Wszystkiemu towarzyszyła muzyka

Followers

Rumors

I w ten oto sposób zakończyła się historia Behind Last Crossroad. Niemniej, zapraszam na moje pozostałe blogi, które można znaleźć w zakładce Other Dimensions. A najprawdopodobniej w kwietniu odbędzie się premiera drugiej części BLC pod tytułem Daughter of fiery flowers :D


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!

Ranking popularności bohaterów BLC

sobota, 9 lipca 2016

Chapter 85 ~ Join us in the fight.



  – Boisz się – wysyczał Settimo, a ja zmarszczyłam brwi. – Chociaż nie wiem dlaczego.
  – Czego miałabym się bać? – zapytałam. – Bo chyba nie nadążam.
  – Żeby się do kogoś zbliżyć.
  – Jakoś niespecjalnie za tym teraz tęsknię. To, czego potrzebuję, to sprzymierzeńcy, a nie przygodny seks. Ten, niestety wiem z własnego doświadczenia, często ciągnie za sobą nieprzyjemne konsekwencje.
  – Wiedziałem! Wiedziałem, że nie jesteś taka święta.
  – Nigdy tam nie aspirowałam – odparłam, spoglądając wymownie w górę. – W takim razie pytam po raz kolejny, umowa stoi?
  – Już mówiłem, że zgadzam się na twoją propozycję. Jedynie wciąż liczę, że ty w końcu przystaniesz na moją.
  – Tak się składa, że kocham już kogoś i zamierzam pozostać mu wierna, co jest odrobinę zabawne, jako, że niedługo stanę przeciwko niemu do walki – przyznałam, wzruszywszy ramionami. – No nic… Moja odpowiedź brzmi nie.
  – Nie mówię, że masz mnie kochać tylko…
  – Twój świat kręci się tylko wokół tego, co?
  – Robię to, na co w danej chwili mam ochotę – skwitował Settimo.
  – Przyjemność – mruknęłam pod nosem. – A sądziłam, że to atrybut Starka.
  – Jesteś blisko.
  – Nie chcę wiedzieć – stwierdziłam. – A teraz wybacz, mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia.
  – A co takiego?
  – Mały szantaż i rozsiewanie ziarna niezgody – zaśmiałam się. – W końcu dostałam zakaz uszczuplania naszych szeregów. Osobiście.
             Settimo zarechotał tylko, słysząc moje słowa i otworzył przejście, bym mogła zająć się swoimi sprawami. Wyszłam na korytarz i rzuciwszy Desiderro przelotne spojrzenie, ruszyłam przed siebie. Po kilku krokach jednak się zatrzymałam, przez chwilę o czymś myśląc i zwróciłam się do niego:
  – Wiesz, co? Zmieniłam zdanie.
  – To zapraszam do mnie – uradował się.
  – Nie o tym mówię – westchnęłam. – Przydasz mi się.
  – Do czego?
  – Do tego, o czym mówiłam wcześniej. Do kradzieży i szantażu.
  – Nie mówiłaś o kradzieży.
  – To teraz mówię.
  – To chyba lepiej wróćmy tutaj – zaproponował Settimo, kręcąc głową z dezaprobatą, a ja uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
             Chwilami wciąż przypominał mi Grimmjowa, ale był dużo spokojniejszy. Na niczym zbytnio mu nie zależało. No, może poza zabawą. Nie wiedziałam na ile mogę mu ufać, chociaż w jego oczach nie dostrzegałam kłamstwa. Darzyłam go też pewną sympatią. Był zadziwiająco normalny. Oczywiście w granicach możliwości.
  – To co dokładnie wymyśliłaś?
  – Zajmiemy się Ggio – oznajmiłam, szczerząc radośnie zęby. – Mam pewien pomysł, ale… Musimy go zdyskredytować w oczach Luisenberga. Najlepiej byłoby ukraść coś, do czego tylko on z nielicznych miałby dostęp albo coś w ten deseń. Ale czy ten dziadyga ma coś…
  – Pierścień – powiedział nagle Settimo, a ja spojrzałam na niego pytająco. – Luisenberg nosi pierścień. Zdejmuje go bardzo rzadko. Chyba tylko wtedy, gdy idzie na rozmowę z Aizenem.
  – Eureka! – Uwiesiłam się Desiderro na szyi. – Jesteś genialny.
  – Mnie też cieszy twój entuzjazm, ale to nie będzie takie proste. – Settimo zmarszczył brwi, gdy tylko go puściłam. – Po pierwsze nie zanosi się na rozmowę Luisenberga z Aizenem, po drugie to tylko plotka i nie mamy pewności, a po trzecie nawet gdyby, pierścień będzie dobrze strzeżony przez jego fraccion.
  – Och, no cóż… Brzmisz jakby to był jakiś problem – prychnęłam.
  – Bo jest?
  – Człowieku małej wiary… No dobra. Istoto małej wiary? – mruknęłam, a Settimo skrzywił się nieznacznie. – Poradzimy sobie.
  – Wymyśliłaś coś na poczekaniu? – Desiderro machnął ręką. – Nieważne. Już rozeszła się fama, że jesteś geniuszem strategii na miarę Aizena.
  – Och, jestem sławna? – zaśmiałam się. – Masz rację, myślę, że jesteśmy w stanie obrócić sytuację na naszą korzyść – dodałam. – Wykorzystamy Ggio, żeby przekazał Luisenbergowi wiadomość, że Aizen go wzywa i zobaczymy, co dalej.
  – Zauważ, że Ggio może się nie zgodzić. Nie wspominając o tym, że nie wiem jak chcesz cokolwiek tam zobaczyć.
  – Daj mi dokończyć.
  – Dobra. – Settimo uniósł ręce w geście poddania. – Mów.
  – Ggio nie odmówi Hotarubi, bo nie będzie chciał stracić jej zaufania – odparłam. – Zresztą, choć niechętnie to przyznam, Hotarubi nie jest taka głupia. Coś wymyśli, żeby spełnił jej prośbę.
  – A jak ją przekonasz?
  – Normalnie.
  – No dobra, dalej? – skwitował Settimo.
  – Hotarubi zajmie się Ggio, także po przekazaniu wiadomości do Luisenberga, a my w tym czasie udamy się do Szayela. Niech nasz szalony naukowiec wykorzysta swoje zdolności i komputery, żeby dać nam jakiś wgląd na sytuację. Ale będziemy musieli działać szybko. Być może nawet Szayel będzie musiał nas instruować znowu przez jakąś słuchawkę.
  – Znowu? – podchwycił Settimo.
  – Tak, jakby to był pierwszy raz, kiedy wcielam w życie jakiś niecny plan – powiedziałam, wywracając oczami. – Myślisz, że jak zdobyłeś posadę siódmego espady? Aizen nie rozdaje od tak wakatów i nie tworzy nowych miejsc pracy.
  – No dobra, świetnie, Szayel. I co wtedy?
  – Razem jakoś przechytrzymy fraccion – stwierdziłam. – Cóż… Będziemy improwizować. Wykradniemy pierścień, miejmy nadzieję, że zaczną go szukać. Podrzucimy go Ggio, ale nie wydamy go od razu, o nie – oznajmiłam i wyszczerzyłam zęby w firmowym uśmiechu. – Zdobędziemy jakieś dowody na niego i weźmiemy go na rozmowę. Postawimy mu ultimatum. Spokojnie, już nawet wiem, co mu powiedzieć. Nawet jeśli się nie zgodzi, to załatwimy to inaczej. A pierścień można potem jakoś inaczej wykorzystać. Wojna wewnątrz Espady będzie bardzo ciekawym motywem – dodałam, zacierając ręce. – Nie pogardziłabym, wbijając kołek w plastikowy orszak Harribel. Zawsze jest jakaś alternatywa.
  – Kobiety są naprawdę przerażające – westchnął Settimo. – Nie skomentuję kwestii wymyślonej na poczekaniu strategii – mruknął. – Słyszałem, że Aizen namieszał ci w głowie i chyba mu to wyszło. Ale sam fakt, jak daleko jesteś się w stanie posunąć. Zaskakujące i straszne.
  – Cóż, uznam to za komplement.
  – To nie był komplement. To, co robisz to jak wtykanie kija w mrowisko.
  – W moim świecie jest to komplement – zaśmiałam się i wytknęłam do Settimo język. – Dobra, kochanieńki, szykuj się.
  – Nie tak prędko – padło w odpowiedzi, gdy czekałam, aż Garganta otworzy się ponownie. – To dość niebezpieczne zadanie. Będę potrzebował jakieś zachęty – usłyszałam i nie namyślając się zbyt długo, podeszłam do Settimo i chwyciwszy go za kołnierz, pocałowałam soczyście. – Mmm…
  – Na razie musi ci wystarczyć – rzuciłam beznamiętnie. – Potem pomyślimy nad nagrodą. W zależności od tego jak się spiszesz.
  – No, to do roboty.
           Settimo kazałam udać się do Szayela z wytycznymi odnośnie zadania i ustalenia sposobu komunikacji. Miałam nadzieję tylko, że będą ze sobą mało wiele współpracować. Sama musiałam natomiast przedstawić Hotarubi jakiś logiczny argument wrabiania Ggio, bo obawiałam się, że może nie być zbyt optymistycznie nastawiona do takiej krzywej akcji.
            Zapukałam do drzwi i nie czekając na odpowiedź, weszłam do środka. Dopiero wtedy zawahałam się. To mogło być ryzykowne, zwłaszcza, że Aizawa była w bliskich STOSUNKACH z Ggio. Nic jednak nie wskazywało, żeby był tam ktokolwiek. Nie chciało mi się szukać Aizawy, więc usiadłam na kanapie.
           Szybko jednak mi się znudziło i postanowiwszy się rozgościć, zaparzyłam sobie herbaty. Dopiero tak przygotowana, usiadłam na powrót na sofie, założyłam nogę na nogę i czekałam. Usłyszałam, że ktoś naciska na klamkę i ktoś wszedł do środka.
  – A co ty tu robisz? – zdziwiła się Aizawa.
  – Czekam na ciebie, nie widać?
  – Ale po co? Nie miałaś porozmawiać z Settimo?
  – Och, ależ już porozmawiałam – zaśmiałam się. – I teraz mam sprawę do ciebie.
  – Ale jest już późno…
  – No tak… Zapomniałam, że jest już noc. Tracę tu rachubę czasu – westchnęłam. – Ale to nic. Większość tych bestii i tak nie śpi. Aizena też nie widziałam, by kiedykolwiek udał się na spoczynek albo kimał na tym ociosanym marmurze.
  – To prawda. Też się nad tym zastanawiałam, ale wygląda na to, że on nigdy nie sypia.
  – Czyli mniejsza o pory dnia.
  – No to jaką miałaś sprawę? – zapytała Hotarubi. – Mam co do tego złe przeczucie.
  – Musisz jakoś przekonać Ggio, żeby powiedział Luisenbergowi, że Aizen go wzywa, bo muszę mu ukraść pierścień, który zdejmuje tylko na wizyty u loczka, a ja potrzebuję tego do dalszych pertraktacji – wyrzuciłam z siebie na jednym oddechu.
  – Co?
  – Powtórzyć?
  – Nie, nie trzeba.
  – To jak? – zapytałam z nadzieją w głosie.
  – Będę tego żałować? – Wzruszyłam ramionami, a Hotarubi westchnęła ciężko. – Czyli mam przekonać Ggio, żeby wywabił Luisenberga pod pretekstem rozmowy z Aizenem, tak?
  – Tak.
  – Ale wiesz, że nie będziesz miała dużo czasu?
  – Wiem, ale pomoże mi Szayel i Settimo.
  – Dobra – mruknęła Aizawa. – W razie czego ja zagadam Luisenberga ile mogę, bo przecież jeśli dotrze do Aizena, dowie się, że to ściema, podejrzenia i tak padną na nas.
  – Już ci mówiłam, gdzie ja mam jego podejrzenia – zawarczałam. – Może mnie w dupę pocałować!
  – No, jeśli tego właśnie chcesz…
  – Ech! Dobrze wiesz, o co mi chodzi – zdenerwowałam się. – Na razie grunt to unieszkodliwić Luisenberga.
  – A co ci to da, że rąbniesz mu pierścień? – Hotarubi spojrzała na mnie mrużąc oczy. – Poza tym i tak wiem, że ustawiłaś już wszystkie pionki w odpowiednim miejscu. Po co jeszcze ryzykować?
  – Bo lubię mieć plan zapasowy, na wszelki wypadek, gdyby ktoś nawalił i trzeba było się ratować. Sprzymierzeńców nigdy dość.
  – Ugadałaś się z Szyalem, Settimo, a nawet Grimmjowem i tą Noah. Czego ty jeszcze potrzebujesz?
  – Zbawienia, kurwa, zbawienia!
  – Ale nie krzycz – powiedziała stanowczo Aizawa. – Boli mnie już głowa od tych twoich planów i knowań.
  – Właśnie!
  – Na litość boską, nie krzycz tak…
  – Ty… Jak mogłam zapomnieć! – Pacnęłam się otwartą dłonią w czoło. – A ty mi nic nie mówisz.
  – O czym? – strapiła się Hotarubi.
  – Że Luisebnerg spotka Aizena. Zrobisz jego iluzję.
  – No przecież mówiłam, że najwyżej go zagadam – mruknęła Aizawa. – A ty o czym myślałaś?
  – Ej, też mam prawo być zmęczona, jasne? Obmyślanie strategii i latanie po całym Hueco Mundo zżera sporo energii.
  – No to wyśpij się i zajmiemy się tym jutro.
  – Nie, im szybciej tym lepiej – zaprotestowałam. – Zostało już tylko kilka dni do bitwy.
  – Setsuko! – skarciła mnie Aizawa. – Co nagle to po Aizenie… Znaczy, diable. I ty dobrze o tym wiesz. Zmęczona nic nie zdziałasz, gdyby coś się rypło. Zresztą też padam z nóg. Jeśli mam próbować swoich sił przeciwko Luisenbergowi, to żądam snu.
  – Masz rację – przyznałam po chwili. – Powiem Szayelowi i Settimo, że wstrzymujemy się z tym do jutra.
  – No właśnie. A teraz dobranoc.
  – Dobranoc.
              Tym razem musiałam przyznać Hotarubi rację. Następnego dnia czułam się wypoczęta i o wiele spokojniejsza. Najwyraźniej straciłam panowanie, zaniepokojona nadchodzącą bitwą. Mimo wszystko ważyły się właśnie losy całego świata. Dobrze, że przynajmniej Hotarubi zachowała zdrowy rozsądek i to chłodne opanowanie, za które tak strasznie jej nienawidziłam.
             Ale to właśnie w znacznej mierze dzięki niej, nasz plan się powiódł. Chociaż musiałam przyznać, że po ogromnym zastrzyku adrenaliny czułam się, jakbym mogła latać i nie potrzebowałam do tego redbulla, udało nam się sprawnie wykraść pierścień. Sygnet z zielonym kamieniem przyprawiał mnie o dreszcze i szczerze mówiąc miałam ochotę go zniszczyć. Nie zrobiłam tego tylko dlatego, że od początku miałam inny plan.
           W towarzystwie Desiderra, udałam się na małą pogawędkę z Ggio. Lub bardziej właściwym byłoby określenie, że siłą wciągnęliśmy go do Garganty. Nie, żeby się nie mógł stamtąd wydostać, a jednak wydaje mi się, że wraz z Siódmym mieliśmy znaczną przewagę i nierozważnie byłoby nas lekceważyć.
  – Powinienem się bać? – zakpił Ggio, ale w jego oczach widziałam niepokój. – Co to za konspiracja.
  – Zaraz tam konspiracja – mruknęłam, robiąc minę niewiniątka. – To szantaż.
  – Prosto do sedna – zaśmiał się Settimo.
  – A co się będziemy chrzanić – skwitowałam. – Wolę postawić sprawę jasno. Słuchaj Ggio, generalnie nic do ciebie nie mam, no, może poza tym, że ci nie ufam. Ba! Śmiem nawet twierdzić, że cały czas szpiegujesz dla Luisenberga. I pal licho, że ją oszukujesz, w sumie to jej problem, ale przeszkadzasz mi – stwierdziłam z powagą. – Milczysz. Świetnie. W takim razie posłuchaj, co mam ci do powiedzenia – ciągnęłam dalej, co jakiś czas zerkając na chichoczącego pod nosem Settimo. – Zabraliśmy pierścień Luisenberga. – Mina Ggio zrzedła. – Ok. Widać, wiesz, o czym mówię. To dobrze, bo podobno jest dość cenny. Tak się składa, że pierścień przepadł, kiedy ty wezwałeś Luisenberga przed oblicze Aizena, który właściwie nie był Aizenem, a iluzją. I jeśli znasz możliwości zampakto Hotarubi, wiesz, że to jej sprawka. Zapewniam cię jednak, że nie wiedziała, iż to ciebie będziemy szantażować. Ten jeden raz jest niewinna – dodałam rozbawiona. – Więc tak… Jesteś już z grubsza świadom sytuacji, w jakiej się znajdujesz i pewnie interesuje cię, dlaczego to zrobiliśmy. Otóż, właśnie dlatego, że ci nie ufam. Widziałam na własne oczy, że kiedy masz okazję lecisz do Luisenberga przekazać mu informacje o naszych poczynaniach. A ja bardzo nie lubię szpiegów. Dałam ci kredyt zaufania, wierząc, że jednak prawdziwy z ciebie gepard, czy czymkolwiek jesteś, ale jednak bliżej ci do przebiegłego lisa.
  – Setsuko, do rzeczy – upomniał mnie Desiderro, a ja prychnęłam cicho.
  – Także, widzisz, Ggio, to twoja jedyna i niepowtarzalna okazja, taka promocja, opowiedzieć się po czyjej jesteś stronie. Jeśli zaczniesz pracować z nami, możesz być pewien, że nic ci nie grozi z naszej strony, ani ze strony Luisenberga, bo zwyczajnie o niczym się nie dowie. Jednakże – zaakcentowałam. – Jeśli wybierzesz swojego ukochanego pana, będziesz miał nas za wrogów, a wtedy my postaramy się, żeby Luisenberg uwierzył, iż to ty wykradłeś pierścień. Raz utracone zaufanie bardzo trudno odzyskać. Zawsze pozostanie ziarno niepewności i niezgody. Będziesz skończony – zakończyłam i ukłoniłam się teatralnie, a Settimo idąc w moje ślady, zaczął klaskać.
         Ggio skrzywił się nieznacznie i spojrzał na mnie, marszcząc brwi. Dłuższą chwilę milczał, jakby przyswajając informacje, a my go nie poganialiśmy. Cierpliwie czekaliśmy, aż wreszcie się odezwie i po kilku minutach przerwał cisze, mówiąc:
  – Jestem pod wrażeniem.
  – Tyle masz nam do powiedzenia?
  – Naprawdę jestem pod wrażeniem – ciągnął dalej, a na jego twarzy dostrzegłam cień uznania. – Zadaliście sobie tyle trudu, żeby zagonić mnie w kozi róg. Zupełnie niepotrzebnie, bo wystarczyło ze mną od razu porozmawiać – stwierdził. – Dobrze wiem, że zamierzacie obalić Aizena. Wiem, że Hotarubi ci pomaga, tak samo Settimo, a nawet Szayel i Grimmjow, co już samo w sobie jest dość niebywałe. O wszystkim tym wiem i nie powiedziałem Luisenbergowi ani słowa. Oczywiście, że wysłał mnie na przeszpiegi, ale ja naprawdę polubiłem Hotarubi. Nie przekazałem Luisenbergowi nic, cały czas go zwodziłem. Dla niej.
  – Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz.
  – Gdybym powiedział Luisenbergowi o waszych planach, Aizen już by wiedział. I nie zostawiłby tego tak.
  – Może wie.
  – Wtedy byś się tak nie cieszyła – stwierdził Ggio. – Ty wiesz najlepiej, jaki jest Aizen. To wszystko, co mam do powiedzenia – rzucił na odchodne.
  – Hm…
  – Wierzysz mu? – zapytał po chwili Settimo.
  – Nie wiem… Trochę?
  – A ja nie – padło w odpowiedzi. – Podstępna żmija. Trochę już żyję tutaj i nie ufałbym mu zbytnio.
  – Mówisz? Czyli plan B?

5 komentarzy:

  1. Przyznam, że jestem zawiedziona. To przedostatni rozdział, a co dostałam? Knowań ciąg dalszy. Jeśli następny rozdział nie jest dwa razy dłuższy, to coś mi się zdaje, że przeszłaś przez zakończenie nieco niedokładnie. Choć po Tobie wszystkiego można się spodziewać.
    Nie wierzę Ggio. Będzie się wykręcał miłością do Hotarubi. Zresztą Aizen i bez niego by wiedział, gdyby chciał. Settimo mnie denerwuje z tymi tanimi tekstami na podryw. Ech, mam coraz większą pewność, że Kazumi zostanie co najmniej półsierotą. Biedactwo.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, nie ma to jak zebrać baty na własnym blogu. I to za fabułę w dodatku. Pierwotny plan w ogóle zakładał, że część w HC będzie miała z 50 rozdziałów i wgl. No, nie wyszło. Muszę Cię zmartwić, bo ostatni rozdział ma niecałe 4 strony... A ku temu jest bardzo proste wytłumaczenie, że celuję w konkretne zakończenie. Bitwę z Aizenem sama już świetnie opisałaś i nie sądzę, żebym mogła to zrobić jakoś specjalnie lepiej, więc wolałam to zrobić po swojemu. Planu nie zmienię, ale mogę jeszcze zweryfikować, co tam natworzyłam.
      Ale... Nie lubisz Settimo? T^T Będzie mu przykro...

      Usuń
    2. To teraz wiesz, jak się czułam, jak mnie zjechaliście po nienapisaniu sceny Corrie vs Byakuya :P
      Czyli bitwa z kanonu, tylko z innym zakończeniem? No dobra, skoro taki był plan, to nic nie mówię. Sądziłam po prostu, że sama chcesz to stworzyć od nowa, ale skoro tak, marudzenia nie było.
      O jakże mi przykro, że jemu przykro.

      Usuń
    3. Phi!!
      No nie zupełnie z kanonem... Ech. No nie wytłumaczę, bo ni ma jak. Po prostu zobaczysz, co tam naliniłam.
      No widzisz. Jak możesz krzywdzić mojego Settima?

      Usuń
    4. No do końca nie, bo egzorcyści vs. Noah. Czy raczej jeden wielki bałagan, ale tak mniej więcej.
      Jakoś tak wychodzi. Zresztą łapy precz od Setsu. Co prawda pewnie Byakushi znowu w żałobę wpadnie, ale bez takich, no.

      Usuń