Wraz z Byakuyą, Shigeru i Kazumą
miałam udać się na misję. Poszukiwacze poinformowali Czarny Zakon o znalezieniu
Innocence i podali swoje współrzędne, a potem kontakt się urwał, dlatego
szliśmy w tak potężnym składzie. Zresztą i tak podejrzewałam, że zwyczajnie nie
chcieli puścić mnie samej, a trzymać w zakonie w nieskończoność też nie mogli.
Plotki o tym, że zwariowałam wciąż się rozprzestrzeniały, ale wszędzie można
znaleźć ziarnko prawdy. No nie?
Kazuma nie odzywał się specjalnie, ale
atmosfera nie była napięta, ani nieprzyjemna w żaden sposób. A to był już
stanowczy postęp, bo ostatnimi czasy byłam zdolna znów patrzeć na niego jak na
przyjaciela, nie przez pryzmat złości i żalu. Cieszył mnie ten fakt.
Do miasta, skąd poszukiwacze
przekazali ostatnią informację, dostaliśmy się łatwo. Jak zwykle przez Soul
Society. Dalej było już nieco gorzej, bo Innocence miało znajdować się w lesie.
A las był naprawdę ogromny. Co jednak denerwowało nas najbardziej to fakt, że
był środek zimy i grzęźliśmy w śniegu do kolan. Nawet za pomocą shunpo nie
mogliśmy się przemieszczać już tak szybko, chociaż znacznie ułatwiało nam poruszanie
się.
Po drodze natknęliśmy się na kilkanaście
akum, co znaczyło tyle, że Innocence wciąż gdzieś tam tkwiło. Bez trudu
pozbyliśmy się sługusów Milenijnego, zagłębiając się coraz dalej w las. Nie
mogłam oprzeć się wrażeniu, że zdarzy się coś złego. Kazuma najwyraźniej wyczuł
mój niepokój, bo cały czas trzymał się blisko. A może jego motywy wcale nie
były tak dobre, jakbym tego chciała?
Nagle straciliśmy grunt pod nogami.
Zaskoczona pisnęłam, chwytając się Kazumy, który był najbliżej. Zaczęliśmy
spadać, choć jeszcze chwilę temu staliśmy gdzieś w środku lasu. Przyznaję, że w
tamtej chwili spanikowałam przez niespodziewaną utratę gruntu, który ostatnimi
czasy bardzo lubiłam mieć pod stopami. Kazuma przytrzymał mnie, łapiąc
równowagę i dzięki niemu udało nam się bezpiecznie wylądować.
– Co to było? – jeknęłam.
– Chyba znaleźliśmy
podziemny świat...
– Ale jak to podziemny?
Przecież tu jest niebo – zaprotestowałam, rozglądając się dokoła.
– Spójrz – odparł Kazuma,
wskazując palcem w górę. – Ono się w ogóle nie rusza, chmury stoją nieruchome,
to niebo jest sztuczne.
– Sprawka Innocence?
– Prawdopodobnie – mruknął,
uparcie stukając w telefon. – Szlag, nie ma zasięgu. Nic dziwnego, że nie było
kontaktu z poszukiwaczami.
– Co z Byakuyą i Shigeru? –
spytałam zaniepokojona.
– Nie spadli z nami, więc
pewnie udało im się uciec przed zapadającym się gruntem. Prędzej czy później do
nas dołączą. Na razie powinniśmy się rozejrzeć.
Byliśmy gdzieś w pizdu daleko,
stojąc po kolana w śniegu. Dopiero w oddali dostrzegłam jakiś las iglasty,
zupełnie inny od tego, w którym byliśmy wcześniej. Zadrżałam z zimna i potarłam
dłonie, próbując je ogrzać. Nie zdarzało mi się zbyt często, żeby było mi
zimno, więc samą mnie to zdziwiło. Jednak nie bardziej, niż to, że Kazuma
ściągnął swój płaszcz i zarzucił mi go na ramiona.
– Ej – mruknęłam. – Co ty
wyprawiasz?
– Zimno ci, nie? – zauważył,
nawet na mnie nie patrząc.
– Ale nic mi nie będzie.
– Mi też nie, więc nie
marudź – odpowiedział niewzruszony i pociągnął mnie za sobą. – Chodź. –
Mimowolnie ruszyłam za nim. – Przynajmniej pozwól mi się tobą opiekować –
wyszeptał. – Chociaż dla Byakuyi... – Nie odpowiedziałam, tylko spuściłam
wzrok, nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy. Czas płynął, a światło sztucznego
dnia powoli ustępowało ciemności. Shigeru i Byakuyi nadal nigdzie nie było,
poszukiwaczy też nie znaleźliśmy. Błądziliśmy bez celu wśród
wszechogarniającego nas śniegu. – W tamtej skale jest spora wnęka, możemy się
tam schronić – zaproponował Kazuma. – Nie wiemy, co nas tu spotka, więc lepiej
przeczekać do rana, inaczej jesteśmy łatwym celem, a ty wyglądasz na zmęczoną.
Jutro wznowimy poszukiwania.
– Dobrze...
Nie zamierzałam protestować. Miał rację,
byłam dziwnie zmęczona, a Kazuma roztaczał wokół siebie o wiele przyjemniejszą
aurę, niż wcześniej. Taką kojącą. Czułam, że się zmienił, że jest bardziej
spokojny i można na nim polegać. Mi zaś brakowało siły, nie tyle, co fizycznej,
co raczej psychicznej. Pragnęłam móc sobie pozwolić na ten luksus i zaufać mu
raz jeszcze.
Siedzieliśmy ramię w ramię, oparci o ścianę
mini jaskini. Patrzyłam w dal, chociaż coraz mniej potrafiłam dostrzec na
ciemniejącym horyzoncie. Miałam złe przeczucie odnośnie tej całej wyprawy,
każdy drobny element tego miejsca mówił mi, że zdarzy się coś złego, ale było
już za późno, by uciekać. Nie miałam też już siły się dłużej wzbraniać. Chłód
przenikał przez ubrania wdzierając się aż do kości i mrożąc je od wewnątrz.
Przymknęłam oczy i oparłam głowę na ramieniu Kazumy.
– Setsuko, nie śpij –
powiedział, potrząsając mną lekko. – Mamy tu przeczekać, nie spać. Mam
wrażenie, że spanie jest złym pomysłem.
– Wiem... Ale to silniejsze
ode mnie.
– Skup się, wiem, że jesteś
zmęczona, ale nie daj się temu. Ten las nas usypia...
– Ale ja jestem śpiąca –
jęknęłam.
– Nie pozwolę ci tu zasnąć –
mruknął pod nosem. – Jeśli sie nie weźmiesz w garść, nie zostawisz mi wyboru...
– Mam to gdzieś...
– Setsuko, Setsuko –
powiedział, ale nie miałam siły otworzyć oczu. Czułam jak kładzie dłoń na moim
policzku i całuje mnie. Długi, słodki pocałunek nieco mnie ożywił. I chociaż
wiedziałam, że w obecnej sytuacji, w tamtej chwili i ogólnie, nie powinnam była
poddawać się temu. A jednak to było silniejsze ode mnie. Nigdy przecież nie
przestałam go kochać. Rozpływałam się w jego objęciach, więc chwyciłam się mocno
jego ubrań. Westchnęłam, gdy nasze usta się rozdzieliły, a Kazuma zaśmiał się
pod nosem.
– Widzę, że się obudziłaś –
zauważył i już chciał się odsunąć, ale nie pozwoliłam mu. – Setsuko? – zdziwił
się. – Setsuko?
– Już zapomniałeś? –
spytałam, patrząc mu prosto w oczy. Ten jeden pocałunek przypomniał mi, jak
bardzo za nim tęskniłam. Z Byakuyą było mi dobrze. Świetnie się dogadywaliśmy,
uzupełnialiśmy się i może nawet coś do niego czułam, ale wciąż było zbyt wcześnie.
Gdyby Kazuma pocałował mnie pół roku później, może bym nie uległa, ale
wszystko, co do niego czułam, teraz odżyło. Minęło tak mało czasu. Zbyt mało.
Zaledwie trzy miesiące, odkąd zerwaliśmy i chociaż dużo się w tym czasie
wydarzyło, nie potrafiłam o nim zapomnieć.
– Jesteś pewna? – spytał
Kazuma, wyraźnie się powstrzymując.
– Niczego, do cholery, nie
jestem już pewna – powiedziałam, przyciągając go do siebie.
– Jesteś niemożliwa...
Powoli wsunął ręce pod moje ubrania i
zaczął całować mnie po szyi…
Następnego dnia wznowiliśmy poszukiwania,
ale zamiast Shigeru i Byakuyi spotkaliśmy Hotarubi wraz z Road. Zmarszczyłam
brwi, chwytając rękojeść Yony. Kazuma położył mi dłoń na ramieniu, żeby mnie
uspokoić, ale ją strzepnęłam.
– Poprzednio mi zwiałaś –
syknęłam. – Ale tym razem cię dorwę.
– Nie sądzę – odparła
Hotarubi. W mgnieniu oka zaatakowałam, uwalniając bankai. W oddali słyszałam
tylko krzyk Kazumy, który łudził się, że mnie powstrzyma. Na darmo, bo nie
zamierzałam odpuścić. Wybuch moich płomieni spowodował, że ogromna chmura
gorącej pary wodnej buchnęła prosto w Hotarubi, lecz zdołała się jakoś wymknąć.
Do tego jednak czasu, przedostałam się za nią i uderzyłam z całej siły z
łokcia, powalając ją na ziemię, ale rozpłynęła się we mgle.
– Cholera, znowu to durne
bankai? – mruknęłam. Nie zamierzałam zostać w tyle. Rozcięłam palec o ostrze
Moeru i zakreśliłam na niej krwawą linię. – Piekielny ogień – powiedziałam, a
płomienie zmieniły kolor na czarny. Ale tym razem mogłam nad nimi zapanować.
Wiedziałam już, że wcześniej zużywały całą moją energię, więc mogłam używać ich
krótko, a potem nie byłam w stanie się ruszać, ale teraz miałam władzę nad
energią, którą znalazłyśmy z Moeru. Hotarubi nie miała szans.
Ogromne, ogniste tornado pochłaniało
białe połacie śniegu, niszcząc je do cna i połykając mgłę Hotarubi. W oddali
słyszałam, że klnie i zobaczyłam jak opuszcza swój mglisty azyl. Spróbowała zajść mnie od
tyłu, ale sparowałam atak i znów buchnęły płomienie.
– Setsuko! – W oddali
usłyszałam głos Shigeru. – Wreszcie was znaleźliśmy.
Zignorowałam jednak wszystko, skupiając
się na walce. Udało mi się zablokować kolejny atak Hotarubi i już miałam
wyprowadzić swój, kiedy wszystko zniknęło i odezwała się Road:
– No, Setsuko, koniec zabawy
– zaśmiała się. – Teraz jesteś w moim świecie. Dawno nie miałyśmy okazji się
pobawić. Nudziło mi się, odkąd odeszłaś, wiesz?
– Co jej zrobiłaś? – spytał
Shigeru, lecz jego głos słyszałam jak przez grube szkło.
– Setsuko!
– Teraz to ze mną się bawi –
zachichotała Kamelot i wszystkie głosy z zewnątrz ucichły. Z ciemności powoli
zaczęły wyłaniać się kształty. Nie byłam już w śnieżnej, podziemnej krainie, a
w zupełnie innym miejscu. Chociaż podejrzewałam, że to zaledwie iluzja Road.
Słyszałam wieści, co zrobiła z generałem – mentorem Leenalee. Czy czekał mnie
ten sam los? Uśmiechnęłam się pod nosem, aż parsknęłam śmiechem. Nie mogłam tu
umrzeć, niezależnie od tego, co pokaże mi ta dziewczyna. Przynajmniej jeszcze
przez jakiś czas, musiałam żyć.
– Poznajesz to miejsce? –
spytała Road, pojawiając się przede mną. – To jedno z twoich wspomnień. Twoje
ukochane Soul Society.
– Jakoś nie kojarzę –
mruknęłam, marszcząc brwi. – Pewnie Rukongai.
– W takim razie może
odświeżę ci pamięć? – zaproponowała Road i zniknęła, a ja znów zostałam sama na
środku polany, gdzieś w lesie. Zobaczyłam młodego mężczyznę o długich, blond
włosach i niebieskich oczach. Był bardzo podobny do Miyagi Ruichiro, ale to z
pewnością nie był on. Na jego widok poczułam ukłucie w sercu. Odwrócił się i
spojrzał na mnie, a na jego twarzy malowały się troska i miłość.
– No chodź – powiedział. –
Szybko.
– Ja? – zdziwiłam się, ale
nie dostałam odpowiedzi. Obok mnie przebiegła mała dziewczynka, łudząco podobna
do mężczyzny. Z tym, że jej oczy były czerwone. Wtedy zrozumiałam, o co chodzi.
To byłam ja. Mała, kilkunastoletnia ja. Wraz... Z moim ojcem.
– Setsuko, pospiesz się,
zanim nas dogonią.
– Kto? – spytałam, ale
dotarło do mnie, że oni mnie nie słyszą. Byli tylko częścią wspomnień, które w
dodatku obserwowałam z perspektywy osoby trzeciej. Niczym duch.
– Tato! – pisnęła
miniaturowa ja. – Nasz dom płonie, musimy ugasić pożar!
– Nie teraz, słońce, już za
późno. Teraz musimy uciekać. Nie martw się, twoja mama wszystko przewidziała,
pamiętasz? Mamy coś ważnego do zrobienia. Obiecaliśmy to mamie.
– Mama... – wyszeptałam.
Patrzyłam jak postacie biegną dalej, lecz ktoś wyłonił się z mroku. To był
Aizen w towarzystwie Tousena. Dopiero po chwili dostrzegłam, że był tam ktoś
jeszcze. – Hotarubi – jęknęłam.
Młoda Hotarubi, bez wątpienia, stała
tam, przyglądając się całemu zajściu. A więc naprawdę, od samego początku była
po jego stronie. Powoli traciłam poczucie czasu i przestrzeni. To, co widziałam
nakładało się na to, co widziała młoda ja. Aż w końcu stałyśmy się jednym. Widziałam
wszystko jej oczami, widziałam wszystko takim, jakie było dziesięć lat temu.
Byłam w pełni świadoma, lecz nie mogłam już mówić, wszystko działo się poza
moją kontrolą. Ponieważ były to tylko wspomnienia.
– Soichiro... Oddaj dziecko Teorii – powiedział Aizen.
– To nie jest dziecko Teorii, to córka moja i Reiko – protestował ojciec.
– Jeśli się do mnie przyłączysz, nie zabiję cię.
– Jakiś ty się stał miłosierny... – skwitował Soichiro.
– To jedyna taka szansa – zaśmiał się Aizen. – Przecież wiesz, że i tak ją
zabiorę.
– Jedyna taka szansa? – zakpił ojciec. – Jakaś promocja? – dodał rozbawiony. - Ale
córki nie oddam. Po moim trupie.
– Tato, nie walcz z nim – prosiłam. – Jest ich za dużo, są silni.
– Wiem skarbie... Ale tatuś też jest silny.
Wszystko działo się tak szybko. Zanim zdążyłam
się obejrzeć, Tousen zaatakował mojego ojca, raniąc go głęboko. Jednym
cięciem... Widziałam jak upada, a wokół niego tworzy się kałuża krwi.
Krzyczałam, głośno krzyczałam. Aizen zaśmiał się tylko. Hotarubi też się
uśmiechała. Patrzyła na całe zajście. Wszystko widziała.
Przez te wszystkie lata patrzyła na mnie,
rozmawiała ze mną, śmiała się ze mną, wiedząc o tym wszystkim. Czułam jak coś
we mnie pęka. Mogłabym przysiąc, że słyszę dźwięk tłuczonego szkła. I znów
byłam sobą, dwudziestodwuletnią shinigami. A cała ta scena odtwarzała się od
nowa i od nowa. Gdzie nie spojrzałam, widziałam śmierć swojego ojca i to jak
Tousen zabiera mnie gdzieś ze sobą, mimo, że ja szarpię się jak tylko mogę. I
znów widzę śmierć ojca i jeszcze raz.
Wspomnienia odżywają, są realne i
żywe. Pamiętam, ten dzień. Po moich policzkach płyną łzy, serce bije szybko.
Boli, jakby rozdzierane było na miliony drobnych kawałeczków. Straciłam
wszystko.
Upadłam na kolana, dłonie zaciskając na
ramionach. Wbijałam paznokcie w skórę, nie mogąc opanować łez. Krzyczałam. Bo
nawet, gdy zamknęłam oczy i tak widziałam te obrazy. Śmierć mojego ojca. I
słyszałam śmiech. Tryumfalny śmiech Aizena. I widziałam twarz Hotarubi, pełną
zadowolenia i pogardy dla nas.
***
Trzech shinigami obserwowało
miotającą się Setsuko. Widziała coś, czego im nie było dane dostrzec. Znali
jednak możliwości Road i żaden z nich nie wątpił, że obrazy przez nią
pokazywane musiały być straszne. Wyglądało na to, że wyświetlała Setsuko jakąś
paskudną przeszłość, lecz nie mogli zrozumieć jaką.
– Tato! – krzyknęła Setsuko.
Shigeru poderwał się, słysząc to. Chciał jakoś pomóc siostrze, ale nie wiedział
jak. Znowu nie był w stanie nic zrobić. Zdawał sobie sprawę z tego, że jedynym
wyjściem jest pokonanie Road, ale wątpił, czy tego małego potwora cokolwiek
może zabić. Walczył z nią już przecież kilka razy.
– Setsuko! – krzyknął. –
Słyszysz mnie siostra? Nie daj się! – Tylko tyle przyszło mu do głowy, zdzierać
sobie gardło z nadzieją, że Setsuko go usłyszy. – Możesz z nią wygrać! Nieważne, co ci pokazała! Przypomnij sobie dobre chwile! Nie możesz przegrać!
Kazuma
natomiast gotowy był już aktywować bankai. Wciąż obwiniał się o odejście
Hotarubi, o to, że nie mógł jej upilnować. Oraz o to, że źle wybrał. To Setsuko
powinna była zostać porucznikiem, nie Hotarubi. Może dzięki temu nie byłaby
teraz z Byakuyą. Kazuma wiedział, że już dawno popełnił błąd i za każdym razem
tylko pogarszał sprawę.
Byakuya
powstrzymał swojego kuzyna, kładąc mu dłoń na ramieniu. Również miał ochotę
ruszyć do walki, co rzadko mu się zdarzało. Tym razem jednak chętnie rozszarpałby
Road razem z Hotarubi, lecz obawiał się, że jeśli nie będą uważali, mogą zrobić
krzywdę także Setsuko,.
– Przestań, Kazuma. Ona też
będzie wtedy w niebezpieczeństwie, twoje bankai jest zbyt... – Kuchiki urwał,
szukając odpowiednich słów.
– A co z tobą? – warknął
Kazuma. – Nie martwisz się o nią?
– Ja wiem, że sobie poradzi –
odparł Kuchiki, po czym zacisnął usta w wąską linię.
– Nie o to pytam.
– Jest szansa, że przypomni
sobie coś z przeszłości. Ty... Bardziej niż ktokolwiek inny, powinieneś
wiedzieć, jak bardzo tego pragnie. Poradzi sobie.
***
Matka nie żyła, ojciec też zginął. Dom
spłonął. Nie miałam już nic, nie miałam, dokąd wracać. Zawsze to wiedziałam, a
jednak uświadomienie sobie tego nagle i w tak bolesny sposób, było trudne do
zniesienia. Wszystko przepadło. Nie miałam już nic… Nie. Nie wszystko. Wciąż
miałam jeszcze Shigeru. Miałam przyjaciół.
Przygryzłam wargę, skupiając się na
tym, że nie jestem sama. Myślałam cały czas o swoim braciszku. Przypominałam
sobie po kolei imiona wszystkich osób, tak bardzo mi bliskich. Wszystkich moich
przybranych ojców między innymi. Oraz...
Rozległ się wściekły wrzask Road i
wszystko zniknęło. Byłam w centrum uwagi. Nikt nie walczył. Moi towarzysze, w
tym Shigeru, patrzyli na mnie z przerażeniem, bo wiedzieli, że nie mogą nic
zrobić. Road krzyczała wściekle. Udało mi się? Udało. Wyłamałam się z jej snu.
A mimo to Hotarubi uśmiechała się z satysfakcją.
– Nie złamiesz mnie tak
łatwo – wyszeptałam, wstając powoli.
– To się dopiero okaże –
zaśmiała się, a ja straciłam przytomność, upadając w chłodny śnieg. Był miłą
odmianą przy ogniu, który rozsadzał mnie od środka.
Wiedziałam, że płaczę przez sen, bo
nawet w nim nie czułam się bezpieczna. Nigdzie nie mogłam odpocząć, znaleźć
schronienia od tego bólu, który rozrywał moją klatkę piersiową. Wciąż patrzyłam
jak nasz ojciec umiera. Ale nie złamało mnie to. Zwyczajnie wiedziałam. Nie
musiałam tego pamiętać. W głębi duszy zawsze wiedziałam, że moi rodzice już
dawno nie żyją. Właśnie, dlatego nawet przebudzenie tych bolesnych wspomnień
nie mogło mnie złamać. Nie mogło. Zbyt wiele miałam do stracenia.
Otworzyłam oczy. Leżałam w objęciach
Byakuyi, który gładził mnie po włosach, jakby chcąc uspokoić. Wtuliłam twarz w
jego tors.
– Jak się czujesz? – spytał,
widząc, że nie śpię.
– Dobrze... Gdzie Shigeru?
– Na misji z Bris.
– Długo spałam?
– Cztery dni.
– Rozumiem. To dobrze. To
dobrze, że go nie ma – stwierdziłam po chwili namysłu. – Bo nie wiem, jak mam
mu powiedzieć, że nasz ojciec nie żyje, że zabił go Aizen...
– Spokojnie, nie myśl o tym
– mruknął Byakuya i pocałował mnie w czoło. – Nie myśl o tym. To teraz bez
znaczenia.
podziemy swiat, nie wiem czemu widze jurasic park ;D czekam kiedy wybiegna gadziny. :D
OdpowiedzUsuńKazuma stuka, uparcie.... no dobra, w telefon. ;D czyli cywilizacja nawet w ss poszla do przodu i maja smartfony. o kuzwa, grubo, zaczynam sobie wyobrazac byakuya przechzajacego sie po miescie w gigantycznym tabletem i grajacego na nim w tetris.
no cuz, chyba nie odespalam nalezycie nocy :D
ale takie... mapa googoe, earth view... Soul society, ul. kapitanska 6, kwatera glowana kuchiki byakuya, podglad 100%...
nie, ja nic nie mam do tego byakugana :D
gdzies w pizdu daleko. cos mi to mowi, ale nie moge skojarzyc. ale mysle ze google maps i z tym da rade.
no ale tak byakuna bez mydła... bidny. tak pogrywac z kuzynostwem, no no. ładne rzeczy. pedofilia pedofilią, ale poligamia tyż jest karalna, wiesz?:D
ale teraz, miałam władzę nad energią <--zbedny przecinek
Ogromne, ogniste tornado pochłaniało białe połacie śniegu, niszcząc je do cna i połykając mgłę <--- dobre.
