Wszystkiemu towarzyszyła muzyka

Followers

Rumors

I w ten oto sposób zakończyła się historia Behind Last Crossroad. Niemniej, zapraszam na moje pozostałe blogi, które można znaleźć w zakładce Other Dimensions. A najprawdopodobniej w kwietniu odbędzie się premiera drugiej części BLC pod tytułem Daughter of fiery flowers :D


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!

Ranking popularności bohaterów BLC

niedziela, 29 maja 2016

Chapter 80 ~ I miss you.



            Czarne płomienie pochłonęły najbliższą okolicę i nawet Grimmjow wycofał się na chwilę, jakby rozważając za i przeciw rzucenia się w nieznane. Gdy już bliski był temu, by zaryzykować, ktoś nam przerwał.
  – Przestańcie proszę – usłyszałam głos Aizena, ale nie miało to nic wspólnego z prośbą. U jego boku stał Tousen, niczym ten skrzydłowy. Nadworny pieseczek Łajzena. – Mogę wiedzieć, co tu się wyprawia?
  – Co ta suka tu robi? – warknął Grimmjow.
  – Stoję – zaśmiałam się.
  – Setsuko jest tutaj gościem. Tak samo ja Hotarubi, jest nietykalna – oznajmił Tousen.
  – Słyszałeś, paskudo? – mruknęłam, uśmiechając się diabelsko.
  – Co do ciebie, Setsuko, wolałbym jednak byś zaprzestała wszelkich działań, mających na celu uszczuplenie naszych szeregów – zwrócił się do mnie Loczek we własnej osobie.
  – Muszę cię rozczarować, ale nie zamierzam siedzieć bezczynnie, kiedy ktoś mnie atakuje – rzuciłam beznamiętnie. – Trzymaj swoje bestie, jak należy, na smyczy albo wtedy nie obwiniaj mnie, jeśli ktoś zginie. Zresztą to bez znaczenia. Możesz sobie przecież stworzyć kolejnego – zauważyłam.
  – W porządku – odparł Aizen, gestem dłoni, powstrzymując Kaname od interwencji i obaj odeszli.
 – Tch! – prychnął Szósty.
 – Ty mi tu nie prychaj, koteczku – zaśmiałam się i Grimmjow gotów był ponownie zaatakować. – Naprawdę chcesz lizać dupę Aizenowi do końca swojego marnego żywota? – zapytałam i również się oddaliłam.
            Siedziałam w salonie, popijając herbatę, kiedy ktoś zapukał do drzwi i do środka weszła Hotarubi.
  – Oszalałaś? – spytała, marszcząc brwi. – Słyszałam, że walczyłaś z Grimmjowem. – W odpowiedzi wzruszyłam tylko ramionami. – Nie wiem, co planujesz, ale uważaj.
  – Cokolwiek jest moim celem, nie powinno cię to interesować.
  – Ok, rozumiem. Masz mnie w garści, nie ufasz mi, naprawdę rozumiem. I tak jesteś pewnie przygotowana na każdą możliwość, więc…
  – Co z tego? – zaśmiałam się. – Nawet, gdybyśmy miały ten sam cel, straciłaś już moje zaufanie. Nie licz na przyjaźń z mojej strony.
  – My MAMY ten sam cel – upierała się Hotarubi.
  – Ty chcesz pokonać Aizena, a ja mu służyć. Czy na pewno?
             Hotarubi westchnęła, kręcąc głową z niedowierzaniem, po czym wyszła, a ja znów zostałam sama. Miałam ochotę płakać, lecz przygryzłam wargę, zwalczając łzy. Tęskniłam za swoją malutką córeczką, za bratem, przyjaciółmi i oczywiście za Byakuyą… Ale nie mogłam się już wycofać.
              W pewnym momencie swojego życia zastanawiałam się nawet, po co mam się wychylać? Może powinnam była radować się każdym dniem u boku ukochanych ludzi i wraz z nimi wyczekiwać z niepokojem bitwy z Aizenem? Kto wie… Wątpiłam jednak byśmy mogli wygrać. A ja byłam przecież częścią planu Sousuke. Nie mogłam od tego uciec, więc, żeby nie wplątywać w to Kazumi, jedyne, co przyszło mi do głowy to odejść.
              Byłam złą matką. Prawdopodobnie najgorszą na świecie. Zostawiłam tą malutką istotkę. Tą samą, która każdego ranka budziła mnie płaczem i uspokajała się z momentem, gdy wzięłam ją w ramiona. Ta sama, która uśmiechała się zawsze na mój widok, sprawiając, że chciałam być lepszym człowiekiem, shinigami etc. Pozostało mi tylko chronić ją z daleka.
             Otarłam łzy, które mimowolnie popłynęły po moich policzkach i wstałam. Musiałam jak najszybciej rozeznać się w sytuacji w Hueco Mundo i ugruntować swoją pozycję. Doprowadziłam swój wygląd do ładu i wyszłam. Zaglądałam do wszystkich napotkanych drzwi. Zazwyczaj natrafiałam jednak na pustynię lub kolejny korytarz. Do czasu.
  – O cholera – mruknęłam, gdy znalazłam się w rezydencji rodziny Kamelot. Bez wątpienia. Mimo to nie uciekłam, a z dumnie uniesioną głową, poszłam się przywitać.
  – Och? – zdziwił się Tyki, gdy zawitałam do salonu, w którym zebrał się klan Noah.
  – Yo – mruknęłam. W śród obecnych spostrzegłam Erie i ruszyłam w jej stronę. – Hex– uradowałam się i przybiłyśmy na powitanie piątkę.
  – Ktoś mi powie, co tu się dzieje? – zapytał Mikk.
  – Dotrzymałaś słowa – stwierdziła Erie.
  – Halo?
  – Och, zamknij się wreszcie – warknęła Hex. – Setsuko zapowiedziała mi, że tu wróci, zanim odeszła z naszego Secret Service.
  – Wczoraj wstąpiła w szeregi Aizena – wyjaśnił Milenijny, pojawiając się znikąd.
  – Wtedy było jeszcze za wcześnie, żeby to zrobić. Dopiero wszystko przygotowywałam – oznajmiłam z szerokim uśmiechem.
  – Świetnie! Wreszcie będę miała z kim się bawić – odezwała się Road. – Muszę przyznać, że nieźle to z Hotarubi ukartowałyście.
  – Więc to wszystko była ściema? Jak uciążliwie – skwitował Tyki.
  – Miło znów z wami pracować – rzuciłam na odchodne.
  – Już idziesz? – zawyła Road. – Idziemy właśnie z Tykim podenerwować egzorcystów. Nie pójdziesz z nami?
  – A wiesz… Że to może być niezły pomysł? – odparłam po chwili namysłu.
  – Też idę – ożywiła się Hex.
  – Uważajcie na siebie – powiedział Milenijny i cała nasza czwórka przeszła przez drzwi Road, by znaleźć się nieopodal znajomego reiatsu.
  – Ciekawe, czy już wpadli na trop Innocencie – zamyśliła się Road.
            W oddali wyczuwałam Byakuyę i Kandę. Przygryzłam wargę i wzięłam głęboki oddech. Nie widziałam ich ponad pół roku. Nie byłam gotowa na to spotkanie, ale pozostało mi jedynie robić dobrą minę do złej gry.
  – Gotowa?
  – Zawsze – odparłam, uśmiechając się zadziornie i ruszyliśmy w stronę moich dawnych przyjaciół.
             Na mój widok obaj mężczyźni zamarli. Pomachałam do nich jakby nigdy nic i usiadłam na gałęzi pobliskiego drzewa. Tyki i Road kazali mi się nie wtrącać do walki. Erie zresztą potraktowali tak samo.
             Byakuya miał Innocencie na wyciągnięcie ręki. Jednak zdawało mi się, że obaj przyjaciele stracili wolę walki na mój widok i poczułam się z tego powodu naprawdę źle. Jedyne, co mogłam zrobić to zakończyć tą walkę jak najszybciej, upewniając się, że wyjdą z tego bez szwanku. Odgrodziłam Innocencie ścianą ognia i bez problemu przeszłam przez płomienny krąg, by zabrać kryształ.
             Gdy chciałam odejść, Byakuya stanął mi na drodze, ale nic sobie z tego nie robiłam. Wyminęłam go z obojętną miną i ruszyłam dalej.
  – Nierozsądnie jest odwracać się plecami do wroga – powiedział, mierząc mnie lodowatym wzrokiem, zupełnie jak przed laty.
  – I tak wiem, że nic mi nie zrobisz – skwitowałam.
  – Bo mi na to nie pozwolisz – stwierdził i niemal w tej samej chwili musiałam sparować atak. Uśmiechnęłam się do Byakuyi przepraszająco i powiedziałam bezgłośnie: – Kocham cię.
             Buchnęła ściana ognia, a ja wraz z resztą moich nowych przyjaciół czmychnęłam w stronę drzwi Road i wróciłam do posiadłości.
             Byłam zmęczona. Leżałam w ogromnym łożu z baldachimem i patrzyłam przez okno na niebo, gdzie wiecznie królował księżyc. Wędrowałam myślami do moich bliskich. Do Byakuyi, który musiał być wstrząśnięty naszym spotkaniem oraz do Kazumi, która była pod opieką Shigeru i Bris, bo Ivrel robiła tam bardziej za niezależnego ochroniarza. No i jeszcze Sternaus. Całej czwórce byłam bardzo wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobili.
             Na wspomnienie uśmiechniętej buzi mojej córki zrobiło mi się cieplej na sercu. Pamiętam jak radosny był każdy poranek. Nie byłam zmęczona. Przyjaciele wspierali mnie każdego dnia, dopóki nie doszłam do siebie. Budziłam się co rano z myślą, że obok mnie leży moje największe szczęście. W fizycznej postaci. Napisałam do niej nawet list. Mieli jej go wręczyć w dwunaste urodziny, na wypadek, gdybym nie zdołała wrócić.

