Wiedziałam,
że w końcu się na niego natknę. Nie podobał mi się ten pomysł, nie w obecnej
sytuacji, a z drugiej strony tak bardzo cieszyłam się, że mogę, chociaż ujrzeć
jego twarz. Czułam kłucie w sercu na jego widok, ale nie mogłam się poddać. Nie
teraz. Wszystko zaszło za daleko, by zaprzepaścić plan pokonania Aizena.
Aktywowałam bankai i odgrodziłam nas od reszty świata dzięki
ścianie ognia. Kuchiki też nie czekał już dłużej i gdy posłałam pierwszą falę
płomieni, płatki kwitnącej wiśni osłoniły go przed moim atakiem. Chwilę później
przedarły się przez mój ogień i w ostatniej chwili zdołałam zrobić unik.
Przed kolejnym ciosem uchroniłam się,
zasłaniając się eksplozją, ale prawda była taka, że Byakuya bardzo szybko
zepchnął mnie do defensywy. Nie potrafiłam z nim walczyć, a w dodatku wciąż
widziałam różnice w naszej sile.
– Wieczny ogień – wyszeptałam i Kuchiki
zmarszczył brwi, gdy płomienie zmieniły kolor na czarny, pochłaniając płatki
Senbonzakury.
– Zapanowałaś nad tą mocą, czy po prostu tak
bardzo chcesz wygrać? – zapytał.
– Jedno i drugie – zaśmiałam się, ale w
rzeczywistości modliłam się, by ktoś przerwał nasz pojedynek.
Tak bardzo nie chciałam walczyć
z Byakuyą… Jego widok osłabiał moje postanowienia i nigdy nie przypuszczałabym,
że może być mi tak ciężko. Sądziłam, że to będzie łatwe. Ucieczka zawsze była
łatwa, ale tą okupiłam ogromnym trudem.
– Jesteś silna – przyznał Kuchiki, a ja
miałam ochotę z płaczem rzucić mu się w ramiona.
Wiedziałam, że niezależnie od powodu, nie
zasługiwałam na miłość. Nie zasługiwałam na to, by wciąż dostrzegać w jego
oczach taką troskę. A jednak wyraz jego twarzy był tak łagodny, gdy ze mną
rozmawiał. Nie zasługiwałam na to. Wolałam, by mnie nienawidził, by wyzwał mnie
od najgorszych i odesłał do wszystkich diabłów. A on walczył tak samo bez
przekonania jak i ja.
Z
opresji wybawił mnie Grimmjow i Nnoitra, których przysłała Hotarubi. Chwała jej
za to i cześć. Nie miałam pojęcia jak ich przekonała, ale byłam wdzięczna. Przez
jakiś czas jeszcze obserwowałam walkę z bezpiecznej odległości, modląc się, by
Byakuyi nic się nie stało, aż w końcu zabrałam się z Tykim po Innocence i
wróciłam do Hueco Mundo.
Długo
nie mogłam się pozbierać po tym spotkaniu. Zamknęłam się w swoim łóżku,
przykryłam kołdrą po czubek nosa i płakałam. Nie umiałam tego powstrzymać.
Tęskniłam za nim i za moją malutką córeczką. Nie było sekundy, żebym o nich nie
myślała, ale starałam się być silna. Robiłam to również dla nich. Musiałam
pokonać Aizena, ale to było trudne.
W
przeciwieństwie do mojej pierwszej ucieczki, gdy pracowałam, jako Secret
Service, teraz się bałam. Byłam przerażona każdym dniem w Hueco Mundo, każdą
rozmową z Aizenem, przebywaniem wśród arrancarów. Wszystkim. Ani przez chwilę
nie czułam się bezpieczna. Bo nie byłam. Nie potrafiłam się z tym wszystkim
pogodzić. I nigdy nie przypuszczałabym, że będzie mi tak ciężko.
Wyczułam zbliżające się reiatsu Hotarubi, a
chwilę później usłyszałam pukanie do drzwi. Niezbyt zadowolona z jej wizyty
zgramoliłam się z łóżka i poczłapałam do drzwi. Drżącą ręką przekręciłam klucz
i otworzyłam.
– Boże, co się stało? – jęknęła na mój widok.
– Nic – odparłam. W końcu nie byłyśmy już
przyjaciółkami. Miałyśmy tylko wspólny cel. – Co jest?
– No przecież widzę, że coś się stało…
– Daj mi spokój.
– Setsuko – powiedziała stanowczo. – Powiedz,
co się stało.
– Odpierdol się – zawarczałam rozeźlona. – To
nie ma z tobą nic wspólnego.
– Ja wiem… Rozumiem… Ale daj sobie pomóc…
– Nie jesteś w stanie mi pomóc, nie
rozumiesz? – powiedziałam z wyrzutem w głosie. – Nie ma znaczenia, co zrobisz,
ani co powiesz. Nigdy nie będziemy już przyjaciółkami, Hueco Mundo nigdy nie
będzie moim domem, a arrancarzy nigdy nie przestaną być wrogami.
– Ty… Tęsknisz za domem, prawda?
– Nieważne.
– To Byakuya, tak? – zapytała Aizawa i
uśmiechnęła się łagodnie. – Kto by pomyślał…
– Nie tylko on – stwierdziłam. – Nie tylko
jego zostawiłam w tyle. Zostawiłam tam przyjaciół, brata… – zawahałam się.
Nie tylko nie miałam odwagi
wspomnieć o Kazumi, ale wiedziałam, że to nazbyt niebezpieczne. Zresztą
obawiałam się wymówić to imię na głos. Inaczej całkowicie bym się rozkleiła.
– Setsuko… Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale… –
zaczęła Hotarubi, obserwując mnie uważnie. – Chodziło mi to po głowie już od
dłuższego czasu. Zanim się tu zjawiłaś, nie było cię przez pół roku. Zniknęłaś.
Czy ty…
– Co ja? Nie interesuj się tym, co cię nie
dotyczy.
– Jestem pewna, że…
– Nie obchodzi mnie twoje zdanie – syknęłam.
– Jestem tu i teraz. Taką podjęłam decyzję i dobrze ci radzę, nie ruszaj tego
tematu nigdy więcej. Rób swoje i mi nie przeszkadzaj.
– Jesteś głupia – oznajmiła z powagą Hotarubi
i właściwie miała rację, ale nikt nie lubi być uświadamiany w takiej kwestii. –
Jak mogłaś porzucić to wszystko? Zawsze była szansa, że…
– Że? – zakpiłam. – Szansa na co? Że Aizen
sam się podda? Nie rozśmieszaj mnie!
***
Rozległo się pukanie do drzwi. Boże, to znowu
ona – pomyślałam w tamtej chwili. Naprawdę nie miałam ochoty znowu gadać z
Hotarubi. Właściwie mało wychodziłam z pokoju. Tylko wtedy, gdy realizowałam
swój plan. Czas wolny spędzałam zamknięta. Pijąc. Pijąc dużo, bardzo dużo.
– Czego? – warknęłam, otwierając drzwi i
zamarłam. – Och? A ty to kto?
– Poznaj Settimo Desiderro – oznajmiła
Hotarubi. – Nasz nowy siódmy espada.
Otaksowałam mężczyznę wzrokiem. Miał
przydługie ognisto czerwone włosy i tego samego koloru oczy, a w nich
dostrzegłam znajomy błysk, który widziałam, spoglądając w lustro jeszcze nie
tak całkiem dawno. Jego maska arrancara wyglądała nieco jak swego rodzaju
makijaż sceniczny albo coś w ten deseń. W sumie nadawałby się na gwiazdę rocka.
– Umie coś? – zapytałam, ignorując go nieco.
Nawet wtedy, gdy właściwie rozbierał mnie
wzrokiem.
– Wyobraź sobie, że włada ogniem.
– Och – mruknęłam, zaskoczona. Pozytywnie. –
Ale trzeba by go sprawdzić. Grimmjow by się pisał, ale… To może się źle
skończyć. Łyżka? Nie, też średnio… Ech. Nie mam na to siły, sama się tym
zajmij.
– Myślałam, że ty się z nim zmierzysz –
stwierdziła Aizawa.
– Ja? Nie ma mowy. Gadaj z Aizenem. Jestem
zajęta.
– Piciem?
– Tak. Piciem! – krzyknęłam, trzaskając
drzwiami.
– W porządku z nią? – usłyszałam zza drzwi.
– Sama chciałabym wiedzieć – odparła
Hotarubi.
– Zamknijcie się tam kurwa! – wrzasnęłam, ale
mieli rację.
Coś
było nie tak. Tęsknota za domem i rodziną to jedno. Nie chodziło o picie,
którym zwyczajnie zagłuszałam wszystkie obawy i wątpliwości. Czułam się źle,
dziwnie… Nie umiałam stwierdzić, ale byłam wiecznie wkurzona. Podejrzewałam, że
wszystko idzie zgodnie z planem Aizena. I o to chodziło.
–
Dobra, czego chcecie? – skapitulowałam, otwierając ponownie drzwi i
zlustrowałam Settimo. – Uwolnij energię – rozkazałam. Wybuch reiatsu był
wystarczająco silny. – Nadasz się. Później pójdę porozmawiać z Aizenem.
– To tyle? – zdziwił się mężczyzna.
– A co? Spodziewałeś się orkiestry i fajerwerków?
– Nie zaszkodziłoby – zaśmiał się Settimo, a
ja posłałam mu lodowate spojrzenie. – Ktoś tu ma zły humor.
– A żebyś, kurwa, wiedział.
– Settimo, możesz nas zostawić? – poprosiła Hotarubi,
ale brzmiało to bardziej jak rozkaz. – Setsuko, porozmawiajmy.
– O czym? – zapytałam, gdy zostałyśmy same.
– Co się dzieje?
– Nic.
– Przecież widzę – upierała się Hotarubi.
– Pamiętasz, co ostatnio powiedziałam? –
odezwałam się po dłuższej chwili milczenia.
– Że niezależnie od tego, co się wydarzy, mam
robić swoje? O to ci chodzi?
– Dokładnie. Właśnie, tego się trzymaj –
odparłam. – I nie pytaj o nic więcej.
– Dlaczego?
– Bo wszystko zepsujesz! – krzyknęłam, nie
potrafiąc opanować gniewu. – Po prostu rób swoje.
– Ech… Dobrze, ale jeśli zmienisz zdanie, daj
znać.
– Na razie tak jest dobrze. O to chodzi…
Po wyjściu Aizawy ogarnęłam się nieco.
Założyłam świeże kimono, przeklinając, że wszystkie ubrania w mojej szafie są
białe, uczesałam się i poprawiłam makijaż. Potem skierowałam się do jego
wysokości Loczka, który jak zawsze siedział na swoim kamiennym tronie. W końcu
dostanie wilka od siedzenia na zimnym kamieniu albo hemoroidów. O ile już ich
nie ma.
– Co cię do mnie sprowadza? – zapytał
Sousuke, gdy już usiadłam na skórzanej kanapie, też cholernie białej.
– Znalazłam kogoś, kto nada się do
uzupełnienia luki po siódmym espadzie – oznajmiłam.
– Kogo?
– Nazywa się Settimo Desiderio – odparłam. –
Przypomina mi trochę Szóstego. Jest silny. Ale mniej agresywny, o wiele łatwiej
będzie nad nim zapanować.
– Setsuko, dobrze się czujesz?
– Dlaczego? – zdziwiłam się.
– Trzęsą ci się ręce…
– Nic mi nie jest, to tylko lekki kac –
skwitowałam. – Wracając do tematu, przysłać go do ciebie później?
– Settimo Desidero – zastanowił się Aizen. –
Dobrze, niech będzie.
Wiedziałam, że Aizen mi nie ufał. Pozwolił
mi wierzyć, że mam przewagę, ale tak naprawdę doskonale wiedział, jaka jest
sytuacja. Zwrócił za to uwagę na mój stan. Udawał zmartwionego, ale nie
brzmiało to przekonująco. Czyli wiedział, co się dzieje. Ba! Od początku to
planował. I chociaż bardzo chciałam zrobić mu na złość i pokazać, że ze mną nie
pójdzie mu tak łatwo, nie mogłam. Żeby mój plan się powiódł, na razie i plan
Aizena musiał iść pomyślnie.
Siedziałam w swoim pokoju, ale zaczynało mnie
suszyć. Przeszłam do salonu i spróbowałam nalać do szklanki soku, ale
wyślizgnęła mi się z ręki i rozbiła na podłodze. Zaklęłam pod nosem i zaczęłam zbierać szkło.
– Cholera! – wrzasnęłam, gdy jeden z
ostrzejszych fragmentów rozciął wewnętrzną stronę mojej dłoni. Zanim się
zorientowałam, kilka kropli krwi skapnęło na białe kimono. W pośpiechu szukałam
czegoś, żeby opatrzyć skaleczenie, ale na darmo. W końcu wkurzona zacisnęłam
dłoń na materiale swojego ubrania, dopóki nie przestała krwawić.
Kolejne dni były tylko gorsze. Miałam
wrażenie, że pogrążam się w ciemności. Zatracam. Nie czułam smutku. Właściwie
niczego już nie czułam, poza pustką, bo ta rosła. Zdawała się być wszechobecna
i przytłaczająca. Dotychczas jednak nie wiedziałam, co jest powodem. Myślałam,
że to samotność, tęsknota za domem, ale to było coś zupełnie innego. Źródłem
tej ciemności była energia, którą wszczepił mi Aizen. Za każdym razem, gdy z
niej korzystałam, używając piekielnego ognia… Traciłam nad sobą kontrolę i
Aizenowi o to właśnie o to chodzi.
Kilka dni później dostaliśmy zadanie.
Mieliśmy wybić ghoule. Zwłaszcza Aogiri, które nie było już potrzebne, a
wiedziało o istnieniu Innocence i jego mocy. Wraz z Hotarubi, czterema
członkami espady i klanem Noah, udaliśmy się do Tokyo.
– Grimmjow, Setsuko, zostawiamy wam ich
siedzibę – powiedział Tyki.
– Sam się tym zajmę – zawarczał Szósty.
– Dobrze, królu – zaśmiałam się. – Zajmę się
tymi, którzy uciekną na zewnątrz – oznajmiłam.
Jeaggerjacquez nie potrzebował drzwi.
Przejście stworzył sobie używając cero. Chociaż mógł łatwo zniszczyć siedzibę
Aogiri. Tymczasem ja uwolniłam formę miecza i otoczyłam cały teren płomieniami.
Kilka ghouli wymknęło się z budynku, unikając Szóstego, ale i tak nie mieli,
dokąd iść. Próbowali ugasić ogień, ale to mijało się celem.
Ostatniego dorwałam osobiście. Używając
shunpo znalazłam się tuż za nim i wyszczerzyłam zęby, uwalniając całą rządzę
krwi. Ghoul zamarł i z przerażeniem w oczach spojrzał w moją stronę. Chwilę
później jego głowa potoczyła się do stóp Grimmjowa, który najwyraźniej skończył
już obławę w środku.
– To było nudne – zawarczał. – Są słabi.
– Fakt – przyznałam. – Za słabi.
Spojrzeliśmy po sobie i już było wiadomo, że
myślimy o tym samym. Oboje skierowaliśmy się do centrum Tokyo, wyczuwając tam
reaitsu shinigami. Nie pomyliliśmy się. W stronę siedziby Aogiri zmierzał
Kazuma wraz z Lavim, Byakuyą i Kandą. Na ich widok zagryzłam wargę i spojrzałam
na Grimmjowa.
Nie podobało mi się, że upodobał sobie
Kuchikiego na swój cel, ale sama też walczyć z nim nie chciałam. Wybrałam za to
jego kuzyna. Mój dawny przyjaciel i przełożony, który rozpaczliwie próbował
mnie nawrócić i sprowadzić do domu. Tak, to była świetna okazja, by wybić mu z
głowy kolejne wycieczki do HC.
Uwolniłam całe reiatsu i natarłam na Kazumę,
który zupełnie się tego nie spodziewał i wyraźnie nie chciał ze mną walczyć.
Wyszczerzyłam zęby w szatańskim uśmiechu i gdy spodziewał się kolejnego ciosu
kataną, ja uderzyłam go w splot słoneczny z łokcia.
– Walcz – powiedziałam z satysfakcją. – Walcz
albo zginiesz.
– Dobrze wiesz, że nie chcę z tobą walczyć –
powiedział i chciał dodać coś jeszcze, ale tym razem wystrzeliłam w niego Drogę
Zniszczenia numer 81. – Setsuko… Dlaczego to robisz? Naprawdę nas porzuciłaś,
czy to kolejny szalony plan?
– Ty… Naprawdę jesteś naiwny – zaśmiałam się
i to całkowicie szczerze. – Byłeś naiwny i głupi od samego początku. Już dawno
wszystko zaplanowałam. Noah wiedzieli, że wrócę, że to zniknięcie, że wszystko
jest tylko przedstawieniem. Wstępem do tego, co wydarzy się niebawem.
– Nie wierzę.
– Biada tym, którzy zwątpią w słowa me –
powiedziałam i ukłoniłam się teatralnie. – Albowiem czeka ich straszliwy
koniec.
– Nie wierzę w to, Setsuko. Do samego końca
będę wierzył, że jesteś po naszej stronie.
– Więc do samego końca pozostaniesz głupcem –
mruknęłam. – W sumie to pasuje do ciebie. Zawsze taki byłeś.
– Wiem… Najpierw odeszła Hotarubi, a teraz
ty. Wiem, że to moja wina.
– Dobrze, chociaż, że jesteś tego świadomy.
– To, za Shigeru – syknął Kanda, gdy omal nie
skrócił mnie o głowę swoją kataną.
– Łooo! Tego się nie spodziewałam – jęknęłam,
udając przerażenie, ale bardzo szybko znów wyszczerzyłam zęby i chwilę później
zewsząd buchnęły czarne płomienie, zmuszając shinigami i egzorcystów, żeby się
wycofali.
– Co to, kurwa, miało być – warknął Grimmjow,
chwytając mnie za kołnierz. – Przeszkodziłaś mi w walce. Bardzo, kurwa, nie
lubię jak ktoś mi przeszkadza. – Jego twarz była niebezpiecznie blisko, a oczy
aż płonęły ze złości. W odpowiedzi uśmiechnęłam się tylko. – Spróbuj tak
jeszcze raz, a ciebie też rozkurwię – zagroził.
– Spróbuj, jeśli dasz radę – zachichotałam.
– Co do… – mruknął i puścił mnie, wyraźnie
niezadowolony z przebiegu konwersacji. Może myślał, że się przestraszę?
Czemu ten Kazuma tak jęczy? Odrobiny godności, litości. Kanda zły, chociaż nie trafił. Tym razem. Pytanie, czy Setsu dotrwa do końca.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam