Wszystkiemu towarzyszyła muzyka

Followers

Rumors

I w ten oto sposób zakończyła się historia Behind Last Crossroad. Niemniej, zapraszam na moje pozostałe blogi, które można znaleźć w zakładce Other Dimensions. A najprawdopodobniej w kwietniu odbędzie się premiera drugiej części BLC pod tytułem Daughter of fiery flowers :D


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!

Ranking popularności bohaterów BLC

niedziela, 3 stycznia 2016

New Capitan 1

Wstęp:
Witam Was wszystkich: Ja. ^^ Serdecznie proszę o cierpliwe przeczytanie kilku słów wstępu. Oto alternatywny ciąg dalszy Behind Last Crossroad. Akcja zaczyna się po 42 rozdziale, więc gdyby była to regularna historia, to byłby 43 rozdział. Jakoś tak. A więc wszystko dzieje się po podwójnej randce Setsuko, Byakuyi, Kazumy i Chinatsu. Takie, ot wprowadzenie informacyjne, żeby było Wam łatwiej połapać się w akcji.
Do napisania tego natchnęły mnie dwie rzeczy i dwie osoby. Pozwólcie, że nie wymienię według kategorii ważności, w zasadzie też nie według chronologii, bo myślę zbyt chaotycznie... Ale zaczęło się od pierwotnego planu akcji BLC, który różnił się, czasem dość drastycznie, od akcji którą obecnie czytacie w regularnych rozdziałach. Wiecie, tu jakiś pomysł, tam coś, tu się coś nie zgadzało, nie łączyło, to trzeba było zmienić i tak dalej, więc zrezygnowałam z pewnych kwestii chociaż dość usilnie próbowałam niektóre motywy wklecić - nie dało się.
Tu wkracza Laurie January, która swoją cudowną historią o Corrien Shiroyamie oraz również alternatywną wersją historii, udowodniła mi, że przy odrobinie wyobraźni wszystko się da i istnieje coś takiego jak alternatywna wersja. Niestety nie jestem zbyt bystra, toteż w życiu bym się pewnie nie zorientowała, że tak można. < Kłania się w stronę Laurie> Aczkolwiek narracja jest ta sama, co zawsze, czyli gada Setsu, nie śmiałabym jeszcze konkurować z Laurie w kwestii narracji trzeciosobowej. Jak na razie nie czuję się na siłach.
Druga kwestia to liczne nieprzychylne słowa skierowane w stronę Kazumy. Toteż zaczęłam się zastanawiać, co by było, gdyby stanął na wysokości zadania (o ile uznacie jego czyn za heroiczny, bo może tu też źle trafił), co by było gdyby... wiele rzeczy było inaczej, co wy się wydarzyło i jakie miało skutki.
Jeszcze jednej osobie należą się podziękowania, mianowicie Wilczemu za cudowny gratis świąteczny na Turn To Dust, gdzie można było przeczytać i nadal można, alternatywną historię x lat później. I nawet pojawiła się tam kotołaczka? O.o (to faktycznie trudne) Tris :D oraz za wieczne groźby ze strony Wilczego, że mam pisać dalej i więcej, bo pozwie mnie do sądu o jakieś uszczerbki psychiczne. Zawsze rozwiewa moje wątpliwości na temat tego co napisałam.
Ale właściwie pomyliłam się - wychodzi na to, że nie umiem liczyć. Bo w zasadzie powinnam podziękować jeszcze komuś - wszystkim czytelnikom - tym, którzy komentują oraz tym, którzy tylko po cichu czytają. Podziwiam Was za to, że chcecie to wszystko czytać. Za cały poświęcony czas i uwagę, bo pisarz i jego opowieść nie istnieją bez czytelników.
P.S. Nie to jeszcze nie jest to o czym niektórym wspominałam, że będzie, bo nie lubicie Kazumy, to jeszcze nie to. 
A teraz mogę z czystym sumieniem zaprosić was do czytania. Enjoycie!

***

Było mi naprawdę ciężko, widząc mężczyznę, którego kocham, z inną. Tym bardziej, jeśli była to Chinatsu. Tamtego dnia, gdy z Shigeru i Byakuyą śledziłam ich, gdy byli na randce, pękło mi serce. Ale wbrew temu, co myślałam, bardzo szybko się z tym pogodziłam. Właściwie na fakowej randce z Byakiem, gdy oglądałam ich razem, nie czułam już nawet specjalnego smutku. Tylko tyle, że nie lubię Chinatsu.
Powoli zbierałam się po tym wszystkim. Obecność brata i przyjaciół znacznie to ułatwiała. Fakt, że w pewnym momencie, miałam ochotę uciec. Byłam już blisko uciekania od marnej rzeczywistości. A jednak złamane serce aż tak nie bolało. Właściwie... Zaskakująco łatwo to przyjęłam. Chociaż nie omieszkałam utopić smutku z butelce whisky w towarzystwie Ivrel.
Ale przełomowe rzeczy miały dopiero nastąpić. Dość niespodziewanie zostałam wezwana przed oblicze głównodowodzącego. Właściwie to zostałam tam niezwłocznie zaciągnięta przez jednego z członków pierwszego oddziału. Pierwsza myśl, jaka mi się nasunęła to, że coś przeskrobałam. Jednak jak sięgałam pamięcią, nie mogłam nic skojarzyć. Chyba, że potrafili czytać w myślach. Wtedy faktycznie mogliby mnie zamknąć za liczne wizje torturowania Chinatsu.
Z drugiej zaś strony obawiam się, że osobnik, który miałby wgląd do mojej głowy, mógłby zwyczajnie nie wytrzymać psychicznie. Ten chaos i ta presja. To stanowczo nie dla normalnych istot. Lub jak zaczęłam ostatnio mówić, przeciętnych, bo normalność jest akurat pojęciem względnym.
-O co chodzi? - spytałam niepewnie zaraz na wejściu. - Coś się stało?
-Usiądź drogie dziecko - powiedział spokojnie Głównodowodzący i odesłał swoich ludzi, dając znak, by zostawili nas samych. - Nie musisz się obawiać.
-Łatwo powiedzieć, dziadku - mruknęłam już w swobodnym tonie. - Bezpośrednie wezwanie tutaj dostaję tylko jak coś przeskrobię.
-Moja droga Setsuko...
-Zaczyna się - jęknęłam. - Dziadku, powiedz chociaż co zrobiłam...
-Nie tym razem - zaśmiał się w odpowiedzi. - Nic nie zrobiłaś. Mam raczej dobrą nowinę.
-O jezu...
-To źle?
-Nie - odparłam. - Ale na dobrą nowinę się nie przygotowałam...
Znowu śmiech.
-Dostałaś promocję na kapitana.
-Wiem, że jest w biedronce promocja na szynkę, ale o sprzedaży kapitanów nic nie słyszałam - odpowiedziałam, szczerząc zęby w zadziornym uśmiechu. - Mogę sobie któregoś wybrać? I dostanę? Tak na własność?
-Miałem na myśli, że TY zostaniesz kapitanem - padło w odpowiedzi. - Kapitan Kurogane zaproponował właśnie ciebie. Większa część dowódców poparła twoją kandydaturę, więc nie widzę przeszkód.
-Haaa? To żart, tak? Ukryta kamera?
-To nie żart. Wezwałem cię tu, żeby omówić szczegóły twojego awansu.
-Ja? Na kapitana oddziału? - spytałam kpiąco.
-Tak.
-Którego?
-Trzeciego - usłyszałam i zamarłam.
-Słucham? - mruknęłam, marszcząc brwi. - Jak to trzeciego, przecież Kazuma jest...
-Najwyraźniej kapitan Kurogane nic ci nie powiedział - westchnął głównodowodzący.
-Nie powiedział o czym?
-Mimo rozmowy ze mną, nie dał się przekonać i rezygnuje z posady kapitana z powodów osobistych.
-Rezygnuje? Można sobie tak po prostu zrezygnować? - oburzyłam się. - Jest, do licha, kapitanem oddziału. Nie może sobie od tak po prostu zrezygnować!
