Wszystkiemu towarzyszyła muzyka

Followers

Rumors

I w ten oto sposób zakończyła się historia Behind Last Crossroad. Niemniej, zapraszam na moje pozostałe blogi, które można znaleźć w zakładce Other Dimensions. A najprawdopodobniej w kwietniu odbędzie się premiera drugiej części BLC pod tytułem Daughter of fiery flowers :D


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!

Ranking popularności bohaterów BLC

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Dorwać Lisa 2



          Saki nie mogła spać, dręczona jakiś dziwnym przeczuciem. Gin wciąż „pracował”, a przynajmniej tak wychodziło z tego, co powiedziała Matsumoto. Toteż czarnowłosa postanowiła nieco pospacerować i być może zobaczyć ile w tym prawdy. Nie przejmowała się tym, że jest w piżamie. Narzuciła na ramiona bluzę, de facto, nie swoją. Chociaż generalnie uznawała zasadę, że co należy do jej brata to, należy także do niej. Założyła buty, bo chodzenie w kapciach było już jednak przegięciem, poza tym nie chciała, żeby przemokły od rosy i tak oto przygotowana wyszła z domu.
          Spacerowała pomiędzy drzewkami persymonek, spoglądając na gwiazdy. O dziwo stąd wyglądały tak samo jak z Rukongai. Chociaż nie. W Seireitei było o wiele więcej latarni i świateł, przez co było ich widać mniej, ale wciąż były tak samo piękne.
           Nawet w mroku nocy można było dostrzec dwie sylwetki, najpewniej mężczyzn, stojących na skraju ogrodu. O czymś rozprawiali i Saki przystanęła, skrywając się za drzewem. Podejrzewała, że nocna zmiana patroluje teren. Nie bardzo chciała zostać przyłapana na nocnych spacerkach po nieswoim oddziale. Trafiłaby wtedy przed oblicze swojego wielmożnego brata, czego bardzo, bardzo nie chciała.
           Nagle jeden z mężczyzn upadł z cichym jękiem i Saki nie miała już wątpliwości, że to nie jest wcale patrol. Czym prędzej pognała w tamto miejsce, kiedy zorientowała się, że nie wzięła ze sobą katany, przez co była łatwym celem. Przygotowała się już do użycia demonicznej magii, ale zanim zdążyła użyć zaklęcia, sprawca zwiał.
          Saki chciała go jeszcze gonić z nadzieją, że go złapie, ale nie wyczuwała w ogóle jego reiatsu przez co trop urwał się zaraz przy płocie. Czym prędzej wróciła do ofiary ataku. Przyłożyła dwa palce do tętnicy szyjnej. Żył, ale puls słabł z każdą chwilą, a Saki niestety nie znała się na leczeniu. Rzuciła się, więc do biegu w stronę siedziby oddziału, krzycząc wniebogłosy.
          Pierwszy usłyszał ją Kira i wybiegł z budynku. Zaraz za nim Gin, który zwęszył szansę oderwania się od dokumentów. Poza tym ciekawy był, co takiego się dzieje, że ktoś śmie mu zakłócać cichą przerwę pomiędzy wypełnianiem dokumentów, a kolejną przerwą.
  – Saki? Co ty wyprawiasz?– zdziwił się, gdy czarnowłosa omal na niego nie wpadła, zbiegając z niewielkiego pagórka. – Na litość boską, ludzi obudzisz.
  – No kurwa chyba nie bez powodu krzyczę – zawarczała. – Twój podwładny tam kona do jasnej cholery!
  – Co?
          Kira pierwszy się zmobilizował i natychmiast ruszył w kierunku, z którego nadbiegła Saki. Ona oczywiście podążyła za nim, by pomóc mu zlokalizować rannego. Gin tymczasem miał wezwać medyków, ale i tym razem na nic się nie zdali. Izuru mimo usilnych starań i zdolności medycznych, nie był w stanie utrzymać mężczyzny przy życiu.
          Blondyn uderzył pięścią w ziemię, wściekły, że nie zdołał uratować swojego kolegi. Gdy tylko zjawiła się nocna zmiana, zaczął wydawać polecenia i osobiście dopilnował, by zabezpieczono miejsce zbrodni.
  – Pójdę poinformować vice kapitana Shibę – oznajmiła Saki, łudząc się, że jako świadek zbrodni, zdoła dołączyć do śledztwa.
