Wszystkiemu towarzyszyła muzyka

Followers

Rumors

I w ten oto sposób zakończyła się historia Behind Last Crossroad. Niemniej, zapraszam na moje pozostałe blogi, które można znaleźć w zakładce Other Dimensions. A najprawdopodobniej w kwietniu odbędzie się premiera drugiej części BLC pod tytułem Daughter of fiery flowers :D


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!

Ranking popularności bohaterów BLC

niedziela, 22 maja 2016

Chapter 79 ~ Here I come.



           Miało się ten talent do znikania. Naprawdę... Miało się. Do znikania, uciekania... Nazywajcie to jak chcecie. I jakąkolwiek nazwę wybierzecie, to było częścią mojej natury, częścią mnie. Nie miałam już wątpliwości. Uciekałam od problemów, później od Kazumy, który był powodem połowy z nich. Ale od przyjaciół, od Byakuyi też odeszłam. Na koniec zostawiając za sobą rodzinę, moich najbliższych. Oraz ją... Malutką istotkę, którą pokochałam, jeszcze zanim przyszła na świat.
           Ale tym razem miałam dobrą wymówkę. Nawet, gdybym postanowiła ukryć się przed światem do końca życia i tak bym nie mogła. Udało mi się jakoś zniknąć na kilka miesięcy i ani przyjaciele, ani wrogowie, mnie nie znaleźli. Lub zwyczajnie nie szukali. Dobrze wiedziałam, że jeśli Aizenowi zacznie na tym zależeć to w końcu mnie znajdzie, a w ten sposób wciągnęłabym w to wszystko także Kazumi.
            Moja... Moja córka była pod dobrą opieką, chroniona przez silnych, wspaniałych ludzi, shinigami, ghoule. Wiedziałam, że nawet, gdy przyjdzie nam stanąć do ostatecznego starcia, u jej boku będzie Sternaus, który z góry zapowiedział, że na ten czas wezwie do siebie Jake'a tak na wszelki wypadek. Do tego czasu czuwali nad nią wszyscy. Shigeru, który przecież udawał martwego, więc nie mógł się pokazywać do czasu ostatecznej bitwy. No i Bris z Ivrel, które akurat mogły w tajemnicy wypełniać mój plan, a nie był specjalnie skomplikowany.
            Najważniejszą – nie – ale z pewnością najtrudniejszą wspólną część wykonaliśmy i to w całkiem niezłym stylu. Reszta należała do mnie, a mogłam się temu oddać bez obawy, właśnie dzięki Shigeru i pozostałym. Ponieważ wiedziałam, że Kazumi jest bezpieczna. Nikt niczego nie podejrzewał, a Unohana miała na głowie ważniejsze sprawy i jeszcze przez dłuższy czas nie będzie miała siły ani czasu myśleć o tym wszystkim.
            A po bitwie? Kiedy już wygramy... Cóż... Wtedy będę sie martwić o pierdoły takie jak ojciec Kazumi i wszystkie inne irytujące sprawy. Teraz miałam inny cel, na którym musiałam się skupić. Miałam swoją misję. Bardzo ważną i niestety tylko ja ją mogłam wykonać. Jak zawsze, oczywiście, z typowo samolubnych pobudek. Właściwie wszystko, co robiłam, było samolubne. Ale czy to miało znaczenie?
           Wzięłam głęboki oddech, widząc w oddali wyjście z garganty. Zlustrowałam raz jeszcze idące przede mną postacie, które niczym niebiańskie trio Aizena prowadziły mnie ku nowemu życiu. Czwarty szedł jako pierwszy, zupełnie nie zwracając uwagi na to, czy wciąż za nimi podążam. Hotarubi nie odwracała się z innego powodu. W sumie mało mnie obchodziło dlaczego, ale podejrzewałam, że wciąż ciężko było jej spojrzeć mi w oczy po tym wszystkim, a może podejrzewała, że wcale nie przystałam na jej plan, tylko coś knuję.
           Natomiast ten fracction, Ggio Vega, zerkał na mnie raz po raz, nie ukrywając zaciekawienia. W sumie było w nim coś ciekawego. Nie dziwota, że Hotarubi wybrała sobie go do towarzystwa. Miała dość dobry gust, jeśli chodzi o facetów.
           Światło nico mnie raziło, gdy wyszliśmy z garganty, ale szybko się przyzwyczaiłam. Do białych ścian nie miałam zamiaru, a wkurzały mnie na potęgę. Westchnęłam cicho i dałam się prowadzić dalej. Zresztą tak było najbezpieczniej w tym miejscu. Dziw, że Hotarubi tam jeszcze nie rozszarpali. Oto ile znaczyła współpraca z Aizenem.
  – A ta suka co tu robi? – usłyszałam i zza rogu wyłonił się ten łyżko–głowy padalec.
  – Jest ważnym gościem Aizena – oznajmił Uluquiora.
  – Ważnym gościem? Tą szmatę należy zamknąć, a najlepiej zabić – stwierdził Piąty, krzywiąc się zapewne na myśl o naszej współpracy.
  – To ciebie należy zamknąć – mruknęłam. – W szufladzie w kuchni, łyżko. Tam gdzie twoje miejsce.
          Ggio parsknął śmiechem, na co Nnoitra obrzucił go lodowatym spojrzeniem, szykując się do walki, na szczęście w porę powstrzymał go Czwarty. Hotarubi jeszcze próbowała udawać, że to nie było śmieszne, ale widziałam w jej oczach iskierki rozbawienia.
          Nie zwracając dłużej uwagi na rozsierdzonego Nnoitrę, ruszyliśmy prosto pod ogromne, mosiężne drzwi, prowadzące do równie ogromnej, chociaż nie mosiężnej, a betonowej sali. Tudzież marmurowej. Nie znam się na tym. Serio.
          Do środka wkroczyłam z dumnie uniesioną głową i uśmiechem na twarzy.
  – Witaj... Moja droga Setsuko – padło. – Jak miło cię znów widzieć.
  – To się dopiero okaże – skwitowałam, szczerząc zęby. – Chociaż doprawdy zależy to tylko od ciebie, a raczej tego, co mi zaoferujesz – dodałam.
  – ZALEŻY, czego pragniesz, Setsuko, ale jestem pewien, że dojdziemy do porozumienia.
  – To świetnie – stwierdziłam.
  – Nie stój tak, rozgość się – zaproponował Aizen. – Może herbaty?
  – Tak, poproszę – mruknęłam niewzruszona minami obecnych osób. Niestety wśród nich nie było kapitana Ichimaru, a bez niego będzie ciężko. – Będziemy rozmawiać tak przy świadkach? – zapytałam.
  – Skąd – odparł Aizen, piorunując spojrzeniem obecnych w sali ludzi i bestie, a ci ulotnili się naprędce, zostawiając nas samych z dwiema filiżankami i dzbankiem herbaty. – Jak ci się tu podoba?
  – Ta biel doprowadza mnie do szału, ale chyba nie będziemy rozmawiać o wystroju wnętrz? – zaśmiałam się.
  – Prosto do sedna, jak widzę?
  – Nie lubię zbędnej kurtuazji – stwierdziłam, wzruszywszy ramionami. – I przestań mnie tak lustrować. I bez tego wiem, że mi nie ufasz. Ja tobie zresztą też nie.
  – A jednak tu przyszłaś.
  – Och, daruj sobie. Przecież to była część twojego planu i oboje dobrze o tym wiemy. Przyszłam tu przygotowana – oznajmiłam spokojnie. – Ale masz rację. Jestem tuz własnej woli.
  – Zatem jest coś, czego chcesz – zauważył z uśmiechem Aizen.
  – Tak. Każdy czegoś chce.
  – Cóż to takiego?
  – Trzy rzeczy – oznajmiłam z powagą. – Władzy, którą dasz mi dopóki nie zrealizujesz planów. Druga rzecz, której pragnę to wiedza. Powiesz mi wszystko, co chcę wiedzieć o klanie Noah i Hogyoku.
  – A trzecia?
  – Na koniec pozwolisz mi zabić Hotarubi. Jeśli spełnisz te trzy warunki, reszta mnie nie obchodzi, a ty będziesz mógł liczyć na moje dobrowolne wsparcie od zaraz.
  – Hahaha! Rozumiem... Niech będzie. Umowa stoi – odparł Aizen, wciąż przyglądając mi się badawczo.
          Nie wiedziałam czy to łyknął. Być może przejrzał mnie już na starcie. Równie dobrze mógł to całkowicie kupić, ale i tak nie miałam wątpliwości, że trzymał jakiegoś asa w rękawie. On takimi sypie jak z czarodziejskiego kapelusza, więc zupełnie by mnie to nie zdziwiło.
  – Mam nadzieję, że jakieś odpowiednie lokum już na mnie czeka – rzuciłam beznamiętnie, a Aizen zaśmiał się jak za dawnych lat, tak, że zabrzmiało to niemal szczerze. – Co w tym zabawnego?
  – Myślałem, że są tylko 3 warunki.
  – Bo są tylko trzy. Reszta to standardowe wymagania. Chyba nie myślałeś, że tak jak te bestie zadowolę się spaniem na piachu?
  – Ależ skąd. Wszystko już czeka. Hotarubi wraz z Ggio cię tam zaprowadzą.
  – Świetnie.
  – Jak się miewa Gin? – zapytał Aizen.
  – Czyżbyś martwił się o starego przyjaciela? – zakpiłam. – Ma się dobrze. W końcu może się jeszcze przydać, no nie?
  – Jesteś bardziej okrutna, niż przypuszczałem.
  – Dołożyłeś wszelkich starań, żebym kiedyś się do ciebie przyłączyła. To, że po drodze wypaczyłeś mi psychikę, to już taki drobny szczegół, no nie? – prychnęłam. – Śmierć rodziców, zdrada przyjaciółki, której ufałam bardziej, niż samej sobie i cała reszta…
  – Masz do mnie żal?
  – To przez ciebie mam nierówno pod sufitem, ale lubię taki stan rzeczy – odparłam. – Jedyne, czego nie mogę ci wybaczyć to śmierci matki. Ale z drugiej strony… Ja zabiłam niedawno własnego brata.
  – Ale muszę przyznać, że sprawiałaś nam trochę kłopotów dotychczas – zaśmiał się Aizen. – Zwłaszcza Hotarubi i espadzie.
  – To tylko kolejny powód, żebyś chciał ze mną pracować, czyż nie? – stwierdziłam radośnie.
  – Gdzie zniknęłaś na ostatnie kilka miesięcy? – zapytał Aizen, robiąc poważną minę.
  – Przygotowałam sobie plan zapasowy – odpowiedziałam. – Gdybyś postanowił mnie oszukać – rzuciłam na odchodne.
           Znowu podążałam za Hotarubi i Ggio, którzy mieli mi pokazać moje lokum. Jeszcze nie wiedzieli, że to miejsce miało stać się bazą wypadową dla moich działań. Nie miałam jeszcze konkretnego planu. Najpierw musiałam się rozeznać w sytuacji, jaka panowała w Hueco Mundo.
           Teraz jednak robiłam za atrakcję, dziwne zjawisko lub rzadkie zwierzę. Rzesze arrancarów wypełzły z ukrycia, by zobaczyć, kogo Aizen sprowadził w swoje szeregi. A ja szłam prosto, z dumnie uniesioną głową, piorunując spojrzeniem napotkane istoty.
           Komnaty, do których mnie zaprowadzono były naprawdę przestronne, a może zwyczajnie ogromne, co odzwierciedlało megalomanię Aizena. Były jednak dość ładnie przystrojone, chociaż nie obyło się bez białych ścian.
           Najpierw wchodziło się do salonu ze skórzaną sofą, stolikiem do kawy, szafkami i fortepianem. Pytanie było, po co ten fortepian. Nie. Po co? Do grania. Tylko skąd ten skubaniec, Aizen, dowiedział się, że w ogóle umiem grać. A może nie wiedział? Może po prostu sprawdzał mnie, jako dziecko Teorii? Cały loczek.
          Dalej znajdowały się drzwi do łazienki, kolejne zaś do sypialni z wielkim łożem z baldachimem i wyjście na balkon. Trzeba było przyznać, że nie spodziewałam się takich luksusów. Aizen potrafił czasem pozytywnie zasoczyć. Naprawdę miał gest.
Ale nie było czasu na odpoczynek. Musiałam zrobić rozeznanie, ale nie do końca wiedziałam jak .Wyjście z komnat bez przygotowania mogło się skończyć tragicznie. Wątpiłam, żeby Piąty i Szósty tak łatwo uznali współpracę ze mną po tych wszystkich walkach. Stanowczo potrzebowałam sprzymierzeńców.
          Musiałam się jednak zorientować kto ma potencjał do takich układów, bo pertraktacje z Hotarubi to zupełnie inna sprawa i o wiele bardziej skomplikowana.
  – Musimy porozmawiać – głos Hotarubi wyrwał mnie z zamyślenia. – Setsuko.
  – Musimy? – zaśmiałam się. – Jesteś pewna, że musimy? Bo mi się zdaje, że jedyna osoba, z którą zmuszona jestem rozmawiać to Aizen. Nikt inny nie ma prawa mi rozkazywać.
  – Setsuko posłuchaj mnie proszę.
  – Posłuchaj? Posłuchaj? Bo jeśli nie, to co? Znowu pchniesz mnie w plecy? W sumie możesz spróbować. Już raz mnie zdradziłaś, drugi raz ci się nie uda.
  – Ty... Wciąż nie odzyskałaś wspomnień – wyszeptała, nie ukrywając zaskoczenia. – Nie pamiętasz...
  – Czego znowu nie pamiętam?
  – To dlatego mi nie ufasz... Nie pamiętasz...
  – Mów, o co ci chodzi – warknęłam.
  – Setsuko... Wiesz kiedy zginęli moi rodzice? – spytała Hotarubi.
  – Na rok przed akademią.
  – Tak ci wtedy powiedziałam – odparła. – Wiedziałam, że nikt nie będzie poruszał tego tematu. Po co rozmawiać o śmierci szeregowych shinigami. Tak naprawdę zmarli o wiele wcześniej. Miałyśmy wtedy siedem lat. Nasi rodzice się znali... Przyjaźnili – oznajmiła. – Wiedz, że sporo ryzykuję mówiąc ci o tym, skoro nie odzyskałaś wszystkich wspomnień, ale może to ci pomoże... Może, chociaż trochę mi zaufasz.
  – Wątpię.
  – Twoi rodzice mnie przygarnęli. Mieszkałyśmy przez jakiś czas razem. To wtedy się zaprzyjaźniłyśmy. Dlatego tak łatwo było nam się dogadać, bo znałyśmy się od dawna. To wtedy stworzyłyśmy ten szyfr z listu. Twoja mama już wtedy przewidziała, że Aizen coś knuje.
–Sugerujesz, że tobie powiedziała? – zakpiłam.
–Nie zupełnie... Ona była Teorią. Wiedziała o wszystkim, wiedziała, że nie jest w stanie wygrać, ale znalazła sposób. Opracowała strategię i my obie byłyśmy jej częścią. Wiedziała, że stracisz wspomnienia, że tylko my możemy doprowadzić ten plan do końca. Cały czas postępowałam zgodnie z planem, rozumiesz? – spytała z nadzieją. – Nie, to mnie nie usprawiedliwia. Zdradziłam cię i masz prawo mnie nienawidzić, ale do cholery zrozum chociaż, że musimy Aizena pokonać za wszelką cenę. Nie było czasu na sentyment. Tak jak przewidziała twoja mama, Aizen przyszedł najpierw po mnie. Wiedział, że mam potencjał, że moje zampaktou, że Mizugame mu się przyda, ale sama w sobie byłam za słaba. Nie miałam takiej mocy jak ty, on mi ją dał, tylko dzięki niemu była w stanie osiągnąć taki poziom. Ale wzięłam te moc, by kiedyś wykorzystać ją przeciwko niemu. Moja zdrada miała pchnąć plan dalej. Ponieważ obie wiedziałyśmy, że to ciebie Aizen potrzebuje a zarazem najbardziej się obawia.
  – I myślisz, że ci uwierzę?
  – Co mam zrobić, żebyś uwierzyła? – spytała Hotarubi. – Mogę przywrócić ci wzrok – zaproponowała. – Nie na stałe... To znaczy. Nie mogę tego wyleczyć, jest już za późno, ale mogę tymczasowo cofnąć utratę wzroku i zablokować postęp choroby w drugim. Zyskasz dzięki temu sporą przewagę.
  – Doprawdy?
  – Walka w twoim duchowym świecie też nie była bez powodu – stwierdziła. – Na pewno zauważyłaś już tą obcą, mroczną energię, która zaczęła wyciekać. No właśnie... Zaczęła wyciekać, pochłaniać twoje własne reiatsu. To dlatego po każdym użyciu tej mocy byłaś wykończona. Nie potrafiłaś nad tym zapanować, a to pochłaniało wszystko, co masz. Połączyłam nasz obraz z tą mocą. Wygrałaś. Zapanowałaś nad tym. Zrobiłam to po to, byś miała kontrolę. Dotychczas miał ją tylko Aizen, rozumiesz? Gdyby zdecydował się uwolnić tą moc, byłabyś niczym tylko bezmyślną kukłą w jego władaniu. Dzięki temu będziesz mogła się przeciwstawić, chociaż to wciąż nie będzie łatwe.
  – Chciałaś mi pomóc, no patrz jakie to dobroduszne – zironizowałam.
  – Mówię poważnie. Być może Aizen się zorientował, może nawet od początku miał to w planie, ale  to wciąż działa na naszą korzyść. Musisz mi zaufać. Proszę... Pomogę ci odzyskać wzrok, pomogę ci ze wszystkim, tylko... Współpracuj. Nie proszę o wybaczenie, tylko o współpracę.
  – Chcesz mnie przekupić? Naprawiając mi wzrok?
  – Chcę ci pokazać, że nie jestem twoim wrogiem.
  – Ale ja jestem twoim – oznajmiłam, szczerząc zęby w drapieżnym uśmiechu i wyciągnęłam z kieszeni telefon, wciskając klawisz ‘zapisz nagranie’. – Aizenowi raczej się to nie spodoba. To wszystko, co powiedziałaś... To działa na twoją nie korzyść.
  – Żartujesz prawda?
  – Ani trochę. W przeciwieństwie do ciebie ja naprawdę przyszłam współpracować z Aizenem. A głównym moim celem jest zabicie ciebie. Mam to zrobić jak będzie po wszystkim, ale myślę, że jak odsłucha nagranie to pozwoli mi to zrobić już teraz.
  – Nie mówisz poważnie!
  – Ależ tak – zaśmiałam się. – Jak najbardziej poważnie. A jeśli to, co jest na nagraniu, jest prawdą, nie odważysz się mnie zabić – dodałam, szczerząc zęby w szyderczym uśmiechu.
  – Czego chcesz w zamian?
  – Trafiłaś w sedno – przyznałam. – Przywróć mi wzrok zgodnie z tym, co powiedziałaś i wprowadź mnie w tutejsze życie, a może nie pokażę Aizenowi nagrania. No... Przynajmniej nie teraz.
  – W porządku – odparła Hotarubi, wyciągnąwszy katanę. – Bankai. – Pokój wypełniła gęsta mgła. Nie ufałam Hotarubi, więc byłam gotowa do obrony, lecz wątpiłam, że ryzykowałaby aż tak, atakując mnie. Wzięłam kilka głębszych oddechów, czułam jak coś przenika do mojego umysłu. – Możesz otworzyć oczy.
          Zrobiłam jak kazała i uśmiechnęłam się pod nosem.
  – Dziękuję – mruknęłam. – To już niezły początek.
  – Co zamierzasz?
  – Zobaczysz.
         To nie tak, że nie brałam pod uwagę tego, że Hotarubi mówi prawdę. W jej oczach dostrzegłam coś, co wręcz skłaniałoby mnie do wiary w jej słowa, a jednak musiałam być ostrożna. Chociaż przyjmując, że Aizawa nie jest wrogiem, wiele rzeczy, które dotychczas zrobiła nabierałoby zupełnie innego znaczenia i o wiele więcej sensu. Ale musiałam mieć pewność.
         Wybrałam się na mały spacer rozpoznawczy. Chciałam poznać całą espadę, dotychczas miałam przyjemność spotkać tylko trzech jej przedstawicieli. I jak na zawołanie napatoczył się Grimmjow, stając mi na drodze z całą swoją destrukcyjną królewskością. Na mój widok zmarszczył groźnie brwi, a ja jakby nigdy nic wyminęłam go i ruszyłam dalej.
         Nie spodobało mu się to. A ja przecież postąpiłam tak z premedytacją. Usłyszałam ciche warknięcie i w ostatniej chwili zablokowałam atak kataną. Uratowało mnie to na tyle, że jeszcze nie miałam dziury w brzuchu, ale i tak przeleciałam przez najbliższą ścianę i omal nie runęłam z pupą na piach.
  – No ja pierdolę, pustynia w budynku – mruknęłam, łapiąc równowagę i uniknęłam cero. O tyle, o ile mieliśmy „współpracować”, nie zamierzałam się powstrzymywać. Raz, że w starciu z Szóstym było to wielce niewskazane i groziło poważnym uszczerbkiem na zdrowiu. Dwa, że gdyby jakimś cudem udało mi się go pokonać, miałabym wymówkę, że sam zaczął i jeden problem mniej.
  – A co ci się, kurwa, w pustyni nie podoba? – warknął Grimmjow, wyłaniając się z tumanów kurzu.
  – No, coś widocznie mi się nie podoba – odparłam, patrząc na niego wyzywająco.
  – To niech ci się kurwa spodoba.
  – No ja pierdolę – mruknęłam. – Jak nie z Aizenem o wystroju wnętrz, to z espadą o preferencjach pustynnych – prychnęłam. – Świat schodzi na psy.
  – Stul pysk.
  – Wypraszam sobie – zaśmiałam się. – Bankai. Zapłoń, Moeru Yona – powiedziałam i wokół nas buchnęły płomienie. Gdybym tylko mogła to rozwaliłabym ten aizenowski kurwidołek, ale obawiałam się, że aż takiej mocy jeszcze nie posiadam.
         Przez ścianę ognia przebiło się Grand Ray Cero, którego z trudem uniknęłam. Zaraz za nim poszybowało ostrze i chociaż zmuszona byłam się cofnąć parę kroków, udało mi się sparować atak. Jak mogłam zapomnieć, że Szósty jest mistrzem szermierki… Nie powinnam pozwolić mu się do siebie zbliżyć, a i na odległość był niebezpieczny.
          Odskoczyłam na pozornie bezpieczną odległość i rozcięłam palec o katanę, po czym zaznaczyłam na niej krwawą linię, mówiąc:
  – Moeru Yona, piekielny ogień.
         Wszystko pochłonęła czerń.

2 komentarze:

  1. Potrafisz tak skomplikować fabułę, że ja już naprawdę nie mam pewności, kto jest kim i do czego dąży. Setsu jest niezłą aktorką i sama jej postać nie jest jednoznaczna i mogę tylko czekać, co wymyśli dalej.
    Grimm... Cześć, królu destrukcji. Wybuchowa mieszanka. Naprawdę.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. jasny zesz choj ale nie uszkodz mi go, no na rany! zawsze czyms mie kurwa zaskoczysz w tych rozdzialach ostatnich, jak juz moja czujnosc uspiona, ze bedzie luz dzisiaj tris mi po psychice nie poskacze... yebs. grimmjowa mi bedzie moeru yona ;D
    hmmmmmmmmmm. hotarubi. ona tak serio? a set? czy teraz przed nia gra? bo bo przeciez i wspomnienia, i ojciec... ale to by pasiło, tak ma byc, w sumie samym takym zachowaniem odgryzlaby sie a jesli hotarubi jest szczera... ale czy mozna wybaczyc cos takiego?
    nie wiem.
    dzizys, do konca sie pewno nie dowiemy.
    chcesz mi powiedziec ze iv awansowala na baysiter? :D ja bym jej dziecka nie zostawila ;D chociaz... moze jakies instynkty sie w niej budza, w koncu to instynktowny twor.
    yay.
    aizen srajzen. i jego kurwidołek :P dobre.

    OdpowiedzUsuń