Tego dnia byłam wyjątkowo radosna. Było tak za sprawą niewielkiej
wycieczki, jaka mnie czekała. Miałam, bowiem, towarzyszyć Sternausowi
podczas jego wizyty u rodziny Kamelot. Na to właśnie czekałam. Ubrałam
się w czarny, elegancki, ale i wygodny kostium. Przeczesałam tylko ręką
włosy i właściwie byłam gotowa. Czułam się bardzo podekscytowana.
Dotychczas nie miałam możliwości, żeby jakoś specjalnie przetestować
swój kamuflaż. Teraz oto nadszedł czas. Jeden drobny błąd... Jeśli ktoś
mnie rozpozna w siedzibie wroga, już po mnie, więc wszystko musiało
pójść idealnie. Nie zamierzałam się jednak stresować. Byłam gotowa na
wszystko, by tylko osiągnąć swój cel, a ta wizyta miała być drzwiami do
zguby Noah.
Sternaus też wydawał się być dość zadowolony. Nie...
Zdenerwowany. Nie wiedziałam tylko dlaczego. Ale czasem ludzie gdzieś w
środku czuli strach nawet nie znając prawdziwej natury tego, z czym
mieli się zmierzyć. Klepnęłam go w ramię, uśmiechając się zadziornie.
-Bez obaw - mruknęłam.- Nie jest pan sam, nic panu nie grozi, gdziekolwiek się pan uda. Będę panu towarzyszyć cały czas.
-Racja. Dziękuję.
-Czego się pan boi? - spytałam. - Negocjacji, czy...?
-Negocjacji. Mam nadzieję, że uda nam się wypracować jakiś kompromis.
-Mam rozumieć, że działa pan przeciwko rodzinie Kamelot?
-Nie...
Nie przeciw im, ale moje działania widocznie trochę kolidują z ich
interesami. Dlatego zaprosili mnie do siebie, by to przedyskutować.
-Kolidują - powtórzyłam rozbawiona i dodałam żartobliwie - Ale to niebezpieczne wchodzić na terytorium wroga.
-To może być prawda, ale wolałem pojechać tam, niż wpuścić ich tutaj.
-No i to ma sens. Kto normalny sam wpuszcza szczury do spichlerza.
-Trafne spostrzeżenie.
Wreszcie
wszystko było dopięte na ostatni guzik. David zaprowadził nas do
limuzyny. I on twierdzi, że nie jest szoferem? Buc jeden. A przecież to
właśnie on miał kierować, dostarczając nas do miejsca docelowego. Droga
nie była ani krótka, dni długa. W sam raz po prostu i przynajmniej nam
się nie dłużyło. Rozsiadłam się wygodnie i niemal przyklejona do szyby
obserwowałam obrazy przesuwające się za oknem. Niby zwykłe drzewa,
zwykłe domy, łąki i pola, a jednak z samochodu czy pociągu wyglądały o
wiele ciekawiej. Nigdy nie rozumiałam na czym polega różnica.
-Chyba nie podróżujesz zbyt dużo - zauważył Sternaus.
-To prawda. Zazwyczaj chodzę pieszo. Czasem też jeżdżę pociągiem, ale na pewno nie limuzyną. Generalnie lubię podróżować.
-Podróże to dobra rzecz. Wiele człowieka uczą.
-Tego nie wiem. Może... Prawdopodobnie... Ale trudno mi stwierdzić. Nie czuję się jakoś mądrzejsza dzięki temu.
-Teraz może nie, ale z czasem zauważysz różnicę.
Wreszcie
dotarliśmy na miejsce. David zatrzymał auto i wreszcie mogłam wysiąść.
Wydostałam się na zewnątrz jakby nigdy nic. Przeciągnęłam się leniwie,
ale w rzeczywistości bacznie obserwowałam otoczenie. Liczna ochrona
posiadłości nie umknęła mojej uwadze. Zamknęłam oczy, lecz wokół mnie
wirowały jedynie białe duchowe nici, z pewnością należały do ludzi.
Shinigami były czerwone, zaś pustych i akum a także arrancarów, czarne.
