Dni mijały, pan Kurogane zdrowiał, a Kazuma powoli przestawał się zamartwiać. Żyć nie umierać. Nasze życie stało się istną sielanką. I chociaż zarówno ludzie jak i shinigami przygotowywali się do nadchodzącej powoli walki z Aizenem, nikt nie odczuwał strachu. Dalej trenowaliśmy, dalej chodziliśmy na misje. Spędzaliśmy razem czas, jedliśmy wspólnie posiłki i śmialiśmy się. Był tylko drobny szczegół. Shigeru wciąż się do mnie nie odzywał. Nie... Nie zapomniałam o nim. Od powrotu niejednokrotnie próbowałam z nim porozmawiać, wytłumaczyć mu swoje motywy, ale nie chciał mnie słuchać. Wiedziałam, że jestem winna takiej, a nie innej sytuacji, ale stanowczo mi się ona nie podobała. Trzeba było użyć nieco bardziej drastycznych środków. Przekupstwa!
-Hej Jerry - zagadnęłam, gdy kuchnia w miarę opustoszała.
-Tak, słońce? Co mogę dla ciebie zrobić?
-A zrobisz cokolwiek o co poproszę?
-Oczywiście!
-W takim razie... Naucz mnie gotować - poprosiłam.
-O! A to ciekawa prośba.
-Zgodzisz się?
-Ależ oczy... - nie zdążył jednak dokończyć.
-Nie rób tego - ostrzegł go Kazuma. - Nie wiesz na co się piszesz.
-Ej. Nie rób mi tego - jęknęłam.
-Jerry, jeśli cenisz sobie swoje życie i swoją kuchnie, a właściwie możliwe, że zakon i cały świat, nie rób tego - powiedział z powagą Kazuma. - Ja nie żartuję.
-Nieee... Nie rób mi tego. Jerry?
-Ja sam cię nauczę. W SS. Jest bardziej odporne na ataki terrorystyczne.
-A umiesz?
-Na pewno lepiej, niż ty...
I tak właśnie wylądowaliśmy razem w... Mojej kuchni. Ubrani w domowe łaszki i fartuszki, przygotowywaliśmy się do gotowania.
-Myślałam o czymś, co można zjeść także na zimno. Na przykład takie mini pizze na cieście francuskim. Albo ewentualnie sushi, a może lepiej mochi? Albo dangooooo!
-I... Po co ci ten tasak?
-Do krojenia.
-Będziesz kroić gotowe ciasto francuskie i warzywa... Nie ludzi.
-Jest potrzebny! - oponowałam.
-Czym... Tak właściwie jest według ciebie gotowanie? - spytał Kazuma i zabrał mi z ręki tasak.
-Wojną i totalną zagładą kuchni.
-W twoim wydaniu zapewne tak - zaśmiał się, po czym dodał. - Katanę też odłóż. Natychmiast.
-No dobra.
-Weź deskę. Hej... Gdzie idziesz?
-Do składziku za domem - wyjaśniłam.
-Po co?
-Jak to po co? Po deskę.
-Dlaczego trzymasz przybory kuchenne w składziku?
-Ha... Ah! Nie... Nieważne - mruknęłam i pospiesznie otworzyłam szafkę. - A jednak tu jest... - mruknęłam i wyciągnęłam deskę do krojenia warzyw.
-Setsuko? Nie myślałaś chyba, że...
-Nieeee?
-Chodziło o normalną deskę...?
-Nieee... No co ty - zaśmiałam się. - Bierzmy się lepiej do roboty.
-No dobrze. Teraz rozwiń ciasto na desce, niech się rozmrozi. W tym czasie możesz pokroić cebulę i paprykę w drobną kosteczkę. Nożem. NOŻEM. Nie tasakiem.
-Tak, tak... Ale nudy.
-Dobrze. Teraz pokrój ciasto na paski. Tak. Właśnie takie. Tnij, a nie wal! Nie... Nie tak. Nie mordujesz nikogo. O właśnie. - Kazuma cały czas nadzorował, co robię. - Ok. Teraz nałóż warzywa, szynkę i ser. Dokładnie. Ok. Przełóż na papier do pieczenia i włóż do piekarnika. Już go włączyłem, więc uważaj. Jest gorący. Doskonale.
-Udało się? - spytałam.
-Powinno być ok.
-Dziękuję Kazuma, jesteś kochany.
-Ja też cię kocham.
Zamarłam.
-Słucham? - spytałam po chwili.
Kazuma wyglądał na równie zdziwionego, co ja. Nie przesłyszało mi się. Powiedział "kocham cię". Przejęzyczył się? Wymsknęło mu się? Zaprzeczy? Zastanawiałam się. Tymczasem Kazuma jedynie odwrócił głowę w bok. Co? Co? Co? Co? Nie potwierdził swoich słów, ani im nie zaprzeczył. Czekał na moją reakcję, na mój ruch. Odruchowo chciałam się zaśmiać, zbagatelizować sytuację. Zacisnęłam dłonie w pięści. Wiedziałam, że jeśli zrobię coś takiego, druga taka okazja może się nie zdarzyć. Znów zrobi się między nami dziwnie. A więc... A więc? Zostaje mi jedynie powiedzieć "ja też"? A więc ja, ze wszystkich możliwych rzeczy, pocałowałam go. W policzek... Ale zaszalałam! Pocałowałam go w odpowiedzi w policzek. To wszystko na co mogłam się zdobyć. Jakże odważnie z mojej strony.
Kazuma spojrzał na mnie zaskoczony, a ja przerażona tym, co zrobiłam, odwróciłam się do niego plecami, udając, że zainteresował mnie piekarnik.
-Chodź tu do mnie - powiedział Kazuma i przyciągnął mnie do siebie, zanim zdążyłam odpowiedzieć. - Kocham cię Setsuko. Bardzo cię kocham... Jesteś moja, tylko moja i nikomu cię nie oddam. Rozumiesz?
Nie odpowiedziałam. Nie. Nie bałam się odpowiedzieć. Nie tym razem. Byłam zwyczajnie tak szczęśliwa, że zabrakło mi słów, by to opisać. Nie wiedziałam, czym się to objawia. Nie umiałam też tego opisać, ale byłam naprawdę szczęśliwa. Jak nigdy w życiu, naprawdę szczęśliwa. Było mi jakoś ciepło i lekko na sercu i mogłabym skakać z radości i śpiewać i właściwie wszystko na raz.
-Rozumiem - odparłam wreszcie, ledwo panując nad sobą. - Ja też... Cię kocham. - Kazuma objął mnie jeszcze mocniej i trwaliśmy tak dłuższą chwilę. -Wiesz... Chyba musisz mnie puścić - powiedziałam wreszcie. - Ciasto francuskie zaraz się zjara...
-Niech to - mruknął.
I wyszedł.
-Kazuma? No nic...
Nie wiedziałam jeszcze tylko jak zmusić Shigeru, by przyjął poczęstunek od swojej starszej siostry. I to mnie trochę martwiło. Ale postawiłam na bycie sobą. Jeśli ktoś mógł mnie pokochać, taką jaką jestem, to... Musi być idiotą. W tym momencie uderzyło mnie znaczenie tego słowa. Tak. Człowiek, który pokochał musi nim być. Wracając do głównego tematu, postanowiłam być sobą. Jeśli Shigeru nie chciał poświęcić mi chwili uwagi, zamierzałam go zmusić. I tak oto porwałam własnego brata. Z drobną tylko pomocą techniczną Kazumy. Otóż kto inny jak nie ja mógł się zaczaić przyczepiony do sufitu, by jakimś nieludzkim niemal niemożliwym cudem wrzucić z góry środki nasenne do kubka swojego młodszego brata, który właśnie z kubkiem gorącej herbaty wracał do swojego pokoju? Nie wierzyłam sama, że to się uda, ale byłam gotowa rzucać tabletki nasenne garściami byle tylko trafić. Tym razem jednak teoria znów była po mojej stronie. Teoretycznie to nie powinno mieć szansy na powodzenie. Ale stworzyłam teorię, że się uda i udało. Tak, czy siak, trafiłam, a Shigeru nawet nie zauważył. Zanim dotarł do pokoju tabletka zdążyła się rozpuścić i niedługo później mój kochany braciszek spał jak niemowlę. Tu wkroczył Kazuma, bo otóż pomógł mi przetransportować chłopaka do mojego domu w Soul Society. Tam go związałam... No właśnie związałam to też nie najlepsze określenie. Właściwie użyłam kido, żeby mi skubany nie zwiał za pomocą shuppo. Tak, więc uziemiony był kompletnie. Sam jest sobie winny. Gdyby tylko zechciał mnie wysłuchać wcześniej. Jednak nie zrobił tego. Ignorował mnie lub zbywał półsłówkami. A zazwyczaj już z daleka rzucał mi tak lodowate spojrzenia, że nawet sam Lord Lodowatości Byakuya nie powstydziłby się czegoś takiego. W efekcie dni mijały, a ja w ogóle nie byłam bliżej rozwiązania tego problemu. I tak oto nadeszła pora na nieco bardziej drastyczne środki.
Shigeru powoli się budził. Najpierw planowałam spokojnie siedzieć na przeciw niego w fotelu, ale jakoś tak... Wstałam, schowałam się do kuchni i postanowiłam sprawdzić jego reakcję. Zaczaiłam się, a po chwili dało się słyszeć niewyraźne:
-Co do cholery? Gdzie ja jestem? Hej! Jest tu kto?
-A po co tak krzyczeć? - spytałam. - Tutaj jestem. Napijesz się czegoś? Wino? Whisky? Piwo?
-Setsuko, to ty? Co to ma znaczyć?!
-Zaraz ci wyjaśnię. Ale najpierw... To czego się napijesz?
-Nie chcę nic...
-Na pewno zaschło ci w gardle. To jeden z efektów ubocznych tego środka nasennego.
-Jakiego środka nasennego?
-Który wrzuciłam ci wieczorem do herbaty - wyjaśniłam. - Musiałam się mocno nagimnastykować, żeby go wrzucić.
-Co ty wymyśliłaś?
-To czego się napijesz? - nie dawałam za wygraną. - Porozmawiajmy kulturalnie.
-To najpierw mnie rozwiąż.
-Cóż... Bałam się, że uciekniesz.
-Więc mnie porwałaś?! Gdzie właściwie jesteśmy.
-W Soul Society. Kazuma pomógł mi cię tu przywlec. Sama nie byłabym w stanie zataszczyć tu takiego zwłoka.
-Dlaczego?
-Bo jesteś ciężki - mruknęłam.
-Nie o to pytam - oburzył się Shigeru.
-Bo nie chciałeś ze mną porozmawiać. Nie dałeś mi szansy wyjaśnić. Toteż sama ją sobie stworzyłam.
-Dobra. Wysłucham cię. Tylko rozwiąż mnie już.
-Na pewno?
-Tak. Zresztą i tak nie mam jak stąd uciec, skoro jesteśmy w Soul Society.
-Też racja...
Nie byłam do końca pewna, czy mówi prawdę, ale uwolniłam Shigeru.
-Piwo - usłyszałam.
-Hm?
-Chcę piwo - powtórzył.
Skinęłam głową i poszłam do kuchni. Po chwili postawiłam przed nim puszkę piwa, a sobie nalałam do szklanki trochę whisky i usiadłam na przeciw niego w fotelu. Shigeru spojrzał na mnie i zmarszczył brwi, piorunując mnie spojrzeniem. Jeszcze chwilę temu nie było jego oczach takiego chłodu, więc nieco się rozluźniłam. Teraz jednak nagła zmiana nastawienia nieco wybiła mnie z rytmu. Zupełnie nie wiedziałam od czego zacząć. Jednak nie miałam bratu za złe takiego zachowania. Co to to nie. Czułam się za to jeszcze bardziej winna tego, co zrobiłam, a fakt, że drugi raz zrobiłabym to samo, niczego nie ułatwiał. Nie wiedziałam, czy powinnam go przekonywać do swojej racji, czy zwyczajnie przepraszać, aż zechce mi wybaczyć. Obie wersje wydawały mi się równie głupie. A może powinnam go przekupić... Chociażby z braku innej możliwości, postanowiłam stawić mu czoła.
-Shigeru - zaczęłam spokojnie. - Umówmy się tak: wysłuchasz, co mam do powiedzenia, a jeśli dalej nie będziesz chciał ze mną rozmawiać, zabiorę cię do domu. Zgoda?
-Zgoda.
W duchu wykonałam gest zwycięstwa. Sukcesem było samo to, że zechciał mnie wreszcie wysłuchać. Chociaż odnosiłam wrażenie, że nie daje mi zbyt dużych szans na przekonanie go. Westchnęłam cicho.
-Dziękuję.
-Za co? - zdziwił się i wziął duży łyk piwa. - Nie dałaś mi zbytniego wyboru.
-Racja...
-Więc? Co chciałaś powiedzieć?
-Chciałam porozmawiać o moim zniknięciu, o tym, co zrobiłam, o wszystkim. Zacznę jednak od ostatnich wydarzeń, a raczej mojego zniknięcia. Wiem, że masz mi to za złe - stwierdziłam - Nie będę cię jednak przepraszać. I uczciwie przyznaję, że niezależnie od wszystkiego, drugi raz postąpiłabym dokładnie tak samo. - Zamierzałam mówić prawdę. - Wiem, że to nie brzmi najlepiej. Kiedy próbując się z tobą jakoś pogodzić, deklaruję, że drugi raz zrobię to samo. Mogę jedynie powiedzieć, że zrobiłabym to ze stanowczo innych powodów.
-Co masz na myśli?
-W tym momencie, co niestety rzadko mi się zdarza, mówię całkowicie szczerze - oznajmiłam. - Co mam na myśli? To... że potrzebowałam zniknąć. To fakt, że poszłam na tą samozwańczą misję po to, by nieco pokrzyżować plany wrogów i zdobyć informację. Ale prawdę mówiąc, to tylko jeden z kilku powodów i możliwe, że nawet nie najważniejszy. Głupio nie? - zaśmiałam się cicho i popiłam trunku. - Wiesz z grubsza jak wyglądała sytuacja przed moim zniknięciem. Słyszałeś też o Hotarubi. Coś zaczęło się zmieniać w moim życiu i we mnie, ale myślę, że to działo się zbyt szybko. To mnie przerażało i przytłaczało. Bo mój dotychczasowy światopogląd zaczął się walić i zwątpiłam. Potrzebowałam się odciąć od tego, zmienić otoczenie, zniknąć. I wtedy nadarzyła się doskonała okazja, więc skorzystałam z niej bez namysłu. Potrzebowałam tego. Jeszcze pół roku temu jedyne co potrafiłam to... Uciekać. Nie byłam wtedy gotowa.
-Na co?
-By stawić czoła światu, tobie, Kazumie i Hotarubi.
-A teraz jesteś? - spytał z powagą Shigeru.
-Teraz jestem gotowa - odparłam, patrząc mu prosto w oczy. - Jestem gotowa. Oczywiście nie mogę zagwarantować, że się nigdy nie zawaham, ale wydaje mi się, że znalazłam już drogę, którą chcę podążać. Do niedawna wierzyłam, że jedyne czego potrzebuje to po cichu wypełniać swoje obowiązki, że chcę po cichu pomagać w pokonaniu Aizena. Myliłam się. Jestem bardziej zachłanna. Dlatego będę walczyć. O rodzinę, przyjaciół, o wszystko na czym mi zależy. Nie, kryjąc się w cieniu i realizując ciche plany. Zawsze wierzyłam, że jeśli chcę ochronić najbliższych to muszę to zrobić po cichu, po kryjomu. I tak też robiłam. Ale zrozumiałam, że nie na tym to polega. Wiem, że cię zraniłam i nie tylko ciebie. Tymi ucieczkami, tym wszystkim... Tym razem będziemy walczyć ramię w ramię - zadeklarowałam z determinacją w głosie. - To znaczy... O ile tego chcesz.
Shigeru dłuższą chwilę milczał. I zdawało mi się, że minęła wieczność. Wygłosiłam swoją przemowę, która brzmiała, de facto, nieźle i pozostało mi jedynie czekać na odpowiedź ze strony brata. Byłam gotowa usłyszeć odmowę. Wiedziałam, że nie powinnam niczego oczekiwać, a jednak oczekiwałam, że się zgodzi. Ufałam mu? Nie znaliśmy się długo. Chwilę po tym jak go spotkałam, uciekłam. Lecz czułam, że łączy nas niesamowita więź, której nie potrafiłam wyjaśnić. Po raz pierwszy dostrzegłam ją wtedy na misji w labiryncie. Może to dlatego, że czasem tak bardzo przypominał mi mnie. W wielu aspektach. Ten niebezpieczny błysk w oku mówił mi, że razem możemy zdziałać naprawdę wiele. Ale Shigeru był do niedawna o krok dalej, niż ja. On od początku wierzył w tych, którzy stali u jego boku. I to nas odróżniało. Ale wreszcie miałam wrażenie, że zrównałam z nim kroku. Tak samo też wreszcie mogłam walczyć z Hotarubi jak równa z równą. I w końcu ją pokonać.
-Nadal jestem na ciebie zły - odezwał się wreszcie Shigeru.
-Ale? - spytałam z nadzieją. - Wyczuwam jakieś 'ale'.
-Ale zaufam ci. Bo jesteś moją siostrą i podoba mi błysk w twoich oczach. Coś się zmieniło w twoim spojrzeniu.
-Hahaha. Możliwe, że masz rację. Czyli co? Zgoda? - spytałam, wyciągając do niego rękę.
-Zgoda - odpowiedział, uzupełniając uścisk. - Ale mam kilka warunków.
-Oh. Cóż to za warunki?
-Choćby nie wiem co, trzymamy razem. Jeśli znów postanowisz zwiać, idę z tobą.
-Niech i tak będzie.
Wszystkiemu towarzyszyła muzyka
Followers
Rumors
I w ten oto sposób zakończyła się historia Behind Last Crossroad. Niemniej, zapraszam na moje pozostałe blogi, które można znaleźć w zakładce Other Dimensions. A najprawdopodobniej w kwietniu odbędzie się premiera drugiej części BLC pod tytułem Daughter of fiery flowers :D
Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!
Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!
Ranking popularności bohaterów BLC
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
-Będziesz kroić gotowe ciasto francuskie i warzywa... Nie ludzi.
OdpowiedzUsuń<3 mów do mnie jeszcze ;D
-Czym... Tak właściwie jest według ciebie gotowanie? .
-Wojną i totalną zagładą kuchni.
Ok, dzieki! :D Serio, nic, tylko dziarac.
po czym dodał. - Katanę też odłóż <-- mysle ze po dodal powinien być dwukropek
Kazuma wyglądał na równie zdziwionego, co ja.
Dobra, nie lubie się przyznawac, ze ktos łapie plusy, ale od ostatmich rozdzialow idzie kazumie calkiem niezle.
O kurwa. Nie doczytalam dalej. Kwestia czy zbagatelizowac sytuacje <3 ale… Kazuma stanal na wysokosci zadania. Wrrreszcie.
Jeśli ktoś mógł mnie pokochać, taką jaką jestem, to... Musi być idiotą.
Wymiękam <3
Och, team Shigeru i Setsu tak tak tak! <3 fest love! Brat i siostra powinni trzymac się razem! Tak uwazam! Nawet jeśli to izaya! ;D a co dopiero taki Shigerru! <3 Bardzo dobrze, popieram, pochwalam, aprobuje.
A, z dupy mi się przypomialo, w alernative widzialam chyab 'żywioł' zamiast'żywot"