Wszystko zaczęło się około
dwadzieścia pięć lat temu. Soichiro wtedy jeszcze należał do rodziny Miyagi i
jako młody dziedzic był pierwszy w kolejce, by zostać głową rodziny. Jego
ojciec, jako wnuk siostry samego generała głównodowodzącego przekonany był o
swojej potędze i władzy oraz tym, że wszystko mu się należy. Jego żona, każdego
dnia utwierdzała go w tym przekonaniu, pogarszając tylko sytuację. Tymczasem
młody Soichiro, choć mniej uległy, niż jego młodszy brat, nie był zbytnio
zainteresowany fortuną i władzą. Nie uważał się za lepszego, tylko, dlatego, że
należał do szlachty, która w zasadzie bardzo go nudziła. Z wiekiem coraz
bardziej uciążliwym stawał się fakt, że niczego nie może zrobić sam. Od
wszystkiego byli "ludzie", służki i pracownicy. Zaś jego rodzice
próbowali zapanować nad jego życiem w każdym aspekcie. Już dawno zdążyli mu
nawet wybrać przyszłą żonę, Hanabi.
Każdy dzień zdawał się być
taki sam, już od lat. Chociaż... Ostatnio coś się zmieniło. Z pozoru drobnostka,
ale w jakiś sposób ożywiała to wszystko. W posiadłości pojawiła się nowa
służąca. W przeciwieństwie do pozostałych pracownic, nie spała w budynku
socjalnym. Mieszkała gdzieś w Rukongai i stamtąd zawsze przychodziła równo pół
godziny przed czasem.
Była młoda i mocno się wyróżniała,
co Hanabi na widok dziewczyny zawsze komentowała cichym prychnięciem. Służąca
miała, bowiem, długie, krwistoczerwone włosy, zawsze zaplecione w idealny
warkocz. Oczy były w tym samym kolorze, zawsze pełne młodzieńczego blasku i
energii. Śmiały się radośnie do otaczających dziewczynę ludzi. Oprócz tego było w nich coś jeszcze, coś...
Drapieżnego, czego Soichiro nie umiał opisać.
Któregoś dnia podsłuchał, że nowa
służąca ma na nazywa się Tomori Reiko, a przynajmniej tak się przedstawiała.
Nazwisko coś mu mówiło. Dlatego przy najbliższej okazji, zapytał o to młodszego
brata, Ruichiro, który miał stanowczo lepszą pamięć do takich rzeczy.
– Tomori? – powtórzył Ruichiro. – Czy to nie ta szlachecka rodzina,
która straciła majątek?
– Naprawdę? – zdziwił się Soichiro. – Ni dziwnego, że brzmiało znajomo.
– Wydaje mi się, że to było już dobre kilka, może nawet kilkanaście lat
temu. W zachodniej części wciąż stoi ta posiadłość, teraz przekształcona na coś
innego. Mieszkało tam dwóch braci. Starszy, Takashi, jako jedyny dość
realistycznie patrzył na wszystko, chyba nawet pracował jako shinigami. Jego
młodszy brat, Keichi, wraz z żoną Takashiego, trwonił majątek, wydając, co rusz
wystawne przyjęcia. Jestem niemal pewny, że na jednym z ostatnich kiedyś nawet
byliśmy – dodał, marszcząc brwi, jakby się nad czymś zastanawiał. – Potem
momentalnie wpadli w długi, Takashi, który pracował, jako shinigami, chyba miał
jakieś problemy. Słuch o nich zaginął, więc pewnie wylądowali w Rukongai. Czemu
pytasz?
– Nie... Nic – mruknął Soichiro. – Gdzieś obiło mi się to o uszy i
zastanawiałem się, skąd kojarzę nazwisko. Powiedz... Czy ten cały Tomori...
Miał jakieś dzieci?
– Jeśli się nie mylę, miał córkę, ale nie pamiętam imienia.
– W porządku. To i tak nie ma specjalnego znaczenia.
– Aha...?
– Dzięki – rzucił na odchodne Soichiro. – Możesz czytać dalej. Już ci
nie przeszkadzam.
A więc nowa służąca, dawniej miała ten
sam status, co on. Mimo tego, każdego dnia witała z uśmiechem nowy dzień i
służyła tym, którzy niegdyś bywali z nią na tych samych przyjęciach. To bardzo
ciekawe, bo nie wielu ludzi zdobyłoby się na to. Sam Soichiro, wątpił, czy nie
wolałby się na jej miejscu zaszyć i pracować gdzieś, gdzie nikt go nie zna.
Niespecjalnie przejmował się opinią innych, ale czuł, że kpiny i pełne
politowania uśmieszki dawnych znajomych mogłoby okazać się uwłaczające.
Reiko zaimponowała mu tym swoim
czynem. Odważyła się na coś, co mało kto potrafiłby zrobić. Nie bała się
ciężkiej pracy i nie winiła za swój los całego świata. Po prostu żyła dalej,
tak jakby od zawsze była tylko biedną duszą z Rukongai. Zainteresowała Soichiro
na tyle, że podziwiał jej urodę i uśmiech przez kolejne dni, gdy tylko
pojawiała się gdzieś na horyzoncie.
– Na co tak patrzysz? – spytała cicho Hanabi, gdy odnalazła Soichiro,
siedzącego w cieniu na tarasie. – Jest tam coś ciekawego?
– Nie – skłamał Soichiro. – Po prostu odpoczywam.
W rzeczywistości jednak
obserwował Reiko, z początku była to zwykła ciekawość, lecz z każdym dniem
coraz trudniej było mu oderwać wzrok od tej dziewczyny. Lubił patrzeć na to jak
pracowała z uśmiechem na twarzy nucąc jakąś radosną piosenkę. Chociaż zazwyczaj
obserwował ją jednak z pewnej odległości, mijając ją kilka razy, zauważył, że
nie zna żadnej z jej piosenek. Musiała je poznać gdzieś w Rukongai.
– Czy to nie ta nowa służąca? – zauważyła Hanabi. – To chyba nie ją tak
bacznie obserwujesz?
– Patrzę tylko, czy wykonuje swoje obowiązki jak należy.
– Skąd możesz to wiedzieć, jeśli sam nigdy nie wykonywałeś takich prac?
– Ty też nie wiesz – skwitował Soichiro. – Obserwowałem nie raz starsze
służące. Stąd wiem.
– Widziałam wczoraj jak trenowałeś wieczorem – zaczęła Hanabi, zerkając
dyskretnie na przyszłego męża. – Naprawdę urosłeś w siłę.
– To wciąż za mało. Rodzice nie pozwolą mi tam zostać, jeśli nie
awansuję przynajmniej na oficera.
– Jestem pewna, że wszyscy bardzo szybko zauważą twój talent –
stwierdziła Hanabi.
– Nie musisz mi się podlizywać, bo zostaniesz moją żoną – stwierdził
beznamiętnie Soichiro, ale w duchu był wściekły. Hanabi nie tylko zawracała mu
głowę, gdy chciał być sam, nigdy nie powiedziała mu złego słowa, nawet, gdy
bywał dla niej niemiły. Wkurzało go to. Wszystkie szlachcianki były jakieś...
Takie bez wyrazu lub dla odmiany zarozumiałe. – Właściwie nie musisz nawet
spędzać ze mną czasu. Do ślubu jeszcze daleko.
– Nie muszę, ale lubię spędzać z tobą czas – wyszeptała Hanabi, chociaż
wiedziała, że narzeczony nie zwraca już na nią uwagi.
Tego dnia spacerował po
rezydencji, która dawała przyjemny chłód podczas upałów. Te ostatnimi czasy
były nie do zniesienia, więc ograniczył wychodzenie podczas dni wolnych, zaś
trenował dopiero po zachodzie słońca. Wtedy zobaczył, że z naprzeciwka idzie
Reiko. Niosła coś do kuchni. Na jego widok stanęła z boku i ukłoniła się,
mówiąc:
– Dzień dobry, panie Soichiro.
– Dzień dobry – odparł zaskoczony, gdyż było to chyba ich pierwsze
bezpośrednie spotkanie. – Co niesiesz?
– Warzywa…
– Pomóc ci? To wygląda na ciężkie.
– Ależ skąd – zaprotestowała żwawo. – To moje zadanie. Nie mogę
pozwolić, żeby pan zrobił to za mnie.
– Dlaczego nie? – spytał i wyciągnął rękę w stronę wiklinowego kosza,
jednak dziewczyna zgrabnie zrobiła unik. – Nie uciekaj...
– To moje zadanie – powtórzyła stanowczo. – Ale bardzo dziękuję za
propozycję pomocy.
– A mogę iść z tobą?
– Dlaczego? – wypaliła Reiko i szybko ugryzła się w język. – To
znaczy... Oczywiście. Nie mogę panu zabronić.
– Będziesz gotować? – spytał Soichiro.
– Nie. Mam tylko umyć i obrać warzywa.
Reiko nie rozumiała do końca
intencji młodego pana domu, lecz z tego, co słyszała był raczej specyficznym
osobnikiem i nie należało się przejmować dziwnymi zachciankami. Wiedząc to,
ruszyła w stronę kuchni, a Soichiro z uśmiechem na ustach podążył za nią. Tam usiadł
na parapecie, obserwując jak dziewczyna wszystko myje, a potem chwyta nóż i
zaczyna obierać po kolei wszystkie warzywa z wiklinowego kosza.
– Mogę spróbować? – zapytał nagle Soichiro, obdarzając Reiko czarującym
uśmiechem, któremu ciężko odmówić. – Obierać warzywa.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł – strapiła się dziewczyna. – Jeśli ktoś
zobaczy...
– Nikt nie zobaczy. Nikogo nie ma w pobliżu, a jeśli się pojawi, będę o
tym wiedział.
– Niech będzie, ale ostrożnie – powiedziała Reiko, wręczając mu
ziemniaka i nóż. – Proszę przyłożyć nóż do ziemniaka tak pod lekkim skosem.
Właśnie tak. I proszę spróbować w takim razie to obrać – dodała z
uśmiechem. – Nie tak – jęknęła, wyrywając mu z rąk nóż. – Rany... Co
będzie, jeśli poodcina pan sobie palce. To dopiero mi się oberwie.
– Jestem shinigami, skaleczony palec nie jest mi straszny.
– Zdrowie trzeba szanować. Nawet, jeśli mówimy o prostym skaleczeniu –
skarciła go, a uśmiech na chwilę zniknął z jej twarzy. – Szlachta naprawdę nic
nie umie zrobić.
– To zabolało – zaśmiał się Soichiro. – Ale jesteś szczera. To dobra
cecha.
– Nie wiem czy dobra. Niepraktyczna. Zwłaszcza jak pracuje się dla
rodziny szlacheckiej.
– A ty... Gdzie się nauczyłaś takich rzeczy jak obieranie warzyw?
– Nie rozumiem... Jak to gdzie? W domu. Dla zwykłych ludzi takie rzeczy
to dość normalna rzecz.
– Ale ty nie jesteś zwykłym człowiekiem – zauważył Soichiro, a
dziewczyna zmarszczyła brwi. Zaś jej roześmiane dotychczas oczy zlustrowały go
chłodnym spojrzeniem. – Z tego, co wiem, też należałaś kiedyś do szlachty.
– Więc wszyscy już wiedzą? – spytała beznamiętnie.
– Nie. Nie sądzę, żeby ta banda ignorantów się zorientowała. Nie
przejmuj się.
– Mam rozumieć, że pan, PANIE Soichiro, do tej "bandy
ignorantów" nie należy?
Soichiro jedynie wzruszył
ramionami.
– To gdzie się tego wszystkiego nauczyłaś?
– Sporo nauczyły mnie nasze służące, gdy jeszcze u nas pracowały.
Wszyscy wiedzieli, że prędzej czy później szaleństwa mamy i wujka źle się
skończą. Resztę opanowałam w Rukongai. Nie miałam innego wyjścia.
– Jesteś naprawdę otwartą osóbką – zauważył radośnie Soichiro.
– Zapytał pan – odparła Reiko. – Jeśli pracodawca pyta, moim obowiązkiem
jest odpowiedzieć.
– Daruj sobie tego pana. Po prostu Soichiro. Jesteśmy przecież w tym
samym wieku.
– Może i w tym samym wieku, ale nasz status społeczny bardzo się różni.
– A co jeśli to polecenie pracodawcy? – upierał się Soichiro, a
dziewczyna zmarszczyła brwi. – Chociaż wtedy, gdy nikogo nie ma w pobliżu.
– Jeśli to polecenie pracodawcy, to musi on być wyjątkowym hipokrytą...
– W porządku. Jestem hipokrytą. To, co? Będziesz mówić mi po imieniu?
– Chyba nie mam wyboru – westchnęła Reiko, po czym wyszczerzyła zęby w
zadziornym uśmiechu. – Soichiro.
– I bardzo ładnie, Reiko – Ta na dźwięk swojego imienia zrobiła
zdziwioną minę. – Słyszałem jak inna z pracownic cię woła i zapamiętałem. To
bardzo ładne imię.
– Dziękuję.
Minęło już kilka dni jak Soichiro
nie widział Reiko nawet z daleka. Miał kilkudniową misję terenową, z której
nareszcie wrócił. Nie był aż tak zmęczony, żeby iść spać, więc postanowił
pospacerować nieco po posiadłości, a kto wie, może spotka służkę. I znalazł ją.
Wieszała pranie na tyłach domu, już miał do niej podejść, gdy usłyszał za sobą
głos Hanabi:
– Soichiro, widzę, że nareszcie wróciłeś. Tęskniłam za tobą. Dlatego,
nie przyszedłeś się przywitać, tylko błądzisz tutaj?
– Jak mnie znalazłaś? – spytał podejrzliwie.
– Widziałam przez okno jak wychodzisz z domu. Wołałam cię... ale nie
słyszałeś.
– I od razu tu przybiegłaś?
– Chciałam
cię zobaczyć.
– To zobaczyłaś – stwierdził chłodno Soichiro i spojrzał w stronę linki
z praniem, ale Reiko już tam nie było. – Jestem zmęczony... Idę się położyć.
– Słodkich snów.
– Tak... Dzięki.
Sochiro nawet zgodnie z tym, co
powiedział, poszedł się położyć, ale nie mógł zasnąć. Wtedy usłyszał na
korytarzu głos Reiko. Zerwał się z łóżka, doprowadził je do ładu oraz siebie i
zanim zdążył pomyśleć, wypadł na korytarz.
– Dzień dobry, panie Soichiro – powiedziała dziewczyna, bojąc się, że
starsza służąca wciąż jest gdzieś w pobliżu. – Podobno był pan na misji w
świecie ludzi. Gratuluję powrotu w jednym kawałku – dodała, uśmiechając się
zadziornie, ale i to nie zatuszowało ciemnych cieni pod oczami. – Coś się
stało?
– Co robisz?
– Muszę to tylko zanieść do kuchni, a potem zapytać, co jeszcze mam
zrobić.
– Mam dla ciebie zadanie. Przyjdź do mojego pokoju, jak już się tym
zajmiesz – poprosił Soichiro.
– Z tego, co wiem, sam zabroniłeś służbie wstępu do swojej sypialni –
zauważyła z powagą Reiko. – Ale skoro chcesz, dobrze, zaraz przyjdę.
Soichiro uśmiechnął się pod nosem,
nie ukrywając zadowolenia i zniknął za drzwiami. Reiko zjawiła się kilka minut
później. Zapukała do drzwi od niechcenia i weszła do środka, mówiąc:
– To, co się stało?
– Ty mi powiedz.
– Nie rozumiem – stwierdziła Reiko, marszcząc brwi.
– Wyglądasz na strasznie zmęczoną, coś się stało?
– To nic, czym musiałbyś się przejmować, Soichiro.
– Czy nie mówiłaś, że twoim obowiązkiem jest odpowiedzieć, kiedy
pracodawca pyta?
– Tylko, jeśli jest wyjątkowym hipokrytą – zaśmiała się.
– Mówiłem, mogę być hipokrytą, jeśli chcesz – padło w odpowiedzi – Więc?
– Mój ojciec jest chory... Ostatnio przepracował się i jego stan znów
się pogorszył. Czuwałam nad nim ostatnie dwie noce. To dlatego...
– Ale jest już lepiej?
– Tak. O ile znowu nie wymyśli czegoś głupiego.
– Czegoś ci potrzeba? – spytał z troską w głosie Soichiro. – Lekarstw?
Jedzenia? Pieniędzy?
– Nic mi nie trzeba. Pracuję właśnie po to, by stać mnie było na
utrzymanie siebie i ojca. Nie potrzebuję specjalnego traktowania.
– Chcę tylko pomóc.
– Nie ma takiej potrzeby – stwierdziła Reiko. – Jeśli to wszystko, pójdę
już.
– Nie! – zaprotestował Soichiro i zamarł, szukając jakiejś wymówki. –
Chcę, żebyś tu posprzątała.
– Ale tu jest porządek...
– Już nie – mruknął, odkrywając łóżko z kołdry. W mgnieniu oka wziął
Reiko na ręce i położył na łóżku, po czym przykrył ją kołdrą, nim zdążyła
zaprotestować. – Teraz łóżko jest niepościelone – dodał. – Twoim zadaniem jest
je pościelić jak już się zdrzemniesz.
– Soichiro, tak nie można – oburzyła się.
– Powiem reszcie służących, że wysłałem cię, żebyś coś zrobiła, a tutaj
cię nie znajdą, więc możesz w spokoju odpocząć – wyjaśnił. – Nie masz innego
wyjścia jak się zastosować do polecenia, bo to kolejny samolubny rozkaz twojego
pracodawcy. Rozumiesz? – rzucił na odchodne, a Reiko tylko zakryła twarz
kołdrą.
Już po chwili słychać było jej
miarowy oddech. Soichiro uśmiechnął się lekko, patrząc na śpiącą dziewczynę i
po cichu wyszedł, powiadomić służące, że dał jej zadanie.
– Z kim rozmawiałeś? – spytała Hanabi, ledwo znalazł się na korytarzu.
– Ze swoim zampakto – rzucił niedbale. – Nie zrozumiesz...
– Masz rację... Nie zrozumiem – wyszeptała.
Właśnie skończył się trening
oddziału i Soichiro miał trochę wolnego czasu. Usiadł w cieniu drzewa,
opierając się o jego pień i wziął głęboki oddech. Kapitan naprawdę dawał im w
kość, a młody dziedzic rodziny Miyagi wciąż nie był tak silny, jakby tego chciał.
W dodatku był głodny, a zarazem zbyt zmęczony, by wykorzystać przerwę i pójść
coś zjeść.
– Dobra robota – usłyszał znajomy, kobiecy głos. – Nie wierzyłam... Ale
faktycznie nieźle ci idzie.
– Reiko? Co ty tutaj robisz?
– Trzymaj – powiedziała z uśmiechem i wręczyła mu pudełko. – Wciąż nie
podziękowałam ci za ostatni raz – stwierdziła. – Dlatego skorzystałam z okazji,
że mam trochę wolnego czasu i przyniosłam ci coś do jedzenia.
– Sama to zrobiłaś?
– Tak.
– Dziękuję – mruknął Soichiro i czym prędzej zabrał się za jedzenie. –
To jest przepyszne.
– W takim razie cieszę się, że ci smakuje.
– Jak czuje się twój ojciec?
– Znacznie lepiej, dziękuję.
– Moja propozycja jest nadal aktualna – oznajmił Soichiro. – Jeśli
będziesz czegoś potrzebowała...
– Już mówiłam, radzę sobie.
– Masz jakieś wolne dni?
– Tak... Aktualnie tą sobotę. Czemu pytasz? – zdziwiła się Reiko.
– Chodź ze mną na randkę – padło w odpowiedzi.
– Oszalałeś? – syknęła. – Nie ma mowy.
– Dlaczego?
– Bo jestem służącą. Dziewczyną z Rukongai i nie będę się umawiać z
rozpieszczonym paniczykiem.
– Nie obchodzi mnie czy jesteś służącą – zdenerwował sie Soichiro. –
Chcę, żebyś się ze mną umówiła.
– Poza tym masz narzeczoną – oburzyła się dziewczyna. – I nie chcę
słuchać wymówek. Robisz to z litości czy tak świetnie się bawisz udając
samarytanina, który pomaga biednej służce z Rukonagai?
– Nic z tych rzeczy. Reiko, Reiko! – krzyknął za dziewczyną, ale ona
uciekła.
Przez kolejne dni Reiko wyraźnie
unikała Soichiro. Był skłonny nazwać to nawet ucieczką, bo potrafiła zniknąć w
mgnieniu oka. Czasem zastanawiał się nawet, czy ona czasem nie umie używać
shunpo. Ignorowała wszelkie jego próby nawiązania kontaktu i skupiała się na
pracy.
Nie zostawiła Soichiro innego
wyjścia, więc któregoś dnia postanowił ją śledzić, gdy już wracała do domu. Był
ciekaw gdzie i jak mieszkała. Łudził się, że to mu coś da. W zasadzie miał
pomysł, żeby podrzucić jej do domu jakiś upominek, smakołyk, cokolwiek i
osobiście przekonać się o stanie jej ojca, a w razie takiej potrzeby, także
pomóc.
I któregoś razu, gdy Soichiro znów
podążał za Reiko, dziewczynę zaczepili jacyś mężczyźni. Bez wątpienia nie mieli
zbyt dobrych intencji. Bez namysłu rzucił się jej na ratunek. Jakie było jego
zdziwienie, gdy okazało się, że świetnie radziła sobie i bez jego pomocy. Pociągnęła
z łokcia pierwszemu oprychowi. Ten zgiął się w pół, klnąc soczyście, wtedy
kolejny cios powalił go na ziemię. Z drugim miała już trochę większy problem,
bo zdążył chwycić ją za ramię. Toteż z impetem nadepnęła mu na nogę, a potem
ugryzła w łapę, która wciąż uparcie zaciskała się na jej ręce. Na koniec, jakby
tego było mało, użyła drogi wiązania numer 4 i zaśmiała się tryumfalnie.
Soichiro stał oniemiały kilka
metrów dalej. Nawet nie zdążył specjalnie zareagować, a jedynie wyszedł z
ukrycia. Z oczami jak spodki obserwował Reiko, wciąż nie dowierzając, że to, co
właśnie zobaczył, wydarzył się naprawdę.
– Soichiro? – spłoszyła się na jego widok i cofnęła się kilka kroków. –
Co tutaj robisz?
– Ee.... Hm... Nie chciałaś ze mną rozmawiać, więc... Poszedłem za tobą
i... Chciałem ci pomóc, kiedy cię zaczepili, ale... Widzę, że nie było takiej
potrzeby...
– Tak. Tata zawczasu nauczył mnie, jak się bronić.
– Właśnie widzę.
– A ty... Nie masz lepszych zajęć, niż śledzenie swojej służącej? –
zakpiła Reiko.
– No, bo się na mnie obraziłaś – jęknął Soichiro.
– A ty, co? Dziecko jesteś?
– Dlaczego jesteś dla mnie taka niemiła?
– Taką już mam osobowość – zaśmiała się Reiko. – Z lekka wypaczoną.
Widzisz, lepiej się ze mną nie zadawać.
– To nie prawda! – zaprzeczył energicznie Soichiro, podchodząc do niej
bliżej. – Jesteś piękną, inteligentną oraz bardzo interesującą kobietą.
– Pewnie mówisz to każdej.
– Mówię prawdę. A najbardziej podobają mi się twoje oczy. Są... Jest w
nich coś niebezpiecznego, drapieżnego, a zarazem delikatnego – stwierdził
Soichiro, patrząc jej prosto w oczy.
– Wiem, ale dziękuję.
– Skromna jesteś...
– Znam swoje miejsce, ale też i swoją wartość.
– I to w tobie lubię – oznajmił Soichiro i nawet nie zauważył, że
policzki Reiko pokryły rumieńce. – Pozwól, chociaż, że odprowadzę cię do domu.
Będę miał świadomość, że dotarłaś tam bezpiecznie.
– Nie wiem, czy w twoim towarzystwie to znaczy bezpiecznie – zaśmiała
się dziewczyna. – Ale niech ci będzie.
Wreszcie dotarli na obrzeża
Rukongai do niewielkiego, drewnianego domku.
– To ja już pójdę – rzekł Soichiro. – Dobranoc.
– Nie wejdziesz na herbatę? – strapiła się Reiko. – Bądź, co bądź,
próbowałeś mnie ratować. Nawet, jeśli niepotrzebnie. Pozwól mi jakoś
podziękować.
– Znam swoje miejsce – rzucił na odchodne Soichiro.
Chociaż była to świetna okazja,
wolał się wycofać, po tym jak Reiko zareagowała na jego wcześniejsze
zaproszenie. Postanowił dać jej nieco czasu na ustosunkowanie się do tego
wszystkiego i poznanie go lepiej. Mimo wszystko był zadowolony. Wiedział,
gdzie jej szukać no i znów zobaczył coś nowego. Od tamtego czasu często ją
odprowadzał, mimo to, wciąż nie dał się zaprosić nawet na herbatę. Zamiast tego,
kilkakrotnie odwiedził chorego ojca Reiko, by sprawdzić jak mężczyzna się
czuję. Poprosił jednak, by i te wizyty zostały między nimi.
– Dlaczego? – spytała Reiko pewnego dnia. – Dlaczego nie chcesz nawet
napić się ze mną herbaty? Czy to, dlatego, że jesteśmy biedni? Jeszcze niedawno
chciałeś, bym poszła z tobą na randkę, a jednak teraz... – urwała, nie mogąc
znaleźć odpowiedniego słowa. Nie chciała zabrzmieć, jakby jej zależało, ale przecież
trochę jednak tak było. Polubiła tego irytującego paniczyka, który robił, co
chciał.
– Właśnie,
dlatego, że nie chciałaś iść na randkę – odparł. – Trzymasz dystans, więc nie
chciałem się narzucać.
– Odprowadzasz mnie codziennie pod sam dom – zauważyła z przekąsem. – A
ty mi mówisz o narzucaniu się?
– Nie inaczej – zaśmiał się Soichiro. – Nie dam się zaprosić na herbatę,
dopóki nie pójdziesz ze mną na randkę.
– Oszalałeś? – warknęła Reiko. – Gdzie tu jest do cholery logika? To ja
tu próbuję być miła... W porządku, mam to gdzieś – oburzyła się. Już nawet
zamachnęła się, żeby go uderzyć. Nie mocno, tylko w ramię, żeby pokazać, że
jest zła. On jednak pochwycił jej dłoń w swoją i delikatni musnął palce ustami.
– Co ty wyrabiasz? – przeraziła się i wyrwała natychmiast.
– Droczę się z tobą – padło w odpowiedzi. – Ach... I nie próbuj być miła.
Nie oszukujmy się, to nie w twoim stylu.
– Skąd wiesz?
– Bo cię obserwuję. Widziałem, jak kłócisz się z innymi służącymi i
komenderujesz im, chociaż nie pracujesz u nas długo – zaśmiał się Soichiro. –
Ale przy mnie i mojej rodzinie... Powstrzymujesz się. Nie rób tego. Nie przy
mnie. Mnie ciekawisz taka, jaka jesteś naprawdę.
– Ciekawię? Niby, dlaczego? – oburzyła się kobieta. – Bawi cię to
prawda? Ponieważ członek niegdyś szlacheckiej rodziny teraz musi ci służyć.
Świetnie się bawisz, grając dobrodusznego pana, co?
– Ciekawisz, ponieważ zakochałem się w tych czerwonych oczach. Pełnych
gracji, dumy i determinacji. Zawsze, gdy patrzę w twoje oczy, mam wrażenie, że
widzę buchający w nich ogień.
– Kurwiki? – zakpiła Reiko. – A może masz po prostu halucynacje.
– Diablica pokazuje rogi?
– Zamknij się.
– Co mam zrobić, żebyś się ze mną umówiła?
– Nie umówię się z tobą. Znam swoje miejsce. Zresztą nie mam czasu na
zabawę.
– Nie daj się tyle razy młodzieńcowi prosić – usłyszeli, gdy w drzwiach
domku stanął starszy jegomość. – Córeczko, jedno popołudnie przerwy nie sprawi,
że świat się zawali.
– Tato... Nie mogę cię zostawić tylko po to, żeby... – Reiko nie
dokończyła, widząc spojrzenie swojego opiekuna. Westchnęła cicho i spojrzała na
Soichiro. – Rozmawiałeś z nim. – dodała z wyrzutem.
– Może – mruknął blondyn. – To jak?
– Mam
jutro wolne. Przyjdź po mnie w południe.
Hanae i Miyagi? Ręce mi opadły, ale ok, niech Ci będzie. Twoja historia, Twoje podwórko. Widać, że Setsu odziedziczyła charakter po obojgu. Rzeczywiście mieszanka wybuchowa. Tylko odrobinę mi żal tej Hanabi. Jakoś tak mam wrażenie, że jednak jej odrobinę zależało, ale cóż, Soichiro nie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ech, znowu coś się wydało. Zapomniałam. Bo ten dodatek pisałam jeszcze na długo przed powstaniem Ancient i w przeciwieństwie do kwestii Innocence umknęło mi to. No cóż, niemniej to chyba koniec hintów odnoście Ancient :D Reszta nadal pozostaje zagadką.
Usuń