Nie sposób było się pomylić. Ghouli zaś były niebieskie, nie wiedzieć
czemu. Tak, więc pomijając Noah, było nawet bezpiecznie... Byłam tylko
zdziwiona, bo spodziewałam się całego orszaku akum i licho raczy
wiedzieć kogo jeszcze. Może... Hotarubi. Skinęłam głową na znak, że
wszystko gra i Sternaus wraz z Davidem wysiedli i ruszyli do
posiadłości. Ja podążyłam za nimi.
Rezydencja jak każda inna,
no... prawie, bo naprawdę kolosalna, robiąca wrażenie na prostym
człowieku mojego pokroju. Może nieco mroczna i ponura, bo faktycznie
wszystko zdawało się być jakieś szare. Nawet róże w ogrodzie nie miały
tak żywych kolorów, jak w innym miejscach. Nad budynkiem zaś wisiały
czarne chmury, ale nie takie burzowe. Były po prostu czarne, tak, jakby
skondensowane zło w postaci pyłu uniosło się i przysłoniło niebo. Zło
wyczuć można było z daleka. Mimo to, gdybym nie znała prawdy w życiu nie
uwierzyłabym, że mieszkają tu potwory. Bo jak inaczej nazwać klan Noah?
Westchnęłam cicho i przybrałam obojętny wyraz twarzy, zimną maskę,
której nie mogłam pozwolić zniknąć aż do końca przedstawienia. To nic.
Byłam gotowa.
Stałam, opierając się o kolumnę, bacznie obserwując
Sternausa, który rozmawiał z jakimś mężczyzną, popijając herbatę.
Oczywiście nie omieszkałam sprawdzić napoju, wiele trucizn potrafiłam
rozpoznać już po zapachu. Na razie wszystko było jak należy. Żałowałam,
że nie mam zdolności do klonowania się, bo już dawno rozpierzchłabym się
w różnych kierunkach, szukając tajemnic wroga. Ale niestety skazana
byłam na podziwianie ornamentów na kolumnach. Chociaż nawet z tych
błahych rzeczy można było co nieco wywnioskować.
Śmieszny zdawał
mi się fakt, że byłam tak blisko nich, blisko Noah, a oni nie zdawali
sobie z tego sprawy. Hotarubi na pewno już dawno zauważyła, że zniknęłam
i zapewne zachodziła w głowę, zastanawiając się, gdzie jestem i co
robię. A tu niespodzianka, bo byłam tuż pod jej nosem i nic nie mogła z
tym zrobić. Zupełnie nie była świadoma. I kiedy szukała wieści na mój
temat, ja byłam po jej stronie barykady, szukając informacji, które
mogłam wykorzystać przeciwko niej. To było naprawdę rozbrajające.
Z
każdym dniem przybliżam się do swojego celu. Sprawię, że Hotarubi
pożałuje tego, co zrobiła. Byłam gotowa poświęcić całą siebie by to
zrobić. Żeby ją zniszczyć, ją i Aizena i tym samym ochronić tych, na
których mi zależy. Chociaż czasem wciąż wątpiłam, czy mam wystarczająco
odwagi i sił, by stanąć z nią do walki. Ale przecież nie mogłam jej
pozwolić panoszyć się w moim życiu jak dotychczas. Problemem był tylko
strach. Niby nic... Niby pozbierałam się po tamtej nocy. Nie boję się
bólu, ani śmierci, a jednak boję się jej, że ona znowu zrobi coś, a ja
nic nie będę mogła poradzić. Bałam się bezsilności. I ten strach wciąż
gdzieś tam we mnie żył. Każdego dnia zastawiałam się, czy ona gdzieś nie
czyha, bo spodziewałam się już wszystkiego. To tak jakbym czuła na
karku jej oddech, ale zamierzałam zamienić się z nią miejscami. To ona
powinna uciekać.
-Może zechcesz odpocząć?
