Gdzieś w odległym, alternatywnym wymiarze było takie samo Hueco Mundo, jakie znamy. Chociaż panował tam nieco inny porządek. Nigdy, bowiem, nie zjawił się tam nikt o imieniu Aizen. Nie było wielkiej wojny z shinigami. Był za to samozwańczy król. Właściwie to nawet dwóch samozwańczych królów, którzy skutecznie zwalczali się nawzajem wraz ze swoimi frakcjami.
Pierwsza z nich, pod przewodnictwem Grimmjowa Jeagerjaqueza rządziła pustynnym światem od niepamiętnych czasów lub przynajmniej tak dawnych, że nikt nie ich nie pamięta. Król ten zdobył władzę dzięki swojej brutalnej, destruktywnej sile, ale ci którzy poddali się jego władzy dobrowolnie nie mogli narzekać na niedostatek.
Drugi król pojawił się niespodziewanie. Nikt nie umie stwierdzić, kiedy dokładnie, lecz bardzo szybko zyskał władzę w północnym Las Notches, odbierając Grimmjowowi połowę jego królestwa. Tym królem lub raczej królową, była Ivrel Wilczy. Jej metody nie różniły się zbytnio od tych Jeagerjaquezowych, chociaż urozmaicone były o swego rodzaju podstęp i intrygi prowadzone z pomocą trójki fracction, najbliższych arrancarów królowej.
Pierwsza z nich, Feniks, druga Tenebris oraz ostatnia - Rhan. W tym oto składzie pomagały Ivrel zdobyć królestwo Grimmjowowe. Co samemu zainteresowanemu nie podobało się ani odrobinę. I nie zamierzał puścić tej zniewagi płazem. Tak właśnie zaczęła się wielka, nieprzerwana wojna pomiędzy dwiema frakcjami o władzę w Hecuo Mundo. A rozpościerała się ona na wielu polach, od pozornej dyplomacji, przez oficjalne bitwy, aż po dywersję, a jedna sprytniejsza była od poprzedniej. Jednak żadna ze stron nie chciała odpuścić.
-Weźcie się w garść. potrzebuję pomysłów na kolejny atak - oznajmiła Ivrel i głośno odstawiła złoty kielich na kamienny stół.
-Dlaczego w ogóle nasze narady odbywają się tutaj? - spytała Feniks.
-Daj spokój, Feniś - mruknęła Tenebris. - Przy stole Aslana jest chociaż klimatycznie, no.
-To stół Aslana? - zdziwiła się Rhan. - Myślałam, że rąbnęłyśmy go królowi Arturowi...
-Arturowy był okrągły - zauważyła Feniks.
-Chrzanić stół! Mamy zaplanować atak na Grimmjowa - upomniała się królowa.
-Może zamach stanu albo ciche zabójstwo upozorowane na to, że sam targnął się na swój nędzny żywioł? - zaproponowała Tenebris.
-Ale chyba jak sama tego dokonasz. Przecież to potwór - stwierdziła Rhan.
-Może wreszcie zmobilizujemy całą armię i uderzymy na niego? - spytała sarkastycznie Feniks.
-Feniks, Feniks, Feniks... - mruknęła Ivrel.
-No co? - mruknęła tamta.
-Kobiety nigdy nie walczą bezpośrednio.
-Ivrel, to dlaczego nie wybić po cichu chociaż jego przydupasów? - spytała Rhan.
-Bo te jego przydupasy to dość silna część espady? Na przykład Uluquiora?
-Ah, no racja...
-Chociaż i tak jest nieźle, odkąd Lilynette jest po naszej stronie, Stark już nie jest taki mocny - zauważyła Tenebris. - Pomysł nie jest zły. Chyba, że jednak spróbujesz zbliżyć się do Grimmjowa i ściągnąć go na nasze terytorium. Tutaj nawet on nie będzie miał szans, a ty zostaniesz królową całego Hueco Mundo.
-Kusisz Trrrrrris. Tylko jak to zrobić?
