Po udanej obławie wszyscy wróciliśmy
do domu. Hotarubi zawołała mnie, gdy tylko wyszłam z Garganty, ale nie chciało
mi się z nią rozmawiać. Byłam podminowana i rozczarowana tym, że walka tak
szybko się skończyła. Weszłam do pokoju, zatrzaskując drzwi przed nosem Aizawy.
Chciałam iść spać, ale ona… Musiała. Jak zawsze musiała iść za mną. Zakluczyła
od środka drzwi, więc spojrzałam na nią pytająco. Nie odezwała się.
– Co ty wyrabiasz? – zapytałam, nie kryjąc
poirytowania.
– To moja kwestia – stwierdziła Hotarubi,
łapiąc się pod boki. – Co ci odbiło, co?
– Idź sobie.
– Nie, dopóki mi nie odpowiesz.
– Naprawdę nie mam ochoty z tobą teraz gadać
– syknęłam. – A najlepiej wcale.
– Nie odpuszczę – zadeklarowała, a ja
spojrzałam na nią spod przymrużonych powiek. – Co się z tobą dzieje?
– Zostaw mnie w spokoju – warknęłam i
chwyciłam Aizawę za kołnierz, nie przestraszyła się jednak. – Wypierdalaj stąd.
– To ta moc, prawda? – ciągnęła dalej. – Im
częściej jej używasz, tym jest gorzej. Już zapomniałaś, jaki był nasz cel?
– Nie zapomniałam!
– A czasami mam wrażenie, że jednak tak. Nie
panujesz nad sobą. Nigdy nie byłaś chętna do urządzania takich rzezi, chyba, że
walczyłaś z Hollowami.
– Wyjdź! – wrzasnęłam. – Bo ciebie też
zabiję!
– Właśnie o tym mówię – skwitowała Hotarubi.
– Coś złego się z tobą dzieje. Zmieniasz się i nie podoba mi się to. Napawa mnie
przerażeniem. Nie boisz się, że w końcu stracisz całkowicie kontrolę?
– Zamknij się wreszcie!
– Po co te krzyki? – spytała. – Może dlatego,
że wiesz, że mam rację.
– Nie masz racji. Wszystko jest pod kontrolą.
– Czyżby?
– Po prostu daj mi spokój.
– Kłamiesz – stwierdziła Aizawa. – Już dawno
straciłaś nad tym kontrolę. Jeśli czegoś nie zrobimy, będzie tylko gorzej. O to
chodziło Aizenowi, prawda? Wiedział, że tak będzie, że spróbujesz wykorzystać
tę moc przeciwko niemu, ale w rzeczywistości tylko się pogrążysz – dodała. – W
końcu zapomnisz, jaki był cel. Zrobisz krzywdę komuś bliskiemu. Przyjaciołom,
Byakuyi albo jej…
– Jej? – zdziwiłam się, marszcząc brwi. – O
kim ty mówisz?
– O twojej córce – oznajmiła Aizawa, a ja
zamarłam. – Sądząc po twojej minie, trafiłam w sedno.
– S… Skąd…
– Tak przeczuwałam, gdy zniknęłaś na tyle czasu,
ale nie chciałam uwierzyć. Jak ma na imię?
– Ka… Kazumi.
– Bardzo ładnie – stwierdziła Aizawa i
uśmiechnęła się. – Chciałabym ją kiedyś zobaczyć… To dla niej tu jesteś,
prawda? Postanowiłaś zrobić wszystko, by nie wpadła w sidła Aizena. Dlatego
musisz się skupić. Musisz do nas wrócić, zapanuj nad tym mrokiem. Możesz to
pokonać.
– Chociaż raz na coś się przydałaś –
prychnęłam, dłonie zaciskając w pieści tak mocno, że wbijałam paznokcie w skórę
aż do krwi. – Przynajmniej coś zrobiłaś jak należy.
– No. Jeszcze mi teraz powiedz, że to była
część twojego planu – westchnęła Aizawa i spojrzała na mnie, po czym
uśmiechnęła się blado. – No tak… Mogłam się spodziewać. Czy mogę liczyć, że mi
to teraz wyjaśnisz?
– Cóż… Może nie tyle, co miałam plan, a
raczej przeczucie – przyznałam po chwili. – Wiedziałam, że ta moc… Że to nie
będzie takie łatwe. Zdecydowałam to wykorzystać, żeby uśpić czujność Aizena.
Myśli, że wszystko idzie zgodnie z planem. Łudziłam się, że nie wytrzymasz i w
końcu coś powiesz. Co prawda nie sądziłam, że domyślisz się aż tyle – dodałam,
marszcząc brwi. – Nie doceniłam cię. Ale dobrze się spisałaś. Potrzebowałam,
żeby ktoś mi przypomniał, po co tu jestem. Ale teraz przez kolejne dni i tak
będę używać tej mocy. On nie może się zorientować. Dlatego przygotowania
zostawiłam tobie.
– Czasami naprawdę cię nie znoszę. Jesteś
wstrętną manipulantką – rzekła Aizawa.
– Wcale nie jesteś lepsza.
– Ech… Dobrze, najważniejsze, że wróciłaś do
normy.
– Mniej więcej – mruknęłam. – Jeszcze jedno.
Jeśli piśniesz komukolwiek, chociaż słówko o Kazumi, jesteś martwa.
– Nie zamierzam.
– I uważaj na swojego kochasia – dodałam. –
On cię szpieguje dla Luisenberga. Nie wiem, czy Luisenberg przekazuje to
Aizenowi czy nie, ale ma na ciebie oko.
– Co? To niemożliwe… – zaperzyła się
Hotarubi, ale po jej minie wiedziałam, że mi wierzy. – No tak… No tak… Jak
zawsze…
– Powinnaś się była tego spodziewać. Jesteś
na terytorium wroga.
– Potrzebowałam… Nawet ja potrzebowałam
kogoś, komu mogłabym zaufać.
– Nie jestem twoją przyjaciółką, może nawet
nie jestem twoim sprzymierzeńcem – stwierdziłam. – Ale zaufać mi możesz. Nie
potrzebujesz go.
– A co powiesz na małą zemstę? – zapytała
Hotarubi.
– Jakieś konkrety?
– Tak, żeby go odrobinę pogonić.
– Zrobisz, jak uważasz, ale myślę, że ich
klęska będzie już wystarczającą zemstą – stwierdziłam, wzruszywszy ramionami. –
Osobiście uważam, że jeszcze nam się przyda ten cały Ggio. Można mu zapodać
jakieś fałszywe informacje, ale to nie jest specjalnie konieczne. I tak
wpuścimy ich w maliny, więc rób jak uważasz.
– W porządku.
– Dziwnie ugodowa jesteś – zauważyłam. – Ty!
Ty go lubisz.
– Nie?
– Lubisz go!
– No, może trochę. Dobry jest.
– O bosz… Co was tak ciągnie do Arrancarów? –
jęknęłam.
– A kogoś jeszcze?
– Znam kogoś, kto poczuł miętę do Grimmjowa.
I chyba nawet odrobinę obustronne to jest.
– No co ty!
– Serio. Nasz Grimmy ma przed sobą
przyszłość. Chyba. O ile nie sczeźnie z nami w czeluściach piekła – dodałam.
– Wracając do Kazumi – powiedziała Aizawa. –
Gdzie ona jest?
– W bezpiecznym miejscu, gdzie nikt jej nie
znajdzie.
– Kto się nią opiekuje?
– A co cie to obchodzi? – prychnęłam.
– Pytam z czystej ciekawości, komu
powierzyłaś opiekę nad swoją córką.
– Przyjaciołom. Trójce, no, właściwie czwórce,
jeśli liczyć jednego z moich przybranych ojców – zaśmiałam się radośnie na
wspomnienie o Sternausie i Generale Tiedolu. – Jest bezpieczna.
– Byakuya wie?
– …nie – wyszeptałam. – I lepiej, żeby się
nie dowiedział. Rozumiesz?
– Tak, tak. Jak pisnę komukolwiek to jestem
martwa – skwitowała Hotarubi. – Tak się składa, że cię rozumiem. Myślę, że na
twoim miejscu postąpiłabym tak samo. Ten jeden raz.
– Rozum sobie, co chcesz – rzuciłam
beznamiętnie i zmarszczyłam brwi. – A ten Ggio, przyznaj się, dobry jest? –
zapytałam i dodałam szeptem: – Powiedz, że nie.
– Em… Nie… No tak wiesz, bez szału – wydukała
Hotarubi i spojrzała na mnie pytająco. Wskazałam jej w stronę drzwi. – Kariery
w tej dziedzinie nie zrobi.
– To słabo – prychnęłam. – Nie wygląda na
mistrza, ale nie sądziłam, że taka z niego miernota. – Rozległo się pukanie do
drzwi. – Tak?
– Aizen chce cię widzieć, Setsuko – oznajmił
Ggio, zaglądając do środka.
– Już idę – zaświergotałam, zostawiając ich
samych.
– Uważasz, że jestem kiepski? – usłyszałam,
zanim drzwi do pokoju się zamknęły, a ja zachichotałam radośnie, kierując się
do sali tronowej. Zatrzymałam się dopiero przed ciężkimi, metalowymi drzwiami i
wzięłam głęboki oddech, robiąc niezadowoloną minę i dopiero wtedy weszłam do
środka, mówiąc: – Wzywałeś.
– To prawda.
– O co chodzi?
– Chciałbym dokończyć naszą ostatnio rozmowę
– padło.
– Wcześniejszą? – zdziwiłam się. – Ach, to…
– Zastanawiałem się, czy może nie zmieniłaś
zdania w tej kwestii.
– Nie – mruknęłam. – Jak na razie odkrywam
pełne możliwości piekielnych płomieni. Zresztą mocy nigdy nie było na mojej
liście.
– Skoro już o tym mowa – powiedział Aizen. –
Ostatnimi czasy chyba zaprzyjaźniłaś się z naszą Hotarubi.
– Zaprzyjaźniłam? – prychnęłam. – Zauważ, że
my BYŁYŚMY przyjaciółkami. Znamy się
bardzo dobrze, więc łatwo się rozmawia, ale mój cel się nie zmienił. Nadal
pragnę jej śmierci – zadeklarowałam, szczerząc zadziornie zęby. – Po prostu
podchodzę do tego profesjonalnie i nie robię burdy na każdym kroku, gdy tylko
ją widzę.
– Byłem pewien, że zmieniłaś plany.
– Naprawdę wyglądam na tak niezdecydowaną? –
zaśmiałam się, patrząc Azienowi prosto w oczy. – Poniosło mnie tylko podczas
ostatniej walki, ale naprawdę nie sądziłam, że starcie z dawnymi przyjaciółmi
okaże się takie zabawne. I te ich miny, jakby wszyscy mieli drzazgi w tyłkach –
prychnęłam, krzyżując ręce na piersi. – A wszystko, dlatego, że ich zdradziłam.
Nie pomyślałabym, że aż tak ich to zaboli.
– Żałujesz?
– Żartujesz sobie? Nigdy nie bawiłam się
lepiej.
– W takim razie, dobrze wiedzieć, że jesteś
zadowolona – stwierdził Aizen. – Bo zaczynamy już przygotowania do ataku na
Karakurę. Został tydzień.
– Pospieszyłeś się trochę – zauważyłam. – Czy
coś cię niepokoi?
– Skąd. Wszystkie elementy są na swoim miejscu.
Możemy spokojnie zacząć działać.
– No, chyba, że tak – uradowałam się. – W
takim razie, idę ostrzyć katanę.
– Tylko nie ostrz jej już na arrancarach.
Nierozsądnie jest uszczuplać własne szeregi na kilka dni przed bitwą.
– Tak, tak. Wiem. Ale w czasie starcia nie
zamierzam się powstrzymywać – rzuciłam na odchodne i w podskokach wróciłam do
pokoju Hotarubi.
Nie
było tam już Ggio, jedynie naburmuszona Aizawa.
– Zrobiłaś to specjalnie – stwierdziła z
wyrzutem.
– Ale co? – spytałam, przechylając głowę na
bok. – Wybrnęłaś?
– Oczywiście!
– No i to wystarczy. Musiałam coś wymyśleć,
ten chuj próbował podsłuchiwać. Ma za swoje.
– Czego chciał loczek?
– Zapytać, czy zmieniłam zdanie odnośnie nie
bycia shinigami. – Ziewnęłam przeciągle i wywróciłam oczami. – No i kazał mi
nie uszczuplać szeregów. Za siedem dni ruszamy do boju.
– Dasz radę wszystko przygotować?
– Już przekazałam, komu trzeba informacje
odnośnie planu działania – odparłam, rozsiadając się na sofie. – Jedyne, co
zostało to w odpowiedniej chwili zdobyć Hogyoku, ale o to się nie obawiaj.
Miałam je schowane na czarną godzinę. Gdy nadejdzie pora, powiem ci, gdzie szukać.
Od tamtego momentu, wszystko właściwie będzie zależało od ciebie – dodałam.
– Dodałaś mi otuchy, nie ma co…
– Nie jestem tu od pocieszania cię –
prychnęłam. – Zajmę się wszystkim, co może nam przeszkodzić. Musisz tylko
zrobić to, co zaplanowałyśmy, co sama wymyśliłaś. Nic trudnego.
– To wojna – fuknęła Hotarubi. – A ty
brzmisz, jakbyśmy szły na spacer.
– Bardziej wycieczkę. – Ziewnęłam po raz
kolejny. – Gadałaś z Setiimo?
– Nie. Ty powinnaś to zrobić. Lepiej wiesz,
jak go przekonać.
– Ludzie, czy ja wszystko muszę robić sama? –
westchnęłam i ruszyłam na spotkanie z Desiderro
Nie dane było mi dotrzeć zbyt
daleko, gdy natknęłam się na Tousena. I najwyraźniej miał mi coś do
powiedzenia, bo na mój widok zatrzymał się, marszcząc brwi. Chociaż właściwie
zawsze wyglądał, jakby ktoś Aizena tosterem zabił. Może się taki urodził?
– Setsuko – rzekł wreszcie po dłuższej chwili
milczenia i powiedziałabym, że wpatrywania się we mnie, gdyby nie… No wiecie. –
Mam nadzieję, że nie planujesz nic głupiego.
– Jak? – zapytałam.
– Jak zmiana stron w czasie bitwy.
– Ależ, o co ty mnie posądzasz! –
wykrzyknęłam, udając zdziwienie, po czym parsknęłam śmiechem. – Nie doceniasz
mnie, Kaname. Ale muszę cię rozczarować. Nie mam zamiaru zmieniać strony.
– Obserwuję cię – oznajmił Tousen i odszedł.
– Też cię kocham! – krzyknęłam za nim.
– A to ciekawe wyznanie – padło, a ja
spojrzałam na Settimo, krzywiąc się z niezadowolenia. – Nie sądziłem, że
gustujesz w…
– Zawsze byłam jego ulubienicą – mruknęłam,
wywróciwszy oczami. – Wiesz, po prostu nie chcemy się z tym afiszować. –
Settimo parsknął śmiechem. – Właściwie, pojawiłeś się w samą porę. Wybierałam
się do ciebie.
– Ho? Do mnie? – zdziwił się. – Swoją drogą,
wygląda na to, że masz się lepiej.
– Dziękuję za troskę – skwitowałam.
– Co ode mnie chciałaś?
– Porozmawiać. Ale nie tu. Ściany mają uszy.
– Chyba mam pomysł – oznajmił Desiderro i
otworzył przed nami Gargantę. – Tu nikt nas nie podsłucha.
Niezbyt podobał mi się pomysł
pogawędki pomiędzy światami. Nigdy nie wspominałam tego miejsca najlepiej.
Wróżyło nadejście kłopotów lub dla odmiany odejście przyjaciół. Tak, czy siak,
nic dobrego. Tym razem nie miałam jednak specjalnie wyjścia i skinąwszy głową,
podążyłam w mrok.
– O czym chciałaś porozmawiać? – zapytał
Settimo, gdy przejście zamknęło się, a my zostaliśmy pochłonięci przez egipskie
ciemności. – Setsuko?
– Czujesz się tu jak u siebie, co? – mruknęłam,
uwalniając shikai, by oświetlić nieco to miejsce. – Uroczo…
– Czyżbyś ty czuła się tu nieswojo? – Settimo
spojrzał na mnie, mrużąc oczy i wyszczerzył kły. Daje słowo, że czasami
przypominał mi Grimmjowa. – Czyżbyś się bała?
– Muszę cię rozczarować – zaśmiałam się
wesoło. – Lubię ciemność, nie przeraża mnie. Lubię też jednak widzieć twarz
swojego rozmówcy. Zwłaszcza podczas omawiania interesów.
– Masz dla mnie jakąś propozycję? – Desiderro
zbliżył się, nachylając do mojego ucha. – Bardzo chętnie posłucham. –
Wzdrygnęłam się, czując na szyi jego ciepły oddech. – Więc?
– Nie taką propozycję, jeśli o to ci chodzi.
– A szkoda. Nie pożałowałabyś.
– Tego nie wiem i dowiadywać się nie
zamierzam.
– Widzisz, bardzo szkoda – powtórzył Settimo.
– Bo nie lubię robić interesów, jeśli nie poznam kogoś bliżej.
– Jak blisko musisz poznawać wspólników? –
mruknęłam. – Ja jestem kobietą, ale nie chcę myśleć, jak dogadywałbyś się na
przykład z Aizenem.
– Zabawna jesteś.
– Cóż… To nie był żart – odparłam. – Myślę,
że chętnie zrobisz wyjątek i odstąpisz od bliższego poznawania się. Jestem
pewna, że ta propozycja cię zainteresuje. Chociaż pewne kwestie będziesz musiał
po fakcie omówić z kimś jeszcze. Ja ofiaruję wam królestwo, resztę ustalicie
sami.
I Ty marudzisz, że to ja przeciągam? No proszę Cię. Mnie tu już skręca na samą myśl o finale, a Ty jeszcze serwujesz gadki-szmatki z loczkiem i jego brygadą.
OdpowiedzUsuńNie podoba mi się, że Hotarubi wie o Kazumi. Tosena też bym wykopała, ale porównanie wyszło Ci przezabawne. Aizena tosterem. Kurosakiemu się ledwo udało go schwytać w pułapkę Kisuke, a Ty byś chciała tostera użyć. A może to jakiś plan? Dobra, koniec dziwnej rozkminy.
Już się nie mogę doczekać końcówki. Jasne, będzie mi smutno, bo to koniec, ale ja chcę już wiedzieć, jak to się potoczy. Nie ma to jak sprzeczności.
Pozdrawiam
Nie.Nie tym razem. Na siłę był 83, ale ten i następny były jak najbardziej planowe. Nawet jeśli to jeszcze nie finał. Nie marudź i ciesz się ostatnimi knowaniami.
Usuń