Miało się ten talent do znikania.
Naprawdę... Miało się. Do znikania, uciekania... Nazywajcie to jak chcecie. I
jakąkolwiek nazwę wybierzecie, to było częścią mojej natury, częścią mnie. Nie
miałam już wątpliwości. Uciekałam od problemów, później od Kazumy, który był
powodem połowy z nich. Ale od przyjaciół, od Byakuyi też odeszłam. Na koniec
zostawiając za sobą rodzinę, moich najbliższych. Oraz ją... Malutką istotkę,
którą pokochałam, jeszcze zanim przyszła na świat.
Ale tym razem miałam dobrą wymówkę. Nawet,
gdybym postanowiła ukryć się przed światem do końca życia i tak bym nie mogła.
Udało mi się jakoś zniknąć na kilka miesięcy i ani przyjaciele, ani wrogowie,
mnie nie znaleźli. Lub zwyczajnie nie szukali. Dobrze wiedziałam, że jeśli
Aizenowi zacznie na tym zależeć to w końcu mnie znajdzie, a w ten sposób
wciągnęłabym w to wszystko także Kazumi.
Moja... Moja córka była pod dobrą
opieką, chroniona przez silnych, wspaniałych ludzi, shinigami, ghoule. Wiedziałam,
że nawet, gdy przyjdzie nam stanąć do ostatecznego starcia, u jej boku będzie
Sternaus, który z góry zapowiedział, że na ten czas wezwie do siebie Jake'a tak
na wszelki wypadek. Do tego czasu czuwali nad nią wszyscy. Shigeru, który
przecież udawał martwego, więc nie mógł się pokazywać do czasu ostatecznej
bitwy. No i Bris z Ivrel, które akurat mogły w tajemnicy wypełniać mój plan, a
nie był specjalnie skomplikowany.
Najważniejszą – nie – ale z
pewnością najtrudniejszą wspólną część wykonaliśmy i to w całkiem niezłym
stylu. Reszta należała do mnie, a mogłam się temu oddać bez obawy, właśnie
dzięki Shigeru i pozostałym. Ponieważ wiedziałam, że Kazumi jest bezpieczna.
Nikt niczego nie podejrzewał, a Unohana miała na głowie ważniejsze sprawy i
jeszcze przez dłuższy czas nie będzie miała siły ani czasu myśleć o tym
wszystkim.
A po bitwie? Kiedy już wygramy...
Cóż... Wtedy będę sie martwić o pierdoły takie jak ojciec Kazumi i wszystkie
inne irytujące sprawy. Teraz miałam inny cel, na którym musiałam się skupić.
Miałam swoją misję. Bardzo ważną i niestety tylko ja ją mogłam wykonać. Jak
zawsze, oczywiście, z typowo samolubnych pobudek. Właściwie wszystko, co
robiłam, było samolubne. Ale czy to miało znaczenie?
Wzięłam głęboki oddech, widząc w
oddali wyjście z garganty. Zlustrowałam raz jeszcze idące przede mną postacie,
które niczym niebiańskie trio Aizena prowadziły mnie ku nowemu życiu. Czwarty
szedł jako pierwszy, zupełnie nie zwracając uwagi na to, czy wciąż za nimi
podążam. Hotarubi nie odwracała się z innego powodu. W sumie mało mnie obchodziło
dlaczego, ale podejrzewałam, że wciąż ciężko było jej spojrzeć mi w oczy po tym
wszystkim, a może podejrzewała, że wcale nie przystałam na jej plan, tylko coś knuję.
Natomiast ten fracction, Ggio Vega,
zerkał na mnie raz po raz, nie ukrywając zaciekawienia. W sumie było w nim coś
ciekawego. Nie dziwota, że Hotarubi wybrała sobie go do towarzystwa. Miała dość
dobry gust, jeśli chodzi o facetów.
Światło nico mnie raziło, gdy
wyszliśmy z garganty, ale szybko się przyzwyczaiłam. Do białych ścian nie
miałam zamiaru, a wkurzały mnie na potęgę. Westchnęłam cicho i dałam się
prowadzić dalej. Zresztą tak było najbezpieczniej w tym miejscu. Dziw, że
Hotarubi tam jeszcze nie rozszarpali. Oto ile znaczyła współpraca z Aizenem.
– A ta suka co tu robi? – usłyszałam i zza rogu wyłonił się ten łyżko–głowy
padalec.
– Jest ważnym gościem Aizena – oznajmił Uluquiora.
– Ważnym gościem? Tą szmatę należy zamknąć, a najlepiej zabić –
stwierdził Piąty, krzywiąc się zapewne na myśl o naszej współpracy.
– To ciebie należy zamknąć – mruknęłam. – W szufladzie w kuchni, łyżko.
Tam gdzie twoje miejsce.
Ggio parsknął śmiechem, na co Nnoitra
obrzucił go lodowatym spojrzeniem, szykując się do walki, na szczęście w porę
powstrzymał go Czwarty. Hotarubi jeszcze próbowała udawać, że to nie było
śmieszne, ale widziałam w jej oczach iskierki rozbawienia.
Nie zwracając dłużej uwagi na
rozsierdzonego Nnoitrę, ruszyliśmy prosto pod ogromne, mosiężne drzwi,
prowadzące do równie ogromnej, chociaż nie mosiężnej, a betonowej sali. Tudzież
marmurowej. Nie znam się na tym. Serio.
Do środka wkroczyłam z dumnie
uniesioną głową i uśmiechem na twarzy.
– Witaj...
Moja droga Setsuko – padło. – Jak miło cię znów widzieć.
– To się dopiero okaże – skwitowałam, szczerząc zęby. – Chociaż doprawdy
zależy to tylko od ciebie, a raczej tego, co mi zaoferujesz – dodałam.
– ZALEŻY, czego pragniesz, Setsuko, ale jestem pewien, że dojdziemy do
porozumienia.
– To świetnie – stwierdziłam.
– Nie stój tak, rozgość się – zaproponował Aizen. – Może herbaty?
– Tak, poproszę – mruknęłam niewzruszona minami obecnych osób. Niestety
wśród nich nie było kapitana Ichimaru, a bez niego będzie ciężko. – Będziemy
rozmawiać tak przy świadkach? – zapytałam.
– Skąd – odparł Aizen, piorunując spojrzeniem obecnych w sali ludzi i
bestie, a ci ulotnili się naprędce, zostawiając nas samych z dwiema filiżankami
i dzbankiem herbaty. – Jak ci się tu podoba?
– Ta biel doprowadza mnie do szału, ale chyba nie będziemy rozmawiać o
wystroju wnętrz? – zaśmiałam się.
– Prosto do sedna, jak widzę?
– Nie lubię zbędnej kurtuazji – stwierdziłam, wzruszywszy ramionami. – I
przestań mnie tak lustrować. I bez tego wiem, że mi nie ufasz. Ja tobie zresztą
też nie.
– A jednak tu przyszłaś.
– Och, daruj sobie. Przecież to była część twojego planu i oboje dobrze o
tym wiemy. Przyszłam tu przygotowana – oznajmiłam spokojnie. – Ale masz rację.
Jestem tuz własnej woli.
– Zatem jest coś, czego chcesz – zauważył z uśmiechem Aizen.
– Tak. Każdy czegoś chce.
– Cóż to takiego?
– Trzy rzeczy – oznajmiłam z powagą. – Władzy, którą dasz mi dopóki nie
zrealizujesz planów. Druga rzecz, której pragnę to wiedza. Powiesz mi wszystko,
co chcę wiedzieć o klanie Noah i Hogyoku.
– A trzecia?
– Na koniec pozwolisz mi zabić Hotarubi. Jeśli spełnisz te trzy warunki,
reszta mnie nie obchodzi, a ty będziesz mógł liczyć na moje dobrowolne wsparcie
od zaraz.
– Hahaha! Rozumiem... Niech będzie. Umowa stoi – odparł Aizen, wciąż
przyglądając mi się badawczo.
Nie wiedziałam czy to łyknął. Być może
przejrzał mnie już na starcie. Równie dobrze mógł to całkowicie kupić, ale i
tak nie miałam wątpliwości, że trzymał jakiegoś asa w rękawie. On takimi sypie
jak z czarodziejskiego kapelusza, więc zupełnie by mnie to nie zdziwiło.
– Mam nadzieję, że jakieś odpowiednie lokum już na mnie czeka – rzuciłam
beznamiętnie, a Aizen zaśmiał się jak za dawnych lat, tak, że zabrzmiało to
niemal szczerze. – Co w tym zabawnego?
– Myślałem, że są tylko 3 warunki.
– Bo są tylko trzy. Reszta to standardowe wymagania. Chyba nie myślałeś,
że tak jak te bestie zadowolę się spaniem na piachu?
– Ależ skąd. Wszystko już czeka. Hotarubi wraz z Ggio cię tam
zaprowadzą.
– Świetnie.
– Jak się miewa Gin? – zapytał Aizen.
– Czyżbyś
martwił się o starego przyjaciela? – zakpiłam. – Ma się dobrze. W końcu może
się jeszcze przydać, no nie?
– Jesteś bardziej okrutna, niż przypuszczałem.
– Dołożyłeś wszelkich starań, żebym kiedyś się do ciebie przyłączyła.
To, że po drodze wypaczyłeś mi psychikę, to już taki drobny szczegół, no nie? –
prychnęłam. – Śmierć rodziców, zdrada przyjaciółki, której ufałam bardziej, niż
samej sobie i cała reszta…
– Masz do mnie żal?
– To przez ciebie mam nierówno pod sufitem, ale lubię taki stan rzeczy –
odparłam. – Jedyne, czego nie mogę ci wybaczyć to śmierci matki. Ale z drugiej
strony… Ja zabiłam niedawno własnego brata.
– Ale muszę przyznać, że sprawiałaś nam trochę kłopotów dotychczas –
zaśmiał się Aizen. – Zwłaszcza Hotarubi i espadzie.
– To tylko kolejny powód, żebyś chciał ze mną pracować, czyż nie? –
stwierdziłam radośnie.
– Gdzie zniknęłaś na ostatnie kilka miesięcy? – zapytał Aizen, robiąc poważną
minę.
– Przygotowałam sobie plan zapasowy – odpowiedziałam. – Gdybyś
postanowił mnie oszukać – rzuciłam na odchodne.
Znowu podążałam za Hotarubi i Ggio,
którzy mieli mi pokazać moje lokum. Jeszcze nie wiedzieli, że to miejsce miało
stać się bazą wypadową dla moich działań. Nie miałam jeszcze konkretnego planu.
Najpierw musiałam się rozeznać w sytuacji, jaka panowała w Hueco Mundo.
Teraz jednak robiłam za atrakcję,
dziwne zjawisko lub rzadkie zwierzę. Rzesze arrancarów wypełzły z ukrycia, by
zobaczyć, kogo Aizen sprowadził w swoje szeregi. A ja szłam prosto, z dumnie
uniesioną głową, piorunując spojrzeniem napotkane istoty.
Komnaty, do których mnie
zaprowadzono były naprawdę przestronne, a może zwyczajnie ogromne, co
odzwierciedlało megalomanię Aizena. Były jednak dość ładnie przystrojone,
chociaż nie obyło się bez białych ścian.
Najpierw wchodziło się do salonu ze
skórzaną sofą, stolikiem do kawy, szafkami i fortepianem. Pytanie było, po co
ten fortepian. Nie. Po co? Do grania. Tylko skąd ten skubaniec, Aizen,
dowiedział się, że w ogóle umiem grać. A może nie wiedział? Może po prostu
sprawdzał mnie, jako dziecko Teorii? Cały loczek.
Dalej znajdowały się drzwi do
łazienki, kolejne zaś do sypialni z wielkim łożem z baldachimem i wyjście na
balkon. Trzeba było przyznać, że nie spodziewałam się takich luksusów. Aizen
potrafił czasem pozytywnie zasoczyć. Naprawdę miał gest.
Ale nie było czasu na odpoczynek.
Musiałam zrobić rozeznanie, ale nie do końca wiedziałam jak .Wyjście z komnat
bez przygotowania mogło się skończyć tragicznie. Wątpiłam, żeby Piąty i Szósty
tak łatwo uznali współpracę ze mną po tych wszystkich walkach. Stanowczo potrzebowałam
sprzymierzeńców.
Musiałam się jednak zorientować kto
ma potencjał do takich układów, bo pertraktacje z Hotarubi to zupełnie inna
sprawa i o wiele bardziej skomplikowana.
– Musimy porozmawiać – głos Hotarubi wyrwał mnie z zamyślenia. –
Setsuko.
– Musimy? – zaśmiałam się. – Jesteś pewna, że musimy? Bo mi się zdaje,
że jedyna osoba, z którą zmuszona jestem rozmawiać to Aizen. Nikt inny nie ma
prawa mi rozkazywać.
– Setsuko posłuchaj mnie proszę.
– Posłuchaj? Posłuchaj? Bo jeśli nie, to co? Znowu pchniesz mnie w plecy?
W sumie możesz spróbować. Już raz mnie zdradziłaś, drugi raz ci się nie uda.
– Ty... Wciąż nie odzyskałaś wspomnień – wyszeptała, nie ukrywając
zaskoczenia. – Nie pamiętasz...
– Czego znowu nie pamiętam?
– To dlatego mi nie ufasz... Nie pamiętasz...
– Mów, o co ci chodzi – warknęłam.
– Setsuko... Wiesz kiedy zginęli moi rodzice? – spytała Hotarubi.
– Na rok przed akademią.
– Tak ci wtedy powiedziałam – odparła. – Wiedziałam, że nikt nie będzie
poruszał tego tematu. Po co rozmawiać o śmierci szeregowych shinigami. Tak
naprawdę zmarli o wiele wcześniej. Miałyśmy wtedy siedem lat. Nasi rodzice się
znali... Przyjaźnili – oznajmiła. – Wiedz, że sporo ryzykuję mówiąc ci o tym,
skoro nie odzyskałaś wszystkich wspomnień, ale może to ci pomoże... Może,
chociaż trochę mi zaufasz.
– Wątpię.
– Twoi rodzice mnie przygarnęli. Mieszkałyśmy przez jakiś czas razem. To
wtedy się zaprzyjaźniłyśmy. Dlatego tak łatwo było nam się dogadać, bo znałyśmy
się od dawna. To wtedy stworzyłyśmy ten szyfr z listu. Twoja mama już wtedy
przewidziała, że Aizen coś knuje.
–Sugerujesz, że tobie powiedziała? –
zakpiłam.
–Nie zupełnie... Ona była Teorią.
Wiedziała o wszystkim, wiedziała, że nie jest w stanie wygrać, ale znalazła
sposób. Opracowała strategię i my obie byłyśmy jej częścią. Wiedziała, że
stracisz wspomnienia, że tylko my możemy doprowadzić ten plan do końca. Cały
czas postępowałam zgodnie z planem, rozumiesz? – spytała z nadzieją. – Nie, to
mnie nie usprawiedliwia. Zdradziłam cię i masz prawo mnie nienawidzić, ale do
cholery zrozum chociaż, że musimy Aizena pokonać za wszelką cenę. Nie było
czasu na sentyment. Tak jak przewidziała twoja mama, Aizen przyszedł najpierw
po mnie. Wiedział, że mam potencjał, że moje zampaktou, że Mizugame mu się
przyda, ale sama w sobie byłam za słaba. Nie miałam takiej mocy jak ty, on mi
ją dał, tylko dzięki niemu była w stanie osiągnąć taki poziom. Ale wzięłam te
moc, by kiedyś wykorzystać ją przeciwko niemu. Moja zdrada miała pchnąć plan
dalej. Ponieważ obie wiedziałyśmy, że to ciebie Aizen potrzebuje a zarazem
najbardziej się obawia.
– I myślisz, że ci uwierzę?
– Co mam zrobić, żebyś uwierzyła? – spytała Hotarubi. – Mogę przywrócić
ci wzrok – zaproponowała. – Nie na stałe... To znaczy. Nie mogę tego wyleczyć,
jest już za późno, ale mogę tymczasowo cofnąć utratę wzroku i zablokować postęp
choroby w drugim. Zyskasz dzięki temu sporą przewagę.
– Doprawdy?
– Walka w twoim duchowym świecie też nie była bez powodu – stwierdziła. –
Na pewno zauważyłaś już tą obcą, mroczną energię, która zaczęła wyciekać. No
właśnie... Zaczęła wyciekać, pochłaniać twoje własne reiatsu. To dlatego po
każdym użyciu tej mocy byłaś wykończona. Nie potrafiłaś nad tym zapanować, a to
pochłaniało wszystko, co masz. Połączyłam nasz obraz z tą mocą. Wygrałaś.
Zapanowałaś nad tym. Zrobiłam to po to, byś miała kontrolę. Dotychczas miał ją
tylko Aizen, rozumiesz? Gdyby zdecydował się uwolnić tą moc, byłabyś niczym
tylko bezmyślną kukłą w jego władaniu. Dzięki temu będziesz mogła się
przeciwstawić, chociaż to wciąż nie będzie łatwe.
– Chciałaś mi pomóc, no patrz jakie to dobroduszne – zironizowałam.
– Mówię poważnie. Być może Aizen się zorientował, może nawet od początku
miał to w planie, ale to wciąż działa na naszą korzyść. Musisz mi zaufać.
Proszę... Pomogę ci odzyskać wzrok, pomogę ci ze wszystkim, tylko...
Współpracuj. Nie proszę o wybaczenie, tylko o współpracę.
– Chcesz mnie przekupić? Naprawiając mi wzrok?
– Chcę
ci pokazać, że nie jestem twoim wrogiem.
– Ale ja jestem twoim – oznajmiłam, szczerząc zęby w drapieżnym uśmiechu
i wyciągnęłam z kieszeni telefon, wciskając klawisz ‘zapisz nagranie’. –
Aizenowi raczej się to nie spodoba. To wszystko, co powiedziałaś... To działa
na twoją nie korzyść.
– Żartujesz prawda?
– Ani trochę. W przeciwieństwie do ciebie ja naprawdę przyszłam
współpracować z Aizenem. A głównym moim celem jest zabicie ciebie. Mam to
zrobić jak będzie po wszystkim, ale myślę, że jak odsłucha nagranie to pozwoli
mi to zrobić już teraz.
– Nie mówisz poważnie!
– Ależ tak – zaśmiałam się. – Jak najbardziej poważnie. A jeśli to, co
jest na nagraniu, jest prawdą, nie odważysz się mnie zabić – dodałam, szczerząc
zęby w szyderczym uśmiechu.
– Czego chcesz w zamian?
– Trafiłaś w sedno – przyznałam. – Przywróć mi wzrok zgodnie z tym, co
powiedziałaś i wprowadź mnie w tutejsze życie, a może nie pokażę Aizenowi
nagrania. No... Przynajmniej nie teraz.
– W porządku – odparła Hotarubi, wyciągnąwszy katanę. – Bankai. – Pokój
wypełniła gęsta mgła. Nie ufałam Hotarubi, więc byłam gotowa do obrony, lecz
wątpiłam, że ryzykowałaby aż tak, atakując mnie. Wzięłam kilka głębszych
oddechów, czułam jak coś przenika do mojego umysłu. – Możesz otworzyć oczy.
Zrobiłam jak kazała i uśmiechnęłam
się pod nosem.
– Dziękuję – mruknęłam. – To już niezły początek.
– Co zamierzasz?
– Zobaczysz.
To nie tak, że nie brałam pod uwagę
tego, że Hotarubi mówi prawdę. W jej oczach dostrzegłam coś, co wręcz skłaniałoby
mnie do wiary w jej słowa, a jednak musiałam być ostrożna. Chociaż przyjmując,
że Aizawa nie jest wrogiem, wiele rzeczy, które dotychczas zrobiła nabierałoby
zupełnie innego znaczenia i o wiele więcej sensu. Ale musiałam mieć pewność.
Wybrałam się na mały spacer
rozpoznawczy. Chciałam poznać całą espadę, dotychczas miałam przyjemność
spotkać tylko trzech jej przedstawicieli. I jak na zawołanie napatoczył się
Grimmjow, stając mi na drodze z całą swoją destrukcyjną królewskością. Na mój widok
zmarszczył groźnie brwi, a ja jakby nigdy nic wyminęłam go i ruszyłam dalej.
Nie spodobało mu się to. A ja przecież
postąpiłam tak z premedytacją. Usłyszałam ciche warknięcie i w ostatniej chwili
zablokowałam atak kataną. Uratowało mnie to na tyle, że jeszcze nie miałam
dziury w brzuchu, ale i tak przeleciałam przez najbliższą ścianę i omal nie
runęłam z pupą na piach.
– No ja pierdolę, pustynia w budynku – mruknęłam, łapiąc równowagę i uniknęłam
cero. O tyle, o ile mieliśmy „współpracować”, nie zamierzałam się
powstrzymywać. Raz, że w starciu z Szóstym było to wielce niewskazane i groziło
poważnym uszczerbkiem na zdrowiu. Dwa, że gdyby jakimś cudem udało mi się go
pokonać, miałabym wymówkę, że sam zaczął i jeden problem mniej.
– A co ci się, kurwa, w pustyni nie podoba? – warknął Grimmjow,
wyłaniając się z tumanów kurzu.
– No, coś widocznie mi się nie podoba – odparłam, patrząc na niego
wyzywająco.
– To niech ci się kurwa spodoba.
– No ja pierdolę – mruknęłam. – Jak nie z Aizenem o wystroju wnętrz, to
z espadą o preferencjach pustynnych – prychnęłam. – Świat schodzi na psy.
– Stul pysk.
– Wypraszam sobie – zaśmiałam się. – Bankai. Zapłoń, Moeru Yona –
powiedziałam i wokół nas buchnęły płomienie. Gdybym tylko mogła to rozwaliłabym
ten aizenowski kurwidołek, ale obawiałam się, że aż takiej mocy jeszcze nie
posiadam.
Przez ścianę ognia przebiło się Grand
Ray Cero, którego z trudem uniknęłam. Zaraz za nim poszybowało ostrze i chociaż
zmuszona byłam się cofnąć parę kroków, udało mi się sparować atak. Jak mogłam
zapomnieć, że Szósty jest mistrzem szermierki… Nie powinnam pozwolić mu się do
siebie zbliżyć, a i na odległość był niebezpieczny.
Odskoczyłam na pozornie bezpieczną
odległość i rozcięłam palec o katanę, po czym zaznaczyłam na niej krwawą linię,
mówiąc:
– Moeru Yona, piekielny ogień.
Wszystko pochłonęła czerń.
Potrafisz tak skomplikować fabułę, że ja już naprawdę nie mam pewności, kto jest kim i do czego dąży. Setsu jest niezłą aktorką i sama jej postać nie jest jednoznaczna i mogę tylko czekać, co wymyśli dalej.
OdpowiedzUsuńGrimm... Cześć, królu destrukcji. Wybuchowa mieszanka. Naprawdę.
Pozdrawiam
jasny zesz choj ale nie uszkodz mi go, no na rany! zawsze czyms mie kurwa zaskoczysz w tych rozdzialach ostatnich, jak juz moja czujnosc uspiona, ze bedzie luz dzisiaj tris mi po psychice nie poskacze... yebs. grimmjowa mi bedzie moeru yona ;D
OdpowiedzUsuńhmmmmmmmmmm. hotarubi. ona tak serio? a set? czy teraz przed nia gra? bo bo przeciez i wspomnienia, i ojciec... ale to by pasiło, tak ma byc, w sumie samym takym zachowaniem odgryzlaby sie a jesli hotarubi jest szczera... ale czy mozna wybaczyc cos takiego?
nie wiem.
dzizys, do konca sie pewno nie dowiemy.
chcesz mi powiedziec ze iv awansowala na baysiter? :D ja bym jej dziecka nie zostawila ;D chociaz... moze jakies instynkty sie w niej budza, w koncu to instynktowny twor.
yay.
aizen srajzen. i jego kurwidołek :P dobre.