Wszystkiemu towarzyszyła muzyka

Followers

Rumors

I w ten oto sposób zakończyła się historia Behind Last Crossroad. Niemniej, zapraszam na moje pozostałe blogi, które można znaleźć w zakładce Other Dimensions. A najprawdopodobniej w kwietniu odbędzie się premiera drugiej części BLC pod tytułem Daughter of fiery flowers :D


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!

Ranking popularności bohaterów BLC

poniedziałek, 7 grudnia 2015

51 ~ Lady in trouble.

 Ok. Here we go! Jeden z również lepszych rozdziałów, moim zdaniem przynajmniej. Wprowadza nas powoli w kolejne zmiany na behindzie. Wreszcie, wreszcie dotarliśmy wspólnie do tej części historii. Jestem przeszczęśliwa z tegoż powodu, gdyż jest to jeden z 3 ostatnich rozdziałów przedsezonowych, kolejne są już dużo świeższe, bo z przestrzeni ostatnich 2 miesięcy, więc nieco bardziej dla mnie aktualne, zaś rozdziały 51-53, zresztą jak i kolejne są moimi ulubionymi jak dotychczas. Enjoycie!

***

Pewnej nocy, gdy udało mi się wreszcie uśpić rozbawioną po całym dniu hulanki Road, przechadzałam się po korytarzach posiadłości. Byłam wykończona do tego stopnia, że wiedziałam, iż też nie zmrużę oka tej nocy. Hex na szczęście też się jakoś pozbyłam, dosypując jej do wina środki nasenne, żeby znów za mną nie łaziła, bo to potrafiło być naprawdę upiorne.
Przechadzałam się, więc po posiadłości, zapuszczając się coraz dalej w nieznane. Posiadłość była ogromna, miała wiele przejść i tysiące pokoi i pokoików. Nie sposób było poznać wszystkie, zwłaszcza, że musiałam być dość ostrożna w swoim zwiedzaniu, a zazwyczaj miałam na głowie jeszcze Road i Hex. Ewentualnie Tykiego, który uwielbiał pojawiać się znienacka.
Nagle wyczułam znajomą energię i odruchowo udałam się w tamtym kierunku. A to, co ujrzałam przerosło moje najśmielsze wyobrażenia. Do jednego z pomieszczeń ktoś próbował się włamać. I o tyle o ile nie miałam wątpliwości do kogo należy ta energia, to wygląd całkowicie zaprzeczał wszystkiemu.
Przyłapany na gorącym uczynku jegomość spojrzał na mnie zaskoczony, wyraźnie było widać, że mnie kojarzy, ale któraś z zębatek jeszcze nie zatrybiła do końca. No i tak staliśmy gapiąc się na siebie, nie do końca pewni z kim mamy do czynienia i czy warto się odezwać, czy może lepiej milczeć. W końcu nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.
-Cross... Od halloween ci zostało przebranie, czy ogr to twoja prawdziwa postać? - mruknęłam. - Co ty tu właściwie robisz? - wyszeptałam.
Dopiero wtedy uśmiechnął się, rozumiejąc z kim ma do czynienia i wciągnął mnie do pokoju, który właśnie udało mu się otworzyć. Tam stała postać kobiety z motylem na twarzy. Na jego rozkaz zaczęła śpiewać jakąś dziwną pieśń operową, a ja skrzywiłam się nie przywykła do takich tonacji.
-Teraz chroni nas bariera Marii, nikt nas nie zobaczy, ale wciąż musimy być cicho - wyjaśnił. - A to - powiedział, przykładając dłoń do policzka. - To jest przebranie. - I nagle cały strój oraz niebieskawa skóra zaczęły się kurczyć, aż pochłonęła je białą maska zasłaniająca prawe oko Crossa. - Od dłuższego czasu badam poczynania Milenijnego oraz wnętrze arki.
-Wszyscy podejrzewaliśmy, że właśnie czymś takim się zajmujesz.
-A ty... Setsuko?
-Cicho - skarciłam go. - Teraz jestem Erika Rain. Zresztą nie rozumiem dlaczego pytasz. Przecież to ty wysłałeś mi anonimowy list, no nie?
-Anonimowy list?