W oddali słyszałam jak klnie i <--- przecinek?
– Setsuko! – W oddali usłyszałam głos Shigeru. – Wreszcie was znaleźliśmy.
Jaki kurwa spostrzegawczy mały szczyl (co smial odrzucic pikna kobiete-ghoula :D) tu fajtung na calego, a on, ze znalazl. :D
Uśmiechnęłam się pod nosem, aż parsknęłam śmiechem. <-- troszku by mi lepij brzmialo, ze 'uśmiechałam, az parsknelam' no bo ze to potegowalo, narastalo.
nie wiem czemu fragment tylko wspomnienia jest pochyłą czcionką.
hejt na hotarubi 3,2,1... gupia sucz. az mi sie rozmowa z rana (sprzed chwili) przypomina, ktora mnie notabene obudzila...
"- (wstaw dowolne imie) tez bedzie dzisiaj w knajpie.
Ja: - tak? no, sympatycznie.
- no kontaktowalam sie z nia wczoraj i...
Ja: Co za szmata, ja jej maila napisalam i nic.
- -.- pada 'sympatycznie' i 'szmata" ;D "Ty, szmato, piwo z sokiem czy bez?!"
nie, hotarubi bym opiwa z sokiem nawet na ten zawszony łeb nie wylała.
, widziałam śmierć swojego ojca i to jak Tousen zabiera mnie gdzieś ze sobą, mimo, że ja szarpię <--- przecinek przed jak, ale po mimo bym wywalila, pamietasz ci takiego linka wyslalam osatnio gdzies w cotm o tym, ze niekoniecznie za kazdym razem ze musi yc obstawione przecinkiem. tutaj jest to jakby w pakiecie 'mimo ze" i luz, jeden styknie.
Nie ważne, <-- razem?
musze isc na piwo i przemyslec ten rozdzial :D
No ej, w anime były takie telefony. Rukia miała i one ten pikały jak pusty sie pojawiał~!
UsuńByakuya i tetris...
Po 'i' sie nie daje przecinka...
Nie naśmiewaj sie z Shigeru :P
Ok, jeszcze nie próbujesz mnie zamordować, to już coś :D Bo bałam się, że zginę za tą scenę z Kazumą.
przed 'jak' nie 'i' -.- te 'i' mi sie tam nie potrzebnie wkleilo!
Usuńno, mowie, musze przemyslec, bo ma mieszane uczucia, jesczze nie wiem czy cie zabijac czy nie ;D
Jestem zła. Ty już wiesz, za co. Gdyby nie draże, pewnie bym się zdenerwowała jeszcze bardziej, ale draże się już kończą, więc, Tris, kochanie moje. Co. To. Miało. Być? Ja się pytam. A kysz mi z tym Kazumą. Natychmiast.
OdpowiedzUsuńHmm, tak się zastanawiam. Bo jak mówisz, że 10 lat temu Setsu straciła rodziców i pamięć, a potem mówisz, że Urahara i Yoruichi ją przygarnęli w Soul Society, to albo coś tu jest nie tak albo ja coś nie ogarniam czasowo.
Hotarubi, zdechnij. Road, ty też.
Szczerze mówiąc, miałam głupie wrażenie, że Kazuma zacznie coś kombinować. I nie mówię o tym, co mnie rozzłościło, ale że stanie się wrogiem czy coś. No bo to takie dziwne było. Jakby wcześniej wiedział, co ich tam czeka. Dziwne.
Pozdrawiam