Ledwo wypuściłam Yoichiego, który wychodził jeszcze cały w pokłonach i dziękując mi za poranny poczęstunek, ktoś zapukał do drzwi.
-Tak? - odezwałam się. - Proszę.
-Dzień dobry, pani kapitan.
-Oooo! Takanobu! Jesteś w samą porę, właśnie miałam kogoś po ciebie posłać - oznajmiłam radośnie.
-Mieliśmy wypocząć i się zjawić, więc jestem - odparł i zajął wskazane miejsce.
-I co? Udało się wypocząć?
-Tak.
-To świetnie, świetnie. Wiesz o czym będziemy rozmawiać? - spytałam.
-Tak.
-Ale najpierw chciałam jeszcze podziękować za dopilnowanie wczoraj wszystkiego, chyba umknęło mi to rano. - Takanobu wyraźnie nie wiedział o czym mówię. - No wiesz... Pod koniec zmiany, gdy już wyszłam. Dobra robota.
-To nic takiego.
-A teraz, co do wczorajszych walk. Jesteś doświadczonym shinigami, pracowitym i bardzo pomocnym. Wiele osób cię chwali - stwierdziłam. - Podczas walki nie miałam wątpliwości, że pokonałeś w życiu nie jednego hollowa. To się czuje. Martwi mnie jednak brak motywacji. Walczyłeś tak, jakbyś z góry wiedział, że przegrasz.
-A nie było tak?
-Wynik zależy od ciebie. Oczywiście nie może być łatwo mnie pokonać, inaczej nie zostałabym kapitanem - zauważyłam ze spokojem. - Co nie zmienia faktu, że ciężka praca się opłaca. Zawsze. Możesz dzięki temu kiedyś ocalić życie swoje lub kolegów. Nie wiem, jak ci pomóc... Masz jakieś problemy w domu? W pracy? Jest coś co mogę zrobić?
-Nie.
-Eh. Wszyscy jak jeden mąż powiedzieli, że jest miło i nie ma żadnych problemów. Czasem brak problemów to też problem... I nie wiem, czy wam wierzyć, czy nie.
-Wszyscy powiedzieli prawdę. Zresztą pani kapitan pracuje z nami od lat i powinna wiedzieć.
-Ale nie wiem - przyznałam cicho. - Nie wiem, przekonałam się, że wielu rzeczy nie wiem... I próbuję coś z tym zrobić.
-Niech pani robi swoje, a my swoje, a wszystko będzie dobrze - zaśmiał się Takanobu. - Wszyscy są trochę znudzeni. Nie było treningów oddziałowych. Nasza praca w archiwach nie przynosiła efektów. Nasza oficer była nadętą smarkulą, a dowódcy przepadli. Proszę się nie dziwić, że panuje taka, a nie inna atmosfera. Jednak zdajemy sobie sprawę z tego, że czasy nie są łatwe i że każdy musi zrobić, co w jego mocy.
-Mało wam treningów? - podchwyciłam. - Oh to macie u mnie jak w banku. Takie miny jak teraz będą dozwolone tylko ze zmęczenia - zagroziłam, szczerząc radośnie zęby.
-Na to liczę.
-To wszystko. Nie zabieram ci już więcej wolnego czasu.
-Mogę o coś spytać?
-Oczywiście - odparłam. - O co chodzi?
-Gdzie notatki?
-Słucham? - zdziwiłam się. - Jakie notatki?
-Z wczorajszych walk. Chyba pani kapitan nie chce powiedzieć, że to wszystko tak z głowy? Ale nie widziałem żadnych notatek.
-Bo ich nie ma - zaśmiałam się szczerze rozbawiona. - Notatki to strata czasu, chyba, że robię raport. Wszystko jest tutaj - dodałam, dotykając palcami czoła.
Takanobu był ostatnią osobą, z którą musiałam porozmawiać. Cieszył mnie ich pozytywny wydźwięk, ale wciąż się martwiłam. Dlatego zamierzałam odwiedzić kilka oddziałów, skoro i tak szłam do Dziesiątki, by poprosić Matsu o pomoc.
-Wychodzę - rzuciłam na odchodne do swoich podwładnych. - Mam kilka spraw do załatwienia z innymi kapitanami.
Od razu udałam się do oddziału szóstego, gdzie z ukrycia obserwowałam pracujących shinigami. Mimo nieobecności Byakuyi, nieźle się uwijali i nikt nie wyglądał na niezadowolonego z tego powodu.
-W czym mogę pomóc, pani kapitan? - zagadał mnie jakiś shinigami.
-W niczym - odpowiedziałam, obdarowując go uśmiechem. - Przyglądam się jak idzie wam praca podczas, gdy Byakuyi nie ma.
-Kapitan przysłał panią?
-Nie zupełnie...
-Rozumiem. Kapitan Kuchiki zagląda do nas raz w tygodniu, by upewnić się, że wszystko idzie dobrze i nie ma żadnych naglących spraw oraz podpisuje zebrane dokumenty.
-Nawet nie wiedziałam - mruknęłam, marszcząc brwi. - I co? Zadowoleni jesteście z pracy w oddziale?
-Oczywiście.
-Wasz kapitan jest raczej surowy...
-Dużo od nas wymaga, ale tyle samo daje, jeśli nie więcej. Zawsze, gdy się pojawia, zaprasza jedną lub dwie osoby na herbatę, zawsze kogoś innego i pyta, co się działo przez ostatni tydzień, nawet jeśli dostał już raport.
-Oh... A to dopiero - wymamrotałam. - Teraz rozumiem. Miłej pracy - dodałam - Już nie przeszkadzam.
Potem udałam się do Dziesiątki, bo chciałam poprosić Matsumoto o pomoc z przeprowadzką, gdy już skończy pracę. Nie było dużo rzeczy do przeniesienia, a moi podwładni najwyraźniej uprzątnęli kwaterę na błysk, gdy usłyszeli o nowym kapitanie, ale powierzchnia była duża i chciałam, by pomogła mi to jakoś udekorować i zagospodarować.
Zapukałam do drzwi gabinetu i po usłyszeniu "proszę", weszłam do środka.
-Hej, Toshiro - przywitałam się. - Jest Matsu?
-Poszła z papierami do Dziewiątki, ale za chwilę wróci. Usiądź.
-Jakiś ty się miły zrobił - skwitowałam, uśmiechając się zadziornie.
-Teraz jesteś kapitanem, nasz status jest równy.
-Mhm - mruknęłam. - Powiedz, Toshiro... Co robisz, żeby twój oddział dobrze funkcjonował?
-Musiałem ciężko pracować, żeby zdobyć szacunek podwładnych i stać się dla nich autorytetem - odparł spokojnie. - Dlatego tak się zawsze denerwowałem jak na mnie z Hotarubi publicznie... Przepraszam, nie powinienem o niej wspominać - strapił się chłopak, a ja pokręciłam przecząco głową i uśmiechnęłam się. - Wy, oficer i porucznik mówiłyście do mnie po imieniu... Niższe rangą, to jak myślisz, co rodziło się w głowach moich podwładnych? Że jak wy nie musicie mnie tytułować to, czemu oni muszą.
-Ale my się przyjaźnimy, to co innego - zaprotestowałam.
-Dla nas to co innego, ale nie dla nich.
-Rozumiem...
-Ale teraz to bez znaczenia, po tylu latach pracy już się nauczyli - skwitował Toshiro i spojrzał na mnie z powagą. - Idziesz na ceremonię?
-Ceremonię? - powtórzyłam zaskoczona.
-Ceremonię ślubną Kazumy i Chinatsu. Masz w kalendarzu inne imprezy?
-A kiedy to jest?
-Nie wiesz? - Tym razem to Hitsugaya był zaskoczony. - Nikt ci nie mówił?
Spuściłam głowę, wzrok wbijając w podłogę.
-Nie... Nic o tym nie wiem - wyszeptałam. - O rezygnacji Kazumy i Chinatsu i o całym ślubie też dowiedziałam się ostatnia... Od głównodowodzącego. Patrzył na mnie z politowaniem, że nikt mi nie powiedział... Ale o tym, że nie dostałam zaproszenia... Pewnie sama jestem winna - stwierdziłam. - Pokłóciłam się z Kazumą, a właściwie dałam mu do zrozumienia, że jako przyszły mąż Chinatsu, jest moim wrogiem...
-To raczej nie ma ze sobą nic wspólnego, ponieważ zaproszeni są wszyscy kapitanowie Gotei 13 wraz z porucznikami - odparł Toshiro. - Zresztą jako jego była podwładna i tak powinnaś iść. Wasze prywatne relacje nie mają tu znaczenia.
-Prywatne relacje - zakpiłam. - Gdyby kiedykolwiek były... - Parsknęłam śmiechem. - Cóż... Pójdę. Kiedy to jest?
-Za dwa dni.
-Idealnie, zdążę pozałatwiać najbardziej naglące sprawy.
-Jak się trzymasz?
-Co masz na myśli? - spytałam, udając, że nie wiem. - Straciłam kapitana i tyle, to był szok, ale już minął.
-Nie o to pytam.
-Daruj sobie, Shiro.
-Wróciłam kapitanie! - krzyknęła Matsumoto, zjawiając się w gabinecie niczym burza. - Oooo! Setsu!
-Hej, Rangiku - mruknęłam. - Mam mieszkanie do ozdobienia, nie chciałabyś mi pomóc po pracy?
-No pewnie! Nie mogłaś trafić lepiej.
-Dość szybko uporałam się z pracą, mogę już iść, kapitanie? - spytała ruda. - Proszę?
-Idź - padło w odpowiedzi, a ja spojrzałam na Toshiro, mrużąc oczy. - Kapitan trzeciego oddziału poprosiła ją o pomoc - powiedział, ale wiedziałam, że jaki motyw.
-Dzięki...
Całe popołudnie spędziłyśmy przenosząc niektóre rzeczy oraz robiąc przemeblowanie i dekorując kapitańską kwaterę. Nawet Jiro po pracy przyszedł pomóc, słysząc hałas i śmiechy z pustej jak dotąd siedziby kapitańskiej. W międzyczasie dostałam też przepustkę dla Shigeru. Sasakibe wręczył mi ją osobiście. Dzięki temu Shigeru został zastępczym shinigami, mógł wchodzić do Soul Society, ale nie podlegał żadnemu z oddziałów.
Braciszka zabrałam zaraz następnego dnia. Spacerowaliśmy w stronę oddziału, gaworząc ochoczo.
-No, no... Nie sądziłem, że kiedyś będę się tu przechadzał tak swobodnie - zaśmiał się. - A tym bardziej, że moja siostra będzie kiedyś ważną szychą wśród shinigami.
-O wierz mi, że też się nie spodziewałam. Powiedziałeś Bris, że idziesz ze mną na kilka dni? - spytałam i zmarszczyłam brwi, widząc minę brata. - Czyli nie powiedziałeś. Dlaczego?
-Ona też zniknęła bez słowa. Dlaczego muszę jej o wszystkim mówić? - naburmuszył się. - Niech sobie tam siedzi z Kandą. Ja potrzebuję odpoczynku, muszę nabrać do tego dystansu.
-Gówniarz - warknęłam. - Zwyczajnie uciekasz od problemów - dodałam. - To takie szczeniackie i głupie.
(Tu moje wtrącenie! Musiałam! Widzicie to co ja?! Setsu uznała uciekanie za głupie. Czuję się niczym dumna matka. - Tenebris)
-Nie jesteś wcale lepsza! Pokłóciłaś się z Kazumą i teraz się dąsasz.
-Właśnie dlatego, że ja już popełniłam ten błąd, wiem jak źle się to kończy. Zostawiasz ją, a ona będzie miała duuuużo czasu na zaprzyjaźnianie się z Kandą - syknęłam. - Zrobiłam ten sam błąd. Uciekłam od Kazumy do Czarnego Zakonu, uciekłam od problemów. Wtedy pojawiła się Chinatsu i widzisz jak to się skończyło.
-Zdania nie zmienię.
-Obyś nie żałował.
Nie przyznałam się, ale w wolnej chwili i tak napisałam do Bris SMSa, że porwałam Shigeru na kilka dni i nie musi się martwić. Może faktycznie potrzebował odpoczynku. Czasem był tak łudząco podobny do mnie, że aż zaczynało mnie to przerażać. Najbardziej to, że przez niego dostrzegłam własne błędy, a bywały one dość rażące i głupie.
-A to kto? - usłyszałam. - Co to za śliczne blondyneczki idą?
Odwróciłam się i zobaczyłam Matsumoto w towarzystwie Hisagiego.
-To mój brat - oznajmiłam, parskając śmiechem, a Hisagi pobladł.
-Oh. Jesteście naprawdę podobni - zachwycała się Matsu. - Ale czemu nie mówiłaś, że masz brata?
-A kiedy ostatnio rozmawiałyśmy tak swobodnie? Pomijając wczoraj, bo wczoraj zapomniałam. Właściwie byłam pewna, że już wiesz...
-Nie, nie wiem - oburzyła się kobieta. - Nie jestem jasnowidzem.
-Jestem Shigeru - mruknął braciszek, poirytowany żartami o blondynkach.
Ścisnął dłoń Hisagiego, a gdy odwrócił się do Matsu, ta złapała go w objęcia.
-Uroczy jest! Czysta Setsuko! - zawyła. - Ile ma lat?
-Dziewiętnaście - mruknęłam. - No, a teraz przestań go molestować. On już ma kogoś na oku.
-Jaka szkoda - jęknęła Matsumoto. - Zachowujesz się jak jego matka, a nie siostra.
-Pilnuję, żeby nie wpadł w złe towarzystwo.
-No wiesz co?
-Wiem, Matsu, ale to mój kochany braciszek i nikomu go tak łatwo nie oddam - odparłam, przylgnąwszy do Shigeru i uśmiechnęłam się zadziornie.
-Ale jak mogłaś nie wiedzieć, że masz brata? - spytał Hisagi.
-Przypominam, że w dalszym ciągu nie mam żadnych wspomnień sprzed 10 lat... Ale nie mam nawet najmniejszych wątpliwości, że jesteśmy rodzeństwem - oznajmiłam. - No spójrz na tę uroczą buzię.
-Ej - warknął Shigeru, a ja parsknęłam śmiechem.
-Fakt jesteście bardzo podobni.
-Gdzie go znalazłaś?
-Sam się znalazł - stwierdziłam, zerkając na brata. - Wśród ludzi z Czarnego Zakonu.
-Czyli waszym przeznaczeniem było się spotkać ponownie - zauważyła Matsumoto.
-Hisagi, mogę mieć do ciebie prośbę? - zwróciłam się do przyjaciela.
-Oczywiście. O co chodzi?
-Wiem, że jesteś zajęty, ale mam nadzieję, że zgodzisz się któregoś dnia pomóc mi w prowadzeniu treningu oddziałowego.
-Pewnie, ale dlaczego akurat ja?
-Potrzebuję, by zmierzyli się z rządnym krwi przeciwnikiem.
-No ej... - jęknął Hisagi.
-O zampakto mówię - wyjaśniłam niewzruszona. - A ty co taki wrażliwy się zrobiłeś? Oboje dobrze wiemy, że ja nawet na kacu jestem bardziej rządna krwi, niż ty.
-A wy o czym tam tak szepczecie? - zainteresowała się Matsumoto. - Shuhei, nie podrywaj nam pani kapitan.
-Nikogo nie podrywam.
-Prosiłam go o przysługę.
-Czyli to ty podrywasz Shuheia?
-Też nie - jęknęłam, a Matsumoto szybko zmieniła temat, ale też był chybiony. - Teraz jak nie masz porucznika, możesz chociaż zabrać na ślub Shieru.
-Ślub?
-Tak... Taki miałam zamiar... - powiedziałam cicho.
-Oj... Mój błąd.
-Jaki ślub? - Shigeru domagał się uwagi.
-Kazuma odszedł z Gotei 13 i bierze ślub z Miyagi Chinatsu.
-Z tą suczą? Setsu, dlaczego nic nie mówiłaś?
-Nie było czasu - skwitowałam.
-Fajnie, że Shigeru dostał przepustkę. Wszyscy na pewno chętnie go poznają. Trzeba zrobić jakieś spotkanie... Najlepiej imprezę powitalną. Może w trzecim oddziale?
-Tak. Jestem za - zgodziłam się, pragnąc nie myśleć o ślubie.
Niewiele właściwie wiedziałam o ślubach, tym bardziej szlacheckich, na szczęście Matsumoto, która również się tam wybierała, służyła mi pomocą w wybraniu stroju oraz prezentu ślubnego. Ceremonia miała być podobno w tradycyjnym stylu, więc kupiłam niezwykle drogie, ale i piękne, czerwone kimono z czarnym motywem kwiatowym. Chociaż Matsu kręciła nosem na czarne kwiaty zdobiące szatę, w końcu się poddała. Zamiast tego pomogła mi z fryzurą. Zrobiła mi z całości gruby, dobierany warkocz, a w niego wplotła jakieś ozdóbki. Tu już pozwoliłam jej na całkowitą swobodę, więc puściła wodze fantazji.
Shigeru już akurat musiał się poddać stylizacji Matsu. O ile moich protestów jeszcze słuchała, o tyle Shigeru ciągała po sklepie wedle swojego uznania. Chociaż musiałam przyznać, że efekt był nie tylko świetny, ale też bardziej normalny, niż się spodziewałam. Ubrała go w męskie, niebieskie kimono, o dziwo bez żadnych wzorów. Zapytana dlaczego akurat to, odpowiedziała: "nie wiem, po prostu mam takie odczucie, że to musi być to".
Nie wnikałam w ten temat. Również uważałam, że niebieski po prostu do Shigeru pasował. Może to ze względu na płomienie Moeru Kirameki, a może w jego usposobieniu było coś, co pomimo dzikości czerwonych oczu, dawało jakieś kojące wrażenie, kojarzone z przyjemną, niebieską barwą.
W prezencie ślubnym dla młodej pary kupiłam... Wazon. Drogi, ozdobny,
porcelanowy wazon. Jak już się na starość będą mieli dość, jedno
drugiemu będzie mogło nim jebnąć w łeb. Zaś do tego czasu będą mogli
trzymać w nim kwiaty od pani Tomiko i podziwiać podarek. Będzie im o
mnie przypominał po wsze czasy. Przynajmniej taki był plan.
Shigeru nie odstępował mnie na krok, przy każdej okazji piorunując Kazumę spojrzeniem. Zresztą nie tylko jego. O tyle, o ile Byakuyę i Jiro znał, a Hisagiego spotkał w Soul Society, o tyle stroszył się na widok każdego faceta, który ze mną rozmawiał, choć nie było ich wielu.
-A tobie co odwala? - spytałam. - Się tak nie napinaj, bo będziesz zakwasy miał jutro.
-Nie podoba mi się ten w różowym haori.
-Kyouraku? - zdziwiłam się. - To kapitan 8 oddziału. Zawsze był dla mnie bardzo w porządku. Lubi kobiece towarzystwo oraz sake, ale to naprawdę nieszkodliwy osobnik.
-Ten grubas też mnie denerwuje.
-Porucznika Omaedy też nie dzierżę - przyznałam.
-A tamten wielkolud? Kto mu w ogóle pozwolił zostać kapitanem z taką mordą?
-Zaraki? Tosz to mój dobry kumpel z wieczorków pokerowych.
-Co ty masz za znajomych?
-A ty co? Jesteś gimnazjalistką z PMS? Przestań ich tak mierzyć wzrokiem. To widać - jęknęłam.
-Ja się tym zajmę - wyszeptała Matsu i pociągnęła Shgieru w stronę stolika z alkoholem.
Ten moment wykorzystał Kazuma, na to, żeby porozmawiać ze mną chociaż chwilę.
-Ciesze się, że przyszłaś - oznajmił. - Bardzo dziękuję za prezent. Jest... Ładny.
-Cóż... Nie wypadało przyjść z pustymi rękami. Będzie mogła nim w ciebie rzucić, jak już zrozumie, co za męża sobie wybrała.
-Nie odpuścisz mi prawda?
-To był twój wybór - przypomniałam. - Zdaje mi się, że nie miałeś wtedy wątpliwości.
-Nadal nie mam. Chociaż Shigeru chyba mnie nienawidzi.
-Żeby tylko on - syknęłam.
-Jak sobie radzisz jako kapitan?
-To chyba nie powinno cię już interesować, skoro odszedłeś z Gotei 13.
-Daj spokój... Próbuję być miły.
-Ja jeszcze też - mruknęłam. - Nie zniechęcaj mnie do tego.
-To chyba nie chcę wiedzieć, jakbyś mnie traktowała, gdyby nie obecność tych wszystkich ludzi. Dobrze, że siniak z czoła w miarę już zszedł, bo jakbym wyglądał z takim guzem...
-Daruj sobie. Przyszłam tylko dlatego, że zaproszenie dotyczyło wszystkich dowódców Gotei 13. Gdyby nie to, moja noga by tu nie postała nawet przez moment, choćbyś błagał na kolanach.
-Domyślam się...
-Więc nie rozumiem, co tu jeszcze robisz i po co w ogóle próbujesz ze mną rozmawiać.
-Może dlatego, że jesteśmy przyjaciółmi? - podsunął.
-Byliśmy - skwitowałam. - Mylą ci się czasy.
-Zmieniając temat na jakiś milszy... Ślicznie wyglądasz.
-Pochlebstwa ci nie pomogą.
-Jesteś okrutna - stwierdził ze smutkiem Kazuma. - Naprawdę...
-Ja jestem okrutna? - wyszeptałam. - To ja odeszłam bez słowa? To ja zostawiłam cię w niewiedzy nie informując nawet o pieprzonym ślubie? Ja? Nie masz prawa mówić, że jestem okrutna.
-Wiem. Zawsze robię coś, mając dobre intencje, a w ostateczności tylko cię ranie - zauważył, patrząc gdzieś w dal. - Dlatego tym bardziej uważam, że to słuszna decyzja. Odejść z twojego życia raz na zawsze.
Nie czekając na odpowiedź, odszedł, by porozmawiać z resztą gości. Znów mnie zostawił. Tym razem oniemiałą i jeszcze bardziej zrozpaczoną, niż kiedykolwiek. Zrozumiałam, że straciłam go na zawsze.
Wszystkiemu towarzyszyła muzyka
Followers
Rumors
I w ten oto sposób zakończyła się historia Behind Last Crossroad. Niemniej, zapraszam na moje pozostałe blogi, które można znaleźć w zakładce Other Dimensions. A najprawdopodobniej w kwietniu odbędzie się premiera drugiej części BLC pod tytułem Daughter of fiery flowers :D
Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!
Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!
Setsu-kapitan daje radę. Mam wrażenie, że brak problemów i tylko zniechęcenie dotychczasowymi zadaniami to nie do końca prawda. Tak jak Setsu zauważyła we wcześniejszej części, trochę wcześniej nie zwracała uwagi na resztę Oddziału i sądzę, że pomimo nawet najszczerszych chęci nie każdy problem, jaki może istnieć, może wyjść od razu. Na to potrzeba czasu na obserwację.
OdpowiedzUsuńOcieplasz Byakuyę. U Ciebie to naprawdę fajny gość pomimo swego chłodnego charakteru. Ta jego wyniosłość trochę się w tym wszystkim gubi. Nie mówię, że tylko w alternatywie, w głównej serii też to widać.
"-Potrzebuję, by zmierzyli się z żądnym krwi przeciwnikiem.
-No ej... - jęknął Hisagi.
-O zanpakutou mówię - wyjaśniłam niewzruszona. - A ty co taki wrażliwy się zrobiłeś? Oboje dobrze wiemy, że ja nawet na kacu jestem bardziej żądna krwi, niż ty." - najlepszy tekst rozdziału. Biedny Shuu, już nawet Kazeshini jest bardziej "popularny" niż on:)
Taaa, Setsu dorasta. Czas najwyższy, choć wątpię, żeby Shigeru tak szybko dał się przekonać do zmiany zdania. Zresztą, ta jego zazdrość o siostrę jest słodka. A komentarze boskie.
I tylko końcówka psuje efekt fajnego, śmiesznego rozdziału. A idź sobie, Kazuma, a fee.
Pozdrawiam
Laurie