-To nie byłeś ty? - zdziwiłam się. - Kilka miesięcy temu dostałam anonimowy list, który przyszedł do Czarneo Zakonu, chociaż zaadresowany był do mnie. Zawierał informację o ludzkiej stronie klanu Noah. Postanowiłam to wykorzystać i podejść jak najbliżej nich, w efekcie jestem tutaj, jako Secret Service i niańka dla Road, szperając za przydatnymi informacjami... Byłam pewna, że ty wysłałeś list.
-To nie byłem ja.
-Więc kto jeszcze, do licha, mógł posiadać o nich jakieś informacje. Tylko ty przyszedłeś mi do głowy...
-To znaczy, że po naszej stronie działa ktoś jeszcze.
-Tylko kto... - mruknęłam. - Masz coś ciekawego?
Nie musiałam się obawiać Crossa. Ze wszystkich osób, jemu ufałam chyba najbardziej, by bez większych oporów wyjawić mu swoje plany. Może dlatego, że mieliśmy podobne metody. Ucieczka, ukrywanie się i robienie wszystkiego po swojemu. Jakże bliskie mi to było. To i zamiłowanie do hazardu sprawiały, że uważałam go za swego rodzaju bratnią duszę.
-Na razie wciąż szukam ukrytego pokoju.
-I rozumiem, że nie idzie zbyt dobrze? W moim przypadku chyba osiągnęłam z grubsza to, co chcę, więc na dniach zamierzam przejść do ostatniej fazy swojego planu - oznajmiłam z dumą. - Trzymaj kciuki, żeby wszystko poszło sprawnie.
-Kiedyś znów zagramy razem w kasynie.
-A kiedy wracasz?
-Dopiero, gdy znajdę ukryty pokój arki, nie prędzej.
-W takim razie udanych poszukiwań - powiedziałam.
-Poradzisz sobie? - spytał z powagą Cross.
-A mam inny wybór? - odparłam. - Zresztą... Zaszłam już tak daleko. Teraz nie może się nie udać.
-Idź już. I...
-Tak, wiem. Weszłam tu, żeby sprawdzić, czy nikogo nie ma, ale było pusto - zaśmiałam się. 
Tego dnia miejsce miał kolejny bal. Już trzeci w tym tygodniu. Co jak co, ale bawić to się klan Noah umiał. I to na całego. Tym razem miałam pilnować porządku na balu. Wyprowadzać zbyt rozbawionych przez alkohol gości i takie tam. Pokazywać drogę do wyjścia, wejścia, ogrodu, czy łazienki. Czułam się bardziej jak jakaś hostessa, aniżeli ochrona, Secret Service, jakkolwiek.
Stałam w cieniu balkonów, obserwując salę balową. Poprawiłam krawat, który nieco uwierał mnie w szyję. Nie byłam przyzwyczajona do takiego stroju, a tutaj garnitur był wymagany. Westchnęłam cicho po raz kolejny lustrując bawiących się ludzi. Większość z nich była taka sama. Dla pieniędzy byli gotowi zrobić wszystko. Toteż prowadzili interesy z Noah, którzy pod przykrywką ludzkich twarzy i serdecznych uśmiechów doprowadzali do kolejnych ludzkich tragedii.
W oddali dostrzegłam Hotarubi. Jak wszystkie inne kobiety ubrana była w przepiękną wieczorową suknię. Oczywiście w niebieską, tak jak pamiętałam. Ale nie była już tą samą osobą, którą kiedyś znałam. Była mi obca. Zdradziła shinigami i dołączyła do planu Aizena. Mimowolnie chwyciłam się za brzuch i zacisnęłam dłonie w pięści. Wciąż tak naprawdę nie odpłaciłam jej za tamtą noc.
Nawet jeśli nie wydawała mnie na balu Aogiri, nie znaczy, że jesteśmy kwita. Zwłaszcza, że nie zrobiła tego dla mnie. Zwyczajnie chciała się zabawić, obserwując jak się staram. Zawsze kpiła z tych, którzy walczyli mimo niedogodności. To musiało być dla niej świetne widowisko, gdy Aki uświadomił wszystkich, że próbowałam ich wykiwać.
A jednak teraz nie byłam Setsuko. Nazywałam się Erika Rain, a moim zadaniem było pilnować porządku i chronić gości. Hotarubi zaliczała się nie tylko do nich, a także do domowników, gdyż dużo czasu spędzała w posiadłości Kamelotów, ale nie miałam z nią zbytniej styczności. Tylko czasem wybywała gdzieś razem z Ggio Vegą, swoim sekretarzem, jak sądzę na kolejne zlecenie. Z trudem powstrzymywałam chęć, by podążyć za nią i popsuć jej szyki. Jakoś udało mi się opanować. Za każdym razem zastanawiałam się na kogo trafiła podczas walki o innocence. Podejrzewałam jednak, że nie wszystko idzie po jej myśli, bo prawie zawsze wracała w podłym humorze. Jeszcze gorszym niż miała wcześniej.
Teraz jednak miała wyraźne kłopoty. Nie tylko nie odnajdywała się w takim towarzystwie i okolicznościach. Nie mogła użyć niczego podejrzanego, gdyż tak samo jak ja, udawała człowieka. Nie miała też przy sobie katany. I gdyby nie Noah, przysięgam, że zwyczajnie bym ją zaatakowała. No, ale nie mogłam. Zresztą moja katana również leżała schowana w miejscu, gdzie nikt jej nie znajdzie. Nawet jeśli doskonale maskowałam reiatsu oraz zmieniłam wygląd, Hotarubi rozpoznałaby Moeru.
Teraz jednak odganiała się od uciążliwego adoratora. Wyraźnie wstawiony, starszy jegomość po raz enty z kolei prosił ją do tańca. Jednak tym razem jego metody były coraz bardziej nachalne. Ohydną łapę owinął wokół jej talli, a drugą złapał Hotarubi za ramię. Robił to wystarczająco mocno, by się skrzywiła. A jednak starała się tego nie okazywać, żeby nie zrobić zamieszania. Zwyczajnie dała się ciągnąć w stronę parkietu.
Dłuższą chwilę walczyłam sama ze sobą. Wiedziałam, że powinnam interweniować, byłam przecież z Secret Service, a rodzina Kamelot zatrudniła mnie u siebie. W dodatku zachowanie mężczyzny naprawdę działało mi na nerwy. Nie znosiłam takich jak on. Nie znali swojego miejsca, a ono znajdowało się przecież na podłodze. I chociaż zdawało mi się, że jako wróg Hotarubi powinnam rozkoszować się tym widokiem, moje nogi same poniosły mnie w tamtą stronę.
Stanęłam na drodze tamtemu mężczyźnie, zmuszając go do zatrzymania się. Zmarszczył brwi i już zapewne chciał mi zwrócić uwagę lub rzucić bluzgami. Ja jednak zupełnie spokojnie uśmiechnęłam się i skłoniłam lekko, mówiąc:
-Proszę o wybaczenie, że przeszkadzam państwu w zabawie, ale zdaje mi się, że ta pani nie życzy sobie, by kłopotać ją czymś tak banalnym jak taniec. Zechce pan zaniechać swoich działań po dobroci?
-Kim jesteś i jak śmiesz nam przeszkadzać?
-Jeszcze raz proszę o wybaczenie. Jestem Erika Rain, pracownik tutejszego Secret Service.
-Znaj swoje miejsce i nie przeszkadzaj, gdy się bawimy - warknął mężczyzna.
-Spytałam, czy zechce pan zaniechać swoich działań po dobroci - powtórzyłam, posyłając  mu lodowate spojrzenie, chociaż uśmiech nie zniknął z mojej twarzy. - Czy może powinnam panu w tym pomóc?
-Ty mnie chyba nie słyszałaś smarkulo - wysyczał, po czym puścił Hotarubi, by wyciągnąć brudne łapska w moją stronę. Jednak ruchy już nie te, alkohol działał doskonale. Bez większego wysiłku uchyliłam się, by go ominąć. Chwyciłam za ramię, które wygięłam mu za plecy, uniemożliwiając mu większość ruchów. - Ty mała... - mamrotał, czerwieniąc się ze złości.
-Bawimy się dalej? - wyszeptałam. - Wycieczka do podłogi bez biletu powrotnego?
-Puszczaj.
-A czego nie będzie szanowny gość robił?
-Zostawię ją w spokoju, tylko puszczaj do cholery.
-Dziękuję za pana uprzejmość - odpowiedziałam z uśmiechem i puściłam go. - Życzę miłego wieczoru.
