Jeszcze do niedawna mieszkałam
razem z Yoruichi, chociaż zdarzało mi się sypiać także w kapitańskiej kwaterze
Dwunastki. Wczoraj jednak przeniosłam moje rzeczy do pokoju w internacie, który
ma być moim domem na najbliższe kilka lat, póki nie skończę edukacji w akademii
Shino.
Nie wiem też, kim jest moja
współlokatorka. Za chwilę zacznie się uroczystość inauguracji, a ona jeszcze
się nie zjawiła. Może to oznacza, że mam pokój dla siebie? W sumie byłoby
fajnie. Nie chcę mieszkać z jakąś pindą. Nazywa się Aizawa Hotarubi. No, niby
normalnie. Nazwisko też mi nic nie mówi, ale widziałam jej wyniki na liście
przyjętych. To nie człowiek. To potwór.
Wzdycham ciężko, przebieram się w
uniform kadetów i wychodzę na uroczystość. W sumie nie chce mi się tam iść. To
tylko inauguracja. Mogłabym spokojnie pojawić się dopiero na pierwszych
zajęciach, ale Kisuke uparł się, że przyjdzie zobaczyć. Jak mnie nie wypatrzy,
to dostanę burę. Poza tym ukróci mi budżet. Nie może mi ukrócić budżetu, bo za
co ja będę balować w weekendy?
Maszeruję korytarzem. Po drodze
mijam dziewczynę, chyba też z pierwszego roku, bo wygląda na tak samo
wystraszoną, co ja. Ma długie, lśniące czarne włosy i niebieskie oczy. Oglądam
się za nią po raz ostatni, bo trochę jej współczuję. E tam. Sobie powinnam
współczuć. Pewnie tego po mnie nie widać, ale sram w portki ze strachu.
Nowe otoczenie i nowi ludzie, z
którymi wypadałoby się dogadać. Ech… Kogo ja oszukuję? Dałam się wrobić w naukę
w akademii. Będę zapierdalać teraz i dostawać drewnianym kijem po dupie za
każdy moment dekoncentracji. Cudownie… Trzeba było uciekać póki jeszcze miałam
okazję. Poza tym pewnie i tak się nie dogadam z tymi snobami. Większość z nich
to dzieci shinigami, a najczęściej z bogatych rodów szlacheckich.
W życiu się nie polubimy. Dobrze,
że zabrałam ze sobą eyeliner i pieszczochę. To nic, że nie wolno nosić żadnych
dodatków na zajęcia. Może przynajmniej będą się mnie zbytnio bali, żeby
zadzierać. Dobra, jestem silna, ale oni mają przewagę. Na pewno uczyli się już
szermierki i takich tam. Muszę tylko zrobić dobry poker face, takiej mrocznej
suki i nikt nie będzie ze mną zadzierać.
– Poker face,
yea… Poke–poke–poker face – nucę pod nosem.
– Zadziwiająco normalna muzyka, jak na ten
mroczny image – słyszę, męski… O boru! Męski głos. I do tego rozbawiony. Patrzę
w tamtą stronę z niezbyt inteligentną miną, zwłaszcza, gdy widzę wysokiego
bruneta o srebrnych oczach. Szybko jednak marszczę brwi. – Pierwszoroczna?
– Ta, a co? – warczę, niczym rasowy ratlerek.
– Jakiś problem?
– Nie – śmieje się chłopak. – Znaczy nie dla
mnie, ale dla ciebie tak. – Mrużę oczy. – Podejrzewam, że idziesz na
inaugurację.
– A gdzie indziej? Na mszę?
– Nie wiem, gdzie ty idziesz, bo sala
inauguracyjna, jest w drugą stronę – odpowiada z uśmiechem, a ja czuję, że się
rumienię. – Jestem Kazuma… Kurogane Kazuma – dodaje, wyciągając w moją stronę
dłoń, a ja ściskam ją mocno, może odrobinę za mocno.
– Setsuko… Tomori Setsuko – mówię, szczerząc
zadziornie zęby. Dobrze mi idzie, dobrze mi idzie. Jesteś mroczną suką, nie daj
się temu, co się do ciebie tak uroczo szczerzy. – To może z łaski swojej pokażesz
mi, gdzie ta uroczystość? Wiesz, nie znam mapy akademii na pamięć.
– Pewnie. – I znów ten olśniewający uśmiech.
– Chodź. I nie stresuj się tak – Klepie mnie po ramieniu. – To nie więzienie.
Nauczyciele też są wyrozumiali dla pierwszorocznych. Wszyscy się boją, to
normalne.
– Strasznie dużo gadasz.
– Przepraszam.
– Przynajmniej nie przepraszaj, co? – mruczę,
a on znów śmieje się pod nosem. – Swoją drogą, Kurogane… Mroczne nazwisko jak
na kogoś twojego pokroju.
– Naprawdę? – dziwi się. – Pierwszy raz
spotkałem się z taką opinią.
– A z jaką się spotkałeś?
– Er…
– Pewnie jakiś bogaty paniczyk z ciebie i
nikt się nie śmie nabijać – zgaduję. – No, no…
– Nie przepadasz za rodami szlacheckimi, co?
– No, tak nie bardzo, geniuszu.
– Ja też nie… Chociaż nie pomyliłaś się
zbytnio – przyznaje ze smutkiem. – Jesteś z Rukongai?
– Tak. I dla twojej wiadomości, jestem z tego
dumna – prycham, niczym rudy, puchaty kocur z płaskim nosem.
– Ale to nazwisko coś mi mówi… – twierdzi
nagle Kazuma, zastanawia się nad czymś. – Gdzieś to słyszałem.
– Cóż… Chyba wiem, skąd – wzdycham. – To ja
trzy razy wkradłam się z Rukongai na teren Seireitei i zostałam wykopana.
– Jesteś sławna! – wykrzyknął Kazuma. –
Słyszałem, że Yoruichi Shihoin i Urahara Kisuke wzięli cię pod swoje skrzydła.
– Ta…
– Trenowałaś pod okiem kapitan Yoruichi. To
wspaniale.
– Nie… Aktualnie nie. Jestem zielona, jeśli
chodzi o te wszystkie techniki i magie – mamroczę pod nosem niezbyt zadowolona
z tego faktu. – Yoruichi powiedziała, że nie zacznie mnie trenować, jeśli nie
pójdę do akademii…
– Rozumiem.
***
Po inauguracji udaje mi się
szczęśliwie dotrzeć z powrotem do pokoju. I dobrze, bo nie chciałam prosić o
pomoc tego Kazumy. Nawet, jeśli ma taki czarujący uśmiech. Niech go! Patrzę na
puste łóżko współlokatorki. O dziwo, pojawiły się jej rzeczy, ale ona sama jest
chyba duchem. Niewidzialna albo się zgubiła. Niewidzialna by mi pasowała. Taka
nie problematyczna.
Wtedy otwierają się drzwi do
pokoju i do środka wchodzi ta czarnowłosa dziewczyna, którą widziałam przed uroczystością.
Taksuje mnie wzrokiem i uśmiecha się sztucznie. Wygląda na zmęczoną, bo jest
strasznie blada. Czekam chwilę, żeby coś powiedziała. W końcu to ona przyszła,
powinna się przywitać.
– Cześć? – mówię, krzywiąc się. – Mowę ci
odjęło?
– Cześć – odpowiada i wzdycha, a ja mrużę
oczy. – Przepraszam, jestem trochę zestresowana tym wszystkim.
– W porządku. Myślę, że wszyscy są nerwowi –
odpowiadam po chwili i wyciągam do niej rękę. – Setsuko.
– Hotarubi – mówi, odwzajemniając gest. Jest
w niej jednak coś dziwnego. – Wiesz, że jesteśmy w tej samej grupie zajęciowej?
– Tak?
– Nawet nie sprawdziłaś? – śmieje się. – Mamy
lekcję za pół godziny.
– Wiesz, wrobili mnie w to – mówię,
rozglądając się dokoła. – Nie spodziewaj się u mnie entuzjazmu.
– Rozumiem. Niemniej, mam nadzieję, że się
dogadamy – stwierdza Hotarubi. Już wiem, dlaczego jest dziwna. Dziwnie
swobodnie się przy niej czuje. – Jeśli będziesz potrzebowała pomocy, daj znać.
Chociaż podejrzewam, że poradzisz sobie, mając wsparcie dwóch kapitanów.
– Czyli wszyscy wiedzą – wzdycham, wywracając oczami. – Słuchaj, nie
wiem, czemu Kisuke i Yoruichi mnie przygarnęli. Serio. I to nie tak, że się
prosiłam ich, czy coś.
– Wiem.
– Co?
– Wierzę.
– Idziemy? – pytam.
– Tylko się przebiorę. Nie mogę iść tak
ubrana – pada w odpowiedzi i już po kilku minutach idziemy na nasze pierwsze
zajęcia.
To dobrze, wygląda na to, że
Hotarubi wie, gdzie iść. Nie będę się wiecznie gubić. Po drodze spotykamy
Kazumę. Widzę, go rozmawiającego z jakimś czarnowłosym chłopakiem. Patrzę w
jego stronę i gdy wreszcie mnie zauważa, macham. W odpowiedzi pokazuje, żebyśmy
przyszły. Mamy jeszcze trochę czasu, więc szturcham Hotarubi i idziemy w ich
stronę.
– Hej – mówię. – Hotarubi, to Kazuma,
poznałam go przed inauguracją. Kazuma, to Hotarubi, moja współlokatorka.
– Cześć – odpowiada Kurogane i spogląda na
towarzysza. – Poznajcie mojego kuzyna. To Byakuya.
– Hej.
– Byakuya? – dziwi się Aizawa. – Kuchiki
Byakuya?
– Tak – odpowiada z dumą chłopak.
– Moi rodzice należeli do oddziału twojego
dziadka – oznajmia Hotarubi.
– Należeli? – pytam cicho, ale nie uzyskuję
odpowiedzi.
– Nic dziwnego, że znasz nazwisko – stwierdza
Byakuya.
– Kto nie zna rodu Kuchiki? – zaśmiał się
Kazuma.
– Ja? – mruczę i wywracam oczami. – No, bo
niby skąd ludzie mają go znać?
– Nie słyszałaś o Kuchikich? Jednym z
czterech głównych rodów? – dziwi się Kurogane.
– Nie…
– Może lepiej – stwierdza Byakuya.
– A tak z innej beczki. Na którym jesteście
roku? – pytam.
– To mój ostatni rok – mówi Kuchiki.
– No tak, ale ty idziesz innym tokiem – zauważa
Kazuma. – A to już ja rok przeskoczyłem.
– Wow… Naprawdę? – W oczach Hotarubi widzę
podziw dla obu kuzynów. – Chciałabym przeskoczyć, chociaż rok, ale wątpię, że
mi się uda.
– Nie – protestuję. – Nie możesz mnie
zostawić samej wśród rekinów – dodaję. – A ja przecież w życiu nie przeskoczę
roku.
– Więcej optymizmu – śmieje się Kazuma. –
Jakie macie teraz zajęcia?
– Szermierkę.
– Ou! To powodzenia – rzuca na odchodne
Kurogane. – Trzymajcie się.
– Gdzie ty go poznałaś? – pyta konspiracyjnym
szeptem Hotarubi, gdy idziemy już na lekcje. – Jesteś jak jakiś magnes na znanych
ludzi.
– Serio? No przecież mówiłam, że zaczepił
mnie przed inauguracją.
– No! Przygarnęli cię kapitanowie, jakby
nigdy nic poznałaś chłopaka spokrewnionego z rodem Kuchiki, a teraz młodego
dziedzica rodu Kuchiki!
– To aż takie wielkie halo? – dziwię się.
– Ty nic nie wiesz o Seireitei, nie?
– Wiem tylko, że jest tam wielu potężnych i
niebezpiecznych ludzi i białowłosy kapitan, który rozdaje cukierki –
odpowiadam, wywracając oczami. – Więcej mi do życia nie trzeba.
Cała, kuźwa, Setsuko. Rób za mroczną sucz - przyplącze się Kazuma. Spotkaj Byakuyę - zero wiadomości. Przygarnięta przez dwóch kapitanów - o Seireitei wiedza równa zero. No cała Setsuko.
OdpowiedzUsuńRozbawiłaś mnie tym. Naprawdę. Niby krótki tekścik, ale rżałam jak głupia. Tylko ten Kazuma mnie wkurza. Wybacz, ale chyba nabawiłam się alergii.
Pozdrawiam