Właśnie miałam otworzyć butelkę wina, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Westchnęłam i niechętnie wstałam, żeby je otworzyć. Tylko po to, by w drzwiach omal nie zderzyć się z Byakuyą. Ostatnio jakoś podejrzanie często go widywałam.
-Coś się stało? - spytałam, marszcząc brwi.
-Chciałbym, żebyś poszła ze mną do Soul Society na dzień lub dwa.
-Słucham? - zdziwiłam się. - Po co?
-Mam tam parę rzeczy do zrobienia, a przy okazji chciałbym, żebyś spojrzała na kilka dokumentów, których nie mogę stamtąd wynieść. Jestem ciekaw co powiesz na ich temat.
-To ciekawa propozycja, ale jak widzisz jestem trochę zajęta.
-Piciem kolejny dzień?
-Nie piję. Dezynfekuję rany duszy - mruknęłam, wywracając ostentacyjnie oczami.
-Dezynfekowałaś je już kilka dni. Wystarczy już. To ważna sprawa.
-Dlaczego nagle obchodzi cię moje zdanie?
-Bo razem pracujemy nad tą sprawą. I nikt poza moim i twoim oddziałem nie wie dokładnie nad czym pracujemy. Zaś Kazuma obecnie nie jest zdolny do tego, żeby rzeczowo zająć się sprawą. Dlatego zwracam się do ciebie, w końcu jesteś jego zastępczynią.
-Obecnie nie. Chociaż wygląda na to, że niedługo faktycznie mnie przywrócą.
-To już pewne z tego, co mi wiadomo. Na dniach i tak dostaniesz wezwanie do Soul Society - oznajmił Byakuya.
-To mi przypomina, że jeszcze ci nie podziękowałam.
-Za co?
-Za poparcie mnie w sprawie Chinatsu... I w ogóle, za wiele rzeczy... Dziękuję.
-Ale jesteś naiwna - zakpił Kuchiki. - Przecież właśnie dlatego głównodowodzący ukarał cię w ten sposób. Wszystko przewidział. Lub raczej... Zaplanował.
-Wciąż jednak jestem ci wdzięczna.
-Zrobiłem to dla własnej wygody - upierał się Byakuya.
-Cóż... Skoro tak uważasz.
-Wracając do tematu - Kuchiki odchrząknął i spojrzał na mnie wymownie. - Pójdziesz ze mną do Soul Society?
-Daj mi spokój... Jestem zajęta.
-Piciem. Tak wiem.
-Nie... Tak całkiem poważnie - zaczęłam. - Próbuję wymyślić, co dalej w sprawie Noah, innocence i tak dalej. Alkohol podobno wzmaga kreatywność, a jak to mówią, tonący nawet brzytwy się złapie.
-W takim razie, może, to co znalazłem, jakoś cię natchnie. Poszperałem także w archiwach, tych, do których ty ani Kazuma nie macie wstępu. Chociaż dokumenty zakazane wciąż są poza moim zasięgiem.
-Jak to zrobiłeś? - ożywiłam się, omal nie włażąc mu na głowę z radości. - Mów.
-Użyłem znajomości... I małego podstępu.
-Hooo. Zaskakujesz mnie, Byakuya! I to pozytywnie.
Kuchiki odwrócił na chwilę głowę, szybko jednak spojrzał z powrotem na mnie.
-Jeśli pójdziesz ze mną, żeby spojrzeć na te dokumenty, to... Później możemy się napić. Mam nie otwartą butelkę bardzo dobrego sake, ale sam zazwyczaj nie pijam alkoholu.
-No! I teraz mówisz z sensem! - krzyknęłam, klasnąwszy w dłonie.
No i poszliśmy, od razu do oddziału szóstego. Znałam ten budynek doskonale, a jednak minęło tak wiele czasu, że stał się dla mnie obcy, zresztą niemal tak samo jak reszta Seireitei. Dziwne... Kiedy dom, miejsce, w którym żyło się od zawsze, staje się nam odległy. Co zauważyłam to wszechobecny porządek i harmonię. Mimo, że znaczna część oddziału szóstego pochłonięta była, jak na razie, bezowocnymi poszukiwaniami informacji na temat innocence.
-Biurko Renjiego jest niemal puste, możesz je użyć podczas lektury - oznajmił Byakya. - Zaparzę herbaty.
-Ja mogę...
-To mój oddział - skarcił mnie. - Gdybym chciał, żeby ktoś mnie wyręczył, poprosiłbym, któregoś z moich podwładnych.
-Niech ci będzie.
-Zupełnie nie rozumiem, jak można dopuścić do tego, by głównym obowiązkiem trzeciego oficera, a tym bardziej porucznika, było parzenie herbaty - powiedział, zerkając na mnie.
-Hej. Przestań już. To było moje hobby, sama wybrałam taki stan rzeczy.
-To też było głupie. W skrócie rzecz ujmując, pozwoliłaś na to wszystko, co cię dotychczas spotkało.
-Masz rację - przyznałam smutno. - Uczymy się na własnych błędach. Głupi się rodzimy i równie głupi umieramy.
-Niektórzy.
-No ja wiem. Ty nie, ty jesteś dziedzicem rodziny Kuchiki. Najmądrzejszy, najprzystoj... Najwspanialszy i pozjadałeś wszystkie rozumy.
-Akurat nie mówiłem o sobie - padło w odpowiedzi. - Też popełniam błędy.
-Jeśli to sen, niech mnie nikt nie budzi! Szczery Byakuya, w dodatku przyznający się do tego, że jak wszyscy może się pomylić. Niewiarygodne. Chcę śnić dalej! - zawyłam, po czym dodałam zaciekawiona: - O jakich błędach właściwie mówisz?
-Różnego rodzaju.
-Na przykład? - nie dawałam za wygraną.
-Tego nie powiem.
-No weeeeź.
-Nie.
-Byaaakuuuyaaa.
-Nie.
W końcu nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. Nawet Kuchiki się uśmiechnął.
-To przywołuje wspomnienia - zamyśliłam się. - Kiedyś też zdarzało nam się tak przekomarzać. Pamiętasz jeszcze czasy akadamii i jak pomagałeś mi opanować bankai?
-Pamiętam. Doskonale... - mruknął - Nic. Dosyć tego dobrego. Tam na komodzie leży teczka, którą masz przejrzeć. Zapoznaj się z nią. Chcę usłyszeć twoją opinię.
-Tak jest, kapitanie - zaśmiałam się.
I zostałam sama. Otworzyłam teczkę i zaczęłam przeglądać starannie zgromadzone dokumenty i kopie z archiwum. Czytałam w skupieniu już dłuższą chwilę, ale było tego naprawdę dużo. W pierwszej chwili nie rozumiałam, co jest niezwykłego w tych rozkazach. Dopiero z czasem dotarło do mnie, co zauważył Byakuya. A przynajmniej przypuszczałam, że o to chodzi.
W większości dokumentów, podkreśla się potrzebę eksterminacji ghouli żyjących w Tokyo. Rada wyraźnie na to naciskała. Żeby było śmieszniej w Tokyo żyły te niezrzeszone lub nieszkodliwe, jak Anteiku. Aogiri było spory kawał od miasta, więc jakby nie zostało uwzględnione w rozkazach, chociaż sprawiało najwięcej problemów. Mimo tego, iż zawarłam już w raporcie zdobyte na na ich temat informacje. To potwierdzało moje dotychczasowe obawy. Aizen miał swoich ludzi nawet w Radzie, która w swej surowości podatna była na manipulację. Aizen był wszędzie. Innocence, które przekazałam do depozytu w oddziale trzecim oraz to, które dostał kapitan-słoneczko, też przepadły. Ktoś je zabrał.
Usłyszałam kroki i ktoś wszedł do gabinetu, po czym postawił mi na biurku filiżankę herbaty.
-Earl gray z łyżeczką cukru trzcinowego.
-Tak jak lubię... - wyszeptałam. - Pamiętałeś...?
-Nie mam jeszcze sklerozy ani alzheimera... Alkohol też nie wypalił mi szarych komórek.
-Sugerujesz, że mi tak? - Wzruszył ramionami. - Ostatnio wyczytałam, że to prawda. Alkohol niszczy słabsze szare komórki, przez co zostają tylko te najsilniejsze, elitarne.
-Tak. Oczywiście...
-Jak udało ci się zdobyć bezpośrednie rozkazy Rady? - spytałam. - Przecież dostaje je tylko głównodowodzący.
-Nie pytaj i tak nie mogę ci powiedzieć.
-Dobrze, mniejsza o to.
-Też to zauważyłaś, prawda? - Byakuya spojrzał na mnie wyczekująco.
-Tak. Od dawna to podejrzewałam.
-Ja też. Zwłaszcza po jednej z rozmów z głównodowodzącym. Dał mi wyraźnie do zrozumienia, że odczuwa nacisk z góry z w tej sprawie. Fakt, że ghoule stanowią problem, ale największy Aogiri. O nich jednak nie ma żadnej wzmianki. Wciąż jednak nie potrafię zrozumieć dlaczego Aizen chce się ich pozbyć. Nijak nie przeszkadzają w jego planach.
-Jak w ogóle powstały ghoule? - spytałam, a Byakuya spojrzał na mnie, marszcząc brwi. - No, bo zobacz. Właściwie nic o nich nie wiemy poza tym, że mają kagune i żywą się ludzkim mięsem, a ich ofiary zmieniają się w hollowy.
-I tylko Aizenowi zależy na produkcji hollowów. Uważasz, że?
-To on je "wyprodukował". Właśnie tak uważam - przyznałam. - Dobrze wiesz, że to najbardziej logiczne wyjaśnienie. Ghoule nie są naturalnym elementem ludzkiej ewolucji. Jest Hueco Mundo, Soul Society i Świat Ludzi. 3 podstawowe elementy. A ghoule? To nie shinigami, nie hollowy, a także nie ludzie, a jednak do ludzi są najbardziej podobne. Zatem coś zmieniło ludzi w "to". Nie uważasz? Nie jestem tylko do końca pewna, dlaczego chce je wyeliminować.
-Nieudany eksperyment - stwierdził nagle Byakuya, a ja klasnęłam w dłonie.
-Jesteś genialny! Ghoule wymknęły mu się spod kontroli. Nikt nie lubi popełniać błędów, a jeśli już taki się zdarzy, każdy normalnie chciałby to jakoś naprawić, wymazać. To właśnie próbuje zrobić Azien, wyjątkiem jest tylko Aogiri, które wciąż wydaje mu się wystarczająco pożyteczne!
-Dokładnie.
-Pytanie tylko, jak je stworzył? - zauważyłam. - Swego czasu czytałam bardzo dużo na temat Hogyoku i wygląda na to, że nawet ono nie ma takiej mocy...
-Prawdopodobnie użył pierwotnego Hogyoku. To, które znamy zostało sztucznie stworzone na wzór tego pierwotnego. Niestety nie udało mi się ustalić, czym ono było, ani czy jeszcze istnieje. Ta nazwa po prostu pojawiła się w kilku dokumentach badawczych sprzed prawie 1000 lat.
-Czyli mamy kolejną zagadkę. - Wzięłam łyk herbaty i spojrzałam na resztę dokumentów, ale te również były od Rady. - Wciąż pozostaje jeszcze problem szpiega - dodałam.
-Szpiega?
-Inocennce, które dałam Kurotsuchiemu nie zniknęło przecież samo.
-Dałaś mu jakieś innocence?
-Tak. Jedno z tych, które ukradłam z siedziby Aogiri. Jedno dostał Kurotsuchi do zbadania, miałam nadzieję, że znajdzie coś, czego Zakon nie wie, drugie schowałam w sejfie naszego oddziału, trzy dostał Czarny zakon, jedno Urahara, a jedno schowałam sama. Dwa z nich straciliśmy. Oczywiście nie jest to tragedia, ale sam fakt. Chociaż szczerze mówiąc zrobiłam to specjalnie, żeby sprawdzić, które przepadną.
-I przepadły nasze.
-Dokładnie.
-Rozumiem, że masz podejrzanego.
-Właściwie miałam go już od ataku na komputery w oddziale 12 - oznajmiłam spokojnie - Potrzebowałam tylko potwierdzenia.
-Nie śpieszyłaś się z tym zbytnio.
-Cóż... Ta osoba jest nieszkodliwa. A Aizen tak czy inaczej dowiedziałby się, co robimy. Zresztą trzeba byłoby złapać rabusia na gorącym uczynku.
-Kto to?
-Naprawdę nie wiesz? - zdziwiłam się. - Nie udawaj.
-Czyli oddział dwunasty.
-Bingo!
-Ktoś z trójki pracującej z nami w Zakonie.
-Brawo Sherlocku - zaśmiałam się. - Nie można było tak od razu?
-Strasznie się pyskata dziś zrobiłaś.
Potem Byakuya jeszcze miał do wypełnienia trochę dokumentów, a ja w tym czasie zajrzałam do swojego oddziału, gdzie zostałam gorąco powitana przez swoich, chwilowo nie, lecz podwładnych. Jedni mi gratulowali, inni pytali, co u mnie, jeszcze inni chwalili się na przykład nowo narodzonymi dziećmi.
-Cieszę się, że dobrze się macie - stwierdziłam. - Ostatnie kilka miesięcy było dla naszego oddziału dość ciężkie i niestety chwilowo nie mogę jeszcze obiecać wam poprawy, ale proszę, bądźcie cierpliwi i wyrozumiali dla mnie oraz Kazumy.
-Tylko szkoda, że zmarnowaliśmy już kilka miesięcy i nadal nic nie znaleźliśmy o tym innocence.
-To nic. To nie wasza wina. To, co nas interesuje, najprawdopodobniej jest w archiwum dokumentów zakazanych. Ale bez obaw! Prędzej czy później i tak położymy na nich ręce.
-Porucznik Setsuko.
-Chwilowo nie porucznik - zaśmiałam się.
-To nie prawda. Dla nas zawsze będzie pani porucznikiem.
-Dziękuję. Jesteście kochani. Dbajcie o siebie podczas mojej nieobecności.
-Dawno nie mieliśmy treningu oddziałowego...
-W porządku. Będę to miała na uwadze. Jeśli Kazuma nie zorganizuje czegoś w najbliższym czasie, sama to zrobię. Zgoda?
-Tak jest!
-Ok. Teraz wybaczcie, ale chciałam zająć się dokumentami, a nie mam wiele czasu.
-Co prawda przez ostatni tydzień, który spędziłam w Soul Society, chociaż powinnam siedzieć w domu, cichaczem wypełniłam swoją część roboty i to, co mogłam z dokumentów Kazumy, ale wolałam być teraz bardziej na bieżąco, nim znowu zastanę tam całą piramidę papierów. Gdy się z tym uporałam wróciłam do oddziału szóstego. Byakuya też już powoli kończył i po wszystkim, zgodnie z obietnicą, zaprosił mnie do siebie na sake.
-Myślałam, że Rukia też tu będzie - powiedziałam, próbując ukryć zakłopotanie. - Wciąż pracuje?
-Nie. Najpierw mieszkała przecież ponad rok u Kurosakiego. Jakiś czas temu zaś kupiła sobie mieszkanie, chcąc się uniezależnić. - Jak boga kocham, widziałam jak Byakuya wywraca oczami. - Zwykła strata pieniędzy. Ja i tak rzadko tu bywam.
-Oh, martwisz się o siostrę?
-Skąd. Uważam, że to po prostu głupie.
-Tak mówisz, ale i tak zrobiłeś taką zmartwioną minę, mówiąc to - zaśmiałam się. - Mnie nie oszukasz.
Byakuya uśmiechnął się cierpko i wyciągnąwszy sake, nalał nam do kieliszków, które wcześniej postawił na stoliku.
-Dawno tu nie byłam - stwierdziłam, rozglądając się dokoła. - Nic się tu przez lata nie zmieniło. Nawet meble. Pamiętam jak Hisana chwaliła się wszystkim, że namówiła cię na te białe, puchate kanapy, które zupełnie nie pasowały do powszechnej opinii o tobie - dodałam. - Przepraszam... Nie powinnam była o niej wspominać...
-Nie. Masz rację, nic tu nie zmieniłem. Głównie dlatego, że i tak rzadko tu bywam.
-A sentyment nie pozwolił nic zmienić - zauważyłam z powagą.
-Nie, aktualnie zastanawiam się nad małym remontem i wymianą mebli, ale nie miałem na to czasu przez ostatnie pół roku.
-No tak, zapomniałam, że jesteś dość zapracowany.
-Zabrzmiało jakbyś stroiła sobie ze mnie żarty - stwierdził Kuchiki, lecz ja pokiwałam przecząco głową.
-Daleko mi do tego. Po prostu ciężko mi uwierzyć, że tak siedzimy, pijąc sobie sake i rozmawiając.
-No tak. Ostatnim razem, gdy tu byłaś, chodziłaś wściekła jak osa z powodu Kazumy, a gdy cię tu zaprosiłem siedziałaś jak na szpilkach.
-Dziwisz się? - zaprotestowałam. - Doprawdy, większość moich problemów spowodowana jest przez Kazumę.
-Nadal?
-Wciąż jeszcze zostają sprawy naszego oddziału - przypomniałam. - Nic poza tym. Śmieszne, tyle lat się za czymś goni, a gdy się to dostaje, okazuje się, że chciało się czegoś zupełnie innego. Albo to ja jestem taka popieprzona - skwitowałam i wypiłam kolejny kieliszek trunku. - A ty? Nie myślałeś o tym, żeby znów się z kimś związać?
Byakuya omal się nie udławił, słysząc moje słowa. Odkaszlnął i odetchnąwszy głęboko, odparł:
-Myślałem... Przez chwilę.
-Ktoś konkretnie, czy tak ogólnie?
-Czy to ważne?
-Jestem ciekawa, bo pewnie nawet nie zdajesz sobie sprawy, że jesteś łamaczem kobiecych serc w Soul Society.
-Słucham? - Byakuya uniósł brwi, wpatrując się we mnie.
-Głuchy jesteś? - zaśmiałam się. - Połowa kobiet shinigami wzdycha do ciebie jak do obrazka.
-Nie jesteś wcale lepsza. Czy raczej powinienem rzec, nie gorsza.
-Oh, doprawdy? - zaciekawiłam się i wyszczerzyłam zęby.
-Jakiś czas temu podsłuchałem swoich podwładnych, widocznie tworzyli jakiś ranking popularności kobiet. Miałaś drugie miejsce.
-Z kim przegrałam? - spytałam, marszcząc brwi.
-Z Matsumoto Rangiku - padło, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
-Hm. To dość logiczne. Matsu zawsze wygrywała.
-Też głosowałeś?
-Oczywiście, że nie - oburzył się Byakuya i polał znowu sake. - Zmieniając temat... Masz jakiś plan?
-Na razie? Nie bardzo. Zero pomysłów. Co prawda prędzej czy później chciałabym jakoś wciągnąć do współpracy z Zakonem jeszcze grupę ghouli, ale to nie takie proste.
-To w ogóle możliwe?
-Zobaczymy. To zaufane osoby, więc wierzę, że przy odrobinie szczęścia uda się wprowadzić ten pomysł w życie.
-Coś jeszcze?
-Nie. Naprawdę nie. I to źle. Ostatnio przyziemne sprawy wciągnęły mnie do tego stopnia, że... Eh. Szkoda gadać.
-A co w sprawie Kazumy? - spytał wreszcie Byakuya, jakby przymierzał się do tego już dłuższą chwilę.
-Zdaje mi się, że już pytałeś. Nic się w tej kwestii nie zmieniło. Zerwałam z nim i nie zamierzam wracać. Tak będzie lepiej, tak mi się przynajmniej wydaje.
Wszystkiemu towarzyszyła muzyka
Followers
Rumors
I w ten oto sposób zakończyła się historia Behind Last Crossroad. Niemniej, zapraszam na moje pozostałe blogi, które można znaleźć w zakładce Other Dimensions. A najprawdopodobniej w kwietniu odbędzie się premiera drugiej części BLC pod tytułem Daughter of fiery flowers :D
Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!
Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!
Ranking popularności bohaterów BLC
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czytanie późnym wieczorem mi nie sprzyja. Nie chce mi się pisać komentarzy, a potem ogarniam, że przecież miałam.
OdpowiedzUsuńByaku, Byaku, jak jego jest tu dużo. I taki fajny. Przyjemny. Aż się zapomina, że może człowieka pogonić Senbonzakurą. Choć mam coraz wyraźniejsze wrażenie, że on coś do Setsu. Coraz bardziej. Czyżby Kazuma niebezpodstawnie tak się na niego wkurza? Hmm, ciekawe.
Pozdrawiam
Laurie