Mężczyzna oddalił się czym prędzej, a ja ogarnęłam salę wzrokiem. Trochę ludzi wciąż spoglądało w naszą stronę, ale przyciągnęliśmy stanowczo mniej uwagi, niż sądziłam. Musiał zachowywać się tak już nie raz, skoro na nikim nie robiło to zbytniego wrażenia. 
-Wszystko w porządku? - spytałam, patrząc na Hotarubi i siląc się na nonszalancki uśmiech.
-Tak. Dziękuję za pomoc...
-W razie kłopotów proszę mnie wezwać.
-Jesteś...?
-Erika Rain z Secret Service. Pracuję tu od niedawna.
-Jesteś kobietą.
-Jestem z ochrony, nie ma powodu, by traktować mnie jak kobietę - stwierdziłam spokojnie.
-Rozumiem...
-Coś nie tak?
-Słucham? Nie... Po prostu kogoś mi przypominasz.
-To dobrze czy źle?
-Po prostu kogoś...
-Skoro tak, proszę o wybaczanie, wrócę na swoje miejsce. Życzę pani miłej zabawy.
Po balu, gdy wszyscy odpoczywali była najlepsza okazja dla mnie, by wymknąć się i zrealizować ostatni etap swojego planu, gdyż miałam już wystarczająco dużo informacji. Przez te 2 miesiące spędzone w posiadłości rodziny Kamelot, mogłabym napisać książkę na temat życia i spisków bogatych rodzin. Ale to nie książkę miałam zamiar pisać, a listy. Do ludzi, których zamierzali wykorzystać do szerzenia zła. Przygotowałam je tak, że nikt nie dałby rady tego odkręcić. Zachichotałam cicho na myśl, że transakcje jednak się nie odbędą. No i jeszcze list do Czarnego Zakonu z informacjami na temat drugiej - ludzkiej twarzy klanu Noah.
Był tylko jeden problem. Nawet jeśli chwila była dogodna, nie miałam wystarczająco dużo czasu, by odwiedzić wszystkie miejsca i podrzucić listy osobiście. Nie wspominając o tym, że przechodzenie tam przez Seireitei równało się kłopotom, bo Kazuma mógłby mnie bez problemu namierzyć. Było jednak jedno miejsce, do którego mogłam się udać. Tak też znalazłam się w posiadłości Sternausa.
Do domu weszłam przez otwarte okno na poddaszu. Od razu skierowałam się do jego sypialni, ale tam go nie było. Siedział w gabinecie. Nie siliłam się na pukanie, tylko weszłam do środka.
-Znów pracuje pan do białego rana? - spytałam cicho.
-Erika? Co tutaj robisz?
-Właściwie mam ogromną prośbę. Wiąże się ona jednak ze sporym ryzykiem, w każdej chwili może mi pan powiedzieć, bym wyszła - oznajmiłam z powagą.
-Nie trzeba. Właściwie spodziewałem się ciebie, a raczej miałem nadzieję, że się zjawisz.
-Naprawdę?
-Tak. Zdecydowałem już, co należy zrobić. Właśnie wypełniałem ostatnie papiery. Napisałem testament, znalazłem nadzór dla projektów oraz nowe miejsce dla moich podopiecznych, na wypadek mojej śmierci. Wszystko dopięte na ostatni guzik.
-Rozumiem...
-O co chciałaś prosić?
-By dostarczył pan te listy do adresatów, jak najszybciej. Jeśli dotrą do odpowiednich osób, pokrzyżuje to plany rodziny Kamelot... Znaczy, klanu Noah i uratuje wielu ludzi. Jeśli zechce się pan tym zająć...
-Oczywiście.
-Jest pan pewien?
-Jestem już stary. Odeśle swoich ludzi i każę im jak najszybciej się tym zająć. O nic się nie martw. Zapewniam cię, że dotrą do celu.
-Dziękuję.
-Nie rób, proszę, takiej miny. Chcę to zrobić. Zresztą to nie jest ostatnie pożegnanie, aniele śmierci.
-Tak. Racja. Jeszcze się zobaczymy - odparłam i otworzywszy okno, uciekłam w ciemność.
Mogłam spokojnie wracać do pracy. Dlaczego tam wracałam? To zasadniczo bardzo dobre pytanie. Miałam ze sobą już katanę, ale postanowiłam odejść z hukiem. Wiedziałam, iż mało prawdopodobnym jest, że uda mi się przy tym zabić, jakiegoś z członków klanu Noah, a jednak niewłaściwym wydawało mi się, tak po prostu zniknąć. Należało przecież zostawić coś w rodzaju wymówienia.