-Zaanonsujemy chęć dyplomatycznej rozmowy. Tylko wasza dwójka, dalej wszystko zależeć będzie od ciebie, Iv - wyjaśniła Tenebris - Będziesz musiała użyć swoich wdzięków i sprawić, by chciał "porozmawiać" raz jeszcze. Do skutku, aż opuści gardę.
-A jak niby przekażemy mu chęć rozmowy? - spytała Feniks, marszcząc brwi.
-Wyślemy Lilynette. Nawet jeśli jest po naszej stronie, Stark nie pozwoli jej skrzywdzić - podsunęła Rhan.
-Młoda dobrze kombinuje - uradowała się Tenebris.
-Dobrze, to postanowione - oznajmiła Ivrel. - Feniks, pomożesz mi wybrać jakiś strój. Rrrrhan, Trrris, wiecie, co robić.
-Oczywiście, słońce. Pójdę pogadać z Lily - zaśmiała się Tenebris i klasnęła w dłonie.
-Naprawdę? Ok.
Gdy Tenebris zniknęła za rogiem, Rhan czmychnęła w stronę południowej części twierdzy. Nie miała żadnego specjalnego zadania. Wiedziała też, że jej królowa, a zarazem przyjaciółka, jak i pozostałe, będą zajęte. Miała, więc chwilę dla siebie. No, może nie do końca dla siebie, bo te chwilę komuś już obiecała. Może nie dosłownie. Między nimi nigdy nie było oficjalnych obietnic. Właściwie nie było nic oficjalnie, ani nie było obietnic. Po prostu lubiła go odwiedzać.
Mknęła w ciszy nieprzyjacielskich korytarzy. Nie powinno jej być w tej części zamku. Chociaż to nie pierwsza taka wycieczka jej serce i tak biło szybko. Nie byłoby dobrze, gdyby ktoś ją nakrył. Ale serce nie sługa. Wciąż łudziła się, że przeciągnie go na swoją stronę.
Coś ich do siebie ciągnęło odkąd tylko się poznali, lecz zanim zdążyli się do siebie zbliżyć na dobre, rozdzieliła ich wojna dwóch samozwańczych władców. Niestety obrali różne strony i teraz ciężko było im się w ogóle zobaczyć, a co dopiero nacieszyć swoim towarzystwem. Dlatego to, co ich łączyło, wciąż nie zostało jeszcze nazwane.
Zapukała do drzwi i nie czekając na odpowiedź, weszła do środka, bojąc się, że ktoś ją zobaczy. Rozejrzała się po pokoju, po czym uśmiechnęła na jego widok. Uluquiora nie mógł zobaczyć jej pięknego uśmiechu, gdyż stał do niej plecami. Z rękami skrzyżowanymi na piersi, stał, wypatrując czegoś przez okno. Jednak wiedział, że to ona przyszła. Któż inny mógł się zjawić. Poza królem, tylko ona z nim rozmawiała i jako jedyna okazywała radość na jego widok.
-Znowu przyszłaś - zauważył, nawet się nie odwracając. Bał się, że mimo kamiennej twarzy, Rhan będzie w stanie dostrzec w jego oczach uciechę z tego faktu. - Jeszcze ci się nie znudziło?
-Daj spokój, Uluqiora. I tak nie miałam nic lepszego do roboty...
-Co znowu knujecie?
-Wiesz... że nie mogę ci nic powiedzieć. Ty też nic mi nie powiesz.
-Ponieważ jesteśmy wrogami - zauważył Cifer i zmarszczył brwi, karcąc się w duchu za niepotrzebną uwagę.
-Wiem... Ale ty nie chcesz przyjść do nas. A ja... No wiesz, nie zostawię Iv.
Chciał. Chciał iść do niej. Wiele razy rozważał te opcję. Niejednokrotnie planował, co zrobić i co powiedzieć. Raz nawet był już gotów iść, ale zwątpił, czy to dobry pomysł. Nie obawiał się Grimmjowa. Sam był wystarczająco silny, a pod rządami Szóstego żyło mu się dobrze. Nikt poza Rhan nie naruszał jego spokoju. Nie obawiał się też pościgu, lecz tego, że nie przyjmą go po drugiej stronie.
