Z każdym dniem oddział trzeci zyskiwał
na sile. Było widać, że shinigami Trójki, dotychczas zaniedbani, wreszcie czują
się ważni i przykładają się do treningów prowadzonych przez Shigeru. Widząc
aprobatę na mojej twarzy, gdy obserwowałam ich każdego dnia, zaczynali również
ćwiczyć samotnie w wolnym czasie. Szybko odzyskali utraconą formę i chęć do
pracy. Natomiast ja mogłam odetchnąć z ulgą.
– Shigeru – powiedziałam, któregoś razu – może chcesz wrócić już do
Czarnego Zakonu? – spytałam. – Ja zostanę tu jeszcze trochę. Oczywiście nie
wyganiam cię, najchętniej trzymałabym cię tu zawsze, ale Bris na pewno tęskni.
– Nie tęskni. Na pewno jest z Kandą – naburmuszył się Shigeru.
– Ty znowu swoje? – mruknęłam. – A jak nie jest? Czy postanowiłeś już
coś?
– Nie wiem. Nie chcę o tym myśleć.
– Uparciuch – westchnęłam, uwieszając się bratu na szyi. – Dlaczego z
ciebie taki uparciuch?
– Poradzisz sobie beze mnie?
– Nie wiem – zaśmiałam się. – Ale dzięki tobie udało mi się ogarnąć
najważniejsze rzeczy. Teraz powinieneś pomóc sobie.
– Czyli jednak mnie wyganiasz – westchnął Shigeru.
– Nie wyganiam – odpowiedziałam. – Ale nie chcę, żebyś przeze mnie
marnował tu czas. Przynajmniej nie więcej, niż to potrzebne.
– Nie było mi tu źle.
– Ale i tak wiem, że tęsknisz za Bris i resztą przyjaciół.
– Ty też.
– Ale ostatecznie tu zawsze było moje miejsce – zauważyłam. – Chociaż i
w Czarnym Zakonie jest mój dom. – Idź i
nie poddawaj się – powiedziałam. – Lubię Kandę, ale i tak zawsze będziesz moim
faworytem – oznajmiłam, uśmiechając się pokrzepiająco. – Poza tym, zawsze
możesz tu wrócić, więc pilnuj tej przepustki.
– Pewnie. Uważaj na siebie, siostra – powiedział Shigeru i poklepał mnie
po ramieniu.
– Tylko przyjdź się pożegnać ze wszystkimi.
– Tak, tak – mruknął.
Westchnęłam cicho. Dobrze mi się tak
żyło. Nasza dwójka razem, ale nie mogłam go trzymać dla siebie. Musiałam
pozwolić mu odejść. Wciąż był jeszcze w zasięgu mojego wzroku, a ja już
tęskniłam. Pokiwałam głową z niedowierzaniem, w stosunku do własnego
zachowania. Wiedziałam, że zawsze mogę liczyć na mojego braciszka i że ja
również wskoczyłabym za nim w ogień.
Ale do wieczora udało mi się ogarnąć
papiery, nim Shigeru się spakował. Toteż zabrałam Jiro i całą trójką udaliśmy
się do Czarnego Zakonu, chociaż na chwilę.
– Shigeruuuuuuuu! – krzyknęła Bris, rzucając mu się na szyję. – Rany!
Nie było cię tak długo.
– Musiałem pomóc Setsu – mruknął Shigeru, jakby od niechcenia, ale
pogłaskał dziewczynę po włosach.
– Mogłeś się, chociaż odezwać od czasu do czasu, a od ciebie przez dwa
tygodnie żadnych wieści nie było! – Bris była ewidentnie zła. Nic dziwnego, bo
na temat Shigeru wiedziała tylko ode mnie. – Powinnam się na ciebie obrazić.
– Ale tego nie zrobiłaś.
– Bo tęskniłam, głupku.
Uśmiechnęłam się pod nosem i
zostawiłam młodych samych sobie. Nie wypadało przeszkadzać nieświadomym
zakochanym, którzy i tak byli już w swoim świecie i nie zwracali na nas uwagę.
Jiro pociągnęłam za sobą do sekcji naukowej.
– Yo! – powiedziałam na powitanie.
– Gdzieś ty wsiąknęła na tak długo? – spytał Reever.
– Ach, było sporo roboty – skwitowałam. – Jutro rano wracam z powrotem
do Seireitei – dodałam.
– To się tam streszczaj. Brakuje nam ciebie i grupy z twojego oddziału –
wtrącił się Russel.
– Maks dwa tygodnie – powiedziałam. – Tyle mi trzeba, by wyjść ze
wszystkim na prostą.
– Nie wymagasz za dużo? – zaśmiał się Reever.
– A dajcie wy mi spokój – mruknęłam. – Jiro, zostawiam ich tobie. Muszę
jeszcze zajrzeć do Kumuiego.
– Dlaczego ja? – jęknął Jiro, patrząc na mnie wzrokiem zbitego psa.
Poklepałam go tylko po plecach i
zniknęłam w shunpo. Po tym jak poinformowałam Koumuiego o postępach i tym,
kiedy przewiduję wrócić, a potem udałam się do pokoju Byakuyi. Zapukałam do
drzwi i po usłyszeniu zaproszenia, weszłam do środka.
– Setsuko? – Kuchiki był wyraźnie zdziwiony moją wizytą.
– Wpadłam tylko na trochę – oznajmiłam. – Jutro rano wracam do
Seireitei.
– Rozumiem.
– W zasadzie chciałam tylko powiedzieć, że miałeś rację, wcześniej... Co
do oddziału – dukałam, nie mogąc zebrać myśli. – Jest już o wiele lepiej.
Wszyscy ciężko pracują.
– Bo mają dobrego kapitana – stwierdził Byakuya, a ja spojrzałam na
niego zaskoczona.
– Bo mają kapitana, który ma wspaniałych przyjaciół – poprawiłam go i
uśmiechnęłam się lekko. – Co u... Co u Kazumy?
– Dobrze. Mają dużo pracy z połączeniem biznesu, ale mówił, że wszystko
jest ok.
– Rozumiem.
– Wybaczysz mu kiedyś? – spytał Kuchiki.
– Kiedyś pewnie tak... Ale potrzebuję czasu.
– Ale mylisz się, jeśli sądzisz, że wiedziałem o tym dużo prędzej, niż
ty – oznajmił nagle. – O wszystkim wiedział jedynie głównodowodzący, a cała
sprawa prowadzona była w tajemnicy.
– Próbujesz się tłumaczyć? Ty? – zdziwiłam się.
– Za dwa dni będę znowu w oddziale szóstym, przyjdź wtedy.
– Po co?
– Przyjdź.
– No dobrze – odparłam. Następnego dnia, rano, wezwałam do siebie
Yoichiego.
– Wzywała pani – stwierdził, wchodząc.
– Tak – przyznałam. – Chciałabym, żebyś dzisiaj po pracy został chwilę
dłużej, mógłbyś?
– Oczywiście – odparł z etuzjazmem chłopak. – Coś się stało?
– Nie, chciałam cię gdzieś zabrać – wyjaśniłam. – Nie musisz się
obawiać.
Yoichi miał być pierwszą ze zmian, które
zamierzałam wprowadzić w hierarchii oddziału. Był bystry, a ostatnio opanował
wreszcie shikai. Widział mi się na nowego szesnastego oficera. Jednak nie
zamierzałam przyznać mu tego tytułu tak łatwo. Zamierzałam zapewnić mu najpierw
przeszkolenie.
– Właściwie, to nie jest nasza jedyna wycieczka – oznajmiłam. – Zamierzam
cię za sobą ciągać przez jakiś tydzień.
– Tak jest.
– I tak nie masz wyboru – zaśmiałam się. – Ale obiecuję, że następne dni
będzie to przynajmniej w godzinach pracy.
– Zamierzałem trenować, ale jedno popołudnie mnie nie zbawi – stwierdził
Yoichi.
– W takim razie wiele nie stracisz.
