Wszystkiemu towarzyszyła muzyka

Followers

Rumors

I w ten oto sposób zakończyła się historia Behind Last Crossroad. Niemniej, zapraszam na moje pozostałe blogi, które można znaleźć w zakładce Other Dimensions. A najprawdopodobniej w kwietniu odbędzie się premiera drugiej części BLC pod tytułem Daughter of fiery flowers :D


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!

Ranking popularności bohaterów BLC

piątek, 15 stycznia 2016

59 ~ Black flames.

 Lubię ten rozdział, cieszę się, że już do niego dotarliśmy. To oznacza również, że kolejny będzie sześćdziesiąty, a i na tamten bardzo czekam, chociaż jest w zupełnie innym klimacie  *w* Trzeba was trochę rozruszać. Enjoycie!

***

Ostatnimi czasy na wszystkie misje chodziłam tylko z Kazumą. Nie wiem, czy naprawdę tak świetnie razem współpracowaliśmy, jak twierdził Koumui, zapytany o ten dziwny zbieg okoliczności. Może zwyczajnie wszyscy mieli nas dość?
Podejrzewałam, że możemy być lekko nie do zniesienia. Już oficjalnie byliśmy razem i wszyscy o tym wiedzieli. Gdy przebywaliśmy w tym samym pomieszczeniu, nie obyło się nigdy bez całusów i tego głupkowatego zachowania, tak typowego dla ludzi zakochanych.
W efekcie, co jakiś czas mogłam zauważyć, jak ktoś robi gest, jakby miał zaraz zwymiotować. Słyszałam też jakieś komentarze o tęczy i jednorożcach. I pewnie nie było to specjalną przesadą z ich strony. Kazuma nie krępował się specjalnie w okazywaniu publicznie uczuć, a z czasem nawet ja zdążyłam do tego przywyknąć.
Osobno zresztą nie byliśmy wcale lepsi, bo wtedy jedno tęskniło za drugim i  wzdychało. Ivrel w pewnym momencie już nie wytrzymała i spytała "ty masz astmę, dziewczyno?", ale przecież wszyscy wiedzieli, że to nie astma. Obecni wtedy przyjaciele parsknęli śmiechem, a mi zrobiło się trochę głupio. Ale nieświadomie i tak wzdychałam dalej.
Stąd też pewnie nasze wspólne misje. Tym razem nie wybieraliśmy się daleko, bo zaledwie do sąsiedniego miasta. Sprawdzić coś. Nie bawiliśmy się w przechodzenie przez Soul Society, bo nadzorujący bramy oddział dwunasty zaczynał mieć nas dość. Toteż postanowiliśmy używać tego triku tylko wtedy, gdy jest to konieczne.
Pojechaliśmy pociągiem. Ot, kilka stacji, więc podróż nie trwała więcej, niż pół godziny. Kulturalnie, jak na "ludzi" przystało, wsiedliśmy do pociągu i zajęliśmy miejsca. Nie było potrzeby wynajmowania wagonu na tak krótką trasę. Problem w tym, że miałam baaaaardzo złe przeczucie. Nie wspominając o tym, że czułam się jakby obserwowana. A moje złe przeczucie potwierdziło się, gdy tylko dotarliśmy na miejsce. Miasto było opustoszałe i niemal doszczętnie zniszczone.
Tylko kilka budynków stało jeszcze nienaruszonych. O ile z wybitymi oknami to stan nienaruszenia. Nie było ludzi, nie było samochodów, nie było nic. Tylko ogólne zniszczenie i plamy krwi na murach. Wzdrygnęłam się i zanim zdążyłam pomyśleć, zobaczyłam dwóch członków Espady.
Szowinistyczna Piątka szczerzyła radośnie zęby na nasz widok. Tylko Czwarty wciąż emanował tym chłodnym opanowaniem, nie wyrażającym żadnych szczególnych emocji. Czy te zniszczenia to ich sprawka? Właściwie nie umiałam stwierdzić. Po co było im niszczyć miasto? Ja wiedziałam, że Espada jest jebnięta, ale czy naprawdę mieli tyle czasu, by marnować go na bezcelową demolkę całego miasta? Zwłaszcza Czwarty... Ale co ja tam wiem.
Od razu zaczęła się walka i bardzo szybko straciłam Kazumę z pola widzenia. Łyżkogłowy zwyczajnie zasłonił mi widok swoją ogromną bronią, wbitą tuż przede mną. Wiedziałam, że muszę się skupić, zamiast wciąż spoglądać na Kazumę i Czwartego. Miałam swoją walkę i to wcale nie łatwiejszą. W końcu Nnoitra zdawał się świetnie bawić. Tak. Dosłownie bawił się, całkowicie mnie lekceważąc. "Ta zniewaga krwi wymaga" pomyślałam, aktywując bankai.
-Zapłoń, Moeru Yona! - krzyknęłam, po czym zaatakowałam dryblasa płomieniami.
Skubany był naprawdę szybki, bo nie tylko uniknął mojego ataku, a zdążył mnie zajść od tyłu. Jednym machnięciem ręki posłał mnie na najbliższą ścianę. Wtedy usłyszałam pisk przerażenia i zatrwożona tym faktem stanęłam na równe nogi. Zrozumiałam, że wcale mi się nie wydawało. Ktoś naprawdę cały czas nas obserwował. Ale to nie był wróg, tylko bardzo nieznośnie i nieposłuszne dziecko.
-Ami! - wrzasnęłam, gdy dziewczynka wychyliła się zza innego budynku, żeby do mnie podbiec.
Czym prędzej aktywowałam swoją zmodyfikowaną technikę, powodując ogromny wybuch pod nogami 5 espady, wzniecając w górę tumany kurzu. W mgnieniu oka przedostałam się do Ami i pochwyciwszy ją za ramię, zaczęłam uciekać. Chciałam jak najszybciej odstawić ją w bezpieczne, a przynajmniej jak najbardziej odległe miejsce. Jednak nie mogłam takiego znaleźć. Nie było też opcji by uciekać w nieskończoność.
Skryłyśmy się, więc w jednym z budynków. Wyciszyłam swoje reiatsu i próbowałam wymyślić jakiś plan. Gdzie schować Ami? Gdzieś... Gdziekolwiek. Wyczułam, że Nnoitra zbliża się w zastraszającym tempie. Odstawiłam dziewczynkę w najbardziej sensowne moim zdaniem miejsce i poszłam odciągnąć od niej Piątego.
-Hej! Ty z łyżką na głowie! Niotek! - krzyczałam, wychodząc mu na przeciw. - Zabawmy się.
-A żebyś wiedziała, szmato.
-Trochę szacunku do kobiet - mruknęłam, robiąc unik przed ostrzem.
Wzięłam głęboki oddech, a płomienie rozlały się we wszystkie strony. Wyskoczyłam z ognia, z całą siłą napierając na przeciwnika, ale i ten atak sparował bez większego problemu. Wykonałam piruet w powietrzu i kopnęłam go w twarz. Nawet się nie zachwiał. Chwycił mnie za kostkę i splunął krwią. Dyndając do góry nogami, próbowałam zaatakować go drugą nogą, ale miałam ograniczone pole manewru. Koleś miał naprawdę długie łapy i nawet moja katana nie była w stanie go dosięgnąć. Ledwo byłam wstanie rozciąć mu rękaw, ale nie zobaczyłam nawet kropli krwi. Zaklęłam pod nosem i uderzyłam plecami u ziemię. W ostatniej chwili zdążyłam się przeturlać, nim ogromne ostrze przecięło mnie w pół. Zebrałam się w locie i przesunęłam nogą po ziemi, próbując zwalić dryblasa z jego kończyn dolnych. Już prawie mi się udało, ale skubany złapał jakoś równowagę. Uwiesiłam mu się na przedramieniu i kopnęłam go w brzuch. Następnie przeskoczyłam za niego, kopiąc go pod kolanem. Upadł, ale nie było to moje zwycięstwo. Zdążył mnie przygnieść łapą do ziemi. I spróbował odpalić cero.
Zamarłam. Z takiej odległości nawet ja nie miałam szans na przeżycie. Zrobiłam jedyną w świecie rzecz, która przyszła mi wtedy do głowy. Ugryzłam go w ten długaśny palec, który niemal oplatał się wokół mojej szyi. Sama nie wiem, jak udało mi się to zrobić, ale ta prozaiczna rzecz odniosła skutek. Oto akt mojej desperacji lub ostre zęby. Wyślizgnęłam się z uścisku i w ostatniej chwili uchyliłam się przed cero. Zaczęłam biegać wokół niego, używając shuppo i od czasu do czasu wyprowadzając cięcia i kopniaki. Ale tego nie można było nazwać walką. Co najwyżej partyzantką. Dobrze wiedziałam, że wciąż jestem słabsza od espady. Chociaż Nnoitra nie przerażał mnie tak bardzo jak ten z numerem 6. Miałam jednak na uwadze fakt, że w budynku nieopodal ukrywała się Ami. Łyżkogłowy zdawał się wyczuwać mój niepokój.
Zamachnął się bronią, zmuszając mnie do odnowienia dystansu. Wtedy przykucnął i wetknął palec w ziemię. Był to dziwny wyczyn, więc stałam w pełnej gotowości z wyciągniętą przed siebie kataną. Ale on wyszczerzył się tylko i spojrzał w stronę, gdzie była Ami. Bez namysłu ruszył w tamtą stronę. Prawdopodobnie z zamiarem zniszczenia całego budynku, bo znów wyciągnął przed siebie ręce jak do cero.
-Ami! Uciekaj stamtąd! - krzyknęłam, jednocześnie rzucając się w tamtym kierunku. - Bakudou numer 81! Danku!
Modliłam się, by tym razem zadziałało. Chociaż na ten ułamek sekundy, gdyż podczas praktyk nigdy nie udało mi się utrzymać go zbyt długo. Ale ta nanosekunda na szczęście wystarczyła by zneutralizować cero. W duchu dziękowałam wszystkim istniejącym bogom i bóstwom, a Ami bezpiecznie wydostała się z budynku.Stanęłam pomiędzy nią, a łyżkogłowym, szykując się do obrony.
-Ami - powiedziałam cicho. - Rób dokładnie, co mówię. Jasne?
-Tak.
-Później się policzymy za twoją głupotę.
-Pseprasam.
Ami uderzyła w płacz.
-Nie becz - warknęłam. - Inaczej cię tu zostawię. Słyszysz?
-Przeplaszam, przeplaszam nie będę... Nie zostawiaj mnie - prosiła, ocierając łzy. - Ten potwól jest stlasny.
-Nie płacz! - krzyknęłam, po czym dodałam łagodniej - Nie płacz... Nie bój się. Nie masz się czego bać, bo... Ja cię obronię. Rozumiesz? Obronię cię przed potworem, więc nie masz się czego bać.
-Naplawdę?
-Wierzysz we mnie, Ami? - spytałam z powagą.
-Tak.
-Głośniej. Nie słyszę.
-Tak!
-W takim razie w porządku.
Tak powiedziałam, ale... Nnoitra znów wystrzelił w naszą stronę cero. Zneutralizowałam atak swoim bankai i zasłoniłam Ami przed silnym podmuchem gorącego powietrza. Jednak zanim zdążyłam się obejrzeć, espada pojawił się tuż obok. Użyłam shuppo oddalając się, ale wiedziałam, że nie mam szans wygrać w ten sposób. Za bardzo rozpraszała mnie ochrona Ami. Gdybym się od niej oddaliła, przeciwnik znów mógłby obrać ją za cel. Musiałam użyć czegoś silnego, czegoś... Była jedna rzecz. Niedopracowana technika... Nie znałam jej prawdziwych możliwości, ani też konsekwencji używania jej. Chociaż byłam pewna, że jakieś są.
-Bakudou numer 63! Sajou Sabaku! - krzyknęłam, skutecznie unieruchamiając wroga.
Na całe 10 sekund...
-Nie zawiedź mnie... - wyszeptałam, rozcinając palec ostrzem swojej katany i przejechałam wzdłuż ostrza, tworząc krwawą linię. - Zapłoń, Moeru Yona! Piekielny ogień!
Z mojego zampakato buchnęły płomienie, ale nie takie jak zawsze. Te były czarne i o wiele potężniejsze od mojego bankai. Wciąż nie rozumiałam natury tej techniki, ani dlaczego właściwie istnieje. Moje bankai to wieczny ogień. To, co z Moeru nazwałyśmy piekielnym ogniem napawało mnie strachem przed samą sobą. Gdy odkryłam tę zdolność, obiecałam sobie tego nie używać, przynajmniej dopóki nic mnie do tego nie zmusi. Właśnie czułam się zmuszona. Z całą siłą zaatakowałam Nnoitrę, tworząc ogromną falę czarnych jak smoła płomieni. Uderzałam raz za razem, zmuszając go do odwrotu. Wtedy z nieba spadły drzwi, które niewątpliwie należały do Road. Łyżkogłowy prychnął z niezadowoleniem bardzo szybko ulotnił się wraz z drzwiami.
Odetchnęłam z ulgą. Byłyśmy uratowane. Podejrzewałam, że Uluquiora również został zmuszony do odwrotu, a nawet gdyby nie... Kazuma był silny. Dezaktywowałam bankai i w tej samej chwili runęłam na ziemię. Nie. Nie zemdlałam, ale czułam, jak opuszczają mnie wszystkie siły. Zwyczajnie nie byłam w stanie się poruszać.
-No... To już znam konsekwencje - mruknęłam z niezadowoleniem.
Ciekawa byłam tylko jak długo nie będę mogła się ruszać i jak długo mogę wytrzymać, przed dezaktywowaniem techniki, zanim taki stan dopadnie mnie sam. Dotychczas podczas swoich kilku prób uruchamiałam to zaledwie na kilka sekund, czując w środku dziwny niepokój związany z aktywowaniem nieznanej mocy. Tym razem użyłam jej przez kilka minut.
-Setsuko! Setsuko!  Nic ci nie jest? - lamentowała Ami.
-Nic mi nie jest. Nie becz - mruknęłam. - Musze sobie po prostu poleżeć.
-Ale nie jesteś lanna?
-Nie, nie jestem. Po prostu musimy grzecznie poczekać na Kazumę.
No i zaczekałyśmy. Szczęśliwie, do czasu aż się pojawił udało mi się odzyskać formę na tyle, by chociaż usiąść.
-Setsuko! Nic ci nie jest?! - krzyczał z oddali. - Ami? Co ona tu robi?
-Obie jesteśmy całe - odparłam. - Przypałętała się za nami. Dałam już cynk Koumuiowi, że dzieciakowi nic nie jest.
-Rozumiem. To świetnie... Gdzie Nnoitra?
-Nagle pojawiły się drzwi Road i zwiał, gdyby nie to byłoby cienko - przyznałam.
-Ale dałaś radę...?
-Cóż... Ledwo - skłamałam.
-Czułem ogromny wybuch twojego reiatsu - oznajmił Kazuma. - Co zrobiłaś.
-Użyłam bankai - mruknęłam. - No wiesz... Miałam szkraba do obrony.
-Rozumiem. Musiało być ciężko.
-Na szczęście uciekli.
-Tak, ale zabrali innocence.
-No cóż... Raz na wozie, raz pod wozem - skwitowałam. - A teraz bądź tak miły i zabierz ode mnie tego szkodnika - mruknęłam, spoglądając na przytulonego do mnie dzieciaka. - Natychmiast.
-Tak zaciekle jej broniłaś, ale widzę już wróciliśmy do normalności.
-To dwie różne rzeczy. Broniłam jej, bo muszę. Co nie zmienia faktu, że nie lubię dzieci.

***

edit: Niotek faktycznie szczela cero ozorem, ale tutaj jest ok, on nie próbuje nagle naśladować Grimma, on ją po prostu łapskiem trzyma. Setsu go wkurzyła, więc wolałby stracić łapska, niż dać jej uciec, nawet jeśli sam by je sobie ujebał za pomocą cero.
Wilczy, Niotek

7 komentarzy:

  1. Ło Bozzzziu! Ło, ło, ależ emocyje! Akurat na rozgrzewke przed jutrrrzejszym meczem panterrr! nnoitra, ten chuj, ale zaraz, zaraz, czy on cero z jezyka nie wystrzeliwywał? Czy mi sie jebie, bo tu wyciaga łapy, choc konkretnie tyz nie napisalas ze z łap szczela ;P Jak Grimmy. A z palucha tez ktus mial cero, no Ulqu przeciez! Nie lubie nnoitry, ale o, walka z nim to naprawde gruba sprawa i swietnie swietnie przedstawilas. ja sie bede z tym, z nim, na pewno jeszcze na drodze mierzyc, aha, ół yeah, ok, to teraz jak juz jestem w bojowym nastroju to co by tu... chyba wypadalo by droge odpalic :P
    Mała na chwile przestała w pewnym momencie sepleic, ale zaladam, ze z powodu powagi sytuacji?
    i wa da faaa, te piekielne płomienie, uuu. a tyn, braciszek wje, o tym udoskonaleniu? ze tak Setsu sie dzieje? moze sam by kciał sprobowac co w... wgl to dlatego, ze użyła przed tym kidou? czy po prostu odkryła ta moc we sobie? Hm. podejrzana sprawa. niecierrrrpliwe czekam na nexta, sexta :D <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, w sumie nie jest napisane dokładnie, ale jeśli jest nieczytelnie to obczaję jak to poprawić.
      Na pewno nie sepleni tam gdzie nie ma rrr i takich tak, ale to też jeszcze przejrzę.
      No, bierz się za Drogę.

      Usuń
  2. nie ze nieczytelnie, ale tekst jakby sugeruje, ze używa łap, wiec sie sama zaczelam zastanawiac czy dobrze pamietam, nu i tyle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łyżka-kun po prostu sam już nie wie co robi.

      Usuń
    2. :D ey, ey, no to musze yebnac Ci malym cytatem z nastepnego rozdzialu :
      Im dłużej myślała, tym więcej Arrancarów sobie przypominała, którzy byli jakoś związani ze światem zwierząt. Taki Starrk i Ulquiorra na przykład. (...) Renji opowiadał jej kiedyś, że stoczył walkę z bratem Szayela. Ten podobno upodabniał się do czegoś z rogami. Chyba do byka. Słyszała jeszcze o Ggio, który najwidoczniej za pustego żywota był tygrysem, Harribel – rekinem , Odelschwanck – kozicą (...) No i był jeszcze Nnoitra, który był łyżką i łyżką pozostał, chociaż wydaje mu się, że jest Matką Teresą. Albo modliszką. Najwidoczniej ma tyle osobowości, ile rąk. Bankowo więcej niż dwie.

      :P

      Usuń
    3. "No i był jeszcze Nnoitra, który był łyżką i łyżką pozostał, chociaż wydaje mu się, że jest Matką Teresą. Albo modliszką."
      OMG! No. Nnoitra jak nic! <3

      Usuń
  3. aaaha, jeszcze ta astma, zapomnialam :p co za szydera <3 :D

    OdpowiedzUsuń