Kuźwa, w tym rozdziale
ewidentnie widać wpływ dwóch osób. No, właściwie trzech, ale o trzeciej na
koniec rozdziału.
No, co do jednej to się nie trudno
domyślić (Heeej Wilczy :D ). Z drugą przebywam, na co dzień i to też widać.
***
Rozległo się pukanie do drzwi.
To był mój pierwszy prawdziwie wolny dzień, gdy mogłam się zrelaksować bez
walk. Jakichkolwiek. Jednak ktoś śmiał mi w tym przeszkadzać. Nie zdążyłam
nawet otworzyć mojego tryumfalnego wina. Westchnęłam cicho i powiedziałam
"proszę", a do pokoju wszedł Kazuma z bukietem kwiatów.
– Nie... – jęknęłam. – Nie psuj mi tego dnia, proszę.
– Muszę cię rozczarować, ale to nie jest mój zamiar.
– A jaki? – zdziwiłam się.
– Nie dziwię się, że masz takie podejście – przyznał. – Wszystko
przemyślałem i chciałem po prostu jeszcze raz przeprosić. Po prostu
przeprosić...
– Wiesz, chociaż, za co? – spytałam, marszcząc brwi.
– Za bycie dupkiem – zaśmiał się Kazuma. – Miałaś rację... Nie
potrafiłem być w porządku, zainteresować się, czy u ciebie wszystko w porządku.
Martwiłem się tylko o siebie. Zaniedbałem ciebie i oddział, a w ostateczności
potrafiłem tylko obwiniać wszystkich w koło. Chociaż, co do Byakuyi akurat
miałem rację – dodał na końcu, ale raczej nie był to powód do radości.
– Tutaj widocznie tak. Shigeru od początku mówił mi, że nie mylisz się,
co do Byakuyi. Co nie zmienia faktu, że wybór należał do mnie – przypomniałam,
prostując się i spojrzałam Kazumie prosto w oczy. – Nie spotykam się z nim,
żeby zrobić ci na złość.
– Wiem. To dobry facet...
– Już nie chcesz go zabić?
– Nie. Zadbałem też o oddział. Przeprowadziłem im porządny trening i
ustaliłem terminy kilku kolejnych, a dokumenty już się nie piętrzą, więc nie
musisz się martwić.
– Rozumiem. To dobrze.
– Dlatego przepraszam – powiedział i wręczył mi kwiaty.
– Przyjmuję przeprosiny – odparłam, bo wreszcie czułam, że jego słowa są
szczere. – Co zamierzasz teraz zrobić?
– Być lepszym kapitanem i przyjacielem.
– Trzymam kciuki.
– Ale to nie znaczy, że poddam się bez walki – oznajmił Kazuma. – Ja cię
nadal kocham i sprawię, że do mnie wrócisz.
– Zobaczymy... Ale mam nadzieję, że nie będziesz w tym celu próbował
nikogo zabić, ani szantażować.
– Nie – zaśmiał się, lecz w jego oczach widziałam smutek. Zbliżył się i
ucałował mnie w czoło, po czym wyszedł. W chwilę później pojawiła się Amy,
która przylgnęła do mnie i raczej mogłam zapomnieć o piciu wina, chociaż miałam
na nie jeszcze większą ochotę, niż wcześniej. Poza tym chwilę później i tak na
głowę zwaliła mi się jeszcze Ivrel w towarzystwie Bris i Shigeru. Rozsiedli się
i jeszcze otworzyli moje wino.
– No nie dadzą ani chwili wytchnienia – jęknęłam.
– Przesadzasz – mruknęła Iv, rozsiadając się pomiędzy Bris i Shigeru,
którzy nie wyglądali na szczególnie zachwyconych tym faktem. – Jacy wy
jesteście podobni – dodała, patrząc to na mnie, to na Shigeru.
– To trochę przerażające, gdy mówisz to, obmacując mojego młodszego
brata – skwitowałam.
– Daj spokój, dawno nie widziałam Arrrrato, a Tsukiyama mnie
ignorrrruje. Ja mam potrzeby wiesz?
– Realizuj je gdzie indziej i na pewno nie na moim bracie – syknęłam. –
Amy, idź do Leenalee, dobrze?
– Nie chce – zaprotestowała dziewczynka.
– Idź. Wieczorem przyjdę opowiedzieć ci bajkę – Amy wyszła, a ja odetchnęłam
z ulgą. – Iv, oszalałaś, żeby obmacywać mojego brata? I to jeszcze przy
dziecku?
– Niech się uczy.
– Wypierdalaj na drugą stronę – warknęłam i wbiłam ostrze Moeru w stolik
tuż przed twarzą Ivrel. – Już!
– Dobrrrra, dobrrrra, co ty taka nerrrrwowa? Okres?
– To nie hormony tylko twoje zachowanie! – wrzasnęłam.
– Nie, ewidentnie jesteś nerwowa, siostra – mruknął Shigeru, odpychając
Ivrel. Ta wreszcie się poddała i usiadła po drugiej stronie stołu, rzucając mi
pełne żalu spojrzenie. Popijaliśmy wino, a ja obserwowałam jak Bris i Shigeru
zerkają na siebie nieśmiało. Bez wątpienia coś się kroiło. Westchnęłam
cicho, wspominając te pierwsze uniesienia, motyle w brzuchu. Poczułam się staro…
– A właśnie, był u ciebie Kazuma nie? – odezwał się Shigeru. – Czego
chciał?
– Przyszedł przeprosić.
– Serio? – zdziwiła się Bris.
– No. Był dość przekonywujący.
– I przyjęłaś przeprosiny? – spytał Shigeru, marszcząc brwi.
– A dlaczego nie? Skoro były szczere? – skwitowałam.
– I co, wracasz do niego? – pytaniom nie było końca.
– Tego nie powiedziałam.
– Ale rozważasz to?
– Szczerze mówiąc, to nie bardzo. Przynajmniej na razie, układ z Byakuyą
mi pasuje – stwierdziłam, uśmiechając się mimowolnie.
– Ale to coś więcej, czy chodzi tylko o seks? – wtrąciła się Ivrel.
– Nie wiem. Zresztą to bez znaczenia – odpowiedziałam ze spokojem. – Jak
na razie pasuje nam ten układ i nic więcej się nie liczy.
– A ty Shgerrrru? Spałeś już z kimś? – ożywiła się Ivrel.
– Tak. Pewnie... – odparł.
– Och. Doprawdy? – zaciekawiła się Bris. – Nigdy się nie chwaliłeś.
– Nigdy nie pytałaś – odpowiedział wymijająco Shigeru.
– A z kim? – zaśmiałam się. – Chyba z własną dłonią.
– Setsuko! – oburzył się Shigeru i zerknął na Bris. – No, a ty?
– Ja? Cóż...
– Też z nikim nie spałaś – zauważył tryumfalnie.
– Też? – podchwyciła Bris. – Czyli jednak ściemniałeś.
– Przecież to było oczywiste. Oj dzieci, dzieci – mruknęłam, kiwając
głową z dezaprobatą.
– Oj, Brrrrisiu, dużo się jeszcze musisz nauczyć – oznajmiła Ivrel
głosem stuletniej mentorki.
– Czego się czepiasz, młoda jest to i głupia – dodałam radośnie.
– A niektórzy głupi pozostają do końca – odgryzła się Bris.
– Jędza.
– No chyba ty.
– No już, już, dziewczyny – Shigeru odnalazł się w roli rozjemcy. – Nie
kłóćcie się. – Warto dodać, że przy okazji objął Bris ramieniem, że tak niby
przypadkiem. – Napijmy się lepiej.
Z Ivrel parsknęłyśmy śmiechem.
Popołudniu umówiona byłam z Matsumoto na
zakupy. Chciałam sobie kupić jakąś fajną bieliznę, może też jakąś mniej
oficjalną sukienkę, a Rangiku była świetnym doradcą i jeszcze lepszym kompanem
takich wypraw. Nasz ostatni wypad całkowicie to potwierdził.
– Ale to czego dokładnie szukasz?
– Jeszcze nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
– Ale czegoś ładnego i wygodnego, czy tylko ładnego? – dopytywała Matsu.
– Czegoś zajebiście seksownego – oznajmiłam, szczerząc zęby. – Takiego,
że kopara opada.
– Tak podejrzewałam – skwitowała Matsumoto, uśmiechając się tajemniczo. –
Jakie upodobania ma kapitan Kuchiki? Jakiś ulubiony kolor?
– Kto powiedział, że to dla niego? – mruknęłam.
– Oczywiście, że dla ciebie, a nie dla niego. Taką mam przynajmniej
nadzieję... Chociaż to mógłby być ciekawy widok – zamyśliła się Rangiku. – Na
przykład kapitan Kuchiki w stroju pielęgniarza. Albo... O wiem! Strażaka!
– Matsu! – krzyknęłam. – Wracaj na ziemię.
– Dobra. Co ty na to? – spytała, pokazując mi coś skąpego i koronkowego o
bliżej nieokreślonym fasonie, w kolorze jednorożca. I z brokatem.
– Eeee... Muszę odpowiadać?
– A to? – podsunęła mi pod nos kolejny wieszaczek.
– Czarne? Czerwone? – jęknęłam. – Proszę.
– A ciemny róż?
– Ujdzie – odparłam.
– A może strój pielęgniarki jednak? – podsunęła Matsumoto pokazując na
manekina.
– Matsu...
– Dobra. To nie. Ale weź powiedz... Jaki jest Kuchiki? No wiesz, tak
prywatnie? – zapytała konspiracyjnym szeptem.
– Potrafi zaskoczyć – oznajmiłam, błądząc wzrokiem po sklepie. – Jest...
Fajny.
– No, ale... Pytam o... No wieeeesz…
– Cóż... Raczej nie mogę narzekać – odpowiedziałam wymijająco.
– No a r... Rrrrrrr... Dusisz mnie – jęknęła Matsu.
– Och, ręce mi się omsknęły – wyjaśniłam, uśmiechając się diabolicznie.
– Na moją szyję?
– Sama nie wiem, jak to się stało...
– No więc? – naciskała Rangiku.
– To mów ciszej – skarciłam ją. – Wszyscy na nas patrzą.
– No, a który z kuzynów wypada lepiej?
– Pod jakim względem?
– Pod każdym.
– Byakuya wypada lepiej pod prawie każdym względem – przyznałam cicho.
– Mów dalej.
– Kazuma... jest miły, wesoły, ale tak naprawdę jest egoistą. Chociaż i
tak poczynił postępy, bo dzisiaj przyszedł mnie przeprosić i wygląda na to, że
zdał sobie sprawę z własnych błędów, a to już dobry początek. Za to Byakuya... –
urwałam na chwilę, próbując dobrać odpowiednie słowa. – Jest niby taki
strasznie poważny no i faktycznie bardzo dokładny w swojej pracy oraz
wymagający, ale jednak sprawiedliwy. Wymaga od innych, ale od siebie także. No
i jeśli da mu się szansę to naprawdę potrafi zaskoczyć. Potrafi się uśmiechać.
Ba! Nawet śmiać i bawić! Nie powie wprost, że się martwi, ale dał mi to nie raz
poczuć. Jest troskliwy, czuły i taki no…
– Och! To chyba poważniejsze, niż myślałam! – krzyknęła z przejęciem
Matsumoto.
– Co? Nieeeee.
– No, ale tak się ciepło uśmiechałaś, gdy o nim mówiłaś. Wyglądasz na
szczęśliwą no i w końcu jesteście razem, nie?
– Nie wiem, czy razem... To bardziej układ. On wie, że kocham Kazumę, a
ja wiem, że nigdy nie przestał kochać Hisany. Po prostu oboje potrzebujemy
czyjejś bliskości – stwierdziłam. Jednak wieczorem czekała mnie miła
niespodzianka.
– Nie wierzę! – krzyknęłam, stając w drzwiach do salonu. – Pozbyłeś się
tych futrzanych mebli?
– Nie do końca – odparł Kuchiki. – Rukia je wzięła. Nie podobały jej się
te, które miała.
– Ale i tak...
– Co myślisz o tych?
– Pasują do ciebie o wiele bardziej – stwierdziłam. – Proste, ale
bardzo ładne. Wyglądają świetnie.
– To może sprawdzimy, czy wygodne? – padło w odpowiedzi.
Wieczorem Byakuya zasnął dość szybko.
Musiał być zmęczony. Ucałowałam go w czoło i jeszcze chwilę patrzyłam na jego
śpiącą twarz. Czułam, że zaczynam się w nim zakochiwać. Nie wiedziałam jeszcze,
czy to dobrze. Ten układ był w sam raz, podobało mi się to. Byłam szczęśliwa.
Myśli Kuchikiego pozostawały jednak nieodgadnione, a to napawało mnie
niepokojem. No, niby zmienił te meble dla mojego spokoju ducha, ale wciąż nie
potrafiłam wyzbyć się tego, bliżej niezdefiniowanego strachu.
Wróciłam do Czarnego Zakonu. Tylko,
dlatego, że obiecałam Amy tą durną bajkę. Dzieciak był naprawdę wymagający i
powoli kończyły mi się pomysły. Toteż tym razem wzięłam ze sobą z biblioteki
jakąś książkę, żeby przeczytać kilka stron zanim dziewczynka zaśnie. Ulokowałam
się obok niej i pozwoliłam, by wtuliła się w mój brzuch.
Gdy tylko skończyłam czytać pierwszy
rozdział, zorientowałam się, że Amy już śpi. Westchnęłam cicho. Wolałam jeszcze
chwilę poczekać, zanim wyjdę, żeby się czasem nie przebudziła. Zdążyłam się już
przyzwyczaić do tego dziecka. To nie tak, że na początku jej nie lubiłam. Wręcz
przeciwnie, ale jakoś nie potrafiłam się nią zająć. Wcześniej nie miałam
styczności z dziećmi, pomijając pojedyncze dusze, które musiałam tylko odesłać
do Soul Society. Poza tym Amy przypominała mi mnie z czasów dzieciństwa. Lub
raczej z czasów, które pamiętam.
Kiedy nagle się obudziłam, nie mając
rodziny, domu ani wspomnień, byłam przerażona i zaczęłam płakać. Nie potrafiłam
się odnaleźć w tym obcym, chłodnym świecie, ale nie miałam wyjścia. Dałam jakoś
radę, chociaż doskwierała mi samotność. Zawsze bałam się samotności.
Niewyparzony jęzor i buntowniczy charakter pomogły mi zdobyć szacunek wśród
innych dzieci, a to pchało mnie dalej. Nienawiść do shinigami obojętnych na
trudy naszego życia spowodowała, że zaczęłam zakradać się na drugą stronę muru,
do Seireitei. Tak wszyscy dowiedzieli się o moim istnieniu.
Potem poszło już z górki. Co jakiś czas
odwiedzał mnie dziadzio, przynosząc słodycze i różne rzeczy. Ukitake też
znalazł kilka razy czas, by się zjawić, a później przygarnął mnie Kisuke wraz z
Yoruichi i sama zostałam shinigami. Zyskałam siłę.
Natomiast Amy... Mała, bezbronna
dziewczynka przypominała mi o tym, jak słaba byłam na początku. Przypominała mi
o strachu, który odczuwałam, o tym wszystkim, czego pamiętać nie chciałam.
Chciałam otoczyć ją opieką, przytulić i powiedzieć, że nie musi się bać. Z
drugiej zaś strony irytowało mnie to, że jest tak bezbronna jak ja kiedyś.
Wymknęłam się z pokoju i przystanęłam na
korytarzu, zastanawiając się, co dalej. Nie wiedziałam czy wrócić do Byakuyi,
czy już sobie darować. Pewnie lepiej byłoby wrócić, może nawet nie
zorientowałby się, że wyszłam. Poza tym nie robiłam nic złego. A jednak
nie chciało mi się. Oparłam się o balustradę i spojrzałam w dół. Tam zobaczyłam
Shigeru i Bris. Szli po schodach, za pewne na swoje piętro. Uśmiechnęłam się
pod nosem. Naprawdę uroczo razem wyglądali.
– To przykrrre, nie? – usłyszałam za plecami.
–Co jest przykre, Iv?
– Jak widzisz młodych, zakochanych – westchnęła. – Ale tobie to nie
robi. Nie jesteś lepsza.
– Nie jestem zakochana. A na pewno nie w ten sposób.
– Och, daj spokój. Ty i Byakuya jesteście w tym już po uszy. Słodka
parrrrka.
– A ty Iv?
– Już ty dobrze wiesz, kogo ja bym chciała – odparła, oblizując usta.
– Oj, no właśnie chyba się pogubiłam – mruknęłam pod nosem. – Tsukiyama?
Arato? A może nasz Renji?
– Nie są źli, ale Grrrrimmjow bije ich na głowę – stwierdziła Ivrel i
westchnęła ponownie. – Wiem, co myślisz – dodała. – Ciągle mi powtarzasz, że to
wróg. Dla was pewnie faktycznie.
Wzruszyłam ramionami.
– Wróg, czy nie... Serce nie sługa – powiedziałam cicho, a Ivrel
spojrzała na mnie zaskoczona. – Tak długo jak masz to na uwadze to, kim
naprawdę jest, nie będę się wtrącać. O ile uda ci się go złapać w swoje sidła.
– Zaraz w sidła. Ja nie chcę go łapać, tylko ujarzmić. A nawet nie wiem,
czy na pewno ujarzmić. No przynajmniej pewną jego część.
– Podejrzewam – zaśmiałam się
Ostatnimi czasy coś jeszcze mnie
martwiło, lecz z powodu koszmarów i walki z Hotarubi, zepchnęłam to na dalszy
plan. Tym razem jednak nie mogłam dłużej ignorować problemu. Wystarczyło już,
że zaprzepaściłam sprawę swojego wzroku, ale zdążyłam się już przyzwyczaić, że
nie widzę na prawe oko. Ale teraz już wypadało o siebie zadbać, zanim odsuną
mnie od walki. Dlatego następnego dnia postanowiłam spotkać się z kapitan
Unohaną. Nie było mi to może specjalnie na rękę, ale coś mi mówiło, że tym
razem nie obejdzie się bez jej pomocy.
Poddała mnie całej serii różnorakich
badań, mniej lub bardziej przyjemnych. Zawsze wiedziałam, że kapitan Czwórki ma
coś z sadystki... Po wszystkim usadziła mnie w swoim gabinecie i poszła
przejrzeć wszystkie wyniki, zanim przedstawi mi diagnozę. Siedziałam jak na
szpilkach, chociaż w głębi duszy znałam już odpowiedź. Wciąż jednak się
łudziłam, że być może się mylę, że to nie mogło mi się przytrafić, że Unohana
znajdzie inne wytłumaczenie, ale jakże nikła była to nadzieja.
Wreszcie przyszła kapitan czwartego
oddziału, spojrzała na mnie, a w jej oczach dostrzegałam coś na kształt
współczucia, jeśli nie litości. Musiałam być naprawdę blada, bo położyła mi
dłoń na ramieniu i uśmiechnęła się pokrzepiająco i dopiero po chwili usiadła na
przeciw mnie.
– To już pewne? – spytałam cicho, ledwo dosłyszalnie.
– Nie mam żadnych wątpliwości. Przykro mi...
– Ile czasu mi zostało?
– Pół roku.
– Jak długo będę w stanie walczyć? – To było najważniejsze.
– Najlepiej wcale, ale pewnie nie dam rady cię przekonać....
– To prawda, pani kapitan, nic nie jest w stanie zmienić moich decyzji.
Więc? – ponagliłam ją, patrząc jej prosto w oczy.
– Nie więcej niż dwa miesiące, kategorycznie – odparła wreszcie – Potem
i tak nie będziesz w formie, by walczyć.
– Rozumiem, to i tak nieźle. Mam jakieś pole manewru.
– Boisz się? – spytała Unohana.
– Oczywiście... Kto by się nie bał?
– Mogę ci jakoś pomóc? Jeśli jest coś, chętnie ci pomogę –
zaproponowała. – Chcesz o tym jeszcze porozmawiać?
– Nie, przynajmniej nie teraz. Zjawię się, gdy zostanie mi już niewiele
czasu lub zajdzie taka konieczność.
– Skoro tak uważasz...
– Już postanowiłam.
– No dobrze. Gdybyś czuła się bardzo źle, przyjdź, coś zaradzimy –
powiedziała Retsu.
– Dobrze, dziękuję – powiedziałam. – Proszę tylko zachować to w tajemnicy,
nie tak, jak kwestię mojego wzroku – dodałam, marszcząc brwi.
– Niech będzie. Chociaż lepiej, gdyby ktoś wiedział.
– Na razie wystarczy, że pani wie – stwierdziłam – Gdy przyjdzie czas na
pewno powiadomię wybrane przez siebie osoby.
***
Last but not least...
Końcówka inspirowana serią [Bleach] Druga miłość by Laurie ^^
Ale więcej dowiecie się niebawem.
Końcówka inspirowana serią [Bleach] Druga miłość by Laurie ^^
Czemu mnie nie dziwi, że wolny dzień został Setsu zabrany przez wszystkich dookoła? Kurczę, Kazumy się nie spodziewałam. Lepiej, sądziłam, że wyleciał z obsady na dobre, choć to byłoby niemożliwe. Obawiałam się trochę, że Setsu zaraz sobie przypomni o tej miłości i wróci do tego ciołka. Po prostu miałam takie wrażenie. Dobrze, że się myliłam.
OdpowiedzUsuńBris i Shigeru - słodka parka, choć trzeba by ich pchnąć bardziej ku sobie. Naprawdę im kibicuję i Iv klejąca się do Shigeru mnie wkurza. Niech idzie zapolować sobie na Grimma. Albo kogoś innego. Nie żebym jej nie lubiła, ale...
Matsumoto jak zwykle genialna. To, co tam powiedziałaś o Setsu i Byakuyi, przypomina mi "Drugą Miłość". Tak troszkę :)
Byakuya pozbył się mebli Hisany. Cud. Szok i niedowierzanie. Może to jest takie powiedzenie, że zależy mu na Setsu.
Niepokoi mnie ta końcówka. Setsu zostały dwa miesiące? Nie, nie zgadzam się. Będę ryczeć przez Ciebie, Tris, cholero jedna. Zobaczysz. Będziesz za to odpowiedzialna.
Inspiracja "Drugą Miłością"? Toć mnie zaszczyt kopnął. Zobaczymy, coś Ty tam wymyśliła. Zobaczymy.
Pozdrawiam
Cóż... Kazuma poszedł na chwilę w odstawkę, ale jak mogłabym się go pozbyć całkowicie? Musiałabym go zabić, a on się jeszcze przyda.
UsuńNad Bris i Shigeru jeszcze pracuję. Może zrobię im jakiś specjalny rozdział. Nie wiem. Na razie przygotowuję się do 4 kwietnia. *w*
Hm... No kuźwa zawsze się staram, żeby nie ale to, co czytam jednak stanowczo ma jakiś wpływ cholera na to, co piszę :/ Zresztą oni w sumie przeżywają drugą miłość faktycznie. Ba! Byakuya nawet drugą młodość :D
Tak, końcówkę ewidentnie wymyśliłam czytając Drugą Miłość. :D Co prawda wątek, który czytałam nie miał zbyt wiele wspólnego z tym, co mam tu, ale nagle doznałam olśnienia :D Chociaż poderzjewam, że muszę uszczelnić drzwi i okna jakby rozwścieczony tłum postanowił mnie spalić na stosie >.<
Biedna, nachalna, niekochana Iv ;D Aż ją sama miałam ochotę opierdolić albo ukochać, nie wiem co lepiej by zrobiło na niewyżycie.
OdpowiedzUsuńKazuma i kwiaty, i przepraszam. I co jeszcze. ;D No dobra,damy mu drugą szansę.
Co jest kurwa, rak watroby z przepicia? -.- Nie wiem co knujesz ale mi sie to kurwa nie podoba. tch. dlatego foch i zwiezle i krotko i FOCH. Kurwa co rozdział się człowiek musi czymś martwić zamartwiać no. FOCHx500