Wszystkiemu towarzyszyła muzyka

Followers

Rumors

I w ten oto sposób zakończyła się historia Behind Last Crossroad. Niemniej, zapraszam na moje pozostałe blogi, które można znaleźć w zakładce Other Dimensions. A najprawdopodobniej w kwietniu odbędzie się premiera drugiej części BLC pod tytułem Daughter of fiery flowers :D


Zapraszam również do udziału w projekcie: Grupa Pisania Kreatywnego!

Ranking popularności bohaterów BLC

niedziela, 17 lipca 2016

New Capitan 8


               Poniedziałek był dniem bardzo żywym, pełnym wydarzeń. Początkowo planowałam ogłosić awanse od razu na forum oddziału, ale zaczęłam się obawiać, że nominowani padną mi z miejsca na zawał. Toteż stwierdziłam, że bezpieczniej będzie najpierw z każdym porozmawiać, wysłuchać potencjalnych niepewności i wytłumaczyć, że wiem, co robię.
  – Ale pani kapitan chyba naprawdę oszalała – jęknął Yoichi, na wieść o awansie. – Ja? Na szesnastego oficera ledwo, a co dopiero na dziewiątego. Przecież ja się nie nadaję.
  – A co ja, kuźwa, mówiłam ostatnio? Trochę więcej wiary w siebie – warknęłam. – Zresztą to nie było pytanie. Stwierdziłam tylko, że uprzejmiej będzie powiadomić cię o tym, zanim wszystko ogłoszę. Zwrotu nie przyjmujemy – zaśmiałam się radośnie. – Przeszedłeś katorżniczy trening, podczas którego z pomocą wielu osób oceniłam twoje zdolności bojowe i wierz mi, podołasz.
  – Ale pani kapitan – protestował Yoichi.
  – No? No co masz za problem?
  – Jestem w oddziale niecały rok, zaledwie półtora tygodnia temu opanowałem shikai, gdzie mnie takiego młodego będą słuchać starsi shinigami?
  – Będą słuchać – stwierdziłam. – Zresztą ty im pokażesz, że na to zasługujesz.
  – Ale!
  – Żebyś ty taki bojowo nastawiony był na co dzień, jak teraz, to wszyscy cię będą słuchać – skwitowałam. – Nie możesz się wahać. To tyle.
  – Pani kapitan...
  – Nie jęcz mi tutaj – mruknęłam. – Ujmę to inaczej. Ufasz mi?
  – Tak.
  – Więc nie ma, o czym mówić. Poza tym to okres próbny. Będzie ci pomagał drugi dziewiąty oficer, wdroży cię w robotę. Dasz radę.
  – Tak jest.
  – Ja w ciebie wierzę, Yoichi. Ty też powinieneś.
  – Tak jest, pani kapitan.
  – A teraz uśmiechnij się, wyprostuj i z dumą idź do reszty.
             Chłopak posłusznie spełnił polecenie, skinął głową i wyszedł, dając znać, że chcę gadać teraz z Motokim.
  – Co jest, Setsuko? – spytał.
              Motoki był przystojnym brunetem o zielonych oczach. Gdybym nie zakochała się w czasach akademii w Kazumie, padłoby pewnie na niego. Zawsze wydawał mi się naprawdę atrakcyjny. No i miły. Chociaż nie spędzałam z nim nigdy zbyt wiele czasu, nie zawahałabym się, by powierzyć mu swoje życie lub oddział.
  – Siadaj – powiedziałam.
  – Mam się bać? Bo Yoichi wyszedł z tak dziwną miną, jakby nie wiedział czy płakać ze szczęścia, czy uciekać gdzie pieprz rośnie. – Parsknęłam śmiechem. – No? Co nabroiłaś?
  – Zaraz tam, że nabroiłam. – Podsunęłam w stronę Motokiego list gratulacyjny z informacją o awansie. – Przeczytaj to się dowiesz.
              Brunet chwycił dokument i zaczął wodzić wzrokiem po tekście.
  – O cholerka – mruknął, jakby zaniepokojony, ale w jego oczach widziałam radość. – A to dowaliłaś.
  – Ja to się dziwię, że tego Kazuma nie zrobił.
  – Ale żeby z szesnastego zaraz na piątego?
  – Wiem, co robię. Motoki, do cholery, znam cię jeszcze z akademii. Wiem, co umiesz.
  – Ale ja nie zamierzam protestować – zaśmiał się mężczyzna. – Zaskoczyłaś mnie tylko.
  – Grunt, że pozytywnie.
  – Jak powiem narzeczonej, to chyba cały tydzień będziemy świętować – dodał cicho.
  – No bez przesady. Będziesz mi tu potrzebny.
  – A mogę to sobie wziąć? – spytał Motoki, wskazując brodą na dokument. – Bo mi narzeczona nie uwierzy, że to tak na serio.
  – A proszę bardzo. Bierz. To i tak dla ciebie.
  – Dzięki ogromne. Nie masz pojęcia jak się cieszę.
  – Cóż... Gratuluję, Motoki – powiedziałam. – Zawołaj mi Shinsaku i Takanobu. Jeszcze z nimi chcę pogadać. I nic nikomu nie mów. Za chwilę ogłoszę wszystko oficjalnie.
              Awans dwóch szesnastych oficerów przebiegł chyba najspokojniej. Panowie byli wielce uradowani i przynajmniej w przeciwieństwie do wyższych rangą, nie obawiali się, iż nie podołają. W ich oczach widać było dumę i entuzjazm, który miałam nadzieję, utrzyma się przez dłuższy czas. Może tego było im trzeba, żeby ruszyć dalej. A doświadczeni shinigami byli świetnymi kandydatami na oficerów.
              Apel przebiegał w bardzo radosnej atmosferze. Nie obyło się bez okrzyków radości, braw i żartów. Na koniec dla wszystkich miałam poczęstunek. W ten sposób chciałam, chociaż trochę nagrodzić tych, którzy nie otrzymali awansu. Wszystkim przecież nie mogłam go dać, a na pewno każdy chociaż trochę się łudził. I prawdę mówiąc, wielu na niego zasługiwało, ale wybrać musiałam najlepszych. Zresztą powód był jeszcze jeden. Ruszyłam te jednostki, które miały szansę pociągnąć za sobą w górę pozostałych. A więc plan był długoterminowy. Oby tylko wypalił.
               Popołudniu do mojego gabinetu zawitał Byakuya. Jiro od razu przyniósł nam herbaty i zostawił samych.
  – Co cię tu sprowadza? – spytałam.
  – Po Seireitei rozniosły się już wieści o awansach w trzecim oddziale.
  – Rozumiem, że zaniepokoiło cię to, więc przyszedłeś sprawdzić, czy nie postradałam zmysłów?
  – Nie – odparł Byakuya i przysięgam, że widziałam na jego twarzy cień uśmiechu. – Na ile jestem zorientowany w specyfice oddziału i twoich działaniach, podejrzewam, że wszystko idzie zgodnie z planem.
  – Jak ty mnie znasz – skwitowałam. – Masz rację. Na razie podążam zgodnie z planem i idzie dobrze, ale tak naprawdę tylko czas zweryfikuje, czy się nie pomyliłam.
  – Jesteś kapitanem niecały miesiąc, a Trójka wyraźnie odżyła i odbiła się od dna. Myślę, że na razie możesz spać spokojnie.
  – Uznam to za pochwałę – stwierdziłam.
  – To JEST pochwała – padło w odpowiedzi.
  – Ale ja nie jestem psychicznie gotowa na pochwały od ciebie – zażartowałam. – Teraz jeszcze trzeci oficer i porucznik.
  – Wybrałaś?
  – Wybrałam, ale chcę najpierw, żeby zakończyli ich trening.
  – I?
  – Chyba wiesz, że nie zdradzam swoich planów przed czasem – stwierdziłam.
  – Właściwie przyszedłem z jeszcze jedną sprawą – przyznał po chwili Kuchiki.
