Saki nie mogła spać, dręczona jakiś
dziwnym przeczuciem. Gin wciąż „pracował”, a przynajmniej tak wychodziło z
tego, co powiedziała Matsumoto. Toteż czarnowłosa postanowiła nieco
pospacerować i być może zobaczyć ile w tym prawdy. Nie przejmowała się tym, że
jest w piżamie. Narzuciła na ramiona bluzę, de facto, nie swoją. Chociaż
generalnie uznawała zasadę, że co należy do jej brata to, należy także do niej.
Założyła buty, bo chodzenie w kapciach było już jednak przegięciem, poza tym
nie chciała, żeby przemokły od rosy i tak oto przygotowana wyszła z domu.
Spacerowała pomiędzy drzewkami
persymonek, spoglądając na gwiazdy. O dziwo stąd wyglądały tak samo jak z
Rukongai. Chociaż nie. W Seireitei było o wiele więcej latarni i świateł, przez
co było ich widać mniej, ale wciąż były tak samo piękne.
Nawet w mroku nocy można było
dostrzec dwie sylwetki, najpewniej mężczyzn, stojących na skraju ogrodu. O
czymś rozprawiali i Saki przystanęła, skrywając się za drzewem. Podejrzewała,
że nocna zmiana patroluje teren. Nie bardzo chciała zostać przyłapana na
nocnych spacerkach po nieswoim oddziale. Trafiłaby wtedy przed oblicze swojego
wielmożnego brata, czego bardzo, bardzo nie chciała.
Nagle jeden z mężczyzn upadł z
cichym jękiem i Saki nie miała już wątpliwości, że to nie jest wcale patrol. Czym
prędzej pognała w tamto miejsce, kiedy zorientowała się, że nie wzięła ze sobą
katany, przez co była łatwym celem. Przygotowała się już do użycia demonicznej
magii, ale zanim zdążyła użyć zaklęcia, sprawca zwiał.
Saki chciała go jeszcze gonić z
nadzieją, że go złapie, ale nie wyczuwała w ogóle jego reiatsu przez co trop
urwał się zaraz przy płocie. Czym prędzej wróciła do ofiary ataku. Przyłożyła
dwa palce do tętnicy szyjnej. Żył, ale puls słabł z każdą chwilą, a Saki
niestety nie znała się na leczeniu. Rzuciła się, więc do biegu w stronę
siedziby oddziału, krzycząc wniebogłosy.
Pierwszy usłyszał ją Kira i wybiegł z
budynku. Zaraz za nim Gin, który zwęszył szansę oderwania się od dokumentów. Poza
tym ciekawy był, co takiego się dzieje, że ktoś śmie mu zakłócać cichą przerwę
pomiędzy wypełnianiem dokumentów, a kolejną przerwą.
– Saki? Co ty wyprawiasz?– zdziwił się, gdy
czarnowłosa omal na niego nie wpadła, zbiegając z niewielkiego pagórka. – Na
litość boską, ludzi obudzisz.
– No kurwa chyba nie bez powodu krzyczę –
zawarczała. – Twój podwładny tam kona do jasnej cholery!
– Co?
Kira pierwszy się zmobilizował i
natychmiast ruszył w kierunku, z którego nadbiegła Saki. Ona oczywiście
podążyła za nim, by pomóc mu zlokalizować rannego. Gin tymczasem miał wezwać
medyków, ale i tym razem na nic się nie zdali. Izuru mimo usilnych starań i
zdolności medycznych, nie był w stanie utrzymać mężczyzny przy życiu.
Blondyn uderzył pięścią w ziemię,
wściekły, że nie zdołał uratować swojego kolegi. Gdy tylko zjawiła się nocna
zmiana, zaczął wydawać polecenia i osobiście dopilnował, by zabezpieczono
miejsce zbrodni.
– Pójdę poinformować vice kapitana Shibę –
oznajmiła Saki, łudząc się, że jako świadek zbrodni, zdoła dołączyć do
śledztwa.
– Nie tak prędko – powiedział Izuru, łapiąc
ją za ramię. – Muszę cię najpierw przesłuchać. Już wysłałem kogoś z informacją
do Trzynastki.
Saki westchnęła ciężko. Nie była
zadowolona z takiego obrotu sprawy. Wiedziała, że takie są procedury, ale wątpiła,
by jej zeznania cokolwiek w tej sprawie zmieniły. Poza tym nie mogła oprzeć się
wrażeniu, że Kira patrzy na nią jakoś podejrzliwie, a to bardzo jej się nie
podobało. Zresztą nie przypadł jej do gustu już od pierwszego spotkania. I nie
tylko on jej.
–
Czy mogę wiedzieć, co robiłaś na terenie oddziału? – zapytał Izuru, gdy usiedli
już w gabinecie kapitana.
–
No przecież mieszkam tu – odparła Saki, marszcząc brwi, a w myślach dodała: –
Do cholery.
–
Z tego, co wiem do zdarzenia nie doszło w kwaterze kapitana. Pytam, co robiłaś
w sadzie.
–
Spacerowałam.
–
O trzeciej nad ranem? – Kira spojrzał z ukosa na Saki. \
–
Nie mogłam spać – oznajmiła, wywracając oczami. – Gina nie było w domu, więc
postanowiłam się przejść i zajrzeć tutaj, jasne?
–
Trochę okrężną drogą – zauważył Izuru.
–
Na tym właśnie polega spacer. Na chodzeniu – warknęła Saki. – Co to w ogóle za
durne pytania?
–
Jesteś świadkiem zbrodni, która miała miejsce na terenie tego oddziału. To
oczywiste, że muszę cię przesłuchać.
–
No właśnie. Świadkiem. Świadkiem, a nie podejrzanym.
–
Do rzeczy – mruknął Kira. – No, więc spacerowałaś i?
–
Zobaczyłam dwóch mężczyzn. Myślałam, że to nocny patrol, ale jeden z nich
upadł. To naprawdę nie było takie trudne, żeby domyślić się, co się właśnie
stało – stwierdziła Saki. – Pobiegłam za tamtym, ale przeskoczył przez mur i
zniknął. Żadnego śladu reiatsu. Nic. No, więc pobiegłam po Gina. Dalej już
wiesz, co się stało.
–
Na pewno niczego nie pominęłaś?
–
Czy ja mówię nie wyraźnie? – oburzyła się Saki. – A może mam ci to
przeliterować?
–
Daj spokój, Izuru – powiedział Gin, wchodząc do gabinetu. – Przesłuchiwanie jej
nic nie da. Byłem już w Trzynastce. Schemat pierwszej zbrodni był ten sam.
Ofiara, która nie przeżyła i świadek, który wydział tylko uciekającą postać. Ale
świadkiem poprzednio był ktoś inny.
–
Kapitanie, pańska siostra dała nam już popis wyobraźni, niewybrednymi
kłamstwami – zaoponował Kira, lecz zamilkł pod naporem spojrzenia swojego
przełożonego.
–
Saki, wracaj do domu – rozkazał Gin.
–
No, dziękuję za pozwolenie – mruknęła, wywracając oczami. – Ale nigdzie się nie
wybieram. Chcę pomóc w śledztwie, które, de facto, należy do oddziału, w którym
jestem.
–
Wracaj do siebie – syknął Gin, mierząc czarnowłosą wzrokiem, aż po plecach
przeszły jej ciarki. – Natychmiast.
–
Nie – kłóciła się dalej. – Chce wziąć udział w śledztwie.
–
Nie ma mowy.
–
Ale…
–
Kategorycznie nie.
–
Nie obchodzi mnie twoje zdanie – protestowała czarnowłosa, ale wiedziała, że
nie wygra. Jedyna osoba, która mogła się za nią wstawić i ułatwić jej dołączenie
do śledztwa, odmawiała pomocy i to nadzwyczaj gorliwie. – Wyłysiej – syknęła
Saki. – Wy obaj – dodała po chwili namysłu i wyszła trzaskając drzwiami.
–
Jest pan pewien, że to dobrze…? – zaczął Kira, ale urwał, gdy Ichimaru wzruszył
ramionami.
–
Jestem pewien tylko tego, że na 99% ta dziewczyna wpakuje się w kłopoty.
–
Ale czy to…
–
Nie. Saki nie jest mordercą – oznajmił stanowczo Gin. – Jeśli o to ci chodzi,
Izuru.
–
Kłamała już wiele razy – zauważył blondyn. – Nawet własnemu dowódcy.
–
Ale to jest dokładnie to, o czym mówiła. Przyszła zniszczyć mi życie –
westchnął kapitan Trójki. – Ale nie innym. Nie posunęłaby się tak daleko. Ale
wyślij kogoś, żeby jej pilnował, zanim zrobi coś głupiego – dodał po chwili
namysłu.
–
Głupiego? Jak…?
–
Jak łapanie sprawcy na własną rękę.
***
Już dawno żadna noc nie była dla Saki
tak niełaskawa. Do pracy przyszła zmęczona, a do tego wściekła, że wciąż nie
udało jej się dołączyć śledztwa. Nie tylko ona miała zły humor. Vice kapitan
Trzynastki najwyraźniej także wstał lewą nogą i postanowił z samego rana
przeprowadzić trening nowych członków oddziału. Saki od początku się nie
przykładała, bezmyślnie machając kataną i ziewając raz po raz. Przez myśl
przeszło jej nawet, żeby zwiać.
– Kogoś chyba bardzo nudzi mój trening –
zauważył z niezadowoleniem Shiba. – Rozumiem, że wszystko już umiesz, Saki?
– Nie wyspałam się – mruknęła beznamiętnie.
– To cię nie usprawiedliwia.
– Byłam świadkiem morderstwa, co poradzę –
westchnęła Saki, wzruszywszy ramionami. – Bardziej przydałabym się pomagając w
śledztwie, niż stercząc tutaj – żachnęła się.
– Och, no tak – sarknął Shiba. – W takim
razie zawrzyjmy układ – zaproponował uśmiechając się łagodnie, ale Saki
wyczuwała w tym pewną groźbę. – Jeśli mnie pokonasz, możesz dołączyć do
śledztwa albo zrobić sobie wolne. Cokolwiek zechcesz.
– Brzmi fair – przyznała czarnowłosa, nie
zamierzając się wycofać.
– Zaatakuj, gdy będziesz gotowa – mruknął
Kaien, dając Saki chwilę czasu. Mogła przygotować plan, cokolwiek, ale Saki po
prostu zaatakowała.
– Zawładnij, Kamui – wyszeptała. – Soren Sokatsui – krzyknęła, ale nic się nie
stało i wszyscy obecni parsknęli śmiechem.
– Chyba nie wypaliło – zakpił jeden z nich.
Nagle Shiba odskoczył, a miejscu, w którym stał jeszcze chwile temu, uderzyło
kido. Vice kapitan zmarszczył brwi, mierząc Saki wzrokiem. Ta uśmiechnęła się
tylko i ruszyła na niego w shunpo. Natarła na swojego przełożonego ze sporą
siłą, czym nieco go zaskoczyła. Nie wyglądała na kogoś, kto posiada taką
krzepę. Mężczyzna westchnął ciężko i aktywował shikai, obracając w ręce swoją
kataną, która błyszcząc na żółto, zaczęła się wydłużać aż przyjęła formę
trójzębu.
Przed pierwszym atakiem Saki uciekła.
Ogromna fala wody, wypływającej z broni vice kapitana, ruszyła na nią i wijąc
się niczym wąż, podążała za czarnowłosą, dopóki ta nagle nie zniknęła. Kolejna
fala zdawała się zostać pochłonięta przez jej katanę i Kaien pomyślał, że
zaabsorbowała jego atak. Jako, że Saki nie ruszyła się nawet o krok, spodziewał
się, że zaatakuje go od frontu jego własnym atakiem. Zobaczył tylko pełen
satysfakcji uśmiech czarnowłosej, gdy wodna fala uderzyła go w plecy.
Saki była pewna, że wygra to starcie,
ale po pierwszym jej ataku Kaien wyglądał już o wiele spokojniej i drugi raz
nie dał się zaskoczyć. Nie ważne ile razy Saki próbowała wykorzystać jego
własne ataki przeciwko niemu, bez problemu potrafił ich uniknąć, a nawet
odzyskać nad nimi panowanie.
– I wygrałem – oznajmił, celując ostrzem w
stronę Saki, której katana poszybowała wysoko w górę. – A teraz do roboty. Za
karę wysprzątasz całą siedzibę.
Saki zagryzła tylko wargę, ale
przegraną zniosła z godnością. Skinęła głową i zabrała się za swoją pracę. Przy
okazji usłyszała komentarze na swój temat. Ta banda oszołomów nie zdawała sobie
sprawy jak wspaniałe i użyteczne jest jej shikai. Także do podsłuchiwania.
Chociaż tych słów akurat wolałaby nie usłyszeć. Niespecjalnie się jednak
przejęła. Nie interesowała jej opinia kogoś, kogo mogła pokonać bez uwalniania
formy miecza. Kaien Shiba natomiast zyskał w jej oczach, jako godny przeciwnik
i uzdolniony vice kapitan, którego, de facto i tak zamierzała kiedyś pokonać.
***
Minął tydzień od pierwszego morderstwa,
a trupy były już trzy, co znaczyło o tym, że śledztwo nie posunęło się ani o
milimetr. Saki wciąż nie była w stanie dowiedzieć się niczego w tym temacie. Po
pracy sama chciała się udać na miejsce ostatniej zbrodni, ale nie została tam
dopuszczona. Nie miała wyboru, jak wykorzystać shikai.
Miejsce kolejnej zbrodni również poza
śladami krwi ofiary, nie zawierało nic, co mogło wskazać sprawcę. Dziwne.
Przecież musiało być coś… Cokolwiek. Saki rozglądała się po pomieszczeniu.
Nagle ktoś wszedł do środka i w ostatniej chwili zdołała się schować. Do
budynku na terenie Dwunastki ponownie zawitała grupa z jej oddziału, badająca
sprawę.
– Naprawdę nie wiem, co o tym myśleć –
westchnął jeden z shinigami. – To już trzeci z oddziałów, a my nadal nic nie
mamy. Żadnych śladów.
– Jednak stawiałbym na to, co powiedział vice
kapitan Shiba. Sprawca kieruje się z południa na północ.
– Myślisz? To znaczy, że uderzy na Dwójkę, a
potem Jedynkę, ale czy naprawdę ma szanse przeciw Omitsukido i Głównodowodzącemu?
– Nie wiem, ale wygląda na to, że chciał
zasiać trochę grozy. Albo poczuł się bezpiecznie, wiedząc, że nic nie mamy i
idzie dalej – ciągnął pierwszy z shinigami.
– A co jeśli to ktoś od nas? – podsunął
drugi. – Zaczęło się od naszego oddziału. Jeśli to ktoś z naszych…
– Myślałem o tym. Nawet mówiłem o tym vice
kapitanowi – powiedział dowódca grupy. – Ale nie możemy dać się zwariować.
Jeśli wszyscy zaczną się nawzajem podejrzewać, damy mordercy tylko więcej
okazji do ataku.
– Wiem, ale…
– Cicho! Słyszeliście? – nastroszył się jeden
z mężczyzn. – Mam wrażenie, że ktoś tu jest.
Mimo, iż nie mogli zobaczyć Saki, wyczuli, że
jest gdzieś blisko. A ona była blisko i daleko zarazem. Siedziała teraz w swoim
pokoju w kwaterze Trójki i podsłuchiwała rozmowę, odbywającą się w Dwunastce. Nie
podobała jej się wizja, że to ktoś z jej oddziału był mordercą, ale faktycznie
nadszedł z południa. Wątpiła jednak, by jakimś cudem wdarł się do Seireitei z
zewnątrz. Nawet, jeśli znalazła się już osoba, która mogła tego dokonać,
wątpliwym było, żeby ktoś z Rukongai miał tyle siły, by zabić shinigami. Saki
dezaktywowała shikai i westchnęła. Było zbyt wiele pytań i zbyt mało
odpowiedzi. Tak naprawdę sprawca mógł ukrywać się w każdym z oddziałów, ale nie
należało ignorować żadnej możliwości.
Saki rozsiadła się na podłodze i
rozłożyła przed sobą ogromną mapę Seireitei, oraz kilka kartek papieru. Na mapę
naniosła punkty, oznaczające miejsca zbrodni. Trzynastka, Trójka, Dwunastka… Faktycznie
wyglądało jakby sprawca kierował się ku centralnej części, więc Dwójka była
najbardziej prawdopodobna i Saki przez chwilę nawet miała ochotę się tam
zakręcić, licząc, że złapie sprawcę.
Na kartkach rozpisała sobie możliwe
teorie oraz motywy, ale to wszystko nie miało sensu. Zastanawiała się nawet,
czy nie łączy się to ze sprawą zaginięć, ale nie potrafiła znaleźć nic
wspólnego dla tych przypadków. Poza tym kapitanowie nie zostali zabici, a
jedynie zaginęli. Z drugiej jednak strony, dotychczas ginęli tylko szeregowi,
być może ktoś porwał się z motyką na księżyc i nie dał rady zabić kapitana, a
jednie go gdzieś zamknąć, ale to wydawało się Saki mało prawdopodobne.
Zmarszczyła brwi i podrapała się
ołówkiem po głowie. Sama też przecież była na wszystkich miejscach zbrodni, ale
nie znalazła śladu. Widziała nawet sylwetkę sprawcy, ale nic nie przykuło jej
uwagi. Nie miał żadnych cech charakterystycznych, a reiatsu ukrywał tak samo
dobrze jak ona, jeśli nie lepiej.
Saki usłyszała, że ktoś wchodzi do
domu i wyszła ze swojego pokoju. Gin właśnie wszedł do salonu. Na jego twarzy
widoczne było zmęczenie. Nic dziwnego. Nie lubił brać pracy na poważnie, a
ostatnio prawie w ogóle nie miał czasu na spanie z powodu zaginięć i morderstw.
Wszystkie oddziały trwały w stanie gotowości.
– Gin.
Mężczyzna drgnął nieznacznie na
dźwięk swojego imienia i spojrzał na Saki. Westchnął ciężko i nic nie mówiąc,
poszedł do kuchni. Czarnowłosa zmarszczyła brwi i podążyła za nim. Jednak też
nie odezwała się ani słowem, obserwując tylko, jak jej brat próbuje przygotować
sobie imitację posiłku, ale wyraźnie nie wiedział, za co się zabrać. Dotychczas
Matsumoto często dla niego gotowała. W innym przypadku żywił się persymonkami,
a odkąd został kapitanem, również tym, co przyniósł mu Kira.
– Zostaw to – warknęła Saki, obserwując
nieporadne poczynania mężczyzny i wyrwała mu z rąk nóż. – Idź pod prysznic.
Śmierdzisz – dodała, krzywiąc się. – Nawał pracy nie zwalnia cię z higieny
osobistej – powiedziała, uśmiechając się złośliwie, ale na to również nie
otrzymała odpowiedzi, chociaż Ichimaru posłusznie udał się do łazienki.
Tymczasem Saki przejrzała zawartość
szafek i lodówkę, po czym uśmiechnęła się. Umiała gotować i lubiła. Gdy żyli
jeszcze w Rukongai, to ona przygotowywała posiłki. Tak samo było, gdy została
sama. W Akademii nie musiała tego robić, bo mieli stołówkę, ale teraz mogła
znów wrócić do swojego hobby. Swoją drogą zaczęła się zastanawiać, jakim cudem
Ichimaru zdołał jej przygotować śniadanie, kiedy zaczęła u niego mieszkać. Po
namyśle stwierdziła jednak, że kanapki nie są aż tak trudne do wykonania.
Umyła warzywa i pokroiła je, po czym
wrzuciła do garnka. Na patelni podsmażyła mięso i wszystko odpowiednio
doprawiła. Usmażone kawałki wołowiny również wrzuciła do garnka i dodała
kolejne przyprawy. Wstawiła ryż i w międzyczasie potarła jabłko i również przesypała
do garnka. Gdy Ichimaru wyszedł z łazienki, Curry było gotowe. Oczywiście wedle
receptury, należało odczekać jeden dzień, ale sama też była głodna.
Gin wyglądał na zaskoczonego i
faktycznie był. Po dotychczasowym zachowaniu Saki naprawdę nie pomyślałby, że
czarnowłosa zlituje się nad nim i przygotuje mu posiłek. Z drugiej jednak
strony poza docinkami i plotkami, które rozsiewała pierwsze dwa dni, nie
sprawiała mu żadnych kłopotów. Spodziewał się dowcipów na każdym kroku,
pułapek, a nawet zagrożenia życia, ale nic takiego się nie wydarzyło.
– A ty, dokąd? – zapytała Saki, gdy Gin po
posiłku, ruszył do wyjścia.
– Do pracy – odparł beznamiętnie. –
Przyszedłem tylko na chwilę.
– Powinieneś iść spać – stwierdziła
czarnowłosa, tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– Nie mogę – mruknął Gin i ruszył dalej.
Zrobił kolejny krok i wyszedł z sypialni, po czym zmarszczył brwi. – Co… – Był
pewien, że przed chwilą był z kuchni. Jakim cudem znalazł się w sypialni? Na to
pytanie nie umiał odpowiedzieć. Spojrzał podejrzliwie na Saki, która uśmiechała
się złośliwie. – Co zrobiłaś?
– Mówiłam, że masz iść spać.
– Co zrobiłaś? – powtórzył stanowczo
Ichimaru.
– Nie muszę odpowiadać.
– To samo zrobiłaś z wodą ze szklanki –
zauważył. – To moc twojego zampaktou?
– Może.
– Nie używaj jej więcej. Nie przy ludziach – rozkazał mężczyzna, piorunując Saki spojrzeniem, ale ona była nieugięta. Wyszczerzyła zęby jeszcze szerzej i gdy Gin ponownie ruszył do wyjścia, znów znalazł się w swoim pokoju. Nawet, gdy za trzecim razem, chciał wyjść przez okno, również się nie udało. – Saki! – zagrzmiał, ale w odpowiedzi usłyszał tylko śmiech.
– Nie używaj jej więcej. Nie przy ludziach – rozkazał mężczyzna, piorunując Saki spojrzeniem, ale ona była nieugięta. Wyszczerzyła zęby jeszcze szerzej i gdy Gin ponownie ruszył do wyjścia, znów znalazł się w swoim pokoju. Nawet, gdy za trzecim razem, chciał wyjść przez okno, również się nie udało. – Saki! – zagrzmiał, ale w odpowiedzi usłyszał tylko śmiech.
– Nie kłóć się ze mną – powiedziała wreszcie.
– Inaczej zamknę cię i w ogóle stąd nie wyjdziesz, nawet do łazienki – dodała.
– Powiadomię tego blondasa, że odpoczywasz. Widzisz, jaka jestem miła? Nie
marnuj tej JEDYNEJ okazji.
Ichimaru westchnął ciężko, ale nie walczył z
nią dłużej. Wiedział, że i tak nie wygra. Nie rozumiał natomiast, co jego
siostra kombinuje. Wątpił, by zwyczajnie chciała mu pomóc. Musiała mieć kolejny
głupi i zarazem niebezpieczny pomysł, ale grawitacja w okolicach łóżka była
zbyt silna, by dłużej o tym myśleć.
Saki upewniła się, że Gin śpi, schowała
mapę i wszystkie papiery do szafki. Wolała, by nie wiedział o jej prywatnym
śledztwie, po czym ruszyła w stronę siedziby trzeciego oddziału. Nie zaprzątała
sobie głowy pukaniem i po prostu weszła do gabinetu Gina. Nie zastała tam jego
zastępcy, więc usiadła za biurkiem, decydując, że zaczeka, aż blondyn wróci,
gdziekolwiek poszedł.
Gdy zaczęło jej się nudzić, zajrzała do
szuflady w biurku oraz szafek, ale nie znalazła tam nic interesującego. Ktoś
nacisnął na klamkę i do środka wszedł Kira, strosząc się.
– Co tu robisz?
– Czekam.
– Tu nie można sobie od tak wchodzić –
powiedział blondyn.
– Nikogo nie było – mruknęła Saki i wzruszyła
ramionami.
– Gdzie kapitan?
– Nie przyjdzie. Śpi – odparła Saki i dodała:
– Tobie też radzę. I tak na nic się nie zdasz w takim stanie.
– Nie pouczaj mnie – rozeźlił się Izuru. –
Podczas nieobecności kapitana, moim obowiązkiem jest wszystkiego tutaj
dopilnować, co jeśli…
– Morderca tu nie wróci – stwierdziła Saki i
wywróciła oczami. – W Trzynastce też już się drugi raz nie pojawił. Prawdopodobnie
kieruje się na północ.
– W stronę Jedynki?
– Tak. To na razie najbardziej prawdopodobna
wersja, więc idź spać.
– Dlaczego tak ci na tym zależy – spytał
podejrzliwie Kira.
– Nie spinaj pałki, bo ci żyłka pęknie –
skwitowała Saki, uśmiechając się złośliwie. – I tak wiem, że mnie podejrzewasz.
Chociaż to trochę bez sensu, no, ale… – dodała, wzruszając ramionami. – Kto
wie? Może tylko czekam, aż wyjdziesz, żeby wymordować cały twój oddział. Wiesz,
normalnie o niczym innym nie marzę – syknęła i wyszła. Chciała pomóc, ale jeśli
blondas jej nie wierzył, nie zamierzała mielić ozorem na darmo.
***
Rano siedziała w kuchni, jedząc curry.
Poprzedniego dnia zrobiła go tyle, że było jeszcze na śniadanie i na obiad.
Westchnęła cicho. Wiedziała, że to ten głupi nawyk z Rukongai. Czasami jeszcze
zdarzało jej się gromadzić jedzenie albo przygotowywać go tak, jakby miała
wykarmić pół wsi.
– Dzień dobry – usłyszała. – Ooo, śniadanie.
Ale jestem głodny – stwierdził Gin i
zaczął sobie nakładać jedzenie, po czym usiadł naprzeciw Saki. – A właśnie.
Przez te morderstwa i zaginięcia nie miałem czasu… Słyszałem, że widziałaś się
z Matsumoto. Była bardzo zadowolona.
– A to ciekawe – skwitowała Saki.
– Mówiła, że jesteś bardzo sympatyczna.
Chociaż nie wiem gdzie…
– Nie moja wina, że ignorowanie jej nic nie
dało. Cały czas ględziła.
– Wiem. Nie trudno ją zadowolić – stwierdził
Gin. – Naprawdę się cieszyła.
– Zauważyłam, że nie trudno – prychnęła Saki,
mierząc brata wzrokiem. – Skoro zakochała się w kimś takim. Naprawdę niewiele
jej trzeba.
– Nie mów tak – powiedział Gin ostrzegawczym
tonem. – I powiedz mi, co to za shikai. Teleportacja?
– Nie?
– Ale…
– Po co ci to wiedzieć? – zdziwiła się Saki.
– Moje shikai jest bardzo ciekawe i przydatne. Szczerze mówiąc, to, co wczoraj
zrobiłam… Nie masz pojęcia jak bardzo żałuję, że nie miałam wczoraj w nocy
katany – westchnęła. – Może zdołałabym dorwać mordercę.
– Nie mieszaj się w tą sprawę, Saki. To zbyt
niebezpieczne.
– Co ty możesz o tym wiedzieć, co? – zapytała czarnowłosa i otworzyła szczerzej
oczy ze zdumienia. – Ty… Ty coś wiesz! – stwierdziła, wskazując oskarżycielsko
na mężczyznę. – Ty coś wiesz.
– Nie.
– Kłamiesz Gin – syknęła Saki, chwytając go
za haori, omal nie przewracając przy tym naczyń. – To nie ty, ale wiesz, kto,
prawda?
– Nie wiem kto – padło w odpowiedzi. – Ale
wiem jedno. To jest część grubszej sprawy. Czegoś, na co ani ja, ani ty nie
mamy wpływu. Nie pakuj się w kłopoty. To nie jest tego warte.
– A skąd ty możesz wiedzieć, co jest warte,
a co nie? Od kiedy nagle przejmujesz się moim losem? – zakpiła Saki. – Ty,
człowiek, który sprzedałby własną rodzinę, gdyby od tego zależało jego życie. Nie
rozśmieszaj mnie.
– Gdybym się nie przejmował twoim losem,
wywaliłbym cię stąd na zbity pysk od razu, a za plotki już dawno zostałabyś
wyrzucona z Gotei 13. Nie zrobiłem tego, a mogłem.
– Och! Jakiś ty łaskawy! Ale szkoda, że nie
masz nade mną żadnej władzy – zaśmiała się Saki i wyszła, nie kończąc posiłku.
– Saki!
Czarnowłosa w pracy zjawiła się przed
czasem. Nie miała ochoty słychać tych bzdur. Zamiast tego wciąż łudziła się, że
zdobędzie nowe poszlaki. W oddali dostrzegła Kanakawę Kou. Na jej widok
uśmiechnął się i nawet do niej pomachał. Saki skinęła tylko głową i ruszyła
dalej. Wtedy przyszło jej do głowy, że oficer może coś wiedzieć, chociaż
nieoficjalnie i chciała się cofnąć, kiedy zawołał ją Shiba.
– Saki, możemy chwilę porozmawiać?
– Nie bardzo – zażartowała Saki. – Mam
jeszcze coś do zrobienia.
– To nie było pytanie.
– Ta jess…
Saki podążyła za swoim przełożonym do
gabinetu i usiadła na wskazanym jej miejscu. Wpatrywała się Kaiena, który
dłuższą chwilę milczał, przygotowując herbatę. W końcu podał jej filiżankę i
sam usiadł naprzeciw niej, po czym upił kilka łyków swojej.
– Co robiłaś wczoraj po północy? – odezwał
się w końcu.
– Skąd to pytanie? – zaciekawiła się Saki. –
Normalni ludzie o tej porze śpią.
– Należysz do nich?
– Nigdy nie aspirowałam do bycia normalną. To
nudne.
– Czyli przyznajesz się? – zapytał Shiba.
– Do niczego się nie przyznaję – zaoponowała
czarnowłosa, marszcząc brwi. – Najpierw musiałabym dostać zarzuty.
– Jeszcze nie ma żadnych zarzutów. Tylko
pytam – zaśmiał się mężczyzna. – Czy byłaś wczoraj na terenie oddziału
drugiego?
– Dlaczego miałabym tam być?
– Ty mi powiedz.
– Skąd, więc pomysł, że byłam? – dociekała
Saki.
– Ktoś z grupy śledczej z naszego oddziału
widział osobę podobną do ciebie.
– Podobną. To nie znaczy, że byłam to ja.
– Daj spokój – zniecierpliwił się Shiba. –
Byłaś tam, czy nie?
– Byłam – odparła spokojnie Saki. – Nie mam
nic do ukrycia.
– Co tam robiłaś?
– Czekałam na mordercę.
– Dlaczego? – Shiba zmrużył oczy, bacznie
obserwując czarnowłosą.
– Ponieważ to ja znalazłam drugą ofiarę i widziałam
jak sprawca ucieka, a jednak nie udało mi się go złapać. W związku z tym czuję
się odpowiedzialna za to, że mamy już trzeciego trupa – wyjaśniła Saki.
– Nikt nie oczekuje od świeżo upieczonej
shinigami, żeby pojmała mordercę, którego nie może złapać dobrze wybrana do
tego grupa śledcza – zaśmiał się Kaien i chociaż nie miał na myśli nic złego,
Saki poczuła się urażona.
– Ale byłam blisko. Ja też mam swoją dumę,
vice kapitanie Shiba.
– No dobrze. Przepraszam, jeśli cię uraziłem
– odpowiedział mężczyzna. – Ale skąd pomysł, że morderca pojawi się w Dwójce?
Wiesz coś, o czym nie wiem?
– Niestety, ale wiem tyle, co wszyscy –
stwierdziła Saki. – Czyli nic.
– Nie sądzę – ciągnął dalej Shiba. – Vice
kapitan Kira zgłaszał mi swoje podejrzenia.
– Wiem, uparł się, że to na pewno ja jestem
mordercą. Nie lubi mnie.
– A dałaś mu jakiś powód, żeby cię nie lubił?
– zapytał Kaien. – Vice kapitan Kira znany jest ze swojego opanowania i
chłodnego osądu. Myślę, że musiałaś dać mu jakiś powód.
– Nie przypadliśmy sobie do gustu –
skwitowała Saki.
– No dobrze… To skąd pomysł, że morderstwo
będzie miało miejsce w Dwójce?
– Słyszałam rozmowę grupy śledczej –
przyznała czarnowłosa. – Nie są zbyt ostrożni. Słyszałam, że sprawca kieruje
się na północ i że najprawdopodobniej jego kolejnym celem będzie Dwójka. Myślę,
że morderca doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nic nie mają i czuje się
coraz pewniej. Uważam, że zaatakuje Dwójkę, nawet, jeśli o tym wiemy.
– Rozumiem. Powiem im, żeby byli bardziej
ostrożni. Możesz iść.
– Dziękuję – mruknęła Saki i ruszyła do
wyjścia.
– Ach, jeszcze jedno – przypomniał sobie
Shiba. – Dlaczego tak bardzo interesuje cię ta sprawa? Nie mówię tylko o dumie.
Widziałem, że od początku próbujesz się czegoś dowiedzieć o morderstwach.
– Przeczucie.
– Jakie przeczucie?
– Że to się tak łatwo nie skończy – oznajmiła
z powagą Saki i nawet Shiba poruszył się niespokojnie na te słowa. – Gin martwi
się, że to jakaś grubsza sprawa. Osobiście uważam tak samo.
– Rozumiem.
– Nie ma szans na to, żebym dołączyła do
śledztwa? – zapytała Saki z nadzieją w głosie.
– Odpada.
– No nic. Próbowałam.
– Nie wtrącaj się do śledztwa. Już
wyznaczyliśmy ludzi. Poradzą sobie.
***
Tym razem w porze lunchu Saki nie
usiadła ze swoim pudełkiem śniadaniowym w ogrodzie z dala od ludzi, a udała się
do oddziału szóstego. Spacerowała po terenie Szóstki, rozglądając się z
zaciekawieniem.
– Jakiś problem? – usłyszała.
– Szukam kogoś – odparła, a widząc pytające
spojrzenie rozmówcy, dodała: – Kuchiki Byakuya.
– Idź prosto – oznajmił mężczyzna, wskazując
na wschód. – Za tamtym dużym budynkiem skręć w lewo. Gdzieś tam powinien się
kręcić.
– Dziękuję – mruknęła Saki i ruszyła we
wskazanym kierunku. Faktycznie po kilku minutach odnalazła bruneta. Ćwiczył.
Jak zawsze. Nawet w porze lunchu. Jego młodziutka żona siedziała nieopodal pod
drzewem, cierpliwie czekając, aż ukochany oderwie się na chwilę od miecza, żeby
zjeść z nią. – Kuchiki… Tak samo nudny jak zawsze – prychnęła Saki, a Byakuya
spojrzał na nią, marszcząc brwi.
– Saki. Stawaj do walki – padło w odpowiedzi.
– Nie chce mi się.
– Ostatnim razem prawie wygrałaś. Dziś pokażę ci, że jestem od ciebie silniejszy – zadeklarował młody Kuchiki, a Saki popukała się w czoło.
– Ostatnim razem prawie wygrałaś. Dziś pokażę ci, że jestem od ciebie silniejszy – zadeklarował młody Kuchiki, a Saki popukała się w czoło.
– Przecież wygrałeś.
– Wtedy miałem po prostu szczęście. Tym razem
naprawdę cię pokonam.
– Czyli przyznajesz się do porażki? –
droczyła się Saki. – Wielki panicz Kuchiki ma kompleksy wobec dziewczyny?
– Daj mu już spokój – odezwała się wreszcie
Hisana, która miała ten sam tryb kształcenia, co Saki. – Miło cię widzieć. Już
myślałam, że o nas zapomniałaś.
– Byłam trochę zajęta.
– Słyszałem, że Trzynastka zajmuje się
morderstwami – powiedział Kuchiki, chowając katanę.
– Tak. To prawda.
– Wiesz coś? – zaciekawiła się Hisana.
– Nie dopuścili mnie do tego – przyznała
Saki. – Dlatego przyszłam…
– Nie rozumiem? – Byakuya zmrużył oczy.
– Chciałam cię o coś prosić, Kuchiki.
– Moja największa rywalka, chce mnie o coś
prosić? – odparł z dumą brunet, pusząc się przy tym jak paw, a Saki wywróciła
oczami.
– Och, jak nisko upadli członkowie
znamienitego rodu, jeśli za największego rywala uważają biedną dziewczynę z
Rukongai, której ukończenie akademii zajęło rok dłużej, niż znamienitemu
szlachcicowi – powiedziała Saki, wzdychając i teatralnie przyłożyła rękę do
czoła, jakby miała zaraz zemdleć.
– Odszczekaj to.
– Zmuś mnie – prychnęła Saki.
– Wiem, że lubicie te wasze przepychanki –
wtrąciła się Hisana. – Ale może powiesz, co to za prośba?
– Potrzebuję dostać się do tego śledztwa.
Miałam nadzieję, że z pomocą rodu Kuchiki mogłoby mi się udać.
– Nie ma mowy. Trzynastka jest poza zasięgiem
naszej rodziny.
– Jesteś pewien? – jęknęła Saki. – To nie
dobrze.
– Dlaczego tak ci zależy?
– Bo wyczuwam kłopoty – westchnęła. – A wiesz,
chociaż coś o tych zaginięciach?
– Niestety.
– No dobra. Dzięki – mruknęła Saki i już
miała odejść, kiedy nieopodal zauważyła Kirę. Przyglądał jej się. Skinęła mu
głową, a on odpowiedział tym samem. Nie uśmiechnął się jednak. – Ktoś tu mnie
nie lubi – zaśmiała się czarnowłosa. – Dobra. Spadam.
***
– A jednak masz przyjaciół – powiedział Gin,
gdy Saki wróciła do domu. Nawet na niego nie spojrzała, ale kątem oka
dostrzegła, że siedzi na kanapie. Czyżby na nią czekał? – Dlaczego nie
wspomniałaś, że przyjaźnisz się z młodym Kuchikim?
– Bo się nie przyjaźnię.
– Izuru cię widział.
– Wiem. Widać, że blondas ma długi jęzor –
zakpiła Saki.
– Jak to się stało, że przyjaźnisz się z kimś
z rodu Kuchiki? – zaciekawił się Gin.
– Nie przyjaźnię się. Brałam od niego haracz.
– Oczywiście – zaśmiał się Gin. – A tak na
poważnie?
– Skąd wiesz, że nie mówię prawdy? – zapytała
Saki i dopiero teraz spojrzała na brata. – Serio, wyłudzam od niego gruby hajs.
Stać go na to.
– Bo wiem, kiedy kłamiesz i wiem na czym ci
zależy najbardziej.
– Na czym?
– Na śledztwie.
– To, po co pytasz, Sherlocku? – zapytała
Saki, unosząc lekko jedną brew.
– Dziękuję za wczorajszą pomoc.
– Słucham?
– Wysłałaś Izuru na odpoczynek. To dobrze, bo
ja nie mogłem go przekonać – stwierdził Gin, krzywiąc się.
– Och, co za papla – westchnęła Saki. – Ale
wiesz przecież, że robiłam to tylko po to, by zyskać jego zaufanie.
– Po co?
– Bo mnie podejrzewa. Wiem o tym.
– Tak, jakbyś się tym przejmowała – prychnął
Gin.
– Jak mi zaufa, to znowu będę mu mogła wmówić
jakieś dziwne rzeczy, nie? – oznajmiła Saki i uśmiechnęła się złośliwie.
Saki, Saki, co z Ciebie wyrośnie? Te liski... Mam wrażenie, że to sprawka około aizenowa. Tylko nie wiem, po co. Ale pasowałoby, skoro Ichimaru może coś wiedzieć. A może jak zwykle tylko daje takie wrażenie? Hmmm...
OdpowiedzUsuńJak tu jest dużo Kiry. O ja cię. I proszę mi tu Izuruna nie kantować, bo będzie protest. Izurun jest za fajny, żeby go kantować. Nie wolno:P
Pozdrawiam
... Gruszki na wierzbie, czy śliwki na sośnie! >.<
UsuńSprawka około aizenowa hahaha, ok :D
Lis jest fajny, co Ty chcesz ja nie wiem.
Kira... Powiem Ci tak. Kira mnie ni ziębi ni grzeje. No do kiedyś, bo na Corrien to go pokochałam. Ale on tylko w połączeniu z Corrie jest taki ciekawy dla mnie. A tutaj... Cóż, podejrzewałam, że z charakterem Saki nie mogli się polubić. Ewentualnie od nienawiści do miłości, ale tego nie zrobię z oczywistych powodów. Toteż nie zostaje Ci nic innego, jak poczekać na ciąg dalszy. *w*