Soichiro zjawił się w Rukongai
punktualnie. Zapukał do drzwi i czekał, ale nikt się nie pojawił. Po chwili
zajrzał przez okno, gdy przeszło mu przez myśl, że coś się stało. Nic jednak
nie wskazywało na jakiekolwiek problemy. Przez szybę widać było Reiko. Z
uśmiechem na twarzy rozmawiała ze swoim ojcem, popijając herbatę. Soichiro
zapukał raz jeszcze i czekał. Nie zapomniała. Niemożliwym też było, by nie
słyszała pukania. Testowała go. Sprawdzała jego cierpliwość. Gdyby się nią
bawił, oczywistym było, że czekanie mu się w końcu z nudzi, ale on naprawdę nie
zamierzał się poddawać.
Co ciekawe, na początku faktycznie
tylko się bawił, ale nie nią, tylko po prostu… Szukał innego towarzystwa. Teraz
jednakże było inaczej. Zależało mu i gotów był tam siedzieć pod drzwiami nawet
do rana. Przycupnął na kamieniu pod oknem i czekał. Słyszał kilkakrotnie jak
ktoś podchodzi do okna. Dopiero kilka godzin później, Reiko wyszła przed dom,
robiąc obrażoną minę.
– Nadal tu czekasz? – zdenerwowała się. – Każdy normalny człowiek już
dawno by się poddał. Dlaczego wciąż tu jesteś?
– Bo nie jestem normalny albo zależy mi na randce z tobą albo jedno i
drugie.
– Ech... Ty naprawdę jesteś niereformowalny.
– To co? Idziemy wreszcie, czy mam tu jeszcze trochę posiedzieć. W końcu
i tak będziesz musiała wyjść.
Reiko westchnęła ciężko.
– Wygrałeś – powiedziała. – Tylko ten jeden raz... Pójdę z tobą. –
Schowała się na chwilę w domu, ale drzwi pozostawiła otwarte. Wyszła po chwili,
z przewieszoną przez ramię torebką i uśmiechnęła się. – Prowadź.
– Jesteś głodna? Bliżej muru jest świetna knajpka. Mają bardzo dobre
jedzenie.
– Zgoda – odparła Reiko. – Ale czy to nie jest zbyt ryzykowne, pokazywać
się razem blisko muru?
– Moja rodzina się tam nie zapuszcza. Nie ma się czego bać.
I poszli. Posiłek minął w radosnej
atmosferze. Po nim udali się na mały spacer, zwieńczony deserem lodowym w
pobliskiej kawiarence. Gdy Soichiro odprowadził Reiko do domu, było już ciemno.
Pocałował ją w czoło i zniknął za pomocą shunpo.
Następnego dnia zachowywali się jakby nigdy
nic. Nie mogli przecież pokazać po sobie, że w ich relacjach coś się zmieniło.
To wywołałoby burzę nie do powstrzymania. Soichiro odpoczywał na tarasie z
książką. Obok niego siedziała Hanabi. Wyjątkowo nie próbowała go wciągnąć w
rozmowę. Milczała, wpatrując się gdzieś w dal. W końcu bez słowa wstała i
odeszła. Poddała się już. Wiedziała, że nic nie osiągnie. Zresztą nie zależało
jej na majątku rodziny Miyagi. Chciała tylko uczucia, by ktoś ją kochał.
Przemierzała właśnie korytarze rezydencji, szukając sobie jakiegoś zajęcia.
– Hanabi – usłyszała głos Ruichiro i uśmiechnęła się. – Masz chwilę?
– Tak. Coś się stało?
– Nie, nie – zaśmiał się chłopak. – Dostałem ostatnio kilka różnych
herbat. Nie chciałabyś ich ze mną wypróbować?
– Właściwie, czemu nie.
Soichiro uśmiechnął się pod
nosem. Dobrze przeczuwał, że jego brat lubi Hanabi. I świetnie, bo sam jakoś
nie potrafił się do niej przekonać. Nie była zła, ale... Czuł, że nie nadają na
tych samych falach. Gdyby jednak Hanabi polubiła Ruichiro, na pewno dogadaliby
się świetnie, a on sam znów byłby wolny. Postanowił rozprostować kości.
Spacerował po posiadłości, co jakiś czas mijając Reiko. Nie nadarzyła im się
jednak okazja, żeby porozmawiać. Dopiero wieczorem, gdy Soichiro jak zawsze
odprowadził ją do domu.
Spędzali ze sobą coraz więcej
czasu, w wolne popołudnia wychodzili gdzieś, lub siedzieli w małym domku w
Rukongai, popijając herbatę. Doskonale im się rozmawiało. Zwyczajnie, po
ludzku, o różnych rzeczach. Soichiro sporo czytał, więc wbrew temu, czego Reiko
spodziewała się po młodym szlachcicu, potrafił naprawdę rzeczowo spojrzeć na
wiele spraw. Powoli burzyli mur, który był między nimi.
Czas mijał, a wraz z nim wszelkie
niepewności. Soichiro już od dawna czuł, że nie będzie potrafił żyć bez Reiko,
ale na początku obawiał się, że go zostawi. Obawiał się reakcji rodziny, brata,
całego otoczenia. Lecz jego uczucie do dziedziczki upadłego klanu Tomori było
silniejsze. Zapragnął ją mieć za żonę.
– Reiko – odezwał się nagle i podniósł do siadu, gdy leżeli ramię w
ramię na łące w siódmym okręgu Rukongai.
– Tak? – spytała, również się podnosząc. – Coś się stało?
– Chciałem z tym jeszcze trochę poczekać, ale… Nie dam rady – westchnął
Soichiro i z poważną miną uklęknął przez Reiko, wyciągając z kieszeni małe
pudełeczko. – Chciałbym, żebyś została moją żoną. Zgadzasz się?
– Zwariowałeś? – ofuknęła go i kiedy był już pewien, że mu odmówi,
rzuciła mu się na szyję. – Będę najszczęśliwszą kobietą na świecie.
– To znaczy tak?
– Oczywiście! Tylko… Wątpię, żeby twoja rodzina to zaakceptowała –
strapiła się Reiko.
– Nie będą mieli wyboru – oznajmił Soichiro. – Jeśli tego nie
zaakceptują, odejdę. Mam oszczędności i pracę. Mogę bez problemu utrzymać
ciebie i nasze dzieci. – Reiko mimowolnie zaczerwieniła się na tę uwagę. – Nie
musisz się obawiać moich rodziców. Chciałbym, byś zrezygnowała z pracy, a wtedy
udamy się do nich, żeby o wszystkim im powiedzieć.
– Wydziedziczą cię. Wyklną… To wciąż twoja rodzina.
– Nie dbam o to, tak długo jak ty zostaniesz przy mnie – zadeklarował
Soichiro. – Proszę…
– Nie chcę być powodem twojej niezgody z rodziną – zmartwiła się Reiko,
ale nie potrafiła odmówić lubemu.
***
Zdążyli już wszystko zaplanować,
pełni nadziei i szczęśliwi, trzymając się za ręce wkroczyli do rezydencji
rodziny Miyagi. Słyszeli szepty służby i innych pracowników, ale Soichiro tylko
chwycił mocniej dłoń narzeczonej i z dumnie uniesioną głową poprowadził ją
przed oblicze rodziców. Już czekali, bardzo szybko zawiadomieni o nadzwyczajnym
wydarzeniu, dotyczącym jego syna. Nie trudno było się domyślić, iż nie byli
zadowoleni.
– Co to ma znaczyć, synu? – zagrzmiał przywódca rodu, gdy dwójka młodych
wkroczyła do sporego pomieszczenia. – Przynosisz hańbę naszej rodzinie.
– To nie ja, tylko wasze zachowanie jest hańbą – odparł beznamiętnie Soichiro.
– Oceniacie ludzi wedle statusu społecznego i pieniędzy. To – uniósł lekko
splecione razem ręce – jest kobieta, którą kocham i którą pragnę poślubić. Nie
obchodzi mnie wasze zdanie, chciałem was o tym jedynie poinformować. Możecie to
jedynie zaakceptować lub nie.
– Nie ma mowy, żebyśmy zgodzili się na coś takiego – oburzyła się matka
Soichiro. – Postradałeś zmysły, synu!
– To wyście wszyscy powariowali.
– Wyrzuć stąd natychmiast tą kobietę! Zlitowaliśmy się nad nią i
przyjęliśmy do pracy, a ta podstępna kanalia omamiła naszego syna – pomstowała matka.
– Soichiro, jeśli natychmiast nie cofniesz swoich słów, wyrzekniemy się ciebie.
Ktoś taki nie może należeć do rodziny Miyagi. Tej podstępnej żmii chodzi tylko
o pieniądze!
– Mi pasuje – zaśmiał się Soichiro. – Jeśli nie chcecie jej
zaakceptować, nie ma powodu, żebym został tu choćby sekundę dłużej. Żegnam!
– Nie! – krzyknęła Reiko, wyrywając się z uścisku narzeczonego. – To
prawda, zależało mi tylko na majątku! Ale teraz, gdy zostaniesz wydziedziczony,
nie mam powodu, żeby z tobą być – oznajmiła z grobową miną. – Dałeś się
oszukać, ale nigdy nie zakochałabym się w nadętym paniczyku – rzuciła na
odchodne i wyszła tak szybko, jak tylko mogła.