Droga Kazumi
Moja kochana córeczko… Jeśli to czytasz, oznacza to tyle, że nie udało mi się do ciebie wrócić. Przepraszam. Jestem okropną matką. Gdy odchodziłam byłaś taka malutka i bezbronna. Jak mogłam zostawić cię samą? Tą malutką istotkę, która była moim największym szczęściem i jak się okazało największym marzeniem. Szkoda, że zorientowałam się tak późno… Przepraszam.
Chcę jednak, żebyś wiedziała, że cię kocham. Pokochałam cię jeszcze zanim przyszłaś na świat i nawet, gdy jesteśmy daleko od siebie z każdym dniem kocham cię coraz bardziej i bardziej i nigdy nie przestanę. Niestety urodziłaś się w trudnych czasach. Przyszło nam walczyć o przyszłość kolejnego pokolenia. Musiałam odejść. Ktoś musiał to zrobić i chociaż nie wiedziałam, czy moje poświęcenie coś da, warto było ryzykować. A skoro to czytasz, podejrzewam, że wygraliśmy wojnę z Aizenem.
Możliwe, że nigdy mi nie wybaczysz tego, że cię zostawiłam, ale zawsze pamiętaj, że bardzo cię kocham. Zostawiłam cię pod opieką najlepszych ludzi, jakich mogłam. Wiem, że wujek Shigeru i ciocia Bris zawsze będą przy tobie. Tak samo dziadek Sternaus i ciocia Ivrel.. Tak wielu osobom mogłam zaufać i mam nadzieję, że ty również możesz, że nigdy nie będziesz samotna, nawet, jeśli nie ma mnie przy tobie.
Wiedz, że naprawdę ciężko było mi podjąć decyzję o odejściu. I nie jestem dumna z tego, co zrobiłam. Z wielu rzeczy nie jestem dumna, bo mam wrażenie, że całe życie powtarzałam te same błędy, ale wiedz, że robiłam to w dobrej wierze.
Przykro mi, że tak jak ja musiałaś tak szybko stracić matkę, ale jestem pewna, że jesteś pod opieką wspaniałych ludzi, dlatego nie muszę się martwić. Pamiętaj, że zawsze będę przy tobie.
P. S. Kocham cię, Kazumi
Mama