-Niestety może. Zawsze wiedziałem, że coś takiego może się zdarzyć, chociaż nie sądziłem, że tak szybko i w takich okolicznościach. Niestety nie mogę go powstrzymać.
-To szaleństwo - jęknęłam. - Kazuma... Odchodzi z Gotei 13?
-Dokładnie. A ty, moja droga Setsuko, zajmiesz jego miejsce.
-Ale ja nie chcę... Jeśli można zrezygnować, to dlatego nie mogłabym odmówić?
-Nie masz specjalnego wyboru - oznajmił z powagą wszech-kapitan. - Posiadasz bankai, masz zaufanie wśród podwładnych, a zgodnie z tym, co powiedział kapitan Kurogane, także zdolności przywódcze. Jesteś świetną kandydatką. To dla ciebie doskonała szansa.
-Ale...
-Zostawisz oddział, który cię potrzebuje? - spytał. - Jesteś gotowa zawieść ich?
-Tak... Znaczy... Nie. Oczywiście, że nie, ale to po prostu szalone...
-Przyjmujesz awans?
-A mam inny wybór?
-Niespecjalnie.
-W takim razie chyba wszystko jasne - stwierdziłam, krzywiąc się. - Ale jak to, Kazuma rezygnuje...?
Nie rozumiałam tego. To był dla mnie istny szok. Nagle w środku naszej misji w Czarnym Zakonie, przed wojną z Aizenem, kiedy potrzebujemy każdej pomocy, Kazuma... Mój przyjaciel i kapitan, zamierzał zrezygnować z pracy? A ja miałam to tak po prostu zaakceptować?
-Świetnie.
-Ale to oznacza problem z wybraniem porucznika - jęknęłam. - Jak długo mogę nie mieć porucznika, zanim przyczepi się do tego Rada? - spytałam z powagą.
-Pół roku to maksymalnie.
-Nikt poza Kazumą, mną i Chinatsu nie ma bankai... Ale co ja cię będę, dziadku, oszukiwać. Nie chcę Chinatsu na porucznika. Prędzej dam się pociąć i pokroić żywcem. Na razie sobie poradzę, mam wprawę, a odkąd mamy misje w świecie ludzi, mamy mniej papierkowej roboty, ogarnę to sama dopóki kogoś nie znajdę - tłumaczyłam pospiesznie. - Tylko proszę... Byle nie Chinatsu. Nawet Hinamori bym zdzierżyła, ale nie Chinatsu...
-Tu się właśnie pojawia kolejny problem.
-Musi to być ona?
-Nie. Oficera również będziesz musiała znaleźć nowego.
-Jak to? - zdziwiłam się.
-Ponieważ Miyagi Chinatsu również rezygnuje.
-Słucham? Dlaczego?
-Ty naprawdę nie masz o niczym pojęcia, drogie dziecko? - tym razem to głównodowodzący się zdziwił.
-Nie. Nie mam! Co się w ogóle dzieje?
-To nie ja powinienem cię o tym informować, ale to nie rozmowa, kiedy jesteś tak zdezorientowana... - westchnął. - Kurogane Kazuma i Miyagi Chinatsu zrezygnowali, by zająć się sprawami rodzinnymi. Niestety na rodach takich jak te, ciążą pewne inne obowiązki i byłem tego całkowicie świadomy. Muszą zająć się swoimi sprawami, by Soul Society podtrzymywane przez te rodziny mogło dalej funkcjonować.
-Do czego to zmierza?
-Kurogane Kazuma i Miyagi Chinatsu... biorą ślub - usłyszałam i przez chwilę czas zdawał się zatrzymać, gdy krew uderzyła mi do głowy. - Setsuko, wszystko w prządku?
-A wygląda, jakby było? - wydukałam.
-Przykro mi...
-A mi nie - warknęłam. - Teraz rozumiem... Dlaczego oboje nagle odchodzą. Dobrze. Świetnie. Poradzimy sobie przecież bez nich, niech się zajmą swoimi sprawami.  - stwierdziłam spokojniej. - Czyli... Zostaje kapitanem i nie mam ani porucznika, ani oficera... Ok...
-Jeśli znajdziesz kogoś kto będzie chciał przenieść się do twojego oddziału...
-Nie, dziadku - przerwałam mu. - Nie mogę od tak sobie ściągnąć kogoś obcego. Dobrze wiesz, że najlepiej jeśli to będzie ktoś od nas. Chyba, że wzięłabym czyjegoś porucznika, ale do licha, przecież na to nikt nie pójdzie. Co np. z Dziewiątką. Hisagi wszystko załatwia sam, bo nie mają tam kapitana. Byakuya też w życiu się nie zgodzi na zabranie Renjiego, a i Renji by się nie zgodził.
-Masz pomysł?
-Eh... A nie dałoby się wkręcić do oddziału Shigeru? Najlepiej na porucznika, bo ma bankai, ale to byłby już nepotyzm. Ale chociaż zastępczo na szeregowego, bo wiem, że by mi chociaż pomógł...
-Zobaczymy, co da się zrobić. Pierwotnie przecież Shigeru jest shinigami, ale masz rację, że obsadzenie go na stanowisku może być trudne. Prędzej przydzielą go do innego oddziału.
-No właśnie... Więc może lepiej jakby nie był w żadnym, ale co z jego, no wiesz, on jest stąd, ma prawo tu wrócić... Żeby mógł chociaż poruszać się między Soul Society, a światem ludzi...
-Zobaczymy. A ty pomyśl, kogo chcesz na porucznika.
-Tak. To... Kiedy zaczynam?
-Dajmy na to, od poniedziałku - powiedział wszech-generał. - A na razie ochłoń trochę.
-Ochłoń... Łatwo powiedzieć - jęknęłam. - Ja? Na kapitana? Świat oszalał!
Wyszłam z gabinetu, lecz nie ruszyłam się dalej o krok. Widziałam, że Sasakibe spogląda na mnie z niepokojem, lecz nic sobie z tego nie robiłam. Cały świat przewrócił się do góry nogami i co ja miałam niby zrobić? Jedyne, co przyszło mi do głowy to porozmawiać z Kazumą. I w ten sposób skończyłam stercząc pod bramą posiadłości Kurogane, ale pocałowałam klamkę.
Wróciłam do swojego mieszkania. Otworzyłam zakupioną wcześniej butelkę wina i popijając trunek, nagrałam się Kazumie na sekretarkę.
-Kazuma... Byłam u głównodowodzącego... - zaczęłam. - Co to ma znaczyć, co? To jakiś żart? Chory żart? Szkoda, że prima aprilis, kurwa, dawno minęło. To nie jest śmieszne. Jak możesz tak nagle zostawić oddział? A tym bardziej jak mogłeś zaproponować na kapitana mnie? - spytałam, ze łzami w oczach. - Mnie? Mnie na kapitana? Chyba do reszty cię pojebało. Żądam jakichkolwiek wyjaśnień... Oddzwoń...
Rozłączyłam się i pociągnęłam kilka kolejnych łyków wina. Było słodkie i wyjątkowo dobrze się je piło. W sumie nie wiem, czy kiedyś piło mi się jakikolwiek alkohol źle. Jednak tamtego popołudnia bardzo łatwo je opanowałam. Przygnieciona ciężarem dotychczasowych zdarzeń, po opróżnieniu butelki, zaczęłam myszkować w barku, w którym zawsze miałam jakiś dobry trunek na tak zwaną "czarną godzinę". Takowa właśnie nastała. I chociaż barek okazał się wyjątkowo pusty, skoro od dawna nie pokazywałam się w mieszkaniu, nie uzupełniłam zapasów, to była jeszcze jedna skrytka. Kanapa. W niej zawsze też coś miałam, bo tam nawet mi rzadko przychodziło do głowy zajrzeć. Eureka. Co prawda było to tylko jakieś tanie whisky, ale w tamtej chwili nie zamierzałam wybrzydzać.
I w ten sposób ranek zastał mnie na kanapie, przytuloną do pustej butelki. W buzi mi zaschło, a parszywy świat wciąż wirował. Miałam ewidentnego kaca, co rzadko mi się zdarzało. No i jeszcze ten uporczywy dzwonek do drzwi. Dzwonek do drzwi? Chwila! To on mnie obudził. Zerwałam się na równe nogi, w drodze upewniłam się tyko, że mało wiele wyglądam i pobiegłam otworzyć.
-Tak? - wysapałam, dopadając do drzwi. - Kazuma?
-Dzwoniłaś do mnie wczoraj... Przyszedłem pogadać.
-Tylko trochę, kurwa, późno - warknęłam i zdzieliłam go po głowie ala cios karate. - Chuj ze ślubem. Nie chciałeś mi mówić to nie! Ale może wypadało mnie chociaż zawczasu poinformować o całej reszcie!
-Nie wiedziałem jak to zrobić. Nie miałem nawet czasu o tym pomyśleć przez przygotowania, więc... - Zamilkł, gdy oberwał poduszką i westchnąwszy ciężko, mówił dalej. - Więc myślałem, że lepiej będzie jak dowiesz się tego od kogoś, komu ufasz, na przykład od głównodowodzącego.
-A Głównodowodzący patrzył na mnie z takim zajebistym politowaniem, że ja nic, kurwa, nie wiem - zawarczałam, szukając kolejnej poduszki, ale jedyne, co wpadło mi w ręce to tylko wazon. - Jak mogłeś mnie tak potraktować? Jeśli nasza przyjaźń nic nie znaczy, to przypominam, że jestem... Przepraszam! Byłam! Twoim porucznikiem...
-Teraz już i tak za późno, więc weź się w garść - zagrzmiał Kazuma i drugi raz się już nie zawahałam przed rzuceniem wazonu, ale skubany w porę go złapał i odstawił na bok. - Lada moment masz zostać kapitanem, nie możesz się dąsać na cały świat. Teraz już nikt nie pogłaszcze cię po główce za takie zachowanie.
-Od ciebie nawet nie chcę! - wrzasnęłam, rzucając tym razem popielniczką, ale i ją złapał, więc następne były oba kapcie. - Ty dupku!
-Uspokoisz się wreszcie i porozmawiamy, czy dalej będziesz kontynuować to przedstawienie? - zapytał, marszcząc brwi.
-Będę w ciebie rzucać ile mi się podoba - syknęłam, lecz nie znalazłam już nic, czym mogłabym się zamachnąć, chyba, że fotelem. Wtedy wyciągnęłam z kieszeni telefon, był mniejszy i rzucony z zaskoczenia, więc zostawił niezłego guza na czole Kazumy. - A masz! Prosto w ten pusty łeb!
Kazuma zmarszczył brwi jeszcze mocniej i przez chwilę milczał, piorunując mnie spojrzeniem. "Przegięłam" przeszło mi przez myśl, lecz on tylko westchnął.
-Dobrze. Najwyraźniej należało mi się... - przyznał. - Czy teraz wreszcie możemy porozmawiać?
-W drodze wyjątku... Skoro tak bardzo ci zależy - zgodziłam się. - Kawy czy herbaty?
-Wolałbym coś mocniejszego.
-Tak od rana? - zdziwiłam się. - Ale obawiam się, że nie mam. - Kazuma spojrzał na pustą butelkę po whisky i pokręcił głową z dezaprobatą. - No co? - spytałam z wyrzutem. - Musiałam jakoś przetrawić wczorajsze wieści.
-Poproszę kawy.
Już po chwili byłam z powrotem z dwoma kubkami parującego, aromatycznego płynu i postawiłam je na stoliku.
-Więc?
-"Więc"? - powtórzył Kazuma.
-Coś miałeś mi chyba wyjaśnić - zauważyłam, wywracając oczami.
-Ah, tak... - zreflektował się. - Ten ślub... Pewnie się domyślasz, że jest on w charakterze czysto politycznym - stwierdził, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. - Nasz rodziny działają na tym samym polu biznesowym w Seireitei, przez co nie raz musieliśmy negocjować. Połączenie rodów będzie skutkowało dla nas monopolem na ten zakres, więc jest to dla wszystkich spora korzyść. My mamy niezrównanych projektantów, a oni nowszą technologię i tak dalej i tak dalej. Druga sprawa to fakt, że... Zdrowie mojego ojca ostatnio się pogorszyło i prędzej czy później i tak będę musiał przejąć jego obowiązki i zrezygnować, ale jeśli będę zwlekał zbyt długo to rzucą się na mnie harpie oraz ci, którzy w jego śmierci upatrują szansę na wejście ze swoim biznesem, na co nie mogę pozwolić. No i trzecia rzecz... Będę mógł mieć baczenie na poczynania rodziny Miyagi. Nie powinni już próbować w takim stopniu mieszać się do spraw Gotei 13, bo nie będą mieli powodu od odejścia Chinatsu.
-Bohaterze! - krzyknęłam, po czym zrobiłam gest jakbym miała zaraz zwymiotować. - Jak ty przeżyjesz to poświęcenie? - zakpiłam. - Rozumiem, że mam ci teraz dziękować za to jak nas wszystkich chronisz? - spytałam, dłonie zaciskając w pięści.
I co on myślał? Wydawało mu się, że zostanie bohaterem, że będę mu dziękować, bo trzyma Chinatsu z dala ode mnie? Jak śmiał w ogóle wpaść na taki pomysł. Zostawić mnie, o niczym nie poinformować... Naprawdę nic dla niego nie znaczyłam? Ani jako podwładna ani przyjaciółka? Nie byłam warta tego by powiadomić mnie wcześniej? Przecież gdyby poprosił, pomogłabym mu jakoś...
-Niczego nie oczekuję.
-Zapytam cię tylko raz i chcę usłyszeć jasną, rzeczową odpowiedź - oznajmiłam. - Tego właśnie chcesz? Właśnie tak ma to być? Tak chcesz to wszystko zakończyć? Zastanów się dobrze, bo jeśli powiesz "tak" nie będzie już odwrotu. Jeśli powiesz "nie"... Jestem skłonna pomóc ci jakoś z tym wszystkim, znaleźć inne wyjście. To twoja jedyna i ostatnia szansa.
-Tak. Już zdecydowałem i zdania nie zmienię - odparł bez wahania, a ja poczułam kłucie w sercu.
Nie wiem czy poczułabym się lepiej, gdyby się zawahał. Pewnie nic by to nie zmieniło, ale ja przez chwilę jeszcze łudziłam się, że coś może się zmienić. Westchnęłam cicho i zmarszczyłam brwi, po czym spojrzałam mu prosto w oczy, mówiąc:
-W takim razie jesteśmy wrogami - zadeklarowałam. - Staniesz się częścią rodziny Miyagi, częścią ich szemranych interesów, mężem Chinatsu, a ja kapitanem trzeciego oddziału, który nigdy więcej nie pozwoli takim szujom jak wy, mieszać w życiu oddziałów.
-Skoro taka jest twoja decyzja... - padło w odpowiedzi. - Powodzenia, pani kapitan - rzucił na odchodne i wyszedł.
Jeszcze chwilę patrzyłam przez okno jak odchodzi, a po moich policzkach popłynęły łzy. Dałam Koumuiemu znać, że przez jakiś czas nie będzie mnie w Czarnym Zakonie oraz Jiro i pozostałym, że cały oddział trzeci ma być w poniedziałek obecny na zebraniu. Najwyraźniej też jeszcze o niczym nie wiedzieli.
-Kazuma - jęknęłam i zaniosłam się płaczem.
Czułam się bezsilna. Wiedziałam, że straciłam coś bezpowrotnie. Już nie chodziło tylko o moje nigdy nieodwzajemnione uczucia, ale także o przyjaźń, której nie potrafiłam uratować. Nie widziałam na to szansy. Jasne... Mogłam próbować walczyć, ale w tym momencie były rzeczy ważniejsze. Zresztą sama walka była z góry przegrana. Straciłam też przełożonego, któremu ufałam i teraz miałam zająć jego miejsce.
Tylko czy umiałam? Czy umiałam być dla swojego oddziału chociaż w połowie takim oparciem jakbym był dla nas Kazuma? Czy byłam w stanie stać się powiernikiem ich problemów i sekretów. Przyjacielem, towarzyszem i przywódcą? Czy potrafiłam poprowadzić ich w boju jak na kapitana przystało? Może brakowało mi zdolności? Nie wspominając o bezwzględnej biurokracji. 

3 komentarze:

  1. Miło przeczytać, że stało się dla kogoś bodźcem do działania. Wszelkie komentarze również. Corrie zaś pozdrawia i zaprasza 10 na urodziny:)
    Dobra, wspominałaś coś w słowie na początek o zmianach w sprawie Kazumy. Na razie nie widzę nic w tym dobrego. Ale pal licho Kazumę i przeklętą Chinatsu. Setsu na kapitana? Hahaha, nie mogę. Ja wiem, potrafi być odpowiedzialna i sobie poradzi, ale jakoś sobie tego nie wyobrażam. Ojej, to będzie ciekawe. Setsu nowy kapitan, nowy, tajemniczy w tej chwili porucznik i trzeci oficer. Będzie się działo, to na pewno.
    Tris, korekta się znowu kłania. Pozwolisz, że Ci wszystkiego nie wypiszę, ale jest kilka prostych błędów, które można uniknąć. Nie, żebym sama była doskonała. Nie, nie.
    Czekam na dalej i pozdrawiam
    Laurie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak dlatego właśnie mówiłam, że to jeszcze nie to o czym wspominałam ostatnio. Zmiany są takie, że jest go mniej tutaj, bo zaczynam sądzić, że nie ważne co zrobi i tak wszyscy będą go potępiać.
      Taka dywagacja co by było gdyby ale raczej nie ma się co spodziewać, że będzie szło do końca z regularnymi rozdziałami.
      Kurde, jeszcze? A czytałam to naprawdę wiele razy i wydawało mi się, że jest już mało wiele, ale jeszcze spojrze. Kurde :/

      Usuń
  2. MrrrrrrMmmmm... Czuję się mile połechtana po brzuszku ;D Wypowiedziałam się w mailu, to sie nie bede powtarzac, ale czekam, czekam na Cd i alternative wersji i regulranej. Wgl hardcorce by bylo prowadzic historie na dwa baty ;D Ale niezłe, w sumie. Ale, hm. Zastaawiam sie nad tym Kazumą, wiesz? Zasnawiam. Kuźwa, powinnam sie nad Droga zastanawiac bo utknelam z deka ;P Znaczy cos mi sie wczoraj podczas meczu wyklarowalo, ale... no zobaczymy, jak wyjdzie ;P
    Ale. Kazua, gdyby sie zrehabilitował... Zaczynam czaic te jego położenie, ale i tak bym tu widziala scene z Chirurgów ;P Hm. Musi byc inny sposob niz slub z ta małpą. Kazuma by na to wpadł. I zostawil lafirynde przed oltarzem :D ok, fantazjue. moge. tch.
    :*

    OdpowiedzUsuń