-O czym rozmawialiście? - usłyszałam niespodziewanie i aż podskoczyłam.
-Byakuya, nie strasz mnie - zdenerwowałam się. - Nie rozmawialiśmy o niczym specjalnym.
-Doprawdy? A to ciekawe, bo wyraz twojej twarzy zmieniał się z każdą sekundą. Byłem zaskoczony, że ludzie mają tak szeroki wachlarz mimiki - stwierdził Kuchiki, oglądając się jeszcze za Kazumą.
-A ty co? Postanowiłeś się oddać karierze psychologa? - zakpiłam. - Znajdź sobie inny obiekt obserwacji.
-Ale to tobą kazał mi się opiekować...
-Kto? - spytałam, patrząc podejrzliwie na Kuchikiego.
-Kazuma.
-A od kiedy ty słuchasz czyiś rozkazów? Zwłaszcza jego.
-Może źle się wyraziłem. Poprosił... Żebym się tobą opiekował.
-Powiedz mu, że moje życie to już nie jest jego sprawa - syknęłam rozwścieczona. - Twoja zresztą też nie.
-Martwi się. To chyba dobrze, że poczuwa się do odpowiedzialności po tym wszystkim, nie uważasz?
-A od kiedy ty trzymasz jego stronę? Jednak co kuzyni, to kuzyni. Wszyscy po jednych pieniądzach - warknęłam rozdrażniona.
-Kazuma zrobił to dla ciebie.
-No, teraz to już w ogóle dowaliłeś - syknęłam. - Dla mnie bierze ślub z dziewczyną, której najbardziej nienawidzę? Dla mnie będzie się z nią pieprzył i dla mnie będą razem mieli dzieci? - zapytałam i popukałam się palcem w czoło. - Nie sądzę, więc nie chrzań mi tu, że to dla mnie. Dla mnie... Dobry żart. Gdyby robił coś dla mnie, nadal byłby kapitanem.
-Sama nie wiesz, czego chcesz.
-A co to ma do rzeczy? - oburzyłam się. - Niczego specjalnego nawet nie chciałam. Wystarczyło, że był obok. - Byakuya spojrzał na mnie zaskoczony, ale nic nie powiedział. - Nieważne - stwierdziłam, krzywiąc się i ruszyłam poszukać Shigeru i Matsumoto, którzy wsiąknęli gdzieś bez wieści.
Niestety nie znalazłam ich. Przepadli zupełnie, ale nie miałam pretensji. Matsu taka już była, pewnie zabrała Shgieru, żeby go wszystkim przedstawić. Nie miał szans, żeby się wywinąć. Westchnęłam ciężko, snując się wśród gości. W końcu nie wytrzymałam i wymknęłam się, gdy nikt nie patrzył.
Udałam się do świata ludzi, lecz nie do Czarnego Zakonu się skierowałam, a do Karakury, do siedziby pewnego gangu. Ot, zwykły blaszany barak, który wykupili i stanowił teraz ich prywatny teren. Stałam przed ogromnymi drzwiami. Tak dużymi, że wjechałby tamtędy nawet tir i uderzyłam w nie kilka razy.
Przez chwilę panowała cisza, na pewno sprawdzali w tym czasie któż się pojawił. Po kilku minutach jednak drzwi się otworzyły, a w nich stanął Endou.
-A co ty tu robisz? - spytał zdziwiony. - Dawno cię nie było.
-Dawno nie miałam wolnego czasu - mruknęłam. - Ale dziś mam...
-Właź, nie będziesz chyba tak sterczeć na zewnątrz. Chłopaków nie ma, siedzę sam - wyjaśnił. - Chcesz piwa?
-A wiesz, że chętnie? - mruknęłam. - Nawet bardzo chętnie.
-Coś się stało?
-Nie.
-Ładny strój. Mamy jakiś festiwal? Dość dobrze znam wszystkie święta, ale nie kojarzę, żeby dziś coś było.
-Nie... Byłam na ślubie.