Soichiro spojrzał za nią zaskoczony,
ale tylko zaskoczony. Szybko się jednak uśmiechnął i westchnąwszy ciężko,
powiedział, nim któreś z jego rodziców zdążyło się odezwać:
– Zróbcie mi przysługę – poprosił. – Wydziedziczcie mnie. Natychmiast.
Nie chcę być częścią tej rodziny. A kiedy będę już tylko Soichiro, ona wróci,
bo teraz wiem, że dla mojego dobra skłonna jest nawet odejść – dodał. – Ale ja
nie chcę, żeby odchodziła. Reiko jest wszystkim, czego potrzebuję.
I wyszedł, nie słuchając wściekłych
krzyków swojego ojca i gróźb pod swoim adresem. Po drodze napotkał brata, który
spojrzał na niego z troską. Poklepał go po ramieniu, czując się po części
winnym, iż z jego powodu, cała uwaga tych ludzi skupi się na młodym Ruichiro,
który zostanie nowym przywódcą rodu.
– Powodzenia, bracie – usłyszał za sobą i uśmiechnął się pod nosem.
Zabrał ze swojego pokoju najważniejsze rzeczy.
Nie było tego dużo. Nigdy nie miał zwyczaju gromadzić żadnych dóbr, które
uważał za niepotrzebne. Upewnił się, że katana jest na swoim miejscu i wyruszył
do Rukongai, do miejsca, które od tego czasu miało stać się jego nowym domem. Wiedział,
że nie będzie tęsknił.
Gdy stanął w drzwiach do domu Reiko, kobieta
zalała się łzami i rzuciła mu na szyję. Widząc przewieszoną przez ramię
Soichiro torbę, wiedziała już, co wybrał. Wiedziała, że zrobił to dla niej i
nie było już drogi powrotnej. Poczuła ulgę i przytłaczające szczęście. Zaś
Soichiro obiecał, że żadne z nich nie będzie tej decyzji żałować.
W ciągu najbliższego roku Soichiro
pracował bardzo ciężko i nawet awansował. Przybyło mu obowiązków, ale też
pieniędzy. Udało mu się wybudować niewielki, lecz schludny domek w jednym z
początkowych okręgów Rukongai, od strony trzeciego oddziału, więc nie miał
daleko do pracy.
Cała trójka przeniosła się tam
jeszcze jesienią. Soichiro był z siebie dumny, zapewnił swojemu teściowi i
żonie, dobre warunki do życia. Niestety mężczyzna zmarł pół roku później. Po
tym wydarzeniu Reiko uparła się, że chce pracować. Nie dała się przekonać, żeby
odpoczywała. Wtedy do ich drzwi zawitał Aizen Souske, proponując jej udział w
dobrze płatnym, tajnym projekcie „Teoria”.
Soichiro tłumaczył i prosił, ale
Reiko była nieugięta. Wiedziała, że przy słabym zdrowiu nie może wykonywać już
dłużej żadnej ciężkiej pracy. A nawet gdyby, to zostanie shinigami było poza
jej zasięgiem, skoro nie posiadała zbyt dużo energii duchowej. Zaś dzięki
projektowi miała możliwość przebywania w Seireitei na specjalnej przepustce i
odwiedzania swojego męża w czasie przerwy na lunch.
Jeszcze na początku rodzina Miyagi
próbowała przysporzyć im nieco kłopotów, ale obecny kapitan Trójki, okazał się
w tej kwestii bardzo wyrozumiały dla swojego podwładnego. W końcu zrezygnowali,
widząc, jak nieugięty jest ich syn. Zamiast tego pogrzebali o nim wszelką
pamięć, udając, że Soichiro nigdy nie istniał.
Niejednokrotnie wtedy z pomocą
przychodził Ruichiro, który nigdy nie zdecydował się zerwać kontaktu z bratem.
Wspierał go, jak tylko mógł. Co jakiś czas wymykał się do Rukongai, przynosząc
młodemu małżeństwu różne prezenty. W wycieczkach pomagała mu oczywiście Hanabi,
która choć nie znalazła w sobie odwagi, by mu towarzyszyć, z radością kryła go
przed rodzicami.
– Rui! – uradował się Soichiro. – Jak miło cię widzieć.
– Przyniosłem wam coś.
– Nie musiałeś – powiedziała Reiko, ale z uśmiechem zaakceptowała
podarunek. – To bardzo miłe z twojej strony, że cały czas nam pomagasz.
– Właśnie, Rui, trochę więcej wiary w starszego brata.
– Wierzę, że dbasz o Reiko – powiedział Ruichiro. – Ale pozwól sobie
pomóc. W przeciwieństwie do naszych rodziców, ja nie wybrałem bycia twoim
wrogiem. Chcę, żebyś zawsze o tym pamiętał. – Mężczyźni wymienili
porozumiewawcze spojrzenia. – Poza tym, chciałem was powiadomić o moich
zaręczynach z Hanabi…
– Gratuluję – powiedział Soichiro. – Wiedziałem, że ten dzień w końcu
nadejdzie.
– Zorientowałeś się?
– Gratuluję, Ruichiro – powiedziała Reiko i również uściskała gościa. –
Następnym razem przyprowadź Hanabi ze sobą. Jej też wiele zawdzięczamy, chociaż
mogłaby nas nienawidzić za to, jak wszystko się potoczyło.
– Nie, Reiko, nie martw się. Hanabi wspomina waszą dwójkę bardzo ciepło.
– Właściwie, my też chcemy ci się czymś pochwalić – oznajmił Soichiro i
objął ukochaną, kładąc dłonie, na jej brzuchu. – Spodziewamy się dziecka.
– To wspaniale – powiedział Ruichiro. – Chłopiec czy dziewczynka?
– Jeszcze nie wiemy. Niebawem wybieramy się do kapitan Unohany, zgodziła
się zaopiekować Reiko podczas ciąży.
– Same cudowne wieści – zaśmiał się młody dziedzic rodziny Miyagi. –
Szkoda, że nie będziecie mogli zjawić się na ślubie.
– Jak nie? Powiedz tylko kiedy i wypatruj nas, gdzieś na dachach. Nie
zostawimy was samych z tymi rekinami.
– To prawda. Jesteśmy z tobą, Ruichiro – przyznała Reiko.
– Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy.
– Zawsze jesteś tu mile widziany.
– Mam nadzieje, że kiedyś będę mógł wam powiedzieć to samo – odparł
młodzieniec. – Gdy już przejmę rolę głowy rodziny.
I tak mijały lata.
***
Reiko krzątała się po kuchni,
przygotowując obiad i nucąc jakąś piosenkę. W rogu na podłodze bawił się kilkuletni
chłopczyk z blond czupryną. Jego cztery lata starsza siostra, siedziała obok na
stołku, z dumą doglądając braciszka. Reiko spojrzała w ich stronę i uśmiechnęła
się pod nosem, szczęśliwa, że ma takie cudowne dzieci. Rozległo się pukanie do
drzwi.
– Setsuko, otworzysz?
– Tak! – krzyknęła dziewczynka i zeskoczywszy ze stołka, pobiegła do
drzwi. – Wujek!
– Witaj, Setsuko – padło i do kuchni wkroczył Ruichiro. – Witaj, Reiko.
I Shigeru. Mam dla was prezenty.
– Yey! – krzyknęły chórem dzieciaki, a Reiko pokiwała głową z
dezaprobatą. – Dziękujemy, wujku!
– Dziękuję Ruichiro, zawsze ich rozpieszczasz.
– Chociaż tyle mogę zrobić – odparł blondyn. – Gdzie Soichiro?
– Niedługo powinien wrócić z pracy. Siadaj. Kawy? Herbaty?
– Kawy.
– Mam nadzieję, że zostaniesz na obiad – powiedziała Reiko i spojrzała
na swoje pociechy. – Idźcie do salonu się pobawić. Tylko grzecznie.
– Nie, nie chciałbym sprawiać kłopotu.
– Przecież to żaden kłopot – oburzyła się Reiko, łapiąc się pod boki. –
Soichiro na pewno się ucieszy.
– Niech ci będzie.
– Jak się miewa Hanabi?
– Nienajlepiej znosi ciążę – westchnął Ruichiro. – Ale jest pod dobrą
opieką. Lekarze mówią, że wszystko będzie dobrze.
– Pozdrów ją i życz zdrowia.
– Oczywiście.
– Wybraliście już imię?
– Tak. Naszą córkę nazwiemy Chinatsu – oznajmił Ruichiro. – Boję się
tylko, że rodzice zaczną się wtrącać do jej wychowania.
– Wbrew pozorom wam to wyszło na dobre.
– Nas bardziej wychowała służba – zaśmiał się Miyagi. – Nadal nie
pogodzili się z odejściem Soichiro, więc może być różnie, ale poradzimy sobie.
– W razie czego…
– Wiem. Ale zdecydowaliśmy się tam zostać. Mam tylko nadzieję, że nasze
dzieci będą się ze sobą dogadywać.
– Ja też.
Dobrze zobaczyć, że prócz tych wszystkich strasznych rzeczy, które zdarzyły się później, w historii Setsuko jest tak piękny i ciepły epizod. Postawiłaś też w lepszym świetle pojedyncze jednostki z rodu Miyagi i do Ruichiro nie żywię żadnych negatywnych uczuć.
OdpowiedzUsuńTeraz tylko czekać na "Dorwać lisa" i "Wspomnienia Byakuyi" i będzie po wszystkim.
Pozdrawiam