  – Czarny zakon?
  – Nie. Tam sobie radzą.
  – To o co chodzi?
  – Za tydzień są urodziny Rukii – oznajmił Byakuya.
  – Faktycznie, to już.
  – Jest dorosłą kobietą. Już dawno przestała potrzebować mojej opieki. Chociaż na taką okazję chciałbym jej kupić jakiś odpowiedni prezent.
  – Chyba nie chcesz mnie prosić o pomoc w tej sprawie? – powiedziałam z szeroko otwartymi oczami.
  – Taki miałem zamiar. To problem? – Kuchiki spojrzał na mnie wymownie. – Mogę poprosić kogoś innego.
  – Nie. Jestem po prostu zaskoczona. Z przyjemnością ci pomogę.
  – Doskonale.
  – Kiedy chcesz iść na zakupy?
  – W sobotę masz wolne, prawda? – spytał Kuchiki.
  – Tak. Może być.
  – W takim razie ustalone.
             Spacerowaliśmy po Karakurze, oglądając witryny sklepowe. Nie miałam zbytnio pomysłu, co nadawałoby się dla Rukii. Wydawało mi się, że lepiej pomogłaby Matsumoto, ale nie wypadało mi odmówić. Zresztą nawet nie chciałam.
  – Nadal nie chcesz się pochwalić, kto zostanie porucznikiem? – odezwał się Byakuya.
  – Nadal cię to męczy?
  – Trochę – przyznał i uśmiechnął się pod nosem.
  – Szczerze… Mam faworyta na to stanowisko, ale to jeszcze nic pewnego. Myślę, że o wiele bardziej zabawne jest, co dla nich obu przyszykowałam – stwierdziłam, szczerząc zęby. – Jiro miał na razie tylko jeden trening. Ale czeka ich bardzo skalista i stroma droga.
  – Zaczynam im współczuć…
  – Ej, no bez przesady – mruknęłam. – Ale skupmy się na naszym zadaniu. Co lubi Rukia?
  – Myślałem, że wiesz… – strapił się Kuchiki.
  – To twoja siostra – skwitowałam, uśmiechając się zadziornie. – Ja rozumiem, że chcesz jej kupić coś wspaniałego. Ale myślę, że nie o to w tym chodzi. Jestem pewna, że ucieszy ją cokolwiek od ciebie dostanie. W sensie, no wiesz, nieważne, co wybierzesz, liczy się to, że próbowałeś wybrać dla niej coś i włożyłeś w te poszukiwania swoje serce. Ja mogę ewentualnie skorygować twój pomysł, jeśli przyjdzie ci do głowy coś głupiego.
  – Spinki! – ożywił się Kuchiki.
  – Słucham?
  – Powinna dostać zestaw spinek, godnych dziedziczki naszego klanu – stwierdził, a ja zaśmiałam się cicho. – Co? Coś nie tak?
  – Nie – odparłam rozbawiona. – Na pewno się ucieszy.
               Następnego dnia zabrałam Jiro na trening. W głowie miałam już zaplanowany cały grafik dla niego. Uśmiechnęłam się szeroko, gdy zmierzaliśmy w stronę Jedenastki.
  – Znowu sparing z oficerem Madarame? – spytał chłopak, a ja wzruszyłam ramionami, nie chcąc psuć niespodzianki.
  – Yo, Zaraki! – krzyczałam już od bramy.
  – Setsu – mruknął mężczyzna.
  – Gdzie Yachiru?
  – Poleciała gdzieś za Yumichiką.
  – Rozumiem, rozumiem – zaśmiałam się. – To jest właśnie Jiro – oznajmiłam, wskazując na swojego podwładnego. – Dzięki, że zgodziłeś się pomóc.
  – Cooooo?! – przeraził się Jiro. – Mam walczyć z kapitanem?! I to jeszcze…
  – Nie trzęś portami, tylko chodź – zagrzmiał Kenpachi. – Atakuj!
  – Ale…
  – Jiro, Zaraki ma skórę jak krokodyl, nie musisz się obawiać, że go zranisz – szepnęłam i popchnęłam go w stronę jego przeciwnika.
             Przez kolejną godzinę obserwowałam, jak chłopak biega po całym oddziale, uciekając przed kapitanem Jedenastki i rozpaczliwie unika ataków.
  – Jesteś prawdziwą sadystką, Setsu – mruknął Yumichika, pojawiając się tuż obok.
  – Przesadzasz.
  – Ale on nie ma szans – zauważył Madarame.
  – Oczywiście, że nie – zaśmiałam się. – Ale tym razem nie chodziło mi o walkę. Sprawdzam jego kondycję i chęć do życia. Poza tym zawsze warto opanować ucieczkę do perfekcji. Nigdy nie wiesz, kiedy się przyda. Poza tym spójrz na nich, Ikkaku – dodałam. – Chłopaki świetnie się bawią.
  – Przecież ten dzieciak jest przerażony – jęknął Ayasegawa.
  – Nic mu nie będzie. Jeszcze kwadrans i dam mu spokój.
            Następnego dnia Jiro odesłałam do Jedynki, gdzie pod czujnym okiem Sasakibe miał przekonać się jak wygląda odpowiednie prowadzenie oddziału. Tymczasem wezwałam do siebie Kojiego i upewniwszy się, że oddział nie spłonie pod moją nieobecność, jego również zabrałam do Zarakiego. Tutaj jednak walka miała się zupełnie inaczej.
            Koji, jak przystało na zaprawionego w boju shinigami, dzielnie stawił czoła przeciwnikowi. Udało mu się sparować nawet kilka słabszych ataków i wyprowadzić swoje, ale skóra Zarakiego naprawdę była pancerna.
  – Dobrze ci idzie, Koji! – krzyczałam, dopingując go niczym rasowa cheerleaderka.
             Mężczyzna położył się na zimnych deskach, oddychając ciężko.
  – Żyjesz? – zapytałam.
  – Ledwo.
  – Nie możesz mi tu paść. Jutro kolejny trening.
  – Litości, pani kapitan – jęknął Koji.
  – Nie znam takiego słowa. Ale na pocieszenie, jutro wybierasz się do Jedynki. W zasadzie z samego rana możesz iść do Sasakibe. Już mu wspominałam i zgodził się wziąć cię pod swoje skrzydła.
           Popołudniu zostałam wezwana przed oblicze Głównodowodzącego, co trochę mnie zaniepokoiło. Nic przecież nie przeskrobałam, a jednak wieści o awansach rozeszły się wzdłuż i w szerz, czym zwróciłam na siebie uwagę.
  – Bry – mruknęłam, wchodząc do gabinetu.
  – Usiądź, moje dziecko.
  – Coś się stało? – zapytałam, spoglądając niepewnie na rozmówcę.
  – Doszły mnie słuchy o reorganizacji, którą urządziłaś w trzecim rozdziale. Nie wspominając o tym, że przywłaszczyłaś sobie na dwa dni mojego zastępcę – powiedział Genryusai.
  – Bardzo mam przechlapane? – jęknęłam, a mężczyzna uśmiechnął się szeroko.
  – Widzę, że świetnie sobie radzisz. Cieszy mnie to.
  – Nie dostanę bury?
  – Dlaczego? Zrobiłaś porządek w oddziale i twoi podwładni zdają się być zadowoleni. Zapewniasz im solidne treningi i nie wahasz się poprosić o pomoc bardziej doświadczonych od siebie dowódców. Naprawdę dorosłaś.
  – Cóż… Dziękuję?
  – Wybrałaś już porucznika? – zapytał wszech kapitan.
  – Jeszcze nie. Na razie mam dwóch kandydatów, którzy przechodzą gruntowny trening indywidualny – oznajmiłam. – Wyniki tego treningu zadecydują o ich pozycjach.
  – Rozumiem. Bardzo dobrze. Nie mogę się doczekać efektów.
  – Ja również – zaśmiałam się.
             Wraz z Jiro zawitałam do oddziału dziewiątego, gdzie przywitał nas Hisagi.
  – Nie, pani kapitan… Nie… – jęknął mój podwładny, domyślając się już, co go czeka.
  – Nie jęcz – mruknęłam. – Yo, Shuuhei. To tak jak się umawialiśmy. Dziś możesz popastwić się nad nim.
  – Jesteś pewna? – zapytał Hisagi.
  – Tak. Masz nam zaprezentować swoje cudowne bankai i możliwości Kazeshiniego – zadeklarowałam.
  – Ale mówiłaś, że Jiro nie opanował jeszcze bankai…
  – Ale jest już blisko. Poradzi sobie – skwitowałam. – Hisagi, no chyba nie tchórzysz. Pokaż mi tę żądzę mordu – powiedziałam, uśmiechając się diabelsko.
              Tym razem Jiro poradził sobie lepiej, niż w walce z Zarakim. Następnego dnia to samo spotkało Kojiego, podczas, gdy Jiro dostał jeden dzień na odpoczynek. Gdy wolne dostał Koji, to Jiro zabrałam ze sobą do drugiego oddziału, gdzie Sui–Feng dręczyła swoich podwładnych piekielnym treningiem wytrzymałości. Potem wysłałam tam Kojiego, a Jiro zabrałam do Piątki, gdy już udało mi się uprosić Kirę, żeby wykorzystał cudowną moc swojego zampaktou. Byłam ciekawa, jak moi podwładni poradzą sobie z takim przeciwnikiem. Obaj wybrnęli z sytuacji dosyć nieźle, chociaż oba starcia zakończyły się zwycięstwem Kiry. Potem brali udział w misji terenowej oddziału dziesiątego, gdzie zmierzyć się musieli z chaotycznymi rozkazami Matsumoto oraz małą zasadzką, którą dla nich przyszykowałam, o dziwo, w porozumieniu z kapitanem słoneczko. Sama byłam zdziwiona, że zgodził się mi pomóc, ale podejrzewałam, że zrobił to z czystej złośliwości wobec moich podwładnych i możliwości przetestowania nowych technologii.
               Po tych treningach dostali po dwa dni wolnego, by mogli zregenerować siły i zająć się, chociaż przez chwilę pogłębianiem więzi ze swoimi zampaktou. Sama natomiast spędziłam sporo czasu w biurze, dopilnowując, by nic mi nie umknęło z powodu tych treningów. Wypełniłam kilka dokumentów, tak by na biurku nic nie zalegało i przeszłam się po oddziale, sprawdzając, czy wszystko funkcjonuje jak należy. Ale to był jeszcze pikuś. Wszystko zależało od tego, jak spiszę się prowadząc ich do walki z Aizenem.
                Sama też musiałam się jeszcze przygotować. Gdy upewniłam się, że wszystko gra, poszłam na mały spacer, aż dotarłam do jednego z oddziałów. Zaraki siedział już przy wejściu do dojo. Yachiru uwieszona na jego ramieniu, pomachała do mnie radośnie.
  – Czekałem.
  – Wiem. W końcu taka była umowa.
  – Umowa? – zaciekawiła się Yachiru. – Ken–chan, jaka umowa?
  – Że Setsu zmierzy się ze mną w zamian za trenowanie jej podwładnych – oznajmił Kenpachi, szczerząc zęby. Swoją drogą… Boru, jaką on miał ogromną szczękę. Ten koleś mógłby spokojnie odgryźć komuś rękę. A nawet dwie… – Normalnie w życiu nie zgodziłbym się walczyć z takimi wymoczkami. Ten jeden to w ogóle spierdalał, aż się kurzyło.
  – No tak. Umowa to umowa. Dlatego tu jestem – zaśmiałam się. – Idziemy na całość, czy tylko sparing?
  – Na żadną całość – jęknął Yumichika, znowu pojawiając się znikąd. – Chcecie zniszczyć Seireitei?
  – Racja – przyznałam. – Czyli sparing. Rozumiem, że drewniane miecze odpadają.
  – Oczywiście – zawarczał Zaraki. – Takie patyczki to ja jem na deser.
  – Drewno ciężko się trawi – skwitowałam.
  – Wiesz o co mi chodziło.


                   Stałam naprzeciw Zarakiego, robiącego groźną minę. Chociaż po chwili zastanowienia uznałam, że on tak wygląda zawsze. Może nawet od urodzenia? Tak czy inaczej już dawno opuściliśmy dojo, żeby mieć więcej miejsca. Na wieść o naszym pojedynku otoczyli nas wszyscy członkowie Jedenastki, chociaż obserwowali z w miarę bezpiecznej odległości. Mało kto miał odwagę zmierzyć się z ich kapitanem. W zasadzie chyba w ogóle nie było kogoś takiego, a kobieta tym bardziej była rzadkim widokiem w ich oddziale, toteż byłam nie lada atrakcją.
  – Gotowa?
  – Zawsze – odparłam i zanim się spostrzegłam Zaraki był też przede mną.
              W ostatniej chwili zrobiłam unik. Kolejny cios musiałam już zablokować i chociaż zaparłam się mocno nogami i tak cofnęło mnie o kilka metrów. A Kenpachi się dopiero rozkręcał. Uśmiechnęłam się szeroko. Gdybym mogła uwolnić formę miecza, miałabym większe szanse, no ale… I tak nie mogłam narzekać bo należałam do silnych fizycznie shinigami. Co oczywiście wcale mi teraz nie pomagało. Jedyne, co to byłam bardziej zwinna, niż Zaraki, dzięki czemu uniknęłam oddzielenia mojej głowy od reszty ciała.
            Wreszcie sama zaatakowałam, wkładając w to całą swoją siłę oraz wykorzystując ciężar ciała. Zaraki tylko prychnął, dając mi do zrozumienia, że nie popisałam się zbytnio. Kolejnym razem złapał moją katanę w dłoń, a ja zawisłam w powietrzu. Nie mogłam jednak puścić Moeru, bo to skończyłoby się niechybną porażką.
             Podciągnęłam się do góry i kopnęłam Zarakiego w bok głowy, lekko go ogłuszając. Udało mi się wyrwać katanę z jego łapy i drasnąć go w bok. Zaśmiał się tylko, potrząsnął głową i zamachnął się swoją kataną, która zrobiła ogromną dziurę w miejscu, gdzie przed chwilą stałam.
             Przełknęłam głośno ślinę. Widziałam już ostrze ponownie szybujące w moją stronę, ale tym razem nie zrobiłam uniku. I tak bym nie zdążyłam. Nadstawiłam Moeru, próbując skierować siłę ataku w bok. Udało się. Wykorzystałam ten moment i używając shunpo znalazłam się za Zarakim, po czym wyprowadziłam kopnięcie.
  – O Boże – jęknął Ayasegawa. – Chyba słyszałem trzask… I to na pewno nie była kość naszego kapitana.
            Skrzywiłam się z bólu, ale wiedziałam, że Yumichika trochę dramatyzuje. Jeszcze nie złamałam nogi. Zamiast tego udało mi się zachwiać nieco Zarakim i zanim zdążył odzyskać równowagę, podkosiłam go. Już miałam zaatakować ponownie, kiedy członkowie oddziału Jedenastego zaczęli padać jak muchy. Oho. Zaraki się rozkręcił i uwolnił swoje reiatsu. Przygryzłam wargę i zrobiłam to samo, inaczej mogłabym skończyć na ziemi tak jak pozostali. Ziemia zadrżała, gdy nasze energie zderzyły się ze sobą.
             Kepnachi wstał z ziemi i z dzikim uśmiechem, zamachnął się kataną.
  – Dosyć! – usłyszeliśmy głos Byakuyi. – Powariowaliście? Chcecie zniszczyć Seireitei?
  – Sorry, trochę się zapomnieliśmy – odparłam.
  – Macie natychmiast przestać.
  – Nie wtrącaj się, Kuchiki – zawarczał Kenpachi.
  – Nie… Byakuya ma rację – przyznałam. – Jestem niemal pewna, że całe miasto zadrżało przez nasze reiatsu. No, głównie twoje.
  – Też mi coś – prychnął mężczyzna.
  – Następnym razem. Obiecuję – rzuciłam na odchodne. – Byakuya, zaczekaj.
  – Co ci strzeliło do głowy? – zapytał Kuchiki.
  – Uch, umowę z nim miałam, że zmierzę się z nim w zamian za trening z Jiro i Kojim – odparłam. – Wiem, to było bezmyślne.
  – Mądre na pewno nie było – przyznał Byakuya, krzywiąc się. – Połamana nie pomogłabyś swoim podwładnych.
  – Daj spokój. Nawet Zaraki nie posunąłby się tak daleko, żeby coś mi zrobić – naburmuszyłam się. – Przesadzasz.
  – Zapomniałem, że należysz do tej niewielkiej grupy, którzy potrafią się z nim dogadać.
  – Zaraki nie jest zły. Jest bardzo potężny. Myślę, że z jego perspektywy życie musi być bardzo nudne i jakieś… Samotne.
  – Uważasz, że jest samotny, bo jest silny? – Kuchiki spojrzał na mnie uważnie, a ja skinęłam głową. – Dlaczego?
  – Wszyscy shinigami Jedenastki oddaliby za niego życie, ale nie sądzę, żeby ktoś z nich, czy nawet my, potrafił zrozumieć Zarakiego.
  – A ty próbujesz?
  – Może odrobinę – zaśmiałam się, drapiąc po policzku. – Za tydzień zamierzam ogłosić, kto zostanie porucznikiem, a kto trzecim oficerem… Przyjdziesz?
  – Ja?
  – Pomyślałam, że byłoby miło, gdybyś się pojawił – przyznałam.
  – Zgoda – padło w odpowiedzi i Kuchiki ruszył w stronę Szóstki, a ja wróciłam do Trójki.
              Kolejne kilka dni upłynęło mi na wypełnianiu papierów i trenowaniu na przemian z Kojim i Jiro. W tym czasie klamka zapadła, odnośnie ostatnich dwóch stanowisk w oddziale trzecim. Wreszcie nadszedł dzień apelu. Kuchiki zjawił się zgodnie z obietnicą. Zasiadł w cieniu z czarką herbaty, którą przyniósł mu Jiro
  – No, moi drodzy, nadszedł dzień, którego zapewne wszyscy wyczekiwaliśmy a napięciu – zaczęłam i wyszczerzyłam radośnie zęby. – Podjęłam już decyzję o przyznaniu stanowisk porucznika i trzeciego oficera. I teraz chciałabym oficjalnie ogłosić swój werdykt – dodałam. – Trzecim oficerem zostanie… Jiro, zapraszam – powiedziałam z uśmiechem, a chłopak w mgnieniu oka zjawił się obok. – Ty już wiesz, ale jeszcze raz gratuluję. – Uścisnęłam dłoń chłopaka i rozległy się gromkie brawa. – Porucznikiem zostanie natomiast Koji, który przez długie lata był podporą tego oddziału i osobiście wprowadzał mnie w jego funkcjonowanie, gdy zostałam tutaj przyjęta. Zapraszam do mnie, Koji – zakończyłam i spojrzałam w stronę Byakuyi, który uśmiechnął się pokrzepiająco.

***

Tym oto pozytywnym akcentem kończymy alternatywną wersję BLC. Podejrzewam, że od tego momentu znaczna część akcji i tak potoczyłaby się podobnie. Był jeszcze pomysł, zrobienia, co by było gdyby odnośnie odejścia Setsu, ale już sobie chyba podaruję.

1 komentarz:

  1. To była chyba najlepsza część z alternatywy, naprawdę. Co rusz wybuchałam śmiechem. Współczuję Jiro i Kojiemu tych treningów, zwłaszcza tego z Zarakim. Setsu naprawdę nie ma litości. Za to mam pewność, że obaj będą wspaniałą podporą dla Setsu i swojego Oddziału.
    Fajnie to wszystko wyszło. Cieszę się, że wpadłaś na coś takiego i się tym z nami podzieliłaś.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń