-A niech to - mruknęłam. - Diabli w niebiosach...
-Już mi złorzeczysz od rana? - spytał Byakuya, otwierając oczy.
-Co do... - mamrotałam, łapiąc się za głowę. - Czy? Czy my? Nie, to niemożliwe.
-Dla twojej informacji: to nie jest wcale takie niemożliwe.
-Nie o to mi chodziło - westchnęłam. - Czekaj... Co? Nie chcesz mi chyba powiedzieć...?
-Nie. Nie sprawia mi przyjemności wykorzystywanie pijanej kobiety.
-Jaki gentleman. W takim razie co się stało? Ukradli ci inne łóżka? - zakpiłam, sprawdzając stan swojej garderoby, ale faktycznie wciąż byłam w ubraniach.
-Nie pamiętasz?
-A powinnam? - przeraziłam się. - Piliśmy, to wiem, ale ja się nie upijam. Nie tracę kontroli i nie zapominam, co robiłam. Co najwyżej zasypiam.
-I tak właśnie było. Zasnęłaś, więc zaniosłem cię do łóżka. Ale mówiłaś przez sen i nie chciałaś mnie puścić.
-Nie, to niemożliwe - powiedziałam, patrząc krytycznie na Byakuyę.
-Sugerujesz, że kłamię?
-Nie, ale... To mi się nie zdarza. Co mówiłam?
-Nic takiego... Jakieś pijackie mamrotanie.
Kłamał. Byakuya kłamał, widziałam to w jego oczach. Pytanie brzmiało: co mówiłam? Co takiego mogłam powiedzieć? Błagałam go by został? Mogłam się tylko domyślać. Biorąc pod uwagę to, jak czułam się ostatnimi czasy. Nic więc dziwnego, że nawet Byakuya zlitował się i został u mojego boku przez całą noc.
-Powiedz mi prawdę - poprosiłam z powagą w głosie. - Co mówiłam?
-Płakałaś - przyznał po chwili milczenia. - I poprosiłaś, żebym został, bo nie chcesz być sama...
-I zostałeś?
-A co miałem zrobić?
-Trzeba było mnie zostawić - powiedziałam beznamiętnie.
-Nie - usłyszałam i spojrzałam zaskoczona na Byakuyę, który miał niezwykle poważny wyraz twarzy. - Coś się stało przez to, że chociaż raz nie byłaś sama?
-Co? - spytałam zaskoczona. - Cóż... Nie, ale...
-Pamiętasz? Jak było, kiedy zmarła Hisana?
-Pamiętam. Ale mi nikt nie umarł.
-Umarła wtedy cząstka mnie. Tobie naprawdę się wydaje, że nic po tobie nie widać, prawda? - mruknął Byakuya. - Przez lata maskowałaś wszystko śmiechem, żartami i wygłupami. Już jakiś czas temu powiedziałem ci, że zmieniłaś się na lepsze. Zniknęła maska.
-Zniknęła. Pękła. Nie wiem tylko, czy to dobrze. Stałam się słaba - skwitowałam, uśmiechając się gorzko.
-To, że czasem potrzebuje się oparcia, nie znaczy, że jest się słabym. Sama to powiedziałaś, gdy omal się nie załamałem. Wtedy ty byłaś obok mnie. Rozsiewałaś chaos, gdziekolwiek się pojawiałaś, ale to mi pomogło.
-Ja chyba jeszcze śnię - mruknęłam. - To się nie dzieje naprawdę.
Byakuya chyba poczuł się urażony moim brakiem wiary w realność zaistniałej sytuacji i wstał, zbierając się do wyjścia. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wiele radości sprawiły mi jego słowa. Nie wspominając o jakże ogromnym zaskoczeniu. Nie często, a właściwie nigdy nie zdarza się nikomu rozmawiać z Byakuyą w taki sposób. Czułam się wyróżniona. Nigdy nie pomyślałabym, że troszczy się o mnie choćby w najmniejszym stopniu. A jednak więzy, które powstały za czasów akademii, przetrwały po dziś dzień. Niewiarygodne.
-Weź prysznic jeśli chcesz i zejdź na śniadanie - powiedział na odchodne.
-Zamierzasz przygotować śniadanie?
-Uważasz, że nie potrafię nawet tyle? - spytał Byakuya i spojrzał na mnie, mrużąc oczy. - Dałem gosposi wolne w ten weekend.
-Tego nie powiedziałam. Po prostu zaszczyt jebnął mnie w twarz - dodałam ciszej, by nie mógł tego usłyszeć.
Siedzieliśmy przy stole, jedząc naleśniki z syropem klonowym i odrobiną bitej śmietany. Posiłek przebiegał w całkowitym milczeniu. Ciszę przerwał dopiero głos Rukii.
-Bracie, jestem w domu - oznajmiła i wszedłszy do salonu, zastygła w bezruchu. - Setsuko? - wydukała, patrząc to na mnie, to na Byakuyę. - Dzień dobry.
-Dzieńdoberek - powiedziałam, starając się zachowywać jakby nigdy nic.
Ale sytuacja wyglądała dość... Specyficznie. Siedziałam z mokrymi włosami w nieswoich ubraniach, jedząc śniadanie w towarzystwie Byakuyi, w jego domu. Nie można chyba było tego zrozumieć bardziej błędnie, niż zrobiła to Rukia.
-Przyszłam tylko coś zabrać i już wychodzę - oznajmiła i zwiała.
-Byakuya - wyszeptałam. - Nie wypadałoby tego jakoś wytłumaczyć? Mogła to źle zrozumieć...
-Nie widzę takiej potrzeby. Jesteśmy dorośli. Ona też.
-Ale... Aha.
Po śniadaniu zaoferowałam, że umyję naczynia. W trakcie ich wycierania, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jestem bacznie obserwowana, ale udawałam, że tego nie zauważyłam. Potem dosuszyłam włosy i ubrałam się na powrót w swoje ciuchy, po czym skierowałam do wyjścia. Na koniec tylko podeszłam do Byakuyi i wziąwszy go z zaskoczenia, pocałowałam w policzek.
-Dziękuję za wszystko - powiedziałam i odwróciłam się, by jak najszybciej wyjść. On jednak zatrzymał mnie, łapiąc za nadgarstek. Spojrzałam w jego stronę, nie wiedząc, jak mam rozumieć tą dziwną sytuację i panujące napięcie. Przez chwilę wpatrywał się we mnie, podczas gdy ja błądziłam wzrokiem po całym pomieszczeniu, byle tylko na niego nie patrzeć. W końcu mnie puścił. - Do zobaczenia - wydukałam i uciekłam w stronę swojego domu.
U siebie wypiłam jeszcze herbatę i przebrałam się w świeże ubrania, po czym wróciłam do zakonu. Tam dorwał mnie Shigeru.
-Gdzie byłaś? - spytał podejrzliwie.
-Przecież mówiłam, że idę z Byakuyą do Soul Society.
-I spędziłaś z nim noc?!
-Hej, przypominam, że też mam tam swój dom - oburzyłam się, mimochodem się czerwieniąc.
-Ale chyba w nim nie byłaś...
-Byłam. Przebrać się.
-Czy wy? No wiesz...
-Strasznie ciekawski się zrobiłeś - zauważyłam. - Nie, do niczego nie doszło.
-Ale czerwienisz się.
-Bo Byakuya powiedział kilka bardzo dziwnych rzeczy. Boru, co kac robi z człowiekiem.
-Tak. Kac... A co powiedział?
-Eh. Mniejsza o to.
-Ale zdaje się, że masz się o wiele lepiej po wczorajszym dniu - uradował się Shigeru. - Chyba było fajnie?
-Cóż... Tak. Rozmawialiśmy, wspominaliśmy. Byłam miło zaskoczona.
-Chodź - mruknął i pociągnął mnie do swojego pokoju, usadził na łóżku, po czym podał puszkę piwa. - Wydarzyło się coś jeszcze, prawda?
-Spaliśmy razem - oznajmiłam wreszcie. - Znaczy nie razem. Po prostu w jednym łóżku. Byakuya twierdził, że mówiłam przez sen i prosiłam, by został.
-Serio?
-Nie przyznałam się, ale to dość prawdopodobne...
-I został?
-Tak. A rano dał mi do zrozumienia, że docenia moją obecność w czasie, gdy miał żałobę po swojej żonie.
-To on miał żonę? - Shigeru omal nie zakrztusił się piwem.
-Tak. Hisanę - odparłam. - Ale nie w tym rzecz. Nie spodziewałam się po nim tak miłych słów.
-A ja tak. Od początku uważałem, że on coś kombinuje. No wiesz...
-No co ty gadasz Shigeru - parsknęłam.
-Siostra, uświadomię cię w pewnej kwestii, bo chyba nie wiesz, ale z ciebie jest naprawdę niezła laska. A Byakuya to facet, jak każdy inny. Nie uwierzę, że mu się nie podobasz.
-Mówimy tu o Byakuyi. On taki nie jest - protestowałam uparcie.
-Ale to facet - skwitował Shigeru.
-Też jesteś facetem.
-Dlatego wiem, co mówię - oznajmił. - Kazuma też to wiedział. Mogę go nie lubić, ale jedno trzeba mu przyznać. Nie jest aż taki głupi. Wiedział, że Byakuya coś kombinuje.
-Przesadzasz - jęknęłam.
-Zobaczymy.
-A żebyś wiedział, że zobaczymy.
Nie chciałam uwierzyć Shgieru, a jednak jego słowa odbijały się echem w mojej głowie. To skutkowało nadmiernym gapieniem się na Byakuyę, gdy po raz kolejny zabrał mnie ze sobą do Soul Society. Tym razem jednak pomógł mi się dostać do archiwum, do którego wstęp normalnie mieli tylko kapitanowie. Wybraliśmy teczki i księgi, które mogły zawierać coś interesującego i usiedliśmy przy stole, gdyż niczego nie można było stamtąd wynieść. Mimowolnie podniosłam wzrok z nad papierów i spojrzałam na kapitana Szóstki, zastanawiając się nad słowami ukochanego braciszka.
-Coś się stało? - spytał. - Mam coś na twarzy?
-Uh, emm... Co? Nie...
-Coś nie tak?
-Nie, dlaczego pytasz? - udałam zdziwienie.
-Naprawdę - mruknął, uśmiechając się pod nosem. - Trudno nie zauważyć, że mi się przyglądasz.
-Nie patrzyłam na ciebie - wypaliłam. - Po prostu się zamyśliłam.
-Rozumiem, ale, czy w takim razie, mogłabyś się skupić bardziej na swojej lekturze? - skarcił mnie Byakuya i powrócił do czytania, a ja westchnęłam.
-Właściwie tyle, co skończyłam. Ale znalazłam coś, co chcę sprawdzić i nawet wiem, gdzie tego szukać. Odniosę to i wezmę kolejne teczki.
Po cichu odsunęłam krzesło i podniosłam się z miejsca. Chwyciwszy dotychczasowe dokumenty, z wolna ruszyłam pomiędzy regały. W ostatniej chwili obejrzałam się jeszcze za siebie i skręciłam, podążając wzdłuż długiego korytarza, wyznaczonego przez wysokie regały pełne opasłych tomiszczy oraz teczek i segregatorów. Idąc, przejechałam po nich opuszkami palców.
Lubiłam książki, naprawdę. Zrozumiałam to dzięki Sternausowi. Zaraził mnie tą pasją i z każdym dniem docierało do mnie, że je lubiłam. Lubiłam także przebywać w bibliotekach, miejscach, gdzie są książki. Panowała tam taka specyficzna atmosfera. Niesamowity, mistyczny wręcz klimat i lekko stęchły, słodki zapach. Coś wspaniałego.
Znalazłam odpowiedni dział i spróbowałam odłożyć teczkę na jej pierwotne miejsce. Trochę mi to zajęło, bo półka była dosłownie milimetry poza moim zasięgiem i trochę się naskakałam. Nagle książka uciekła mi z ręki, lecz nie spadła. Wręcz przeciwnie. Czyjaś duża dłoń odłożyła ją na półkę. Odwróciłam się zaskoczona, by zauważyć, że Byakuya stoi bardzo blisko. Odwracanie się, więc, nie było zbyt dobrym pomysłem, bo sytuacja zrobiła się dość niezręczna.
Co z tymi dziwnymi wydarzeniami? To sen? Może film? Boże, chyba w ostatnim romansidle, czytałam o czymś podobnym, ale nie przypuszczałam, że takie rzeczy zdarzają się także w prawdziwym życiu. A jednak. Spojrzałam w górę. Byakuya uśmiechał się lekko, ale zadziornie, powoli przypierając mnie całkowicie do regału. Natomiast ja cała zesztywniałam. Już myślałam, że pójdzie o krok dalej, ale on zaśmiał się pod nosem i odszedł, zostawiając mnie zdezorientowaną i z szybko bijącym sercem. Zupełnie nie wiedziałam, co to miało znaczyć. Przez dłuższą chwilę stałam tak jeszcze.
Przez kilka kolejnych dni wciąż chodziliśmy do archiwum. Musiałam przyznać, że Byakuya nie miał potrzeby, by mnie specjalnie do tego namawiać. Mimo wszystko podobało mi się jego towarzystwo. Ciekawe to było zjawisko.
Shigeru tylko uśmiechał się od ucha do ucha, widząc, że znów wychodzę.
-No co? - spytałam.
-Nic - padło w odpowiedzi.
I tak wyglądała nasz rozmowa za każdym razem. Ale to naprawdę nie było tak, jak mu się wydaje. Chociaż w sumie trudno było mi stwierdzić, jak w takim razie było. Właściwie to zaczynało mnie to stresować i zdążyłam strzelić sobie setę tak dla rozluźnienia. Na wszelki wypadek miałam też ze sobą piersiówkę, ukrytą pod ubraniami. Popijałam sobie za każdym razem jak byłam odłożyć kolejne dokumenty i zabrać inne. Alkohol odganiał natrętne i coraz głupsze myśli.
-Wiedziałem, że czuję od ciebie alkohol - usłyszałam za plecami, za którymś razem. - Popijasz cichaczem w czasie pracy?
-To tylko odrobina - tłumaczyłam się. - Lepiej mi się wtedy myśli.
-Doprawdy? - spytał Byakuya, ponownie przyszpilając mnie do regału. - Ile wypiłaś?
Odsunął się nieco i zmarszczył brwi.
-Tylko trochę - powiedziałam pospiesznie i odruchowo chwyciłam go za rękaw. - Czekaj... - Spojrzał na mnie nie ukrywając zdziwienia. - Znaczy... Eeee...
-No? - ponaglił mnie, wyraźnie rozbawiony moją reakcją i nachylił się tak, że omal nie stykaliśmy się nosami, aż w końcu wyszeptał mi do ucha. - Co? Odebrało ci mowę? Jeśli będziesz się tak zachowywać, nie wiń mnie jeśli coś ci zrobię.
-Byakuya, czy ty... - zaczęłam, lecz nagle dostałam wiadomość od Matsu:
Setsu, dostaliśmy pilną misję eksterminacji ghouli. Zgodnie z raportami ludzcy detektywi z dziwną bronią planują akcję, to już pewne, że mamy do nich dołączyć jako wsparcie. Akcja zaczyna się za trzy godziny.
Byłam wdzięczna Matsu za cynk. Wybiegłam z pomiędzy regałów, mówiąc:
-Byakuya, idziemy.
-Dokąd?
-Do Tokyo, oddział dziesiąty został wysłany na eksterminację ghouli. Musimy zabrać stamtąd Anteiku!
-Anteiku? Ghoule z tamtej kawiarni?
-Tak. Oni nam pomogą, musimy ich stamtąd wyciągnąć, mamy trzy godziny - wyjaśniłam w pośpiechu. - Proszę, Byakuya. Musimy ich jakoś stamtąd zabrać, są nam potrzebni.
W drodze do Tokyo skontaktowałam się z Ivrel. Miała zebrać Anteiku i dostać się we wskazane miejsce. Bowiem, wcześniej zadzwoniłam do Sternausa, prosząc go o szybki przewóz dla ghouli. Wiedziałam jednak, że nie obędzie się bez problemów, bo później Matsu dosłała mi trochę szczegółów odnośnie składu ich drużyny. Oprócz prawie całego oddziału dziesiątego, był tam również Madarame i Yumichika, a nawet Hisagi. Tej trójce mogło być o wiele trudniej zrozumieć, że nie wszystkie ghoule to wrogowie.
Nie pomyliłam się zbytnio, bo oficerowie Jedenastki zaatakowali Iv i pozostałych. Pognałam do nich w te pędy. W ostatniej chwili blokując atak skierowany w stronę Hinami.
-Setsuko?
-Wycofajcie się, proszę, oni nie są wrogami - oznajmiłam. - De facto, są nam bardzo potrzebni w Czarnym Zakonie.
-Nic o tym nie wiem, a rozkaz brzmi wyeliminować wszystkie - warknął łysol.
-Byakuya! Ściągnij tu Toshiro! - krzyknęłam, błagalnym głosem i odparłam kolejne ataki. - Wszyscy idźcie na wskazane miejsce! - rozkazałam i znaczna część zrobiła to, co powiedziałam. Tylko Ivrel i Yomo zostali, pomagając mi odeprzeć ataki pozostałych shinigami.
Madarame atakował zaciekle, coraz bardziej przypierając mnie do ściany. Nie chciałam z nim jednak walczyć, byliśmy towarzyszami broni, nie raz chodziliśmy na wspólne misje. Dlatego starałam się nie aktywować bankai, ale było to trudne przy takim przeciwniku.
-Ikkaku, zrozum, że...
-Rozkaz, to rozkaz - mruknął, nie dając mi dokończyć.
-Od kiedy ty tak rozkazów słuchasz? - spytałam z wyrzutem, gdy jego zampaktou wbiło się w ścianę milimetry od mojej głowy. - Nie widzisz, że nawet Byakuya tu jest? Halooo?!
Przed kolejnym ciosem uratowała mnie ściana Senbonzakury i lodu.
-Dosyć tego - zagrzmiał Toshiro. - Wycofać się.
-Kapitaie Hitsugaya!
-Żadnych "ale". Póki co, jeszcze ja dowodzę tą misją.
-Toshiro, Byakuya! - uradowałam się. - Jesteście w samą porę.
-Kiedy przybędzie wasz transport? - spytał.
-10 minut.
-Dobra. Zabierz ich stąd i lepiej byście nie przyciągali uwagi. Jeśli ktoś z góry się o tym dowie... - urwał, bo nie musiał mówić nic więcej. - Mam nadzieję, że wiesz co robisz.
-Dzięki, Toshiro. Ale tym tutaj można ufać - oznajmiłam.
-Akurat nie o tym mówię - odparł i rzucił przelotne spojrzenie w stronę Byakuyi.
Ok. Co myślicie o zachowaniu Byakuyi? Serio, próbowałam to napisać trzy razy, bo martwiłam się, że to zachowanie do niego nie pasuje, ale po prostu nic innego też nie pasowało. Stwierdziłam, że to jednak musiało potoczyć się właśnie tak.
-Anteiku? Ghoule z tamtej kawiarni?
-Tak. Oni nam pomogą, musimy ich stamtąd wyciągnąć, mamy trzy godziny - wyjaśniłam w pośpiechu. - Proszę, Byakuya. Musimy ich jakoś stamtąd zabrać, są nam potrzebni.
W drodze do Tokyo skontaktowałam się z Ivrel. Miała zebrać Anteiku i dostać się we wskazane miejsce. Bowiem, wcześniej zadzwoniłam do Sternausa, prosząc go o szybki przewóz dla ghouli. Wiedziałam jednak, że nie obędzie się bez problemów, bo później Matsu dosłała mi trochę szczegółów odnośnie składu ich drużyny. Oprócz prawie całego oddziału dziesiątego, był tam również Madarame i Yumichika, a nawet Hisagi. Tej trójce mogło być o wiele trudniej zrozumieć, że nie wszystkie ghoule to wrogowie.
Nie pomyliłam się zbytnio, bo oficerowie Jedenastki zaatakowali Iv i pozostałych. Pognałam do nich w te pędy. W ostatniej chwili blokując atak skierowany w stronę Hinami.
-Setsuko?
-Wycofajcie się, proszę, oni nie są wrogami - oznajmiłam. - De facto, są nam bardzo potrzebni w Czarnym Zakonie.
-Nic o tym nie wiem, a rozkaz brzmi wyeliminować wszystkie - warknął łysol.
-Byakuya! Ściągnij tu Toshiro! - krzyknęłam, błagalnym głosem i odparłam kolejne ataki. - Wszyscy idźcie na wskazane miejsce! - rozkazałam i znaczna część zrobiła to, co powiedziałam. Tylko Ivrel i Yomo zostali, pomagając mi odeprzeć ataki pozostałych shinigami.
Madarame atakował zaciekle, coraz bardziej przypierając mnie do ściany. Nie chciałam z nim jednak walczyć, byliśmy towarzyszami broni, nie raz chodziliśmy na wspólne misje. Dlatego starałam się nie aktywować bankai, ale było to trudne przy takim przeciwniku.
-Ikkaku, zrozum, że...
-Rozkaz, to rozkaz - mruknął, nie dając mi dokończyć.
-Od kiedy ty tak rozkazów słuchasz? - spytałam z wyrzutem, gdy jego zampaktou wbiło się w ścianę milimetry od mojej głowy. - Nie widzisz, że nawet Byakuya tu jest? Halooo?!
Przed kolejnym ciosem uratowała mnie ściana Senbonzakury i lodu.
-Dosyć tego - zagrzmiał Toshiro. - Wycofać się.
-Kapitaie Hitsugaya!
-Żadnych "ale". Póki co, jeszcze ja dowodzę tą misją.
-Toshiro, Byakuya! - uradowałam się. - Jesteście w samą porę.
-Kiedy przybędzie wasz transport? - spytał.
-10 minut.
-Dobra. Zabierz ich stąd i lepiej byście nie przyciągali uwagi. Jeśli ktoś z góry się o tym dowie... - urwał, bo nie musiał mówić nic więcej. - Mam nadzieję, że wiesz co robisz.
-Dzięki, Toshiro. Ale tym tutaj można ufać - oznajmiłam.
-Akurat nie o tym mówię - odparł i rzucił przelotne spojrzenie w stronę Byakuyi.
***
Ok. Co myślicie o zachowaniu Byakuyi? Serio, próbowałam to napisać trzy razy, bo martwiłam się, że to zachowanie do niego nie pasuje, ale po prostu nic innego też nie pasowało. Stwierdziłam, że to jednak musiało potoczyć się właśnie tak.
Tris, co zrobiłaś z prawdziwym Byakuyą i kto to jest? Kuchiki się zadziornie nie uśmiecha, nie drażni z kobietami i w ogóle. To jest, cholera, podejrzane, jak nie wiem. Shigeru ma rację. Pełną rację. Ale, kurczę, i tak lubię tego Twojego Byakuyę. Mogę go sobie zabrać?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Laurie
Wiem T.T Ale to nie mogło iść inaczej. próbowałam subtelniej, mniej, ale jak wcieliłam się w niego, to samo tak wyszło. Tak być musiało.
UsuńA bierz go sobie, pewnie. Kiedyś Ci napisze jakiegoś shota z Bakusiem nawet.
To zły wpływ Setsu na Kuchikich i spokrewnionych, naprawdę. Zabieram Byakuyę, bo go całkiem zepsuje *haps i nie ma Byaku*
UsuńLaurie
"-Dla twojej informacji: to nie jest wcale takie niemożliwe. "
OdpowiedzUsuńOo :D:D:D:D::D:D Byakun, miszcz riposty.
"Po prostu zaszczyt jebnął mnie w twarz"
Nie, jednak nie Byakun jest miszczem.
Ok. zdazylam sie przyzwyczaic, ze ostatnio kazdy rozdzial blc czytam jakby to byl mrozacy krew w zylach. ok. ale tutaj przeciez polowa rozdzialu to tylko byakun. a ja trzymam sie biurka i biore gleboki wdech za kazdym razem jak kuchiki przysuwa sie do Setsu albo łapie ją za rękę. Tris, pls. no to jest jazda bez trzymanki. Bo Byakuya jest nieprzewidywalny! Twoj Byakuya ma takie zadatki na... nie wiem! On z tym swoim zimnym obliczem od zawsze mogly uchodzic za jakiegos socjopate, ale on zawsze sie wydwal, hm, ze ma to pod kontrolą. A tu nie, to cos z niego wychodzi! Cos wiecej niz milosc do praw i obowiazkow wzgledem ss. :D i ey, niech mnie piekło pochlonie, jesli nie podpba mi sie to jak diabli. Byakun z tymi swoimi tekstami? A zdrugiej strony... Bardzo łatwo było mi sobie wyobrazic, ze zostaje na noc z Set. Twoj Byakuya to Byakuya z konca jakiegos odcinka, byl taki moment, po zakonczeniu odc co po endingu byly nie, akcje i tam cos kiedys bylo ze chyba renji mu wrzucil ze on sie senbozakura chyba nawet goli, a byakun nic nie powiedzial tylko sie tak delikatnie usmiechnal, i koniec odcinka! i to jest ten byakun! prawdziwy! Boze emocjonuje sie jak jakas nastolatka przed koncertem one directon, czy czego dzsiaj slucha gimbaza. Ale, ey. Ey. ... <3
No i ghoule. sama chetnie bym łysego albo yumiego skopala, ;D tak w drodze wkurzyli hagane ze sama jestem dlaje wkurzona ;D No bardzo bardzo czekam na rozwiniecie tego watku.
Nu i tekst Toska na koniec <3 :D
o kurwa czekam niecierpliwie.