Obawiał się, że jego obecność wcale nie ucieszy Rhan. W obecnej sytuacji zaś, zawsze wiedział, że zjawiała się, gdy tęskniła za jego towarzystwem. wtedy było dobrze. Czuł się dzięki temu swobodniej. Nie lubił niepewności, która dopadała go za każdym razem, gdy myślał o zmianie.
-Jesteś dziś jakiś markotny... Coś się stało?
-Dlaczego znowu przyszłaś?
-Jak to po co? - oburzyła się Rhan. - No przecież, żeby się z tobą zobaczyć. Za każdym razem o to pytasz, ale odpowiedź się i tak nie zmieni. Nauczyłbyś się wreszcie - dodała, tupnąwszy nogą.
Tymczasem Tenebris nieudolnie próbowała przekonać Lilynette do pełnienia roli posłannika. Niestety młoda arrancarka nie była zbyt chętna do odwiedzin starego przyjaciela, który żył an terytorium wrogiej frakcji i okazywała to krzykami oraz energiczną gestykulacją.
Tego Tenebris właśnie się obawiała. Oczywiście sama mogła przekazać wiadomość, ale bała się, że Ivrel uzna to za podejrzane. Rhan, ani Feniks też nie mogły tego zrobić. Została jej, więc tylko jedna opcja. Westchnęła ciężko i oznajmiła:
-W porządku. Sama się tym zajmę, Lily. Ale. Ani słowa Ivrel, czy Feniksowi, jasne? Będziesz miała kłopoty, że nie posłuchałaś rozkazu Iv. Obie będziemy miały kłopoty, wiec ani słowa.
-Tak, tak. Niech ci będzie.
-W takim razie to wszystko.
Z ust Tenebris wymknęło się jeszcze jedno ciche westchnienie, a ona sama skierowała swoje kroki w stronę południowej części twierdzy. Dla niej również nie był to pierwszy spacer po terytorium wroga. Cóż... Lubiła życie na krawędzi, a ryzykowne wycieczki na przeszpiegi lub na partyjkę pokera z Luisengergiem nie były złe.
Jednak tym razem powód ani trochę jej się nie podobał. Nie była stworzona do tak prostych i mało ambitnych zadań jak bycie posłannikiem. Już wolałaby robić za żywą tarczę w cyrku. To stanowczo było bezpieczniejsze, niż szukanie Starka w biały dzień. Chociaż zazwyczaj niezależnie od pory można go było znaleźć tylko w jednym miejscu.
Zanim tam jednak dotarła, mijała drzwi, a zza nich, jej uszu doszedł znajomy śmiech. Zakradła się bliżej i ostrożnie uchyliła drzwi, by zobaczyć Rhan, śmiejącą się z niewypowiedzianego żartu Czwartego. Nie ryzykowała i zamknęła drzwi, pospiesznie się oddalając.
-Hiu, hiu - mruknęła do siebie. - No ładne rzeczy...
Zaskakująco łatwo było Tenebris dotrzeć do komnat Starka. On jak zawsze wylegiwał się na łóżku, czytając jakąś książkę. Swoją drogą... Nikt nigdy nie dowiedział się, skąd on je bierze. Teraz to jednak nie było ważne. Ważniejsze...
-Nie spodziewałem się ciebie - stwierdził Stark.
-Na zaskoczonego też nie wyglądasz.
-Powinienem?
-Mniejsza o to. Mam biznes - skwitowała Tenebris.
-A czy kiedyś przyszłaś bez celu lub na przykład spytać, jak się miewam?
-Co ty do cholery czytasz? - warknęła. - Cierpienia... Młodego Wertera? Kompletnie ci już odbiło.
-No, co chcesz?
-Ivrel chcę się spotkać z Grimmjowem na rozmowie dyplomatycznej, na neutralnym gruncie. Czy możesz mu przekazać te propozycję?
-Dam znać, co on na to. Ale... To brzmi jakoś znajomo.
-Nie rozumiem... - stwierdziła niepewnie Tenebris.
-Mam wrażenie, że już gdzieś słyszałem o negocjacjach. Eh. Może to był sen?
-Chrzanisz od rzeczy. Chociaż... Mów dalej - zaśmiała się.
-No bo...
Tymczasem Ivrel stała na środku swojego pokoju, ubrana w czerwoną sukienkę z obfitym dekoltem, przeglądając się w lustrze z nietęgą miną.
-Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - spytała, krzywiąc się.
-To ma być "dyplomacja", więc... Tak!
-Ale w tym się będzie ciężko walczyć.
-Nie idziesz tam walczyć.
-Ale jeśli? - upierała się Ivrel.
-Nie. Idziesz go nęcić. Nie prowokować do walki tylko nęcić, NO WIESZ...
-No wiem! - zdenerwowała się królowa. - Ale czy naprawdę muszę iść TAK ubrana? - spytała z obrzydzeniem.
-Ja wiem, że T-shirty mogą być seksi, ale idziesz na spotkanie z drugim królem. To musi być... No... No wiesz... Olipkluziw.
-Jaki Olimp?
-Eh. Nieważne. Tak czy siak, musi być sukienka.
-Ale.
-Chcesz wygrać?
-Tak...
-Więc bez dyskusji.
Wszystkiemu towarzyszyła muzyka
Followers
Rumors
I w ten oto sposób zakończyła się historia Behind Last Crossroad. Niemniej, zapraszam na moje pozostałe blogi, które można znaleźć w zakładce Other Dimensions. A najprawdopodobniej w kwietniu odbędzie się premiera drugiej części BLC pod tytułem Daughter of fiery flowers :D
Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!
Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!
Ranking popularności bohaterów BLC
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
nie. nie nie nie nie nie. NIE. Nie zrobisz mi tego. nie skonczysz tegow takim momencie. nie. NIE. Nie. nie zgadzam sie. nie. *klika jak poszlała odswiez strone probujac uzyskac ciag dalszy*
OdpowiedzUsuńnie i kurwa nie. nie. ja Żądam ŻĄDAM kontynuacji. ŻĄDAM. jak mnie jzu zrobilas królową, wiec kurwa żadam!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńnie zrobisz mi tego. nie zostawisz tego tak. to tak jakby facet wylazł mi z łóżka w połowie rrrozgrrrywki. nie zrobisz tego. mówie Ci. nie zrobisz.
*"odśwież" "odśwież" "odswież"*
OdpowiedzUsuńKuźwa, ledwo co to napisałam. Nie ma dalszego ciągu, dopiero zaraz bd pisać. Na razie zadowolić się musisz 55 rozdziałem Behindu
Usuń*"ODSWIEZ"*
OdpowiedzUsuńnieeeeee zostawisz mnie tak.
OdpowiedzUsuńA ja się martwiłam jak mi nie odpisałaś już wczoraj, ale widzę, że masz się dobrze. Proponuję układ. Kolejna część gratisu na TTD, to i tutaj doczytasz *w*
UsuńTrrris, wracaj. wrrracja z moim ciagiem dlaszym. albo nigdy Ci nie wybacze.
OdpowiedzUsuńoskarżę Cię. podam na kolegium i bede ciagac po sądach. co za zamiana songa. ja chec CD.
OdpowiedzUsuńspotkamy sie na sali rozpraw. mowie ci. oskarze cie o... o ubytki na zdrowiu psychicznym? wymysle Ci takiego pozwa ze Ci mowie.
OdpowiedzUsuńuwielbiam ten song ale to Cie nie ocali. dobra, widze tam jakis kompromis. dobra, otwieram łorda. dobra, podziele sie nawet shizuo jesli bedzie trzeba. czy kogo tam se zaklepujesz z towarzystwa? to Was poloze w jednym pokoju.
OdpowiedzUsuńW sumie kogo chcesz. Ale Izaya jest enough jak już zaczęłaś, że ją przywlókł ze sobą :D
Usuńzałatwione ;D nawet dzisiaj idac przez Chorzow w rozpietym czerwonym plaszczu (chyba jakies zboczenie pisarskie mi sie zaczyna rodzic z opisywaniem...Oo) naszlo mnie na Was po wymysleniu jednego zdania ;D
Usuń