***
Stałam w szczerym polu z opuszczoną kataną, patrząc w kierunku, w którym uciekła Hotarubi. Chociaż biorąc pod uwagę okoliczności, nie dziwiłam jej się. Sama miałam ochotę uciec, chociaż miażdżące reiatsu należało do kogoś, kto teoretycznie był po mojej stronie. Może bardziej niż ktokolwiek inny. A jednak nie miałam nawet odwagi spojrzeć za siebie. Wzdrygnęłam się mimowolnie, gdy w ziemia zadrżała od uderzenia piorunem, a cała okolica rozjaśniła się, jak za dnia.
Nie miałam żadnych wątpliwości, co do tego, kto się zjawił. I może właśnie dlatego, tak ciężko było mi się odwrócić. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy po kilku miesiącach nieobecności. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się zniknąć na tak długo. I chociaż myślałam, że nabiorę dystansu do sprawy, jeśli na jakiś czas zmienię środowisko, nie byłam gotowa. Chociaż na swój sposób wiele się zmieniło.
Kolejny grom uderzył w ziemię, co oznaczało, że Kazuma jest coraz bliżej. Wreszcie zjawił się tuż obok. Nie było sensu uciekać, czy się chować. Znalazł mnie i wiedziałam, że jest wściekły. Na prawdę nie musiałam widzieć jego twarzy, by wiedzieć. Miał do tego oczywiście całkowite prawo, po tym, co zrobiłam. Nic nie usprawiedliwiało moich działań. Nawet większe dobro, przecież wiemy, że to ściema. Byłam uzależniona od uciekania, znalazłam tylko dogodną drogę, okazję, wymówkę, kłamstwo którym mogłam się karmić bez przeszkód.
-Dawno się nie widzieliśmy - stwierdził Kazuma, a ja zadrżałam z zimna, uświadamiając sobie, że naprawdę nadeszła już jesień. Chociaż może to nie pora roku, lecz jego spojrzenie przyprawiało mnie o dreszcze. - Pójdziesz ze mną - powiedział i chwyciwszy mnie za ramię, pociągnął stronę bramy Senkai.
Posłusznie podążałam za nim, spodziewając się, szczerze, wszystkiego najgorszego, co mogło mi grozić. Degradacja, zwolnienie, a nawet areszt... Wszystko to jednak zdawało się błahostką w porównaniu do przerażająco lodowatego zachowania Kazumy. Prawie zapomniałam, że po wszystkim przyjdzie mi się z nim zmierzyć prędzej, czy później. Podejrzewam jednak, że nawet nie sądziłam, iż uda mi się wrócić. Sama wpakowałam się do paszczy lwa, kręcąc się w pobliżu Milenijnego i Noah. Nie umiałam sobie wyobrazić dnia, w którym wracam do Soul Society. I może tak byłoby lepiej, a na pewno łatwiej.
Maszerowaliśmy z Kazumą przez jakiś czas, aż w oddali dostrzegłam siedzibę naszego oddziału. Oczywiście o tej porze jeszcze nikogo tam nie było. Wciąż trwała noc, chociaż nie zostało jej już chyba zbyt dużo. Czułam się poniekąd zagubiona. O bogowie, jak ja tam dawno nie byłam. W sercu ucisk, przypływ nostalgii. Byłam w domu, w moim kochanym Soul Sosciety, po tak długim czasie. Weszliśmy do budynku i skierowaliśmy się do gabinetu. Cóż... To było do przewidzenia. Wiedziałam, że za chwilę dostanę oficjalny, porządny ochrzan i możliwe, że potencjalny wyrok. Gdy weszliśmy do pomieszczenia, Kazuma wreszcie puścił moją rękę, ale nie odezwał się. Być może czekał, aż coś powiem. Może nawet sądził, że zacznę przepraszać i okażę skruchę. Ja jednak nie miałam tego w planach. Nie żałowałam tego, co zrobiłam, nawet odrobinę. Zresztą nie wiedziałam, co miałabym powiedzieć. Nie zamierzałam jednak dłużej unikać jego wzroku. Stanęłam z Kazumą twarzą w twarz, patrząc mu prosto w oczy, nieugięta.
-Nie masz mi nic do powiedzenia? - spytał Kazuma, drążąc mi spojrzeniem dziurę w czole. - Jak długo jeszcze zamierzasz milczeć?
Jego głos... O dziwo nie miał w sobie jadu, którego się spodziewałam. Gniew, żal - jak najbardziej, ale to było całkowicie zrozumiałe.
Wzięłam głęboki oddech.
-Co mam powiedzieć? - odezwałam się w końcu.
-Czy ty wiesz, ile każdy twój wybryk przysparza mi kłopotów?! Wszyscy kapitanowie gadają za moimi plecami, że nie potrafię poradzić sobie z jedną podwładną! - krzyknął Kazuma. - I co z tego, jeśli wmawiam im, że wszystko jest w porządku i że znów cię gdzieś wysłałem, kiedy przez miesiące nie tylko nie dostaje raportu, ale nawet nie wiem, czy wciąż żyjesz?! Wiesz, ile muszę zawsze nakombinować, żebyś nie miała kłopotów, żebyś mogła tu wrócić?! A ty wciąż robisz swoje! Ale mam to gdzieś... - dodał już o wiele spokojniej. - Nie obchodzi mnie, co mówią, czy myślą. Tylko... Czy ty musisz wszystko robić sama? Musisz się ciągle narażać? Nie mogłabyś mnie chociaż informować, skoro najwyraźniej nie ufasz mi na tyle, by zdradzić mi swoje plany? Przecież wiesz, że nie potrafiłbym cię zatrzymać... Nie możesz na mnie polegać trochę bardziej?
-To czemu nie zaproponujesz mnie na kapitana? Wciąż szukają zastępstwa za Tousena, a z Hisagim dość nieźle się dogaduję - powiedziałam beznamiętnie. - Wtedy będę odpowiadać sama za siebie, a ty nie będziesz miał kłopotów.
-Czy ty mnie słuchasz? Wtedy rada przy najbliższej okazji dobrałaby ci się do tyłka.
-Hm... To mogłoby być niezapomniane przeżycie, zwłaszcza, że jest ich tam... Wielu - skwitowałam rozbawiona.
-Setsuko! Ja mówię, poważnie, czy mogłabyś chociaż raz sobie nie żartować?
-Nie, nie. Kontynuuj. Powiedz mi nawet więcej o tym dobieraniu się do tyłka - poprosiłam, podchodząc bliżej i chwyciłam go za kołnierz, patrząc prosto w oczy.
-Setsuko, nie prowokuj mnie dzisiaj, bo nie ręczę za siebie - zagroził Kazuma, ale w jego głosie nie było już ani odrobiny złości.
-Ale może właśnie o to mi chodzi, żeby cię sprowokować? - spytałam, szczerząc zęby.
Nie miało znaczenia, czy mnie kochał. Tak bardzo się o mnie troszczył, że gdy patrzyłam w te oczy, do których niemal napływały łzy, miałam ochotę oddać mu całą siebie tu i teraz. I nic innego nie miało znaczenia. Ale wiedziałam, że mnie kochał. I nie musiałam pytać, po prostu wiedziałam. Nie miałam już więcej wątpliwości. Dzięki słowom Hotarubi, wszystkie jego czyny nabrały sensu. I chociaż długo broniłam się przed tą świadomością, nie mogłam dłużej udawać, że nie wiem. Ale nie zamierzałam się przyznać. Kochaliśmy się nawzajem, ale ja po prostu nie potrafiłam. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić nas razem. Zwyczajnie nie byłam do tego stworzona, do związków, do życia z kimś. To mnie przerastało. I tak oto, wolałam pozostawić rzeczy takimi, jakie były i po prostu cieszyć się chwilą. Zwłaszcza wiedząc, że kolejny raz i tak popełnię ten sam błąd i wyruszę sama.
Dlatego właśnie chciałam uniknąć również składania obietnic, których nie potrafiłabym dotrzymać. Bo coś musiało być ze mną zwyczajnie nie tak. Miałam wszystko, czego zawsze pragnęłam. Rodzinę, przyjaciół... I jego. Byłam szczęśliwa. A mimo to wiedziałam, że gdyby przyszło, co do czego, porzuciłabym to, by znowu rzucić się w wir walki. Dla wygranej wojny z Aizenem. Nie dlatego, że wolę być nieszczęśliwa, czy dlatego, że nie potrafię docenić tego, co mam. I powodem nie było także to, że bliscy ludzie nic dla mnie nie znaczyli. Co to, to nie.
Bałam się. Bałam się samotności. Bałam się tego, że gdy zacznę być prawdziwie szczęśliwa, wszystko zniknie. Bałam się, że przyzwyczaję się do tego, a potem znów zostanę sama. Bałam się, że nie jestem wystarczająco dobra, by posiadać tak wiele. Bałam się, że zwyczajnie nie zasługuję. I nie potrafiłam tego naprawić, nie potrafiłam się zmienić. Ucieczka była jedyną rzeczą, do której zawsze byłam zdolna. W uciekaniu byłam najlepsza. Podejrzewałam nawet, że mojej choroby nie da się uleczyć.
Postanowiłam pozwolić rzeczom być, jak są. Pozwoliłam, by uczucie, które dzieliłam z Kazumą pozostało nienazwane. Żebym nie musiała się obawiać, iż to pochłonie mnie całą. Nadałam temu Status Quo. W ten sposób strach nie trawił mnie całej od środka i chociaż na chwilę mogłam sobie pozwolić na zapomnienie.
Podeszłam do Kazumy jeszcze bliżej i przyciągnęłam do siebie, zmuszając przy tym, by się schylił. Jeszcze musiałam stanąć na palcach, by dosięgnąć, więc uwieszając się na ubraniach swojego kapitana, pocałowałam go. Był chyba zbyt zaskoczony, by zareagować, bo gdy odsunęłam się lekko, wciąż wpatrywał się we mnie z szeroko otwartymi oczami.
-Ile muszę cię jeszcze prowokować, żebyś wziął się do roboty? - spytałam i przygryzłam wargę, ciągnąc go w stronę kanapy. - Mamy jeszcze trochę czasu, zanim pojawią się pozostali.
Kazuma prowadził Setsuko do siedziby ich oddziału. Wciąż jednak nie wiedział, co zamierza, jak już tam dotrą. Gdy wyczuł jej reiatsu obok Hotarubi, był zbyt przerażony, by myśleć. Momentalnie przypomniała mu się felerna noc, gdy omal nie zginęła. Pognał tam tak szybko jak mógł. Nigdy nie przypuszczał, że Hotarubi ucieknie. Fakt, że przeciwko ich dwójce nie miała szans, ale była wystarczająco blisko Noah, by wezwać ich na pomoc, a jednak zwyczajnie się wycofała. Setsuko zaś wyglądała na całą i zdrową.
To na swój sposób przepełniło czarę goryczy. Nie dość, że zniknęła to jeszcze wyglądała na zdrową. Ba! Na zadowoloną! To nie mieściło się w głowie. Kazuma szukał jej przez długie miesiące, gdy tylko miał czas. Rwał włosy z głowy, na myśl, że coś jej się stało, że nigdy więcej jej nie zobaczy. A ona... Była cała i zdrowa. I gdyby to go tak cholernie nie cieszyło, byłby ją sam rozszarpał na strzępy. Nie wiedział, czy bardziej jest wkurzony, czy szczęśliwy na jej widok. Toteż wciąż nie mogąc się zdecydować, zwyczajnie ciągnął ją za sobą aż do gabinetu w Soul Society.
Tylko, co dalej? Nie wydawała się być przerażona, może trochę zaskoczona, ale naprawdę ciężko było stwierdzić przy tym wyglądzie. Co ona do licha ze sobą zrobiła? Nie tylko ścięła, ale i przefarbowała swoje piękne złociste włosy... To jeszcze coś w niej było... Innego. Nie do opisania. Wypadało jednak chociaż sprawiać pozory, dać jakiś wykład, coś, cokolwiek. Powinna wiedzieć przecież, jak głupio postąpiła.
Ale chociaż wyglądało na to, że jest w pełni świadoma swoich czynów, patrzyła mu prosto w oczy. Nie wahała się i stąd Kazuma wiedział, że gdyby musiała, zrobiłaby to ponownie. I jak tu się kłócić z kimś takim? Jak zmusić do skruchy? Nie potrafił się z nią tak naprawdę kłócić. Oczywiście zdarzało im się na siebie obrażać o coś lub przekomarzać, ale na dłuższą metę to było niemożliwe. Nie wspominając o tym, że imponowała mu swoją postawą.
To w niej właśnie lubił i kochał. Gdy coś postanowiła, była nie do przekonania. Uparta, nieznośna, odważna, czasem dziecięco naiwna i mógłby wymieniać w nieskończoność. I chociaż, teoretycznie, wiele z cech wykluczałoby się nawzajem, razem tworzyły całość. To była właśnie ona. Jego przyjaciółka, podwładna, ukochana. To ją kochał, ją pragnął, ją chciał chronić, jej chciał pomagać, z nią chciał dzielić smutki i chwile szczęścia.
Ją to zaś przerażało. Wiedział. Po tak długim czasie nawet on to zrozumiał. Za każdym razem, gdy próbował się do niej zbliżyć, odpychała go. Za każdym razem, gdy zaczynali się dogadywać lepiej, robić postęp, ona znikała lub się wycofywała i znów robili kilka kroków w tył. Nie wiedział, jak to zmienić. Nie wiedział nawet, czy powinien to zmieniać. Chciał tylko być przy niej.
Nie spodziewał się, że Setsuko sama wykona ruch. Podejrzewał, że była w tym jakaś pokrętna logika, może cel, ale... Nie uciekała. Chociaż przeszło mu przez myśl, że znowu zniknie, jeśli sprawy zajdą za daleko. Ale zobaczył w jej spojrzeniu coś, czego nigdy jeszcze nie widział. Wyglądała jakby zdecydowała się na coś. Nie była już taka zagubiona. Właśnie dlatego nie zaprotestował. Nie ukrywał jednak swojego zdziwienia, gdy go pocałowała. To zwyczajnie do niego nie docierało.
-Ile muszę cię jeszcze prowokować, żebyś wziął się do roboty? - spytała Setsuko, przygryzając wargę i pociągnęła go w stronę kanapy. - Mamy jeszcze trochę czasu, zanim pojawią się pozostali.
Więcej już nie trzeba mu było powtarzać. I chociaż, żeby zobaczyć, czym jeszcze mogłaby go tego dnia zaskoczyć, nie mógł dłużej czekać. Zbyt bardzo jej pożądał. Przyszpilił ją do kanapy i pocałował. Długo i namiętnie. Potem zaczął całować po szyi, obojczyku, schodząc niżej i niżej, pieszcząc każdy skrawek ciała. Dłonie Kazumy błądziły, zagłębiając się coraz dalej pod jej ubrania, które powoli zaczynały zawadzać. Rozbierał ją powoli, wciąż i wciąż całując. Wzdychała rozkosznie. I to przez niego. Ta myśl nakręcała go jeszcze bardziej. Wiedział, że nie prędko wypuści ją ze swoich objęć. Nie mogła już uciec.
Gdy się obudziłam, było już rano. Stanowczo po 8, a może nawet później, bo budynek zdawał się tętnić życiem. Wyglądało jednak na to, że nikt nie zaglądał do gabinetu. Nic dziwnego, skoro nikt się nas tam nie spodziewał. Wiedziałam jednak, że to nie może się dobrze skończyć, jeśli zostaniemy tak na dłużej. Leżeliśmy z Kazumą całkiem nago, wtuleni w siebie, przykryci jedynie cienką narzutą.
Byłam wykończona. Do cholery, spałam może godzinę. Wiedziałam, że tak prędko nie skończymy. Byliśmy tak stęsknieni za sobą. Tęsknota jednak czasem boli... Nawet dosłownie. Miałam ochotę tak zostać, iść dalej spać i o niczym nie myśleć. Poza tym wbrew pozorom całkiem dobrze mi się tak leżało. Jednak wizja podwładnych, widzących nas tak, jak nas natura stworzyła, nie była zbyt zachęcająca. Po cichutku, ostrożnie wyślizgnęłam się z objęć Kazumy i wstałam.
Na dekolcie miałam jakąś czerwoną plamkę.
-To się chłopak przyssał - mruknęłam cicho, zbierając z podłogi swoje ciuchy.
Szybko ubrałam się i po cichu wyszłam. Nie, nie zamierzałam znowu uciekać. Chciałam zaparzyć herbaty albo może kawy. Nie wiem, cokolwiek, co postawiłoby mnie na nogi. Byłam wycieńczona. I co zabawne mniej zmęczyła mnie walka z Hotarubi, niż trochę nocy z Kazumą....
Podwładni witali mnie, nie ukrywając swojego zdziwienia. Zapomniałam, że dawno mnie tam nie było, choćby ze względu na misję w Czarnym Zakonie.
-O cholera - jęknęłam, zdając sobie sprawę, że to nie koniec kłopotów. Może i udało mi się udobruchać Kazumę, ale zostawali jeszcze przyjaciele z Czarnego Zakonu no i Shigeru. - On mi tego nie wybaczy...
Byłam niewyspana, a dzień zapowiadał się dość ciężki. Co prawda przyszło mi do głowy wrócić najpierw do domu i się wyspać, o ile donm jeszcze nie zarósł mchem, ale przeciąganie sprawy niczego nie ułatwiało.
Kazuma obudził się na kanapie sam. Rozejrzał się po pomieszczeniu, ale nikogo tam nie było. Na wpół przytomny usiadł, zastanawiając się, czy ta noc była jedynie snem, czy wszystko wydarzyło się naprawdę. Po Setsuko nie było śladu. I gdyby nie fakt, że był całkiem nagi, okryty jedynie narzutą, tak, jak to pamiętał, byłby pomyślał, że ma urojenia. W dodatku całkiem poważne.
-Uciekła? - wyszeptał.
Ta myśl była dla niego nie do zniesienia. W ciągu krótkiej chwili Kazumę ogarnęło przerażenie. Co jeśli popełnił błąd? Co jeśli znów uciekła? Przez niego. Może tym razem naprawdę już nigdy jej nie znajdzie. Wciąż łudził się, że może wyszła tylko na chwilę lub poszła do domu wziąć prysznic, że jest gdzieś w pobliżu i wróci. Wiedział, że powinien to sprawdzić jak najszybciej, ale nie potrafił się przemóc. Za bardzo bał się, że jednak jej nie znajdzie. Niewiedza zaś pozwalała mu wierzyć.
-Weź się w garść, do cholery - skarcił się na głos.
Zebrał resztki sił, by zgarnąć z podłogi swoje ubrania i się ubrać. Ledwo zdążył się podnieść, kiedy otworzyły się drzwi do gabinetu. Zamarł, sądząc, że to ktoś z oddziału. Co oni pomyśleliby sobie o swoim kapitanie, widząc go w takim stanie, nago w gabinecie. I kiedy zza drzwi wychyliła się czarna czupryna, w pierwszej chwili się nie zorientował. Dopiero, gdy weszła do środka z dwoma kubkami herbaty, przekonał się, że to nie był sen.
Setsuko zlustrowała go od góry do dołu i uśmiechnęła się, jakoś tak dziwnie. Nie wiedział, co o tym myśleć. Wyglądała na lekko zakłopotaną, a jednak nie ukrywając swojej ciekawości, przyglądała mu się dość odważnie. W końcu, gdy zrzucali z siebie ubrania było dość ciemno. Dopiero po chwili Setsuko spojrzała w bok, przygryzając wargę. Zupełnie tak, jakby odwróciła się tylko z czystej przyzwoitości, o którą sama by się zapewne nie posądzała.
-Ubieraj się - rzuciła rozbawiona jego konsternacją i postawiła kubek na biurku. Kazuma posłusznie wciągnął dolną część ubrań, ale koszulki już znaleźć nie mógł. - Na mnie nie patrz, nie wzięłam - mruknęła Setsuko i kiwnęła głową w stronę kanapy. - Zrobiłeś sobie z niej poduszkę. Pamiętasz? Chociaż na moje to możesz paradować i tak.
Przez chwilę wyglądała, jakby chciała dodać coś jeszcze, ale wzięła głęboki oddech, powstrzymując się jakoś. Kazuma czuł się nawet rozczarowany. Wydawało mu się, że Setsuko będzie bardziej... Nieśmiała? Nie. Ale coś... Bardziej lub coś mniej. Tymczasem jej roześmiane oczy wędrowały po jego torsie, kiedy stała, opierając się o swoje biurko.Widząc ją zachowującą się tak swobodnie, nie mógł opanować irytacji. W końcu nie raz po Soul Society krążyły różne plotki. Nawet sama Hinamori powiedziała mu kiedyś, że Setsuko otworzyła drzwi owinięta narzutą i krzyczała do kogoś w głębi domu. Nikt jednak nie wiedział z kim sypiała.
Nie odwracając się, wymacał pomiętą koszulkę na kanapie i przerzucił sobie przez ramię. Nie ubrał jej. Podszedł do Setsuko, objął ją w talli i przyciągnął do siebie, po czym pocałował. Przez chwilę chciał nawet spytać z kim dotychczas sypiała, ale nie miał odwagi. Nie chciał wyjść na niepewnego siebie, zaraz po wspólnej nocy, pytając o jej poprzedniego partnera. Ona jakby zdając sobie sprawę z jego dylematu, zaśmiała się pod nosem, co wkurzyło go tylko bardziej.
-No już, już - mruknęłam, ledwo powstrzymując się od śmiechu. - Spokojnie.
Doskonale wiedziałam, co trapi Kazumę. Nie raz odgrywałam już różne scenki, zwłaszcza przy wizytach Hinamori, bo wiedziałam jaka z niej plotkara. Z kim "sypiałam" było wielką tajemnicą. I wiele ludzi chciało ją rozpoznać. Kiedyś zdarzyło się nawet, że parę osób czatowało wieczorami koło mojego domu, ale nikt nigdy się stamtąd nie wymykał. Poza mną. Nie miałam wątpliwości, że właśnie o tym rozmyślał Kazuma. Nic dziwnego, ale nie zamierzałam mówić mu prawdy. A na pewno nie teraz. Zresztą jego mina była zbyt zabawna, by to psuć.
-Zrobiłam nam herbaty - oznajmiłam, starając się skierować jego uwagę na coś innego. - Dobrze nam zrobi... Jestem padnięta.
-Tak cię wymęczyłem? - spytał z satysfakcją.
-Czy ja wiem - zaśmiałam się. - Przypominam, że prawie całą noc byłam na nogach.
-Setsuko - warknął Kazuma, a ja wzruszyłam ramionami.
-Mówię jak jest.
-Nie przeginaj. Mam ci odświeżyć pamięć?
-O przestań - mruknęłam. - A tak całkiem poważnie... Bez wygłupów. Czeka nas długi dzień, a ja jestem zmęczona.
-Wiesz, że wszyscy są na ciebie wściekli, nie? Zwłaszcza Shigeru.
-Wiem... I to mnie właśnie przeraża.
***
Ktoś chyba czekał na sesksy, chociaż pewnie nie takie :D Ale dotrzymałam słowa? Dotrzymałam. :D Muahahaha.
oddycham.
OdpowiedzUsuńoddycham.
wroce.
oddycham.
<3
No to mamy zwrot akcji. Ale i tak nie zapomnę Kazumie tej akcji z Chinatsu. Nie ma tak dobrze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Laurie
Ok, probuje jeszcze raz, ale... No nie mozesz wrzucac mi takich akcji a taką muzą, bz ostrzeżenia i żądać, żebym mój komentarz był poukładany albo w ogóle posiadał jakiś sens... faken. Zaraz sie rozbecze i spdaja, wiesz? To by było na tyle z mojej kolejnej próby skupienia sie. so fix me. bo rozpierzchłam sie na milion kawałków.
OdpowiedzUsuń"Pozwoliłam, by uczucie, które dzieliłam z Kazumą pozostało nienazwane."
<3
nie mogę no.
oczywiscie za mało seksow i tak. ;D ok, probuje robic grozna swoja wilcza mine niezwruszonej wadery, ale... naprawde mnie trafiłaś, celnie.
Wiedziałam :D Jestem z siebie dumna, bo po Twoim komentarzu widzę, że udało mi się osiągnąć swój cel. Myślę, że obok rozdziału 42 jest to drugi dobry rozdział na Behind, z tych 2 jestem najbardziej chyba dumna, ale bez obaw, bo nadchodzą kolejne. Akcja z czasem będzie nabierać tempa, więc się ino szykujcie, bo będzie się działo. Pomijając kilka luk, mam dużo rozdziałów napisanych teraz przez ostatnie 2 tygodnie i aż się sama nie mogę doczekać waszych reakcji na to, co tam mam :D Ostatnio nie mogę się nawet doczekać tego, co sama napisze >.< Ale nie z samouwielbienia tylko megaweny.
Usuńmałpa.
Usuńale wiesz co?
będę miała zaraz rozdział na Drogę ;) A ktos cos mowil, że jak do świąt się pojawi... ;)