***
– Wiem, że masz jakiś pomysł – powiedziałam z powagą. – Inaczej nie
wzywałabyś mnie tutaj.
– Zastanawiam się nad czymś...
– Nad czym, jeśli można wiedzieć? – ponagliłam ją.
– Też to zauważyłaś, prawda? Ten wyciek energii – zaczęła nadzwyczaj
spokojnie. – Cóż... Obie byłyśmy przecież świadome tych wciąż niewykorzystanych
pokładów, które były poza naszym zasięgiem. Z początku myślałam, że jeśli uda
nam się przekroczyć pewną granicę, źródło się otworzy, ale teraz zrozumiałam,
że ono jest zapieczętowane. I my prawdopodobnie nie mamy prawa go otworzyć, ale
emocje ognistej shinigami są silniejsze, niż ustawodawca przewidywał. Mówiąc
prościej twoja nienawiść do Hotarubi i wszystkie inne emocje, osłabiły pieczęć,
jest nieszczelna i energia zaczęła wyciekać. Stąd te trudne do opanowania napady
ciepła, na przykład wtedy, gdy wściekałaś się na Chinatsu. To nie był twój brak
kontroli nad sobą, tylko pierwszy uszczerbek bariery. W ostatniej walce wyciek
zrobił się większy i Hotarubi to zauważyła.
– Sugerujesz, że ten sen coś symbolizuje?
– Nie symbolizuje, wciąż wyczuwam tutaj jej reiatsu, wkradła się bez
pozwolenia do naszego świata. Pytanie brzmi tylko czy chciała otworzyć pieczęć,
czy ją wzmocnić.
– A co
jest nam bardziej na rękę? – spytałam.
– Nam? Gdybyśmy zdobyły dostęp do tej energii i może właśnie przed tym
próbuje powstrzymać nas Hotarubi.
– Czyli wszystko wraca do punktu wyjścia. Musimy zabić ją tutaj, a potem
w prawdziwym świecie – stwierdziłam, krzywiąc się.
– Dokładnie.
– A jak to zrobimy? Brakuje mi pomysłów...
– Skup się! – krzyknęła Moeru i kopnęła mnie w plecy na wysokości nerek,
aż runęłam na ziemię. – To ty tu jesteś od wymyślania planów. Hihihihihi.
– Ech... W takim razie potrzebuje twojej pomocy.
– A jak myślisz, po co tu jestem, łajzo? – padło w odpowiedzi, a ja
wywróciłam oczami.
– Ale nie musiałaś mnie zaraz kopać – syknęłam, odwdzięczając się
pięknym za nadobne.
– Ała!
– Sama zaczęłaś – prychnęłam.
– To jaki plan, Setsuko?
– Nie wiem – jęknęłam.
– Przypomnieć ci, co oznacza twoje imię, sklerozo?
– Wiem. Setsu, czyli teoria, Setsu… ko, czyli dziecko teorii.
– Więc stwórz jakąś do cholery i spraw, by stała się prawdziwa! –
krzyknęła Yona, obśliniając sobie sznurowanie na ustach.
– W takim razie dorwiemy ją razem – oznajmiłam.
– I to rozumiem.
Gdy następnej nocy zobaczyłam, że
walka znów toczy się w moim świecie, byłam pewna wygranej. Moeru Yona,
wyprostowana dumnie, stała u mojego boku. No dobra... Dumnie wyprostowana to
przegięcie. Właściwie to zgarbiła się jeszcze bardziej i rozczapierzyła palce,
ino, jaki wilkołak. Obie dzierżyłyśmy takie same katany w dłoniach, gotowe do
walki. Hotarubi zaśmiała się pod nosem, przyglądając nam się z uśmiechem.
– Co cię tak bawi? – spytałam chłodno.
– Zawsze lubiłam wygląd Moeru, doskonale odzwierciedla twój charakter –
oznajmiła z uśmiechem Hotarubi.
– Czyli?
– Gada pomimo zasznurowanych ust...
– Zaszytych – poprawiła ją Moeru. – One są zaszyte. Za-szy-te. Łajzo.
– Ten kolor, spojrzenie pełne obłędu, szeroki, przerażający uśmiech...
Każdy drobny szczegół. Tylko ona mogłaby być twoim zampaktou.
– Wiem, nie mogłam trafić lepiej – stwierdziłam. – Dlatego przegrasz.
