Wszystkiemu towarzyszyła muzyka

Followers

Rumors

I w ten oto sposób zakończyła się historia Behind Last Crossroad. Niemniej, zapraszam na moje pozostałe blogi, które można znaleźć w zakładce Other Dimensions. A najprawdopodobniej w kwietniu odbędzie się premiera drugiej części BLC pod tytułem Daughter of fiery flowers :D


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!

Ranking popularności bohaterów BLC

środa, 2 marca 2016

68 ~ Furniture.

Pisząc to przypomniał mi się cytat "Ja cię kocham, a ty śpisz", ale tutaj to chyba nie takie proste.

***

Gdy się obudziłam, Byakuya jeszcze spał. Była to pewna nowość, w dodatku dość niesamowita. Mogłam popatrzeć na jego śpiącą twarz. Przynajmniej podczas snu nie marszczył brwi i nie mierzył wszystkich lodowatym spojrzeniem. Chociaż ostatnimi czasy i tak widziałam sporą poprawę. Uśmiechnęłam się do swoich myśli i odgarnąwszy z jego czoła niesforny kosmyk, ucałowałam go lekko. Poruszył się nie spokojnie, ale nie otworzył oczu.
Ostrożnie wstałam z łóżka, żeby nie obudzić Byakuyi i zajrzałam do szafy. Znalazłam tam nawet kilka koszul, de facto, chyba nigdy nie noszonych i pożyczyłam sobie jedną. Moje ubrania były stanowczo zbyt ciepłe ze względu na panującą wciąż w świecie ludzi zimę. Dlatego z taką chęcią pozbyłam się ich poprzedniego dnia.
Teraz paradowałam ubrana jedynie w za dużą, bakusiową koszulę i zeszłam po schodach do salonu, który miał stanowczo za wysoki sufit. Coś jakby salon rozciągał się w górę na dwa piętra, a schody prowadziły jedynie do korytarza z sypialniami i biblioteczką. Na początku bałam się, że będę się czuła nieswojo w posiadłości Kuchikich, ale bardzo szybko zdążyłam się nie tylko przyzwyczaić, a nawet polubić ten stan rzeczy.
Skierowałam swoje kroki do kuchni, żeby zaparzyć kawy. Cudowny, wręcz idealny poranek. Spokojny, leniwy i zimowy. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i z radością zaczęłam buszować po szafkach w poszukiwaniu czegokolwiek co przypominałoby mieloną kawę. Chociaż w tamtej chwili gotowa byłam nawet zaparzyć całe ziarna.
Eureka. Puszkę znalazłam w górnej szafce, zaraz po lewej stronie, ale była dość wysoko. Wślizgnęłam się na blat i sięgnęłam po swoją zdobycz. Gdy złapałam, co chciałam, zeskoczyłam na podłogę i odtańczyłam taniec zwycięstwa. Miałam doskonały humor i chyba nic nie mogło mi go tego dnia popsuć.
Napełniłam czajnik wodą i postawiłam na gazie. Byakuya mimo wszystko był zdecydowanie tradycjonalistą. Wciąż miał zwykłą, prostą kuchenkę gazową i czajnik do takiejże kuchenki, a nie elektryczny. Wszystkie garnki i dodatki miały ręcznie robione, kwieciste zdobienia. Był to naprawdę uroczy element jego osobowości. Sam dobierał takie rzeczy i nie było wątpliwości, że Hisana nie miała z tym nic wspólnego, z wyjątkiem mebli w salonie.
Nuciłam jakaś wesołą piosenkę zasłyszaną ostatnio w radiu, kręcąc tyłkiem do rytmu, by umilić sobie czekanie, aż woda się zagotuje. Wtedy usłyszałam za sobą szmer, a gdy spojrzałam do tyłu, Byakuya stał już przy mnie i objął mnie lekko. Przekręciłam się, żeby móc mu się przyjrzeć. Jego włosy wciąż były w nieładzie, ale widocznie się tym nie przejmował. Zauważyłam, że w moim towarzystwie czuł się chyba dość swobodnie. Zresztą sama też nie byłam specjalnie uczesana.
Niecodzienny widok rozbawił mnie jeszcze bardziej i parsknęłam śmiechem. Byakuya zmarszczył brwi, więc uśmiechnęłam się lekko i przeczesałam palcami jego włosy, próbując naprawić sytuację. Bez skutku. Naprawdę nie wiedziałam, jak on to później opanuje, bo czarne kosmyki zdawały się żyć tego dnia własnym życiem. Chociaż na dobrą sprawę, nigdy nie zauważyłam, żeby jego fryzura w pracy była w złym stanie, a przecież to na pewno nie był pierwszy raz, jak włosy nie chciały się ułożyć same zgodnie z wolą właściciela.
Byakuya zmarszczył brwi jeszcze bardziej, wyraźnie wciąż jeszcze zaspany i objął mnie mocniej, po czym podniósł do góry, sadzając na blacie szafki. Dopiero teraz nasze twarze były na tej samej wysokości, co uświadomiło mnie o ogromnej różnicy wzrostu, chociaż wcale nie należałam do najniższych.
Pocałował mnie najpierw w usta, a potem zaczął całować po szyi, rozpinając guziki koszuli, którą miałam na sobie. Nie zamierzałam jednak protestować, dosyć zadowolona z rozwoju sytuacji. Wtedy usłyszałam syczenie czajnika, które przerodziło się w gwizd.
-Byakuya - odezwałam się, widząc, że on nic sobie z tego nie robi. - Czajnik...
-No, to co?
-Gwizdek zaraz wystrzeli.
Byakuya westchnął ciężko i odsunął się, po czym wyłączył gaz. Podstawiłam mu pod nos dwa kubki z nasypaną już kawą i wyszczerzyłam radośnie zęby.
-No już, już... Rozchmurz się - powiedziałam. - Mamy dziś przecież cały dzień.
-Nie do końca - stwierdził, krzywiąc się. - Mam coś do załatwienia.
-W takim razie nic się nie poradzi. Dziedzic rodziny Kuchiki jest niestety zapracowany.
-Nie naśmiewaj się.
-Tak to zabrzmiało? - zapytałam. - Przecież nie ma tu nic do śmiechu. Jestem niepocieszona, ale wiedziałam przecież, że masz sporo obowiązków. - Stanęłam na środku pokoju z kubkiem kawy w ręce i westchnęłam, ogarniając pomieszczenie wzrokiem. - Wiesz co... - odezwałam się po chwili namysłu. - Nie lubię tych mebli...
-Zazdrosna?
-Dlaczego? - udałam zdziwienie. - Bo wybierała je jeszcze Hisana?
-Jakiś czas temu też poruszyłaś ten temat.
-Po prostu mi się nie podobają. Nie pasują do ciebie jakoś. Niech i są nawet białe, ale myślę, że powinny być skórzane, bo ten puch... Nieeee...
Ale prawda była taka, że strzelił w dziesiątkę. Nie podobało mi się, że wciąż trzyma  meble wybrane przez zmarłą żonę. To tak, jakby nie chciał pozwolić jej odejść. Wiedziałam, że to samolubne. Sypialiśmy ze sobą, ale nic więcej nas nie łączyło. Nie było deklaracji miłosnych. Niczego. Po prostu oboje potrzebowaliśmy bliskości i na tym polegał cały układ. Dobrze wiedziałam, że on zawsze będzie kochał Hisanę i nikt nie jest w stanie jej zastąpić. On zaś był świadom, że ja wciąż kocham Kazumę. Ale mimo to, nie podobały mi się... te chrzanione meble. Nawet jeśli to głupie.
-Setsuko - głos Byakuyi wyrwał mnie z zamyślenia. - Właściwie jest coś, o czym chciałem porozmawiać.
-Mam się bać? - spytałam niepewnie.
-Nie... To raczej prośba.
-Zamieniam się w słuch.
-Jutro wieczorem, muszę być obecny na przyjęciu u jednego z czterech rodów - oznajmił.
-Mam popilnować domu? Podlać kwiatki?
-Nie - warknął rozdrażniony. - Powinienem był powiedzieć wcześniej, ale chciałbym, żebyś poszła tam ze mną.
-Oh? A to ci dopiero.
-Wcześniej nie brałem ze sobą osoby towarzyszącej, ale ty świetnie radzisz sobie w takich miejscach.
-Czy sugerujesz, że beze mnie będziesz się nudził? - spytałam, szczerząc radośnie zęby.
-Nie, ale za to przy tobie jest to w stu procentach niemożliwe.
-Cóż... Jeśli chcesz, z przyjemnością pójdę - stwierdziłam. - Ale czy to w porządku?
-Jest tylko mały szczegół. Prawdopodobnie będzie tam również rodzina Miyagi.
-No i? - spytałam beznamiętnie. - Powiedziałam im już, co miałam do powiedzenia.
Gdy tylko wyszłam z posiadłości Kuchikich, oczywiście ubrana już w swoje ciuchy, pobiegłam do dziesiątego oddziału, krzycząc od progu:
-Matsu! Potrzebuję pomocy!
Matsumoto pojawiła się jak na skinienie czarodziejską różdżką, chichocząc radośnie. W dłoniach wciąż trzymając szczotkę do włosów i kilka różowych spinek.
-Emm... Dobrze zgaduję? - spytałam.
-Śpi - odpowiedziała ruda, uśmiechając się szatańsko. - To co się stało?
-Jutro mam iść na przyjęcie. Tu. W Seireitei. Potrzebuję ładnej, kurwa, zajebistej kiecki. Ta, która mam jest już trochę, bez wyrazu...
-W takim razie idziemy - padło w odpowiedzi.
-Nie powinnaś czasem pracować?
-To jego wina, że zasnął w pracy nad papierami, ale lepiej, żeby mnie tu nie było, jak się obudzi.
-Racja.
I tak oto poszłam z Matsumoto na zakupy. Przegoniła mnie po całym centrum handlowym, dając mi do przymierzenia tysiące sukienek. Była naprawdę wybredna. Wystarczył jeden szczegół, by kazała mi zdejmować suknię i przymierzać kolejną, ale trzeba jej było przyznać, że w tych sprawach, jak i wielu innych, była niezawodna. Gdy wreszcie pokiwała głową z aprobatą, suknia faktycznie była boska i leżała idealnie, jakby została stworzona specjalnie dla mnie.
Była ciemnoróżowa, do kostek ze sporym rozcięciem z lewej strony, odsłaniającym nogę aż do połowy uda. Do niej, w zestawie, były buty na koturnie z misternie zdobionym w przegubie paskiem. Dekolt wcale nie był duży, ale naprawdę fajnie to wyglądało w połączeniu z ozdobami na ramieniu.
-No to chyba masz suknię - uradowała się Matsumoto. - Przyjdź do mnie jutro ze dwie godziny przed imprezą, to zrobimy ci fryzurę i makijaż.
-Wiesz, że jesteś wspaniała? - spytałam.
-Wiem - odparła rezolutnie. - Zastanawia mnie tylko, z kim ty idziesz na ten bal. Słyszałam, że nie jesteś z Kazumą.
-Cóż... Takie tam, no wiesz, do towarzystwa.
-Nie chcesz mi powiedzieć - zauważyła. - Uuuuuu. Wyczuwam romans.
-Oj, zaraz tam romans.
-Kto? Kto to jest?
-Może kiedyś ci powiem.
-To nie fair - zaprotestowała Rangiku, ale co dziwne, nie drążyła tematu.
Byakuya rano jeszcze upewnił się, czy chcę iść. Widocznie martwił się rodziną Miyagi o wiele bardziej, niż ja, więc dałam mu znać, że Matsu pomoże mi dopracować wygląd. Byłam już prawie gotowa, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.
-A któż to może być - zdziwiła się Rangiku. - Mówiłam, żeby nie zawracali mi dzisiaj głowy.
Wyszła z pokoju, by przywitać gościa. Usłyszałam tylko radosny pisk, a potem niemal histeryczny śmiech, co trochę mnie zaniepokoiło. Poruszyłam się niespokojnie na krześle, ale nie znalazłam odwagi, by sprawdzić, co się dzieje. Zresztą nie musiałam, bo Matsumoto wróciła w podskokach, a jej oczy lśniły jakby właśnie obchodziła drugą w tym roku Gwiazdkę, a zaraz za nią wszedł sprawca zamieszania.
-Byakuya! - krzyknęłam zaskoczona. - Co tutaj robisz?
-Pisałaś, że jesteś tutaj, więc przyszedłem po ciebie.
-A... Ale... Ale przecież nie musiałeś - wydukałam.
-Kapitanie Kuchiki, może herbaty? Albo coś mocniejszego? - zaproponowała z uśmiechem ruda, ale szybko zmieniła temat. - I co myślisz, kapitanie? Chyba odwaliłam kawał niezłej roboty? - spytała, zerkając to na niego, to na mnie. - Czyż nie wygląda oszałamiająco?
-Daj spokój - jęknęłam. - Dziękuję ci bardzo za pomoc, Matsu, a teraz wybacz, ale już pójdziemy.
-To prawda. Wyglądasz pięknie - powiedział niespodziewanie Byakuya, a Rangiku klasnęła w dłonie.
-No i masz - wyszeptałam. - A jutro całe Soul Society będzie o tym huczeć.
-Idziemy? - ponaglił mnie Kuchiki.
-Oczywiście.
Staliśmy w rogu sali, sącząc szampana i obserwując pozostałych gości.
-Dlaczego przyszedłeś po mnie? - spytałam cicho. - Wiesz, że Matsumoto to straszna gaduła. - On w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami. - Byakuya...
-Czyż to nie Byakuya? - usłyszeliśmy za sobą głos Kyouraku. - W towarzystwie... Naszej, kochanej Setsuko? - zdziwił się na mój widok. - A to niebywałe.
-Witam, kapitanie Kyouraku - odparłam.
-Wyglądasz przepięknie. Czy mogę liczyć potem na chociaż jeden taniec?
-Dziękuję. Cóż... O ile Byakuya na to pozwoli - odparłam, uśmiechając się łagodnie. - Tak się składa, że jestem tu za jego sprawą.
-Rozumiem.
-Oh, kogo ja widzę - mówiąc to, dołączył do nas również Ukitake. - Byakuya, Setsuko... Miło was widzieć.
-Witam, kapitanie Ukitake - powiedziałam. - Jak zdrowie?
-Ostatnio nie mogę narzekać. Dziękuję - odparł dowódca Trzynastki. - Pewnie wszyscy ci to dzisiaj mówią, ale pięknie wyglądasz.
-Dziękuję.
-Ale ty i tak to już wiesz - skwitował cicho Byakuya, a ja zaśmiałam się pod nosem na trafną uwagę.
-Doskonale się tutaj odnajdujesz, prawda? - skwitował Kyouraku.
-Faktycznie, nie obce są mi tego typu miejsca - przyznałam.
-Kasyna - zakpił Byakuya.
-To prawda - odparłam spokojnie. - Oraz podwójne randki we włoskich restauracjach - dodałam cicho, a Kuchiki rzucił mi spłoszone spojrzenie - Nie poprosisz mnie do tańca?
-Wybacz Setsuko, muszę jeszcze przywitać kilka osób, zaczekasz? Zaraz wrócę.
-Miyagi? - spytałam cicho, a on w odpowiedzi skinął głową. - Nie wypada, żebym się ukrywała. Jako twoja towarzyszka mam obowiązek również wszystkich przywitać.
-Nasza mała Setsuko pokazuje rogi - skwitował Kyouraku, a ja uraczyłam go promiennym uśmiechem. Tyko, że moje oczy się nie śmiały. - Ouuu... Nic tylko uciekać.
Przybrałam łagodny wyraz twarzy, o który zapewne nikt by mnie nie podejrzewał i ruszyłam ramię w ramię z Byakuyą.
-Witam - powiedział Kuchiki, kłaniając się lekko, a ja poszłam w jego ślady.
-Kapitan Kuchiki i... - Miyagi Ruichiro spojrzał na mnie zaskoczony i uśmiechnął się blado. - Porucznik Tomori, piękna jak zawsze.
-Dziękuję - odparłam. - Pan również świetnie dziś wygląda. Gdzie pańska żona i córka?
-Niestety nie mogły być obecne.
-Oh... Mam nadzieję, że się nie rozchorowały.
-Skąd, ale dziękuję za troskę.
-Czy... - wtrącił się Byakuya.
-Moi rodzice również są nieobecni. Przyszedłem tylko ja.
-Rozumiem.
-Oh, czyż to nie Kuchiki Byakuya? - usłyszeliśmy głos jakiejś kobiety. - Dawno się nie widzieliśmy - stwierdziła, odciągając jego uwagę ode mnie i Ruichiro. Nie podobało mi się to, ale w takim miejscu niestety było to normalne, a Bakuś był dość popularny. - Jak się miewa Rukia?
-Dość niezręczna sytuacja - mruknęłam, porzucając na chwilę uśmiechniętą maskę.
-Właściwie dobrze się składa, chciałem przeprosić za wszystkie kłopoty, które sprawiliśmy - odezwał się mężczyzna. - Czy mogę to pani jakoś wynagrodzić?
-Wystarczy Setsuko - odparłam. - Nie lubię tych wszystkich tytułów i formalności. Przepraszając stawia mnie pan w nieco trudnej sytuacji... Skoro ma pan z tymi problemami najmniej wspólnego - dodałam. - Wychodzi na to, że również powinnam przeprosić, choćby za zniszczenie ściany.
-Niestety również jestem winny zaistniałej sytuacji. Zbyt długo milczałem wobec działaniom moich rodziców, dając na to nieme przyzwolenie. Dlatego w pełni świadomie biorę na siebie część winy.
-Rozumiem. Niech i tak będzie. Przyjmuję przeprosiny, o ile pan przyjmie przeprosiny za wyrządzone szkody.
-Zgoda.
-No i wszystko jasne. W takim razie proszę o wybaczenie, ale... - zaczęłam.
-Moment - zaprotestował Ruichiro. - Poświęć mi proszę jeszcze chwilę, Setsuko.
-Dobrze. O co chodzi?
-Twoja matka... Była wspaniałą kobietą  - padło niespodziewanie. - Obawiam się, że nie mam prawda zbyt wiele ci na jej temat powiedzieć, ani też zbyt wiele nie wiem. Jednakże nie powinnaś zwracać uwagi na to, co dotychczas usłyszałaś. Twoja matka była bardzo piękna, zawsze ubrana skromnie, ale bardzo schludnie. Z tym zadziornym błyskiem w oku, który stanowczo po niej odziedziczyłaś. Zawsze miła, wesoła i pracowita. Stanowczo nie pasowała do tego sztywnego świata, może dlatego nigdy nie chciała do niego wrócić.
-Sporo o niej wiesz - zauważyłam, marszcząc brwi.
-Skądże. Wiem właściwie nie więcej, niż ty.
-Tak? - zdziwiłam się. - Tak się składa, że ja jej nie pamiętam. Wszystko co wiem jest jedynie z opowiadań mojego brata.
-Czyli amnezja to prawda... Słyszałem od Urahary.
-Rozumiem.
-Czy u Shigeru wszystko w porządku?
-Tak. Z tego, co wiem ma się świetnie.
-To dobrze. Bardzo się cieszę - stwierdził Ruichiro.
-Co wiesz o mojej matce? Co miałeś na myśli, mówiąc, że nic dziwnego, że nie chciała wrócić do tego sztywnego świata? - spytałam z powagą.
-Rodzina Tomori była jedną z bocznych gałęzi jednego z czterech rodów. Była to bardzo bogata rodzina. Twój dziadek był głową rodziny, ale nie zostawił swojego brata samego i pozwolił mu mieszkać w posiadłości. Niestety jego żona i młodszy brat byli bardzo rozpustni i zaprzepaścili majątek. Twoja matka, Reiko, miała wtedy może siedem lat. Twoja babcia zmarła krótko po tym, jak wszyscy przenieśli się do Rukongai, a młodszy z braci zniknął. Reiko, gdy była w twoim wieku... Pracowała u nas. Stąd ją znam.
-Rozumiem.
-Setsuko, o czym rozmawialiście? - spytał Byakuya, gdy do niego dołączyłam. - Wyglądało na to, że dobrze się znacie - dodał
-Dość uważnie obserwowałeś - zauważyłam rozbawiona tym faktem. - Nie, ja go nie znam... Ale znał moją mamę. I być może znał mnie...
-Nie rozumiem?
-Ja też nie, ale to nie czas i miejsce na takie pogawędki.
-Wracamy do domu? - spytał Byakuya. - Pokazałem się już, przywitałem kogo trzeba. To wszystko.
-Nie powinieneś zostać do końca? - zdziwiłam się.
-Nie mam ochoty, szczerze mówiąc - przyznał, a ja otworzyłam szerzej oczy, nie ukrywając zaskoczenia. - Wolę wrócić z tobą do domu i...
-Oh! A to ci dopiero - mruknęłam. - Sprowadziłam dziedzica rodziny Kuchiki na złą drogę... 

3 komentarze:

  1. Ło kuwa, ja to myślałąm, że jakaś dupna zadyma zara na balu bedzie, a tu sie jednak rozejdzie po kosciach? Bo Byakun sie pokazał komu musiał? To ci podejscie! Eksperesowe przyjęcie :D Ale och, łoni tak do siebie pasują, Setsu i Byakuya <3 Akcja w kuchni, niby taka codzienna sytuacja, ale jak naelektrrryzowane, jak kłaki Byakuna ;D Swoją drogą wyobrazenie sobie jego rozczochranego to spore wyzwanie. No i Matsu i jej różowe spinki. Matko Bosko Seireitowsko. Widzę. Nieświadomy nyczego Tosiek wychodzi ze swego gabineta i naraża sie na parsknięcia podwałdnych. Skacząca brew, gdy wreszcie ujrzy se odbicie. No i nie chciałabym byc w piersiastej skórze Matsumoto w tej chwili ;D
    No ale ale, ciekawe ciekawe, czy tak bez zadnej grubszej akcji opuszczą bal jednak, no ciekawe ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta zazdrość o Hisanę jest urocza. Zaraz zacznie mu wybierać nowe meble i jeszcze sama je zmieni.
    Czemu mam wrażenie, że Matsu wiedziała, z kim Setsu się spotyka? Niezawodna Matsu zawsze na straży piękna Gotei :D
    Hmmm, Miyagi... Szczerze, byłam wręcz pewna jakiejś draki, a za to mamy kilka faktów. Ciekawe...
    Pozdrawiam
    Laurie

    OdpowiedzUsuń
  3. Bosz! Jaki wy macie timing >.<
    Wilczy - No nie?, że pasują? Powiem ci, że w pierwotnych planach tego w ogóle nie było, dopiero po waszym i Twoim marudzeniu między innymi, na Kazumę, zaczęłam to pisać, ale sama jestem pod wrażeniem, że jakby pasują :D I też miałam problem z rozczochranym Bakusiem, ale potem przypomniałam sobie jak wygląda teraz w mandze, i dodałam do tego nieco dłuższe włosy + parę sterczących kosmyków.

    Laurie - No zobaczymy, co z tymi meblami *w* Myślę, że nie tyle, co Matsu wiedziała z kim, co uznała, że i tak się dowie. A widzisz, rodzina Miyagi ciągle ma jeszcze swoją rolę w wielu rzeczach :D I czy na pewno wszyscy są tam tacy źli? :D

    OdpowiedzUsuń