  – Dobrze się czujesz? – spytała Hotarubi, gdy spotkałam ją na korytarzu. – Jesteś strasznie blada.
  – Och, jakaś ty troskliwa – sarknęłam.
  – Chodź. Szayel powinien ci się przyjrzeć.
  – Szayel?
  – To on przeprowadził atak na dwunasty oddział – wyjaśniła. – Zna się też na medycynie i jest chyba jedynym, względnie, normalnym mieszkańcem Hueco Mundo. No, przynajmniej idzie się z nim dogadać.
  – Nie, żebym potrzebowała pomocy medycznej ze strony lekarza–psychopaty, ale chętnie go poznam. Jeśli się nie mylę, jest to ósmy espada, czy tak?
  – Widzę, że już się rozeznałaś w sytuacji?
  – Zapytałam u źródła – mruknęłam.
             Szłyśmy krętym, białym korytarzem. Nie wspominając, że przykuwałyśmy uwagę różnej maści istot, zamieszkujących Hueco Mundo.
  – Rozeszła się już wieść, że zadarłaś z Grimmjowem – oznajmiła Hotarubi. – Jiruga też nieco przysłużył się twojej sławie, chociaż wątpię, że zrobił to celowo.
  – Ach, łyżka–kun – zaśmiałam się. – Chyba mnie nie polubił.
  – Nic się nie zmieniłaś – stwierdziła Hotarubi, a ja zmarszczyłam brwi. – Nie, to byłoby kłamstwo – dodała po chwili. – Bardzo się zmieniłaś. Stałaś się silniejsza i to nie tylko fizycznie. Ale dobrze wiedzieć, że nadal masz to samo poczucie humoru co kiedyś.
  – Na twoim miejscu bym się tak nie cieszyła – prychnęłam.
  – Ruszyłaś do przodu. Tylko ja zostałam z tyłu.
  – To już nie mój problem.
  – Wiem. Podejrzewam, że nie wszystkim jest dane… Zabawne – powiedziała nagle. – Zawsze starałam się być we wszystkim najlepsza, ciężko pracowałam, miałam lepsze wyniki, niż ty… Powiedz mi, jak to jest, że nawet, gdy zdecydowałam się pójść o krok dalej i poświęcić wszystko dla jednego celu, wciąż nie jestem w stanie nic osiągnąć bez twojej pomocy?
  – Bo jesteś suką – warknęłam, a Aizawa zaśmiała perliście.
  – Możliwe – przyznała.
  – W dzisiejszych czasach już nawet skurwysyństwo nie popłaca.
  – Ale to wciąż niesprawiedliwe.
  – Widzisz. Twój podstawowy błąd polega na tym, że gardzisz innymi. Patrzysz z góry nawet na przyjaciół. Ktoś, kto patrzy w dół, nigdy nie osiągnie zbyt wiele. – Hotarubi zagwizdała cicho w odpowiedzi na moje słowa.
  – Jesteśmy na miejscu – oznajmiła i otworzyła ogromne metalowe drzwi, prowadzące do ciemnego pomieszczenia. Weszłam do środka i w jednej chwili chwyciłam za katanę, pewna, że to pułapka, ale Hotarubi tylko zapaliła światło i moim oczom ukazał się różowo włosy mężczyzna w okularach.
  – Witam – powiedział, nie odchodząc od biurka. Obrócił się na swoim krześle w naszą stronę i wyszczerzył zęby. – Miło cię poznać, dziecko Teorii.
  – Setsuko – warknęłam. – Nazywam się Tomori Setsuko.
  – Tak, tak. Oczywiście. Tylko się z tobą droczę. Macie jakąś sprawę?
  – Setsuko chyba się źle czuje – oznajmiła Hotarubi.
  – Nic mi nie jest – syknęłam, strosząc się. – Przyszłam tu, bo chciałam cię poznać.
  – Również chciałem poznać osobę, która tak wiele razy pokrzyżowała nam plany – odparł Szayel, a jego słowa nasączone były jadem.
  – To już przeszłość. Jesteśmy po jednej stronie barykady.
  – Będziemy, jeśli dasz się zbadać – stwierdził Aporro. – Jesteś bardzo interesującym okazem.
  – Schlebiasz mi – mruknęłam, wywracając oczami. – Ale jednak podziękuję.
  – Jeszcze do mnie przyjdziesz, gdy będziesz czegoś chciała.
  – Jeśli będziesz miał coś, co może mnie zainteresować, może wtedy się dogadamy – zaśmiałam się, obserwując jak Szayel powoli traci cierpliwość.
  – Oczywiście, że mam coś, co może cię zainteresować.
  – Cóż takiego? – zapytałam.
  – Mówiłam już, że Szayel jest… – zaczęła Hotarubi, ale przerwałam jej:
  – Nie pytałam ciebie. Nie obchodzi mnie, jaki sojusz mieliście dotychczas. Jeśli mogłam mu przeszkodzić, znaczy, że nie ma do zaoferowania nic, co by mnie interesowało.
  – Popełniasz błąd! – oburzył się Aporro.
  – To tobie zależy na możliwości zbadania mnie, a nie mi na twoich zdolnościach – zauważyłam, uśmiechając się diabelsko.
  – Tylko ja mam dostęp do wszystkich tutejszych zabezpieczeń, milionów pułapek zainstalowanych w całym budynku, znam dokładne parametry wszystkich członków Espady, o ile nie wszystkich arrancarów, które bardzo rzetelnie zbierałem od dnia swoich narodzin – oznajmił na jednym oddechu i aż posiniał. – Posiadam wiele informacji, które mogą ci bardzo pomóc, niezależnie od tego, co będziesz chciała zrobić. Z moją pomocą możesz naprawdę wiele zdziałać. Użyczę ci swojej siły i wiedzy w zamian za kilka bezbolesnych i nieszkodliwych badań – zaproponował wreszcie, a Hotarubi zazgrzytała zębami.
            Podejrzewałam, że odkąd przybyła do Hueco Mundo próbowała tak jak ja zdobyć sprzymierzeńców, ale najwyraźniej mi szło o wiele lepiej, niż jej. Współpracowała z Szayelem i prawdopodobnie musiała go na to namawiać, a mi podał się sam na talerzu i jeszcze posolił.
  – Zgoda, ale jesteś na każde moje zawołanie. Pracujesz dla mnie i tylko dla mnie – rzekłam w końcu i niemal słyszałam dźwięk tłuczonego szkła. To było ugodzone ego Hotarubi.

