną kopią. Niczym dwie krople wody, obie toksyczne i niebezpieczne. Te same czerwone oczy i niebezpieczny uśmiech, nieco szaleńczy. Tak, to rodzeństwo było iście szalone. Z pozoru zachowywali się jak inni, ale czasem było w nich coś... niepokojącego. Ale Kuchiki nie umiał zrozumieć na czym polega ich odmienność. Uśmiech o niczym jeszcze nie świadczył. Jednak właśnie ta iskierka chaosu, która w nich tkwiła, mogła zadecydować o zwycięstwie.
Po treningu Byakuya zamierzał porozmawiać z Koumiem na temat dalszych planów i w razie możliwości, udać się do Tokyo i osobiście rozeznać w sytuacji. W drodze jednak spotkał Kazumę, który wciąż nie otrząsnął się po odejściu Setsuko. Wszyscy wiedzieli, że szukał jej długimi godzinami, chociaż nie miał najmniejszych szans na to, by ją odnaleźć. Staczał się na skraj obłędu z jej powodu. Właśnie taki miała wpływ na otoczenie. Zarażała szaleństwem.
-Jeszcze się nie poddałeś? - Byakuya nie omieszkał wykorzystać okazji na trafny i zarazem także bolesny komentarz. - Chyba nie myślisz, że możesz ją odnaleźć?
-To twoja wina - warknął. - Pozwoliłeś jej odejść.
-A ty nie? Już o tym rozmawialiśmy. Sam to spowodowałeś, więc może lepiej trzeba było trzymać się Chinatsu, zamiast się wahać.
-Nigdy się nie wahałem... Nie... Nie chciałem jej tylko wystraszyć.
-Zamiast tego namieszałeś jej w głowie, a potem zacząłeś uganiać się za Chinatsu? - spytał kpiąco Kuchiki.
-Nic nie wiesz! - krzyknął Kazuma. - O niczym nie masz pojęcia. Ja... Nie miałem wyboru.
-I nagle się to zmieniło?
-Teraz kiedy zniknęła nic już nie ma znaczenia... Nic.
-Weź się w garść, Kazuma - skarcił go Kuchiki. - Wyglądasz jak wrak człowieka. To jest... shinigami. Przypominam ci, że mamy obowiązek do spełnienia, nawet gdybyś musiał Setsuko zabić przy waszym kolejnym spotkaniu.
-Co masz na myśli?
-To, co powiedziałem. Nie wiemy, dlaczego ani dokąd odeszła. Jest zdolna do wszystkiego.
-Jak możesz tak mówić... Czy ty naprawdę kiedykolwiek...
-Jakie to ma dla ciebie znaczenie?
-Ogromne, ponieważ wszystkie kłopoty sprowadziłeś na nas ty.
-To żałosne zwalać winę na innych, nie sądzisz? - odparował Byakuya i zmarszczył brwi. - Nie grałeś czysto - rzucił na odchodne - Nie będę tolerował takiego zachowania, nawet ze strony rodziny.
Kazuma przez chwilę gotowy był rzucić się na kuzyna, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. To nie była pora, by walczyć między sobą. Mieli o wiele większe problemy. Aogiri po ostatnim wybryku Setsuko było niczym rui rozwścieczonych os albo szerszeni. Stali się jeszcze bardziej aktywni, niż kiedykolwiek, dając się we znaki Czarnemu Zakonowi oraz shinigami. Klan Noah również nie przebierał w środkach. Odkąd połączyli siły z espadą, stanowili nie lada zagrożenie dla egzorcystów, których ostatnio wielu już zginęło. Sytuacja była bardzo zła. Do tego zniknięcie Setsuko, które wszyscy dość boleśnie odczuli. Kazuma nawet mocniej, niż pozostali. Był z nią dość blisko? Może to złe określenie. Właściwie nie wiedział, jakie byłoby odpowiednie, ale jej zniknięcie naprawdę było dla niego ogromnym ciosem. Stracił przyjaciółkę, porucznika i kogoś na kim mu zależało w jednym. Nie potrafił się po tym pozbierać. W znacznej części obwiniał za to Byakuyę, który od dłuższego czasu urzeczywistniał jakiś nie zrozumiały dla niego plan. Nie rozumiał intencji swojego kuzyna. Ale w ostateczności to sam doprowadził do takiego stanu rzeczy. Zbyt wiele razy dał Byakuyi okazję do mieszania w ich życiu. A przecież jedyne, czego pragnął to chronić Setsuko. Mógł tylko ukryć fakt jej zniknięcia przed przełożonymi, by zawsze miała dokąd wrócić. Ale był gotowy rzucić wszystko dla niej. Teraz to wiedział. Tylko, że teraz było już za późno. Odeszła, była poza jego zasięgiem, jak zawsze zresztą, ale tym razem naprawdę odeszła. Nie miał pojęcia, co się z nią dzieje, ani nawet czy jeszcze żyje. Gdzie się właściwie podziewała? Nikt nie wiedział. Zupełnie nikt. Nie powiedziała nawet jednej osobie, inaczej gotów byłby zabić, byle tylko pozyskać jakieś informacje na temat miejsca jej pobytu. Dlaczego zniknęła? Czy chciała tylko uwolnić się od niego, od swojego życia, problemów? A może znowu działała gdzieś w ukryciu, jak w przypadku ataku na siedzibę Aogiri? Jak dalece zaplanowała swoje działania? I do czego właściwie dążyła? Może każde jej posunięcie, każdy ruch, każde słowo i łzy były po to, by w cieniu mogła działać po swojemu. Kazuma był już gotowy uwierzyć we wszystko na jej temat. A może zwyczajnie się załamała? Nie. To było coś, czego nie umiał sobie wyobrazić. Nie z jego powodu przynajmniej, nie był w stanie doprowadzić jej do takiego stanu, skoro nie mógł się do niej nawet zbliżyć. Zawsze pozostawał jakiś dystans. Tylko co w tym wypadku mogło ją doprowadzić do załamania i rzucenia wszystkiego? Czy było w ogóle coś takiego, skoro nawet po zdradzie Hotarubi otrząsnęła się tak szybko? A może jak zwykle się mylił? Może tak naprawdę nic nie wiedział i od początku wszystkie jego przypuszczenia były błędne?
-Gdzie jesteś - wyszeptał, uderzając pięścią w ścianę. - Wróć... proszę...
-Kazuma, coś się stało? - spytała Chinatsu, pojawiając się znikąd.
-Masz raport?
-Nie... Przyszłam porozmawiać o nas.
-Odejdź - warknął Kazuma. - Nie mamy o czym rozmawiać. Oszukałaś mnie.
-Nie oszukałam cię - zaśmiała się w odpowiedzi. - Sam dałeś się oszukać, dopatrując się swojej szansy w tym układzie. Ja tylko spełniałam prośbę dziadków.
-Wszystko ukartowałaś, od początku pragnąc tylko jednego.
-To prawda, ale nigdy nie twierdziłam, że jest inaczej. Jestem z klanu Miyagi, my zawsze zdobywamy to czego chcemy.
-Nie tym razem.
-Jesteś pewien? Ona odeszła, nie ma jej. Jak długo chcesz jeszcze udawać, że nie potrzebujesz porucznika?
-Ona wróci.
-W końcu i tak zmienisz zdanie - stwierdziła spokojnie.
-Odejdź! - zagrzmiał Kazuma.
-Ale pamiętaj... Nie kłamałam, mówiąc "kocham cię" - oznajmiła spokojnie Chinatsu. - Nic się nie zmieniło.
-Powiedziałaś, że to tylko tymczasowo. Dla dobra obu rodzin, dla dobra interesów, bo twoi dziadkowie nalegali na nasz ślub.
-Ale czy nie dotrzymałam słowa? Interesy poszły przecież doskonale - zauważyła.
-A tym czasem ty zrobiłaś wszystko, by Setsuko uwierzyła, że to prawda.
-Nie wyprowadziłeś jej z błędu.
-Dlaczego w twoich ustach brzmi to tak, jakbym to ja był wszystkiemu winny.
-Nie winny, ale naprawdę naiwny. Cóż... naiwność do cecha dobrych ludzi, więc na swój sposób powinieneś być z siebie dumny - stwierdziła Chinatsu i ucałowała Kazumę w policzek.
Odepchnął ją.
-Nie kpij ze mnie! Nie wiedziałem, że tymczasem mieszasz jej w głowie!
-Mieszam w głowie? Ja tylko powiedziałam jej kim jest. Nawet nie kłamałam.
-Byłem naiwny, to fakt. Sądziłem, że to tylko zwykła niechęć z twojej strony. Nie myślałem, że zwyczajnie próbujesz ją zniszczyć.
-To nie ma znaczenia. Osiągnęłam swój cel. Już prawie. Musisz mnie jeszcze tylko mianować porucznikiem.
-Nie. Już raz popełniłem taki błąd. Obiecałem sobie, że już nigdy nie mianuję porucznikiem kogoś, kto na to nie zasługuje.
-Jesteś podły, mam przecież doskonałe kwalifikacje na to stanowisko.
-Ale brakuje ci serca.
-Odeszła. Pogódź się z tym - rzuciła na odchodne Chinatsu. - I oby już nigdy nie wróciła. Lepiej będzie jej daleko stąd.
Taka była prawda. Córka zdrajczyni z Rukongai nie miała prawa nazywać się shinigami. Jakim właściwie prawem została mianowana porucznikiem. Przecież tak ważne stanowisko powinien piastować ktoś o odpowiednich kwalifikacjach oraz statusie społecznym. Chinatsu miała to wszystko, a jednak tytuł porucznika wciąż był tak odległy. W jej oczach wszystkie kobiety z rodziny Tomori były jakieś takie... Złe. Właściwie nie potrafiła znaleźć odpowiedniego określenia. Lecz zabierały rodzinie Miyagi sprzed nosa to, co najlepsze. To, na co nie zasługiwały. Rościły sobie prawa do czegoś, co było poza ich zasięgiem. I o tyle, o ile Chinatsu nie do końca rozumiała historię związaną z Reiko Tomori, o tyle doskonale potrafiła zrozumieć dziadków, obserwując Setsuko. Była problematyczna, w każdym tego słowa znaczeniu. Chinatsu poszperała trochę na temat jej wyczynów. Włamanie do oddziału 12 i zniszczenie sprzętu, a i tak przyjęli ją potem do akademii. Podobno wstawiło się za nią 2 ówczesnych kapitanów Gotei 13. I z jakiej racji, poparli jakąś smarkulę z Rukongai? A ta, chociaż otrzymała tak ogromną szansę, akademię skończyła z wynikiem zaledwie przeciętnym. I jeszcze śmiała się nazywać przyjaciółka Kazumy i Byakuyi. Pal licho z tym nieżyciowym dziedzicem rodziny Kuchiki, ale Kazuma? Ona zwyczajnie nie zasługiwała na jego towarzystwo. A jednak kapitan Kurogane wolał swoją problematyczną porucznik od bogatej i zdolnej córki rodu Miyagi. Niedopuszczalne! Wszystko byłoby idealnie, gdyby Setsuko przepadła. Dziadkowie mieli rację. A jednak nawet nieobecna przysparzała Chinatsu wiele kłopotów. Wciąż trzymała w swoich brudnych łapskach tytuł porucznika oraz serce Kazumy. I jakimże prawem? Tak, jakby nie mogła się po prostu poddać, zniknąć i usunąć się w cień. To byłaby jej najlepsza decyzja w tym marnym życiu. Pozwolić tym lepszym piastować tak wysokie stanowisko. Nie przeszkadzać, ani nie zawadzać. Gdyby zniknęła na dobre... Gdzieś tam daleko, może rodzina Miyagi pozwoliłaby jej żyć w spokoju. Ale nie, wciąż odbijała się echem w rozmowach wszystkich wokół. Nawet nieobecna, była jakby żywa. Toteż zasłużyła sobie na to cierpienie. Niech wie, gdzie jej miejsce. I lepiej, żeby nie wracała. Niech wszyscy o niej zapomną. Przynajmniej będzie spokój. Jakim w ogóle cudem ta dziewucha zyskała taką przychylność otoczenia, w tym wielu kapitanów. Dlaczego? Jak? Jakim prawem? Spoufalała się z tyloma osobami, którym Chinatsu mogła się jedynie kłaniać z daleka. Jakich czarów użyła? Powinna po prostu przepaść.
Chinatsu, zamyślona wpadła na kogoś, niedaleko wyjścia z Czarnego Zakonu. Zmarszczyła groźnie brwi i spojrzała na tego, kto śmiał wejść jej w drogę. Zamarła, na widok Setsuko. Jakim cudem ta wywłoka śmiała się tu znów pokazać. Jednak coś było nie tak. Po dłuższej chwili namysłu, Chinatsu zrozumiała, że to ktoś inny, lecz bardzo do niej podobny. Z tym, że to mężczyzna. Młody chłopak, łudząco podobny do Setsuko. Od kiedy ona miała brata? Przecież w aktach jej dotyczących nie było żadnej wzmianki o drugim pomiocie Reiko Tomori. A jednak, nie było co do tego wątpliwości. Rodzina Tomori była wszędzie, jak zaraza, przekleństwo. Powinni wszyscy zniknąć.
-Uważaj jak chodzisz - warknęła.
-Jasne, sorry- mruknął w odpowiedzi Shigeru i już miał się oddalić, ale zatrzymał się. - Ej... Ja cię skądś znam...
-Oczywiście. Jestem oficerem 3 oddziału - oznajmiła dumnie Chinatsu. - Dziwne by było, gdybyś mnie nie kojarzył. Jestem przecież z rodu Miyagi.
-Już wiem. To ty jesteś tą wredną laleczką z oddziału Setsu.
-Słucham?
-Przeliterować, żeby twój pusty blond hełm mógł przetworzyć informacje?
-Hpmh! Tak, jakby twoje słowa miały znaczenie.
-To ty nagadałaś Setsu jakiś bzdur - zauważył. - Podobno mówiłaś źle o naszej matce. Może zechcesz mi to powtórzyć? - zaproponował, łapiąc katanę.
-Z przyjemnością - padło w odpowiedzi. - Tylko uważaj, żebyś się nie skaleczył.
-Uważaj, żebyś się nie sparzyła. Bo ci tapeta spłynie - syknął Shigeru i już gotów był do ataku, kiedy coś uderzyło go w głowę.
-Żadnych walk - powiedziała Leenalee, marszcząc groźnie brwi. - To tyczy się was oboje. - Spojrzała znacząco na Chinatsu, dając pani oficer do zrozumienia, iż nie jest zbyt mile widziana w progach zakonu.
-Do zobaczenia - zaśmiała się, zostawiając parę młodych egzorcystów samych sobie.
Shigeru po powrocie do pokoju opadł ciężko na łóżko i otworzył puszkę piwa. Westchnąwszy ciężko, upił kilka sporych łyków. Był zmęczony po treningu z Byakuyą. I jeszcze ta cała Chinatsu. Zaś Kuchiki... Ten buc dawał jemu i Kandzie niezły wycisk każdego dnia. Może nawet lepiej, bo czasem byli zbyt zmęczeni, żeby nawet myśleć. W innym wypadku wciąż rozmyślał, co dzieje się z jego siostrą, po tym jak przepadła bez śladu. Gdzie się podziewała i co robiła? Nie wiedział nawet czy żyje, ale podejrzewał, że jeśli wróciła po 10 latach to i teraz łajza szlaja się gdzieś po świecie cała i zdrowa. Przynajmniej taką miał nadzieję.
Nie potrafił jej jednak wybaczyć, że go zostawiła. Znowu go zostawiła, ale nie to miał jej za złe. Jeśli miała jakiś powód... Zrozumiałby, a przynajmniej postarałby się zrozumieć, a jednak ona nie dała mu szansy. Nie tylko nie pozwoliła mu uczestniczyć w swoich niecnych planach, a nie poinformowała go nawet o swoim odejściu, ani czy w ogóle wróci. A sama znów się narażała, dokładnie jak 10 lat temu. Wtedy też zostawiła go samego, odeszła wraz z ojcem, chociaż wiedziała, że to niebezpieczne. Znów tylko Shigeru nic nie wiedział i nic nie mógł zrobić. Właśnie dlatego poświęcał treningom całego siebie. Chciał wierzyć, że jeśli zyska na sile, siostra zacznie go traktować poważnie, ale nawet to było dość złudną nadzieją. Czuł się do niej silnie przywiązany. W końcu czekał na nią tak wiele lat, ale zauważył, że to działa tylko w jedną stronę. Nie pamiętała go i być może nie było szans, by kiedykolwiek odzyskała wspomnienia. A bez nich byli sobie obcy. Nie bał się, że zostanie sam. Miał przyjaciół. Bał się tylko, że znów ją straci. Nie... Już ją stracił, bał się tylko, że już nie odzyska. Chciał ją chronić. Co z tego, że była starsza? To tylko pieprzone 4 lata. Była jego ukochaną siostrą, chciał by była bezpieczna, by była szczęśliwa, ale ona nigdy nie dała mu szansy. Zaklął szpetnie i napił się piwa. Wtedy usłyszał pukanie do drzwi, a potem znajomy głos.
-Shigeru, to ja... Mogę wejść?
-Chodź - mruknął. - Chcesz piwa? - spytał.
-Nie, dzięki - odparła Bris, uśmiechając się łagodnie. Po chwili jednak zmarszczyła brwi, mówiąc - I ty też nie powinieneś przesadzać. Nie chcę, żebyś topił smutki w alkoholu.
-Nie topię smutków - prychnął. - Nie mogę się już napić zimnego piwa po treningu?
-Codziennie?
-Wcale nie codziennie. Nie piłem ostatnio...
-No? Kiedy? - spytała z wyrzutem Bris. - Wiem, nie jesteś już dzieckiem, ale martwię się o ciebie, wiesz?
-Wiem. Sorry. Ale nic mi nie jest.
-Nie wygląda mi to na nic. I jeśli sam nie wygarniesz jej, kiedy wróci, to ja to zrobię i zasadzę jej takiego kopa w dupę, że popamięta. Setsuko może być sobie twoją siostrą, ale nigdy nie zyska mojej sympatii, jeśli będzie się tak zachowywać.
-Na pewno miała jakiś powód.
-To świetnie, że tak w nią wierzysz, ale może lepiej o niej zapomnieć. Może nie być warta twojej uwagi. Dobrze wiesz, że czasami nawet więzy krwi nic nie znaczą. Tak jak w przypadku mnie i moich... - mimo upływu lat, głos i tak jej się załamał.
-Wiem, Bris... Ale ona nie... To nie to samo.
-Mam nadzieję, że masz rację. Nie chcę, żebyś cierpiał, jeśli ona okaże się nie być taka wspaniała za jaką ją uważasz.
-Wiem, Bris, wiem... Ale nie martwię się, bo mam ciebie.
-Słodzisz mi, ale to nic ci nie pomoże. Przestań tyle pić i koniec.
-Dobrze, dobrze. Będę miał to na uwadze. Kiedyś.
-Shigeru!
-Dobra, dobra. Dziś jest ostatni raz. Zadowolona?
-No. Ja myślę, że ostatni - zaśmiała się Bris i uśmiechnęła radośnie, po czym pogładziła Shigeru po włosach.
-Proszę. Daj jej szansę, gdy wróci.
-Niech ci będzie. Mam w takim razie nadzieję, że wróci... Nie ma jej już jakiś czas...
-Wróci.
Bris westchnęła ciężko i wyszła. Nie miała już sił, by przekonywać Shigeru. Sam musiał się jakoś zebrać, ale wiedziała, że sobie poradzi. Był silny. Miała tylko nadzieję, że nie zawiedzie się na siostrze już bardziej, niż dotychczas. Chciała dla niego jak najlepiej, ale nie umiała mu pomóc, kiedy chodziło o sprawy rodzinne. Ze swoją nie miała przecież żadnego kontaktu. Ba! Wyrzekli się jej. Może to i lepiej. Musiała jeszcze napisać do Wilczego, z którym była w kontakcie odkąd porzuciła misję w Aogiri. Sporo mu zawdzięczała. Gdyby nie cynk o zagrożeniu, byłaby w poważnych tarapatach. A wszystko za sprawą dziwnego porozumienia, między Wilczym, a Setsuko, która posiadała faktycznie pewien dar zjednywania sobie ludzi. Ona sama również nie pałała do niej niechęcią, chociaż w swoim mniemaniu, czuła, że powinna. Chociażby ze względu na Shigeru. Toteż dość otwarcie wyrażała swoje surowe sądy, w duchu modląc się, żeby Setsuko ich nie zawiodła. Nie rozmawiały dotychczas zbyt dużo, a jednak. Może dlatego, że nadawały na podobnych falach. Rozumiały się niemal bez słów. Setsuko zostawiła Shigeru by udać się na jakąś samozwańczą misję. Nie było to mądre, ale nie różniło się zbytnio od tego, co zrobiła Bris, mieszając się w szeregi Aogiri. Również postawiła Koumiego i resztę przyjaciół przed faktem dokonanym i rzadko raportowała z braku możliwości. Czy miała zatem prawo osądzać innych?
Dla Hotarubi był to pracowity dzień. Miała spotkać się z Aizenem, żeby zdać mu raport z postępów, a potem spotkać się z Milenijnym i klanem Noah, by omówić kilka bieżących spraw. Tylko po to, by następnie użerać się z częścią Espady, omawiając z nimi dosłownie to samo, gdyż odmówili oni siedzenia przy jednym stole ze swoimi gospodarzami. Istna dzicz. No i jeszcze sprawa Setsuko, która nagle przepadła bez wieści. Nie, to nie tak, że Hotarubi się o nią martwiła. Jej dawna przyjaciółka, jak to sama nie raz mówiła "była żywtonym stworzeniem", więc na pewno była cała i zdrowa. No, przynajmniej na ciele. Niemniej jednak stanowiła zagrożenie, a teraz przepadła bez wieści. Już od prawie dwóch miesięcy nikt nie mógł wpaść na jej trop. Jej zniknięcie mogło przecież popsuć plan Hotarubi.
-Co ta furiatka znowu wymyśliła? - mamrotała pod nosem, przemierzając szybkim krokiem białe korytarze Las Notches. - Niech to...
-Czyżby coś się stało? - usłyszała znajomy głos i spojrzała na jego właściciela. Ten przeczesał palcami swoje różowe włosy i uśmiechnął się wrednie. - Gdy ostatnio się widzieliśmy, też byłaś taka wkurzona. Nie pamiętasz? Podczas naszego małego ataku na shinigami.
-To prawda. Wtedy też...
-Jak mniemam, chodzi też o tę samą osobę, co zawsze? - spytał Szayel. - Może potrzebujesz pomocy profesjonalisty?
-Nie... Właściwie tak.
-Zdecyduj się.
-Setsuko zniknęła, przepadła, wszelki ślad po niej zaginął.
-To źle? Masz problem z głowy.
-Nie. Ona żyje, wiem to. Tylko przepadła i martwi mnie to, co być może właśnie robi - wyjaśniła Hotarubi - Nie zapominaj, że ona chce nas dopaść za wszelką cenę.
-Ona chce dopaść ciebie.
-Was załatwi przy okazji.
-O ile da radę - zakpił Szayel.
-Nie lekceważ jej - fuknęła Hotarubi i przygryzła wargę.
-Doprawdy nie rozumiem, dlaczego tak obawiasz się kogoś, kto nigdy nie potrafił ci dorównać. Czy nie była czasem niższa rangą? Lepiej nie przyznawaj się, że się jej boisz, inaczej stracisz szacunek tej hałastry.
-Nie boję się jej - odparła już spokojniej. - Ale najlepiej wiem do czego jest zdolna. W końcu jako jedna z nielicznych wiem, kim naprawdę jest.
-Oh... Teraz mnie zaciekawiłaś. Chętnie dostałbym ją w swoje ręce. Raz dwa przekonałbym się kim jest.
-Spróbuj ją znaleźć.
-Jak?
-Masz przecież próbkę jej reiatsu. Czyń swoją magię geniuszu. Czyż nie obiecałeś pomóc? Dobrze wiem, że możesz to zrobić.
-Mogę, ale to będzie kosztować...
Drzwi się otworzyły i Hotarubi z dumnie uniesioną głową weszła do środka. Obdarzyła obecnych przelotnym spojrzeniem i jak zawsze skierowała się w stronę białej kanapy, gdzie spoczęła. Nie odezwała się, czekała, by przekonać się, co oni mają do powiedzenia. Nie bez powodu przecież zebrali się tu wszyscy.
-Jak mają się sprawy na ziemi?
-Przecież wiesz - stwierdziła Hotarubi, lecz posłusznie odpowiedziała na pytanie - Udało nam się zdobyć trochę innocence. Co prawda Espada jest... nieco trudna do opanowania, ale zdołałam ich przekonać przynajmniej do względnej współpracy - oznajmiła. - Ale Czarny Zakon jest silny, teraz z pomocą shinigami, już w ogóle. Co nie zmienia faktu, że ich porażka to tylko kwestia czasu. Sam dałeś nam czas, by się z nimi pobawić. Bo czym innym to jest, gdy powoli niszczymy ich ducha walki?
-Rozumiem - odparł Aizen i zapadła długa cisza. Nie uszedł uwadze Hotarubi fakt, że tym razem nikt nie zaoferował jej herbaty. Coś musiało się wydarzyć. Coś o czym nie miała pojęcia, a niewiedza napawała ją niepokojem. Spojrzała pytająco na byłego kapitana 3 oddziału, a ten skinął delikatnie głową. Miała rację. - Czy wiesz może co wydarzyło się jakiś czas temu w Aogiri?
-Skąd miałabym wiedzieć, skoro Aogiri nie jest pod moim nadzorem?
-Ale byłaś tam.
-Tylko na jakiś uroczystościach.
-Gin, powiedz jej...
-Hotarubi, Niecałe trzy miesiące temu miało miejsce włamanie, a może raczej atak na siedzibę główną Aogiri.
-Słucham? Na siedzibę główną?
-Skradziono 7 innocence, które miałem odebrać.
-Aż 7?
-Dwa udało nam się odzyskać, to, które otrzymał oddział 12 w celach badawczych i jedno z sejfu 3 oddziału. Nie wiemy jednak, co z pozostałymi.
-Shinigami zaatakowali Aogiri? Który oddział? - spytała Hotarubi, w napięciu oczekując dalszych wieści.
-Nie oddział.
-Grupa pracująca z Czarnym Zakonem?
-Jedna osoba.
-Jedna osoba?
-Setsuko - odparł spokojnie Gin. - Zupełnie sama wparowała do ich siedziby i wykradła innocence. Fakt, że musiała mieć informacje od kogoś z wewnątrz, nad czym pierwsza ranga już pracuje.
-I jaki związek ma to ze mną? To świadczy tylko o niekompetencji ghoul.
-Chcemy tylko byś spróbowała odzyskać tamte innocence - oznajmił Aizen.
-Pewnie są w Czarnym Zakonie. Nie... Nie koniecznie. Może ze 2 albo 3, a resztę pewnie ukryła.
-To już wiesz co należy zrobić.
-Tak, chyba nawet mam pomysł, gdzie mogła je ukryć... Jest tylko problem, bo sama Setsuko przepadła jak kamień w wodzie.
Aizen spojrzał na Hotarubi i zmarszczył brwi.
-Jak to... Przepadła? - spytał.
-Zniknęła, ale pracuję już nad tym, by ją znaleźć, zanim znowu nabroi.
-Dobrze by było.
-Może wreszcie zrealizujemy TĄ część planu, gdy się znajdzie? - zaproponowała, akcentując wyraźnie.
-Nie. Jeszcze nie.
-Doprawdy nie rozumiem na co czekasz - mruknęła Hotarubi.
-Decyzja nie należy do ciebie - skarcił ją Tousen, który dotychczas pozostawał w cieniu.
Jak zawsze reagował tylko wtedy, gdy ktoś sprzeciwiał się Loczkowi.
Po powrocie do Arki, Hotarubi miała jeszcze bardziej podły nastrój, niż wcześniej. Tylko Stsuko swoimi działaniami potrafiła zdenerwować ją do tego stopnia. Jak zawsze. Rozmowa z Milenijnym Earlem również nie wniosła do jej życia nic nowego. Poza tym, że miała z Espadą do przeprowadzenia rozmowę wychowawczą. Znudzona brakiem walk dwójka z trzech arrancarów ku rozpaczy gospodarza, niszczyła Arkę w zastraszającym tempie. Nawet cierpliwość grubaska mogła się kiedyś wyczerpać. Co prawda wciąż miał większe zmartwienia, niż to, jednak męczyło go ciągle naprawianie ukochanego domu.
-W takich chwilach cieszę się, że tu jesteś - powiedziała do Uluquiory, który spojrzał na nią, wyraźnie nie rozumiejąc wyrwanej z kontekstu pochwały. - Jeszcze, żebyś tylko umiał poskromić te bestie...
-Yo, mała zdziro - usłyszała i poczuła na karku czyjś gorący oddech. - Chyba mnie szukałaś, suko.
-Nnoitra... Znowu pokłóciłeś się z pastą do zębów? - spytała. - Bo jedzie ci z paszczy.
-Coś ty powiedziała?
-Że ci śmierdzi z pyska, więc przestań mi sapać przy karku, zboczeńcu.
Ogromne ostrze zmiażdżyło ziemię w miejscu, gdzie jeszcze sekundę temu stała Hotarubi. Wiedziała, że to nie przelewki. Znudzona bestia szukała zwady, wciąż sądząc, że ma nad nią przewagę. Nie śmiała zaryzykować otwartą walką z destrukcyjnym szóstym espadą, ale szowinistyczna piątka stanowczo na to zasługiwała. Wszystko zniknęło w gęstej mgle.
-Znowu te twoje sztuczki? - wysyczał Jiruga. - Drugi raz nie zadzia... - nie zdążył jednak dokończyć i runął na ziemię, krzycząc przeraźliwie.
Jednak nawet wrzaski i wierzganie powoli ustępowały ciszy, aż w końcu zniknęły zupełnie. Mgła również zaczęła się rozrzedzać i wtedy Hotarubi dostrzegła znajomą sylwetkę. Szósty espada siedział z nogą na nodze na dachu jednego z pokoików Arki. Wyglądał na niezwykle skupionego, o czym świadczyła głębsza niż zwykle bruzda pomiędzy brwiami. Hotarubi zaczynała się czuć nieswojo od przenikliwego spojrzenia niebieskich oczu. Zastanawiała się, jak długo tam siedział. W ogóle nie wyczuła obecności Grimmjowa, a on też nie kwapił się, by poinformować wszystkich o swoim przybyciu, jak to zawsze czynił. Nie miała jednak wątpliwości, że obserwował całe zajście. Nie dołączył też do walki i bynajmniej z powodu strachu przed jej zdolnościami, a raczej powstrzymał się w celu przeanalizowania sytuacji. Nagle zniknął i pojawił się tuż przed nią.
-Co mu zrobiłaś? - spytał, niepokojąco spokojnym głosem.
-Martwisz się o kolegę?
Słysząc to szósty wyszczerzył tylko kły w ostrzegawczym grymasie.
-Nie każ mi się powtarzać - warknął, wyciągając łapsko w stronę Hotarubi. Ta jednak uchyliła się. - Grand Ray Cero - powiedział tylko i wszystko zalało światło.
A jednak. Nie mogło obyć się bez walki, której Hotarubi tak bardzo chciała uniknąć.
-Droga wiązania numer 68! - krzyknęła.
-Jesteś zbyt wolna - usłyszała przy uchu chrapliwy głos Grimmjowa.
Zdążyła tylko spojrzeć w tamtą stronę, gdy ponownie błysnęło cero. Nie zdążyła uciec. Światło przeszło przez jej brzuch, tworząc dziurę, niczym ta u arrancarów. Szósty espada prychnął, nieco rozczarowany, że tak łatwo poszło. Patrzył z pogardą na Hotarubi, która dławiąc się krwią, upadła na ziemię.
-Z królem się nie zadziera.
Uluquiora zmarszczył brwi. Nawet on nie przypuszczał, że wydarzy się coś takiego. Był już gotów wrócić do Hecuo Mondo i przekazać Aizenowi, co się stało.
-Nie tak prędko - usłyszeli. Grimmjow też zmarszczył brwi i spojrzał na Hotarubi. Nie było wątpliwości, co do tego, że była martwa, ale trupy przecież nie mówią, a wyraźnie słyszał jej głos. - Jesteś pewien, że wyobraźnia nie płata ci figli? - tym razem się nie przesłyszał. Odwrócił się rozwścieczony i wyciągnąwszy katanę, wbił ją w brzuch dziewczyny.
Nie miał wątpliwości, że ostrze wykonało zadanie. Poczuł lekki opór, ale udało mu się przebić. Z ust ofiary popłynęła stróżka krwi. Bez wahania wyciągnął Panterę, aż chlapnęło krwią. Czuł metaliczny zapach życiodajnego płynu. A jednak uśmiechała się. Tym razem nie upadła nawet na ziemię. Była potworem? Nie. To nie to. Bawiła się. Używała tanich sztuczek, na nim, na królu Hueco Mundo. Dopiero wtedy dostrzegł, że wokół unosi się lekka mgła. Mała shinigami mogła oszukać jego wzrok, ale to nie był jedyny zmysł, jaki posiadał. Zamknął oczy i pozwolił swoim instynktom działać. Poruszał się po omacku, a jednak robił to bardzo swobodnie. W końcu użył sonido i wciąż nie otwierając oczu wyciągnął przed siebie rękę, po czym zacisnął dłoń na szyi Hotarubi.
-Mówiłem, że nie ze mną takie numery - warknął, ściskając coraz mocniej.
Tym razem nie miał najmniejszych wątpliwości, że ją dopadł. Otworzył oczy, mgły już nie było. Z dziką satysfakcją przyglądał się, jak twarz shinigami z czerwonej robi się bardziej sino-fioletowa. Byłby ją pewnie udusił, ale Uluqiora położył dłoń na jego przedramieniu i pokiwał głową z dezaprobatą. Nie zamierzał słuchać tej gnidy, ale zabicie shinigami mogło nie być najmądrzejszym posunięciem. Przynajmniej nie dopóki nie spełniła swojej obietnicy o wystawieniu mu kogoś wartego uwagi. Rozluźnił uścisk.
-Oby to był ostatni raz - wycedził i puścił ją.
Hotarubi miała pomysł, gdzie może znajdować się innocence zwinięte z siedziby Aogiri. Jej przyjaciółka miała kryjówkę w świecie ludzi. Urządziła się gdzieś w kanałach pod Karakurą. Hotarubi raz tylko widziała, gdzie jest wejście i to dawno temu, nie wspominając o tym, że nie znała drogi. Była jednak gotowa błądzić po kanałach godzinami, byle tylko odpocząć od tych bestii, zwanych Espadą, Noah i Aizena wraz z jego świtą. Wiedziała, że za obecny stan rzeczy mogła winić tylko siebie i nie zamierzała się wycofywać. Jednak było jej ciężko. Musiała to przyznać, nie mogła się już dłużej oszukiwać. Miała ochotę płakać, zamknąć się z dala od tych potworów. Ale nie było odwrotu, nie było wyjścia, musiała przeć do przodu. Właśnie dlatego nie wzięła ze sobą nawet Ggio, wciąż nie wiedziała do jakiego stopnia może mu ufać, ani czy w ogóle.
Westchnęła ciężko i ruszyła wgłąb tunelu. W oddali usłyszała popiskiwanie i plusk.
-Szczury? - mruknęła.
Nie zawahała się jednak, brnąc dalej przed siebie. Usłyszała głos, zupełnie jakby zza światów, szeptał do niej sam diabeł. Aż jej się włosy na głowie zjeżyły. Niezbyt przyjemne uczucie dreszczy wędrujących po plecach nie przeszkodziło jej w parciu do przodu. Zaśmiała się, widząc zawieszone na drucie radyjko na baterie, z którego leciało nagranie piekielnych szeptów. Nie powstrzymały jej również liczne pułapki. Mimo tych wszystkich przeszkód Hotarubi zapuszczała się w coraz głębszy mrok. Ten zdawał się ją pochłaniać, wciągać do swojego epicentrum. Oblał ją zimny pot. Zrobiło się duszno. Płuca walczyły o powietrze, a źrenice wyłapywały każdą drobną wiązkę światła, lecz ono wydawało się nie istnieć w tym mrocznym, odizolowanym miejscu. Naprawdę przypominało drogę do Hadesu, ale Hotarubi od zawsze podejrzewała, że Setsko po godzinach pracuje jako licho w czeluściach piekła. Oczami duszy widziała swoją dawną przyjaciółkę ze złotymi widełkami i rogami, dźgającą smażących się w piekle grzeszników. Starała się zignorować drapiący zapach ścieków, który nasilał się z każdą chwilą, przyprawiając ją o mdłości. Ale nie mogła zawrócić, nie kiedy byłą tak blisko. I nie kiedy czuła z góry taki nacisk na odzyskanie innocence. Nikt nie powiedział tego na głos, a jednak była całkowicie świadoma konsekwencji jakie mogły na nią czekać gdyby zawiodła. Dlatego zawieść nie mogła i koniec. Nie było takiej opcji. I ta zawziętość doprowadziła ją do celu. Zrobiło się jaśniej, bardziej przejrzyście, a powietrze wreszcie zwiększyło zawartość tlenu. Dała sobie chwilę na złapanie oddechu i rozejrzała się po pomieszczeniu, o ile można było to tak nazwać. Zobaczyła starą zatęchłą kanapę, dwa fotele i stół, zaś gdzieś po drugiej stronie stertę puszek i butelek.
-Stare dobre czasy akademii - zamyśliła się.
Wszystko było pokryte taką warstwą kurzu, jakby nikt tam nie mieszkał od tysiąca lat. Wreszcie wypatrzyła coś co miało imitować sejf. Spróbowała złamać szyfr, ale po trzeciej porażce poddała się, stawiając na starą dobrą metodę. Siłą wywaliła drzwiczki, które z hukiem runęły na ziemię. Jednak innocence nie było w sejfie. Zamiast tego znajdowała się tam koperta. Wyjęła ją i otworzyła, by spojrzeć na list.
"Jest tu klimat, nie? Taki z piekła rodem, że się niemal halunów dostaje. Długo nad tym pracowałam. To taki system antywłamaniowy. Jak widać wciąż potrzebuje dopracowania, jeśli udało ci się tu dotrzeć. Cóż... Gratuluje dotarcia aż tutaj. Brawoo... Jaka szkoda, że innocence już tu nie ma. Przewidziałam, że się zjawisz i zabrałam je w bezpieczne miejsce. Łyso ci?"
Widzę, że Bakusiowi smutno się zrobiło po odejściu Setsu. No tak, nie ma kto wszystkiego dookoła rozwalać, a tego nie da się nie zauważyć. Zresztą wszyscy jakoś to odczuli. Żal mi Shigeru, nim w pełni odzyskał siostrę, już znów ją stracił i niewiele może z tym zrobić. Dobrze pojechał Chinatsu i choć raz żałuję, że pojawiła się Lenalee i zabroniła im walczyć. Może by panna "jestem taka cudowna, bo z wysokiego rodu" dostałaby nauczę. Natomiast Kazumy w ogóle mi nie szkoda. Sam do tego doprowadził swoją bezmyślnością i teraz musi się zmierzyć z karą. Nie trzeba było kombinować. Powoli tracę do niego szacunek.
OdpowiedzUsuńMała, biedna Hotarubi już nie może z całą hałastrą. Masz za swoje. Płacz, wyj i tak nic ci nie pomoże. Setsu potrafi ją załatwić nawet nieobecna. Notka z sejfu rozwalająca. O tak, końcówka przyćmiewa resztę.
Pozdrawiam
Laurie
No dobra, zapowiedziałaś rozdział tak, ze spodziewam się gołego Grimmjowa rozwalonego na tapczanie ;D
OdpowiedzUsuńO kurwa, widze bykuna jako perfekcyjnego pana odziału ;D tak <3
Wazon pryskający nad głową Byakuyi ;D Ok, drugi punkt, na razie wywiązujesz się z zapowiedzi ;D
Ok, ok, czekaj, mój nieskompikowany zwierzecy mozg wlasnie olsnilo.
BYAKUYA I SETSU.
Ja t muszę zobaczyć/przeczytac. Będę ci od teraz truc dupsko tak jak na Szepcie.
BYAKUN i SETSUKO. Daj mi. Daj mi daj mi, daj.
"
Rada pragnie eksterminacji wszystkich ghouli" Skurwysyny zajebane nigdzie nie dadza mi spokoju :D
Kazuma w dalszym ciagu budzi moją niechęc. Delikatnie mowiac. Koplabym go w zad, żeby się otrzasnal, yhym. Układzik z chonatsu? Wyrabal Setsu, oboje. Nie wybacze im i już. Tch.
Korekta. Chinatsu zdecydowanie kopnęłabym mocniej. Az i mi glan utkną w jej d…
BRAWO DO SHIGERU. Kocham go. Mógłby być tez moim bratem, tak tak tak.
Bris, Wilczy i Setsu stworzyłby niezły team, tak mi się wydaje.
Brakuje mi kilka enterow miedzy czescia o zakonie a hotarubi. Jakos tak.
Gyupia szmata. Przepraszam, ze wszystkich wyzywam! Nie wszystkch, Shigeru jest fajny.
Ale hotarubi, nie cieerrrpie baby! Siedzi sobie z espada, tch. Rozmawia sobie z szayelem, tez chujem, ale mimo wszystko. Rozmowy wychowawcze. Ja bym zia kuwa przerowadzial taka rozmowe…
Jedno tylko:
Grand Ray Zero <-- Cero, Trisiu?
A pzt chyba doszłam. Kurwa uprzezdaj ty mnie! Ja się nie spodziewalam, a on sobie tak siedzi tak… WIDZE. Opis <3doceniami 'z krolem się nie zadziera' serio????;DD Nieeee i tak jestem zazdrosna, ale ale ale *zachłysnęła się i dławi powietrzem*
"
a królu Hecuo Mondo. " u.
Próbowała go wyruchać, ta nie dobra, niefajna zua kobieta. WYRUCHAC MOJEGO KRRRÓLA!
Jestem zazdrosna, że zostawil ja jednak przy zyciu. Niewazne, ze miał egoistyczne pobudki. I jestem tak najarana, ze potrzebuej nowego arta ;D I… kuzwa, nie mogę. Jasny szalg co je ze soba poczne teraz.
CHCE WIECEJ KROLA.
<6
Kocham Cie! Za ten rozdział i za kazdy inny, za krew, która szumi mi… w głowie. -.-
^^
A no i "łyso ci" mnie zmiotło. Ukoronowanie rozdzialu.
Nad Byakiem i Setsu, pomyślę. Pomyślę. W ogóle trochę zmienił mi się pomysł... Bo chyba przewiduje jednak nieco dłużej pociagnąć behind niż myślałam.
UsuńNo, rada sie zawsze dowali.
Ja tam Szyela lubię. Nie jest zły.
Lol, faktycznie wyszło mi Zero O.o Dobrze, że mówisz.
>.< Nagle dostałam natchneinia na to łyso Ci. Ta notatka była napisana jeszcze zanim rozdział zrobiłam.