-Uciekłaś ze swojego ślubu, że taka wystrojona? - zaśmiał się szatyn.
-Nie ze swojego. Kazuma... mój przełożony bierze dzisiaj ślub, a ja byłam na to zaproszona.
-Twój przełożony... Kazuma, Kazuma... Coś mi świta. To... Ach! To ten. Uuu....
-No właśnie.
-A z kim?
-Najgorszą zdzirą.
-To może poszukam czegoś mocniejszego - stwierdził Endou. - Siadaj, co tak stoisz? Czuj się jak u siebie.
-Tak. Dzięki.
Pociągnęłam kilka sporych łyków whisky z lodem i westchnęłam.
-A wiesz, co jest najgorsze? Że skubaniec po prostu wykpił się od obowiązków i musiałam przejąć jego stanowisko. Zupełnie nie wiem, jak się tym wszystkim zająć.
-Głupoty gadasz. Poradzisz sobie.
-Lepiej mi się żyło, gdy byłam oficerem. A teraz wszystko się pochrzaniło.
-Nie myśl, tylko pij - zaśmiał się Endou. - Takie rzeczy trzeba zapić.
-Trzeba, to iść jutro do roboty.
-Głupoty chrzanisz.
Następnego dnia do pracy przyszłam na mega kacu. Mimo to byłam punktualnie. Nawet przed czasem, bo nie mogłam spać. Usiadłam w swoim biurze, zastanawiając się, jak to wszystko zorganizować oraz jak w takim stanie udało mi się w ogóle doczłapać do gabinetu. Musiałam zapewnić podwładnym porządny trening, zarazem nie paraliżując funkcjonowania oddziału. Ostatecznie podzieliłam shinigami na trzy grupy i wbrew temu, co początkowo planowałam, zrobiłam to niezależnie od od rangi. Można rzec, że zaufałam swojej intuicji. Szkoda tylko, że zrobienie rozpiski zajęło mi ponad dwie godziny. Środki przeciwbólowe przestawały działać, a woda z ogórków się skończyła.
Chciałam zrobić sobie herbaty, ale gdy wstałam, świat zawirował.
-Oo cie... jaki helikopter - jęknęłam, powróciwszy na swoje miejsce.
-Rozległo się pukanie do drzwi.
-Prosz...? - mruknęłam, ale nie zdążyłam dokończyć, bo drzwi się otworzyły.
-Dzień dobry. - Do gabinetu wszedł Koji z dwoma kubkami parującej herbaty. - Dla pani miętowa - oznajmił. - Z mojego ogrodu. Najlepsza.
-Och, dziękuję - mruknęłam, uśmiechając się blado. - Skąd wiedziałeś, że się przyda?
-Podejrzewałem, że może być różnie, skoro wczoraj odbył się ślub kapitana Kurogane.
-Porażka, że wszyscy widzą mnie w takim stanie.
-Kac normalna rzecz - zaśmiał się Koji. - Każdy czasem napić się musi - dodał, siadając na przeciw mnie. - Mogę jakoś pomóc?
-Radzę sobie jakoś. Zrobiłam rozpiskę grup treningowych - oznajmiłam spokojnie i podałam mu kartki. - Jeśli możesz wywieś je na tablicy, oczywiście jak już wypijemy herbatę.
-Da pani radę prowadzić trening?
-Przez najbliższy czas będą codziennie. A dziś, cóż, właściwie mam pomocnika. Nie należy on do żadnego z oddziałów, ale jest shinigami - wyjaśniłam i spojrzałam na zegar. - Lada moment powinien się zjawić. Poprowadzi trening. Ja dziś tylko popatrzę.
-Pomocnik? Shinigami bez oddziału? - zdziwił się Koji. - To w ogóle możliwe?
-Ano.
Rozległo się pukanie do drzwi i zanim zdążyłam odpowiedzieć, Shigeru władował się do środka.
-Jestem - mruknął. - Ale tych szmat nosić nie będę - naburmuszył się. - Mam tylko przepustkę ze sobą.
Koji odchrząknął znacząco, a Shigeru spojrzał na niego i zamarł.
-Te "szmaty" to uniform każdego shinigami - wyjaśniłam rozbawiona. - Nawet ja zazwyczaj jednak to noszę.
-Ach, sorry... Po prostu jestem przyzwyczajony bardziej do zachodniego stylu.
-Cóż... Podejrzewam, że mundur Czarnego Zakonu też nie jest zły.
-To pomocnik? - spytał Koji.
-Ach, tak. To jest Tomori Shigeru, mój młodszy brat - oznajmiłam. - Będzie mi pomagał przez jakiś czas - po tych słowach zwróciłam się do braciszka: - A to jest Koji, wziął mnie pod swoje skrzydła, gdy dołączyłam do oddziału, poznajcie się.
-Nie wiedziałem, że ma pani brata - przyznał Koji.
-Widzisz, Koji... Przypałętał się taki. Aż żal nie przygarnąć - skwitowałam.
-Ej, nie pozwalaj sobie - warknął Shigeru.
-A ty, co taki nerwowy? - zdziwiłam się. - Stresior?
-Wszyscy się na mnie gapili, kiedy tu przyszedłem.
-Cóż... Wyglądasz prawie jak ja, ale brakuje ci cycków - zauważyłam z uśmiechem. - Nic dziwnego, że są ciekawi.
-Chuj tam... Jakby ducha zobaczyli - burzył się Shigeru.
-Ale wyrażaj się proszę - skarciłam brata.
-A ty, co teraz? Sama klniesz jak szewc - skwitował.
-Ale nie tutaj - odparłam spokojnie. - Postaraj się przynajmniej.
-Co się dzieje z tym światem - jęknął Shigeru. - To, co? Zaczynamy?
-Daj nam dopić, ok?
-Jasssne. Idę sobie też po herbatę. W holu widziałem czajnik - rzucił Shigeru i wyszedł.
-Więc to on poprowadzi treningi - zamyślił się Koji. - Nie wątpię, że jest silny. Jego reiatsu...
-Jego reiatsu, bardzo możliwe, że jest potężniejsze od mojego - dokończyłam. - Umiejętności też mu nie brakuje. Miał dobrego nauczyciela, wierz mi. Nawet jeśli nie chodził do akademii, ten chłopak, on opanował nawet bankai. Kido uczył go Kazuma przez ostatnie, który zawsze był w tym lepszy ode mnie. Zresztą sam zobaczysz.
-Już nie mogę się doczekać.
-Jeszcze będziesz miał go dość. Przynajmniej przez tydzień przerobi z wami podstawy. Potrzebujecie rozgrzewki, nim wyciągnę większą artylerię.
-Widzę, że pani kapitan ma już wszystko zaplanowane - zauważył Koji i uśmiechnął się serdecznie. - Można wiedzieć, co to takiego?
-A nie powiesz chłopakom? - spytałam.
-Będę milczał jak grób - padło w odpowiedzi.
-O wierz mi, nawet groby mogą przemówić.
-Nic nie powiem.
-Ja też nie - zaśmiałam się i wytknęłam mu język.
-Ale się pani kapitan na żarty zebrało - westchnął mężczyzna.
-Jakie żarty? - podchwycił Shigeru, wchodząc do gabinetu. - Wzięłam kilka łyków swojej herbaty i westchnęłam. - No co?
-Nic.
Siedząc w cieniu drzewa, na trawie, popijając miętową herbatkę i powoli dochodząc do siebie, nie tyle po weselu, co po piciu z Endou, obserwowałam z bezpiecznej odległości trening jednej z grup. W duchu dziękowałam za tak wspaniałego brata, który zgodził się pomagać starszej siostrze w jej pracy. Zwłaszcza w momencie, gdy ta jest niedysponowana i każdy szybszy krok grozi upadkiem.
-Niech to... Cholery Endou - mruknęłam pod nosem. - I cholerna, droga whisky...
-Na kogo pani tak pomstuje? - zaśmiał się Jiro, podchodząc do mnie.
-Do roboty nic nie masz? - spytałam mrużąc oczy.
-Herbatę dla pani kapitan przyniosłem - odparł z uśmiechem Jiro. - I coś lekkiego do zjedzenia, bo to jakoś czas już, żeby żołądek zaczął funkcjonować.
-Ach, dzięki.
-Proszę bardzo.
-Cholera...
-Co się stało? - zaniepokoił się Jiro.
-Nic, po prostu po raz kolejny uświadomiłam sobie, jaki ja mam zajebisty oddział. Wszyscy tu o mnie dbają, kiedy ja ewidentnie schrzaniłam, bo wesele, czy nie, powinnam być w lepszej formie.
-Ale oddział funkcjonuje. Praca idzie sprawnie, trening wygląda obiecująco. A dla pozostałych to dopiero musi być radocha, skoro nawet mnie cieszą te treningi.
-Tak myślisz?
-Ja to wiem!
-No dobra. Powiedzmy, że ci wierzę - zaśmiałam się. - Jeszcze raz dzięki za herbatkę i w ogóle...
-Ja to się dziwię, że pani kapitan w ogóle przyszła.
-Dlaczego?
-To pani nie wie? Połowa kapitanów nie pojawiła do pracy. Wśród poruczników i oficerów też jest przesiew.
-Cóż... Nie dziwi mnie to - przyznałam. - Większość naprawdę świetnie się bawiła. Z tego, co słyszałam...
-No, jakoś się specjalnie nie dziwię, że nie została tam pani zbyt długo.
-A ja się sobie dziwię - stwierdziłam po chwili namysłu. - No, ale cóż zrobić. A teraz do roboty. Ja się tu posilę i przyjdę jeszcze zajrzeć do raportów.
Właśnie zbierałam się z powrotem do biura, gdy poczułam znajome reiatsu.
-Osz cholera, kogo teraz diabli niosą - wymamrotałam pod nosem i ruszyłam na spotkanie swojego gościa. - Co cię tu sprowadza? - spytałam, gdy stanęliśmy już twarzą w twarz.
-Przyszedłem sprawdzić...
-Czy przyszłam? - powiedziałam chłodno. - Jak widzisz jestem, oddział się jeszcze nie rozsypał.
Byakuya westchnął.
-Przyszedłem sprawdzić jak się czujesz - oznajmił. - Wczoraj zniknęłaś bez słowa.
-Ach... Cóż...
-Rozumiem, że teraz wrzuciłaś mnie i Kazumę do jednego worka, dlatego, że w przeciwieństwie do ciebie ja z nim jeszcze rozmawiam - powiedział Kuchiki i obrzucił mnie lodowatym spojrzeniem - ale pamiętaj, że ciągle jeszcze musimy razem pracować. Mamy wspólną misję, skoro już tak bardzo od wszystkiego chcesz się odciąć.
-Bakuś mi przygadał - jęknęłam. - To się porobiło. Ale masz rację, wiem - dodałam spokojnie. - Wczoraj miałam zły dzień i zupełnie niepotrzebnie potraktowałam cię tak złowrogo. Potrzebuję czasu, żeby to wszystko ogarnąć. To... To nie tak miało być. Nie miałam nigdy zostać kapitanem. Dużo rzeczy miało być inaczej.
-Ale jest tak i musisz się z tym pogodzić.
-Zaskakujące, ale już się pogodziłam - stwierdziłam i uśmiechnęłam się blado. - Teraz muszę się już tylko przyzwyczaić. Idzie mi dobrze, rozumiesz? - Spojrzałam z powagą na Kuchikiego. - To, co robię... To działa. Oddział funkcjonuje.
-To bardzo dobrze. W razie potrzeby w oddziale szóstym zawsze znajdziesz pomoc - rzucił na odchodne Byakuya i zniknął.
-Dzięki! - krzyknęłam za nim, ale nie wiedziałam, czy słyszał.
Popołudniu udałam się do gmachu trzynastego oddziału, w odpowiedzi na zaproszenie od Ukitake. Po drodze mijałam shinigami z różnych jednostek i ku mojemu zdziwieniu wszyscy witali mnie z uśmiechem i kłaniali się. Ech, co robi z człowiekiem kapitańskie haori...
Już w bramie Trzynastki przywitali mnie oficerowie, de facto, nigdy nie mogłam spamiętać ich imion, więc skinęłam tylko głową i dałam się poprowadzić. Zapukałam do drzwi i po usłyszeniu "proszę", weszłam do środka. Czekała już na mnie czarka pełna parującej herbaty.
Ukitakie powitał mnie szerokim uśmiechem.
-Wzywałeś, kapitanie Ukitake - zauważyłam, siadając na przeciw niego. - Coś się stało?
-To prawda. Chciałem porozmawiać.
-O czymś konkretnym? - spytałam. - Jak się czujesz, kapitanie?
-Dobrze, dziękuję - odparł mężczyzna. - Bardziej martwi mnie twój stan.
-To aż tak widać? - strapiłam się. - To prawda, że jeszcze ciągle mam kaca, ale byłam pewna, że już nic nie widać.
-Hahaha! Nie, nie zauważyłem, żeby coś było nie tak. - Ukitake był wyraźnie rozbawiony. - Chodziło mi raczej o to, jak sobie radzisz, jako kapitan.
-Ach! Dziękuję, ale nie narzekam. Dzięki wsparciu podwładnych i przyjaciół, powoli wdrażam się w nowe obowiązki.
-Rozumiem. Cieszy mnie to.
-Wszystko stało się tak nagle. Bałem się, że możesz czuć się z tym źle.
-Cóż... To prawda, że awans był niespodziewany, tak samo jak odejście Kazumy, ale chyba nie ma potrzeby do niepokoju - stwierdziłam spokojnie i popiłam herbaty. - Co stanowi problem to brak porucznika i trzeciego oficera, ale na szczęście mój brat zgodził się nieco pomóc, dopóki kogoś nie wybiorę.
-Właśnie, słyszałem już plotki o twoim bracie - oznajmił Ukitake. - Więc to prawda?
-Tak.
-Ale rozumiem, że nie zamierza on dołączyć do Gotei 13?
-Bynajmniej, na razie nie. Z czasem zamierzam go do tego przekonać, ale jednak wychował się wśród ludzi i poczuwa się do bycia egzorcystą - wyjaśniłam. - Dostał tylko przepustkę zastępczego shinigami.
-Powiedz mi, Setsuko, masz już na oku kogoś na porucznika i oficera? - zaciekawił się Ukitake. - Słyszałem, że nie chcesz nikogo z innego oddziału.
-To prawda - przyznałam i wzięłam kolejny łyk herbaty. - Moi podwładni również byli narażeni na pewien stres ze względu na tak nagłą zmianę kapitana. Wolałabym nie brać nikogo spoza oddziału. Rozumiesz prawda, kapitanie Ukitake? Wierzę, że w innych oddziałach jest wielu zdolnych shinigami, zasługujących na awans, ale oddział trzeci nie jest gorszy.
-Czyli masz kogoś na oku - podsumował.
-Tak. Co prawda jeszcze zbyt wcześnie, by cokolwiek powiedzieć, na razie osobiście obserwuję walki treningowe, ale mam już dwóch faworytów. Czekam jednak aż umocnią swoje pozycje, a ogół ich wyników zadecyduje o tym, który z nich zostanie porucznikiem, a który oficerem.
-Z tego co wiem, poza tobą w Trójce nikt nie opanował bankai - zaniepokoił się Ukitake.
-To też prawda, ale dwóch wspomnianych shinigami jest na dobrej drodze, żeby je wkrótce opanować. Zamierzam ich oczywiście wspierać.
-Widzę, że niepotrzebnie się martwiłem - zaśmiał się kapitan Trzynastki. - Wygląda na to, że wszystko masz już dopracowane.
-Nie wiem, czy wszystko...
-Daj spokój, Setsuko. Z tego, co widzę masz jasno określone cele i plan jak je osiągnąć.
-Cóż... W końcu jestem strategiem - zauważyłam, uśmiechając się szeroko. - Plany to moja specjalność.
-Czyli nie powiesz mi, kogo planujesz awansować?
-Nie powiem. Co prawda wątpię, żebyś był skłonny do plotek, kapitanie - zaśmiałam się. - Ale jakoś nie mogę się przemóc, by powiedzieć to na głos. Mimo wszystko, chcę być sprawiedliwa i dać wszystkim szansę
-Rozumiem. Dobre podejście.
-Robię, co mogę - stwierdziłam. - A teraz proszę wybaczyć, mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.
-Oczywiście. Uważaj na siebie Setsuko.
-Pan również, kapitanie - odparłam i uśmiechnęłam się na pożegnanie. - Proszę o siebie dbać. Dziękuję za zaproszenie i herbatę - dodałam.
Gdy wróciłam, Shigeru był już w domu. Krzątał się po kuchni, przygotowując kolację w takim skupieniu, że nawet mnie nie zauważył.
-Coś ładnie pachnie - stwierdziłam, uśmiechając się radośnie. - Chyba nie pozwolę ci wrócić do świata ludzi - skwitowałam.
-Nie pozwolić to ty sobie możesz, a ja tam i tak wrócę.
-Do Bris? - zapytałam rozbawiona.
-Możesz wyjąć naczynia. Kolacja zaraz będzie - mruknął Shigeru. - Zrobiłem gulasz.
-Och, mówiłam, że cię kocham, braciszku?
-Wiem, wiem. Jestem wspaniały - padło w odpowiedzi.
-I skromny - zauważyłam, przygotowując naczynia i sztućce. - Może po piwku? - zaproponowałam, wyciągając dwie butelki chmielowego wywaru.
-Jasne.
Shigeru nałożył jedzenie na talerze i zasiedliśmy do stołu.
-Pyszne - powiedziałam już po pierwszym kęsie. - Nie wiedziałam, że umiesz gotować. - Fajnie tak jeść razem. Dziękuję...
-Za co? - prychnął Shigeru. - Odbija ci.
-Może - zaśmiałam się. - Ale miałam namyśli, że dziękuję ci za całą tą pomoc. W oddziale, przy treningach... że jesteś tu ze mną.
-To chyba oczywiste, że zawsze możesz na mnie liczyć - oburzył się Shigeru. - W końcu jesteśmy rodziną.
Wszystkiemu towarzyszyła muzyka
Followers
Rumors
I w ten oto sposób zakończyła się historia Behind Last Crossroad. Niemniej, zapraszam na moje pozostałe blogi, które można znaleźć w zakładce Other Dimensions. A najprawdopodobniej w kwietniu odbędzie się premiera drugiej części BLC pod tytułem Daughter of fiery flowers :D
Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!
Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!
Grunt to rodzinka, choć Shigeru na pewno się nie przyzwyczai do Soul Society. Powściągnij język, młodszy Tomori, mundur szanuj. Nie tylko swój.
OdpowiedzUsuńBakuś spełnia prośbę Kazumy... No proszę, się porobiło. Chyba że tu też ma powód, żeby być taki chętny do "pomocy" Setsu:)
Wiesz, co mnie tu boli, Tris? Korekta. Największy problem jest z dialogami, bo w kilku miejscach rozdzielasz niepotrzebnie wypowiedzi albo je łączysz i ja już nie wiem, co kto mówi. Literówek też się kilka trafiło. To boli.
Pozdrawiam
Laurie
Kuźwa, aż tak źle? Ja wiem, że ortografia zawsze była u mnie na opak, ale już się pilnuje. No cholera, tak źle?
Usuń