Spojrzałam kątem
oka na młodego mężczyznę, ubranego w garnitur, o kruczoczarnych włosach
związanych w kitkę i ciemnych hipnotyzujących oczach. Stanął obok mnie,
również opierając się lekko o kolumnę. Nie miałam wątpliwości, że to
Tyki Mikk. Wyglądało jednak na to, że mnie nie rozpoznał. Uśmiechnął się
nonszalancko i zaoferował mi dłoń. Długo myślałam, co zrobić. W głowie
miałam tysiące scenariuszy. Podejrzewałam, że chcą mnie od Sternausa
odciągnąc, ale wątpiłam by Noah bawiło się groźby i pobicia, a gdyby
planowali go zabić, mnie spotkałby podobny los. A przecież w tej chwili
byłam tylko zwykłym człowiekiem, pracującym jako Secret Service i nie
stwarzałam dla klanu Noah zbytniego zagrożenia. Zresztą nawet gdyby,
byłam sama i nie sądziłam, żeby ktoś wziął mnie na poważnie.Odrzuciłam
więc teorię o jakimś spisku. Wciąż jednak zignorowałam rozmówcę. Z zimną
krwią stałam, obserwując Sternausa i Davida rozprawiających o czymś
energicznie wraz z mężczyzną, którego nie znałam. Chociaż była na to
nikła szansa, nie mogłam pozwolić by Sternausowi coś się stało. Nie
mogłam? Nie chciałam. To prawda. Nie chciałam, żeby coś mu się stało.
Zżyłam się z nim już do tego stopnia, że martwiłam się o niego. On
wyczuł, że się w niego wpatruję i spojrzał na mnie, a potem na Tykiego i
skinął głową na znak, że mam iść, ale ja pokiwałam swoją przecząco.
Widząc moją odmowę, zmarszczył brwi, a surowe spojrzenie pracodawcy
wyraźnie nakazywało mi iść. Wtedy przyszło mi do głowy, że celowo daje
mi okazję do szpiegowania. Westchnęłam ciężko, lecz w duchu byłam mu
wdzięczna.
-Mój pracodawca wyraża zgodę. Chętnie skorzystam z
zaproszenia - powiedziałam wreszcie i dałam się poprowadzić do salonu w
innej części budynku.
Mijaliśmy wiele członków Secret Service, ale
jak dotąd wszyscy byli ludźmi. Na ścianach wisiało mnóstwo malowideł,
tak jak u Sternausa, ale tutaj wszystkie były jakieś dziwne,
karykaturalne i przerażające. Nie dałam tego jednak po sobie poznać.
Rejestrowałam każdy szczegół, każde drzwi. Zwłaszcza jedne przykuły moją
uwagę. Jakby... Nie pasowały do reszty. Ba! Wyglądały też
niebezpiecznie znajomo. Bowiem, bardzo podobne przyzwała do siebie Road
podczas naszego spotkania w labiryncie.
Gdy już dotarliśmy do
salonu, natychmiastowo zaserwowano nam herbatę. De facto, sądząc po
aromacie był to Earl Gray z odrobiną miodu. Do tego srebrna taca pełna
apetycznie wyglądających kanapek pozbawionych skórki chlebowej i druga z
najrozmaitszymi ciastami i muffinami.
-Gdzie moje maniery... Zdaje się, iż się nie przedstawiłem. Nazywam się Tyki Mikk.
-Erika Rain...
-Eriko, częstuj się proszę. Mam nadzieję, że coś przypadnie ci do gustu.
-Zapewne.
-Dlaczego tak piękna dama zatrudniła się w Secret Serivce?- spytał.
-Tak
wyszło - odparłam. - Los tak pokierował moim życiem, że zdobyłam
przeszkolenie bojowe, a niedawno zatrudniłam się u pana Sternausa,
szukając dobrze płatnej pracy.
-Oh. Rozumiem. Dobrze płatnej...
-Cóż. Pieniądze w dzisiejszych czasach wiele mogą zdziałać. Wiele można dzięki nim osiągnąć i zyskać.
Po
ciul mi były ludzkie pieniądze? Chyba, że do zabawy w kasynie... Nie
były mi właściwie potrzebne ani trochę. Ale liczyłam, że Noah połkną
haczyk, mając pod nosem przekupną panią ochroniarz. Zwłaszcza, że mają
na pieńku ze Sternausem. Mikk nic jednak nie powiedział. Niewzruszona
uraczyłam się, więc kanapką z kurczakiem, a potem jeszcze kawałkiem
ciasta i już przymierzałam się do kolejnego.
-Widzę, że masz niezły apetyt, Eriko - zauważył Tyki.
-Mówiłeś, żeby się częstować - skwitowałam.
-I
nadal tak uważam. Jestem po prostu zaskoczony. Kobiety zazwyczaj się
głodzą i udają, że nie mają apetytu. To miła odmiana spotkać kogoś tak
szczerego w swoim zachowaniu.
-Szczerego? - zdziwiłam się i omal
nie parsknęłam śmiechem. - Cóż... Moja dobra znajoma zwykła mówić, że
trzeba jeść, bo zmaleją - powiedziałam, łapiąc się za cycki.
Tym razem mój rozmówca zaczął się śmiać.
-Bardzo ciekawa z ciebie osoba - przyznał rozbawiony, a ja wzruszyłam ramionami.
Na
ile zaowocowała moja wizyta u Noah miało się dopiero okazać. Zebrałam
oczywiście strzępki informacji, ale to było za mało. Toteż zasiałam
ziarno. Tak zwaną ciekawość, łudząc się, że to otworzy mi ścieżkę do ich
tajemnic. W końcu dostanie się blisko nich było moim priorytetem.
Dobrze też, że pamiętałam o zdjęciu kolczyków z emblematem Czarnego
zakonu, inaczej mogłoby być nieciekawie. Był to jakiś plus w
dociekliwości Nickolsona, bo na śmierć o nich zapomniałam.
Przechadzałam
się właśnie po posiadłości. Było to już codziennym rytuałem, Taki mój
samotny obchód budynku. Tym razem ktoś go zakłócił i tą osobą był Matt.
-Yo, Erika - zagadał, doganiając mnie. - Jeszcze nie odpuściłaś sobie obchodu?
-To już weszło mi w nawyk...
-Słyszałem, że u Kamelotów wszystko poszło sprawnie.
-Oczywiście - powiedziałam bez namysłu. - To znaczy... Nic mi nie wiadomo o żadnych problemach.
-Jadłaś śniadanie?
-W sumie nie... Nie przywiązuję zbytniej uwagi do przyziemnych spraw - mruknęłam. - Jak zjem to dobrze, nie to nie.
-To bardzo źle! - oburzył się Matt. - Nie powinnaś tak robić.
O mały włos, a powiedziałabym mu "przecież shinigami nie muszą jeść".
-Cóż... Wiele rzeczy nie powinnam, a robię.
-Właśnie
chciałem sobie coś upichcić. Chodź, zjemy razem - oznajmił i nie
słuchając moich protestów, pociągnął mnie w stronę kuchni, a tam usadził
na krześle. - A ty umiesz gotować?
-Nie bardzo...
-To wiele wyjaśnia. Siadaj i podziwiaj.
-A ty rozumiem, że umiesz?
-Kiedyś chciałem być kucharzem. Los płata figle i kpi z ludzkich planów.
-Pewnie i tak. Tak... Z moich też zakpił wiele razy...
-Coś więcej?
-To nie jest warte wspominania.
-Rozumiem. Jakieś bolesne wspomnienia?
-Nie wiem, czy bolesne. Może... Ale skierowały mnie na taką, a nie inną drogę i oto jestem.
-Mnie tam cieszy, że tu jesteś... - stwierdził z powagą Matt.
-Dziękuję. Również nie narzekam - odparłam.
-Dyplomatyczna odpowiedź. Ok...
-Nie to nie tak...
-A jak? - spytał, patrząc mi prosto w oczy.
-No... Cóż... Jest tu... fajnie.
-Nie o to pytam - oznajmił. - Dobra... Sorry - dodał jakby speszony. - Mniejsza o to.
Siedziałam
skulona na kanapie w gabinecie Sternausa. Czytałam książkę. Nie wiem
nawet, którą już, odkąd zaczęłam pracę w Secret Service. Zwyczajnie
straciłam rachubę. Chyba pierwszy raz w życiu poświęciłam się bez reszty
takiej rzeczy jak czytanie. Co oczywiście nie oznacza, że zapomniałam o
treningu ciała. Wręcz przeciwnie. Każdego ranka ćwiczyłam przez co
najmniej godzinę, a potem brałam prysznic i szłam na swój obchód.
Siedząc ze Sternausem czytałam książki, a przed snem medytowałam.
Zdarzało mi się jedynie czasem rezygnować ze snu, w tym wypadku ucinałam
sobie drzemkę jakoś w ciągu dnia. Pomyślelibyście normalnie inny
człowiek. To jest... shinigami. Brakowało mi jeszcze tylko okularów i
ktoś naprawdę uwierzyłby, że jestem mądra jak na przykład Nanao.
No,
więc czytałam. O czym właściwie czytałam? O bardzo nieszczęśliwej
dziewczynie. Sierocie, która jakoś wyszła na prostą, a w swoim miejscu
pracy zakochała się bez pamięci w mężczyźnie, którego nie mogła mieć.
Byli jedynie przyjaciółmi, a on przez chwile nawet robił jej nadzieje na
coś więcej, ale wtedy zaręczył się z piękną kobietą z bogatej rodziny,
która pracowała z nimi w firmie. Główna bohaterka się podłamała. Długo,
długo walczyła ze swoimi uczuciami. Była silna, naprawdę starała się
jakoś żyć dalej mimo licznych niepowodzeń, które jej się później
przydarzyły. Mówiąc prościej, zdobyła się na to, na co mi zabrakło siły.
Wtedy
w jej życiu znów wydarzyło się coś złego i gdy myślała, że się już nie
podniesie, jej ukochany stanął znów u jej boku. Jednak nie dała drugi
raz zawrócić sobie w głowie. Chociaż wciąż bardzo kochała. Trzymała go
jednak na dystans. W końcu dała się przekonać, uwierzyła, że zerwał ze
swoją narzeczoną i już, już prawie... Ale okazało się, że on bierze ślub
z tamtą. Bohaterka była nawet wrobiona w bycie druhną. Nie wytrzymała i
uciekła. Wyjechała do innego kraju na kilka lat, gdzie pracowała dla
innej firmy, dzięki promocji od swojego sympatycznego szefa. Gdy po
latach znów spotkała swojego ukochanego, okazało się, że to wszystko to
była pomyłka. Że jego była narzeczona wszystko ukartowała, a on jej
szukał przez te wszystkie lata. I wreszcie odnalazł, wreszcie mogli być
razem.
Płakałam. Boże drogi, łzy po prostu ciekły ciurkiem z moich
oczu, gdy czytałam o ich ponownym spotkaniu. Tak bardzo cieszyłam się
jej szczęściem i tak bardzo jej zazdrościłam. Cała to książka wzbudzała
we mnie bardzo silne uczucia i sprawiła, iż przypomniałam sobie tak
wiele rzeczy, tak wiele uczuć, które od zawsze zakopywałam gdzieś
głęboko w podświadomości. Czytałam z takim napięciem, że miłosne
wyznanie bohaterów sprawiło, że wszystkie te rzeczy ożyły. Płakałam,
ledwo mogąc rozczytać ostatnie strony.
Wreszcie zamknęłam książkę i
próbowałam się jakoś opanować, ocierając łzy. Wtedy zorientowałam się,
że Sternaus mnie obserwował. Zapewne już dłuższą chwilę i nie było w tym
nic dziwnego, skoro płakałam, czytając.
-Chyba bardzo poruszyła
cię ta książka - zauważył, uśmiechając się ciepło, a ja pokiwałam głową.
- To bardzo dobra książka. Czytałem ją nawet kilka razy, więc pamiętam,
co w niej było.
-No i? - wydukałam.
-Przeczytałaś już wiele książek, ale dopiero przy tej pokazałaś aż tyle emocji.
-No i?- powtórzyłam, marszcząc brwi.
-To
znaczy, że ta historia musiała być ci bliższa, niż wszystkie inne, że w
jakiś sposób czułaś się zżyta z bohaterką tej powieści. Właśnie to, to
oznacza - stwierdził Sternaus.
-Czy ja wiem - skwitowałam. - Jest po prostu dobrze napisana. A nawet gdyby to... Co z tego? - spytałam.
-To
daje mi to wtedy jakieś pojęcie na twój temat. Lub ujmę to inaczej.
Teraz nie mam już wątpliwości, że ty również od czegoś uciekłaś i
uciekając trafiłaś tutaj. - Wzruszyłam ramionami. - Na początku
okazywałaś bardzo mało emocji. Chciałaś się ich wyzbyć, prawda? Chciałaś
o wszystkim zapomnieć. Nie angażowałaś się też zbytnio w rozmowy, co
świadczy o tym, że twoim zdaniem nie było warto, a więc nie zamierzałaś
zabawić tu długo lub do tego stopnia zraziłaś się do ludzi. -
Zmarszczyłam brwi, piorunując Sternausa spojrzeniem. - A jednak z czasem
zaczęłaś się coraz bardziej interesować światem dokoła ciebie i ludźmi.
Widziałem jak rozmawiasz z Mattem i resztą chłopaków. Cieszy mnie ten
fakt, że w końcu otworzyłaś się dla nas, chociaż trochę.
-Wszyscy byli tu dla mnie bardzo mili... Zwłaszcza pan - powiedziałam po chwili milczenia.
-Tak? Cieszy mnie to.
-Nie dziwię się, że wszyscy nazywają pana czasem ojcem. Tak się pan właśnie zachowuje.
-Staram
się. Zauważyłaś chyba, że wszyscy tutaj są dość młodzi, a wiele już w
życiu przeszli. - Skinęłam głową. - Jesteś już częścią rodziny, Erika.
Czy ci się to podoba czy nie. - Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. -
Coś nie tak?
-Nie... Zdaje mi się, że już gdzieś usłyszałam te
słowa - odparłam. - W miejscu, z którego uciekłam - przyznałam z trudem.
- Uciekłam, ponieważ byłam zbyt słaba.
-Każdy czasem potrzebuje chwili wytchnienia, czasu do namysłu. Nie sądzisz?
-Może...
Wszystkiemu towarzyszyła muzyka
Followers
Rumors
I w ten oto sposób zakończyła się historia Behind Last Crossroad. Niemniej, zapraszam na moje pozostałe blogi, które można znaleźć w zakładce Other Dimensions. A najprawdopodobniej w kwietniu odbędzie się premiera drugiej części BLC pod tytułem Daughter of fiery flowers :D
Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!
Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!
Tch, zbyt słąba, tch. To ten pierdoła Kazuma, to on wszytsko!! Wybacz mi dzisiaj prrędki komentarz, od kilku dni nie moge sie pozbyc z domu gosci, kuzwa, moja matka mnie dzisiaj odwiedziła DWA RAZY. Wiec jestem zajebiscie szczesliwa, ale czytam, uciekam od chaosu, czytam, zerkam wszedzie! Nagłowek na ancient, ey, czemu narzekasz, specjalnie szukałam info, czy Ty zrobiłas go sama, czy wygrzebałaś na jakims da, bo powiem Ci, robie wrazenie, oczywiscie ja bym zamiast czachy przywodzacej na mysl śmierc, slusznie przeciez, wdupila wilczą czache ;D ale ja bym wilcza czache wdupiła nawet na swoja suknie slubna... a , zapomnialam, ze ja gardze takimi eventami jak sluby, takze, hm wdupilabym ja na czyjas suknie ;D
OdpowiedzUsuńa, ttd, a bo jakos tak to czytam dalej i jakos tak... mi sie przestalo podobac ;P dlatego skupiam sie na Drodze, ale, hm, jak mnie najdzie sprawdze do konca ten rrozdzial i cos tam ciepne ;P ale mialam cicha nadzieje, ze nikt nie zauwazy sie sie tam nic nie dzieje ;P
PISZ, kobieto, bo musze czytac Trrisowe powieści, więc pisz!
Very współczuję gościny. Trzym się tam.
UsuńA nagłówek- tak- jest fatalny i sama to widze. To nie jest to co miało być. Tak. Wygrzebałam, chyba na śmietniku. Nie sama sklejałam z obrazków, ale z marnym efektem.
Ja chce ttd- nie odpuszcze.
Tu masz rozpiske:
28.11- ADG
1.12- BLc -49
4.12 - LN -5
7.12- BLC-50
9.12 - AGD
12.12 - BLC-51
18.12- BLC -52
20.12- LN-6
24.12- BLC-53
30.12- BLC-54
4.01 - LN-7
Oczywiscie nie powiedziane, że sie cos nie zmieni z BLC i wciąz nie wiem jak bedzie szło z ancient.