  – Nie tak prędko – powiedział Izuru, łapiąc ją za ramię. – Muszę cię najpierw przesłuchać. Już wysłałem kogoś z informacją do Trzynastki.
          Saki westchnęła ciężko. Nie była zadowolona z takiego obrotu sprawy. Wiedziała, że takie są procedury, ale wątpiła, by jej zeznania cokolwiek w tej sprawie zmieniły. Poza tym nie mogła oprzeć się wrażeniu, że Kira patrzy na nią jakoś podejrzliwie, a to bardzo jej się nie podobało. Zresztą nie przypadł jej do gustu już od pierwszego spotkania. I nie tylko on jej.
– Czy mogę wiedzieć, co robiłaś na terenie oddziału? – zapytał Izuru, gdy usiedli już w gabinecie kapitana.
– No przecież mieszkam tu – odparła Saki, marszcząc brwi, a w myślach dodała: – Do cholery.
– Z tego, co wiem do zdarzenia nie doszło w kwaterze kapitana. Pytam, co robiłaś w sadzie.
– Spacerowałam.
– O trzeciej nad ranem? – Kira spojrzał z ukosa na Saki. \
– Nie mogłam spać – oznajmiła, wywracając oczami. – Gina nie było w domu, więc postanowiłam się przejść i zajrzeć tutaj, jasne?
– Trochę okrężną drogą – zauważył Izuru.
– Na tym właśnie polega spacer. Na chodzeniu – warknęła Saki. – Co to w ogóle za durne pytania?
– Jesteś świadkiem zbrodni, która miała miejsce na terenie tego oddziału. To oczywiste, że muszę cię przesłuchać.
– No właśnie. Świadkiem. Świadkiem, a nie podejrzanym.
– Do rzeczy – mruknął Kira. – No, więc spacerowałaś i?
– Zobaczyłam dwóch mężczyzn. Myślałam, że to nocny patrol, ale jeden z nich upadł. To naprawdę nie było takie trudne, żeby domyślić się, co się właśnie stało – stwierdziła Saki. – Pobiegłam za tamtym, ale przeskoczył przez mur i zniknął. Żadnego śladu reiatsu. Nic. No, więc pobiegłam po Gina. Dalej już wiesz, co się stało.
– Na pewno niczego nie pominęłaś?
– Czy ja mówię nie wyraźnie? – oburzyła się Saki. – A może mam ci to przeliterować?
– Daj spokój, Izuru – powiedział Gin, wchodząc do gabinetu. – Przesłuchiwanie jej nic nie da. Byłem już w Trzynastce. Schemat pierwszej zbrodni był ten sam. Ofiara, która nie przeżyła i świadek, który wydział tylko uciekającą postać. Ale świadkiem poprzednio był ktoś inny.
– Kapitanie, pańska siostra dała nam już popis wyobraźni, niewybrednymi kłamstwami – zaoponował Kira, lecz zamilkł pod naporem spojrzenia swojego przełożonego.
– Saki, wracaj do domu – rozkazał Gin.
– No, dziękuję za pozwolenie – mruknęła, wywracając oczami. – Ale nigdzie się nie wybieram. Chcę pomóc w śledztwie, które, de facto, należy do oddziału, w którym jestem.
– Wracaj do siebie – syknął Gin, mierząc czarnowłosą wzrokiem, aż po plecach przeszły jej ciarki. – Natychmiast.
– Nie – kłóciła się dalej. – Chce wziąć udział w śledztwie.
– Nie ma mowy.
– Ale…
– Kategorycznie nie.
– Nie obchodzi mnie twoje zdanie – protestowała czarnowłosa, ale wiedziała, że nie wygra. Jedyna osoba, która mogła się za nią wstawić i ułatwić jej dołączenie do śledztwa, odmawiała pomocy i to nadzwyczaj gorliwie. – Wyłysiej – syknęła Saki. – Wy obaj – dodała po chwili namysłu i wyszła trzaskając drzwiami.
– Jest pan pewien, że to dobrze…? – zaczął Kira, ale urwał, gdy Ichimaru wzruszył ramionami.
– Jestem pewien tylko tego, że na 99% ta dziewczyna wpakuje się w kłopoty.
– Ale czy to…
– Nie. Saki nie jest mordercą – oznajmił stanowczo Gin. – Jeśli o to ci chodzi, Izuru.
– Kłamała już wiele razy – zauważył blondyn. – Nawet własnemu dowódcy.
– Ale to jest dokładnie to, o czym mówiła. Przyszła zniszczyć mi życie – westchnął kapitan Trójki. – Ale nie innym. Nie posunęłaby się tak daleko. Ale wyślij kogoś, żeby jej pilnował, zanim zrobi coś głupiego – dodał po chwili namysłu.
– Głupiego? Jak…?
– Jak łapanie sprawcy na własną rękę.

***

          Już dawno żadna noc nie była dla Saki tak niełaskawa. Do pracy przyszła zmęczona, a do tego wściekła, że wciąż nie udało jej się dołączyć śledztwa. Nie tylko ona miała zły humor. Vice kapitan Trzynastki najwyraźniej także wstał lewą nogą i postanowił z samego rana przeprowadzić trening nowych członków oddziału. Saki od początku się nie przykładała, bezmyślnie machając kataną i ziewając raz po raz. Przez myśl przeszło jej nawet, żeby zwiać.
  – Kogoś chyba bardzo nudzi mój trening – zauważył z niezadowoleniem Shiba. – Rozumiem, że wszystko już umiesz, Saki?
  – Nie wyspałam się – mruknęła beznamiętnie.
  – To cię nie usprawiedliwia.
  – Byłam świadkiem morderstwa, co poradzę – westchnęła Saki, wzruszywszy ramionami. – Bardziej przydałabym się pomagając w śledztwie, niż stercząc tutaj – żachnęła się.
  – Och, no tak – sarknął Shiba. – W takim razie zawrzyjmy układ – zaproponował uśmiechając się łagodnie, ale Saki wyczuwała w tym pewną groźbę. – Jeśli mnie pokonasz, możesz dołączyć do śledztwa albo zrobić sobie wolne. Cokolwiek zechcesz.
  – Brzmi fair – przyznała czarnowłosa, nie zamierzając się wycofać.
  – Zaatakuj, gdy będziesz gotowa – mruknął Kaien, dając Saki chwilę czasu. Mogła przygotować plan, cokolwiek, ale Saki po prostu zaatakowała.
  – Zawładnij, Kamui – wyszeptała. –  Soren Sokatsui – krzyknęła, ale nic się nie stało i wszyscy obecni parsknęli śmiechem.
  – Chyba nie wypaliło – zakpił jeden z nich. Nagle Shiba odskoczył, a miejscu, w którym stał jeszcze chwile temu, uderzyło kido. Vice kapitan zmarszczył brwi, mierząc Saki wzrokiem. Ta uśmiechnęła się tylko i ruszyła na niego w shunpo. Natarła na swojego przełożonego ze sporą siłą, czym nieco go zaskoczyła. Nie wyglądała na kogoś, kto posiada taką krzepę. Mężczyzna westchnął ciężko i aktywował shikai, obracając w ręce swoją kataną, która błyszcząc na żółto, zaczęła się wydłużać aż przyjęła formę trójzębu.
          Przed pierwszym atakiem Saki uciekła. Ogromna fala wody, wypływającej z broni vice kapitana, ruszyła na nią i wijąc się niczym wąż, podążała za czarnowłosą, dopóki ta nagle nie zniknęła. Kolejna fala zdawała się zostać pochłonięta przez jej katanę i Kaien pomyślał, że zaabsorbowała jego atak. Jako, że Saki nie ruszyła się nawet o krok, spodziewał się, że zaatakuje go od frontu jego własnym atakiem. Zobaczył tylko pełen satysfakcji uśmiech czarnowłosej, gdy wodna fala uderzyła go w plecy.
            Saki była pewna, że wygra to starcie, ale po pierwszym jej ataku Kaien wyglądał już o wiele spokojniej i drugi raz nie dał się zaskoczyć. Nie ważne ile razy Saki próbowała wykorzystać jego własne ataki przeciwko niemu, bez problemu potrafił ich uniknąć, a nawet odzyskać nad nimi panowanie.
  – I wygrałem – oznajmił, celując ostrzem w stronę Saki, której katana poszybowała wysoko w górę. – A teraz do roboty. Za karę wysprzątasz całą siedzibę.
           Saki zagryzła tylko wargę, ale przegraną zniosła z godnością. Skinęła głową i zabrała się za swoją pracę. Przy okazji usłyszała komentarze na swój temat. Ta banda oszołomów nie zdawała sobie sprawy jak wspaniałe i użyteczne jest jej shikai. Także do podsłuchiwania. Chociaż tych słów akurat wolałaby nie usłyszeć. Niespecjalnie się jednak przejęła. Nie interesowała jej opinia kogoś, kogo mogła pokonać bez uwalniania formy miecza. Kaien Shiba natomiast zyskał w jej oczach, jako godny przeciwnik i uzdolniony vice kapitan, którego, de facto i tak zamierzała kiedyś pokonać.

***

          Minął tydzień od pierwszego morderstwa, a trupy były już trzy, co znaczyło o tym, że śledztwo nie posunęło się ani o milimetr. Saki wciąż nie była w stanie dowiedzieć się niczego w tym temacie. Po pracy sama chciała się udać na miejsce ostatniej zbrodni, ale nie została tam dopuszczona. Nie miała wyboru, jak wykorzystać shikai.
          Miejsce kolejnej zbrodni również poza śladami krwi ofiary, nie zawierało nic, co mogło wskazać sprawcę. Dziwne. Przecież musiało być coś… Cokolwiek. Saki rozglądała się po pomieszczeniu. Nagle ktoś wszedł do środka i w ostatniej chwili zdołała się schować. Do budynku na terenie Dwunastki ponownie zawitała grupa z jej oddziału, badająca sprawę.
  – Naprawdę nie wiem, co o tym myśleć – westchnął jeden z shinigami. – To już trzeci z oddziałów, a my nadal nic nie mamy. Żadnych śladów.
  – Jednak stawiałbym na to, co powiedział vice kapitan Shiba. Sprawca kieruje się z południa na północ.
  – Myślisz? To znaczy, że uderzy na Dwójkę, a potem Jedynkę, ale czy naprawdę ma szanse przeciw Omitsukido i Głównodowodzącemu?
  – Nie wiem, ale wygląda na to, że chciał zasiać trochę grozy. Albo poczuł się bezpiecznie, wiedząc, że nic nie mamy i idzie dalej – ciągnął pierwszy z shinigami.
  – A co jeśli to ktoś od nas? – podsunął drugi. – Zaczęło się od naszego oddziału. Jeśli to ktoś z naszych…
  – Myślałem o tym. Nawet mówiłem o tym vice kapitanowi – powiedział dowódca grupy. – Ale nie możemy dać się zwariować. Jeśli wszyscy zaczną się nawzajem podejrzewać, damy mordercy tylko więcej okazji do ataku.
  – Wiem, ale…
  – Cicho! Słyszeliście? – nastroszył się jeden z mężczyzn. – Mam wrażenie, że ktoś tu jest.
           Mimo, iż nie mogli zobaczyć Saki, wyczuli, że jest gdzieś blisko. A ona była blisko i daleko zarazem. Siedziała teraz w swoim pokoju w kwaterze Trójki i podsłuchiwała rozmowę, odbywającą się w Dwunastce. Nie podobała jej się wizja, że to ktoś z jej oddziału był mordercą, ale faktycznie nadszedł z południa. Wątpiła jednak, by jakimś cudem wdarł się do Seireitei z zewnątrz. Nawet, jeśli znalazła się już osoba, która mogła tego dokonać, wątpliwym było, żeby ktoś z Rukongai miał tyle siły, by zabić shinigami. Saki dezaktywowała shikai i westchnęła. Było zbyt wiele pytań i zbyt mało odpowiedzi. Tak naprawdę sprawca mógł ukrywać się w każdym z oddziałów, ale nie należało ignorować żadnej możliwości.
          Saki rozsiadła się na podłodze i rozłożyła przed sobą ogromną mapę Seireitei, oraz kilka kartek papieru. Na mapę naniosła punkty, oznaczające miejsca zbrodni. Trzynastka, Trójka, Dwunastka… Faktycznie wyglądało jakby sprawca kierował się ku centralnej części, więc Dwójka była najbardziej prawdopodobna i Saki przez chwilę nawet miała ochotę się tam zakręcić, licząc, że złapie sprawcę.
         Na kartkach rozpisała sobie możliwe teorie oraz motywy, ale to wszystko nie miało sensu. Zastanawiała się nawet, czy nie łączy się to ze sprawą zaginięć, ale nie potrafiła znaleźć nic wspólnego dla tych przypadków. Poza tym kapitanowie nie zostali zabici, a jedynie zaginęli. Z drugiej jednak strony, dotychczas ginęli tylko szeregowi, być może ktoś porwał się z motyką na księżyc i nie dał rady zabić kapitana, a jednie go gdzieś zamknąć, ale to wydawało się Saki mało prawdopodobne.
         Zmarszczyła brwi i podrapała się ołówkiem po głowie. Sama też przecież była na wszystkich miejscach zbrodni, ale nie znalazła śladu. Widziała nawet sylwetkę sprawcy, ale nic nie przykuło jej uwagi. Nie miał żadnych cech charakterystycznych, a reiatsu ukrywał tak samo dobrze jak ona, jeśli nie lepiej.
         Saki usłyszała, że ktoś wchodzi do domu i wyszła ze swojego pokoju. Gin właśnie wszedł do salonu. Na jego twarzy widoczne było zmęczenie. Nic dziwnego. Nie lubił brać pracy na poważnie, a ostatnio prawie w ogóle nie miał czasu na spanie z powodu zaginięć i morderstw. Wszystkie oddziały trwały w stanie gotowości.
 – Gin.
          Mężczyzna drgnął nieznacznie na dźwięk swojego imienia i spojrzał na Saki. Westchnął ciężko i nic nie mówiąc, poszedł do kuchni. Czarnowłosa zmarszczyła brwi i podążyła za nim. Jednak też nie odezwała się ani słowem, obserwując tylko, jak jej brat próbuje przygotować sobie imitację posiłku, ale wyraźnie nie wiedział, za co się zabrać. Dotychczas Matsumoto często dla niego gotowała. W innym przypadku żywił się persymonkami, a odkąd został kapitanem, również tym, co przyniósł mu Kira.
  – Zostaw to – warknęła Saki, obserwując nieporadne poczynania mężczyzny i wyrwała mu z rąk nóż. – Idź pod prysznic. Śmierdzisz – dodała, krzywiąc się. – Nawał pracy nie zwalnia cię z higieny osobistej – powiedziała, uśmiechając się złośliwie, ale na to również nie otrzymała odpowiedzi, chociaż Ichimaru posłusznie udał się do łazienki.
         Tymczasem Saki przejrzała zawartość szafek i lodówkę, po czym uśmiechnęła się. Umiała gotować i lubiła. Gdy żyli jeszcze w Rukongai, to ona przygotowywała posiłki. Tak samo było, gdy została sama. W Akademii nie musiała tego robić, bo mieli stołówkę, ale teraz mogła znów wrócić do swojego hobby. Swoją drogą zaczęła się zastanawiać, jakim cudem Ichimaru zdołał jej przygotować śniadanie, kiedy zaczęła u niego mieszkać. Po namyśle stwierdziła jednak, że kanapki nie są aż tak trudne do wykonania.
         Umyła warzywa i pokroiła je, po czym wrzuciła do garnka. Na patelni podsmażyła mięso i wszystko odpowiednio doprawiła. Usmażone kawałki wołowiny również wrzuciła do garnka i dodała kolejne przyprawy. Wstawiła ryż i w międzyczasie potarła jabłko i również przesypała do garnka. Gdy Ichimaru wyszedł z łazienki, Curry było gotowe. Oczywiście wedle receptury, należało odczekać jeden dzień, ale sama też była głodna.
        Gin wyglądał na zaskoczonego i faktycznie był. Po dotychczasowym zachowaniu Saki naprawdę nie pomyślałby, że czarnowłosa zlituje się nad nim i przygotuje mu posiłek. Z drugiej jednak strony poza docinkami i plotkami, które rozsiewała pierwsze dwa dni, nie sprawiała mu żadnych kłopotów. Spodziewał się dowcipów na każdym kroku, pułapek, a nawet zagrożenia życia, ale nic takiego się nie wydarzyło.
  – A ty, dokąd? – zapytała Saki, gdy Gin po posiłku, ruszył do wyjścia.
  – Do pracy – odparł beznamiętnie. – Przyszedłem tylko na chwilę.
  – Powinieneś iść spać – stwierdziła czarnowłosa, tonem nieznoszącym sprzeciwu.
  – Nie mogę – mruknął Gin i ruszył dalej. Zrobił kolejny krok i wyszedł z sypialni, po czym zmarszczył brwi. – Co… – Był pewien, że przed chwilą był z kuchni. Jakim cudem znalazł się w sypialni? Na to pytanie nie umiał odpowiedzieć. Spojrzał podejrzliwie na Saki, która uśmiechała się złośliwie. – Co zrobiłaś?
  – Mówiłam, że masz iść spać.
  – Co zrobiłaś? – powtórzył stanowczo Ichimaru.
  – Nie muszę odpowiadać.
  – To samo zrobiłaś z wodą ze szklanki – zauważył. – To moc twojego zampaktou?
  – Może.
  – Nie używaj jej więcej. Nie przy ludziach – rozkazał mężczyzna, piorunując Saki spojrzeniem, ale ona była nieugięta. Wyszczerzyła zęby jeszcze szerzej i gdy Gin ponownie ruszył do wyjścia, znów znalazł się w swoim pokoju. Nawet, gdy za trzecim razem, chciał wyjść przez okno, również się nie udało. – Saki! – zagrzmiał, ale w odpowiedzi usłyszał tylko śmiech.
  – Nie kłóć się ze mną – powiedziała wreszcie. – Inaczej zamknę cię i w ogóle stąd nie wyjdziesz, nawet do łazienki – dodała. – Powiadomię tego blondasa, że odpoczywasz. Widzisz, jaka jestem miła? Nie marnuj tej JEDYNEJ okazji.
          Ichimaru westchnął ciężko, ale nie walczył z nią dłużej. Wiedział, że i tak nie wygra. Nie rozumiał natomiast, co jego siostra kombinuje. Wątpił, by zwyczajnie chciała mu pomóc. Musiała mieć kolejny głupi i zarazem niebezpieczny pomysł, ale grawitacja w okolicach łóżka była zbyt silna, by dłużej o tym myśleć.
        Saki upewniła się, że Gin śpi, schowała mapę i wszystkie papiery do szafki. Wolała, by nie wiedział o jej prywatnym śledztwie, po czym ruszyła w stronę siedziby trzeciego oddziału. Nie zaprzątała sobie głowy pukaniem i po prostu weszła do gabinetu Gina. Nie zastała tam jego zastępcy, więc usiadła za biurkiem, decydując, że zaczeka, aż blondyn wróci, gdziekolwiek poszedł.
        Gdy zaczęło jej się nudzić, zajrzała do szuflady w biurku oraz szafek, ale nie znalazła tam nic interesującego. Ktoś nacisnął na klamkę i do środka wszedł Kira, strosząc się.
   – Co tu robisz?
  – Czekam.
  – Tu nie można sobie od tak wchodzić – powiedział blondyn.
  – Nikogo nie było – mruknęła Saki i wzruszyła ramionami.
  – Gdzie kapitan?
  – Nie przyjdzie. Śpi – odparła Saki i dodała: – Tobie też radzę. I tak na nic się nie zdasz w takim stanie.
  – Nie pouczaj mnie – rozeźlił się Izuru. – Podczas nieobecności kapitana, moim obowiązkiem jest wszystkiego tutaj dopilnować, co jeśli…
  – Morderca tu nie wróci – stwierdziła Saki i wywróciła oczami. – W Trzynastce też już się drugi raz nie pojawił. Prawdopodobnie kieruje się na północ.
  – W stronę Jedynki?
  – Tak. To na razie najbardziej prawdopodobna wersja, więc idź spać.
  – Dlaczego tak ci na tym zależy – spytał podejrzliwie Kira.
  – Nie spinaj pałki, bo ci żyłka pęknie – skwitowała Saki, uśmiechając się złośliwie. – I tak wiem, że mnie podejrzewasz. Chociaż to trochę bez sensu, no, ale… – dodała, wzruszając ramionami. – Kto wie? Może tylko czekam, aż wyjdziesz, żeby wymordować cały twój oddział. Wiesz, normalnie o niczym innym nie marzę – syknęła i wyszła. Chciała pomóc, ale jeśli blondas jej nie wierzył, nie zamierzała mielić ozorem na darmo.

***

         Rano siedziała w kuchni, jedząc curry. Poprzedniego dnia zrobiła go tyle, że było jeszcze na śniadanie i na obiad. Westchnęła cicho. Wiedziała, że to ten głupi nawyk z Rukongai. Czasami jeszcze zdarzało jej się gromadzić jedzenie albo przygotowywać go tak, jakby miała wykarmić pół wsi.
  – Dzień dobry – usłyszała. – Ooo, śniadanie. Ale jestem głodny – stwierdził Gin  i zaczął sobie nakładać jedzenie, po czym usiadł naprzeciw Saki. – A właśnie. Przez te morderstwa i zaginięcia nie miałem czasu… Słyszałem, że widziałaś się z Matsumoto. Była bardzo zadowolona.
  – A to ciekawe – skwitowała Saki.
  – Mówiła, że jesteś bardzo sympatyczna. Chociaż nie wiem gdzie…
  – Nie moja wina, że ignorowanie jej nic nie dało. Cały czas ględziła.
  – Wiem. Nie trudno ją zadowolić – stwierdził Gin. – Naprawdę się cieszyła.
  – Zauważyłam, że nie trudno – prychnęła Saki, mierząc brata wzrokiem. – Skoro zakochała się w kimś takim. Naprawdę niewiele jej trzeba.
  – Nie mów tak – powiedział Gin ostrzegawczym tonem. – I powiedz mi, co to za shikai. Teleportacja?
  – Nie?
  – Ale…
  – Po co ci to wiedzieć? – zdziwiła się Saki. – Moje shikai jest bardzo ciekawe i przydatne. Szczerze mówiąc, to, co wczoraj zrobiłam… Nie masz pojęcia jak bardzo żałuję, że nie miałam wczoraj w nocy katany – westchnęła. – Może zdołałabym dorwać mordercę.
  – Nie mieszaj się w tą sprawę, Saki. To zbyt niebezpieczne.
  – Co ty możesz o tym wiedzieć, co?  – zapytała czarnowłosa i otworzyła szczerzej oczy ze zdumienia. – Ty… Ty coś wiesz! – stwierdziła, wskazując oskarżycielsko na mężczyznę. – Ty coś wiesz.
  – Nie.
  – Kłamiesz Gin – syknęła Saki, chwytając go za haori, omal nie przewracając przy tym naczyń. – To nie ty, ale wiesz, kto, prawda?
  – Nie wiem kto – padło w odpowiedzi. – Ale wiem jedno. To jest część grubszej sprawy. Czegoś, na co ani ja, ani ty nie mamy wpływu. Nie pakuj się w kłopoty. To nie jest tego warte.
   – A skąd ty możesz wiedzieć, co jest warte, a co nie? Od kiedy nagle przejmujesz się moim losem? – zakpiła Saki. – Ty, człowiek, który sprzedałby własną rodzinę, gdyby od tego zależało jego życie. Nie rozśmieszaj mnie.
  – Gdybym się nie przejmował twoim losem, wywaliłbym cię stąd na zbity pysk od razu, a za plotki już dawno zostałabyś wyrzucona z Gotei 13. Nie zrobiłem tego, a mogłem.
  – Och! Jakiś ty łaskawy! Ale szkoda, że nie masz nade mną żadnej władzy – zaśmiała się Saki i wyszła, nie kończąc posiłku.
  – Saki!
          Czarnowłosa w pracy zjawiła się przed czasem. Nie miała ochoty słychać tych bzdur. Zamiast tego wciąż łudziła się, że zdobędzie nowe poszlaki. W oddali dostrzegła Kanakawę Kou. Na jej widok uśmiechnął się i nawet do niej pomachał. Saki skinęła tylko głową i ruszyła dalej. Wtedy przyszło jej do głowy, że oficer może coś wiedzieć, chociaż nieoficjalnie i chciała się cofnąć, kiedy zawołał ją Shiba.
  – Saki, możemy chwilę porozmawiać?
  – Nie bardzo – zażartowała Saki. – Mam jeszcze coś do zrobienia.
  – To nie było pytanie.
  – Ta jess…
          Saki podążyła za swoim przełożonym do gabinetu i usiadła na wskazanym jej miejscu. Wpatrywała się Kaiena, który dłuższą chwilę milczał, przygotowując herbatę. W końcu podał jej filiżankę i sam usiadł naprzeciw niej, po czym upił kilka łyków swojej.
  – Co robiłaś wczoraj po północy? – odezwał się w końcu.
  – Skąd to pytanie? – zaciekawiła się Saki. – Normalni ludzie o tej porze śpią.
  – Należysz do nich?
  – Nigdy nie aspirowałam do bycia normalną. To nudne.
  – Czyli przyznajesz się? – zapytał Shiba.
  – Do niczego się nie przyznaję – zaoponowała czarnowłosa, marszcząc brwi. – Najpierw musiałabym dostać zarzuty.
  – Jeszcze nie ma żadnych zarzutów. Tylko pytam – zaśmiał się mężczyzna. – Czy byłaś wczoraj na terenie oddziału drugiego?
  – Dlaczego miałabym tam być?
  – Ty mi powiedz.
  – Skąd, więc pomysł, że byłam? – dociekała Saki.
  – Ktoś z grupy śledczej z naszego oddziału widział osobę podobną do ciebie.
  – Podobną. To nie znaczy, że byłam to ja.
  – Daj spokój – zniecierpliwił się Shiba. – Byłaś tam, czy nie?
  – Byłam – odparła spokojnie Saki. – Nie mam nic do ukrycia.
  – Co tam robiłaś?
  – Czekałam na mordercę.
  – Dlaczego? – Shiba zmrużył oczy, bacznie obserwując czarnowłosą.
  – Ponieważ to ja znalazłam drugą ofiarę i widziałam jak sprawca ucieka, a jednak nie udało mi się go złapać. W związku z tym czuję się odpowiedzialna za to, że mamy już trzeciego trupa – wyjaśniła Saki.
  – Nikt nie oczekuje od świeżo upieczonej shinigami, żeby pojmała mordercę, którego nie może złapać dobrze wybrana do tego grupa śledcza – zaśmiał się Kaien i chociaż nie miał na myśli nic złego, Saki poczuła się urażona.
  – Ale byłam blisko. Ja też mam swoją dumę, vice kapitanie Shiba.
  – No dobrze. Przepraszam, jeśli cię uraziłem – odpowiedział mężczyzna. – Ale skąd pomysł, że morderca pojawi się w Dwójce? Wiesz coś, o czym nie wiem?
  – Niestety, ale wiem tyle, co wszyscy – stwierdziła Saki. – Czyli nic.
  – Nie sądzę – ciągnął dalej Shiba. – Vice kapitan Kira zgłaszał mi swoje podejrzenia.
  – Wiem, uparł się, że to na pewno ja jestem mordercą. Nie lubi mnie.
  – A dałaś mu jakiś powód, żeby cię nie lubił? – zapytał Kaien. – Vice kapitan Kira znany jest ze swojego opanowania i chłodnego osądu. Myślę, że musiałaś dać mu jakiś powód.
  – Nie przypadliśmy sobie do gustu – skwitowała Saki.
  – No dobrze… To skąd pomysł, że morderstwo będzie miało miejsce w Dwójce?
  – Słyszałam rozmowę grupy śledczej – przyznała czarnowłosa. – Nie są zbyt ostrożni. Słyszałam, że sprawca kieruje się na północ i że najprawdopodobniej jego kolejnym celem będzie Dwójka. Myślę, że morderca doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nic nie mają i czuje się coraz pewniej. Uważam, że zaatakuje Dwójkę, nawet, jeśli o tym wiemy.
  – Rozumiem. Powiem im, żeby byli bardziej ostrożni. Możesz iść.
  – Dziękuję – mruknęła Saki i ruszyła do wyjścia.
  – Ach, jeszcze jedno – przypomniał sobie Shiba. – Dlaczego tak bardzo interesuje cię ta sprawa? Nie mówię tylko o dumie. Widziałem, że od początku próbujesz się czegoś dowiedzieć o morderstwach.
  – Przeczucie.
  – Jakie przeczucie?
  – Że to się tak łatwo nie skończy – oznajmiła z powagą Saki i nawet Shiba poruszył się niespokojnie na te słowa. – Gin martwi się, że to jakaś grubsza sprawa. Osobiście uważam tak samo.
  – Rozumiem.
  – Nie ma szans na to, żebym dołączyła do śledztwa? – zapytała Saki z nadzieją w głosie.
  – Odpada.
  – No nic. Próbowałam.
  – Nie wtrącaj się do śledztwa. Już wyznaczyliśmy ludzi. Poradzą sobie.

***

         Tym razem w porze lunchu Saki nie usiadła ze swoim pudełkiem śniadaniowym w ogrodzie z dala od ludzi, a udała się do oddziału szóstego. Spacerowała po terenie Szóstki, rozglądając się z zaciekawieniem.
  – Jakiś problem? – usłyszała.
  – Szukam kogoś – odparła, a widząc pytające spojrzenie rozmówcy, dodała: – Kuchiki Byakuya.
  – Idź prosto – oznajmił mężczyzna, wskazując na wschód. – Za tamtym dużym budynkiem skręć w lewo. Gdzieś tam powinien się kręcić.
  – Dziękuję – mruknęła Saki i ruszyła we wskazanym kierunku. Faktycznie po kilku minutach odnalazła bruneta. Ćwiczył. Jak zawsze. Nawet w porze lunchu. Jego młodziutka żona siedziała nieopodal pod drzewem, cierpliwie czekając, aż ukochany oderwie się na chwilę od miecza, żeby zjeść z nią. – Kuchiki… Tak samo nudny jak zawsze – prychnęła Saki, a Byakuya spojrzał na nią, marszcząc brwi.
  – Saki. Stawaj do walki – padło w odpowiedzi.
  – Nie chce mi się.
  – Ostatnim razem prawie wygrałaś. Dziś pokażę ci, że jestem od ciebie silniejszy – zadeklarował młody Kuchiki, a Saki popukała się w czoło.
  – Przecież wygrałeś.
  – Wtedy miałem po prostu szczęście. Tym razem naprawdę cię pokonam.
  – Czyli przyznajesz się do porażki? – droczyła się Saki. – Wielki panicz Kuchiki ma kompleksy wobec dziewczyny?
  – Daj mu już spokój – odezwała się wreszcie Hisana, która miała ten sam tryb kształcenia, co Saki. – Miło cię widzieć. Już myślałam, że o nas zapomniałaś.
  – Byłam trochę zajęta.
  – Słyszałem, że Trzynastka zajmuje się morderstwami – powiedział Kuchiki, chowając katanę.
  – Tak. To prawda.
  – Wiesz coś? – zaciekawiła się Hisana.
  – Nie dopuścili mnie do tego – przyznała Saki. – Dlatego przyszłam…
  – Nie rozumiem? – Byakuya zmrużył oczy.
  – Chciałam cię o coś prosić, Kuchiki.
  – Moja największa rywalka, chce mnie o coś prosić? – odparł z dumą brunet, pusząc się przy tym jak paw, a Saki wywróciła oczami.
  – Och, jak nisko upadli członkowie znamienitego rodu, jeśli za największego rywala uważają biedną dziewczynę z Rukongai, której ukończenie akademii zajęło rok dłużej, niż znamienitemu szlachcicowi – powiedziała Saki, wzdychając i teatralnie przyłożyła rękę do czoła, jakby miała zaraz zemdleć.
  – Odszczekaj to.
  – Zmuś mnie – prychnęła Saki.
  – Wiem, że lubicie te wasze przepychanki – wtrąciła się Hisana. – Ale może powiesz, co to za prośba?
  – Potrzebuję dostać się do tego śledztwa. Miałam nadzieję, że z pomocą rodu Kuchiki mogłoby mi się udać.
  – Nie ma mowy. Trzynastka jest poza zasięgiem naszej rodziny.
  – Jesteś pewien? – jęknęła Saki. – To nie dobrze.
  – Dlaczego tak ci zależy?
  – Bo wyczuwam kłopoty – westchnęła. – A wiesz, chociaż coś o tych zaginięciach?
  – Niestety.
  – No dobra. Dzięki – mruknęła Saki i już miała odejść, kiedy nieopodal zauważyła Kirę. Przyglądał jej się. Skinęła mu głową, a on odpowiedział tym samem. Nie uśmiechnął się jednak. – Ktoś tu mnie nie lubi – zaśmiała się czarnowłosa. – Dobra. Spadam.

***
 
  – A jednak masz przyjaciół – powiedział Gin, gdy Saki wróciła do domu. Nawet na niego nie spojrzała, ale kątem oka dostrzegła, że siedzi na kanapie. Czyżby na nią czekał? – Dlaczego nie wspomniałaś, że przyjaźnisz się z młodym Kuchikim?
  – Bo się nie przyjaźnię.
  – Izuru cię widział.
  – Wiem. Widać, że blondas ma długi jęzor – zakpiła Saki.
  – Jak to się stało, że przyjaźnisz się z kimś z rodu Kuchiki? – zaciekawił się Gin.
  – Nie przyjaźnię się. Brałam od niego haracz.
  – Oczywiście – zaśmiał się Gin. – A tak na poważnie?
  – Skąd wiesz, że nie mówię prawdy? – zapytała Saki i dopiero teraz spojrzała na brata. – Serio, wyłudzam od niego gruby hajs. Stać go na to.
  – Bo wiem, kiedy kłamiesz i wiem na czym ci zależy najbardziej.
  – Na czym?
  – Na śledztwie.
  – To, po co pytasz, Sherlocku? – zapytała Saki, unosząc lekko jedną brew.
  – Dziękuję za wczorajszą pomoc.
  – Słucham?
  – Wysłałaś Izuru na odpoczynek. To dobrze, bo ja nie mogłem go przekonać – stwierdził Gin, krzywiąc się.
  – Och, co za papla – westchnęła Saki. – Ale wiesz przecież, że robiłam to tylko po to, by zyskać jego zaufanie.
   – Po co?
  – Bo mnie podejrzewa. Wiem o tym.
  – Tak, jakbyś się tym przejmowała – prychnął Gin.
  – Jak mi zaufa, to znowu będę mu mogła wmówić jakieś dziwne rzeczy, nie? – oznajmiła Saki i uśmiechnęła się złośliwie.  

2 komentarze:

  1. Saki, Saki, co z Ciebie wyrośnie? Te liski... Mam wrażenie, że to sprawka około aizenowa. Tylko nie wiem, po co. Ale pasowałoby, skoro Ichimaru może coś wiedzieć. A może jak zwykle tylko daje takie wrażenie? Hmmm...
    Jak tu jest dużo Kiry. O ja cię. I proszę mi tu Izuruna nie kantować, bo będzie protest. Izurun jest za fajny, żeby go kantować. Nie wolno:P
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... Gruszki na wierzbie, czy śliwki na sośnie! >.<
      Sprawka około aizenowa hahaha, ok :D
      Lis jest fajny, co Ty chcesz ja nie wiem.
      Kira... Powiem Ci tak. Kira mnie ni ziębi ni grzeje. No do kiedyś, bo na Corrien to go pokochałam. Ale on tylko w połączeniu z Corrie jest taki ciekawy dla mnie. A tutaj... Cóż, podejrzewałam, że z charakterem Saki nie mogli się polubić. Ewentualnie od nienawiści do miłości, ale tego nie zrobię z oczywistych powodów. Toteż nie zostaje Ci nic innego, jak poczekać na ciąg dalszy. *w*

      Usuń