Nie dotarłam jednak do celu. Nie byłam nawet w połowie drogi, gdyż ktoś wyszedł mi na spotkanie.
-Komitet powitalny - zaśmiałam się. - Chociaż trochę ubogi.
-Powiem, że nie chciało mi się wierzyć, że to ty. A jednak...
-Zaskoczona? - spytałam, kłaniając się, jak wcześniej.
-Przyznam, że tak. Biorąc pod uwagę twój występ w Aogiri, tutaj spisałaś się na medal. Zasłużyłaś na nagrodę aktorską - tym razem to Hotarubi parsknęła śmiechem. - Doprawdy... Wtedy, stojąc tuż przede mną, nie wyszłaś z roli nawet na moment.
-W takim razie, jak się zorientowałaś?
-Ufam swojej intuicji. Od dłuższego czasu mówiła mi, że zbliżają się kłopoty, że wykonasz ruch. Dopiero dzisiaj, gdy zniknęłaś, zrozumiałam, że cały czas byłaś blisko.
-Dostać od ciebie pochwałę to coś niezwykłego. Zaszczyt jebnął mnie w twarz - mruknęłam.
Stałyśmy teraz oko w oko.
-Możesz wyjąć szkła kontaktowe? Dziwnie się czuję, gdy tak wyglądasz.
-Tym razem będę na tyle miła i spełnię twoją prośbę - odparłam, pozbywając się kontaktów. - Od razu lepiej.
-Też tak uważam. Wreszcie mogę ci spojrzeć prosto w oczy.
-A to dlaczego? Stęskniłaś się za ich czerwienią?
-Można tak powiedzieć.
-Przestań, bo zaczynam się martwić, że uderzyłaś się w głowę. Nie spróbujesz mnie zabić?
-Po to tu przyszłam.
-Jak na razie gadasz od rzeczy - zauważyłam, prostując się nieco. - Powiedz... Nie żałujesz?
-Czego?
-Zostawiłaś za sobą wszystko... Dom, przyjaciół. No i Kazumę.
-Kazumę? - zakpiła. - Nadal nie wiesz?
-Nie wiem czego?
-Pozwól, że powiem ci jedną rzecz. Między mną i Kazumą nigdy nic nie było.
-Jak to? - zdziwiłam się. - To niemożliwe przecież.
-Właściwie mogę powiedzieć ci prawdę. Teraz to bez znaczenia.
-Nie rozumiem?
-Kazuma nigdy mnie nie kochał. Nigdy nie wyznał mi swoich uczuć. Nigdy nie widział mnie w ten sposób.
-Co?
-To ja liczyłam, że coś między nami zaiskrzy. Zgodził się udawać, że jest na odwrót, a właściwie sam to zaproponował, żeby trzymać na dystans osobę, którą kochał naprawdę.
-Kochał naprawdę? - powtórzyłam.
-Naprawdę nie masz pojęcia? - Wzruszyłam ramionami i spytałam:
-A mówisz mi to, bo? Z tego, co pamiętam, zamierzasz mnie zabić. Jaki sens ma mówienie mi tego wszystkiego teraz?
-Nie wiem. Może dlatego, że to wszystko nie ma już znaczenia? - W tamtej chwili zaatakowała, a ja zbyt zaskoczona smutkiem, który dostrzegłam w jej oczach, nie zareagowałam w porę. Zimna stall przedarła się przez ubrania i rozcięła skórę. - Tym razem to koniec.
-Obawiam się, że nie - zaśmiałam się, a Hotarubi wyciągnęła katanę i zamarła. - Widzisz? Ledwo mnie drasnęłaś. Nie będzie nawet blizny.
-Jak to?
-Cóż... Normalnie - mruknęłam, wyciągając z kieszeni garnituru gruby skórzany notatnik. - Widzisz?
-Gdzie ty to do cholery schowałaś?
