– Boisz się – wysyczał Settimo, a ja
zmarszczyłam brwi. – Chociaż nie wiem dlaczego.
– Czego miałabym się bać? – zapytałam. – Bo
chyba nie nadążam.
– Żeby się do kogoś zbliżyć.
– Jakoś niespecjalnie za tym teraz tęsknię.
To, czego potrzebuję, to sprzymierzeńcy, a nie przygodny seks. Ten, niestety
wiem z własnego doświadczenia, często ciągnie za sobą nieprzyjemne
konsekwencje.
– Wiedziałem! Wiedziałem, że nie jesteś taka
święta.
– Nigdy tam nie aspirowałam – odparłam,
spoglądając wymownie w górę. – W takim razie pytam po raz kolejny, umowa stoi?
– Już mówiłem, że zgadzam się na twoją
propozycję. Jedynie wciąż liczę, że ty w końcu przystaniesz na moją.
– Tak się składa, że kocham już kogoś i
zamierzam pozostać mu wierna, co jest odrobinę zabawne, jako, że niedługo stanę
przeciwko niemu do walki – przyznałam, wzruszywszy ramionami. – No nic… Moja
odpowiedź brzmi nie.
– Nie mówię, że masz mnie kochać tylko…
– Twój świat kręci się tylko wokół tego, co?
– Robię to, na co w danej chwili mam ochotę –
skwitował Settimo.
– Przyjemność – mruknęłam pod nosem. – A
sądziłam, że to atrybut Starka.
– Jesteś blisko.
– Nie chcę wiedzieć – stwierdziłam. – A teraz
wybacz, mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia.
– A co takiego?
– Mały szantaż i rozsiewanie ziarna niezgody
– zaśmiałam się. – W końcu dostałam zakaz uszczuplania naszych szeregów.
Osobiście.
Settimo zarechotał tylko, słysząc
moje słowa i otworzył przejście, bym mogła zająć się swoimi sprawami. Wyszłam
na korytarz i rzuciwszy Desiderro przelotne spojrzenie, ruszyłam przed siebie.
Po kilku krokach jednak się zatrzymałam, przez chwilę o czymś myśląc i zwróciłam
się do niego:
– Wiesz, co? Zmieniłam zdanie.
– To zapraszam do mnie – uradował się.
– Nie o tym mówię – westchnęłam. – Przydasz
mi się.
– Do czego?
– Do tego, o czym mówiłam wcześniej. Do
kradzieży i szantażu.
– Nie mówiłaś o kradzieży.
– To teraz mówię.
– To chyba lepiej wróćmy tutaj – zaproponował
Settimo, kręcąc głową z dezaprobatą, a ja uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
Chwilami wciąż przypominał mi
Grimmjowa, ale był dużo spokojniejszy. Na niczym zbytnio mu nie zależało. No,
może poza zabawą. Nie wiedziałam na ile mogę mu ufać, chociaż w jego oczach nie
dostrzegałam kłamstwa. Darzyłam go też pewną sympatią. Był zadziwiająco
normalny. Oczywiście w granicach możliwości.
– To co dokładnie wymyśliłaś?
– Zajmiemy się Ggio – oznajmiłam, szczerząc
radośnie zęby. – Mam pewien pomysł, ale… Musimy go zdyskredytować w oczach
Luisenberga. Najlepiej byłoby ukraść coś, do czego tylko on z nielicznych
miałby dostęp albo coś w ten deseń. Ale czy ten dziadyga ma coś…
– Pierścień – powiedział nagle Settimo, a ja
spojrzałam na niego pytająco. – Luisenberg nosi pierścień. Zdejmuje go bardzo
rzadko. Chyba tylko wtedy, gdy idzie na rozmowę z Aizenem.
– Eureka! – Uwiesiłam się Desiderro na szyi.
– Jesteś genialny.
– Mnie też cieszy twój entuzjazm, ale to nie
będzie takie proste. – Settimo zmarszczył brwi, gdy tylko go puściłam. – Po
pierwsze nie zanosi się na rozmowę Luisenberga z Aizenem, po drugie to tylko
plotka i nie mamy pewności, a po trzecie nawet gdyby, pierścień będzie dobrze
strzeżony przez jego fraccion.
– Och, no cóż… Brzmisz jakby to był jakiś
problem – prychnęłam.
– Bo jest?
– Człowieku małej wiary… No dobra. Istoto
małej wiary? – mruknęłam, a Settimo skrzywił się nieznacznie. – Poradzimy
sobie.
– Wymyśliłaś coś na poczekaniu? – Desiderro
machnął ręką. – Nieważne. Już rozeszła się fama, że jesteś geniuszem strategii
na miarę Aizena.
– Och, jestem sławna? – zaśmiałam się. – Masz
rację, myślę, że jesteśmy w stanie obrócić sytuację na naszą korzyść – dodałam.
– Wykorzystamy Ggio, żeby przekazał Luisenbergowi wiadomość, że Aizen go wzywa
i zobaczymy, co dalej.
– Zauważ, że Ggio może się nie zgodzić. Nie
wspominając o tym, że nie wiem jak chcesz cokolwiek tam zobaczyć.
– Daj mi dokończyć.
– Dobra. – Settimo uniósł ręce w geście
poddania. – Mów.
– Ggio nie odmówi Hotarubi, bo nie będzie
chciał stracić jej zaufania – odparłam. – Zresztą, choć niechętnie to przyznam,
Hotarubi nie jest taka głupia. Coś wymyśli, żeby spełnił jej prośbę.
– A jak ją przekonasz?
– Normalnie.
– No dobra, dalej? – skwitował Settimo.
– Hotarubi zajmie się Ggio, także po
przekazaniu wiadomości do Luisenberga, a my w tym czasie udamy się do Szayela.
Niech nasz szalony naukowiec wykorzysta swoje zdolności i komputery, żeby dać
nam jakiś wgląd na sytuację. Ale będziemy musieli działać szybko. Być może
nawet Szayel będzie musiał nas instruować znowu przez jakąś słuchawkę.
– Znowu? – podchwycił Settimo.
– Tak, jakby to był pierwszy raz, kiedy
wcielam w życie jakiś niecny plan – powiedziałam, wywracając oczami. – Myślisz,
że jak zdobyłeś posadę siódmego espady? Aizen nie rozdaje od tak wakatów i nie
tworzy nowych miejsc pracy.
– No dobra, świetnie, Szayel. I co wtedy?
– Razem jakoś przechytrzymy fraccion – stwierdziłam.
– Cóż… Będziemy improwizować. Wykradniemy pierścień, miejmy nadzieję, że zaczną
go szukać. Podrzucimy go Ggio, ale nie wydamy go od razu, o nie – oznajmiłam i
wyszczerzyłam zęby w firmowym uśmiechu. – Zdobędziemy jakieś dowody na niego i
weźmiemy go na rozmowę. Postawimy mu ultimatum. Spokojnie, już nawet wiem, co
mu powiedzieć. Nawet jeśli się nie zgodzi, to załatwimy to inaczej. A pierścień
można potem jakoś inaczej wykorzystać. Wojna wewnątrz Espady będzie bardzo
ciekawym motywem – dodałam, zacierając ręce. – Nie pogardziłabym, wbijając
kołek w plastikowy orszak Harribel. Zawsze jest jakaś alternatywa.
– Kobiety są naprawdę przerażające –
westchnął Settimo. – Nie skomentuję kwestii wymyślonej na poczekaniu strategii
– mruknął. – Słyszałem, że Aizen namieszał ci w głowie i chyba mu to wyszło.
Ale sam fakt, jak daleko jesteś się w stanie posunąć. Zaskakujące i straszne.
– Cóż, uznam to za komplement.
– To nie był komplement. To, co robisz to jak
wtykanie kija w mrowisko.
– W moim świecie jest to komplement –
zaśmiałam się i wytknęłam do Settimo język. – Dobra, kochanieńki, szykuj się.
– Nie tak prędko – padło w odpowiedzi, gdy
czekałam, aż Garganta otworzy się ponownie. – To dość niebezpieczne zadanie.
Będę potrzebował jakieś zachęty – usłyszałam i nie namyślając się zbyt długo,
podeszłam do Settimo i chwyciwszy go za kołnierz, pocałowałam soczyście. – Mmm…
– Na razie musi ci wystarczyć – rzuciłam
beznamiętnie. – Potem pomyślimy nad nagrodą. W zależności od tego jak się
spiszesz.
– No, to do roboty.
Settimo kazałam udać się do Szayela z
wytycznymi odnośnie zadania i ustalenia sposobu komunikacji. Miałam nadzieję tylko,
że będą ze sobą mało wiele współpracować. Sama musiałam natomiast przedstawić
Hotarubi jakiś logiczny argument wrabiania Ggio, bo obawiałam się, że może nie
być zbyt optymistycznie nastawiona do takiej krzywej akcji.
Zapukałam do drzwi i nie czekając
na odpowiedź, weszłam do środka. Dopiero wtedy zawahałam się. To mogło być
ryzykowne, zwłaszcza, że Aizawa była w bliskich STOSUNKACH z Ggio. Nic jednak
nie wskazywało, żeby był tam ktokolwiek. Nie chciało mi się szukać Aizawy, więc
usiadłam na kanapie.
Szybko jednak mi się znudziło i
postanowiwszy się rozgościć, zaparzyłam sobie herbaty. Dopiero tak
przygotowana, usiadłam na powrót na sofie, założyłam nogę na nogę i czekałam. Usłyszałam,
że ktoś naciska na klamkę i ktoś wszedł do środka.
– A co ty tu robisz? – zdziwiła się Aizawa.
– Czekam na ciebie, nie widać?
– Ale po co? Nie miałaś porozmawiać z
Settimo?
– Och, ależ już porozmawiałam – zaśmiałam
się. – I teraz mam sprawę do ciebie.
– Ale jest już późno…
– No tak… Zapomniałam, że jest już noc. Tracę
tu rachubę czasu – westchnęłam. – Ale to nic. Większość tych bestii i tak nie
śpi. Aizena też nie widziałam, by kiedykolwiek udał się na spoczynek albo kimał
na tym ociosanym marmurze.
– To
prawda. Też się nad tym zastanawiałam, ale wygląda na to, że on nigdy nie
sypia.
– Czyli mniejsza o pory dnia.
– No to jaką miałaś sprawę? – zapytała
Hotarubi. – Mam co do tego złe przeczucie.
– Musisz jakoś przekonać Ggio, żeby
powiedział Luisenbergowi, że Aizen go wzywa, bo muszę mu ukraść pierścień,
który zdejmuje tylko na wizyty u loczka, a ja potrzebuję tego do dalszych
pertraktacji – wyrzuciłam z siebie na jednym oddechu.
– Co?
– Powtórzyć?
– Nie, nie trzeba.
– To jak? – zapytałam z nadzieją w głosie.
– Będę tego żałować? – Wzruszyłam ramionami,
a Hotarubi westchnęła ciężko. – Czyli mam przekonać Ggio, żeby wywabił
Luisenberga pod pretekstem rozmowy z Aizenem, tak?
– Tak.
– Ale wiesz, że nie będziesz miała dużo
czasu?
– Wiem, ale pomoże mi Szayel i Settimo.
– Dobra – mruknęła Aizawa. – W razie czego ja
zagadam Luisenberga ile mogę, bo przecież jeśli dotrze do Aizena, dowie się, że
to ściema, podejrzenia i tak padną na nas.
– Już ci mówiłam, gdzie ja mam jego podejrzenia
– zawarczałam. – Może mnie w dupę pocałować!
– No, jeśli tego właśnie chcesz…
– Ech! Dobrze wiesz, o co mi chodzi –
zdenerwowałam się. – Na razie grunt to unieszkodliwić Luisenberga.
– A co ci to da, że rąbniesz mu pierścień? –
Hotarubi spojrzała na mnie mrużąc oczy. – Poza tym i tak wiem, że ustawiłaś już
wszystkie pionki w odpowiednim miejscu. Po co jeszcze ryzykować?
– Bo lubię mieć plan zapasowy, na wszelki
wypadek, gdyby ktoś nawalił i trzeba było się ratować. Sprzymierzeńców nigdy
dość.
– Ugadałaś się z Szyalem, Settimo, a nawet
Grimmjowem i tą Noah. Czego ty jeszcze potrzebujesz?
– Zbawienia, kurwa, zbawienia!
– Ale nie krzycz – powiedziała stanowczo
Aizawa. – Boli mnie już głowa od tych twoich planów i knowań.
– Właśnie!
– Na litość boską, nie krzycz tak…
– Ty… Jak mogłam zapomnieć! – Pacnęłam się
otwartą dłonią w czoło. – A ty mi nic nie mówisz.
– O czym? – strapiła się Hotarubi.
– Że Luisebnerg spotka Aizena. Zrobisz jego
iluzję.
– No przecież mówiłam, że najwyżej go zagadam
– mruknęła Aizawa. – A ty o czym myślałaś?
– Ej, też mam prawo być zmęczona, jasne? Obmyślanie
strategii i latanie po całym Hueco Mundo zżera sporo energii.
– No to wyśpij się i zajmiemy się tym jutro.
– Nie, im szybciej tym lepiej –
zaprotestowałam. – Zostało już tylko kilka dni do bitwy.
– Setsuko! – skarciła mnie Aizawa. – Co nagle
to po Aizenie… Znaczy, diable. I ty dobrze o tym wiesz. Zmęczona nic nie
zdziałasz, gdyby coś się rypło. Zresztą też padam z nóg. Jeśli mam próbować
swoich sił przeciwko Luisenbergowi, to żądam snu.
– Masz rację – przyznałam po chwili. – Powiem
Szayelowi i Settimo, że wstrzymujemy się z tym do jutra.
– No właśnie. A teraz dobranoc.
– Dobranoc.
Tym razem musiałam przyznać
Hotarubi rację. Następnego dnia czułam się wypoczęta i o wiele spokojniejsza.
Najwyraźniej straciłam panowanie, zaniepokojona nadchodzącą bitwą. Mimo
wszystko ważyły się właśnie losy całego świata. Dobrze, że przynajmniej
Hotarubi zachowała zdrowy rozsądek i to chłodne opanowanie, za które tak
strasznie jej nienawidziłam.
Ale to właśnie w znacznej mierze
dzięki niej, nasz plan się powiódł. Chociaż musiałam przyznać, że po ogromnym
zastrzyku adrenaliny czułam się, jakbym mogła latać i nie potrzebowałam do tego
redbulla, udało nam się sprawnie wykraść pierścień. Sygnet z zielonym kamieniem
przyprawiał mnie o dreszcze i szczerze mówiąc miałam ochotę go zniszczyć. Nie
zrobiłam tego tylko dlatego, że od początku miałam inny plan.
W towarzystwie Desiderra, udałam się
na małą pogawędkę z Ggio. Lub bardziej właściwym byłoby określenie, że siłą
wciągnęliśmy go do Garganty. Nie, żeby się nie mógł stamtąd wydostać, a jednak
wydaje mi się, że wraz z Siódmym mieliśmy znaczną przewagę i nierozważnie
byłoby nas lekceważyć.
– Powinienem się bać? – zakpił Ggio, ale w
jego oczach widziałam niepokój. – Co to za konspiracja.
– Zaraz tam konspiracja – mruknęłam, robiąc
minę niewiniątka. – To szantaż.
– Prosto do sedna – zaśmiał się Settimo.
– A co się będziemy chrzanić – skwitowałam. –
Wolę postawić sprawę jasno. Słuchaj Ggio, generalnie nic do ciebie nie mam, no,
może poza tym, że ci nie ufam. Ba! Śmiem nawet twierdzić, że cały czas
szpiegujesz dla Luisenberga. I pal licho, że ją oszukujesz, w sumie to jej
problem, ale przeszkadzasz mi – stwierdziłam z powagą. – Milczysz. Świetnie. W
takim razie posłuchaj, co mam ci do powiedzenia – ciągnęłam dalej, co jakiś
czas zerkając na chichoczącego pod nosem Settimo. – Zabraliśmy pierścień
Luisenberga. – Mina Ggio zrzedła. – Ok. Widać, wiesz, o czym mówię. To dobrze,
bo podobno jest dość cenny. Tak się składa, że pierścień przepadł, kiedy ty
wezwałeś Luisenberga przed oblicze Aizena, który właściwie nie był Aizenem, a
iluzją. I jeśli znasz możliwości zampakto Hotarubi, wiesz, że to jej sprawka.
Zapewniam cię jednak, że nie wiedziała, iż to ciebie będziemy szantażować. Ten
jeden raz jest niewinna – dodałam rozbawiona. – Więc tak… Jesteś już z grubsza
świadom sytuacji, w jakiej się znajdujesz i pewnie interesuje cię, dlaczego to
zrobiliśmy. Otóż, właśnie dlatego, że ci nie ufam. Widziałam na własne oczy, że
kiedy masz okazję lecisz do Luisenberga przekazać mu informacje o naszych
poczynaniach. A ja bardzo nie lubię szpiegów. Dałam ci kredyt zaufania,
wierząc, że jednak prawdziwy z ciebie gepard, czy czymkolwiek jesteś, ale jednak
bliżej ci do przebiegłego lisa.
– Setsuko, do rzeczy – upomniał mnie
Desiderro, a ja prychnęłam cicho.
– Także, widzisz, Ggio, to twoja jedyna i
niepowtarzalna okazja, taka promocja, opowiedzieć się po czyjej jesteś stronie.
Jeśli zaczniesz pracować z nami, możesz być pewien, że nic ci nie grozi z
naszej strony, ani ze strony Luisenberga, bo zwyczajnie o niczym się nie dowie.
Jednakże – zaakcentowałam. – Jeśli wybierzesz swojego ukochanego pana, będziesz
miał nas za wrogów, a wtedy my postaramy się, żeby Luisenberg uwierzył, iż to
ty wykradłeś pierścień. Raz utracone zaufanie bardzo trudno odzyskać. Zawsze
pozostanie ziarno niepewności i niezgody. Będziesz skończony – zakończyłam i
ukłoniłam się teatralnie, a Settimo idąc w moje ślady, zaczął klaskać.
Ggio skrzywił się nieznacznie i
spojrzał na mnie, marszcząc brwi. Dłuższą chwilę milczał, jakby przyswajając
informacje, a my go nie poganialiśmy. Cierpliwie czekaliśmy, aż wreszcie się
odezwie i po kilku minutach przerwał cisze, mówiąc:
– Jestem pod wrażeniem.
– Tyle masz nam do powiedzenia?
– Naprawdę jestem pod wrażeniem – ciągnął
dalej, a na jego twarzy dostrzegłam cień uznania. – Zadaliście sobie tyle
trudu, żeby zagonić mnie w kozi róg. Zupełnie niepotrzebnie, bo wystarczyło ze
mną od razu porozmawiać – stwierdził. – Dobrze wiem, że zamierzacie obalić
Aizena. Wiem, że Hotarubi ci pomaga, tak samo Settimo, a nawet Szayel i
Grimmjow, co już samo w sobie jest dość niebywałe. O wszystkim tym wiem i nie
powiedziałem Luisenbergowi ani słowa. Oczywiście, że wysłał mnie na
przeszpiegi, ale ja naprawdę polubiłem Hotarubi. Nie przekazałem Luisenbergowi
nic, cały czas go zwodziłem. Dla niej.
– Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz.
– Gdybym powiedział Luisenbergowi o waszych
planach, Aizen już by wiedział. I nie zostawiłby tego tak.
– Może wie.
– Wtedy byś się tak nie cieszyła – stwierdził
Ggio. – Ty wiesz najlepiej, jaki jest Aizen. To wszystko, co mam do powiedzenia
– rzucił na odchodne.
– Hm…
– Wierzysz mu? – zapytał po chwili Settimo.
– Nie wiem… Trochę?
– A ja nie – padło w odpowiedzi. – Podstępna
żmija. Trochę już żyję tutaj i nie ufałbym mu zbytnio.
– Mówisz? Czyli plan B?
Przyznam, że jestem zawiedziona. To przedostatni rozdział, a co dostałam? Knowań ciąg dalszy. Jeśli następny rozdział nie jest dwa razy dłuższy, to coś mi się zdaje, że przeszłaś przez zakończenie nieco niedokładnie. Choć po Tobie wszystkiego można się spodziewać.
OdpowiedzUsuńNie wierzę Ggio. Będzie się wykręcał miłością do Hotarubi. Zresztą Aizen i bez niego by wiedział, gdyby chciał. Settimo mnie denerwuje z tymi tanimi tekstami na podryw. Ech, mam coraz większą pewność, że Kazumi zostanie co najmniej półsierotą. Biedactwo.
Pozdrawiam
Ech, nie ma to jak zebrać baty na własnym blogu. I to za fabułę w dodatku. Pierwotny plan w ogóle zakładał, że część w HC będzie miała z 50 rozdziałów i wgl. No, nie wyszło. Muszę Cię zmartwić, bo ostatni rozdział ma niecałe 4 strony... A ku temu jest bardzo proste wytłumaczenie, że celuję w konkretne zakończenie. Bitwę z Aizenem sama już świetnie opisałaś i nie sądzę, żebym mogła to zrobić jakoś specjalnie lepiej, więc wolałam to zrobić po swojemu. Planu nie zmienię, ale mogę jeszcze zweryfikować, co tam natworzyłam.
UsuńAle... Nie lubisz Settimo? T^T Będzie mu przykro...
To teraz wiesz, jak się czułam, jak mnie zjechaliście po nienapisaniu sceny Corrie vs Byakuya :P
UsuńCzyli bitwa z kanonu, tylko z innym zakończeniem? No dobra, skoro taki był plan, to nic nie mówię. Sądziłam po prostu, że sama chcesz to stworzyć od nowa, ale skoro tak, marudzenia nie było.
O jakże mi przykro, że jemu przykro.
Phi!!
UsuńNo nie zupełnie z kanonem... Ech. No nie wytłumaczę, bo ni ma jak. Po prostu zobaczysz, co tam naliniłam.
No widzisz. Jak możesz krzywdzić mojego Settima?
No do końca nie, bo egzorcyści vs. Noah. Czy raczej jeden wielki bałagan, ale tak mniej więcej.
UsuńJakoś tak wychodzi. Zresztą łapy precz od Setsu. Co prawda pewnie Byakushi znowu w żałobę wpadnie, ale bez takich, no.