– Dobrze to zaplanowałaś, ale nie przewidziałaś jednego. Nie pozwolę
nikomu się wtrącać w naszą walkę. – Obok Hotarubi stanął czarnowłosy mężczyzna
w masce zabójcy z czarnym wilkiem na smyczy, leżącym u jego stóp.
– Mizugame – wyszeptałam. – Jakim cudem...
– Przecież to dzięki jego zdolnościom mogę wedrzeć się do twojego
świata, więc, dlaczego jego miałoby tu nie być?
Nie trudno się domyślić, jak
skończyła się walka. Mizugame cały czas trzymał Moeru na uboczu, kiedy ja
walczyłam z Hotarubi. Kolejne noce też nic nie zmieniły, poza tym, że całe dnie
spędzałam w swoim wewnętrznym świecie, nie mając czasu na nic innego. Wszyscy
wiedzieli już, że coś jest nie tak, ale nie wtrącali się, pozwalając mi działać
po swojemu. Shigeru codziennie przynosił mi śniadanie i pytał, czy wszystko w
porządku. Nie było w porządku, ale było stanowczo lepiej. Moeru opiekowała się
mną cały czas, a i w ramionach kochanego brata mogłam znaleźć, chociaż chwilowe
pocieszenie i spokój. Za każdym razem, gdy patrzyłam w jego czerwone oczy,
wypełnione troską, czułam, że jestem w stanie walczyć dalej. Nie byłam sama.
Wszyscy o mnie dbali.
No, prawie wszyscy. Bo, gdy Shigeru
wyciągnął mnie na obiad do stołówki, nie umknęły mojej uwadze komentarze
Inspektora i jego pupilka Linka, który w sumie i wyglądał na dziecko Internetu,
zwłaszcza z tym pryszczem na czole. Część ludzi twierdziła, że zwariowałam i
dlatego zamykam się w pokoju, ale nie robiło mi to specjalnej różnicy.
Shigeru zaś zaciskał dłonie w
pięści, aż pobielała mu skóra na kłykciach. Wiedziałam, że jest gotów pobić
każdego, kto źle o mnie mówi. Uśmiechnęłam się i położyłam swoją dłoń na jego,
dając mu do zrozumienia, żeby się nie przejmował. Spojrzał na mnie z wyrzutem,
nie rozumiejąc, dlaczego pozwalam źle o sobie mówić, a ja tylko wzruszyłam
ramionami.
– To nie ma znaczenia – wyszeptałam. – Ale jest coś, w czym chcę, żebyś
mi pomógł.
– Co takiego?
– Po obiedzie chciałabym porozmawiać z Moeru Kirameki.
– Jasne, jeśli to jakoś ci pomoże.
– Jeszcze nie wiem, czy pomoże, ale szukam jakiegoś punktu zaczepienia.
Dziś rano pomyślałam właśnie o was – oznajmiłam, uśmiechając się łagodnie. Usiedliśmy
razem w moim pokoju i trzymając się za dłonie, wkroczyliśmy do wewnętrznego
świata. Znalazłam się na polanie, bardzo podobnej do mojej, również koło
ogrodu, lecz zamiast irysów i róż, rosły tam tylko żonkile. Wypatrzyłam w
oddali także wulkan, lecz strumień, który z niego wypływał, był niebieski. Nie
dziwiło mnie to zbytnio, biorąc pod uwagę niebieskie płomienie.
Obok mnie od razu pojawiła się
Yona, widziałam jak Shigeru otwiera szerzej oczy ze zdziwienia, a potem w jego
oczach pojawia się pewien błysk wyraźnej ekscytacji. Zlustrował ją po raz
kolejny i wyszczerzył się jeszcze szerzej, a ja wciąż nie rozumiałam, o co
chodzi. Moeru Yona też wyglądała na uradowaną jakby wiedziała, o czym jest
mowa. Chociaż po chwili namysłu doszłam do wniosku, że ją raduje po prostu
widok każdego bardziej przystojnego faceta, bo już po chwili wisiała na Shigeru
chichocząc radośnie, niczym mały, złośliwy chochlik.
– O rany! – zawyła. – Jesteście bardziej podobni, niż mi się wydawało.
Dwie krople wody, dwie krople wody – powtarzała, aż zamieniło się to w piosenkę
o bliżej nieokreślonej melodii. –
Dwieee kroooopleee wooooodyyy! Ona też...
– Czy
ktoś mi wreszcie wytłumaczy, co tu się dzieje? – spytałam, krzyżując ręce na
piersi.
– Zaraz zrozumiesz – odparł Shigeru. – Ona zaraz się pojawi – dodał i
wyplątał się z objęć mojego zampaktou, by przyjrzeć się bliżej, jej zielonej
dłoni zakończonej ostrymi pazurami. – Niesamowite, niesamowite – przyznał. –
Doprawdy nie ma bardziej pasującego do ciebie zampaktou. Te kolory…
Wtedy przede mną mignęła jakaś
postać. Bez wątpienia była to Moeru Kirameki. I wtedy zrozumiałam, wszechobecną
radość. Była łudząco podobna do Yony, przynajmniej w ogólnym schemacie, ale jej
włosy i ubrania były niebieskie. Oczy zresztą tak samo. To również pasowało do
niebieskich płomieni. A tak poza tym, kropka w kropkę, Yona. Ale przecież, nie
bez powodu ich pierwsze imię było takie samo. Moeru Yona i Moeru Kirameki.
Bliźniacze zampaktou. Była tylko jedna rzecz, która rzuciła mi się w oczy.
Chociaż nie do końca wiedziałam, czy ma to jakiekolwiek znaczenie. Pewne
różnice były wręcz koniecznie biorąc pod uwagę, że zampaktou należały do dwóch
różnych osób. Jednakże, co przykuło moją uwagę to fakt, że Kirameki miała obie
dłonie jednakowe, nie było żadnych szponów, a kolor skóry jednolity.
– Rozumiem, że kiedy się tak gapisz to, robisz notatki na temat tego jak
być zajebistą? – spytała wreszcie, nie ukrywając swojej irytacji.
– O! I nawet tak samo pyskata – mruknęłam zaskoczona.
– Potrafi zaleźć za skórę, to prawda.
– Zamknij się szczylu – syknęła, a Shigeru westchnął ciężko. –
Słyszałam, że macie problem z tą całą Hotarubi, czego od nas oczekujesz?
Pomocy?
– Skąd, to i tak mijałoby się z celem. Niezależnie ile osób będzie mi
pomagać, Hotarubi przywoła po prostu więcej postaci Mizugame.
– Więc czego tu szukasz? – dopytywała Kirameki.
– Chciałam coś sprawdzić – odparłam.
– I co? Usatysfakcjonowana?
– Można to tak nazwać.
– "Można to tak nazwać"? – powtórzyła, marszcząc brwi i już
chciała mnie zaatakować, jak czyni to Yona, ale ta zagrodziła jej drogę, tym
razem stając w mojej obronie. – Hmph!
– Tylko ja mogę ją bić.
– Moeru, kto powiedział, że ty możesz, jędzo? – spytałam z wyrzutem.
– Cichaj, ja cię tu bronię, więc mnie nie wkurzaj.
– Bardzo dobrze – zaśmiała się Kirameki. – Spodziewałam się po tobie nie
mniej. Możesz opuścić broń. Nie zamierzam walczyć z rodziną, którą przecież
niewątpliwie dla nas jesteście – oznajmiła po chwili i uśmiechnęła się
łagodnie. – Ale chciałam sama przekonać się, z kim mam do czynienia.
– Usatysfakcjonowana? – spytałam, szczerząc zadziornie zęby.
– Można tak powiedzieć – odgryzła się Kirameki.
– Kiruś – odezwał się Shigeru, a ja parsknęłam śmiechem, na co Kirameki
obrzuciła mnie lodowatym spojrzeniem. – Może...?
– Tak, tak wiem – odparła, machnąwszy ręką i rozpłynęła się w powietrzu.
– Gdzie zniknęła? – spytałam zaciekawiona. – Kiruś? – dodałam, patrząc
na brata.
– Zaraz wróci.
I faktycznie zjawiła się już po
kilku minutach, w dłoniach trzymała doniczkę z żonkilem i wręczyła ją Yonie.
– To będzie wasz talizman, znak, że zawsze możecie na nas liczyć.
Zasadźcie to w waszym ogrodzie.
– Jasne, dzięki. Następnym razem przyniesiemy wam Iryska – odparła Yona.
– Albo różę. Albo to i to.
– Czemu nie.
Gdy już wróciłam z Yoną do naszego
świata, westchnęłam ciężko. Naprawdę nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć.
– Też to zauważyłaś?
– Trudno było tego nie zauważyć – mruknęłam pod nosem. – Nie wyczułam u
Shigeru żadnego innego źródła. Prawdopodobnie w ogóle go nie posiada, co tylko
potwierdza... Tamtą teorię. Co jeszcze zwróciło moją uwagę, to dłonie.
– Hej, hej, pewne cechy są indywidualne – oburzyła się Yona. – Nie rób
ze mnie większego dziwadła, niż jestem!
– Zastanawiałam się, czy to nie kwestia jakiejś ingerencji.
– Co to, to nie. Pogódź się z tym, że jestem po prostu tak samo jebnięta
jak ty. To symbol chaosu, który obie tak bardzo uwielbiamy, to symbol mroku,
który gości w naszych sercach, a nie ingerencji. Chyba, kurwa, pozaziemskiej!
– Poważnie teraz mówię.
– Ja też. Ale na razie wsadźmy tego żonkila – powiedziała. – Poczekaj
tu.
– Co właściwie zmienia ten żonkil? – spytałam, gdy wróciła.
– Wiele, bardzo wiele.
– Jakieś szczegóły?
– Przekazali nam cząstkę swojego świata, są teraz połączone więzią,
której nic nie może zniszczyć. Co znaczy nie tylko to, że już nigdy nie
będziemy samotne, ale także to, że zawsze możemy liczyć na ich wsparcie.
Zresztą kiedyś sama się przekonasz.
– Nnnnnnadal nie rozumiem – stwierdziłam.
– Boś za głupia.
– Dzięki.
– Weź się w garść, wszyscy się martwią – oznajmiła Yona. – O, ktoś chcę
tu wejść.
– Byakuya? – szepnęłam. – Pozwoliłaś mu? To w porządku?
– A czemu nie? To twój kochaś.
Byakuya spojrzał na mnie, a potem
na Yonę i zmarszczył brwi. Przyglądał jej się dłuższą chwilę. W mgnieniu oka
zakradła się do niego i oplotła wokół niego ręce, znów chichocząc.
– Yona – przywołałam ją do porządku.
– No już, już zazdrośnico – prychnęła. – Chciałam się tylko przywitać.
– Byakuya, nie martw się, ona jest niegroźna, tylko wygląda jak...
– No, jak? – spytała Yona, patrząc na mnie z byka.
– Jak... Czy to ważne? Lustra nie masz? – jęknęłam. – Byakuya, coś się
stało?
– Prawie cały czas siedzisz tu zamknięta. Nawet nie poinformowałaś mnie,
czy są jakieś postępy.
– Gdyby były postępy, to już byś wiedział.
– Daj spokój, Setsu, przecież chłopaczyna się martwi – mruknęła Yona i
oblizała usta. – Ale jak...
– Yona! – krzyknęłam.
– Po co te nerwy? – zaśmiała się i westchnęła. – Idź. I tak nic więcej
na razie nie zdziałamy. Zobaczymy się na polu bitwy.
– Yona...
– Idź, a ja jeszcze pomyślę, co z tym fantem zrobić.
Otworzyłam oczy i znów byłam w
swoim pokoju. Obok mnie siedział Byakuya.
– Martwiłeś się? – Nie odpowiedział. – Przepraszam... Wiem, odcięłam się
od świata, próbowałam znaleźć jakieś rozwiązanie.
– I co?
– Nic, zupełnie nic. Nie mam żadnego pomysłu.
– Co w takim razie zamierzasz zrobić?
– Jak to, co? Jeśli się czegoś nie da, to zrobimy to tradycyjnie –
oznajmiłam, uśmiechając się od ucha do ucha. – Walcząc do upadłego!
– Czyli nie ma potrzeby się o ciebie martwić. Masz się lepiej, niż
myślałem.
– Czyli przyznajesz, że się martwiłeś? – stwierdziłam, nie ukrywając
satysfakcji i powoli przysunęłam się do niego. – No? Powiedz to. – Spróbowałam
go pocałować i gdy już chciał sam to zrobić, odsunęłam się. – Powiedz... Nie
odpuszczę.
– Zapomnij – odparł i popchnął mnie, przyszpilając do podłogi własnym
ciężarem.
– Osz ty... – wyszeptałam – Oszukista jeden.
– Nigdy nie mówiłem, że gram fair – powiedział, uśmiechając się pod
nosem i pocałował mnie, łapiąc za nadgarstki, gdy próbowałam się wyrwać. – Nie
pozwolę ci uciec... – wyszeptał mi do ucha.
Znów stanęłam z Hotarubi oko w oko.
Tym razem już bez Yony. Nie musiałam jej widzieć, bo i tak cały czas nade mną
czuwała. Zresztą w ogóle nie czułam się zbytnio samotna. Jeszcze, gdy
zasypiałam, wtulałam się w nagi tors Byakuyi, więc chyba nie wypadało mi
narzekać. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Tyle osób się o mnie troszczyło.
Spojrzałam w stronę samotnego żonkilka, posadzonego w ogrodzie. On właściwie
też nie był samotny, otoczony przez róże i irysy. A ja czułam przypływ energii.
Moeru Yona miała rację. Ten mrok
był częścią nas, ten chaos był naszym domem. Od zawsze. Jak, więc mogłam
obawiać się, że pochłonie mnie ciemność, skoro teraz zdawała mi się tak
naturalna i nieodzowna? Zawsze obawiałam się tej destrukcyjnej części siebie.
Nie potrafiłam jej zaakceptować, więziłam w klatce, zamiast wykorzystać.
Postanowiłam przestać się bać i pełna nadziei zaatakowałam Hotarubi. Przecież
nawet, gdybym przegrała, obudziłabym się znowu i znowu. Do skutku. Nie byłam
jednak pewna, czy ona mogła powiedzieć to samo. W końcu była w moim świecie. Miałam plan, miałam cel i nową nadzieję,
która pozwalała mi działać. Wyprowadziłam cięcie, a gdy Hotarubi uchyliła się
przed tym oczywistym atakiem, kopnęłam ją w bok. Lawirowałyśmy na skraju
magmowego strumienia, a szala zwycięstwa przechylała się to w jedną, to w drugą
stronę.
– Nie igraj z ogniem, bo się poparzysz – zagroziłam, uśmiechając się
szeroko i pociągnęłam Hotarubi za sobą prosto do ognistej wody. Z tym, że mnie
złapała Moeru Yona, ratując przed upadkiem. Zresztą wątpiłam, że lawa z mojego
własnego świata zrobiłaby mi krzywdę. Usłyszałyśmy przeraźliwy krzyk Hotarubi i
przybiłyśmy sobie piątkę na znak zwycięstwa.
***
Hotarubi
obudziła się z krzykiem i zerwała z łóżka. No tak… Była w swoim pokoju.
Westchnęła cicho i włączyła światło. Cała zlana potem poszła do łazienki wziąć
zimny prysznic, który ukoi nerwy. Ją również wszystkie te walki wiele
kosztowały, mimo, że dopiero teraz poniosła śmierć. Tym bardziej nie rozumiała,
jakim cudem Setsuko udało się zebrać, chociaż dzień w dzień ginęła z rąk dawnej
przyjaciółki.
– A
niech cię, Setsu – westchnęła Hotarubi, wychodząc z łazienki.
– Przegrałaś?
– usłyszała za plecami i uśmiechnęła się pod nosem. Ggio stał oparty o ścianę i
obserwował ją bacznie. Hotarubi wzruszyła ramionami, więc zapytał: – Czyli przegrałaś? Co
teraz?
– A
co ma być?- prychnęła w odpowiedzi. – Nic,
wymyślimy na nią coś innego.
– Wszystko
w porządku? – zapytał Ggio, podchodząc bliżej. – Drżysz.
– No
wiesz, właśnie utonęłam w strumieniu lawy. Dziwisz się? – zaśmiała się Hotarubi
i drgnęła, gdy chłopak pocałował ją w szyję, powoli ściągając z niej szlafrok,
aż materiał opadł na ziemię.
***
I
w takim oto klimacie kończymy dzisiaj. W ogóle to ubolewam nad tym, iż moja
logika się nie sprawdziła. „Setsu” oznacza teorię, a „ko” dziecko, więc
stwierdziłam, że to idealne imię. Dziecko teorii. No i taki Huy, bo ostatnio,
przypadkiem, znalazłam znaczenia imion japońskich. I oni mi tam wmawiają, że
Setsuko oznacza wstrzemięźliwe dziecko, a nie dziecko teorii… Chinatsu oznacza ‘tysiąc
lat’ i to może nawet się zgadza, bo jest przecież shinigami urodzoną tysiąc lat
po Miyagi Akihito z Ancient Death Gods, więc tu się fajnie zgrało. A Tomiko,
matka Kazumy, nazywa się „dziecko fortuny” i tu też mogłabym się zgodzić.
Reszty niestety nie znalazłam. Ale Setsuko stanowczo nie jest wstrzemięźliwym
dzieckiem :D
Cały dzień dzisiaj za mną chodziło, że powinien być rozdział. Tak mnie coś tykało. Nie myliłam się.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, ale tak szczerze, że Yona z Yukikaze Corrie to by się dogadały. Czytając, co Yona wyprawia, czułam, jakbym z Yuki miała do czynienia. Naprawdę myślałam, że to tylko Yukikaze ma tak nierówno pod sufitem. I nieważne, że jedna jest ognista, druga lodowa.
Bakuś się martwi. Jakie to słodkie. Lubię go coraz bardziej, a już w Twoim wydaniu to całkowicie.
Hotarubi ma w końcu za swoje. Ona i tak tygrysia mordka...? Chyba pozostawię to bez komentarza.
W ogóle pod koniec znowu Ci dialogi padły i w jednym miejscu źle je rozpisałaś, bo nie wiem, co mówi Hotarubi, a co Ggio.
Pozdrawiam
No to dobre miałaś odczucie.
UsuńTak, Yukikaze też jest złośliwa i pyskata, ale w moim odczuciu ma większą klasę, niż Yona, która klnie, tarza się po ziemi i ślini. Yukikaze chyba patrzyłaby na nią jednak z lekkim obrzydzeniem, podejrzewam, ale sugeruję się tym, co dotychczas przeczytałam.
Też polubiłam Bakusia w swoim wydaniu, a nadal twierdzę, iż tego romansu totalnie nie było w planie. Też go nie lubiłam. Ale marudziłyście z Iv mi na Kazumę i samo wyszło :D I wyszło tej historii na dobre.
Eee, ale w dialogach mi się wszystko zgadza, no ale luknę, co tam można poprawić u Hoti.
" – Przegrałaś? – usłyszała za plecami i uśmiechnęła się pod nosem. Ggio stał oparty o ścianę i obserwował ją bacznie. Hotarubi wzruszyła ramionami. – Czyli przegrałaś. Co teraz?
Usuń– A co ma być?
– Nic, wymyślimy na nią coś innego.
– Wszystko w porządku? – zapytał Ggio, podchodząc bliżej. – Drżysz." - tu masz. Pierwsze jest Ggio, potem Hoti, potem Ggio i wychodzi na to, że znowu Ggio. Albo to ja już czytać nie umiem.
Dobra, Yuki nie tarza się i nie gra wariatki, ale jest jeszcze kilka wspólnych punktów, których albo jeszcze nie pokazałam albo nie były aż tak zaakcentowane. Nie wiem, trzeba byłoby to sprawdzić, choć za wynik nie ręczę.
Nie, nie, no miałaś rację. Przeczytałam jeszcze raz i już poprawiłam. Kurczę, zawsze coś mi ucieknie w dialogach, a już myślałam, że będzie ok, ale dzięki za czujność.
UsuńHmm no to czekam aż pokażesz te inne punkty. W pewnych kwestiach na pewno są podobne, dokuczają swojej shinigami i są dość brutalne. Tylko Yona w dość nieokrzesany sposób. Ale myślę, że jeszcze będzie miała jakąś chwilę sławy. Tak na pewno.
Gdybyśmy zdobyły dostęp do tej energii i może właśnie przed tym próbuje powstrzymać nas Hotarubi <-- czegos mi tu zabraklo, no bo gdybysmy zdobyly, to co? nie łączą mi sie zdania ;)
OdpowiedzUsuńpatrząc na mnie spod byka. <-- z byka albo spode łba, tak mnie sie zdaje.
A tak poza pierdołami.... Jestem pod wrażeniem rozdziału. Wszystko, wszystko zagrało i och, "nie igraj z ogniem, bo sie poparzysz" IN YOURRR FACE, HOTARRUBI! yeah. Piękne.
Moeru. Obie. Swietne. Motyw bliźniaczych zanpak...utów? Oo Naprawdę, świetny wątek to je. Pieczęć jako że napierdalam naruto mi sie troche kojarzy, ale uwielbiam takie motywy, więc. To, ze nie stracila kontroli, tylko wyrwa w tej pieczeci... No, widze to, widze. No naprawdę, rozdział dodaję do ulubionych!