Zabrałam Yoichiego do oddziału
jedenastego, gdzie czekał już na nas Madarame. Wszystko było ustalone.
– Yo, Ikkaku – powiedziałam radośnie, wchodząc do dojo. –
Przyprowadziłam go.
– Czekałem, Setsu.
– O co
chodzi? – strapił się Yoichi.
– Oto co dla ciebie przygotowałam – zaśmiałam się radośnie. – Prywatny
trening z Madarame Ikkaku.
– Pani kapitan chyba oszalała – jęknął chłopak. – Gdzie ja przeciwko
panu oficerowi.
– Cóż... Nie wątpię, że to będzie to ciężka walka – przyznałam spokojnie
– wierzę natomiast, że porady Ikkaku okażą się dla ciebie bardzo cenne. Ikkaku
specjalizuje się w szermierce, która dotychczas służyła ci, jako główny sposób
walki. Ja sobie tu posiedzę i popatrzę.
– Nie jęcz młodziaku, tylko stań do walki – prychnął Madarame i rzucił
chłopakowi drewniany miecz. – Zaatakuj, gdy będziesz gotowy.
– Przyniosłem herbaty, Setsuko – usłyszałam ze strony wejścia głos
Ayasegawy.
– Yumi – uradowałam się. – Też zostałeś?
– Oczywiście, gdy tylko usłyszałem, że się tu zjawisz.
– To miłe.
– Jak sobie radzisz? – spytał Yumichika.
– Jak widzisz, oddział prosperuje coraz lepiej.
– Pytałem o ciebie – stwierdził mężczyzna, krzywiąc się i położył swoją
dłoń na mojej. – Nie przemęczaj się. Jeśli potrzebujesz pogadać, moje drzwi są
zawsze otwarte.
– Dziękuję – odpowiedziałam cicho i wzięłam głęboki oddech. – To wiele
dla mnie znaczy. To właśnie świadomość, że mogę liczyć na przyjaciół, pozwala
mi przeć do przodu.
– Jesteś silna, wiem, że dasz radę.
– Nie mam innego wyjścia – zaśmiałam się. – Ale wiesz, Yumi? Odkąd
Kazuma odszedł, zniknął z mojego życia, czuję się lepiej. Jakby wolna.
– Może to pierwszy krok do tego, by znaleźć szczęście?
– Nie wiem, może. Tylko nie wiem, gdzie tego szczęścia szukać.
– Nie szukać – powiedział Yumichika, kiwając głową z dezaprobatą. – Ono
znajdzie cię samo. Ono jest w tobie.
– Twoi przyjaciele, twoi podwładni, twoja rodzina. To jest szczęście.
Nawet, jeśli teraz czujesz, że coś straciłaś...
– Nie. Zwłaszcza teraz, przekonałam się, jak wiele zyskałam przez
ostatni rok.
– W takim razie dasz radę – zaśmiał się Ayasegawa. – Skoro już to wiesz.
– Wszyscy tak o mnie dbają i jeszcze brakuje, żebym tego nie zauważała –
skwitowałam. – Wiesz jak mnie podwładni ukochali w dniu po weselnego kaca? Koji
przyniósł ze swojego ogrodu miętę na herbatę, Jiro przyniósł lekkostrawne
śniadanie, Motoki i Takanobu dostarczali mi dokumenty i wszystko, co potrzebne
do ogrodu, gdzie siedziałam obserwując trening prowadzony przez Shigeru. Czego
chcieć więcej?
Co jakiś czas zerkałam na walkę Ikkaku z
Yoichim. Madarame się nie powstrzymywał, co znaczyło, że uznał starania mojego
podwładnego. Przy okazji udzielał mu wskazówek i wytykał błędy. Gdy było po
wszystkim, w ramach nagrody, zabrałam Yoichiego na kolację i sake. Nie chciałam
jeść sama w domu, więc było to raczej samolubne życzenie, ale chłopak ucieszył
się bardzo na tę propozycję.
– Zamawiaj, co chcesz – oznajmiłam. – Ja stawiam.
– To ja poproszę curry – powiedział do kelnerki.
– A dla pani? – spytała dziewczyna.
– To samo.
– Czyli dwa razy curry, tak? Coś jeszcze?
– Sake i dwa kieliszki – powiedziałam.
– Rozumiem. Za chwilę przyniosę.
– Nie często ma się zaszczyt wypić sake ze swoim dowódcą – zamyślił się
Yoichi. – Szczerze mówiąc trochę mi głupio.
– Zupełnie niepotrzebnie – mruknęłam. – Kolacja to nagroda za ciężką
pracę. Chętnie porozmawiam sobie z dobrze rokującym shinigami.
– Dobrze rokującym? Oficer Madarame rozłożył mnie na łopatki.
– Głupoty gadasz – sarknęłam, rozlewając do kieliszków sake przyniesione
przez kelnerkę. – Ikkaku bardzo cię chwalił, gdy z nim chwilę rozmawiałam.
Zresztą z pokonaniem tego skubańca to i ja miałabym pewnie problem. Ikkaku jest
bardzo silny i nade wszystko doświadczony, a to coś, czego jeszcze ci brakuje.
Ale zdobędziesz to doświadczenie z czasem.
– Mam nadzieję, że będę kiedyś, chociaż połowie tak silny jak pani
kapitan.
– Młody jesteś – stwierdziłam z uśmiechem i napełniłam ponownie
kieliszki. – Jeszcze mnie prześcigniesz. Zresztą mówiłam ci już po pierwszym
pojedynku, że podoba mi się twój styl walki. Rozumiem twój styl. Potrafisz
swoje wady przekuć na zalety. Tak właśnie należy postępować – ciągnęłam dalej. –
Gdy ja dołączyłam do oddziału, latałeś jeszcze w pieluchach – skwitowałam,
uśmiechając się pod nosem. – To uświadamia mi, że nie mam już 16 lat, a ciągle
tak się czuję. Niemniej, gdy zostałam szesnastym oficerem, oczywiście umiałam
już panować nad shikai, ale poza tym nie była silna. Ledwo zaliczyłam w
akademii demoniczną magię, a z zajęciami teoretycznymi było jeszcze gorzej.
Wszystko, co miałam to shikai i szermierka. Co prawda w tamtych czasach
najczęściej chodziłam na misję z Hotarubi.
– Ach, byłą panią porucznik...
– Tak, właśnie. Ona była wtedy już dziewiątym oficerem. Była
wszechstronna i bardzo silna. Ale mogłam walczyć u jej boku, dzięki moim
strategiom. Dzięki nim nadrabiałam – oznajmiłam. – Ale nie zamierzam się
chwalić. Chodzi mi o to, że nie zawsze trzeba być we wszystkim biegłym.
Świetnie sobie radziłeś nawet bez shikai. Teraz, gdy udało ci się je uwolnić,
pracuj nad tym, żeby je udoskonalić, zapanować nad nim i pogłębić więź ze swoim
zampaktou. Dusza miecza to istota, która nigdy cię nie porzuci, zawsze będzie u
twego boku, ponieważ jest częścią ciebie. I nawet, gdy cały świat obróci się
przeciwko tobie, twoje zampaktou zawsze będzie ci służyć. Dlatego dla nas
shinigami to takie ważne. Osiągnąłeś to, ale nie poprzestawaj w treningach,
brnij do przodu. A ja, jako kapitan, stworzę ci wiele okazji do zaprawienia się
w boju. Wiele się po tobie spodziewam.
– Do, czego pani zmierza? – spytał z powagą Yoichi. – Domyślałem się, że
ten trening jest nie bez powodu. Proszę nie owijać w bawełnę.
– Chciałabym cię awansować na oficera, ale najpierw chcę, żebyś
przeszedł trening, który dla ciebie zaplanowałam. Twój awans będzie pierwszą
prawdziwą zmianą, którą wprowadzę – wyjaśniłam. – Powiem więcej, szesnastym
oficerem będziesz na pewno, chyba, że pokażesz mi, że stać cię na jeszcze
więcej. To walka, w której nic nie tracisz, więc nie ma potrzeby, żebyś
odczuwał presję. Ty już masz to stanowisko. Jednak chciałabym, byś w tych
treningach dał z siebie wszystko.
– Rozumiem. Dziękuję bardzo, pani kapitan.
– Za co? – prychnęłam. – Awans zawdzięczasz własnej, ciężkiej pracy. Nie
mi.
– Ale pani to doceniła.
– Zawsze doceniam takie rzeczy. Teraz jeszcze uczę się to okazywać –
zaśmiałam się, popijając sake. – Ale oczywiście zdolność do walki to nie jedyna
rzecz, potrzebna do zostania oficerem. Potrafisz dobrze ocenić sytuację i łatwo
nawiązujesz kontakty, ale chcę cię przetestować jeszcze trochę, w jeszcze
większym zakresie. Wiem, że ten tydzień może być troszkę ciężki, ale nie trać
wiary w siebie.
– Tak jest.
– A dzisiaj naprawdę dobrze się spisałeś. Możesz być z siebie dumny, bo
wierz mi, nie łatwo uzyskać pochwałę od Ikkaku.
– Tak jest.
– A teraz napijmy się – powiedziałam, nalewając ponownie sake i
wzniosłam kieliszek w górę. – Za twój awans.
– Nie – zaprotestował chłopak. – Za oddział trzeci.
– Niech i tak będzie – zgodziłam się. – Za oddział trzeci. Nasz
oddział...
Następnego dnia zabrałam Yoichiego do
Dziewiątki, gdzie odbył trening pod czujnym okiem Hisagiego. W tym czasie po
oddziale rozniosły się już rozmaite plotki. Uwadze moich podwładnych nie uszło
to, że zabieram gdzieś jednego z nich. Ale wersje były niestworzone. Koji i
Jiro wszystko mi przekazali, podczas rozmowy w moim gabinecie.
– Większość uznała, że Yoichi będzie nowym porucznikiem – oznajmił Koji.
– Albo przynajmniej trzecim oficerem, że pani kapitan tak go ze sobą zabiera.
– A to nie, ja słyszałem lepszą wersje – stwierdził Jiro, uśmiechając
się szeroko.
– Och? – zaciekawiłam się. – Jaką?
– Że to pani kochanek – padło, a ja parsknęłam śmiechem.
– Yoichi to dobry chłopak, ale trochę za młody jak na mój gust –
stwierdziłam, krzywiąc się. – Nie wykorzystuję młodzieży seksualnie.
– Ale wie pani kapitan, jak to jest. Nic pani nie mówi, to snują
domysły.
– Wszystko ogłoszę w poniedziałek – wyjaśniłam. – Jak już skończę ciągać
Yoichiego po innych oddziałach.
– Ale tak między nami, niech pani powie, o co chodzi – mruknął
konspiracyjnie Koji. – Przecież żaden z nas nie wygada.
– Hmm... Nie – zaśmiałam się. – Nie przekonacie mnie.
– Ale awans? – podsumował Jiro, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. –
Wiedziałem. Ale sądząc, po tym jak się pani śmiała, to na pewno nie na
porucznika. Na oficera. – Wzruszyłam ramionami. – Nic pani nie mówi, czyli mam
rację.
– Ale z ciebie mądrala – skwitowałam. – Dopijać herbatę i do roboty.
– Huuuh?
Przecież za chwilę i tak koniec zmiany. – No... Nie dla ciebie, Jiro.
Chciałabym z tobą jeszcze porozmawiać.
– To może ja już pójdę – zaproponował Koji.
– Spokojnie – uspokoiłam go. – Wypijmy najpierw herbatę. W sam raz
skończy się zmiana. Zasłużyliście na odpoczynek. Zresztą i tak nie ma już, co
robić. Ostatnio wszyscy tak się uwijacie z robotą, że nie mam już zadań, które
mogę wam przydzielać.
Zanim tydzień się skończył zabrałam Yoichiego
także do oddziału szóstego, gdzie wraz z jednym z oficerów Kuchiego pomógł
dowodzić grupą podczas wypadu do Rukongai. Dokładniej mówiąc, miał tą grupą
dowodzić. Shinigami, który zajmował się tym zazwyczaj, był właśnie dziewiątym
oficerem i miał ocenić, jak Yoichi radzi sobie z tym zadaniem. O dziwo, Byakuya
zgodził się na coś takiego bez większego problemu.
Kolejnego dnia zamierzył się z Rukią,
która również bardzo dobrze oceniła ich starcie. Całej walce, wraz ze mną
przyglądał się Ukitake. Zasiedliśmy w ogrodzie, nieopodal bojówki, popijając
herbatę przyniesioną przez trzecią oficer.
– Wreszcie wykonałaś ruch – stwierdził kapitan Trzynastki.
– Cóż... W końcu musiałam.
– Więc?
– "Więc"? – zdziwiłam się.
– Co dla niego przyszykowałaś?
– Do końca tygodnia będzie trenował ze mną.
– A co potem? – dopytywał Ukitake.
– A potem awans – odparłam, patrząc mu prosto w oczy.
– Na dziewiątego oficera, jak mniemam?
– Czytasz w myślach, kapitanie Ukitake? – zaśmiałam się.
– Wymagasz od niego stanowczo więcej, niż od kogoś na stanowisko
szesnastego oficera – stwierdził spokojnie mężczyzna. – Twoje oczy aż błyszczą
z radości. To znaczy także, że on jeszcze nie wie.
– Nie wie. Ale to nie jedyny awans, który jutro ogłoszę. Te treningi
przygotowałam, żeby upewnić się, czy się nada – wyjaśniłam, popijając herbaty. –
I teraz jestem już w stu procentach pewna. Pomijając trzeciego oficera i
porucznika, pozostałe stanowiska mam już wybrane.
– Może teraz zdradzisz mi szczegóły.
– Kojarzysz Motokiego, kapitanie Ukitake? – spytałam. – Kończył akademię
razem ze mną i Hotarubi.
– Pamiętam. To taki wesoły chłopak, często było widać was razem.
– Właśnie. Znam go dobrze i jego zdolności, a trening z Shigeru tylko
utwierdził mnie w tym, że już dawno powinien zostać piątym oficerem. Ale się
chłopak zdziwi.
– Czy on nie był czasem szesnastym?
– Był. Aż się dziwię, że Kazuma nadal trzymał go tam, zamiast awansować.
Motoki jest naprawdę zdolny. Zastanawiam się, czy Kaz nie potrafił dostrzec
potencjału podwładnych, czy zwyczajnie się nie przyglądał – westchnęłam. –
Doprawdy nie wiem...
– Może miał w tym jakiś cel.
– Nie wiem, może.
– Ale rozumiem, że to jeszcze nie koniec awansów.
– Nie – zaśmiałam się. – Krucho się zrobiło wśród szesnastych oficerów,
a oni przecież prowadzą pojedyncze grupy. Zrobiłam małą reorganizację grup i
wybrałam dwóch nowych, dołączą do obecnych. Obecnie jest tylko Jun i
Eizo. Dołączą do nich Takanobu i Shinsaku – oznajmiłam. – Żaden z nich nie ma
bankai, ale to silni, doświadczeni w boju shinigami. Doskonale poprowadzą swoje
grupy.
Kapitan Setsu daje radę. Teraz nie mam już żadnych wątpliwości, że nadaje się na to stanowisko. Jeśli coś pozostało, to z pewnością się wyrobi z czasem.
OdpowiedzUsuńJuż zapomniałam, że Shigeru przecież jest zazdrosny o Kandę. Zupełnie niepotrzebnie, a przecież Bris na niego czekała, gdy tylko wrócili. Idź ty mały zazdrośniku.
Widzę, że Setsu porządnie się wzięła za swoich przyszłych oficerów. Nieźle. I na początek ten skubaniec Ikkaku. Nawet Yumi się pojawił. Klimat Jedenastki odhaczony. Resztę też miło zobaczyć.
Czekam na kolejną część NC.
Pozdrawiam