Wszystkiemu towarzyszyła muzyka

Followers

Rumors

I w ten oto sposób zakończyła się historia Behind Last Crossroad. Niemniej, zapraszam na moje pozostałe blogi, które można znaleźć w zakładce Other Dimensions. A najprawdopodobniej w kwietniu odbędzie się premiera drugiej części BLC pod tytułem Daughter of fiery flowers :D


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!

Ranking popularności bohaterów BLC

poniedziałek, 15 lutego 2016

65 ~ Leverrier's daughter.

Głosy sprzeciwu wobec obecności ghouli w Czarnym Zakonie były coraz głośniejsze. Prosiłam, tłumaczyłam, znowu tłumaczyłam, ale na darmo. To nie tak, że nie rozumiałam obawy ludzi. Nawet wśród egzorcystów zdarzali się przeciwnicy, a co dopiero wśród tych, którzy nie mogli się bronić. A jednak liczyłam, że zaufają chociaż mi. I mimo, że shinigami nie krytykowali obecności Anteiku, na nic się to zdawało. Byłam zrozpaczona, nie mogąc nic z tym zrobić. Sprzeczne poglądy wyrażane były coraz głośniej i zamaszyściej, powodując liczne konflikty wewnętrzne.
Oczywiście nastawienie Touki i wyzwiska ze strony Ivrel nie poprawiały sprawy nawet w najmniejszym stopniu. Kazuma chociaż popierał mój plan współpracy z ghoulami, unikał mnie jak ognia. Dosłownie. Co gorsza... Byakuya również. Od naszej ostatniej rozmowy zdawał się mieć mi coś za złe, a ja nie do końca rozumiałam co. Mimo to staraliśmy się funkcjonować jak zwykle. Dlatego miałam sparing z Iv.
-Hej, mogę się przyłączyć? - spytała Bris, stając w drzwiach.
-Wróciliście wreszcie! - krzyknęłam uradowana.
-Yo! - ożywiła się Ivrel. - To ty... Nie?
-Ano ja.
-Wyglądasz trrrrrochę inaczej, ale poznaję ten zapach.
-Tak wyglądam naprawdę.
-A te kagune to jakim cudem? - Ivrel aż oczy się świeciły. - Jesteś przecież zwykłym człowiekiem.
-Ah, to... Wszystko dzięki mojemu genialnemu innocence - oznajmiła Bris i wyciągnęła z kieszeni wieczne pióro. - To cudeńko.
-Długopis?
-Pióro. Z innocence.
-Coś jak zaczarowany ołówek? - spytałam. - W zasadzie też nic nie wiem o twoim innocence.
-Nie, no co ty - zaśmiała się Bris. - Nie narysowałam nim kagune. Moje innocence ma zdolność zmienić się w dowolną broń - wyjaśniła, demonstrując, jak pióro przekształca się w katanę, potem w kosę, w kuszę, aż wróciło do pierwotnej formy. - Kagune to też broń, dlatego tak naturalnie to wyglądało. Gdy tylko na to wpadłam, postanowiłam pójść do Aogiri na przeszpiegi.
-Faaaajneee to - pisnęłam. - Też takie chcę!
-A właśnie. Ivrel, dzięki za cynk wtedy.
-Nie ma sprrrawy.
-A jak Ci się udało w niecały rok dostać się do drugiej rangi?
-Cóż... Sprzedałam im kilka informacji, które dla nich nie miały większego znaczenia, ale brzmiały jak tajemnice wagi państwowej, dzięki temu szybko zyskałam zaufanie.
-Rrrozumiem.
-To co, pozwolicie mi się przyłączyć? - powtórzyła swoje pytanie Bris.
-Pewnie.
-Wciąż muszę ci jeszcze dokopać za zostawienie Shigeru - rzuciła w moją stronę i wyszczerzyła groźnie zęby.
-Ej, już ją lubię - zaśmiała się Ivrel. - Ten uśmiech.
-Bris, wiesz, że miałam powód.
-To będzie zapobiegawczo na kolejne głupie pomysły.
-Jak dasz radę - mruknęłam i również się uśmiechnęłam.
Walczyłyśmy do upadłego. Każda przeciwko każdej. Przerwałyśmy, gdy w budynku zapanowało zamieszanie. Chciałyśmy sprawdzić, co się dzieje. Wtedy wpadł Shigeru.
-Bris, nie idź tam! - krzyknął. - Setsu, chodź! Potrzebuję twojej pomocy. Leenalee...
-Co się stało? - spytałam zaniepokojona.
-Leenalee... Ona... Źle się czuje.
-To zabierzcie ją do części szpitalnej.
-Oni jej nie pomogą. Ty tak.
-Nie rozumiem - stwierdziłam zdezorientowana.
-No chodź.
-Ja wiem, co się stało - powiedziała Bris, omal nie upuszczając innocence. - Tylko jednej osoby nie powinnam spotkać i tylko jedna osoba mogła sprawić, że Leenalee źle się poczuła.
-Masz rację Bris. Zjawił się Leverrier.
-Kto to? - zaciekawiła się Iv.
-Inspektor Malcolm C. Leverrier w towarzystwie Linka.
-Najbardziej egoistyczny, egocentryczny, podły i brutalny człowiek, jakiego znam - dodała Bris, zaciskając dłonie w pięści. - Istny tyran. Nie cofnie się przed niczym. Ja mam z nim na pieńku. Zaś Leenalee nienawidzi go całym sercem. Idź, Setsu, będziesz w stanie ją uspokoić. Ivrel, ty lepiej zostań ze mną.
Tak też zrobiłam. Czym prędzej udałam się za Shigeru do gabinetu Koumuiego. Od razu rozpoznałam człowieka, o którym mówili. Bez wątpienia nie wyglądał na przytulaska. Leenalee siedziała w rogu na podłodze w towarzystwie Kandy i płakała. Koumui i Reever też mieli nietęgie miny ustawieni na baczność.
-O, jest i winowajczyni - padło.
-Słucham? - mruknęłam.
-To ty jesteś tą shinigami? - spytał Leverrier. - Wyglądasz jak zwykły człowiek. W dodatku sprowadziłaś do Czarnego Zakonu ghoule.
Zmierzył mnie od góry do dołu i podszedł bliżej, obrzucając lodowatym spojrzeniem pełnym pogardy. Wyprostowałam się i popatrzyłam mu prosto w małe, świdrujące oczka.
-Zastanawia mnie, tylko, dlaczego nie dostaliśmy żadnej informacji o współpracy z shinigami i ghoulami - odezwał się jakiś blondas z pryszczem na czole, zapewne Link.
I gdzie byli w takich chwilach Kazuma i Byakuya? Zmarszczyłam brwi, dłonie zaciskając w pięści.
-Chyba powinnam się przedstawić - stwierdziłam. - Nazywam się Tomori Setsuko i jestem porucznikiem trzeciego oddziału Gotei 13. Wraz z kilkoma innymi osobami pracuję nad projektem współpracy z Czarnym Zakonem, który realizujemy tutaj w siedzibie europejskiej. Właściwie złożyliśmy Koumuiemu propozycję nie do odrzucenia. Udało nam się również nawiązać współpracę z grupą ghouli - wyjaśniłam. - Wszystko, by pokonać Aizena, Milenijnego Earla i Noah.
-Już ja tu zrobię porządek - warknął mężczyzna. - Bogowie śmierci, czy demony, nieważne! Nie będziecie się tu panoszyć. Wszyscy bez wyjątku mają słuchać moich rozkazów! - ryknął Leverrier, a Leenalee zaszlochała cicho.
-Może ujmę to inaczej - odparłam, podnosząc nieco poziom swojego reiatsu i obserwując jak nowo-przybyli bledną, nie przyzwyczajeni do tego. - Wy ludzie, nie macie wiele do gadania. Jeśli chcecie przeżyć i pokonać Noah, nie macie innego wyjścia jak nas słuchać. Bez pańskiej pomocy, panował tu już porządek.
-Setsuko, proszę - wyszeptał Koumui, dając mi do zrozumienia, bym się nie kłóciła.
Prychnęłam cicho i podeszłam do Leenalee. Objęłam ją lekko i pomogłam wstać. Pogładziłam po włosach. W moich objęciach płakała jeszcze chwile, ale wyraźnie zaczynała się uspokajać. Wtedy przekazałam ją pod opiekę Shigeru, a on zabrał ją do pokoju.
-Koumui, natychmiast wezwij do kwatery wszystkich generałów oraz resztę kierowników!
-Tak jest, panie inspektorze.
-Nie mogę go po prostu zabić? - spytałam cicho, spoglądając na Kandę. - Co?
-Wierz mi, że sam miałbym ochotę - odparł, zerkając na swoją katanę.
Wizyta inspektora tylko pogorszyła sytuację. Wszyscy stali się jeszcze bardziej nerwowi. Gnojeni na każdym kroku przez jakiegoś bubka z hitlerowskim wąsem. Wszystko zaczęło się sypać. Kiedy byłam już tak bliska zgromadzenia wszystkich elementów swojego planu, nagle zaczęło się walić.
Jeden plus, że Leverrier nie wywalił nas i Anteiku na zbity pysk jeszcze, ale podejrzewałam, że prędzej czy później i tak się to wydarzy.
I pewnego dnia, gdy miejsce miało wielkie zebranie szefów i generałów, zostałam wezwana wraz z Yoshimurą. Dlaczego to ja reprezentowałam shinigami? Otóż pozostali przepadli. Nie wiedziałam nawet kiedy zniknęli. Zostałam sama...
Oprócz tego zjawił się też Reeever, Leelanee i Allen. 
-Gdzie Cross? - padło.
-Nie ma od niego żadnych wieści. Podejrzewamy, że nie żyje.
-Gówno parda! Ten gnojek na pewno żyje. Jeśli się pojawi, macie go natychmiast aresztować!
-Czy wszyscy są? - spytał Link. - Gdzie Iris B. Leverrier?
-Kto? - spytałam cicho, ale nikt nie odpowiedział na to pytanie.
-Gdzie córka inspektora? Miała się tu stawić.
I chwilę później straż wprowadziła wierzgającą się Bris.
-Iris B. Leverrier, oskarżona o samowolę i zaniedbanie swoich obowiązków, jako egzorcystki.
-Morda, Link! - warknęła Bris, a ja miałam ochotę bić jej brawo.
-Iris B. Leverrier... Iris. B... Bris... - jęknęła Leenalee. Była blada jak ściana. Zresztą słysząc to Bris również pobielała. Do tego czasu zdążyłam już poznać historię Leenalee i Leverriera. Nie sądziłam jednak, że Bris ukrywała coś takiego, chociaż absolutnie rozumiałam. - Jesteś jego córką? - wyszeptała.
-Cisza! - zagrzmiał Inspektor.
-Zatem wszyscy są - podsumował Link. - Na tym posiedzeniu zajmiemy się wyznaczeniem kary dla Iris B. Leverrier, oraz przesłuchamy świadków zamieszanych w sprawę nieobecnego Generała Crossa. Omówimy także sprawę ghouli, którym przewodzi obecny tutaj Yoshimura i pojawienia się shinigami, reprezentowanych przez porucznik Tomori Setsuko.
Szczerze mówiąc wyłączyłam się. Nie zamierzałam słuchać jakiegoś człowieka. Cała ta sytuacja była fatalna. Wszystko się sypało. Segment po segmencie. Miejsce, w którym dotychczas czułam się jak w domu stało się polem kłótni i walk. Miałam ochotę wszystko spalić, zniszczyć. Samo spotkanie nie wniosło do naszego życia nic poza nowymi konfliktami.
Każdy przedstawił, co miał przedstawić, odpowiedział na setki pytań zadanych przez Leverriera, który poniżał  wszystkich po kolei. Chyba nikt jeszcze nie wzbudzał we mnie takiej żądzy mordu jak on. A samo spotkanie było dla mnie stratą czasu.
Po wszystkim Leenalee omal nie rzuciła się Bris do gardła, krzycząc:
-Jesteś jego córką! Cały czas nas oszukiwałaś!
Kanda i Allen musieli ją trzymać. Byłam zrozpaczona, ale zapewne nie bardziej, niż Bris. Położyłam jej dłoń na ramieniu w geście pocieszenia i zaproponowałam whisky, ale szczerze wątpiłam, czy to coś da.


Bris:
Żyłam, wierząc, że mogę wyprzeć się swojego pochodzenia, zapomnieć i znaleźć szczęście. Myliłam się. Malcolm C. Leverrier zabrał mi wszystko. Matkę, dom, radość, a teraz także przyjaciół. Wieść o mojej prawdziwej tożsamości rozeszła się bardzo szybko. Nie mścili się na mnie, lecz większość przestała się do mnie odzywać. Tylko ghoule, Setsuko oraz Shigeru i Koumui,  nie odwrócili się ode mnie.
Ale to przecież nie moja wina. Nie wybrałam takiego życia i takiego nazwiska. To prawda. Nazywam się Iris B. Leverrier. Litera B to pamiątka po mojej matce, która miała na imię Beatrice. Leverrier miał prawo mnie zaniewidzieć. Nie byłam jego prawdziwą córką. Mama zdradziła go z innym mężczyzną. Ją wygnał z domu, zabraniając się ze mną widywać, a mi nadał to przeklęte nazwisko. Ale nie dlatego, że chciał się mną zaopiekować. Chciał mnie wykorzystać do eksperymentów, które prowadził swego czasu w celu stworzenia sztucznych egzorcystów. Miałam jednak to szczęście, że jedno z innocence znalezione przez Crossa wybrało mnie jeszcze zanim zdążyli mnie zabić eksperymentami. I tak trafiłam do Czarnego Zakonu i pod opiekę generała Mariana Crossa.
Dlaczego imię Bris? To proste. Gosposia, która zajmowała się mną w posiadłości, w której mnie przetrzymywali, wiedziała, że nienawidzę swojego imienia i od Iris B. powstało Bris. Moje nowe imię. To również ona zaraziła mnie miłością do pisania. Przelewałam swoje żale i smutki, pisząc opowiadania, marząc o odległych krainach, podczas długich lat życia w zamknięciu.
Moje innocence spełniło to marzenie. Wyciągnęło mnie z koszmaru i dało mi cudowną moc, która tak bardzo kojarzyła mi się z tekstami, które zwykłam pisać. Miałam innocence, które zmieniało formę, tak jak pióro zmieniało mój szary świat. W Zakonie poznałam Koumiego i Leenalee, która tak samo jak ja nienawidziła mojego ojca. I właśnie dlatego nie odważyłam się przyznać kim jestem. Cross wiedział od początku, ale jemu to nie przeszkadzało. Koumui zorientował się po jakimś czasie, ale nigdy nie pozwolił, bym czuła się z tego powodu źle. Shigeru również. I tak żyłam w spokoju, ciesząc się życiem i czasem spędzonym z przyjaciółmi. Teraz jednak wszystko legło w gruzach. Moja tajemnica wyszła na jaw i wszyscy się ode mnie odwrócili.


Siedziałam z Bris i Ivrel nad butelką whisky. Żadna z nas nie była zbyt szczęśliwa zaistniałą sytuacją i chciałyśmy się jakoś od tego oderwać. Bris nie była winna temu, że urodziła się z nazwiskiem Leverrier. Dlatego ukrywała prawdę. Wtedy, gdy Kanda i Allen zabrali Leenalee, wszystko mi opowiedziała. Od początku do końca i naprawdę bardzo z nią sympatyzowałam. Czułam po prostu, że się rozumiemy, że nadajemy na tych samych falach. Niestety nie umiałam jej pomóc. Jedyne, co mogłam dla niej zrobić, to być przy niej, tak samo jak robił to Shigeru. Stała się nam siostrą. Dla nas obojga.
Ivrel też nie miała łatwo, tak samo jak i reszta ghouli, ale na szczęście trzymali się razem. Chociaż ich obecność Leverriera nie była w stanie poróżnić. Ale z pewnością czuli się w Czarnym Zakonie źle. Nieakceptowani przez otoczenie. Chociaż nic złego nie zrobili, chociaż byli po naszej stronie. Chcieli pomóc.
I byłam w tym wszystkim jeszcze ja. Od początku próbowałam jakoś wszystko scalić, a tymczasem jedyne co mogłam zrobić, to obserwować jak kolejne rzeczy wymykają mi się pomiędzy palcami. Kazuma, Byakuya i Renji przepadli i nawet nie wiedziałam kiedy. Moi przyjaciele cierpieli, a ja nie umiałam im pomóc. Wszystko byłoby dobrze, gdybym mogła zrobić porządek z tym inspektorem, ale na to mi nie pozwolili. Zresztą nie ten to następny, nawet gdyby zginął.
- No to się pochrzaniło - mruknęłam popijając trunek.
-Zastanawiam się nad ucieczką z Zakonu. Może udałoby mi się znaleźć Crossa - oznajmiła nagle Bris.
-Nie! - zaprotestowałam energicznie. - Coś zaradzimy.
-Niby co?
-Daj mi tylko trochę czasu...
-Masz jakiś plan? - spytała Ivrel i polała nam whisky.
-Jestem już blisko, czuję się jakbym błądziła po omacku w ciemnościach tuż obok włącznika światła.
-Konkrrrrety?
-Muszę coś zrobić, po prostu muszę.
-Teraz to już chrzanisz głupoty - sarknęła Ivrel w odpowiedzi.
Dopiłam zawartość mojej szklanki i wstałam, omal nie przewracając krzesła. Zachwiałam się lekko i oznajmiłam:
-Niedługo wrócę.
-Będziesz rzygać? - zaniepokoiła się Iv.
-Idę do Soul Society.
-I co tam zrobisz?
-Porządek! Kurwa! Porządek! Myślisz, że zostawię to w taki sposób?! - wydarłam się, zdzierając sobie nieco gardło.
-Spokojnie...
-Nie, nie uspokoję się dopóki tego nie załatwię.
-A co ty możesz zrobić? - spytała Bris. - Przecież nawet cię jeszcze nie przywrócili na porucznika.
-I chuj - powiedziałam. - Sram na te tytuły. Choćbym miała zawrzeć pakt z samym diabłem, osiągnę to, co sobie postanowiłam. Pokonam Aizena, a żeby to osiągnąć najpierw muszę zrobić porządek tutaj. Nie mogę patrzeć na to jak wszyscy cierpią i ranią się nawzajem. Wszystko po kolei, kurwa, naprawie. Choćbym miała wpierdolić każdemu po kolei - wygrażałam.
-I terrraz gadasz z sensem. Pomogę - wtórowała Ivrel. - Spuścimy im łomot.
-Dasz radę? - spytała z nadzieją Bris.
-Jeśli nie, to nie nazywam się Setsuko - skwitowałam. - Więcej wiary Iris B. Leverrier. Ładne imię... - dodałam. - Niezależnie od tego kto ci je nadał, bądź dumna.

2 komentarze:

  1. Pojawił się Leverrier i podniosło mi się ciśnienie. No automatycznie. Nosz kuźwa, przyłazi i się panoszy. Co on, święta krowa jest? No do cholery... Grrr... Wkurzyłam się.
    Dobra, spokojnie. Nie no, nie mogę. Jak widzę Leverriera, to mi się agresja włącza. Rozszarpać dziada. O, wiem. Ściągnąć Grimma, niech go rozwali, skoro egzorcyści nie mogą.
    Bris ma naprawdę ciężko. W życiu bym nie pomyślała, że jest spowinowacona z tym *&^*^*&Y^ No, przeklinać nie będę przecież. Ma dziewczyna ciężko w życiu. Nie dziwię się, że nie chciała powiedzieć prawdy. Trudno przebić się przez uprzedzenia i stereotypy. Wierzę jednak, że egzorcyści dadzą jej szansę. Nie wybrała tego nazwiska, takiego "opiekuna". Z czasem to zrozumieją, prawda?
    No i gdzie do cholery Byaku i pozostali, jak ich trzeba? Tak, do romansów to pierwsi, a jak trzeba zrobić porządek z tą łachudrą, to nie ma nikogo. Uch... No po prostu nie wiem, co to za porządki.
    Tak, jestem wkurzona. Leverrier już tak na mnie działa.
    Pozdrawiam
    Laurie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo, wkurzona Laurie, a to ci dopiero... Ale rozumiem. Sama się wkurzałam pisząc to, ale zawsze nie może być różowo.
      Leverrier tak chyba działa na wszystkich, ale oby uczynienia stało się zadość.

      Usuń