2 komentarze:

  1. oj oj, te rozkminy Setsu, że zła matka... No można sie było sodziewac, ze dopadna ja wyrzuty sumienia. Mam nadzieje ze Kazui nie bedzie musiała nigdy czytac tego listu. smutny jest.
    Cos szybko z Byakunem poszło. Bidny on. Niezły mętlik musi mieć w głowie. Ciezko mi dalej rozgryzc Setsu pod katem Hotarubi. ona sie teraz tak wybiela, a jednak to pieprzenie ze zawsze byla o krok przed setsu mnie wkorwiło, dałabym jej w dziób.
    Szayel. najnormalniejszy z tym swoim aspektem ;D ale dobry deal. chociaz ja bym sie na kozetce u niego nie położyła nawet jakby w zamian miał zostac moją sunią. :D za grosz zaufania. aczkolwiek dla samej miny hotarubi szłoby nad tym chociaz pomyslec. Tłuczoe ego ;D ale czemu akurat dziweik tluczonego szkla? ego jest szklane? teraz se to bede probowala wyobrazic ;D

    no i czywiscie zazdro o walki z szostym! ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Tousen pojawił się na moment i już zdążył mnie wkurzyć. Nie znoszę tego typa. Już Szayel mnie tak nie wkurza. Bo Loczek to inna kategoria.
    Setsu trochę za ostro się ocenia. Nie jest w porządku, że zostawiła córkę, ale robi wszystko, aby ją ochronić. Mam nadzieję, że do niej wróci, ale znając Ciebie, wszystko jest możliwe. Zresztą Baykun też powinien dostać szczęśliwe zakończenie. Po coś w końcu te nowe meble kupił :P
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń