Zabijcie mnie, bo zupełnie nie wiedziałam, co zrobić. Wiedziałam jednak, co chcę osiągnąć i byłam gotowa na wszystko. Tak podjarana i pewna zwycięstwa jak nigdy w życiu. Choćby tu i teraz przyszło mi się zmierzyć z Aizenem i całym jego orszakiem plastikowego zbawienia.
Stałam na środku skrzyżowania dróg Seireitei, zastanawiając się od czego zacząć. Problemów było tak dużo, że nawet nie wiedziałam, które olać najpierw. Zdałam się na los, instytucję, intuicję, cokolwiek. Czy raczej instynkt jakby to powiedziała Ivrel.
Skierowałam swoje kroki do budynku oddziału trzeciego, żeby dowiedzieć się co z Kazumą. Ktoś z podwładnych poinformował mnie, że Kazuma wziął tydzień urlopu. Przez chwilę myślałam, że zdrowie jego ojca znów się pogorszyło, ale podobno twierdził, że musi przemyśleć parę spraw. Podejrzewałam, że chodziło o wydarzenia z ostatniego miesiąca, nasze zerwanie i jego walkę ze mną i Byakuyą. Na szczęście obiecał, że zaraz po jego powrocie odbędzie się trening dla całego oddziału. Założyłam, więc, że tą sprawą na ten moment przejmować się nie muszę.
W drugiej kolejności udałam się na spotkanie z Kuchikim, którego nie było w oddziale szóstym. Zastałam tylko zrozpaczonego Renjiego, zakopanego stertą zaległych dokumentów, bo o dziwo zdążyło się ich nazbierać całkiem sporo. Tam dowiedziałam się, że Byakuya został wezwany wraz z Toshiro do głównodowodzącego w sprawie naszego przemytu ghouli do Czarnego Zakonu. Podobno ktoś z tamtej grupy nas podkopał. Przyszło mi do głowy, że to Yumichika albo Madarame, ale przecież Zaraki stanowczo by im na to nie pozwolił. To znaczy, że Rada też miała swoje wtyki.
Warto jeszcze wspomnieć, że w związku ze złamaniem rozkazów rady o eksterminacji wszystkich ghouli w obrębie Tokyo, również powinnam zostać wezwana. Podobno jednak Byakuya wykorzystał fakt, że wciąż nie odzyskałam tytułu porucznika i wziął całą winę na siebie. Powołując się na swoje zwierzchnictwo w tej sprawie.
Natychmiast pognałam do oddziału pierwszego i mimo protestów i gróźb Sasakibe, wparowałam do gabinetu wszech kapitana. Otworzyłam drzwi na oścież, krzycząc:
-To ja jestem wszystkiemu winna!
-To nie jest specjalną nowością - orzekł Genryusai, siedząc spokojnie za swoim biurkiem. - Nie było chyba jeszcze żadnej takiej sprawy, w którą nie byłabyś zamieszana - dodał wyraźnie rozbawiony.
-Słucham? - zgłupiałam. Byakuya i Toshiro nie wyglądali na specjalnie zmartwionych, ani będących w poważnych tarapatach. Zmarszczyłam, więc brwi. - O co tu chodzi?
-To prawda, że zrobiło się dzięki wam małe zamieszanie, ale udało mi się załagodzić sprawę z Radą. Co prawda użyłem niemal twojej argumentacji, mówiąc, że w chwili ataku grupa ghouli nie była już w Tokyo, a więc nie została objęta rozkazem eksterminacji. Posłużyłem się również raportem oddziału trzeciego w sprawie ghouli i Czarnego Zakonu, więc obecni tu kapitanowie nie poniosą kary większej, niż krótka rozmowa rodzicielska ze mną - zaśmiał się.
-A dajcie wy mi wszyscy święty spokój - jęknęłam. - Renji mnie nastraszył, że są poważne kłopoty. Ale mu się oberwie.
-Właściwie dobrze, że jesteś.
Toshiro i Byakuya od dłuższej chwili spoglądali to na mnie to na głównodowodzącego, przysłuchując się naszej swobodnej wymianie zdań.
-Tak? - zdziwiłam się.
-Właśnie miałem wysyłać po ciebie kogoś.
-Z powodu? - ponagliłam go.
-Została już podjęta decyzja w sprawie rodziny Miyagi - wyjaśnił wszech-kapitan. - Droga jej awansu na oficera została poddana wątpliwościom, więc do czasu wyjaśnienia sprawy została zawieszona w prawach i obowiązkach shinigami, chociaż bez pozbawienia jej tytułu jak na razie. Rodzina Miyagi poniesie spore konsekwencje swoich czynów, zaś ty, za sprawą petycji i stawiennictwa większości kapitanów Gotei 13 wracasz na stanowisko porucznika.
-Dziękuję.
-Nie mi dziękuj, drogie dziecko.
-Ale podobno wszystko zaplanowałeś, generale głównodowodzący.
-Ponieważ wiedziałem, że będzie miał cię kto wesprzeć. Dziękuj tym, którzy do końca stali po twojej stronie, nie mi.
-Wiem... Dlatego tu jestem - powiedziałam. - Właściwie dobrze, że znów jestem porucznikiem, bo teraz mogę śmiało zrobić to, co mam do zrobienia.
-Czyżby jakieś problemy? Powinienem o czymś wiedzieć? - zaniepokoił się Genryusai.
-Bez obaw - odparłam. - Proszę tylko zająć się sprawą Rady, a my zajmiemy się resztą - zaśmiałam się.
-Dobrze. Niech i tak będzie, drogie dziecko. Wierzę, że dotrzymasz słowa.
-Nigdy nie byłam tego bardziej pewna, niż dzisiaj.
Nie miałam pojęcia skąd we mnie tyle siły i wiary w to, że mimo przeciwności losu, możemy osiągnąć nasz cel. Nie wiedziałam, skąd wiem, że mogę cokolwiek zdziałać. Po prostu to czułam. Przepełniała mnie moc i wiara, a wszystko za sprawą przyjaciół. Nie byłam sama. Chociaż ostatnio przygniotły nas tony problemów, wszyscy wciąż byliśmy połączeni. Kiedy ja potrzebowałam pomocy, zawsze znalazł się ktoś, kto gotów był mi pomóc. Teraz była moja kolej, by pomóc wszystkim w koło.
-Możecie iść - oznajmił Genryusai i cała nasza trójka opuściła gabinet.
Zaraz po tym uwaga obu kapitanów skupiła się na mnie.
-To w porządku rozmawiać w taki sposób z głównodowodzącym? - spytał z powagą Toshiro.
-Wszystko gra, wszystko gra - mruknęłam. - Dziadzio wie, że damy radę. Dziękuję wam, za wszystko - powiedziałam i uściskałam obu towarzyszy.
Popatrzyli po sobie, a potem znowu na mnie.
-Wracaj do Czarnego Zakonu - rozkazał Byakuya. - Ja wrócę za dwa dni jak uporam się z papierkową robotą.
-Nie - zaprotestowałam. - Idziesz ze mną, jesteś mi tam potrzebny.
-Nie rozumiem?
-Zrobił się bajzel, jest źle... potrzebuję cię - wyszeptałam.
-Dokumenty... - jęknął Kuchiki.
-Renji będzie musiał poradzić sobie z nimi sam - wtrącił wyraźnie rozbawiony Toshiro.
W drodze wyjaśniłam Byakuyi ogólną sytuację i najważniejsze sprawy. Ku mojej uciesze przestał się już dąsać. Gdy dotarliśmy, usłyszałam śmiech dochodzący z mojego pokoju. Dziewczyny jak widać wciąż balowały i chyba całkiem nieźle się bawiły. Zajrzałam do środka i zobaczyłam z nimi Shigeru, obłapianego przez Ivrel, która zachwycona była tym jak bardzo jesteśmy do siebie podobni.
Na mój widok wyszczerzyła zęby i uniosła pustą szklankę do góry, jakby wznosiła toast, bełkocząc coś pod nosem. Bris też wyglądała już na bardziej zrelaksowaną. Po chwili osunęła się na moje łóżko i dotarło do mnie, że już dawno zdążyła zasnąć.
Zmarszczyłam brwi, piorunując Ivrel spojrzeniem. Od razu zrozumiała o co mi chodzi i odsunęła się od Shigeru.
-Rrrrozumiem, że coś zdziałałaś? - bardziej stwierdziła, niż spytała.
-Coś tak... - mruknęłam, chociaż jeszcze nie do końca wiedziałam co.
-Późno już - stwierdził Byakuya. - Jutro zajmiesz się realizacją planu, Setsuko.
Ivrel prychnęła po raz kolejny i wyszła. Shigeru uśmiechnął się pod nosem i wziął Bris na ręce, mówiąc:
-Zaniosę ją do pokoju.
-Mam nadzieję, że jej własnego - skwitowałam, a brat obrzucił mnie lodowatym spojrzeniem.
Dłuższą chwilę czekałam, ale wciąż była jedna osoba, która nie przejawiała zamiaru opuszczenia moich trzech metrów kwadratowych.
-Na co czekasz? - spytałam.
-Zależy o co pytasz.
-Nie mówiłeś przed chwilą, że jest późno? - zauważyłam, unosząc lekko brwi.
-Dla nich na siedzenie tutaj: tak.
-A ty? Nie idziesz? - zdziwiłam się.
-A chcesz, żebym poszedł?
-Mmmm... Nie... - powiedziałam cicho. - Ale...
-Nie obchodzą mnie, żadne "ale" - odparł Byakuya, podchodząc bliżej.
-Byakuya... Nie wiem, nie rozumiem... Tego...
-Nie musisz rozumieć - oznajmił spokojnie i objął mnie delikatnie. - Wciąż go kochasz, prawda?
-Oczywiście, że tak... Dlatego nie chcę cię... skrzywdzić.
-Jesteś o 100 lat za młoda, żeby martwić się o takie rzeczy - prychnął.
-Byakuya, ja mówię poważnie.
Wyrwałam się i zrobiłam zrobiłam dwa kroki w tył, aż natknęłam się na ścianę.
-Ja też - stwierdził, po czym podszedł bliżej i nachylił się by mnie pocałować.
W ostatniej chwili przyłożyłam dłoń do jego buzi, powstrzymując go. Ale tym razem chwycił mnie za nadgarstki, uniemożliwiając jakąkolwiek obronę, czy protest. Przez dłuższą chwilę patrzył mi prosto w oczy, a przynajmniej próbował, bo mi zabrakło pewności siebie i odwróciłam głowę. Wtedy pocałował mnie w szyję, a ja przygryzłam wargę. Puścił moje ręce, ale zamiast tego objął mnie w talli i lekko uniósł. Tak, że teraz, teoretycznie, byłam mu równa wzrostem. Oparłam dłonie na jego ramionach, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić.
-Jesteśmy dorośli - przypomniał.
Czułam się zagubiona w tej sytuacji. No, bo ja i... Byakuya... Przecież jeszcze nie tak dawno było to nie do pomyślenia. A teraz pocałował mnie, po raz kolejny pozbawiając tchu, więc zacisnęłam dłonie na jego ubraniach. On zrobił dwa kroki w tył i usiadł na łóżku, sadzając mnie na swoich kolanach. Powoli, bezceremonialnie zaczął rozpinać guziki mojej bluzki. Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu, takiego zadziornego, pełnego satysfakcji, że aż przeszły mnie dreszcze.
Gdy już pozbawił mnie bluzki, zlustrował mnie od góry do dołu i uśmiechnął się jeszcze szerzej, a potem spojrzał na mnie wyczekująco. Nachyliłam się i lekko musnęłam ustami, jego wargi. Nie zdążyłam się odsunąć, bo pogłębił pocałunek. Dopiero po chwili zorientowałam się, że wbijam mu paznokcie w skórę, gdy zaczęło mi brakować powietrza.
Gdy się obudziłam, Byakuyi już nie było. Westchnęłam cicho i poszłam wziąć prysznic. Ubrałam się w mundur Czarnego Zakonu, wzięłam głęboki oddech, mentalnie przygotowując się do bitwy. Ledwo wyszłam, spotkałam Shigeru, który prawdopodobnie i tak wybierał się do mnie.
-Czyżby długa noc? - zaśmiał się. - Aż promieniejesz siostra.
-Nie pyskuj - mruknęłam. - I jak ty w ogóle wyglądasz? Malujesz rzęsy?
-Co? One są naturalnie ciemne.
-Jakoś mi się nie wydaje - skwitowałam, skutecznie odciągając uwagę od swojej osoby. - Shigeru, czy ty jesteś...?
-Skąd! Nie! Jak mogłaś tak w ogóle pomyśleć?
-Żartuję, żartuję.
Poklepałam go po ramieniu i ruszyłam dalej.
Chrzanić Leverriera i jego panoszenie się po naszym domu, ale należało zażegnać konflikty pomiędzy resztą członków. Tak nie mogło być. Zamierzałam posklejać mój pałac cegła po cegle, choćby przyszło mi pogadać z każdym członkiem Czarnego Zakonu z osobna.
Zamierzałam na początek porozmawiać z Leenalee, ale szczerze mówiąc trochę się bałam. Po drodze wpadłam na Koumuiego. Gdy przechodziłam koło kantorka, zobaczyłam, że ktoś wzdycha ciężko nad ekspresem do kawy.
-Hej - mruknęłam, zaglądając do środka. - Wszystko gra?
-Niby jak? - odpowiedział, patrząc na mnie smutno.
Był blady, miał cienie pod oczami, a dłonie mu się trzęsły. Widać było, że od pojawienia się Leverriera mało sypia. Inspektor dawał mu w kość. To się musiało wreszcie skończyć. Uśmiechnęłam się pokrzepiająco i położyłam mu dłoń na ramieniu.
-Wszystko się ułoży - stwierdziłam spokojnie. - Daj mi jeszcze trochę czasu, a wszystko się ułoży. A ty powinieneś odpocząć, wyglądasz jak wrak człowieka.
-Daj spokój... Inspektor nie daje mi nawet chwili wytchnienia.
-Może jednak nim potrząsnę? - zaproponowałam.
-Setsuko.
-Dobra, dobra...
-Leenalee też ze mną nie rozmawia od pojawienia się Inspektora, trzyma się z daleka od wszystkich miejsc, gdzie mogłaby go spotkać.
-Godzinami przesiaduje z Kandą i generałem Tiedolem, medytując - oznajmiłam. - Swoją drogą... Właśnie do niej idę. Pogadać o Bris... No wiesz... Jak myślisz, uda mi się ją przekonać?
-Co jak co, ale tego, że Leenalee kocha Bris jak własną siostrę, jestem pewien.
-W takim razie powinno się udać. Idę.
I tak oto znalazłam się pod drzwiami pokoju Leenalee, po czym zapukałam. Chwilę to trwało, więc myślałam, że nikogo nie ma. Jednak drzwi się otworzyły. Dziewczyna stała zapłakana. Nic nie powiedziała, ale odsunęła się, dając mi znak, bym weszła.
-Co się stało? - spytałam, marszcząc brwi. - No mówże, dziecko drogie.
-To nic takiego...
Przetarłam palcami skronie, nieco poirytowana jej zachowaniem. Wzięłam głęboki wdech. W takim razie mogłam jedynie przejść do tego, o czym sama chciałam z nią porozmawiać. Zresztą podejrzewałam, że obie te sprawy dosyć się łączyły.
-Leenalee, usiądź proszę, chciałam z tobą porozmawiać - oznajmiłam, a dziewczyna posłusznie przycupnęła na łóżku. Zajęłam miejsce obok niej. - Chciałabym, żebyś wysłuchała mnie do końca.
-Dobrze...
-Pewnie domyślasz się o co chodzi - stwierdziłam spokojnie. - Rozumiem, że jesteś wściekła na Bris. Jednak...
-To nie tak! - zaprotestowała energicznie dziewczyna.
-Hm?
-Nie jestem zła na Bris! Tylko na siebie... - Leenalee uderzyła w płacz. - Nienawidzę siebie za to, jak się zachowałam. Zraniłam swoją najlepszą przyjaciółkę. W pierwszej chwili mi odbiło z powodu mojej awersji do Leverriera. Wkurzył mnie fakt, że Bris nic nie powiedziała i zwyczajnie mnie poniosło. Chciałam ją zaraz przeprosić, ale bałam się, że mi nie wybaczy. Było mi atak strasznie głupio. Nie mam pojęcia jak mogłam się tak beznadziejnie zachować - powiedziała, zanosząc się płaczem i podciągając raz po raz nosem. - Im więcej czasu minęło, tym trudniej było mi do niej iść. Aż w końcu zaczęło to wyglądać, jakbym jej unikała. Myślisz, że mi wybaczy?
Parsknęłam radosnym śmiechem i pogładziłam ją po włosach.
-Lubię tę waszą ludzką szczerość - przyznałam. - Z wami nawet jak się wszystko pierdoli to jakoś łatwiej to posklejać. Wiesz ile mi kłopotów zaoszczędziłaś? A ja myślałam, że będę musiała ci tłumaczyć i przekonywać. Idziemy - mruknęłam, ciągnąc ją za sobą.
Zabrałam ją do pokoju Bris. Dość brutalnie, bo gdy stałyśmy już pod drzwiami, próbowała mi zwiać, ale trzymałam ją mocno za ramię. Zapukałam do drzwi i gdy zaskoczona Bris otworzyła nam, wepchnęłam Leenalee do środka.
-A teraz się pogódźcie, inaczej was nie wypuszczę - oznajmiłam i zamknęłam drzwi.
Wszystkiemu towarzyszyła muzyka
Followers
Rumors
I w ten oto sposób zakończyła się historia Behind Last Crossroad. Niemniej, zapraszam na moje pozostałe blogi, które można znaleźć w zakładce Other Dimensions. A najprawdopodobniej w kwietniu odbędzie się premiera drugiej części BLC pod tytułem Daughter of fiery flowers :D
Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!
Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!
Takie rozdziały to ja lubię. No, to teraz wszystko będzie dobrze. Setsu wróciła na swoje stanowisko i robi porządki. Wygląda to nieźle. Lena jak zwykle za dużo się martwi, choć trochę się nie dziwię. Leverrier każdemu potrafi zszargać nerwy, a jej to już kompletnie. Myślę, że Setsu nie będzie musiała długo pilnować tych drzwi, a jak już Lenalee pogodzi się z Bris, to z resztą pójdzie już z górki.
OdpowiedzUsuńIvrel nie powinna wieszać się na Shigeru. Nie i już. I jeszcze jedno na koniec: chrzanić Kazumę.
Pozdrawiam
Laurie
O żeż... Nie wyduszę z siebie wiele. Czekaj bo widzę tego no... Matko jedyna! Byakun jedzie po badzie ;D wgl nie wiem czeu moj mozg zaczal utorzsamiac go z nejim. Mysle byakun i zaraz mnie przekierowuje na byakugana i chuj, widze nejiego ;D za duzo naruto, za pozna pora, ZA DUZO SEKSOW NA BLC ;D Moze chcialabys, zebym tak powiedziala, dała Ci dychnąć, ale NIE! NIE MA CZEGOŚ TAKIEGO JA ZA DUZO SEKSOW ;D Takze. Jestem ukontentowana, mimo to. Teraz mozesz nam znow zapodac jakąś walkę. A potem seksy. A potem seksy podczas walk ;D Oj Tris, Trrris. Dobrze, że mamy BLC. Dobrze w choj. Jaram sie jak ninja shirukenem, jak sasuke zemsta i danzou sharinganem. i ero-sennin night clubem ;D ;*
OdpowiedzUsuń