-W wewnętrznej kieszeni, więc w ciemności nie było widać. Spisywałam tam wszystkie informacje i spostrzeżenia dotyczące klanu Noah oraz ciebie i Ggio. Teraz wszystko zniszczone - stwierdziłam. - Ale nie martw się, te informacje nie przepadły. I tak wszystko mam w głowie, a teraz nie tylko ja. Zdobyte kąski powędrowały w 7 listach do ludzi, którzy mieli pomóc w realizacji waszych planów. Natomiast te najciekawsze w formie grubego elaboratu trafiły w ręce Kazumy i Czarnego Zakonu. Nawet moja śmierć nie powstrzyma już waszej zagłady.
-Wielkie słowa jak na kogoś, kto ma za chwilę umrzeć.
-Spróbuj - wyszeptałam, pojawiając się tuż za Hotarubi, która w ostatniej chwili zdążyła uciec przed płomieniami. - Jak ci się podoba? Od pół roku ćwiczyłam ciało i umysł. Chyba zrobiłam postępy.
-Spędziłaś u nas 2 miesiące... Nie mogłaś się tak zmienić przez 2 miesiące ćwiczeń z ludźmi z naszej ochrony.
-Oczywiście, że nie. W wolnym czasie ćwiczyłam też sama. Dodaj do tego prawie 3 miesiące spędzone u poprzedniego pracodawcy, dzięki któremu mogłam się do was zbliżyć. No i oczywiście czas spędzony w Czarnym Zakonie. To daje nam prawie 7 miesięcy. Teraz rozumiesz? Czas leci, ludzie się zmieniają.
-No tak, gdy odeszłam była wiosna. Teraz mamy już jesień...
-Dokładnie.
-Co nie znaczy, że możesz mnie pokonać. Ja też nie próżnowałam.
-Tego nie powiedziałam, kopciuszku - zaśmiałam się. - Naprawdę nie pasujesz do ich świata.
-No i? - syknęła Hotarubi, atakując, ale mogłam nadążyć. Dzień  w dzień medytowałam, zgodnie z radą generała Tiedola i wreszcie po długim czasie widziałam rezultaty. - Twoje sztuczki drugi raz nie zadziałają.
-Wtedy to była inna bajka - mruknęłam i znów buchnęły płomienie. - Walczmy na poważnie, co? - zaproponowałam. - Zapłoń, Moery Yona. Wieczny ogień. - Zewsząd buchnęły płomienie. Zrobiło się gorąco. Widziałam w jak w oddali Hotarubi marszczy brwi, oceniając sytuację. - Nie chcę zemsty. Ale nie pozwolę, byś pomogła Aizenowi w jego planie - oznajmiłam. - Wystarczająco długo czekałam, wiecznie  się wahając, bojąc się coś zrobić. Już się nie boję! Twoja zdrada wiele mi uświadomiła, ale w tamtym dniu przesądziłaś o własnej porażce - dodałam cicho.
Hotarubi wiedziała, że jestem śmiertelnie poważna. Żadna z nas się już nie uśmiechała. Obserwowałyśmy się nawzajem, gotowe do walki. W końcu wyszeptała:
-Bankai.
Widziałam to po ruchach jej warg. Powietrze wokół nas momentalnie zrobiło się białe. Tonęłyśmy w gęstej mgle, a ja nie mogłam się ruszyć. Czułam napięcie w całym ciele, mięśnie drżały z wysiłku, a jednak stałam jak sparaliżowana, zupełnie nic nie widząc. Hotarubi mogła mnie zaatakować w każdej chwili, a ja nie byłabym w stanie się obronić. To tylko potwierdzało, że tamtej nocy, gdy dowiedziałam się prawdy, nie zamierzała mnie zabić. Bawiła się mną, nie traktowała mnie poważnie. Nawet w deszczowym mieście, nie wierzyła, że mogę stanowić zagrożenie. Fakt, użyła bankai, by uchronić się przed moim atakiem, ale to był zaledwie krótki moment. Teraz jednak w pełni aktywowała umiejętności Mizugame. A jego zdolność była przytłaczająco straszna. Tak jak się spodziewałam. Ponownie buchnęły płomienie, jeszcze potężniejsze, niż poprzednio i pochłonęły całą mgłę. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Gdybyś tylko użyła tego, zanim aktywowałam bankai - powiedziałam. - Ale już za późno. - Nikt mi nie odpowiedział.
Rozejrzałam się dokoła, nie rozumiejąc, co się stało. Wtedy poczułam silne, przytłaczające reiatsu i wiedziałam, że Hotarubi uciekła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz