– Dlaczego tak ci zależy na tym śledztwie? –
zapytał Kamui, siedząc wraz z Saki przy stoliku i pijąc wino. – Moja pani, może
lepiej posłuchać rady brata i nie ryzykować?
– Nie wiem… Może trochę jemu na złość? –
zamyśliła się Saki.
– Jeśli ma rację i to grubsza sprawa, możesz
się wplątać w nie lada kłopoty, moja pani.
– Nie obchodzi mnie to. Ciekawi mnie ta
sprawa.
– A nie jest czasem tak, że zależy ci jednak
na Seireitei? – podsunął Kamui.
– Zgłupiałeś?
– Powinnaś być ze sobą bardziej szczera –
zaśmiała się dusza miecza.
– No. Zgłupiałeś jak nic.
– Jesteś naprawdę urocza, gdy się
denerwujesz.
***
Saki przyszła do pracy i minęła
grupkę shinigami. Usłyszała szepty. Gadali o niej, ale przecież nic takiego nie
zrobiła. Czarnowłosa zmarszczyła brwi i ruszyła dalej. Ktoś zahaczył ją
ramieniem, a gdy się odwróciła, zobaczyła na twarzy mężczyzny kpiący uśmiech.
Nie zareagowała. Mogła. Wiedziała, że mogłaby go przynajmniej przestraszyć, ale
naprawdę jej nie zależało. Była tylko zdziwiona. Najwyraźniej coś musiało się
wydarzyć, bo w powietrzu wyczuwała napięcie.
– Saki, możemy porozmawiać? – zapytał Shiba,
podchodząc do niej.
– Znowu? Widzę, że vice kapitan bardzo lubi
moje towarzystwo – skwitowała Saki.
– Zabawne… Idziemy – mruknął mężczyzna.
Wyraźnie był nie w sosie.
– To już tak codziennie będzie? – zaśmiała
się Saki. – Herbatka przed pracą? Coraz bardziej lubię ten oddział.
– Zobaczymy, czy będzie ci tak do śmiechu.
– Coś przeskrobałam? – Saki udała przejętą,
ale właściwie była tylko ciekawa, o co chodzi.
Posłusznie usiadła naprzeciw
swojego przełożonego i czekała na kubek herbaty. Tym razem się nie doczekała.
– Gdzie byłaś wczoraj w nocy? – zapytał
Kaien.
– W dwójce, tak samo jak przedwczoraj –
odparła Saki. – Co się będziemy oszukiwać. Coś się stało? Proszę mi nie mówić,
że było morderstwo. Gdzie? W Dwójce? To niemożliwe – stwierdziła, krzywiąc się.
– Byłam tam. Nie mogło się nic wydarzyć w Dwójce. Wiedziałabym.
– A jednak.
– Nie
wierzę. W Jedynce? Nie… Więc gdzie? – dopytywała, coraz głośniej.
– Widzę, że jesteś świetnie poinformowana,
skoro wiesz, że w Dwójce nic się nie stało – zauważył Shiba, mierząc
czarnowłosą wzrokiem. – A teraz chciałbym dowiedzieć się, co dokładnie potrafi
twoje zampaktou?
– Och, no nie wierzę. Serio mnie
podejrzewacie? – sarknęła Saki i wywróciła oczami. – Banda idiotów – dodała pod
nosem. – Ta grupa śledcza jest jakaś upośledzona, czy co?
– Mówiłem im, żeby uważali, co i gdzie mówią.
Stwierdzili, że nikt nie mógł usłyszeć ich teorii, o ile nie miał jakiejś
ciekawej zdolności. Wtedy pomyślałem o tobie.
– Mogłam się spodziewać. Ale czy naprawdę
uważasz vice kapitanie, że tak swobodnie pokazywałabym swoje zdolności, gdybym
była mordercą?
– Sama powiedziałaś, że sprawca poczuje się
pewnie, bo wie, że nie jesteśmy w stanie go złapać. Od początku interesowałaś
się śledztwem i byłaś na wszystkich miejscach zbrodni, a podobno sprawca zawsze
tam wraca.
– Nie, no, to jakaś kpina.
– Chcę poznać zdolności twojego zampaktou.
Wtedy sam to ocenię.
– To jeszcze nie żaden dowód – zaprotestowała
Saki.
– Mogę cię oskarżyć o utrudnianie śledztwa.
– Ma na imię Kamui, jego komenda to ‘zawładnij’,
shikai nazywa się Gwiezdna Droga. To portal przestrzenny. Pozwala mi się
przemieszczać – oznajmiła Saki, czując, że się pogrąża. – Portal łączy dowolne
dwa miejsca, niezależnie od odległości, ale muszę je znać, umieć zlokalizować.
Dzięki temu mogę być zarówno tu jak i gdzieś indziej, jeśli stanę po środku
portalu. Mogę manipulować jego rozmiarem, dzięki czemu mogłam podsłuchać
rozmowę odnośnie śledztwa – przyznała spokojnie. – Mogę również przekierować
ataki. Nawet z opóźnieniem czasowym, choć nie dużym. Tak jak to było w naszym
pojedynku. Co oczywiście czyni mnie w tym momencie główną podejrzaną, czyż nie?
– zaśmiała się Saki. – Ale ta zdolność to jeszcze nie dowód. Tak samo jak nie
jest nim moje zainteresowanie śledztwem.
– Jeden zły ruch – zagroził Shiba. – Mógłbym
cię aresztować już teraz.
– Ale jednak pan tego nie zrobi.
– Mamy jeszcze jednego podejrzanego.
– A grupa prowadząca śledztwo to nadal banda
idiotów – stwierdziła beznamiętnie Saki. – Cały oddział już wie, że mnie
podejrzewacie. Słyszałam plotkujących shinigami, gdy przys złam – dodała. – Nie potrzebowałam do tego
nawet shikai.
Saki wyszła. Tym razem była wściekła. Jakiś
niekompetentny palant podsunął vice kapitanowi, że to ona jest mordercą, a sam
wraz ze swoją grupą pozwolił na wyciek informacji. Czarnowłosa schowała się
pomiędzy budynkami, chcąc ochłonąć, zanim zrobi coś, czego będzie żałowała.
Czyżby o tym mówił Gin? Przewidział, że zaczną ją podejrzewać?
– Ciężki dzień, co? – usłyszała i zobaczyła
za sobą Kanakawę. – Nie przejmuj się tym, co gadają.
– Skąd wiesz, że nie mają racji? – spytała
Saki.
– Bo nie wyglądasz na mordercę.
– Wygląd to nie wszystko.
– Jesteś zbyt szczera – stwierdził Kanakawa.
– I vice kapitan też to wie. Musiał cię przesłuchać, ale moim zdaniem to tylko
formalność.
– Czy ja wiem. No niby mają jeszcze jakiegoś
podejrzanego, ale obecnie sama też pewnie stawiałabym, że to ja.
– Nie. Grupa śledcza zaczęła trochę panikować
przez brak informacji. To ten fatalny moment, gdy człowiek zaczyna snuć
niepojęte teorie, a ostatecznie zaczyna podejrzewać wszystkich dookoła.
Schrzanili tą sprawę. Któremuś z nich wymknęło się, kogo podejrzewają
najbardziej i teraz wszyscy o tym gadają.
– A ty nie?
– Ja nie.
– Vice kapitan powiedział, że kolejne
morderstwo nie było w Dwójce – zauważyła Saki. – Więc gdzie?
– W Jedynce – oznajmił Kou.
– To, dlaczego nic o tym nie słyszałam? –
zdziwiła się Saki. – Byłam pewna, że to będzie Dwójka… Dlaczego? – Kanakawa
parsknął śmiechem. – Co cię tak bawi?
– To, że mi uwierzyłaś – przyznał. – Nie
możesz być mordercą, skoro uwierzyłaś, że morderstwo było w Jedynce.
– Może tylko udawałam?
– Shiba też to wie, że to nie mogłaś być ty.
– Więc gdzie? – zapytała z powagą Saki,
łapiąc się pod boki.
– Ósemka.
– Ósemka? Ale… To bez sensu.
– No nie? Trochę od czapy. Ja też myślałem,
że kolejna będzie Dwójka – oznajmił Kanakawa. – Chcesz złapać mordercę, prawda?
– Tak.
– Dlaczego?
– Najpierw z ciekawości. Potem na złość
bratu…
– A teraz? – spytał Kou, patrząc uważnie na
czarnowłosą.
– Teraz to już sprawa honoru. Byłam świadkiem
morderstwa w Trójce. Sukinkot mi zwiał, a teraz omal nie zostałam aresztowana
za jego zbrodnie. Kimkolwiek jest, będzie tego żałował – zadeklarowała Saki,
uśmiechając się diabelsko. – Skazanie go na śmierć, która mu grozi, to
najmniejszy z jego problemów, odkąd ze mną zadarł.
– Pomogę ci – zaproponował Kanakawa.
– Dlaczego? – zdziwiła się Saki.
– Bo myślę, że masz większą szansę go złapać,
niż nasza „grupa śledcza”.
– Świetnie. Spotkajmy się po pracy przy
bramie – uradowała się Saki.
***
Gdy Saki skończyła swoje zadania,
Kanakawa już na nią czekał. Saki westchnęła ciężko. Wciąż była wkurzona
oskarżeniami, a ciche komentarze członków oddziału doprowadzały ją do
szaleństwa. Nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek przejmie się tym, że ktoś gada
o niej za jej plecami. A jednak tym razem skutecznie ją to rozpraszało.
– Przepraszam, nie udało mi się wyrobić
punktualnie – powiedziała.
– W porządku – odpowiedział brunet i położył
dłoń na jej ramieniu, domyślając się, co było powodem jej spóźnienia. – Jaki
plan?
– Idziemy do mnie. Chcę nanieść na mapę nowe
informacje.
– Do ciebie, czyli…?
– Masz rację. Do kwatery kapitana Trójki –
oznajmiła Saki.
– To dobry pomysł? – spytał z niepokojem
Kanakawa.
– Gin i tak wróci dopiero koło dwudziestej.
Jednak gdyby jakimś cudem zjawił się szybciej, nie może się dowiedzieć, że
nadal zajmuję się tą sprawą.
– Jest przeciwny? Nie dziwię się. Musi się
martwić.
– Mam to gdzieś – prychnęła czarnowłosa i
otworzyła portal.
– Co to? – przeraził się Kou.
– Tak będzie szybciej – oznajmiła Saki i
pociągnęła go za sobą.
– A niech mnie… Teraz rozumiem…
– Dlatego mnie podejrzewają – dokończyła
czarnowłosa. – Tak. Po części dlatego. Jeśli zmieniłeś zdanie i chcesz uciekać,
droga wolna.
– Nie. Jestem raczej zaskoczony. Wygląda na
to, że twoje shikai jest dość potężne. Nie powiedziałbym po twoim reiatsu.
– Bo częściowo je maskuje – przyznała cicho
Saki.
– Ale miałabyś szansę na awans.
– Nie chcę. Nie chcę awansów.
– Dobrze. Spokojnie – powiedział Kanakawa,
wyczuwając irytację Saki. Czarnowłosa wyciągnęła swoje notatki oraz mapę i
usiadła na podłodze, po czym podała pędzelek Kou. – Mam zaznaczyć dokładne
miejsce zbrodni? – zgadnął, siadając obok. – Tutaj – powiedział, robiąc krzyżyk
niedaleko środka granicy Ósemki i Dwunastki. – Co to za kartki?
– Moje teorie oraz zebrane informacje. Nic
ważnego.
– Próbowałaś to połączyć z zaginięciem
kapitanów? – zdziwił się Kou, zaglądając w notatki.
– Tak, ale nie znalazłam nic wspólnego dla
tych spraw– odparła Saki. – Czekaj. Kapitanów?
– Nie słyszałaś?
– Nie słyszałam czego?
– Podobno kilka dni temu zaginął także
kapitan Siódemki. Jeśli nie odnajdą go do końca tygodnia, ktoś inny zajmie jego
stanowisko – wyjaśnił Kanakawa, a Saki zmarszczyła brwi.
– Ten cholerny lis – syknęła. – Nawet słowem
nie pisnął. Przecież musiał wiedzieć o czymś takim.
– Lis? Masz na myśli Kapitana Ichimaru?
– Tak. Skubaniec próbuje mi to utrudniać… O,
już ja mu pokażę – wycedziła przez zęby, ale szybko się opanowała. – No dobrze.
Mamy miejsca zbrodni, znamy kolejność morderstw i co? Co z tego wynika? Widzisz
coś?
– Nie wiem… To wygląda, jakby… Zataczał
powoli koło? Omijając Dwójkę i Jedynkę? – podsunął Kanakawa, marszcząc brwi. –
Tylko, po co?
– Myślisz, że kolejna będzie Czwórka? –
zapytała Saki, czując niepokój.
– Możliwe. Wygląda jakby sprawca wybierał
oddziały takim zygzakiem – stwierdził Kou, wskazując ręką kolejność oddziałów.
– Jeśli masz rację, to znaczy, że kolejna
będzie Piątka, a potem Dziewiątka.
– Na to wygląda.
– Czyli już wiem, gdzie będę pilnować.
– Gdzie MY będziemy pilnować – poprawił ją
Kou. – Chyba nie sądzisz, że puszczę cię samą – mruknął i usłyszeli jak ktoś
wchodzi do domu.
– Cholera – jęknęła Saki. – Nie zdążymy tego
pochować – stwierdziła. – Siedź tak, zasłonimy mapę – dodała i gdy drzwi do jej
pokoju się otworzyły, pocałowała niczego niespodziewającego się Kanakawę.
– Och… – padło i Gin pospiesznie się wycofał.
Od razu poszedł do kuchni, mocno zaskoczony tym, co właśnie ujrzał. Był zbyt
zmęczony, by zorientować się, że ktoś poza Saki jest w domu, a wydawało mu się,
że nie miała przyjaciół.
– Przepraszam – mruknęła beznamiętnie
czarnowłosa. – Nic lepszego nie przyszło mi do głowy, ale lis dał się nabrać.
– Nie, no możesz kontynuować – wybąkał Kou,
nie ukrywając zaskoczenia. Saki spojrzała na niego zdezorientowana, a on
westchnął ciężko. – Nie miałbym nic przeciwko, gdybyś zrobiła to znowu –
oznajmił z nadzieją, że czarnowłosa, chociaż odrobinę się zarumieni, ale
widocznie jego słowa nie zrobiły na niej wrażenia.
– Skup się – powiedziała tylko. – Spotkamy
się na rogu Trójki, Trzynastki i Dwunastki. Dajmy na to o dwudziestej trzeciej
trzydzieści.
– Dobra.
– Nie spóźnij się, inaczej pójdę sama.
– Kto to był? – zapytał Gin, gdy Kanakawa już
wyszedł.
– Kolega z pracy.
– Kolega? – Gin uniósł lekko brwi. – Tak się
to teraz nazywa?
– Przeliterować ci to? – zakpiła Saki.
– Ja nie całuję wszystkich koleżanek z pracy
– stwierdził Ichimaru.
– Nie sądzę, żeby któraś chciała być całowana
przez taką gadzinę.
– Muszę cię rozczarować, ale w akademii byłem
bardzo popularny – naburmuszył się mężczyzna.
– Ja nie wiem, co ta ruda w tobie widzi.
– Ja nie wiem, co ten „kolega” w tobie widzi
– odgryzł się Gin.
– Nic.
– A ty w nim?
– Nic.
– I od tak go pocałowałaś? – zdziwił się Gin.
– Żebyś się nauczył pukać – mruknęła Saki. –
A nie włazisz, jak do siebie.
– Ja JESTEM u siebie – zauważył Ichimaru.
– Ty jesteś na miejscu odebranym poprzedniemu
kapitanowi Trójki – oznajmiła Saki, a Gin zmarszczył brwi.
Czarnowłosa uśmiechnęła się
diabelsko, czując, że trafiła w czuły punkt. Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo
miała rację…
***
Saki stawiła się punktualnie, ale
nigdzie nie wypatrzyła Kou. Zmarszczyła brwi, ale postanowiła chwilę poczekać.
Nagle wyczuła za sobą czyjąś obecność i jak mało kiedy, naprawdę się
przeraziła, gdy głupia myśl przemknęła przez jej głowę. Szybko się jednak
opanowała.
– Nie radzę – powiedziała. – Jeszcze
zginąłbyś z powodu swojej głupoty.
– Skąd wiedziałaś, że to ja?
– A z kim się tu umówiłam? – sarknęła Saki.
– Ale to przecież mógł być morderca.
– To też by się dwa razy zastanowił, zanim by
zaatakował.
– Czyli blefowałaś – zauważył Kanakawa.
– Ale wiedziałam, że ktoś za mną jest. Chodź
– mruknęła Saki i pociągnęła Kou za sobą do oddziału czwartego. – Uważaj, żeby
nie przydybała cię nocna zmiana – dodała, ale nic się nie wydarzyło. Mimo tego Saki uparła się, żeby następnej
nocy również się tam udać. Czuła, że brunet ma rację i sprawca w końcu pojawi
się w Czwórce.
– Przyniosłem nam coś do jedzenia – oznajmił
Kou, wyciągając pudełko. – Lubisz onigiri?
– Ooo, to miłe – przyznała Saki poczęstowała
się ryżową kulką. – Dobre.
– Cieszę się.
Nagle
usłyszeli jakiś szelest i postanowili się rozdzielić, by sprawdzić okolicę.
Saki poruszała się bez większego planu. Bardziej na czuja. Kręciła się tu i
tam, ale niczego nie znalazła. Już miała wrócić do Kou, kiedy znowu wyczuła za
sobą czyjąś obecność. Już myślała, że to on i obróciła się. Nikogo jednak nie
zastała. Po plecach przeszły jej ciarki.
– „Uważaj”
– w głowie usłyszała głos zamkaktou. – „
Ktoś tu był.”
– „Przecież wiem” – odparła. – „Myślałam, że
to Kou.”
– „ Co
jeśli to on jest mordercą? Też był dobrze poinformowany, a to, co wczoraj
zrobił było dziwne.”
– „Nie sądzę.”
– „Ja
bym na niego uważał. Jest trochę dziwny. Jako jedyny z oddziału z tobą
rozmawia. Ciebie też przeszły wczoraj ciarki, gdy stał za tobą. I teraz też.
Nie przyznajesz się, ale pomyślałaś, że to on.” – Zauważył Kamui.
– Przesadzasz – syknęła Saki.
– Co? Co takiego zrobiłem? – zdziwił się
Kanakawa.
– Długo tu jesteś? – spytała Saki.
– Właśnie przyszedłem. Nie wróciłaś, więc
zacząłem się martwić. Miałem wrażenie, że ktoś tu był przed chwilą.
– Ja też… – przyznała Saki. – I nie podoba mi
się to.
– Nic dziwnego. To mógł być morderca.
– Albo ty. Albo moja wyobraźnia.
– Ja naprawdę dopiero przyszedłem – przeraził
się Kou. – Chyba nie pomyślałaś, że…
– Nie... Ale nie powinniśmy się już
rozdzielać. Jeśli ktoś tu był, może nadal kręcić się w pobliżu.
– To przez to, że próbowałem cię wczoraj
przestraszyć? – ciągnął dalej Kanakawa.
– Boże… Skończ już.
– Przepraszam.
***
– Gdzie byłaś? – spytał Gin, marszcząc brwi,
gdy nad ranem Saki wróciła do domu. Mężczyzna siedział na sofie, krzyżując ręce
na piersi, a jego brwi ściągnięte były do siebie. – Saki..
– Tu i tam…
– Byłaś szukać mordercy, prawda?! – zdenerwował się Gin. – Mówiłem ci, żebyś odpuściła.
Coś ty sobie myślała?
– No wiesz… Różne rzeczy. Na przykład… O
zjadłabym coś dobrego albo… Ale ładne gwiazdy. W sam raz na dobrą bijatykę z
jakimś psycholem.
– Saki!
– Ale po co się tak spinasz? W twoim wieku to
już grozi zawałem – mruknęła Saki. – Musisz dbać o swoje serce.
– Przestań pyskować! Zabraniam ci się w to
mieszać!
– O co ci chodzi, co?
– Może o to, że to ciebie podejrzewają o
morderstwa! Tylko, dlatego, że musiałaś się w to wtrącać!
– A jakie to ma dla ciebie znaczenie? –
warknęła Saki. – Przecież byłoby ci na rękę, gdybym wreszcie zniknęła z twojego
apartamentu i twojego życia. Ach, no tak… Jak to będzie wyglądać. Siostra
wielkiego kapitana Ichimaru aresztowana za morderstwo. Co za plama na honorze –
dodała dramatycznie.
– Dobrze wiesz, że nie o to chodzi.
– A o co? O co innego może chodzić liskowi
chytruskowi, co?
***
– Dziś też chcesz tam iść? – spytał Kou, a
Saki aż podskoczyła nad dokumentami. – Przepraszam przestraszyłem cię?
– Nie zauważyłam cię – przyznała Saki. –
Byłam zbyt wkurzona na Gina.
– O co poszło?
– Kazał mi się nie mieszać do śledztwa. Był
zły.
– Może powinnaś go posłuchać – podsunął
Kanakawa.
– Ten sukinkot… Przepraszam. Sukinlis, nie
będzie mi niczego zabraniał – syknęła Saki. – Dlaczego mój brat musi być takim
dupkiem?
– Brat? Myślałem, że to twój mąż.
– Nie wierzę, że ktoś się dał na to nabrać
–parsknęła Saki. – I całowałabym kogoś na oczach męża?
– No właśnie chciałem o to spytać już
wcześniej, ale…
– Nie. Gin to mój brat. Chciałam mu tylko
trochę uprzykrzyć życie.
– Rozumiem. W takim razie chyba świetnie ci
to idzie, skoro się wkurzył – zauważył Kou i również się uśmiechnął.
– Tak.
– To co z oddziałem Czwartym? Może jednak nie
powinnaś iść. Jeśli ktoś faktycznie tam wczoraj był to jedynie morderca. Pewnie
się wystraszył, ale… Mogłaś zginąć.
– Tak łatwo skóry nie sprzedam – warknęła
Saki. – Już mówiłam, że skurwiel nadepnął mi na odcisk i nie odpuszczę mu tak
łatwo.
– Nie boisz się?
– Nie.
– A ja tak. Kiedy myślę, że ktoś, kto zabił
już czterech swoich towarzyszy był tam, widział nas… Boję się – wyszeptał
Kanakawa, marszcząc brwi. – A zarazem jestem zły. Zły na siebie za to, że się
boję i zły za to, że byłem blisko, a on i tak zwiał.
– Przesadzasz. Jeśli tam był, to znaczy, że
się nas przestraszył, bo ostatecznie nie było piątej ofiary.
***
Kolejna noc spędzona na terenie oddziału czwartego.
Saki naprawdę nie dziwiła się, że zginęło już tyle osób, skoro ona, szeregowiec
w towarzystwie zwykłego, szesnastego oficera mogła się bezkarnie przechadzać w
nocy po innym oddziale. Seireitei nie było zbyt dobrze strzeżone i nawet
postawione w gotowości, Gotei 13 było bezbronne.
Początkowo czarnowłosa nie chciała rozdzielać
się z Kanakawą, ale czuła, że tym razem morderca się pojawi. Zarazem nie mogła
wyzbyć się wątpliwości, które zasiał w jej sercu Kamui. Chociaż jego
wątpliwości były jej wątpliwościami. Czy zatem podejrzewała Kou? Postanowiła
rozwiać to raz, a dobrze i zaproponowała, by się rozdzielili. Udała, że idzie w
inną stronę, lecz używając swojego shikai, podążyła za brunetem, bacznie go
obserwując. Zdziwiła się, gdy zniknął i bez namysłu wyskoczyła z portalu,
próbując go znaleźć. Nie wiedziała, czy postanowił skorzystać z okazji i dopaść
kolejną ofiarę, czy jednak jest niewinny, ale za to w niebezpieczeństwie.
Nagle poczuła za sobą czyjąś obecność i
zamarła. Niezależnie od tego, czy był to Kou, czy ktoś inny, naprawdę zaczęła
się bać. Morderczy instynkt był tak dobrze wyczuwalny, że uczucie strachu
paraliżowało ją do cna. Usłyszała szelest i wiedziała, że jeśli czegoś nie
zrobi, za chwilę zginie.
–
„Portal” – usłyszała głos zampaktou i zniknęła w przejściu, które jej
otworzył. Wyszła kawałek dalej i rzuciła się do biegu. Chciała uciekać do
Trójki i zamknąć się w pokoju, wiedząc, że Gin jest blisko i że jest
bezpieczna. A jednak nie potrafiła odejść, bo jeśli to nie był Kou, był w
cholernym niebezpieczeństwie. Musiała go znaleźć.
Biegła ile sił w nogach, przed siebie. Omal
nie krzyknęła, gdy ktoś złapał ją w ramiona, ale szybko zorientowała się, że to
Kanakawa. Nie wyczuwała też rządzy mordu, co powstrzymało ją od sięgnięcia po
katanę.
– Wszystko w porządku? – zapytał Kou,
wyraźnie zaniepokojony. – Co się stało?
– Tam ktoś był – wydukała, ledwo
powstrzymując się od płaczu. – Tam ktoś był…
– Gdzie?
– Tam – wyjaśniła, wskazując w stronę ogrodu.
– Chodź, sprawdzimy to razem – powiedział
Kanakawa, łapiąc ją za rękę, ale Saki wyrwała się, cofając o kilka kroków. – Co
jest?
– Nie idę… Tam ktoś był. Nigdy nie czułam
takiej rządzy mordu… Gdyby nie Kamui i jego portal… Ja byłabym kolejną ofiarą –
jęknęła Saki, dłonie zaciskając w pięści.
– Dlatego chciałem… – upierał się Kou, ale
zamilkł na chwilę. – Ty mnie jednak podejrzewasz – zauważył ze smutkiem.
– Nie, ja… Przepraszam – wyszeptała Saki. –
To przez to, co powiedział mi Kamui. Gdy się rozdzieliliśmy ruszyłam za tobą.
Chciałam się przekonać, co zrobisz, ale po chwili zniknąłeś. Zaczęłam cię
szukać i właśnie wtedy ktoś… Ktoś tam był.
– To ty za mną szłaś? – jęknął Kanakawa. –
Rany boskie, myślałem, że to morderca – przyznał zawstydzony. – Myślałem, że to
morderca i zwiałem tutaj. Ale wiedziałem, że gdzieś się tam kręcisz i
zawróciłem. Wtedy wpadłaś mi w ramiona. Ale ty mi i tak nie wierzysz, prawda? –
stwierdził. – Wracaj do domu. Prosto do domu, do brata i nie wychodź. Ja tu
zostanę, przypilnuję, by nic się nie wydarzyło. Jeśli ktoś zginie, będziesz
wiedziała, że to ja. A jeśli ja zginę, to znaczy, że byłem nie winny –
zażartował, ale to nie poprawiło sytuacji. – Idź.
Saki skinęła głową i używając shikai,
wróciła do domu, po czym zamknęła się w pokoju. Nie wiedziała, co o tym
wszystkim myśleć. Nie chciała zostawiać Kou samego, chciała mu wierzyć, ale to
było silniejsze od niej.
Wątpliwości czarnowłosej rozwiały wieści,
które dotarły do niej z samego rana, gdy stawiła się w pracy. Ktoś znowu
zginął. Dokładnie tak jak wytypowali. Na oddziale terenie oddziału czwartego.
Saki zamarła na tą informację i pobladła. Zaczęła biegać jak oszalała po
Trzynastce w poszukiwaniu Kanakawy, ale nie znalazła go.
Musiała się dowiedzieć, kto był ofiarą.
Nie miała innego wyjścia, jak udać się do Shiby i zapytać go osobiście.
Przełknęła głośno ślinę i zapukała do drzwi, obawiając się najgorszego. Po
usłyszeniu „proszę”, weszła do środka.
– Saki? – zdziwił się Kaien. – O co chodzi?
– Ja… Słyszałam, że ktoś zginął – zaczęła. –
Kto? Kto jest ofiarą?
– Po co ci to wiedzieć?
– Proszę odpowiedzieć. Wtedy wszystko
wyjaśnię, ale proszę odpowiedzieć.
– Ofiarę znaleźliśmy na terenie oddziału
czwartego – wyjaśnił Shiba. – Nazywał się Ichinose Akihito. – Saki odetchnęła z
ulgą. – Znalazł go Kanakawa Kou z naszego oddziału. Wiesz coś o tym? Niech
zgadnę, wiedziałaś, że tam będzie, tak?
– Tak… – przyznała Saki. – Nic mu nie jest?
Gdzie on jest?
– Dałem mu dzień wolnego, żeby odpoczął.
– On nie jest sprawcą! – krzyknęła Saki.
– Wiem – odpowiedział Shiba, lekko
zaskoczony. – Ofiara zmarła dopiero w szpitalu Czwórki. Ichinose w swoich
ostatnich słowach potwierdził zeznania Kou. Mamy dokładny opis mordercy. Został
już przechwycony. Za chwilę idę go przesłuchać. Co się stało, że przyszłaś taka
przerażona?
– To wszystko moja wina – oznajmiła Saki. –
Byłam zła, że mnie podejrzewają. Chciałam sama rozwiązać sprawę. Kou
zaproponował mi pomoc. Ustaliliśmy, że najbardziej zagrożona jest Czwórka.
Spędziliśmy tam trzy noce. No prawie. Już drugiej nocy wydawało mi się, że ktoś
tam był, gdy się rozdzieliliśmy, ale nie udało mi się nikogo znaleźć… Zaczęłam
podejrzewać Kou. Przestraszyłam się. I następnej nocy chciałam to sprawdzić,
ale wyszło z tego małe nieporozumienie. Znaczy… Tak. Morderca na pewno tam był,
stał tuż za mną. Uciekłam dzięki swojemu shikai. Gdy znalazłam Kou pokłóciliśmy
się trochę. Kazał mi wrócić do domu, skoro mu nie ufam, a sam został. Myślałam…
– Że to on zginął?
– Właśnie. Nie wybaczyłabym sobie.
– W porządku – zaśmiał się Shiba i poklepał
czarnowłosą po ramieniu. – Jest w swojej kwaterze.
Saki
pobiegła tam natychmiast. Do kwatery wpadła jak burza, omal nie rozbijając się
o szafę. Kou siedział na kanapie, pijąc herbatę. Spojrzał na nią zaskoczony i
uśmiechnął się ciepło.
–
Przepraszam – powiedziała Saki. – Przepraszam… Dałam się wciągnąć w ten wir podejrzeń
i nie umiałam ci zaufać.
– W porządku – odparł Kanakawa. – Nic się nie
stało.
– Stało się! Mogłeś zginąć.
– Mogłem – zaśmiał się brunet i odstawił
kubek na stół. – Myślę, że buziak w policzek wynagrodzi mi sprawę. – Saki
zmarszczyła brwi, ale spełniła prośbę, chociaż i to nie zrobiło na niej żadnego
wrażenia. – Ty… – westchnął Kou. – Nawet się nie zawahałaś.
– No przecież chciałeś – mruknęła
skonsternowana Saki.
– W ogóle nie rusza cię to, że mnie
pocałowałaś, nie? Bezwstydna kobieta – westchnął, kiwając głową w geście
dezaprobaty.
– Wszystko jest dla ludzi – skwitowała Saki i
wzruszyła ramionami. – Nie wiem, o co ci chodzi.
– Nic…
– Możecie przyjść na chwilę? – usłyszeli.
Wszyscy świadkowie mają się stawić w sali przesłuchań – oznajmił jakiś
shinigami.
Saki i Kou poszli we wskazane miejsce.
Była tam jeszcze trójka świadków, Shiba oraz ktoś, kto najwyraźniej był
oskarżonym. Kaien siedział, marszcząc brwi i mierząc wzrokiem schwytanego
shinigami, jakby samo to miało sprawić, by przyznał się winy.
– Co się stało? – spytał Kanakawa.
– Wasza piątka widziała sprawcę w mniejszym
lub większym stopniu. Czy rozpoznajecie tego mężczyznę? – powiedział Shiba. –
Dobrze się zastanówcie.
– No tak – odparł Kou, nieco zdezorientowany.
– Wygląda dokładnie, jak koleś, którego widziałem i Ichinose przecież to
potwierdził.
– Nie – powiedziała Saki, patrząc z
niedowierzaniem na oskarżonego i kręcąc przecząco głową. – Nie.
– Co?
– To nie on – wyjaśniła. – Jest za wysoki.
Morderca był dużo niższy i krępej budowy. Ten tutaj jest za chudy. I w ogóle
nie czuć od niego tej rządy mordu.
– To nie on? – zdziwił się Kou.
– To nie on – przytaknął kolejny ze świadków.
– Morderca miał długie włosy.
– Nie miał długich włosów – stwierdziła Saki.
– Miał – powiedział inny świadek. – I do tego
lekko kręcone.
– Nie. Proste.
– Chwila, chwila – powiedział Shiba. – Mamy kilku
morderców? Wszystkich świadków proszę do gabinetu – dodał i gdy już tam się znaleźli, zapytał: – Jak to
możliwe, że wasze opisy się różnią? Nie możemy mieć tylu morderców. W dodatku
ten, którego złapaliśmy ma solidne alibi. Co tu się u licha wyprawia? – Kaien
zamilkł na chwilę i potarł palcami skronie. – Dobra… Rozejść się. Saki i Kou,
wy zostajecie.
– Tak? – zapytał Kanakawa, gdy pozostali już
wszyli.
– Saki, nie jesteś już podejrzana – oznajmił
Shiba. – Zamiast tego oboje pomożecie w śledztwie. Mieliście nosa, że morderca
zaatakuje Czwórkę. Pomożecie. Liczę na kolejne genialne pomysły.
– Na razie dzisiejszego podejrzanego
powinniśmy zostawić pod obserwacją – stwierdził Kou.
– Też tak uważam. Jeśli morderstwa się
skończą, będzie znaczyło, że jest winny – dodała Saki. – Ale… Na wszelki
wypadek powinniśmy… Rozsiać plotkę, że to nie on. Mimo wszystko w ogóle nie
pasuje do opisu pozostałych świadków, skłaniam się ku wersji, że morderca wciąż
jest na wolności. Jeśli dowie się prawdy, mógłby specjalnie zaprzestać
morderstw na jakiś czas, byśmy uwierzyli, że już go mamy. Toteż dla pewności
powinniśmy szukać dalej.
– No dobrze. Też myślałem o czymś takim –
przyznał Shiba. – Nie możemy sobie pozwolić na porażkę. Zakładając, że morderca
wciąż jest na wolności. Macie jakiś pomysł, gdzie mógłby znów zaatakować?
Nawet zapachniało klimatem sensacyjno-kryminalnym. Saki jest niezła w te klocki, ale obawiam się, że morderca jest lepszy. Skoro mamy kilka różnych opisów sprawcy, stawiam na zabawę z iluzją. Mając takie moce do dyspozycji, trudno byłoby z nich nie skorzystać.
OdpowiedzUsuńWspółczuję Ginowi. Musi się użerać z gorszą wersją siebie. A zresztą, dobrze mu tak. Nie może mieć wciąż kolorowo.
Pozdrawiam
Ju, przyznam, że byłam w formie, akurat po lekturze 20 rozdziałów Cleo, więc w kryminalnych klimatach. I chociaż morderstwa planowałam od początku, poszło jakoś tak, no kryminalnie jak nic.
UsuńNo właśnie, Gina mi mało wyszło. Ech. Nad 4 częścią dopiero pracuje, chwilowo dopieszczałam regularny blc, bo miałam mało rozdziałów, ale sytuacja naprawiona.