Wszystkiemu towarzyszyła muzyka

Followers

Rumors

I w ten oto sposób zakończyła się historia Behind Last Crossroad. Niemniej, zapraszam na moje pozostałe blogi, które można znaleźć w zakładce Other Dimensions. A najprawdopodobniej w kwietniu odbędzie się premiera drugiej części BLC pod tytułem Daughter of fiery flowers :D


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!

Ranking popularności bohaterów BLC

sobota, 16 stycznia 2016

New Capitan 4

 No i wycyganiła rozdział dzień szybciej no.
Wszystkiego najlepszego raz jeszcze!

***

Byłam zmęczona. Bynajmniej. Na pewno nie treningiem. Raczej tym, jak wielu zmartwień mi przysporzył. Naprawdę nie sądziłam, że poziom zadowolenia shinigami z ich pracy jest tak niski. Gdy byłam oficerem nie zauważyłam, gdy byłam porucznikiem... Nie czarujmy się, olałam sprawę. To nie była tylko wina Kazumy, nawet jeśli to on miał prowadzić oddział, a ja tylko mu pomagać. Oboje to schrzaniliśmy.
Udałam się do oddziału pierwszego. Sasakibe zdziwił mój widok, a ja uśmiechnęłam się tylko. Nie musiałam nic mówić, odwzajemnił gest i zniknął. Wrócił po chwili z informacją, że mogę porozmawiać z głównodowodzącym. Chyba musiałam mieć naprawdę nietęgą minę, bo Dziadek zmarszczył brwi, widząc mnie.
-Co się stało, moje dziecko?
-Nie wiem, czy nadaję się na kapitana - powiedziałam prosto z mostu. - Już po jednym dniu widzę, jak fatalna jest tam sytuacja. Większość moich podwładnych nie jest zadowolona z życia, nie mają motywacji do walki, a ich oczy są puste. Praca nie sprawia satysfakcji. Odrobinę tylko ożywili się z nadzieją, że moje zostanie kapitanem coś zmieni, ale i to szybko przeminie. Nie wiem, czy jestem w stanie coś z tym zrobić, czy potrafię o nich zadbać, skoro dotychczas nigdy nie zwróciłam uwagi na taki stan rzeczy. Jak mogłam pozwolić na to, by coś tak ważnego umknęło mojej uwadze? Byłam oficerem, później porucznikiem i nigdy, przenigdy nawet się nie zastanowiłam, więc jak mogę być kapitanem? - spytałam, ledwo powstrzymując łzy. - Nie powinnam była nigdy nawet zostać porucznikiem, skoro nie zastanowiłam się nad czymś takim. Jedyne co mnie interesowało to misja w Czarnym Zakonie.
-Ale sama zdałaś sobie z tego sprawę - odparł spokojnie głównodowodzący. - Przyznajesz się do błędu i martwisz się tym, czy dasz radę coś zmienić. To utwierdza mnie w przekonaniu, że wybór ciebie na kapitana, był trafny.
-Wcale nie był trafny! Zamiast trzy dni użalać się nad sobą powinnam była od razu zastanowić się, co mogę zrobić. Zorientowałam się o trzy dni za późno, jako kapitan i lata za późno w ogóle.
-Nie bądź dla siebie tak surowa - zaśmiał się Genryusai. - Nikt nie wymaga od ciebie, żebyś od razu była jak reszta kapitanów, bo u nich efekt wypracowany został po długich latach ciężkiej pracy, a i wciąż jakby się przyjrzeć, byłoby się do czego przyczepić.
-Nie dam rady... To dla mnie za dużo.
-Dasz radę - powiedział Genryusai, lecz jego słowa nie brzmiały już jak pocieszenie, a rozkaz. - Już za późno na to, żeby teraz rezygnować. Nie możesz odebrać swoim podwładnym nadziei.
Przygryzłam wargę i wyszłam. Wiedziałam, że ma rację. Wiedziałam, że nie pozwoli mi odejść. Może nawet tego właśnie potrzebowałam. Kopa w tyłek, który pozwoli mi ruszyć dalej. Może po prostu potrzebowałam usłyszeć, że nie mam innego wyjścia, jak dać sobie radę.
Na noc wróciłam do Czarnego Zakonu. Tam spotkałam Byakuyę i Renjiego, rozmawiających cicho na korytarzu.
-Hej - mruknęłam.
-Nie miałaś czasem zostać jeszcze w Soul Society? - spytał chłodno Kuchiki.
-Miałam - odparłam beznamiętnie. - Wróciłam tu tylko na noc. Chciałam porozmawiać z Shigeru i zobaczyć, co słychać.
-Coś się stało?
-Nie.
-Przecież widzę - upierał się Renji. - Nie są zadowoleni, że to ty zostałaś kapitanem.
-Chyba wręcz przeciwnie - mruknął Byakuya. - Są zadowoleni i w tym problem.
-Z tego, że zostałam kapitanem, tak... Z całej reszty... Nie - westchnęłam.
-Nie rozumiem.
-Renji, możesz nas zostawić samych? - poprosił Kuchiki, ale to brzmiało bardziej jak rozkaz.
-Tak - zgodził się Abarai i machnął ręką na pożegnanie.
-O co chodzi?
-A tam... Że zaraz o coś musi chodzić.
-Przecież wiem, że chcesz o coś zapytać - stwierdził kapitan Szóstki i skrzywił się, widząc, że mam opory. - Przestań udawać i powiedz o co chodzi, zanim się rozmyślę.
-No, bo... Co ty robisz, żeby oddział dobrze funkcjonował, a podwładni byli zadowoleni?
-Przewodzę im. Organizuję ich pracę i prowadzę w boju.
-No tak... Ale... U nas znaczna część przestała się starać, przestało im zależeć. Tylko kilka osób opanowało shikai, a bankai obecnie w Trójce tylko ja umiem uwolnić. Nie starają się. Wykonują to, co trzeba i nic nad to. Tylko młodzi mają trochę werwy.
-Dziwisz się? Ostatni kilka miesięcy spędzali na żmudnej pracy w archiwach, która nie przynosiła żadnych efektów, nie mieli oddziałowych treningów, a kapitan i porucznik zbytnio się nimi nie interesowali, bo zajęci byli misją terenową, zaś oficerowi, odpowiedzialnemu za doglądanie ich, nie mogli zaufać - zauważył Kuchiki, piorunując mnie spojrzeniem. - Zostali zaniedbani. Zresztą to normalne, że brak sukcesów i porozumienia z zampakto, zniechęca. Kolejne lata służby i strach przed utratą życia w wojnie z Aizenem nie pomagają.
-To co zrobić?
-Zainteresować się nimi.
-A ty jak się niby interesujesz? Warczysz na nich i gromisz spojrzeniem.
-Jestem dla nich autorytetem. Nawet dla starszych shinigami, ponieważ osiągnąłem to, czego oni nie potrafili. To prawda, że rzadko ich chwalę, ale robię to, kiedy ktoś na to zasłuży. Są świadomi tego, że tylko ciężka praca przyniesie efekty, więc dają z siebie wszystko lub przynajmniej ciężko pracują, w obawie przed konsekwencjami nieróbstwa. To normalne, że starsi shinigami tracą motywację, dlatego tak ważne, by pilnować rozwoju swoich podwładnych, zaś młodsi są bardziej entuzjastycznie nastawieni, ciężko pracując, by kiedyś chociaż trochę przybliżyć się do swojego wzoru, czyli mnie.
-Oj biedaki... Nie wiedzą, że w Seireitei jest więcej dobrych kapitanów, a nie tylko kapitanowie-gbury. Ale się kiedyś rozczarują - zakpiłam, a Byakuya obrzucił mnie lodowatym spojrzeniem.
-Przepraszam - wymamrotałam. - Przesadziłam...  Martwię się, a przez to jestem nerwowa.
-Weź się w garść. Kapitan nie może okazać słabości. Jeśli nie wierzysz moim słowom, przejdź się do Szóstki i zobacz jak funkcjonuje oddział, nawet podczas mojej nieobecności lub zajrzyj także do innych jednostek.
-Masz rację - przyznałam. - Tak zrobię.
Po rozmowie z Byakuyą postanowiłam zajrzeć do Shigeru. Stwierdziłam, że okazałby się całkiem niezłą pomocą w treningach oddziałowych, nawet jeśli tylko od czasu do czasu. Zanim dotarłam na miejsce, zobaczyłam go stojącego na korytarzu. Nie był sam. Obok niego stała Bris i o czymś cicho rozmawiali, niestety byłam zbyt daleko, żeby usłyszeć o czym.
Widziałam jak Shigeru uśmiecha się lekko i wyciąga rękę w stronę Bris, po czym próbuje odgarnąć włosy z jej twarzy. Ona odsuwa się jednak, marszcząc brwi. Braciszek robi drugie podejście, ale ona denerwuje się jeszcze bardziej i odtrąca jego dłoń. Coś jeszcze mówi, a potem zamyka się w swoim pokoju i mimo natarczywego pukania do drzwi, nie otwiera ich.
-Shigeru? - odezwałam się, udając, że dopiero przyszłam. - Wszystko gra?
-Tak - skłamał. - Chciałem pogadać z Bris, ale chyba nie ma jej w pokoju.
-Jeśli nie wyszła mimo tak natarczywego pukania to pewnie masz rację i nie ma jej tam.
-Co tu w ogóle robisz? Nie miałaś być w Soul Society?
-Chciałam z tobą pogadać. Znajdziesz dla mnie chwilę? - spytałam z uśmiechem, a gdy Shigeru skinął głową, ruszyliśmy do mojego pokoju. Zamknęłam drzwi, czekając aż rozsiądzie się na łóżku i spojrzałam na niego z powagą. - Pokłóciłeś się z Bris?
-Skąd ten pomysł?
-Bo po każdej sprzeczce masz minę jakby cię ktoś kopnął w jaja, chociaż rzadko się kłócicie, nie da się tego nie zauważyć, a może właśnie dlatego - zaśmiałam się. - Poza tym... Szczerze mówiąc, widziałam jak się przed tobą chowa.
-Podsłuchiwałaś?
-Nie, po prostu was widziałam - oznajmiłam wesoło. - Nie mam słuchu jak nietoperz.
-Tak. Drobna różnica zdań. Przejdzie jej.
-Wie?
-O czym? - spytał Shigeru, a widząc moją minę skrzywił się nieznacznie. - Nie wiem o czym mówisz.
-Pytam czy Bris wie, że coś do niej czujesz.
-Oszalalaś?
-Czyli nie wie?
-Nie. Nie wie.
-Wy tak już długo? - zaciekawiłam się. - Jak kiedyś pytałam, twierdziłeś, że jest ci jak siostra. Jeśli zaczniesz twierdzić, że to tylko miłość jak do siostry to zacznę się poważnie obawiać - dodałam.
-Strasznie się złośliwa zrobiłaś.
-Tylko trochę nerwowa...
-Nie nie wie, a ja nie wiem, kiedy sytuacja się zmieniła. Zorientowałem się dopiero, gdy przepadła, jak się okazało na rzecz szpiegowania Aogiri.
-Rozumiem... Zamierzasz jej kiedyś powiedzieć?
-Na pewno nie teraz.
-A kiedy?
-Nie wiem.
-Dlaczego? - kontynuowałam przesłuchanie.
-Bo wiem jak patrzy na Kandę.
-Myślisz, że ona coś ten tego do Kandy?
-Niestety...
-Ieeee... Jakieś naciągane to.
-Nie miałaś czasem jakiejś ważnej sprawy? - zauważył Shigeru. - Co?
-No, w sumie racja - przyznałam niechętnie. - Próbuję ci załatwić przepustkę do Soul Society. Nie proponuję ci być shinigami, ale świat dusz to wciąż twój dom, poza tym nie ukrywam, że pewnie przyda mi się twoja pomoc. Mimo to postanowiłam najpierw zapytać, czy w ogóle chciałbyś tam ze mną pójść chociaż na kilka dni.
-Skoro potrzebujesz pomocy, to przecież nie odmówię.
-Dzięki Shigeru.
Gdy upewniłam się, że Shigeru jest u siebie, poszłam zajrzeć do Bris. Zapukałam do drzwi. Cisza. No to jeszcze raz.
-Shgieru idź sobie - usłyszałam.
-Pudło - zaśmiałam się i drzwi momentalnie otworzyły się, a Bris wciągnęła mnie do środka. - Pokłóciliście się?
-Cicho - skarciła mnie. - Jak coś to mnie tu nie ma.
-O co poszło?
-O nic.
-No mów, przecież mu nie powiem - warknęłam. - Co z tego, że jest moim bratem. To tylko czyni go tak samo powalonym, więc może będę umiała pomóc.
-No bo... Shigeru dziwnie się zachowuje odkąd wróciłam z Aogiri, a ostatnio to już w ogóle - oznajmiła po chwili wahania. - Coż... Podejrzewam, że ma do mnie pretensje o to zniknięcie, chociaż nigdy nie powiedział tego w prost. Dzisiaj najechał na Kandę zupełnie bez powodu, kiedy opowiadałam mu o swoim pobycie wśród ghouli. A przecież rzadko się kłócili. Shigeru był jedną z nielicznych osób, na które Kanda nie warczał przy każdej próbie komunikacji i  drugą stronę tak samo. Nie wiem, co się zmieniło.
-Naprawdę martwisz się o Shigeru, nie?
-Oczywiście. Jest moim przyjacielem.
-Nie o tym mówię - zaśmiałam się. - Przyjacielem... Dobra wymówka.
-O co ty mnie posądzasz? - spytała Bris, przyglądając mi się uważnie. - Chyba nie masz żadnego głupiego pomysłu, co?
-Ja? Skąd - powiedziałam z miną niewiniątka. - Zdradzają cię rumieńce.
-Tak mam jak się denerwuję.
-Jasne, a ja jestem farbowaną blondynką - zakpiłam. - To jak? Powiesz prawdę?
-Nie ma żadnej prawy.
-Ale?
-Nie wiem... No wiesz, zawsze uważałam Shigeru za przyjaciela.
-Ale?- powtórzyłam z uśmiechem.
-Kiedy byłam w Aogiri... Cały ten czas bardzo za nim tęskniłam i sama już nie wiem, może po prostu mi odbija - jęknęła Bris. - On też ma czasem takie zagrywki. No, niby zawsze się przytulaliśmy, gdy któremuś z nas było źle i tak dalej. Niby nic się nie zmieniło... Ale ostatnio, gdy chwyta moją dłoń... Lub jak dziś próbował odgarnąć włosy z mojej twarzy to aż poczułam jak mi się wszystkie wnętrzności skręcają. I wiesz co jest najgorsze?
-No?
-Że mi się to cholera podoba.
-Jak się wnętrzności skręcają? - zaśmiałam się.
-No widzisz? Do reszty mi odbiło.
-Nie. To fajnie zabrzmiało, ale wiem, o co ci chodzi - odparłam. - Też tak miałam... Z Kazumą... Wystarczył krótki dotyk, jedno spojrzenie, nawet nic nie znaczące, a we mnie się wszystko kotłowało, ale to było miłe uczucie, serce biło szybciej. Wtedy czułam, że żyję.
-No właśnie... Ale tak nie może być. Shigeru jest przyjacielem i wiem, że nigdy nie będzie nikim więcej.
-A skąd ta pewność?
-Bo on się ogląda tylko za Leenalee...
Nie wytrzymałam i palnęłam się dłonią w czoło. Nie mogłam powiedzieć Bris, że Shigeru czuje to samo. To byłoby trochę nie fair wobec niego, a Bris i tak by nie uwierzyła. Poza tym, takie podchody, niepewność, przelotne spojrzenia i te dłuższe pełne tęsknoty, były częścią młodości. Uważałam, że powinni się tym nacieszyć, a prędzej czy później i tak dojdą do zgody. Zresztą to byłoby za łatwe, za nudne. Miło się na nich patrzyło. Mieli coś co ja straciłam bezpowrotnie. Niech się tym nacieszą.
Następnego dnia, wczesnym rankiem, gdy wybierałam się już z powrotem do Soul Society, dostarczono mi list, który podobno zaadresowany był do mnie. Chociaż byłam ciekawa, od kogo ten list, otworzyłam go dopiero w biurze. Najpierw poszłam do sklepu, odebrać zamówione wieczorem jedzenie, którym chciałam wynagrodzić nocną zmianę, której właśnie została ostatnia godzina pracy. Wezwałam ich do biura na poczęstunek.
-To bardzo miłe z pani strony - stwierdził Yoichi. - Bardzo dziękujemy!
-To niewiele, ale może chociaż odrobinę zrekompensuje wam to tą długą noc.
-Nie trzeba było - bąknął Takanobu.
-Ależ trzeba było - mruknęłam i otworzyłam kopertę.
-Co to? - zainteresował się Koji.
-Nic takiego... Przyszło do Czarnego Zakonu - oznajmiłam. List był anonimowy, ale bez wątpienia zaadresowany do mnie. Zawierał informacje na temat ludzkiego życia kilku członków klanu Noah. Wpadłam na dość ciekawy pomysł. Gdybym wykorzystała te informacje, by dostać się blisko nich, być może udałoby mi się zdobyć jeszcze lepsze kąski. I jeszcze jakiś czas temu pewnie zrobiłabym to bez wahania. Teraz jednak było inaczej. Miałam pod swoją opieką cały oddział. Nie mogłam porzucić pracy i zawieść podwładnych. Westchnęłam ciężko i wrzuciłam list do kosza. - Ktoś chyba robił sobie żarty - mruknęłam, widząc, że Koji wciąż mi się przygląda. - Jak skończycie jeść, możecie iść do domu.
-Jeszcze nie ma szóstej...
-To nic, ja już jestem w budynku, więc idźcie na zasłużony odpoczynek. - Ale chciałabym, żebyście zajrzeli tu na moment, jak już się wyśpicie, dobrze?
Koji i reszta zdali mi raport, był to pierwszy dokument, który dostałam do podpisania jako kapitan. I potem zostałam sama w budynku. Na jakieś 15 minut, nim znów zaczął tętnić życiem. Pogładziłam dłonią biurko, przy którym zawsze siedział Kazuma i westchnęłam ciężko, patrząc w okno.
Wszyscy od rana pracowali ciężko. Wzywałam ich do siebie pojedynczo na kilku, kilkunastominutowe rozmowy odnośnie treningu, który odbył się poprzedniego dnia. Wbrew moim obawom, przebiegały bez zarzutu. Ja zaś, bez zawahania informowałam swoich podwładnych o spostrzeżeniach. Mocnych i słabych stronach w walce, o ich ogólnych zaletach jak i moim zmartwieniu brakiem motywacji u niektórych oraz pytałam, skąd się to bierze, jakie mają plany, marzenia, cele. Jak im się żyje, jak dogadują się z oddziałem i wszystko, co tylko przyszło mi do głowy, a mogło mieć znaczenie.
-Jiro - zaczęłam. - Zdaję mi się, że dość sporo ci już nagadałam w Czarnym Zakonie, ale muszę przyznać, że wczorajsza walka mnie zaskoczyła. Nie widziałam wcześniej twojego shikai, co sprytnie wykorzystałeś. Nie brakuje ci siły, ani ambicji. To czego nie umiesz, próbujesz nadrabiać sprytem oraz tymi bardziej rozwiniętymi umiejętnościami. Powoli uczysz się wychodzić poza ramy, których uczą w akademii. Nie ukrywam, że wiele się po tobie spodziewam. Nie chciałabym jednak byś odczuwał presję. Rób to, co robiłeś dotychczas - oznajmiłam. - To tyle z mojej strony. Ale mam kilka pytań.
-Rozumiem. Bardzo dziękuję za miłe słowa. Wiele nauczyłem się w Czarnym Zakonie, między innymi od pani kapitan.
-Powiedz mi, Jiro... Dobrze pracuje ci się w tym oddziale? Jesteś zadowolony? Dogadujesz się z kolegami? Chciałbyś coś tutaj zmienić?
-Nie mogłem trafić lepiej - zaśmiał się chłopak. - Starsi koledzy chętnie służą radą i pomocą, atmosfera jest bardzo miła, czego szczerze mówiąc się nie spodziewałem. Zaś dzięki pani kapitan było tu wesoło odkąd tylko pamiętam. Osobiście nie mam konkretnych wymagań, co do zmian, aczkolwiek ufam, że te, które zamierza pani wprowadzić, miło urozmaicą nam pracę.
-Cóż za dyplomatyczna odpowiedź - prychnęłam.
-Mówię tylko, co myślę.
-Dobra. To zmykaj i zawołaj mi tu Kojiego, bo widziałam, że przyszedł. Yoichi też niech się przygotuje, jeśli już przyszedł.
-Oczywiście.
Koji zapukał krótko i słysząc "proszę", wszedł do środka. Uśmiechnął się ciepło i zaproszony gestem dłoni, usiadł na przeciw mnie.
-Zdążyłeś wypocząć? - spytałam, uśmiechając się ciepło.
-Tak. Jak najbardziej. Zwłaszcza, że dzisiejsza nocna zmiana minęła bez zakłóceń.
-To pewnie pospaliście - zaśmiałam się, a Koji spuścił wzrok. - Nie obawiaj się, nie mam pretensji - dodałam szybko. - Przecież to dosyć normalne i nawet rozważne, by odpocząć, gdy ma się ku temu możliwość. Nie będę was za to karać, tak długo jak nie dacie się nikomu przyłapać na gorącym uczynku. Po prostu bądźcie ostrożni, nigdy nie wiadomo, gdzie i kiedy zaczai się wróg. Pragnę tylko waszego bezpieczeństwa.
-No tak...
-Nie rób takiej miny - poprosiłam. - Ja tez spałam na nocnych zmianach, zresztą chyba sam mnie tego nauczyłeś. Dobrze cię znam i mam do ciebie ogromne zaufanie.
-Dziękuję.
-To nie jest coś za co trzeba dziękować, sam na to zapracowałeś - stwierdziłam z uśmiechem. - Tak samo wczorajsza walka utwierdziła mnie w przekonaniu, że świetny z ciebie shinigami. Jesteś zaprawiony w boju, doświadczony. Nie brakuje ci siły ani determinacji. Chociaż opanowanie shikai zajęło ci sporo czasu, uparcie dążyłeś do celu i udało się. Mam też świadomość, że wciąż się starasz i ćwiczysz. Może tobie się wydaje, że tego nie widać, ale naprawdę zrobiłeś ogromne postępy. Wiem to, bo znam cię już dobrych parę lat. Nie ukrywam, że byłbyś świetnym porucznikiem, gdybyś opanował bankai. Jednak nic na siłę, po prostu rób to, co robisz. Każdy trud się opłaca.
-Schlebiają mi słowa pani kapitan, nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek usłyszę o jakiejkolwiek szansy na awans, tym bardziej na porucznika. Jednak nie zależy mi na awansie. Pogłębiam swoją więź z zampakto, dla siebie, nie dla awansu. Po to by móc chronić mój ukochany dom.
-Cieszę się, słysząc to. Masz odpowiednie nastawienie. Oby tak dalej - powiedziałam radośnie. - A teraz powiedz mi jak ci się pracuje w Trójce? Jesteś zadowolony? Dogadujesz się z kolegami? W domu wszystko w porządku?
-Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Martwię się o kilku kolegów, ale zapewne pani kapitan zauważyła już to, co ja i działa, żeby poprawić sytuację, więc nie mam nic do dodania.
-Skoro tak uważasz...
-Mówię prawdę. Proszę się tak nie zamartwiać.

3 komentarze:

  1. Stara już jestem, to mogę wyłudzać prezenty i dedykacje:P
    Bris i Shigeru rozwalili system. "Ona się ogląda za Kandą..." "On się ogląda za Lenalee..." Po prostu nie mogę. Oj, dzieci, dzieci, nawet nie wiecie, jak bardzo się mylicie.
    Pójście do Yamamoto i Byakuyi w perspektywie Setsu to dobre wyjście. Żadnego głaskania po główce, tylko kopniak, żeby przestała marudzić. Nikt nie jest idealny. Wcześniej może nawet nie pomyślała, żeby sprawdzać takie rzeczy, zmieniła jej się perspektywa. Zresztą trochę przesadziła z tym tekstem Byakuyi. Myślę, że Szóstka raczej wie, czego się spodziewać po swoim kapitanie. To tylko Corrie ciągle jest z niego niezadowolona.
    Ładnie wplotłaś tu wątek tego listu, rozwiązując go przy okazji. Mimo to nadal nie wiadomo, od kogo jest. No ale trudno, tu akurat nie wymagam odpowiedzi.
    Pozdrawiam
    Laurie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, ale to jest cholera mało. Dlatego nie wrzuciłam dedykacji tutaj. Bo nie miałam weny - to moja jedyna, ale trafna wymówka. Nie miałam weny, nie na takie cosie. Ale ja Ci coś jeszcze napiszę, chociaż krótkiego, specjalnie dla Ciebie i na dniach wrzucę. Co prawda będzie spóźnione - to nie pierwszy raz jak się nie wyrabiam w terminach - ale jak to mówią ciasne, ale własne.
      No mówiłam, Setsu tu jest inna. I ja wolę chyba tą oryginalną, chociaż ta tutaj jest chyba bardziej... jakaś na pewno bardziej.
      Hahah. List. Tak. Ale list się wyjaśni na oryginale. Kiedyś...

      Usuń
  2. Nie wiem ile razy, na pewno juz wspominalam milion pincset sto dziiewiecset razy, ale zawsze sie rozpływam nad naturalnoscia dialogów. Jakbym podsłuchiwała czyjes rozmowy. Znaczy, tak jest w pewnym sensie nie, ale naprawde, tak jakbym slyszala te glosy za sciana. Moglabym je słyszec. Ale nie zawsze, bo ta naturalnosc jest nie zawsze ta, sama, ba, ZAWSZe jest dostosowana do syuacji. Tak jak dyplomacja w biurze/gabinecie kapitan, pytania, ktore zadaje przelozony, a dialog z bratem czy rozmowa Bris i Setsu, kurwa, no ja tak gadam z przyjaciolka no. Te wszystkie... ie zaswiecie i nie nazwe wszystkiego, ale, partykuły itd, naprawde naprawde buduja naturalnosc i czynia ten swiat nie tylko do kupienia, ale... Nie, ja sie nawet nie zastanawiam, nie w takiej kategorii mysle, ze to kupuje. Ja tu juz od dawna zyje.
    Troszku mi zgrzyta poczateczek sam. Ze albo bynajmniej treningiem albo na pewno nie treningiem. gdzies literke uciekajaca widzialam chyba 'r; w 'prawda', ale pisze komentarz pod presja bo zabieraja mi kompa, wiec wybacz Trrris, niedokladnosc!
    ach, ale ten fragment o tym ze bris i shigeru maja te cale podchody przed soba i kurwa, Setsu, ze ich nie oswiecila <3 mmmMmm <3

    OdpowiedzUsuń